Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Jajako socjolog-amator o katastrofie w Smoleńsku

Oczywiście z tym socjologiem-amatorem to trochę przesadzam, socjolog ze mnie żaden, nawet jako amator, ale chciałem tytuł do reszty cyklu dopasować.

Poczytuję w różnych miejscach dyskusje na temat katastrofy, gdzieniegdzie nawet spróbowałem zmierzyć głębokość otchłani, ale tyczkę do pomiaru mam za krótką. Mimo to podzielę się paroma obserwacjami.

Pierwsza jest trywialna: Im mniej ludzie wiedzą o świecie tym bardziej wierzą w spiski. Nic odkrywczego, ale pośmiać się można. W jednej z dyskusji że mgła nad Smoleńskiem została wywołana sztucznie, byłem przekonywany przez człowieka uważającego że para wodna nie jest przezroczysta, a potem podpierającego się Wikipedią przy stwierdzeniu że jest w normalnych warunkach przezroczysta bo jest przegrzana. Pojęcie o technice miał na podobnie wysokim poziomie. Jego nick przemilczę, kopanie leżącego nieładne jest.

Druga jest chyba trochę mniej trywialna: Większość zwolenników spisku neguje istnienie nacisku na pilotów. Chyba zrozumiałem dlaczego oni tak myślą. To nie jest wyparcie. Na ślad naprowadziło mnie często zadawane pytanie typu: "może niech wytłumaczą dlaczego im bliżej lotniska tym więcej paliwa?"

Zakładam, że człowiek zadający takie pytanie stenogram przeczytał. No bo inaczej skąd by wiedział o tej niezgodności danych?  Poczytajmy i my:

    • 10:10:14 Około 11 ton do lądowania.
    • 10:18:24 Mamy około 13-12,5 ton.
    • 10:23:56 Pozostało 11 ton.
    • 10:33:25 Aktualnie mamy 12 ton.

Nie zgadza się. No dobrze, ale każda z tych wypowiedzi jest w jakimś kontekście. Po sprawdzeniu kto pyta wychodzi nam, że pierwsza i trzecia wartość to odpowiedzi na pytanie kontrolera ruchu, druga i czwarta na pytanie pilota.

No i jeżeli teraz ktoś nie jest w stanie zrozumieć dlaczego te wartości są różne, to wcale się nie dziwię że nie rozumie istnienia nacisku na pilotów - bo w obu wypadkach potrzebna jest empatia.

Najpierw wyjaśnienie dla nie rozumiejących: Kontrolerowi ruchu podawane są wartości zaniżone, bo jest to w interesie załogi. Im mniej paliwa, tym łatwiejsza zgoda na lądowanie, mniej zapędów do odsyłania na następny krąg albo lotnisko zapasowe. Poza tym zawsze lepiej mieć zachomikowany jakiś zapas na czarną godzinę, nie tylko z paliwem w samolocie tak jest. Natomiast wypowiedzi druga i czwarta są prawdziwe i zmieniają się w sensownie w czasie.

Teraz diagnoza: WO twierdził kilkakrotnie, że teorie spiskowe wyznają ludzie, którzy nigdy nic konkretnego i w zespole nie robili, bo tylko tacy mogą być przekonani że każda rzecz która poszła źle nie udała się tylko dlatego, że ktoś celowo i w dokładnie zaplanowany sposób zrobił sabotaż.

Czyli teoretycznie zrobienie jakiegoś zespołowego projektu powinno każdego z takich złudzeń wyleczyć. Ale niestety w praktyce to tak nie działa.

Zwróćmy teraz uwagę na ten brak empatii. Przecież coś takiego jak z tym paliwem to nie jest jakaś niespotykana sytuacja. Na przykład czy w codziennym życiu nie zdarza się kolega sępiący stale jakąś pożyczkę? Czy zawsze odpowiada mu się prawdziwą informacją o bieżącym stanie własnego portfela?

Ups, a może słowo kluczowe brzmi "własnego"? No właśnie. Znowu empatia. O swoje zadbam, innych dbających o swoje nie rozumiem.

Skąd się bierze brak empatii? Tu wchodzę na śliski grunt psychologii i psychiatrii i nie obrażę się gdy ktoś mi wytknie że piszę głupoty. Generalnie brak empatii może być objawem zaburzeń ze spektrum autystycznego (albo jeszcze jakichś innych, nie znam się za dobrze), związany z ciężkimi przeżyciami albo wychowaniem. Autorytarnym. A co jeszcze koreluje z autorytarnym wychowaniem? Ciepło, ciepło... No pewnie że poglądy prawicowe. Jak to się wszystko ładnie składa.

Ale wnioski z tego są smutne. Nie da się przekonać zwolennika teorii spiskowych po prostu dostarczając mu informacji. To nie jest tylko brak wiedzy i/lub doświadczenia. Przykład? Był w USA taki jeden facet piszący książki o Apollo Hoax - niejaki Bill Kaysing. I nic mu nie pomogło, że był zatrudniony w firmie Rocketdyne która robiła silniki do Saturna V, i to przy dokumentacji technicznej. On uważał że to była ściema i już.

Podobnie krajowemu wyznawcy spisków nie pomogłoby nawet gdyby własnoręcznie wydobył wszystkie czarne skrzynki z wraku samolotu, osobiście zgrał z nich informacje i wrzucił je w sieć. I tak znalazłby jakąś furtkę żeby stwierdzić manipulację. Bo to nie brak wiedzy, tylko nastawienie i głęboko wpojony sposób myślenia.

Wykres lotu Tu-154 można zobaczyć TUTAJ.

July 1st, 2010 at 00:25 | #98
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Katastrofa Smoleńsk

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


11 komentarzy do “Jajako socjolog-amator o katastrofie w Smoleńsku”

  1. licorea_bart pisze:

    @Im mniej ludzie wiedzą o świecie tym bardziej wierzą w spiski.

    Mnie się kiedyś urodził taki pomysł, że największe szanse na memetyczne powodzenie ma teoria spiskowa, której ślady można zaobserwować z własnego ganku. Oczywiście to nie zawsze działa, bo choć chemtrailsy w ciągu ledwie 20 lat istnienia wyszły na czoło peletonu, to do spiskowego mainstreamu nie przebiła się moja ukochana opowieść o numerach na odwrotach znaków drogowych jako zaszyfrowanych komendach dla wojsk NWO. Z dużą sympatią śledzę polski (chyba) pomysł pt. Znaczniki maszynowe jako oznaczenie ilości sztucznej chemii w twoim kremie.

  2. mario-radyja pisze:

    Twierdzenie o naciskach również jest teorią spiskową propagowaną przez GW. Trzeba złamać parę rozsądnych założeń, żeby w nią uwierzyć.

    Po pierwsze, można dwóch pilotów skłonić do samobójstwa.
    Po drugie, pilot złamie wcześniejszy plan o odejściu (przelecimy, powisimy 30 min i na drugie lotnisko).
    Po trzecie, pilot musiałby lądować przed bliższą radiolatarnią nad którą powinien przejść na wysokości 70 m. Zapomniał o niej? Dwóch pilotów zapomniało o niej?

    Jedyny nacisk jaki mógł odnieść skutek, to że przelecą nad lotniskiem bez lądowania. I akurat tyle zamierzali.

  3. cmos pisze:

    @mario-radyja
    Twierdzenie o naciskach również jest teorią spiskową propagowaną przez GW. Trzeba złamać parę rozsądnych założeń, żeby w nią uwierzyć.

    Hm. Co to jest „złamanie założeń”? Złamać to można przepisy albo zasady.

    Po pierwsze, można dwóch pilotów skłonić do samobójstwa.
    Nie rozumiem. To jest założenie? To jest jakieś stwierdzenie ogólne nie wiążące się z konkretnym wypadkiem. Znaczy sugerujesz,że piloci zostali skłonieni do samobójstwa? A jak to się robi bez nacisku? Mówiąc im „Kocham was, alleluja i do przodu?” A Mohamed Atta z nimi nie leciał?

    Po drugie, pilot złamie wcześniejszy plan o odejściu (przelecimy, powisimy 30 min i na drugie lotnisko).
    Znowu nieprecyzyjnie się wyrażasz. Znaczy twierdzisz że pilot zachował się niezgodnie z procedurami, zasadami i uprawnieniami tak sobie, bez nacisku?

    Po trzecie, pilot musiałby lądować przed bliższą radiolatarnią nad którą powinien przejść na wysokości 70 m. Zapomniał o niej? Dwóch pilotów zapomniało o niej?
    Robiłeś kiedyś z życiu swoim coś pod naciskiem? Goniące terminy, wkurzony kluczowy klient czy coś takiego? Najwyraźniej nie. Niech zgadnę: Budżetówka? A może jeszcze szkoła i mieszkanie z rodzicami?

    Jedyny nacisk jaki mógł odnieść skutek, to że przelecą nad lotniskiem bez lądowania. I akurat tyle zamierzali.
    Nie rozumiem zdania. „Nacisk, że przelecą bez lądowania„. Co to w ogóle za bełkot?

    Sformułuj swoje tezy mniej bełkotliwie i w poprawnym języku polskim to podyskutujemy.

  4. mario-radyja pisze:

    Facet, wywołałeś mnie na forum do odpowiedzi, to wracam. Ale po twoich „kontraargumentach” widzę, że tobie nie zależy na merytorycznej dyskusji. Moim zdaniem wyraziłem się jasno za pierwszym razem, a ty wkładasz wiele wysiłku w to, żeby nie zrozumieć, o co mi chodziło.

    Pierwszy argument zbywasz sprowadzeniem do absurdu.
    Drugi zbywasz „nieprecyzyjnością” mojej wypowiedzi.
    Na trzeci odpowiadasz personalnym atakiem ad hominem.

    A więc od nowa:

    1. Jest hipoteza o presji Kaczyńskiego na pilota, żeby lądował we mgle. Zwracam uwagę, że ta hipoteza jest publicznie formułowana w odniesieniu do jednego pilota, tak jakby w kabinie był tylko jeden samotny zahukany młody facet, którego zakrzyczał Prezydent Zwierzchnik Sił Zbrojnych.

    Otóż w kabinie było trzech dorosłych ludzi. Dwóch pilotów i jeden nawigator. Ja rozumiem, że dałoby się jednego człowieka poddać presji, ale trzech ludzi nie da się tak łatwo poddać presji, bo sobie daja wzajemne wsparcie. To są profesjonaliści, którzy znają się na swoje pracy. Skoro bawisz się w socjologa amatora, to powinieneś to uwzględnić.

    2. Wg. stenogramów pilot kilkanaście minut wcześniej w kilku różnych postaciach przekazywał informację o tym, że nie da się wylądować. On wiedział, że nie da się wylądować. Jedyne co obiecywał organizatorom lotu (Arabski?) to że wykona przelot nad lotniskiem i odleci na lotnisko zapasowe.

    Dokładnie tak kapitan formułował swój plan. Jeżeli w rzeczywistości wykonywał manewr lądowania, to znaczyłoby, że w ostatniej chwili zarzucił swój wielokrotnie opisywany plan. Moim zdaniem on robił dokładnie to co zaplanował, czyli przelot.

    Coś się zdarzyło w tym czasie. To mogła być usterka.

    3. Samolot nad bliższą radiolatarnią powinien przelecieć na wysokości 70 metrów. Przeleciał na wysokości 20 metrów. Piloci są profesjonalistami i nie popełniliby takiego błędu. Może jeden, ale nie dwóch pilotów. Radiolatarnia pomaga pilotom zorientować się w przestrzeni, i dopiero ona sygnalizuje bliskość lotniska i sygnał do obniżania.

    Gdyby faktycznie pilot wykonywał ślepe lądowanie po omacku we mgle, to przeszedł by nad dalszą na wysokości ok. 70 metrów, a następnie obniżał się dalej. W efekcie rozbiłby sie w pobliżu samego pasa startowego.

    Rozumiesz? Samolot rozbił sie za daleko od lotniska, żeby uznać to za wynik ryzykownego manewru lądowania.

  5. cmos pisze:

    @mario-radyja
    Pierwszy argument zbywasz sprowadzeniem do absurdu.
    Drugi zbywasz „nieprecyzyjnością” mojej wypowiedzi.
    Na trzeci odpowiadasz personalnym atakiem ad hominem.

    Spróbuj tak na zimno rozebrać Twoje argumenty z pierwszego posta gramatycznie. Nie da się merytorycznie dyskutować ze zdaniami których nie da się zrozumieć. Za tym razem udało Ci się sformułować je lepiej, teraz dopiero jest jakaś podstawa do dyskusji.

    A więc od nowa:
    1. Jest hipoteza o presji Kaczyńskiego na pilota, żeby lądował we mgle. Zwracam uwagę, że ta hipoteza jest publicznie formułowana w odniesieniu do jednego pilota, tak jakby w kabinie był tylko jeden samotny zahukany młody facet, którego zakrzyczał Prezydent Zwierzchnik Sił Zbrojnych.

    Zaraz, chyba bierzesz to zbyt dosłownie. Wiadomo że nacisk jest na całą załogę, ale coś takiego skupia się zawsze na dowódcy czy kierowniku. Jak przychodzi CEO naciskać żeby w projekcie zrobić to czy tamto to nie rozmawia z pierwszym lepszym koderem tyko z kierownikiem projektu. A jak coś nie wyjdzie to wylatuje kierownik projektu a nie koder. Więc koder nie ma dużego stresu i nacisku, prawdziwy stres ma ten kierownik. I wsparcie całego zespołu koderów a nawet i architekta systemu nic mu nie da – bo to on ponosi całkowitą odpowiedzialność i konsekwencje.
    Chciałbym przy tym przypomnieć, że Prezydent był akurat najwyższym szefem dowódcy załogi, władnym wywalić go z roboty z pominięciem wszelkich zasad, procedur i w sposób praktycznie wykluczający odwołanie. I dowódca widział już tego szefa w akcji, jego kolega o mało co nie poszedł na bruk dlatego że zachował się zgodnie z procedurami. A jak ma się rodzinę z dwójką dzieci na utrzymaniu to człowiek różne, niekoniecznie dobre rzeczy zrobi, byle CEO był zadowolony.

    2. Dokładnie tak kapitan formułował swój plan. Jeżeli w rzeczywistości wykonywał manewr lądowania, to znaczyłoby, że w ostatniej chwili zarzucił swój wielokrotnie opisywany plan. Moim zdaniem on robił dokładnie to co zaplanował, czyli przelot.

    W tym rozumowaniu jest błąd. Zakładasz, że pilot powiedział dokładnie to, co zaplanował. Nie widzę podstaw do przyjęcia takiego założenia. Ja za znacznie prawdopodobniejsze uważam, że powiedział że zrobi to, co zgodnie z procedurami było mu wolno zrobić (mniej więcej, bo to też co najmniej dyskusyjne, ale oni i tak aż tak bardzo wagi do procedur nie przykładali), a wykonywał swój niewypowiedziany plan lądowania i zasłużenia się u swojego CEO.
    Zauważ, że powiedzenie z góry „będę lądował” zarejestrowane na taśmie byłoby podstawą do dyscyplinarnego ukarania go za przekroczenie uprawnień czy złamanie procedur, niezależnie od wyniku tego manewru. Powiedzenie „zobaczymy” umożliwia wykręcenie się tekstem typu „akurat była przerwa we mgle, więc szybko wylądowałem, dostanę jakąś nagrodę za dzielność?„.

    Coś się zdarzyło w tym czasie. To mogła być usterka.

    I po krytycznej usterce drugi pilot tuż nad ziemią spokojnie mówi „odchodzimy„? Lubię fantastykę, ale to się kupy nie trzyma.

    3. Samolot nad bliższą radiolatarnią powinien przelecieć na wysokości 70 metrów. Przeleciał na wysokości 20 metrów. Piloci są profesjonalistami i nie popełniliby takiego błędu.

    Wiesz co, prawdziwego profesjonalistę poznaje się po tym, że trzyma się procedur. Prawdziwymi profesjonalistami byli na przykład ci piloci co lądowali na rzece Hudson, mimo maksymalnie krytycznej sytuacji wykonali oni ile się dało z procedury wodowania, dokładnie tak jak ona była napisana. Jak ktoś odchodzi od procedury, to otwiera sobie drogę do robienia dowolnie głupich błędów. W takiej sytuacji nie ma czasu na wymyślanie które z punktów są teraz ważne, a które możemy sobie pominąć. Wiesz, teraz robię projekt u klienta, oni tu nie trzymają się zasad i procedur robienia takich rzeczy i całość zmierza ku katastrofie przez bardzo głupie błędy których by nie było, gdyby robić to wszystko porządnie. A przecież wszyscy tu to profesjonaliści i wiedzą że tak się nie powinno robić.

    Dalej w następnym komentarzu.

  6. cmos pisze:

    @mario-radyja
    Teraz dalej, bo komentarz robił się za długi.

    odpowiadasz personalnym atakiem ad hominem.

    To nie był atak personalny, tylko pytanie o osobiste doświadczenie. Twoje argumenty dowodzą, że nie rozumiesz sytuacji pracy zespołowej, nie rozumiesz istnienia nacisku dopóki nie został on sformułowany wprost, nie rozumiesz sytuacji poddanego naciskowi jedynego żywiciela rodziny, nie masz doświadczenia w stosowaniu procedur, nie rozumiesz idei „d***chronu” (mam na myśli to, że nie powiedział „będę lądował„, żeby nie było tego na taśmie) itd. To nie jest zarzut osobisty, to jest wskazanie Twojego braku wiedzy i osobistego doświadczenia w istotnych tutaj tematach.

  7. cmos pisze:

    @mario-radyja
    Jeszcze uzupełnienie:

    ale trzech ludzi nie da się tak łatwo poddać presji, bo sobie daja wzajemne wsparcie.”
    „Dokładnie tak kapitan formułował swój plan.

    No to jeszcze zwróć uwagę na wsparcie załogi dla dowódcy zawarte w słowach „Dasz Arek radę„. Chcesz powiedzieć, że oni go wspierają w zamiarze przelecenia nad lotniskiem? Czy że wspierają go w zamiarze nie poddania się naciskom? Dla nich jest oczywiste że będzie lądowanie, nie trzeba w ogóle tego słowa mówić. Oni czują taki nacisk, że bez słowa godzą się na złamanie zasad, procedur i uprawnień. I ja ich rozumiem. Ty – nie.

  8. janekr pisze:

    Mam pytanie. Podobno polski raport został (pozytywnie) zrecenzowany w innych krajach przez fachowców.
    Nie mogę znaleźć namiarów. Czy masz pomysł, jak szukać?

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów