Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Na ulicy widziane: Ale co??? (Już wiadomo: TVR Tasmin)

Któryś z sąsiadów jeździ czymś takim:

TVR 280i Tasmin, 1981–1988

TVR 280i Tasmin, 1981–1988


TVR 280i Tasmin, 1981–1988

TVR 280i Tasmin, 1981–1988

 Nie mam pojęcia, co to w ogóle jest. Nie ma żadnego znaczka, nazwy, nic co pomogłoby zidentyfikować markę. Nie wiem nawet który to sąsiad - to jest drugi samochód, jeżdżony tylko z rzadka, ani razu nie widziałem kto do niego wsiada.

Ktoś może taką markę zna?

EDIT: Przypadkiem znalazłem: Jest to TVR Tasmin. Trudno się dziwić, że nikt takiego pojazdu nie zna, bo zrobiono ich wszystkich tylko około 1200 sztuk, z czego duża część poszła do USA.

TVR 280i Tasmin, 1981–1988

TVR 280i Tasmin, 1981–1988

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

5 komentarzy

Żegnaj NRD Update: „Ganz unten”

W bibliotekach tutaj regularnie urządzane są bazary, na których sprzedawane są używane książki. Pochodzą one najczęściej od ludzi, którzy po prostu przynoszą niepotrzebne już im pozycje do biblioteki. Ceny są bardzo niskie - 50 centów do 1,50 EUR, a panie z biblioteki najczęściej zaokrąglają jeszcze rachunek w dół.

Ostatnio wybrałem sobie parę pozycji pasujących do cyklu o NRD. Dziś o książce "Ganz unten" Güntera Wallraffa, o której pisałem w odcinku o kulturze w NRD.

Günter Wallraff - Ganz Unten

Günter Wallraff - Ganz Unten

Przy okazji dodałem do tamtego wpisu zdjęcie okładki.

Książka narobiła w tamtych czasach (1985) sporo hałasu w Niemczech, tylko w pierwszych sześciu tygodniach jej dystrybucji sprzedało się jej 1,6 miliona egzemplarzy. Potem pojawiły się jeszcze kolejne, uzupełnione wydania, film dokumentalny, tłumaczenia na inne języki i parę wydań w NRD.

W NRD kupił sobie ją jeden z moich współlokatorów, nie pamiętam który to był rok i czy było to przed czy po moim wyjeździe do RFN, ale przeczytałem ją, przyznaję że niezbyt dokładnie. Kojarzy mi się jakoś że wydanie NRD-owskie było chyba znacznie cieńsze od książki którą teraz kupiłem. Może to cieńszy papier, może mniejsza czcionka, a może jednak coś wycięli.

Przeczytałem "Ganz unten" ponownie po ponad dwudziestu latach. I muszę przyznać, że uczucia mam mieszane. Z jednej strony książka dokumentuje faktycznie istniejącą niechęć i wrogość do obcokrajowców. Z drugiej strony autor w wielu miejscach przegina. Zresztą już za pierwszym czytaniem wkręcanie faceta prowadzącego firmę wynajmującą pracowników w wynajęcie kogoś do posprzątania w elektrowni jądrowej po wypadku mocno mi przeszkadzało. A cała akcja z przebieraniem się za Turka z najniższej klasy niskiej i wpuszczaniem go w różne miejsca społeczeństwa była niewątpliwie zrobiona pod tezę. Według mnie, przed zakwalifikowaniem pewnych zachowań jako Ausländerfeindlichkeit (wrogość wobec obcokrajowców) warto byłoby zrobić próbę czy nie jest to po prostu wrogość do osób z niższej klasy. Szczególne wątpliwości nachodzą mnie, gdy autor próbuje jako zagrożony deportacją Turek ochrzcić się w katolickich parafiach w bogatych dzielnicach. Ciekawe czy udałoby mu się to, gdyby poszedł do tych samych parafii jako bezdomny Niemiec.

Może nie obracam się "ganz unten", ale mam wrażenie że przez ostatnie 25 lat sporo się zmieniło. Czasem na lepsze - na przykład nie spotkałem się przypadkami szykanowania personelu sprzątającego obcego pochodzenia przez klientów, opisywanymi w książce. W innych przypadkach trudno powiedzieć czy to zmiana na lepsze - różne zagrywki pracodawców (np. Leiharbeit - jak to jest po polsku?) odbierane przez autora jako szykanowanie Ausländrów stały się od pewnego czasu normalną praktyką biznesową stosowaną niezależnie od narodowości pracobiorcy.

Zachęcam do przeczytania "Ganz unten". Jest kawał prawdziwego, dobrego dziennikarstwa śledczego i książka która chociaż trochę zmieniła Niemcy na lepsze.

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Pomyślmy: Ośmiornica Paul to symbol upadku Zachodu

Jak doniosła prasa (EDIT 2015-02-06: Link już zniknął):

"Irański prezydent Mahmud Ahmadineżad oświadczył, że niemiecka ośmiornica Paul, która wsławiła się, prawidłowo typując zwycięzców piłkarskich mistrzostw świata w RPA, symbolizuje całe zło zachodniego świata"

"(...)Powiedział m.in., że słynny głowonóg to symbol dekadencji i upadku "wrogów" Iranu. Jego zdaniem ośmiornica "szerzy zachodnią propagandę i przesądy". "

Jakby się na to nie patrzeć, to on ma rację. Przynajmniej co do meritum. Domaganie się zrobienia z Paula sałatki, bo coś przypadkiem się sprawdziło, to podstawowe niezrozumienie zależności przyczynowo skutkowych i myślenie magiczne. Dekadencja, upadek i przesądy. Kto by pomyślał, że zgodzę się w czymś akurat z Ahmadineżadem.

Jest jednak różnica w naszych poglądach: on krytykuje z pozycji religijnych - Nie wolno wierzyć w takie rzeczy, bo one nie są od naszego Boga, ja z racjonalnych.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Pomyślmy

2 komentarze

Frankfurterki

Dziś o jednej z dwu potraw z Frankfurtem w nazwie - Frankfurter Würstchen. Wbrew pozorom to co innego niż Frankfurter czy frankfurterka.

W Polsce parówki uważane są za poślednią wędlinę i jest to uzasadnione - polskie parówki nigdy mi nie smakowały i nadal nie smakują - ale generalnie to tak nie jest. Dobre parówki są dobre. Żeby zrozumieć różnicę wystarczy porównać w Wikipedii hasło Parówka z hasłem Wiener Würstchen. Otóż w wersji polskiej pod podstawowy skład czytamy:

Wikipedia polska, hasło Parówka

odpadki mięsne nie nadające się do spożycia w formie nie przetworzonej i nie wykorzystywane w produkcji innych wędlin

 

Natomiast w wersji niemieckiej mamy:

Wikipedia niemiecka hasło Wiener Würstchen

verschiedene Teile Rindfleisch und/oder Schweinefleisch der Klasse I, Speck der Klasse II,

 

czyli wołowina i wieprzowina klasy I, boczek klasy II.

I chyba wszystko jasne.

Frankfurter Würstchen to parówki wyłącznie z mięsa wieprzowego, w jelicie owczym, w specjalny sposób wędzone. We Frankfurcie produkowane są podobno od średniowiecza. Ograniczenie wyłącznie do mięsa wieprzowego wynikało z tego, że kiedyś (przynajmniej we Frankfurcie) jeden rzeźnik nie mógł zajmować się i wieprzowiną i wołowiną, stąd produkty wieprzowo-wołowe nie istniały.

W początku XIX wieku jeden z frankfurckich rzeźników przeniósł się do Wiednia, uruchomił tam produkcją takich parówek, ale dodał do nich mięsa wołowego - tam frankfurckie ograniczenie nie istniało. Parówki te nazwał Frankfurter - frankfurterkami. Poza Austrią znane są one raczej jako Wariant wiedeński, czyli Wiener Würstchen.

Dziś Frankfurter Würstchen nie są produkowane w samym Frankfurcie, ale w pobliskim Neu-Isenburgu. A było to tak: W połowie XIX wieku, jeden z frankfurckich rzeźników, Georg Adam Müller, chciał powiększyć swój zakład i produkować parówki na większą skalę. Ponieważ frankfurckie przepisy na to nie pozwalały, w 1860 roku przeniósł produkcję do Neu-Isenburga. Po początkowych problemach z akceptacją przez klientów frankfurterek spoza Frankfurtu interes zaczął się kręcić. Najlepiej kręcił się konkurentowi MülleraWilhelmowi Luftowi, który  wymyślił metodę konserwacji parówek przez zalanie ich słoną wodą i zamknięcie w puszce. Od tego momentu możliwy stał się eksport wyrobów poza region. Było to w końcu lat 80-tych XIX wieku.

Original Frankfurter Würstchen

Original Frankfurter Würstchen

W 1903 roku Hans Wirth otworzył w Neu-Isenburgu kolejną firmę produkującą Frankfurter Würstchen. Szło mu tak dobrze, że w 1969 przejął również firmę Lufta. Obie firmy - G. A. Müller GmbH i Hans Wirth GmbH & Co. KG istnieją i produkują Frankfurter Würstchen do dziś.

POPRAWKA: Właśnie zajrzałem na stronę Hans Wirth GmbH i widzę, że niedawno zaprzestali działalności.

W Polsce prawdziwe Frankfurter Würstchen nie są znane, pod nazwą frankfurterka produkowane są małe kiełbaski. Często niezłe, ale to zupełnie co innego.

Jeszcze jedna historyjka o Frankfurter Würstchen: Kilka lat temu, przy okazji jakiejś dyskusji w Usenecie przeczytałem, że po I wojnie przy okazji Traktatu Wersalskiego odebrano Niemcom między innymi prawa do nazwy Echte Frankfurter Würstchen na teren USA (że niby ten znak towarowy tak wartościowy był), jednak teraz nie udaje mi się potwierdzić tej opowieści mimo intensywnego guglania.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

3 komentarze

Śladami NRD: The Story of Berlin

Akurat w tym samym kwartale w którym mieliśmy hotel znajduje się zachodnie muzeum o nazwie "The Story of Berlin".

Reklama przed wejściem do muzeum The Story of Berlin

Reklama przed wejściem do muzeum The Story of Berlin

Przy wejściu jest oczywiście Trabant i mur, dalej zaczynają się inne rzeczy.

Muzeum The Story of Berlin - Trabant

Muzeum The Story of Berlin - Trabant

Na początku przechodzimy przez imitację bramy i klatki schodowej typowej kamienicy czynszowej. Dalej zaczynają się sale pokazujące obrazki z historii Berlina. Niektóre nawet mi się podobały, ale to było fajne dla kogoś kto historię chociaż z grubsza zna. Trudno było jednak na ich podstawie wyjaśniać dziecku o co dokładnie chodzi - to byłaby dłuższa historia z niewielkim wsparciem w tekstach lub eksponatach z sali. Ale im dalej tym lepiej, już tak od wojny wystawa była bardzo dobra. Wojenne mieszkanie,

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie czasów wojny

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie czasów wojny

zawalona klatka schodowa w cieniu bomby,

Muzeum The Story of Berlin - Bomba

Muzeum The Story of Berlin - Bomba

dalej powojenne mieszkanie wschodnie

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie powojenne wschód

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie powojenne wschód

i zachodnie,

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie powojenne zachód

Muzeum The Story of Berlin - Mieszkanie powojenne zachód

pamiątki z podzielonego miasta.

Dalej mają tam Volvo Honeckera (o którym już pisałem, niestety stoi tak, że nie da się zrobić porządnego zdjęcia),

Muzeum The Story of Berlin - Volvo Honeckera

Muzeum The Story of Berlin - Volvo Honeckera

parę segmentów muru,

Muzeum The Story of Berlin - Fragment muru

Muzeum The Story of Berlin - Fragment muru

i budkę graniczną z NRD-owskim WOPistą. Salę z murem i Volvo można sobie zamówić na imprezę.

Clou programu jest zwiedzanie schronu przeciwatomowego na ponad 3500 ludzi, ulokowanego pod tym samym kwartałem.

Muzeum The Story of Berlin - Wejście do schronu

Muzeum The Story of Berlin - Wejście do schronu

Historia jego jest taka, że władze Berlina Zachodniego dotowały budowę schronów dla cywili sumą około 1000 DM od miejsca. Inwestor budynku postanowił przeznaczyć dolny poziom parkingowy pod budynkiem na schron. Oglądałem kiedyś porządny schron według standardów wojskowych pod Urzędem Miejskim w Szczecinie wiec widziałem od razu, że ten w Berlinie to podpucha żeby wyciągnąć kasę. W końcu ponad trzy i pół bańki DM piechotą nie chodzą. No ale wrażenie robi. Schron wyposażony jest w składane, czteropoziomowe łóżka polowe rozparte miedzy podłogą a sufitem.

Muzeum The Story of Berlin - wnętrze schronu przeciwatomowego

Muzeum The Story of Berlin - wnętrze schronu przeciwatomowego

Normalnie poziom był wykorzystywany jako parking, łóżka były instalowane na żądanie w ciągu kilku dni (jak w tym dowcipie o obowiązku sprawdzania motopompy na najwyżej trzy dni przed pożarem). Śluza wejściowa w ogóle nie budzi zaufania i oczywiście nie istniał żaden realny plan ewakuacji ludności ze schronów po ataku jądrowym.
Podobno mimo tych dotacji w Berlinie powstało tylko około trzydziestu schronów dla ludności cywilnej. Na szczęście nie były i raczej już nie będą potrzebne.

Muzeum The Story of Berlin - Śluza wejściowa do schronu przeciwatomowego

Muzeum The Story of Berlin - Śluza wejściowa do schronu przeciwatomowego

A samo muzeum warto zobaczyć. Z Berlin Welcome Card 25% zniżki.

[mappress mapid="34"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Śladami NRD: DDR Forever, a w Polsce jak kto chce

W bardzo dobrym punkcie, tuż obok Museumsinsel założono Muzeum NRD (DDR Museum).

DDR-Museum Berlin

DDR-Museum Berlin Źródło: www.ddr-museum.de

Jest to wspaniały przykład jak za niewielkie pieniądze zrobić biznes, do którego klienci z całego świata będą walić drzwiami i oknami. Pomieszczenie muzeum jest stosunkowo niewielkie, a eksponaty zgromadzono przede wszystkim przeszukując szafy i szuflady u znajomych. Najwięcej kosztowały specjalnie wykonane szafki ekspozycyjne.

DDR-Museum Berlin

DDR-Museum Berlin Źródło: www.ddr-museum.de

A z ciekawych eksponatów są tam:

  • Trabant, do którego można wsiąść i "przejechać się" przez osiedle z wielkiej płyty (znaczy na monitorze przed samochodem leci film z takiego przejazdu). Można też obejrzeć i pomacać wyposażenie z bagażnika - klucze, skrobaczki do szyb itp.
DDR-Museum Berlin

DDR-Museum Berlin Źródło: www.ddr-museum.de

  • Meblościanka z zawartością, można zaglądać do szafek i macać ich zawartość, oglądać książki itd.
DDR-Museum Berlin

DDR-Museum Berlin Źródło: www.ddr-museum.de

  • Kuchnia z zawartością, prawie wszystko można wziąć do ręki, tylko drobne części są za szybami żeby nie ginęły za szybko.
DDR-Museum Berlin - Kuchnia

DDR-Museum Berlin - Kuchnia

  • Mała salka kinowa z lecącym na okrągło filmem o budownictwie mieszkaniowym z początku lat 80-tych.
  • Mnóstwo wyrobów z NRD, wiele nawet do pomacania (ubrania, maszyna do pisania Erika itp.)
DDR-Museum Berlin - Maszyna do pisania Erika

DDR-Museum Berlin - Maszyna do pisania Erika

  • Parę NRD-owskich czasopism z modą do przekartkowania na komputerze.

Ekspozycja fajnie pogrupowana tematycznie, na przykład szafka robotnika, tornister ucznia, części i dokumenty samochodowe, przedszkole, szkoła, Jugendweihe...

A w kasie można kupić osiemdziesięciofenigową czekoladę Schlager Süßtaffel, oczywiście współczesną i znacznie drożej. Nie kupiłem (temperatura powietrza 35+ stopni, nie doniósłbym do hotelu), więc nie wiem czy imitacja wyrobu czekoladopodobnego wyszła im jak prawdziwa.
Całe muzeum jest oczywiście reklamowane wszędzie, w każdym hotelu leżą ulotki i karty rabatowe na darmową pocztówkę, na Berlin Welcome Card można mieć 25% zniżki na bilet itd. Do kasy stoi kolejka. A, i wszyscy na potęgę robią tam zdjęcia, ja teraz powymieniam sporo linkowanych zdjęć z cyklu o NRD na własne i dodam jeszcze trochę nowych.

Muzeum NRD było w 2008 nominowane do nagrody European Museum Of The Year.

[mappress mapid="36"]

A potem pojechaliśmy do Szczecina. I zupełnie przypadkiem, od krewnych, dowiedzieliśmy się, że w Szczecinie też jest coś podobnego, w Muzeum Narodowym. Ze stron Narodowego w sieci nic się jednak nie udało o tym dowiedzieć. Poszliśmy do Narodowego na Wały Chrobrego (czyli Hackenterasse), tam jednak takiej ekspozycji nie było, myśleliśmy więc że już została zlikwidowana. Po dopytaniu u krewnych ustaliliśmy jednak, że wystawa jest w innym budynku Narodowego - Starym Ratuszu (czyli Muzeum Historii Szczecina). Rzeczywiście coś tam było, zestawiony był przedwojenny pokój typowego Hansa Stettinera z powojennym pokojem typowego Jana Szczecińskiego. Ale było tego niewiele, nic do dotknięcia, zabraniają nawet robienia zdjęć i nie można kupić Fotoerlaubnisu, nawet na zdjęcia bez statywu i lampy. Z późnego PRL było głownie o stanie wojennym. Specjalnie rozglądałem się za ulotkami z innych atrakcji Szczecina i okolicy - praktycznie nic. Nie muszę chyba pisać, że byliśmy w tym muzeum jedynymi zwiedzającymi, prawdopodobnie przez cały dzień przychodzi tam mniej ludzi niż tam pracuje. Czy, do cholery, w takim Narodowym nie można zatrudnić kogoś kto chociaż słyszał słowo marketing? Przecież tam nawet nie ma przyzwoitego sklepiku z pamiątkami - a przecież coś takiego jest obowiązkowe nawet w krajach mało cywilizowanych.
No i jak dzieciom albo wnukom pokazać, jak się żyło w PRL-u? Dziś można taką ekspozycję zorganizować za pół darmo (Maluch w cenie złomu, rzeczy z szaf i szuflad), za 10 lat będzie trzeba wydać na to majątek.

No i ponieważ nie można było robić zdjęć to nie dołączę żadnego i reklamy muzeum nie będzie miało. Dobrze że to już nie za moje podatki (ale pewnie i tak dostają coś z Unii niestety).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Śladami NRD: Niech żyje mur!

Już od parunastu lat nie byłem w Berlinie dłużej niż przejazdem, w tym roku postanowiłem więc spędzić tam z rodziną parę dni w poszukiwaniu śladów NRD.

W latach 80-tych mur w Berlinie oczywiście stał, ale był przez mieszkańców wypierany ze świadomości. I to po obu stronach - zarówno po stronie wschodniej jak i zachodniej wszyscy starali się funkcjonować tak, jakby mur nie istniał. Potem, w latach 90-tych pozostałości po murze starano się jak najszybciej zlikwidować, zatrzeć, wolne miejsce po strefie niczyjej zabudować i o całej sprawie zapomnieć.

Dziś jest inaczej. Mur istnieje i jest wszechobecny. Po obu stronach. Ale już nie dzieli miasta, a wręcz przeciwnie - łączy wszystkich tłukących kasę na turystach.

W każdym kiosku z pamiątkami oprócz Trabantów

Trabanty jako pamiątka z Berlina

Trabanty jako pamiątka z Berlina

(dokładnie takiego Trabanta kupiłem sobie w początku lat 90-tych po prostu na stoisku z zabawkami w domu towarowym, wtedy nie miał on żadnych specjalnych konotacji) i pamiątek ogólnoberlińskich można kupić kawałki muru. Oczywiście oryginalne, najczęściej z certyfikatami autentyczności. Zaczyna się od pocztówek z plastikowymi puszeczkami w której tkwi kawałek betonu pomalowany z jednej strony jaskrawą farbą w sprayu. Za jedne 2,50 EUR. Dalej są kawałki różnej wielkości wprawione w stojak z akrylu, już od 4 EUR

Kawałki muru jako pamiątka z Berlina

Kawałki muru jako pamiątka z Berlina

i większe w pudełkach. Ale jak się na te kawałki okiem inżyniera patrzę, to specjalnie autentyczne to one nie są. Szanse na autentyczność to mają najwyżej te największe, to są rzeczywiście łupane kawałki betonu z wyblakłą farbą.

Kawałki muru jako pamiątka z Berlina

Kawałki muru jako pamiątka z Berlina

Te malutkie z pocztówek to płytki kilkumilimetrowej grubości wyglądające na kawałki tynku. Na pewno są robione tak, że w płaską formę wlewana jest zaprawa, po związaniu sprayowana farbą, a potem kruszona. Z tych kupujących takie rzeczy turystów to chyba mało kto zdaje sobie sprawę, że mur przewrócono 20 lat temu, a ostatnie jego segmenty zlicytowano gdzieś tak przed dziesięciu laty - świeże kolory farby na tych kawałkach nie mogą być autentyczne.

Inne pamiątki związane z murem to jak zwykle - koszulki, pocztówki, plakaty magnesy z motywami:

  • uciekający żołnierz
Żołnierz NRD ucieka podczas budowy muru

Żołnierz NRD ucieka podczas budowy muru

  • "You are leaving the american sector"
You are leaving the american sector - tablica na dawnym Checkpoint Charlie

You are leaving the american sector - tablica na dawnym Checkpoint Charlie

  • Trabant przebijający mur
  • Pocałunek Honeckera z Breżniewem.
  • mapka podziału Berlina w różnych wariantach.

I kasa leci. Ale pamiątki to jeszcze nie wszystko.

Na Friedrichstrasse, dawnym Checkpoint Charlie, stoi jeszcze budka od strony zachodniej. Przed nią leży zasłona z worków z piaskiem, po bliższym przyjrzeniu się widać że te worki są zaimitowane z betonu. Przy budce stoją ludzie poprzebierani za WOPistów i udają takich niezbyt dobrze (za przystojni i zbyt weseli są, na Niemców z NRD specjalnie nie wyglądają), nawołując do okazania paszportów albo zawartości kieszeni.

Dawny Checkpoint Charlie

Dawny Checkpoint Charlie

Stemplują też co się im podsunie średnią imitacją NRD-owskich stempli granicznych po 2 EUR od pieczątki (hurtem taniej). Jako że mam takie autentyczne w starym paszporcie mogłem mieć poczucie wyższości. No i oczywiście kilkanaście sklepów z pamiątkami, jeden przy drugim, segment muru i muzeum (tam akurat nie byłem).

Fragment muru koło dawnego Checkpoint Charlie

Fragment muru koło dawnego Checkpoint Charlie

W dawnym Berlinie Zachodnim zachodniej też sklep z pamiątkami przy sklepie z pamiątkami, ale jest też coś więcej. Na Kurfürstendammie zorganizowano coś w rodzaju muzeum o nazwie "The Story of Berlin".

Reklama przed wejściem do muzeum The Story of Berlin

Reklama przed wejściem do muzeum The Story of Berlin

Muzeum pokazuje, dość chaotycznie i wyrywkowo obrazki z historii Berlina, ale oczywiście najważniejsza jego część kręci się wokół muru. Szczegóły w jednym z następnych odcinków.

No i interes się kręci, turyści z całego świata walą drzwiami i oknami. Murowi niech będą dzięki.

[mappress mapid="35"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

3 komentarze

Jajako socjolog-amator o katastrofie w Smoleńsku

Oczywiście z tym socjologiem-amatorem to trochę przesadzam, socjolog ze mnie żaden, nawet jako amator, ale chciałem tytuł do reszty cyklu dopasować.

Poczytuję w różnych miejscach dyskusje na temat katastrofy, gdzieniegdzie nawet spróbowałem zmierzyć głębokość otchłani, ale tyczkę do pomiaru mam za krótką. Mimo to podzielę się paroma obserwacjami.

Pierwsza jest trywialna: Im mniej ludzie wiedzą o świecie tym bardziej wierzą w spiski. Nic odkrywczego, ale pośmiać się można. W jednej z dyskusji że mgła nad Smoleńskiem została wywołana sztucznie, byłem przekonywany przez człowieka uważającego że para wodna nie jest przezroczysta, a potem podpierającego się Wikipedią przy stwierdzeniu że jest w normalnych warunkach przezroczysta bo jest przegrzana. Pojęcie o technice miał na podobnie wysokim poziomie. Jego nick przemilczę, kopanie leżącego nieładne jest.

Druga jest chyba trochę mniej trywialna: Większość zwolenników spisku neguje istnienie nacisku na pilotów. Chyba zrozumiałem dlaczego oni tak myślą. To nie jest wyparcie. Na ślad naprowadziło mnie często zadawane pytanie typu: "może niech wytłumaczą dlaczego im bliżej lotniska tym więcej paliwa?"

Zakładam, że człowiek zadający takie pytanie stenogram przeczytał. No bo inaczej skąd by wiedział o tej niezgodności danych?  Poczytajmy i my:

    • 10:10:14 Około 11 ton do lądowania.
    • 10:18:24 Mamy około 13-12,5 ton.
    • 10:23:56 Pozostało 11 ton.
    • 10:33:25 Aktualnie mamy 12 ton.

Nie zgadza się. No dobrze, ale każda z tych wypowiedzi jest w jakimś kontekście. Po sprawdzeniu kto pyta wychodzi nam, że pierwsza i trzecia wartość to odpowiedzi na pytanie kontrolera ruchu, druga i czwarta na pytanie pilota.

No i jeżeli teraz ktoś nie jest w stanie zrozumieć dlaczego te wartości są różne, to wcale się nie dziwię że nie rozumie istnienia nacisku na pilotów - bo w obu wypadkach potrzebna jest empatia.

Najpierw wyjaśnienie dla nie rozumiejących: Kontrolerowi ruchu podawane są wartości zaniżone, bo jest to w interesie załogi. Im mniej paliwa, tym łatwiejsza zgoda na lądowanie, mniej zapędów do odsyłania na następny krąg albo lotnisko zapasowe. Poza tym zawsze lepiej mieć zachomikowany jakiś zapas na czarną godzinę, nie tylko z paliwem w samolocie tak jest. Natomiast wypowiedzi druga i czwarta są prawdziwe i zmieniają się w sensownie w czasie.

Teraz diagnoza: WO twierdził kilkakrotnie, że teorie spiskowe wyznają ludzie, którzy nigdy nic konkretnego i w zespole nie robili, bo tylko tacy mogą być przekonani że każda rzecz która poszła źle nie udała się tylko dlatego, że ktoś celowo i w dokładnie zaplanowany sposób zrobił sabotaż.

Czyli teoretycznie zrobienie jakiegoś zespołowego projektu powinno każdego z takich złudzeń wyleczyć. Ale niestety w praktyce to tak nie działa.

Zwróćmy teraz uwagę na ten brak empatii. Przecież coś takiego jak z tym paliwem to nie jest jakaś niespotykana sytuacja. Na przykład czy w codziennym życiu nie zdarza się kolega sępiący stale jakąś pożyczkę? Czy zawsze odpowiada mu się prawdziwą informacją o bieżącym stanie własnego portfela?

Ups, a może słowo kluczowe brzmi "własnego"? No właśnie. Znowu empatia. O swoje zadbam, innych dbających o swoje nie rozumiem.

Skąd się bierze brak empatii? Tu wchodzę na śliski grunt psychologii i psychiatrii i nie obrażę się gdy ktoś mi wytknie że piszę głupoty. Generalnie brak empatii może być objawem zaburzeń ze spektrum autystycznego (albo jeszcze jakichś innych, nie znam się za dobrze), związany z ciężkimi przeżyciami albo wychowaniem. Autorytarnym. A co jeszcze koreluje z autorytarnym wychowaniem? Ciepło, ciepło... No pewnie że poglądy prawicowe. Jak to się wszystko ładnie składa.

Ale wnioski z tego są smutne. Nie da się przekonać zwolennika teorii spiskowych po prostu dostarczając mu informacji. To nie jest tylko brak wiedzy i/lub doświadczenia. Przykład? Był w USA taki jeden facet piszący książki o Apollo Hoax - niejaki Bill Kaysing. I nic mu nie pomogło, że był zatrudniony w firmie Rocketdyne która robiła silniki do Saturna V, i to przy dokumentacji technicznej. On uważał że to była ściema i już.

Podobnie krajowemu wyznawcy spisków nie pomogłoby nawet gdyby własnoręcznie wydobył wszystkie czarne skrzynki z wraku samolotu, osobiście zgrał z nich informacje i wrzucił je w sieć. I tak znalazłby jakąś furtkę żeby stwierdzić manipulację. Bo to nie brak wiedzy, tylko nastawienie i głęboko wpojony sposób myślenia.

Wykres lotu Tu-154 można zobaczyć TUTAJ.

July 1st, 2010 at 00:25 | #98
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Katastrofa Smoleńsk

11 komentarzy

Na ulicy widziane: Ford Fairlane 500 Skyliner

Przed chwilą pod oknem zaparkował mi Ford Fairlane 500 Skyliner.

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ale kobyła. Ten wieeelki bagażnik jest po to, żeby zmieścił się w nim prawie w całości dach.

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)


Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)


Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Jeżdżenie czymś takim zwraca uwagę. Kiedy ten Ford parkował (nie da się zaparkować bez pomocy), cała okolica wyległa na balkony.

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Pogrzebałem u siebie na dysku i znalazłem zdjęcia innego egzemplarza.

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)


Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

 Tu widzimy mechanizm chowania dachu. Podobno był super wymyślony, ale często się psuł.

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)


Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

Ford Fairlane 500 Skyliner (1957)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

4 komentarze

Wybory 2010, Frankfurt

Przy tych wyborach po raz pierwszy uruchomiono punkt wyborczy we Frankfurcie, wcześniej aby zagłosować trzeba było jeździć do konsulatu w Kolonii.

Wybory 2010, Frankfurt

Wybory 2010, Frankfurt

 

Wybory 2010, Frankfurt

Wybory 2010, Frankfurt

 Punkt wyborczy ulokowano w szkole podstawowej położonej najbliżej parafii polskiej. Dobry wybór (zwłaszcza że to w mojej dzielnicy i mam blisko).

Wybory 2010, Frankfurt

Wybory 2010, Frankfurt

Około dwunastej kolejka nie była jeszcze zbyt duża,

Wybory 2010, Frankfurt

Wybory 2010, Frankfurt

ale ciągle rosła.

Wybory 2010, Frankfurt

Wybory 2010, Frankfurt

 Najważniejsze, że wszystko organizacyjnie zagrało jak trzeba włącznie z rejestracją przez sieć - pełen sukces, otake Polske walczylyśmy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Polityka, polityka

2 komentarze