Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Na ulicy widziane: Volkswagen K70

Jak chyba łatwo zauważyć, uwielbiam dawną technikę. Nie musi być stuletnia - 30 czy 40 lat temu też robiono ciekawe rzeczy. Dziś stary samochód - Volkswagen K70.

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

 

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Była to w zasadzie konstrukcja firmy NSU, krótko przed wypuszczeniem tego modelu przejętej przez VW. VW chciał nie uruchamiać jego produkcji - żeby nie robić konkurencji własnym modelom. Jednak na ogólne życzenie klientów produkcję uruchomiono.

Samochód ten ustanowił nowe standardy w koncernie VW - był to pierwszy Volkswagen z silnikiem z przodu i napędem na koła przednie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

11 komentarzy

Odbicia

Czy to gabinet luster w wesołym miasteczku?

Odbicia

Odbicia

Nie, to stoisko Audi na IAA.

Odbicia

Odbicia

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Warszawa power

na Oldtimer City we Frankfurcie

FSO Warszawa 200P

FSO Warszawa 200P

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

Skomentuj

Żegnaj NRD Extra – Wartburg 311

Na Oldtimer City we Frankfurcie.

Wartburg 311/0, NRD, 1956-1965

Wartburg 311/0, NRD, 1956-1965

 

Wartburg 311/0, NRD, 1956-1965

Wartburg 311/0, NRD, 1956-1965

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Celowniki

Celownik w samochodzie to bardzo ważna rzecz. Bo jak bez celownika w cokolwiek trafić?

Formy celowników są różne. Oto jedno z lepszych rozwiązań - klasyczne, sprawdzone, precyzyjne:

Celownik klasyczny

Celownik klasyczny

Podobne rozwiązania innych firm są zazwyczaj gorsze. To, z niewielkim, niecentrycznym otworem przeziernym powoduje znoszenie w górę a spora powierzchnia zasłonięta bardzo utrudnia śledzenie celu. Nawet autofocus dał się zmylić:

Celownik asymetryczny znoszący

Celownik asymetryczny znoszący

Niektóre firmy nie rozumieją w ogóle idei celownika i umieszczają wewnątrz przeziernika elementy zasłaniające cel. Tym firmom mówimy stanowcze Nie!:

Celownik z zasłoniętym przeziernikiem

Celownik z zasłoniętym przeziernikiem

Celownik z zasłoniętym przeziernikiem

Celownik z zasłoniętym przeziernikiem

 Tutaj ciekawa koncepcja osobnego celownika dla kierowcy i pasażera, niestety zniweczona nieprzejrzystym przeziernikiem:

Celownik podwójny z zasłoniętym przeziernikiem

Celownik podwójny z zasłoniętym przeziernikiem

Inne firmy preferują szczerbinki. To rozwiązanie byłoby całkiem niezłe, gdyby nie to że panienka z celownika wypina w stronę celującego tylną część ciała niepotrzebnie rozpraszając go i denerwując:

Celownik szczerbinka rozpraszająca

Celownik szczerbinka rozpraszająca

Celność tego rozwiązania jest niska - wycięcie szczerbinki jest zdecydowanie zbyt szerokie:

Celownik szczerbinka szeroka

Celownik szczerbinka szeroka

Bardzo popularne są muszki. Oto jedno z lepszych rozwiązań:

Celownik muszka

Celownik muszka

Rozwiązanie z podwójną muszką - jedna dla kierowcy, jedna dla pasażera. Jedno z lepszych, jednak niepotrzebnie tak skomplikowane:

Celownik muszka podwójna (ale ciut zbyt skomplikowana)

Celownik muszka podwójna (ale ciut zbyt skomplikowana)

Dobra muszka nie jest zła:

Celownik muszka niezła

Celownik muszka niezła

Jednak często jest zbyt mała żeby osiągnąć dobrą celność:

Celownik muszka zbyt niska

Celownik muszka zbyt niska

Albo wyradza się w sposób utrudniający albo nawet uniemożliwiający jej poprawne użycie:

Celownik muszka wydziwiona

Celownik muszka wydziwiona

Celownik muszka wydziwiona

Celownik muszka wydziwiona

Celownik muszka wydziwiona

Celownik muszka wydziwiona

And the winner is:

Świetny celownik z HUD

Świetny celownik z HUD

Okrągły, czytelny przeziernik, Head Up Display - rewelacja!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Żegnaj NRD Extra – Wartburg Knight

Pojutrze Dzień Jedności Niemiec, przesunę więc publikację najważniejszego odcinka cyklu o NRD na jutro. Dziś przerwa na ciekawostkę.

Wersja Wartburga produkowana na eksport do Wielkiej Brytanii, pod nazwą Wartburg Knight.

Wartburg Knight (wersja na eksport do Anglii), NRD, ok. 1973

Wartburg Knight (wersja na eksport do Anglii), NRD, ok. 1973

 

Wartburg Knight (wersja na eksport do Anglii), NRD, ok. 1973

Wartburg Knight (wersja na eksport do Anglii), NRD, ok. 1973

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

IAA 2009 – Innowacje inaczej

IAA 2009! Producenci przedstawiają najnowsze koncepcje w projektowaniu samochodów! Przyszłość! Oto super concept car Volkswagena (Volkswagen L1):

Volkswagen L1 na IAA 2009

Volkswagen L1 na IAA 2009

 

Volkswagen L1 na IAA 2009

Volkswagen L1 na IAA 2009

 

 

Czy czegoś Wam to nie przypomina?

|

|

V

 

 

 Dwa siedzenia jedno za drugim, wąski samochód, lotnicza owiewka odchylana na bok, bagażnik z tyłu?

|

|

V

 

 

Bo mi przypomina.

|

|

V

 

 

 

Tadam!

|

|

V

 

 

 

 

 

 

 

Oto proszę Państwa nowość z roku 1953 - Messerschmitt Kabinenroller KR-175!

Messerschmitt Kabinenroller KR-175, Niemcy, 1953-1955

Messerschmitt Kabinenroller KR-175, Niemcy, 1953-1955

 

Messerschmitt Kabinenroller KR-175, Niemcy, 1953-1955

Messerschmitt Kabinenroller KR-175, Niemcy, 1953-1955

 

Że co? Że tylko trzy koła? Ależ proszę bardzo. Messerschmitt Tg 500 (1957):

Messerschmitt Tg 500, Niemcy, 1958-1951

Messerschmitt Tg 500, Niemcy, 1958-1951

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Żegnaj NRD (27): Nie samą pracą człowiek żyje, nawet na Zachodzie

M. wynajął dla nas poddasze domku w Maintalu o 200 metrów od jego domu. Znaczy normalne mieszkanie, dwa pokoje, łazienka, bez kuchni, ale i tak jeść chodziliśmy do M. Nasz dzień wyglądał tak, że wstawaliśmy około ósmej i szliśmy na śniadanie do M. Na śniadanie jedliśmy co chcieliśmy z lodówki, takich smakołyków w Polsce czy NRD nie było wcale. Chrupiące bułeczki (w Polsce chrupiące bułeczki były szeroko dyskutowanym symbolem wyższości kapitalizmu nad socjalizmem), super wędliny, ser Castello Blau i inne - dziś to samo można kupić w każdym supermarkecie w Polsce, ale wtedy wydawało się to nam prawdziwym luksusem. W Polsce szynkę to się jadło przede wszystkim na święta - tam (jak i dziś) na codzień.

Tymczasem M. leżał sobie na kanapie w szlafroku i rozmawiał przez telefon z rodziną w Rumunii. Dzień w dzień, przez godzinę-dwie. Nie było wtedy jeszcze tanich providerów, on tracił na te rozmowy majątek. Śniadania nie jadł, pił tylko parę super mocnych kaw (coś jak espresso, ale miał takie specjalne maszynki, na trzy łyżeczki kawy wchodził większy naparstek wody, potem fusy były chyba odwirowywane). Zanim się zebrał żeby pojechać z nami do firmy mijała dziesiąta a czasem i jedenasta. W. mówił, że jak nas nie było to M. rzadko był w firmie przed pierwszą. M. w firmie też nic nie jadł tylko kontynuował z kawa jak siekiera i papierosami, zapijając to jakimś mleczkiem na bóle żołądka. Pierwszy pokarm stały przyjmował gdy jechaliśmy o trzeciej-czwartej razem na obiad (a i to nie zawsze, bywało że jadł tylko kolację w domu). Na obiad jechaliśmy do Hessen Center, albo jedliśmy w jakichś imbissach na tym terenie przemysłowym gdzie była firma. Dziś - standard, wtedy dla nas - nowość. I jeszcze żeby nie te ceny w markach zachodnich. Na kolację jechaliśmy znowu do M., jego żona przygotowywała obfite posiłki znowu z takimi smakołykami jakich często dotąd w życiu nie widzieliśmy. A na deser winogrona albo lody, takich winogron nigdy wcześniej nie jadłem. Obżerałem się tak, że przez te dwa miesiące gdy tam byliśmy przytyłem dobre parę kilo.

M. z żoną nie mieli dzieci, dlatego traktowali nas jako ich zastępstwo. Żona M. karmiła nas najlepszym jedzeniem, M. dawał nam spore kieszonkowe (przez te dwa miesiące dostałem dobre tysiąc dwieście marek samego kieszonkowego) i zabierał nas na wycieczki. Zabrał nas na przykład na Strassenfest do Wiesbaden i kupił, jako atrakcję, chleb ze smalcem. Powiedzieliśmy mu, że jak chce nam coś kupować to lepiej coś, czego nie znamy, bo chleb ze smalcem to my możemy mieć na codzień w domu.

Zabierał nas też na kolacje z klientami do restauracji, byliśmy na przykład we francuskiej restauracji w Alt Sachsenhausen, tam dopiero zrozumiałem po co jest sos do mięsa.

Akurat we Frankfurcie były targi IAA, zabrał nas tam też. Porównanie pokazywanych tam samochodów z socjalistyczną motoryzacją było miażdżące. Dla mieszkańca bloku socjalistycznego pokazywanie tam samochody leżały w granicach między nieosiągalnym marzeniem a zupełną fantastyką. Fantastyką był na przykład concept-car Subaru (Subaru F-624 Estremo), bez lusterek zewnętrznych - zamiast nich były kamery i monitorki. Wstyd było mi robić zdjęcia moim Zenitem, trzymałem palec tak, żeby zasłaniał napis nad obiektywem.

Subaru F-624 Estremo na targach IAA 1987

Subaru F-624 Estremo na targach IAA 1987

Daihatsu TA-X80 

Daihatsu TA-X80 na targach IAA 1987

Daihatsu TA-X80 na targach IAA 1987

Peugeot Proxima

Peugeot Proxima na targach IAA 1987

Peugeot Proxima na targach IAA 1987

M. poleciał zaraz na stoisko Jaguara, bo takiego miał zamiar sobie kupić. Kupił go sobie wkrótce po naszym wyjeździe. Podobno pierwszego dnia po zakupie przyszedł do firmy mocno wkurzony skarżąc się, że przy ruszaniu ze świateł wyprzedził go Mercedes. W. ułagodził go mówiąc, że w Jaguarze nie chodzi o to żeby wszystkich wyprzedzać i że Jaguar to taki Rolls-Royce dla ludzi którzy chcą prowadzić sami. Pomogło.

Jaguar na targach IAA 1987

Jaguar na targach IAA 1987

W trakcie naszego pobytu M. z żoną pojechali też na kilka dni do Nicei, na jacht, zostawiając nas na gospodarstwie. Zjedliśmy co ciekawsze potrawy z zamrażalnika, na przykład ślimaki w maśle ziołowym. Obejrzeliśmy też co ciekawsze filmy na video, najciekawsze dla nas były oczywiście Bondy, dostępne po drugiej stronie tylko czasem w zachodniej telewizji na czarno-biało (bo kolorowy telewizor z PALem w akademikach nie występował). Filmy nagrane były z telewizji na kasetach VHS. miały dźwięk po angielsku i napisy po szwedzku.

Chodziliśmy też do kina, byliśmy na przykład na aktualnym wtedy Bondzie - Living daylights. Bond nie był dobrze widziany po naszej stronie granicy systemów, stąd bardzo mnie dziwiły sceny wyglądające na kręcone w Czechosłowacji (przynajmniej samochody na ulicy mieli socjalistyczne a potem rozwalali prawdziwe Żiguli). Jak jednak czytam na IMDB na liście lokacji Czechosłowacji nie ma.

Tam też zobaczyłem Blade Runnera. W kinie. (Widzieliście Blade Runnera?).

Dostaliśmy też, tak po  prostu, niektóre z gadgetów M. Ja dostałem na przykład jego statyw do aparatu i wielką lampę błyskową.

Żona M. chciała się odchudzić. Ponieważ ojciec A. z przyczyn zdrowotnych przeszedł skuteczną, kilkudniową dietę polegającą na tym, że o konkretnych porach trzeba było zjeść lub wypić coś konkretnego, pani M. poprosiła o dokładny przepis. A. zadzwonił do domu i spisał wszystko po kolei. Pani M. rozpoczęła dietę, ale oczywiście zamiast byle jabłka zjadła pomarańczę, ponieważ nie lubiła herbaty zastępowała ją kawą, w końcu prawie nic co jadła i piła nie zgadzało się z przepisem. "Eee, to nie działa" oznajmiła na koniec.

Dlaczego o tym piszę? Miało przecież być o NRD. Piszę, bo chcę pokazać jak było w tym czasie gdzie indziej. Stąd też wziął się odcinek o wycieczce na Węgry. Dziś to, co opisuję nie robi większego wrażenia, tak wygląda dzień powszedni wielu ludzi w Polsce. No może ten Jaguar i jacht w Nicei to rzadko, ale nie są niemożliwe. Ale wtedy wszystko to było dla nas jak z innej planety. Już nawet nie chodzi o jachty - porównajmy kartki na mięso z tymi frykasami, czekanie kilkanaście lat na samochód z targami IAA i stare filmy w kinie z aktualną produkcją.

Ale wszystko się kiedyś kończy. O powrocie do bloku wschodniego w następnym odcinku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , , , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

6 komentarzy

Żegnaj NRD (26): Na Zachodzie oczywiście bez zmian

Wysiadłem z pociągu na dworcu we Frankfurcie, znalazłem automat telefoniczny i zadzwoniłem do firmy. A. tam już był, umówiliśmy się, że z właścicielem przyjadą po mnie. Usiadłem w umówionym miejscu, z widokiem na postój taksówek i czekałem Trochę im zajęło, jakieś półtorej godziny. Przez ten czas zobaczyłem chyba więcej Mercedesów niż przez całe moje dotychczasowe życie - taksówki, w 96% Mercedesy (z nudów liczyłem)  podjeżdżały co kilka-kilkanaście sekund przez cały czas. W końcu zajechał również srebrny Mercedes, S-klasy, z właścicielem - nazwijmy go M. - i A. i pojechaliśmy do firmy.

Właściciel firmy był Rumunem, 45 lat, doktorem informatyki z Uniwersytetu w Bukareszcie, kilka lat wcześniej sprzedanym do RFN.

Jednym z istotnych źródeł dewiz dla Rumunii Ceauşescu był handel ludźmi. U niego sprawa była postawiona jasno: Chcesz wyjechać na stałe na Zachód? - Płać w twardej walucie. M. kosztowała ta przyjemność 60.000 DM, pieniądze wyłożył rząd RFN, nie z dobrego serca ale jako pożyczkę do spłaty.

M. mówił dość dobrze po angielsku ale bardzo słabo po niemiecku. Nieźle po niemiecku mówiła jego żona. M. po przyjeździe chciał zatrudnić się w Siemensie, żona napisała mu CV, które tak się w kadrach Siemensa spodobało, że odpowiedzialny pracownik nie doczytał go do końca który brzmiał: "Nur gebrochen Deutsch" (Tylko łamany niemiecki). Na rozmowę kwalifikacyjną M. poszedł z żoną jako tłumaczką, kadrowcowi było głupio. M. zrobił dobre wrażenie, ale go ze względu na język nie przyjęli (dziś nie byłoby problemu, ludzi z angielskim bez niemieckiego jest tam mnóstwo, nawet narady często robią tam po angielsku). Pozostało mu więc założyć własną firmę.

Firma M. nie była duża - zajmowała kilka pomieszczeń w niedużym biurowcu w przemysłowej części dzielnicy Fechenheim. W firmie pracowali w tym momencie M. (jako szef i główny fachowiec), jego żona (jako sekretarka i księgowa) i Polak W., który wyjechał w 1980 (jako człowiek od pracowania). No i nas dwóch, Polaków studiujących w NRD. Wcześniej pracowali tam też polscy absolwenci Ilmenau, stąd A. miał ten adres. Bywali tam też Rumuni, Rosjanie a Niemca to ta firma nie widziała, chyba że jako klienta.

Nieduży biurowiec w przemysłowej części dzielnicy Fechenheim

Nieduży biurowiec w przemysłowej części dzielnicy Fechenheim

Firma zajmowała się głównie terminalami do komputerów mainframe, przede wszystkim marki Sperry. Oprócz instalacji i konfiguracji robili również różne kawałki transmisyjne dla dopasowania wszelkiego sprzętu do siebie nawzajem - standaryzacja była jeszcze w powijakach. Klientów firma miała w całej Europie (Zachodniej oczywiście), na przykład linie lotnicze Iberia z Hiszpanii. Ja miałem wymyślić protokół transmisyjny do jakichśtam celów terminalowych (tak szczerze to nie pamiętam już szczegółów) i zimplementować go w assemblerze, A. robił oprogramowanie do karty z jakimiś specjalizowanymi układami do transmisji w standardzie X.25, też w assemblerze. Karta to był jakiś prototyp, układy były z serii przedprodukcyjnych, jeszcze z błędami.

Firma miała taki sprzęt, że na uczelni takiego nie widzieli. Wszystkie komputery były AT, same markowe (w 1987 klony dopiero zaczynały się pojawiać), głównie nieistniejącej już firmy Tandon (parę ciekawych rzeczy wymyślili, a nawet nie mają wpisu w Wikipedii, w żadnym języku). Wszystkie komputery były połączone siecią, na ARCnecie, z serwerem Novell NetWare w wersji chyba 2.0 czy coś koło tego. Na uczelni sieci nie było nawet w 1989. Na półkach walało się legalne a nieużywane (bo kupione tylko na próbę) oprogramowanie w rodzaju Xenixa czy Windowsów 1.0 z SDK.

Novell Netware V2.0, rok 1987

Novell Netware V2.0, rok 1987

Wtedy nawet zwykłe obudowy od pecetów mogły być interesujące. Jeden z komputerów, Tandon PCA, wielka obudowa desktop, był tak skonstruowany, że część obudowy, tam gdzie karty, była zdejmowana, można było wymieniać je bez rozkręcania obudowy a nawet odstawiania monitora. Inny komputer, zorientowany na zastosowania biurowe Nixdorf (firma później przejęta przez Siemensa), miał wewnątrz obudowy plastikowe korytko z wszystkimi rodzajami potrzebnych śrubek oraz śrubokrętem. Gdzie są teraz takie rozwiązania? (Wiem, wiem, za drogie, pytanie retoryczne).

M. nie był zbyt porządnym szefem. Wszystkie telefony miały dołączone dodatkowe słuchaweczki, M. nigdy sam nie odbierał telefonu tylko przez tą słuchaweczkę słuchał kto dzwoni i na migi pokazywał czy jest w firmie, czy gdzieś wyszedł i go nie ma. W. opowiadał, że kiedyś pracował w firmie Rosjanin który odmówił odbierania telefonów motywując to tym, że religia zabrania mu kłamać. A. opowiadał, że rok wcześniej M. miał jakiś deadline, najpierw pracował intensywnie, ale gdy powoli było widać że nie zdąży po prostu zadzwonił do żony że jadą na tydzień do Nicei. I pojechali zostawiając pracowników na pastwę rozwścieczonego klienta. Żona M. była do takich akcji przyzwyczajona, tylko za pierwszym razem po podobnym telefonie gdy powiedziała że najpierw musi do fryzjera, kosmetyczki, spakować się itd., czyli najwcześniej jutro to M. stwierdził że "Eee, to nie jedziemy". Od tego czasu ustalili, że telefon ma być nie mniej niż sześć godzin przed odlotem. Mimo takich numerów klienci nie odchodzili, prawdopodobnie dlatego że M. miał know-how którego inni nie mieli. W sumie w tych czasach jakakolwiek wiedza komputerowa była dla przeciętnego człowieka wiedzą tajemną, wiedza nawet zdolnych amatorów prawie nie miała punktów stycznych z wiedzą profesjonalistów. Dziś każdy amator ma w domu sprzęt nie odbiegający wiele (przynajmniej funkcjonalnie) od sprzętu do zastosowań profesjonalnych i używa tych samych lub pokrewnych systemów operacyjnych, wtedy od domowego Sinclaira czy Commodora do mainframe z terminalem a nawet AT z Xenixem i siecią były lata świetlne.

M. kosił niezłą kasę. Miał pół okazałego domu w Maintalu, tego Mercedesa   (W126) którym po mnie przyjechał,

Mercedes W126, Frankfurt, 1987

Mercedes W126, Frankfurt, 1987

 żonie która dopiero co rozwaliła swoją Fiestę kupił (wbrew jej protestom, bo jeździła bardzo słabo) nowiutkiego, czerwonego,

Mercedes 190 E (W201), Frankfurt, 1987

Mercedes 190 E (W201), Frankfurt, 1987

miał w Nicei własny jacht, na który jeździł ledwie na tydzień albo dwa w roku, wypływał kawałek z portu, kotwiczył i się na nim opalał. Był nieprawdopodobnym gadżeciarzem. Pokazywał nam prospekty GPS-u jaki sobie na ten jacht kupił - był to jeden z pierwszych GPS-ów dla żeglarzy, kosztował kupę szmalu, a M. nie oddalał się od portu dalej niż na kilka kilometrów. W domu miał drogą wieże Hi-Fi, gdy ją oglądałem zauważyłem, że tuner nie był dotąd włączony ani razu. W ogóle M. miał mnóstwo drogich gadżetów, których nie użył ani razu albo najwyżej parę razy.

 Firma nie robiła dobrego wrażenia. Wszystkie stoliki przy których można by wypić np. kawę były zasłane grubą warstwą czasopism komputerowych,

Biuro firmy we Frankfurcie, 1987

Biuro firmy we Frankfurcie, 1987

 w nie najgorzej wyposażonym warsztaciku (lutownice miał oczywiście profesjonalne, Wellera) wszędzie piętrzyły się powyciągane z szafek szuflady, których nikomu nie chciało się włożyć na miejsce.

Bałagan w warsztacie, Frankfurt, 1987

Bałagan w warsztacie, Frankfurt, 1987

Z wielkiej skrzynki pocztowej M. wyciągał tylko listy z wierzchu, pozostawiając w środku reklamy, czasopisma itp., gdy ją kiedyś opróżniliśmy do końca (kilkanaście kilogramów makulatury) znaleźliśmy zagubione od pół roku listy od klientów. Kiedyś miałem już dosyć tego bałaganu i z A. poukładaliśmy czasopisma na półkach, powkładaliśmy szuflady z warsztatu na miejsce itd., zaraz zrobiło się przyjemniej, w warsztacie dało się coś zrobić a żona M. była cała szczęśliwa.

 Ponieważ pomieszczenia firmy były, jak to zwykle bywa, adaptowane, toaleta nie była osobnym pomieszczeniem tylko znajdowała się w sporym magazynku z materiałami biurowymi itp. Zdziwiło mnie w niej to, że deska sedesowa była podłączona przewodem do gniazdka 220V. Przy próbie skorzystania deska zaczynała hałasować, okazało się że zawiera wentylator i filtr powietrza, wentylator odsysał powietrze spod deski. Nigdy wcześniej ani później czegoś podobnego nie widziałem.

 Ze spraw zawodowych zobaczyłem i nauczyłem się tam bardzo wiele. Oprócz tego kawałka programu w assemblerze instalowałem na przykład Unixa dystrybuowanego na taśmie streamerowej na maszynie firmy NCR. Maszyna była na pewno mocniejsza niż ten K-1630 na którym pracowałem w centrum obliczeniowym, miała na owe czasy duży dysk twardy - całe 60MB (jak to dziś żałośnie brzmi), a była wielkości dzisiejszego PC-ta w wysokiej obudowie serwerowej.

Server NCR, 1987

Server NCR, 1987

 Skonstruowałem kawałek sprzętu odcinającego trochę zbyt długie łącze RS-232 przy wyłączeniu komputera do którego było podłączone - to dla jakiegoś profesora z uniwersytetu we Frankfurcie, bo mieli tam jakąś sieć na RS-ach z którą były problemy. Zrobiłem parę kawałków w C pod Unixa do sterowania transmisją szeregową, i jeszcze parę innych drobiazgów. Wszystko to nie było robione w specjalnie sformalizowany sposób, ale metodologia prowadzenia projektów wtedy dopiero raczkowała. Ale od tego czasu teletransmisja i protokoły należą do moich ulubionych zagadnień.

 Pewnego dnia M. przywiózł z firmy Tandon nowość światową - jeszcze niedostępną na rynku - komputer Tandon Pac z wymiennymi dyskami twardymi. Komputer był umieszczony w jednej z pierwszych na świecie obudów od razu zaprojektowanych jako wieża, i miał dwa miejsca do wetknięcia specjalnie skonstruowanych 30MB hot-plugable dysków twardych. Rzecz była na owe czasy sensacyjna, jednak dziś już zapomniana.

Tandon Pac z roku 1987

Tandon Pac z roku 1987

 W porównaniu w NRD-owską uczelnią to ta w sumie dość dziadowska firma to był pierwszy front rozwoju technologicznego.

 

W następnym odcinku: Nie samą pracą człowiek żyje, nawet na Zachodzie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Żegnaj NRD (22): Pod znakiem dwusuwa

NRD-owskie samochody osobowe lat 80-tych wszyscy znają: Trabant 601 i Wartburg 353. Oba w tym czasie nadawały się raczej do muzeum: dwusuwowe silniki, przestarzały wygląd, zacofanie techniczne, brak komfortu. Podobnie jak w innych krajach bloku było ich też za mało w porównaniu z potrzebami rynku, stąd systemy przedpłat, talonów itp. W Polsce było tak samo, tylko samochody trochę lepsze.

Przedpłaty to system sprzedaży dziś już prawie niespotykany. Jest to praktycznie odwrotność sprzedaży ratalnej: Przy kupnie na raty najpierw dostajemy towar, a potem spłacamy go, przy przedpłatach najpierw spłacamy a dopiero potem dostajemy. Dziś odmiana systemu przedpłat jest stosowana w niektórych systemach finansowania mieszkań lub domów, nie wiem czy występuje coś takiego w Polsce, ale w Niemczech nazywa się to Bausparen.

Na nowy samochód czekało się bardzo długo, nawet kilkanaście lat. W NRD był nawet taki dowcip, oparty o banknot 10 markowy: Tak wygląda kobieta, która właśnie wpłaciła na Trabanta... (rewers):

10 marek NRD - rewers

10 marek NRD - rewers Źródło: Wikipedia

...a tak, gdy go odbiera. (awers):

10 marek NRD - awers

10 marek NRD - awers Źródło: Wikipedia

Anegdota: Trabanty były produkowane w niewielkiej gamie kolorystycznej, większość z nich miała szarobeżowy kolor "trabantowy". Jeden z Niemców z roku pewnego dnia kupił sobie używanego Trabanta w takim właśnie kolorze. Zaraz z paroma kolegami wybrali się na przejażdżkę, zaparkowali w mieście i gdzieś poszli. Po godzince chcieli wrócić samochodem na campus. I wtedy pojawił się problem: Nikt z nich nie mógł sobie przypomnieć gdzie dokładnie zaparkowali, co gorsza dowód rejestracyjny zostawili w samochodzie a żaden z nich nie pamiętał numeru rejestracyjnego. Wszystkie Trabanty takie same, który ich? Trochę trwało zanim znaleźli.

Dlaczego właściwie w NRD tak uparcie produkowano samochody z silnikami dwusuwowymi? We wszystkich innych krajach RWPG wycofano się z tego przecież dość szybko. W NRD usprawiedliwiali się postanowieniami Układu Poczdamskiego który podobno zabraniał produkowania a nawet projektowania silników nadających się do czołgów. Wtedy nie można było tak łatwo tego sprawdzić, ale dziś, w epoce Internetu, dotarcie do tekstu źródłowego zajęło mi tylko chwilę. I nic tam takiego nie ma, jest tylko bardzo ogólnie powiedziane o konieczności uniemożliwienia produkcji na cele zbrojeniowe (III.A.3.(I)). A przecież czterosuwowy silnik do osobówki i tak się do czołgu nie nadaje.

W 1988, na targach jesiennych w Lipsku pokazano nową wersję Wartburga, z silnikiem 1.3 od VW Polo. Był to niewątpliwie postęp, ale nieduży. Na stoisku wszystkie telewizory pokazywały na okrągło "reklamę" tego nowego samochodu - ale ktoś kto ją wymyślił nie rozumiał chyba samej idei reklamy - były to kilkunastosekundowe scenki sportowe, na przykład przedstawiające judo albo kendo w tradycyjnych strojach, na przemian z widoczkiem nowego Wartburga po prostu sobie jadącego. Jedno z drugim nie wiązało się w jakikolwiek sposób. Zmiana silnika nie ucieszyła klientów za bardzo, bo jednocześnie samochód podrożał o 30%, co wielu ludziom wpłacającym od lat na samochód jeszcze bardziej odsunęło możliwość zakupu. Jako ciekawostkę podam, że z ceny najtańszej wersji wynoszącej 30.200 marek 3.650 (czyli 12%) wynosił opisywany przeze mnie wcześniej odpis.

Wartburg 1.3 Limousine, NRD, ok. 1988

Wartburg 1.3 Limousine, NRD, ok. 1988

W 1989 opracowano też wersję Trabanta z silnikiem 1.1 też od VW Polo. Ale było już za późno - prawie żadnego z tych samochodów nie sprzedano w NRD, bo NRD padło. Większość z nich poszła do Polski i na Węgry. W Polsce rozeszły się jak ciepłe bułeczki, w mojej szczecińskiej rodzinie były takie trzy, nawet rodzina z Warszawy przyjechała kupić sobie jednego. Ale nie był to dobry samochód, jedyne co w nim było dobre to silnik. Przy okazji chciałem sprostować legendy miejskie jakoby to urządzenie wyciągało 140 km/h. Silnik miał oczywiście dość mocy, ale nadwozie się do takich prędkości absolutnie nie nadawało. Ograniczono więc prędkość maksymalną tego pojazdu zmieniając odpowiednio przełożenie na czwartym biegu. Dlatego można było takim Trabantem bez problemu wyciągnąć 120, ale tak już przy stu dwudziestu kilku silnik pracował w zakresie obrotów maksymalnych i szybciej się już nie pokręcił. Sprawdzone osobiście.

IFA Trabant 1.1 Universal, NRD, 1990

IFA Trabant 1.1 Universal, NRD, 1990

Za samochód jako-tako luksusowy w NRD robiła Łada 2107. To było maksimum tego, co normalny człowiek mógł mieć (pisałem już o bardzo ograniczonej możliwości zakupu Golfa I i Mazdy 323 - to nie była opcja dla zwykłego, nawet zamożnego człowieka). Na uczelni Ładami 2107 jeździli tylko co lepiej ustawieni profesorowie, na przykład profesor Philippow z elektrotechniki. Profesor Philippow pochodził z Bułgarii i był już w dość podeszłym wieku. Wsławił się jadąc na uczelnię swoją Ładą po chodniku i rozganiając w ten sposób idących na zajęcia studentów, bo wzrok był już nie ten i mu się pomyliło.

Łada 2107

Łada 2107 Źródło: Wikipedia Autor: FSO

Z ciekawostek: Istniał projekt opracowania jednego modelu samochodu osobowego dla całego RWPG. W praktyce miała być to współpraca NRD-owsko - Czechosłowacka. I domyślacie się o co się rozbiło? Oczywiście Czesi mieli duże emo na silnik z tyłu a NRD-owcy preferowali silnik z przodu. Do tego również fabryki NRD-owskie konkurowały ze sobą. I tak przez te spory po władowaniu w projekt mnóstwa kasy rzecz zarzucono.

Co miejsca na silnik, to rację mieli jednak NRD-owcy. Pojechałem kiedyś z Ilmenau do Lipska na targi i z powrotem Skodą 100, pożyczoną mi przez Palestyńczyka Saida. Miałem mu tylko załatwić w konsulacie wizę do Polski. Said był szczęśliwy, bo pani przystemplowała w jego paszporcie pieczątkę "Bez wymiany obowiązkowej".

Obywatele krajów dewizowych przyjeżdżający do krajów bloku musieli przymusowo wymieniać określoną sumę w dolarach na każdy dzień pobytu po kursie oficjalnym (czyli złodziejskim, w rodzaju 1 DM = 1 marka NRD). Było to dla krajów bloku jedno z istotnych źródeł dewiz, a dla podróżnych z Zachodu jawna szykana.

Ale wróćmy do Skody: Na krętej drodze koło Ilmenau miałem na każdym zakręcie wrażenie (na szczęście tylko wrażenie), że zaraz wylecę z drogi, takie to paskudztwo było nadsterowne. Silnik - z przodu albo centralnie, nigdy z tyłu.

Poniżej zdjęcie jednego z prototypów (a raczej concept car) samochodu RWPG-owskiego.

Prototyp wspólnego samochodu dla wszystkich krajów RWPG - RGW-Auto  P610 M, NRD, 1973

Prototyp wspólnego samochodu dla wszystkich krajów RWPG - RGW-Auto P610 M, NRD, 1973

No ale na samochodach osobowych świat motoryzacji się nie kończy. NRD-owcy znacznie lepsi byli w jednośladach. (Od razu mówię, że nie jestem fanem motorów, więc nie traktujcie moich wynurzeń jak wyroczni). Produkowali parę serii motocykli cenionych nie tylko w NRD, ale również eksportowanych do wielu krajów świata. Na przykład serię MZ TS:

Motocykl MZ TS 150, NRD, 1973-1985

Motocykl MZ TS 150, NRD, 1973-1985

i serię MZ ETZ:

MZ ETZ 250, NRD 1981-1990, egzemplarz nieco przerobiony

MZ ETZ 250, NRD 1981-1990, egzemplarz nieco przerobiony

Ale tym co naprawdę motoryzowało NRD były motorowery "Simson", produkowane niedaleko Ilmenau, w Suhl.

Simsony były w NRD prawie tak popularne, jak skutery we Włoszech. Mogę się mylić, ale Simsony nie musiały mieć chyba nawet tablic rejestracyjnych (u nas w Ilmenau nie miały, ale w innym mieście widziałem, że tak). Wystarczyło pójść do sklepu, kupić i jeździć. Było tego pełno, wielu studentów miało takie. Jeden z kolegów przewiózł kiedyś takiego do Polski, do Berlina transportował go pociągami a potem wsiadł na niego i pozostałe do Szczecina 150 kilometrów po prostu pojechał autostradą. Nie było to jego najlepsze wspomnienie w życiu, ale się dało.

Pracujący w Glasie i Pocelanie Wietnamczycy wszystkie zarobione pieniądze poświęcali na zakup towarów, które zamierzali na koniec kontraktu przewieźć do siebie do kraju. Ale oni nie byli detalistami, jak robotnicy polscy opisani w poprzednich odcinkach. Każdy z nich miał wielką skrzynię, jakieś 2x2x4 metry, którą napychał towarem. Skrzynie stały w idealnie równych rządkach na podwórkach osiedli, na których mieszkali. Z tego co widziałem, kupowali oni masowo włóczkę, ale nie taką lepszą, jak panie z Polski, tylko najtańszą, z włókien sztucznych. Dalej: ubrania, uwielbiali zwłaszcza ciemnozielone kurtki, takie jesienno-zimowe. A najważniejszym zabieranym towarem był właśnie motorower Simson - sprzedany w Wietnamie ustawiał ich podobno finansowo na parę lat.

Simson S50N, NRD, 1975-1980

Simson S50N, NRD, 1975-1980

Model S51 produkowano do 1989 roku, ale cieszy się on nadal dużą popularnością (również dlatego, że wyciąga 60 km/h, a wszystkim innym w tej klasie wolno tylko 45).

Miały te motorowery jeden drobny problem: W pewnym momencie wymyślono zmianę w przepisach - motorowery miały przez cały dzień jeździć na światłach. I nagle się okazało, że prądnica w nich jest zbyt słaba, nie może uciągnąć tych świateł i przy jeżdżeniu cały czas na światłach akumulator się rozładowuje. Pamiętam programy w telewizji, w których zalecali wyjęcie żarówki ze światła pozycyjnego z tyłu. Wtedy wystarczało. Nie pamiętam, czy kazali wkładać tę żarówkę z powrotem przy jeździe w nocy.

NRD-owcy zrobili też skuter, nawet całkiem fajny, miał elektryczny rozrusznik i podobne bajery. Robili go do 1992 i temu też wolno jest wyciągać 60 km/h. Miał parę problemów technicznych, ale podobno wiele egzemplarzy jest nadal w użyciu.

Simson SR50, NRD, 1986-1988

Simson SR50, NRD, 1986-1988

Samochody dostawcze Barkas niezłe w momencie skonstruowania w latach 80-tych odpadły już dawno od aktualnego stanu techniki. Dwusuwowy silnik od Wartburga to już nie było to. Podobno Honeckerowi w Wandlitz dźwięk Barkasa dowożącego towar do osiedlowego sklepiku tak przeszkadzał, że specjalnie sprowadzono elektryczny samochód dostawczy z RFN.

Barkas B1000, NRD 1961-1990

Barkas B1000, NRD 1961-1990

Trudno mi powiedzieć, jak wyglądała jakość NRD-owskich ciężarówek, ale produkowano je tym pod dwoma markami: Robur (pokrewieństwo nazwy z postacią z Verne'a niewyjaśnione):

Robur LO 2002, NRD

Robur LO 2002, NRD

i IFA:

IFA W50L, NRD, 1965-1990

IFA W50L, NRD, 1965-1990

O jeszcze jednym produkcie przemysłu motoryzacyjnego NRD - mini ciężarówce Multicar - pisałem w odcinku 12.

Jak to wszystko przetrwało zjednoczenie? No raczej słabo.

Zakłady w Ludwigsfelde, produkujące ciężarówki IFA zostały przejęte przez Mercedesa i produkują samochody dostawcze.

Marka Multicar, po przekształceniach własnościowych zakładu, istnieje i nieźle się sprzedaje do dziś.

Zakłady Simson przetrwały o własnych siłach (choć nie bez problemów) do 2002. ale potem ostatecznie zbankrutowały. W sumie szkoda, wydaje mi się że właśnie oni, obok Multicara, mieli największe szanse ze wszystkich NRD-owskich firm motoryzacyjnych.

Cała reszta zbankrutowała prawie natychmiast, ewentualnie została po marce kupiona przez inne firmy, ale nawet wtedy raczej nie odniosła sukcesu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

13 komentarzy