Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD (37): Ochrona środowiska w NRD

Mówiąc o ochronie środowiska w NRD jestem trochę ahistoryczny - w tych czasach w bloku socjalistycznym mało się środowiskiem przejmowano.

Pisałem już o zakładach Leuna - środowiskowo była to jedna wielka katastrofa, inne zakłady nie odbiegały standardami od tego.

Nawet w naszych mało uprzemysłowionych okolicach Lasu Turyńskiego nie było wcale dobrze. Glas i Porcelana nie były zbyt uciążliwe dla środowiska - właściwie emitowały jedynie spaliny od grzania pieców do wypalania porcelany i topienia szkła, a porcelana na hałdzie nie jest szczególnie szkodliwa - bo to w zasadzie tylko taka forma minerału. Problem środowiskowy leżał gdzie indziej.

Ilmenau składało się w dużej części ze starych domów ogrzewanych piecami. Tylko nowe osiedla i kampus były ogrzewane centralnie ciepłem odpadowym z Glasu. No a reszta musiała palić tym, co było dostępne. A w NRD dostępne były praktycznie wyłącznie brykiety z węgla brunatnego.

Brykiet z węgla brunatnego (nie NRD-owski, tam wyglądały inaczej)

Brykiet z węgla brunatnego (nie NRD-owski, tam wyglądały inaczej) Źródło: Wikipedia Autor: Markus Schweiß

W NRD prawie nie było węgla kamiennego, za to sporo brunatnego - więc nie było wyjścia. Ale brykiety takie to nie jest zbyt czyste paliwo, zwłaszcza tak zasiarczone jak w NRD. Spalanie ich powoduje emisję mnóstwa pyłów i gazów o niezbyt przyjemnym zapachu. Elektrownia na węgiel brunatny (niestety nie NRD-owska) ma całe instalacje do wyłapywania tych pyłów i odsiarczania spalin, ale w piecu domowym oczywiście niczego takiego nie ma. Stąd nad leżącym w dolinie miasteczkiem przez całą zimę unosił się regularny smog. Gdy wiał silniejszy wiatr nie było tak źle, ale normalnie, w budynkach uczelni leżących w mieście lepiej było nie wietrzyć. Naprawdę, lepiej było siedzieć na sali wykładowej zasmrodzonej przez ludzi, niż wywietrzyć - czyli wpuścić te wyziewy pyłowo-siarkowe do środka. Zawartość siarki w tych spalinach była też jedną z głównych przyczyn kwaśnych deszczów niszczących lasy.

Na zdjęciu poniżej: Fabryka brykietów w Espenhain, najbardziej zanieczyszczone miejsce w NRD.

Fabryka brykietów w Espenhain

Fabryka brykietów w Espenhain Źródło: www.nach-gedacht.net

A raz jeden, roku nie pamiętam, ale na podstawie listy alarmów smogowych w Niemczech zamieszczonej w niemieckiej Wikipedii wnioskuję, że musiał to być początek lutego 1987, zdarzyło się coś niesamowitego. Przez dobry tydzień wiatr nie wiał prawie wcale, i to w sporej części Europy. W Berlinie Zachodnim wprowadzono alarm smogowy i ograniczenia w ruchu samochodów, żeby nie pogarszać sytuacji (we wschodnim oczywiście wszystko było OK, dwusuwowe Trabanty i Wartburgi mogły jeździć jak zwykle). Potem przyszedł łagodny powiew i wtedy się zaczęło. Czegoś takiego nigdy wcześniej ani później nie widziałem i nie chciałbym już więcej zobaczyć.

Chodziłem wtedy wieczorami do centrum obliczeniowego, położonego obok budynków uczelni na górce nad kampusem. Dla skrócenia drogi chodziłem na przełaj przez łąkę. Normalnie, niezależnie od warunków pogodowych dróżkę było widać wystarczająco, nawet w bezksiężycową noc wystarczały światła miasteczka. Raz co prawda w taki bezksiężycowy wieczór raczej usłyszałem i wyczułem niż zobaczyłem na ścieżce coś dużego, ciepłego i oddychającego, ominąłem to na wszelki wypadek szerokim łukiem, następnego dnia okazało się, że to był wielki byk - na tej łące wypasano czasem krowy. Ale tego wieczora wyszedłem po pracy i okazało się, że widoczność wynosi poniżej jednego metra. Autentycznie - wzrok nie sięgał gruntu! Wszędzie szare mleko. Widać było tylko jaśniejsze miejsca tam gdzie były jakieś lampy, a i to nie dalej niż na jakieś 50 metrów. O pójściu na przełaj nie mogło być nawet mowy, poszedłem ulicą. Nie chodnikiem - ulicą przy krawężniku, żeby macać drogę nogą. Dla oszczędności świeciła się co druga lampa uliczna - w połowie odległości między dwiema świecącymi był moment, gdy nie było widać dokładnie nic oprócz niejasnej szarości daleko z przodu i daleko z tyłu i trzeba było posuwać się całkowicie po omacku. Na dole na szczęście było już trochę lepiej, chociaż z okna baraku nie było widać sąsiedniego baraku położonego o mniej niż 10 metrów. Było widać tylko światło z tego kierunku. Na placyku koło mensy stał Wartburg z uchyloną nieco szybą, przez szczelinę wystawały jakieś rurki i słychać było pracującą elektryczną pompkę. Wyraźnie pobierali nieoznaczonym samochodem próbki powietrza. Następnego dnia rano widoczność wróciła, ale śnieg był cały żółtobrązowy, widać było wyraźnie po śladach jak powietrze opływało różne przeszkody.

Historię tę dedykuję do namysłu zielonym ekoterrorystom. Stop! Powiedziałem: "Do namysłu"! Bez namysłu jest to historia o tym, jak bardzo be są paliwa kopalne, zwłaszcza bez żadnych filtrów. A teraz z namysłem: Jak zapewnić ciepło i prąd ludziom przy pomocy wiatraków i energii słonecznej w długie, bezwietrzne, zimowe wieczory?

W następnym odcinku: Obyczajowość w NRD.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


1 komentarz do “Żegnaj NRD (37): Ochrona środowiska w NRD”

  1. curious pisze:

    hej 🙂
    Jest kilka nowych prostych pomysłów ale jak wiadomo od teorii do praktyki troche drogi jest.

    pierwszy to destylarnie słoneczne. Małe instalacje destylujące bioodpady (tzn. „zacier”) do alkoholu.
    już przy 60% taki eko-bimber sie pali , powyżej 80% można nim zasilać silnik – ale raczej większy – do nowoczesnych aut z turbodoładowaniem, wilowtryskami i obłędnie drogim katalizatorem sie nie nadaje.

    zalety – prostota i opcja 'standalone’ – kolektor, beczka, destylator – wszystko można wpakować w jeden kontener. Pracuje całe lato gdy 60C osiąga cokolwiek położone bezpośrednio na słońcu bez kosmicznych próżniowych technologii kolektorów.

    wady – produkt jest łatwopalny i lekko kwaśny i żeby go składować na zimę potrzeba sporych beczek. W dużych miastach może to być problem.

    drugi pomysł to wiatraki , ale zamiast produkować energię elektryczną – takie produkujące sprężone powietrze.
    Zaleta nad elektrycznością – 21 wiek to bogactwo plastików. więc zamiast drogiej miedzi na kable przesyłowe, transformatory itd. można do przesyłu (i magazynowania) energii użyć plastikowych rur. I co najlepsze im dłuższa linia przesyłowa tym więcej energii gromadzi.
    dodatkowo do produkcji elektryczności potrzebne są wysokie obroty i niski moment obrotowy. do produkcji sprężonego powietrza – dokładnie odwrotnie.
    Im większy wiatrak tym bardziej wydajny – to wiadomo – ale i niższa możliwa prędkość obrotowa w centrum. Tak więc sprężanie powietrza wychodzi bardziej optymalnie dla dużej skali.

    wady – sprężone powietrze w rękach idiotów to prosty sposób na eksplozję. system jest w zasadzie w miare bezpieczny tak do 10-13 bar. ale bardzo łatwo policzyć że wydajność wzrasta praktycznie liniowo. więc skoro zainwestwaliśmy x pieniedzy w instalację na 10 bar, i daje nam ona możliwość składowania y KWh – proporcjonalnie do dostępnej w systemie objętości rur i zbiorników, to jeżeli zwiększymy ciśnienie do 20 bar , to wyciskami 2x tyle pojemności z tej samej objętości. to daje nam koszty inwestycyjne /2. a może by tak 25 bar jak dobrze wieje? inspekcje zbiorników też po co robić, no i w końcu zaczną się wypadki. 50L stalowy zbiornik napompowany do 30 bar wybucha spektakularnie (zwykle razem z kawałkiem ściany), chociaż mogł pracować z takim ciśnieniem kilka lat bez problemu.

    pozdrawiam 🙂

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów