Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD extra: Nadwozia z plastiku

Dziś notka o nadwoziach z plastiku, oczywiście w kontekście Trabantów.

Ale najpierw zrobimy wycieczkę w stronę wcześniejszych technologii nadwozi. W początkach motoryzacji nadwozia były robione z drewna na również drewnianym szkielecie.

Dixi R 8 6/14 PS Doppelphaeton 1910

Dixi R 8 6/14 PS Doppelphaeton 1910, nadwozie drewniane

Drewno pięknie lakierowano na wysoki połysk - co ślicznie wyglądało ale było strasznie drogie. Potem samochody musiały zrobić się tańsze i drewno pokrywano skajem.

Nadwozie z drewna kryte skajem

Nadwozie z drewna kryte skajem

W trochę wyższym segmencie szkielet drewniany pokrywano blachami, stalowymi lub aluminiowymi - nadwozie nie było nośne, więc blachy można było przymocować do szkieletu w dowolny sposób.

Blacha klepana na szablonie

Blacha klepana na szablonie

 

Nadwozie drewniane kryte blachą

Nadwozie drewniane kryte blachą

W następnym kroku pojawiło się nadwozie samonośne. Ale w segmencie popularnym, w którym robiło DKW, trzeba było dbać o niskie koszty. Z drewna nie będzie samonośnego nadwozia, ale drewno jest tańsze od blachy. Niestety ma też problem z trwałością. Więc już od roku 1935 DKW eksperymentowało z zastąpieniem drewnianych elementów nadwozia elementami z duroplastów.

Pierwsze podejście polegało na zastosowaniu kompozytu z papieru i żywic fenolowych, czyli jednego z materiałów używanych do dziś w elektronice do wyrobu płytek drukowanych. Były jednak w tamtych czasach problemy z odpowiednio mocną prasą, niezbędną do wykonania elementów o wielkości potrzebnej do nadwozia samochodu. Wypróbowano też inne materiały, badano ich własności (robiono nawet crash-testy, był rok 1937!), ale problemów nie pokonano. Nowe materiały były nietrwałe, nie trzymał się na nich lakier i do tego wychodziły drogo. Próby prowadzono aż do roku 1944.

W roku 1951 zespół w Zwickau zajął się ponownie problemem nadwozi z tworzyw sztucznych. Najpierw spróbowano z materiałem na bazie PCW, zrobiono jedno F8 z takim nadwoziem, ale okazało się, że to się do niczego nie nadaje. Wrócono do tworzyw fenolowych i w roku 1953 udało im się opracować działającą technologię. Polegała ona na sypaniu proszku z żywic fenolowych między warstwy włókniny bawełnianej, a potem prasowaniu całości w temperaturze 180oC. Z takiego materiału robiono część elementów F8 w latach 1953-1955.

Włoknina bawełniana do nadwozia Trabanta

Włoknina bawełniana do nadwozia Trabanta

Potem powstało P70, w którym prawie wszystkie elementy poszycia były zrobione z nowego tworzywa. Ale, jak to zwykle przy nowych technologiach, bez problemów się nie obyło, również po rozpoczęciu produkcji seryjnej. Problemem było przyklejanie duroplastowych elementów do drewnianej ramy - klej do tego musiano importować ze Szwajcarii. Prasy do elementów nadwozia rozsypywały się. Dach w wersji kombi był zbyt duży żeby dało się go zrobić z tworzywa na posiadanych prasach i musiał być ze sklejki. Lakier nie chciał się trzymać na duroplastach - trzeba było pracować nad procesem lakierowania. Na lakierze pojawiały się plamy i przebarwienia, bo lakier reagował z żywicą fenolową. Potem się okazało, że bawełna w tworzywie wchłania wodę. Większość tych problemów rozwiązano okładając element przed prasowaniem warstwą specjalnego papieru (w kolorze czerwonobrązowym - stąd brzydki kolor surowych płatów nadwozia). I tak dalej i tak dalej.

Niefachowcy będą się pewnie z tego wszystkiego naśmiewać, ale to jest przecież normalka, przy każdej nowej technologii takie problemy są na porządku dziennym. A technologia była naprawdę pionierska, nikt wcześniej nie robił samochodów z podobnych tworzyw. I chyba również nikt inny oprócz NRD-owców tej drogi nie przeszedł.

Tą samą technologię bez praktycznie żadnych zmian stosowano potem w Trabantach P50, 600, 601 i 1.1 (ten ostatni miał jednak już część elementów ze stali).

Jak ocenić tą technologię? W roku 1954 była to ona rzeczywiście zaawansowana i nowoczesna. Na Zachodzie  sklejkowy, obciągany skajem Lloyd 300 "Leukoplastbomber" wyszedł z produkcji niedługo wcześniej (1952).  W następnym modelu Lloyda - 400 - ostatni element sklejkowy (dach) został zastąpiony stalą dopiero w listopadzie 1954.

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

W niektórych źródłach twierdzą, że P70 było pierwszym na świecie seryjnym samochodem z nadwoziem całkowicie z tworzyw sztucznych. No i to chyba nie jest całkiem prawda. Produkcję P70 rozpoczęto w roku 1955, ale trochę wcześniej podobnym problemem zajął się Chevrolet. Producenci amerykańscy też mieli ograniczenia w dostępie do stali, poza tym liczyli na obniżenie masy samochodu. Tyle że oni użyli klasycznego laminatu na bazie włókien szklanych.

Mimo że była to technologia znana i sprawdzona, to i tak Chevrolet musiał przejść swoją drogę przez mękę. Pierwszy model z nadwoziem całkowicie z laminatu - Corvette C1 pojawił się na rynku w roku 1953 - czyli jednak wcześniej. Dyskutować można najwyżej nad "pierwszym samochodem z nadwoziem z tworzyw sztucznych produkowanym w dużych seriach". Bo w pierwszym roku produkcji udało się tej Corvetty zrobić tylko 300 sztuk, a sprzedaż szła bardzo źle. W 1954 zrobiono ich 3640 (z czego 1100 zostało na placu) a w 1955 jeszcze 700, też głównie na plac. No ale potem zrobiono ankietę wśród użytkowników a na jej podstawie redesign i zaczęło iść (1956 - 3,467, 1957 - 6,339, 1958 - 9,168, 1959 - 9,670). Dla porównania produkcja P70 w kolejnych latach wynosiła: 1956 - 2.193, 1957 - 8.095, 1958 - 10.893, 1959 - 11.466. Czyli Corvetty zrobiono więcej w 1956, nawet po odliczeniu tych 1100 co się nie sprzedały nadal jest trochę więcej.

Nawiasem mówiąc Corvetty do dziś (już siódma generacja) mają nadwozie z tworzyw sztucznych.

Chevrolet Corvette C1

Chevrolet Corvette C1 (wersja po pierwszym redesignie)

No ale to była całkiem inna kategoria cenowa, wróćmy tymczasem do naszych Trabantów. Duroplastowa karoseria miała sporo zalet: nie rdzewiała (poza stalową ramą oczywiście), była tania, relatywnie lekka i łatwa do naprawy - żadnego klepania i szpachlowania, po prostu wymieniało się płaty nadwozia, mocowane głównie na klej. A pęknięcia dało się po prostu skleić i przeszlifować.

Nadwozie Trabanta kryte duroplastami

Nadwozie Trabanta kryte duroplastami

Z drugiej strony z takich tworzyw nie da się zrobić nadwozia samonośnego i przy zgniataniu prawie nie pochłaniają one energii - po prostu idą w drzazgi i tyle. W związku z tym Trabant wkrótce przestał spełniać szybko rosnące wymogi bezpieczeństwa biernego. Dokładność i powtarzalność wykonania elementów nie były najlepsze - po montażu nadwozia w fabryce musieli każdy egzemplarz tu i ówdzie popukać młotkiem i oblecieć krawędzie szlifierką żeby całość jako tako pasowała. To nie była produkcja według standardów lat 80-tych (a nawet 70-tych).

W sumie jak to zwykle w NRD. Zaczęło się dobrze, jeszcze w początku lat 60-tych był to jaki taki poziom światowy. Ale potem, przez brak jakiegokolwiek rozwoju szybko zakonserwowało się na amen. Aż do smutnego końca.

Przy okazji przypomniał mi się  NRD-owski dowcip związany z tworzywami sztucznymi w Trabancie.

Szejk naftowy szukał wyjątkowo rzadkiego samochodu do swojej kolekcji i w jakiejś gazecie przeczytał, że w NRD produkuje się samochód na który trzeba czekać ponad 10 lat. "Coś dla mnie" - pomyślał i zamówił.

W NRD na TAKIE zamówienie się sprężyli i przysłali mu Trabanta po dwóch tygodniach.

Szejk opowiada potem drugiemu szejkowi:

"Ten Sachsenring Zwickau to świetna firma! Zamówiłem samochód z czasem oczekiwania 10 lat, a oni po dwóch tygodniach przysłali mi plastikową reklamówkę. I wyobraź sobie: Ona jeździ!"

 

EDIT: Tekst zgłosiłem do konkursu Blog Roku 2015 jako Tekst Roku

 

450x75-tekstROKU

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Komentarze: (1)

Warto zobaczyć: Muzeum kultury przemysłowej w Norymberdze

Korzystając z najdłuższych w Niemczech, heskich ferii świątecznych wybraliśmy się z synem w trzydniowy rajd po bawarskich muzeach techniki. Ten termin był bardzo dobry, bo wszystkie inne landy ferii już nie miały i wszędzie było pusto, a obłożenie hoteli bardzo małe. 

Na początek wybraliśmy się do Norymbergi, do Museum Industriekultur. Muzeum to jest położone niedaleko głównej siedziby firmy w której wcześniej pracowałem, przechodziłem obok nie raz, ale zawsze było za późno żeby wejść.

Muzeum znajduje się na terenie dawnych zakładów metalowych Juliusa Tafela (Tafla?, w mianowniku Julius Tafel), w swoim czasie (XIX w.) była to największa wytwórnia wyrobów ze stali walcowanej w Niemczech.

W muzeum wystawione są głównie wyroby firm z Norymbergi i okolic, było tych firm trochę. Ekspozycja zaczyna się od motocykli firm Victoria-Werke, Mars-Werke , Hercules-Werke, i Zündapp. A marek motocykli z Norymbergi było jeszcze znacznie więcej. 

Motocykle z Norymbergi

Motocykle z Norymbergi

Dalej mamy dziwne i ciekawe rowery, zazwyczaj też z Norymbergi

Różne dziwne rowery

Różne dziwne rowery

W następnej część stoją samochody marek Mars, Maurer-Union i Faun, oczywiście wszystkie norymberskie.

Samochód z Norymbergi, prawdopodobnie "Mars"

Samochód z Norymbergi, prawdopodobnie "Mars"

a dalej powojenne - Zündapp Janus zestawiony z concept carem Dornier Delta - o tej parze zrobię notkę (Uwaga: podobno ten Dornier Delta czasem jest tu, czasem u Dorniera we Friedrichshafen, a czasem w muzeum Hymera w Bad Waldsee), i Victoria Spatz (też zrobię notkę). No i Porsche Typ 12 czyli Zündapp Käfer, chwilowo jako model (samochód pewnie rotacyjnie w innym muzeum) - o tym przy okazji notki o początkach Garbusa. Więc na razie bez zdjęć.

Na dokładkę mamy trochę innego sprzętu, już niekoniecznie norymberskiego. Maszyny parowe, generatory elektryczne, stara elektronika, stare komputery domowe, dawne mieszkanie robotnika, sprzęt gospodarstwa domowego... Dzieci i młodzież może postukać sobie na mechanicznych maszynach do pisania, można usiąść na motorze Zündappa i w jego wózku bocznym.

Motocykl "Hercules W 2000" z silnikiem Wankla

Motocykl "Hercules W 2000" z silnikiem Wankla

Ogólnie bardzo polecam.

Adres:

Museum Industriekultur 
Äußere Sulzbacher Straße 62
90491 Nürnberg
 

Otwarte:

  • wtorek-piątek 9-17
  • sobota i niedziela - 10-18

Wstęp:

  • dorośli - 5 EUR
  • dzieci - 3 EUR
  • bardzo tani bilet "Kleingruppe 1" - dorosły + 1-3 dzieci za 5,50 EUR
  • również tanio "Kleingruppe 2" - dwoje dorosłych + 1-3 dzieci za 10,50 EUR

[mappress mapid="78"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze

Warto zobaczyć: Zbiory techniki obronnej Bundeswehry w Koblencji

W weekend wybraliśmy się z rodziną na wycieczkę w stronę RP i NRW, i dzięki temu będą nowe notki z cyklu "Warto zobaczyć".  Pierwszym punktem programu była Koblencja i Wehrtechnische Studiensammlung der Bundeswehr.

Tak w zasadzie to nie jest muzeum, tylko Sammlung - czyli zbiór. Nie ma tam nawet biletów, tylko krzyżak uruchamiany za trzy euro w monetach (automat rozmienia). Wartownik przy wejściu spisuje dokumenty - wchodzimy na teren wojskowy. W hali na dole stoi mnóstwo większego sprzętu, bardzo upchanego. A ten sprzęt to w większości ciekawostki albo modele szkoleniowe - na przykład czołg przecięty na pół:

Przekrój czołgu Leopard

Przekrój czołgu Leopard

Mają tam sporo prototypów, na przykład takie podwójne działo samobieżne

Prototypowe działo samobieżne VT 1-2

Prototypowe działo samobieżne VT 1-2

i trochę starych rzeczy, na przykład czołg Renault M 17 FT

Czołg lekki Renault M 17 FT

Czołg lekki Renault M 17 FT

 robot do wysadzania umocnień Goliath (od Borgwarda

Zdalnie sterowany robot do wysadzania umocnień Goliath

Zdalnie sterowany robot do wysadzania umocnień Goliath

trochę samolotów, na przykład Starfightera (muszę napisać o nich notkę, bo to temat na thriller militarno-techniczno-polityczny). 

Lockheed F-104 Starfighter

Lockheed F-104 Starfighter

Na wyższych piętrach ekspozycja jest bardzo bogata, ale interesująca głównie fanatyków wojskowości. Jest tam broń ręczna we wszelakich rodzajach (również Układu Warszawskiego), broń maszynowa, we wszelakich odmianach i kalibrach, noktowizory, mundury, bielizna wojskowa, działa... 

Pistolet maszynowy PM-63 RAK

Pistolet maszynowy PM-63 RAK

Z ciekawostek: Powszechnie znane są dowcipy o karabinach do strzelania zza węgła. Tu mają autentyczną, przystawkę do strzelania z okopu bez wystawiania głowy. Szczerze mówiąc to nie rozumiem tego. Dużo prostsze i skuteczniejsze byłoby zrobienie wysuwanego w górę stojaka na karabin z peryskopem do celowania i jakąś dźwigienką do przyciskania spustu. A taka krzywa rurka jest trudna w konstrukcji, niebezpieczna, mało trwała, mało celna, energia pocisku bardzo spada... Same wady.

Karabin do strzelania zza węgła

Karabin do strzelania zza węgła

Druga ciekawostka to jednoosobowy czołg. Z rysunku wynika, że żołnierz wpełzał do czegoś takiego korpusem i odpychał się od ziemi nogami. Czyli tak właściwie to się czołgał.

Jednoosobowy czołg bez napędu

Jednoosobowy czołg bez napędu

No i zaraz mi się coś skojarzyło. Poszukałem w sieci o etymologii słowa czołg i wyszło, że nie wiadomo skąd ono się właściwie wzięło, znalazłem tylko jakieś legendy miejskie i hipotezy. Wiec ja postawię swoją, odważną tezę: Słowo czołg pochodzi od takiej właśnie konstrukcji, a potem zostało przeniesione na opancerzony pojazd mechaniczny.

W muzeum tłoku nie ma, sami mężczyźni, większość z aparatami fotograficznymi. Na podstawie obserwacji gdzie chodzą i co fotografują sądzę, że większość z nich to modelarze. Na wyższych piętrach chodziliśmy już sami, w sumie to prawie przebiegliśmy większość ekspozycji - to raczej coś dla prawdziwych fanatyków.

Ale zainteresowanym techniką, zwłaszcza wojskową, bardzo polecam. Najciekawsze są te przekrojone czołgi - nie wiedziałem na przykład że czołgi w środku maluje się na biało.

 Adres:

Wehrtechnische Studiensammlung
Mayener Straße 85
56070 Koblenz

 Czynne: codziennie 9.30 - 16.30

Wstęp: 3 EUR

[mappress mapid="64"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze

Warto zobaczyć: Lodołamacz Stettin

Dziś o statku mającym status Pomnika Kultury Technicznej - o lodołamaczu "Stettin".

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin

Statek ten został zbudowany w roku 1933 w szczecińskiej stoczni Stettiner Oderwerke (po wojnie włączonej do Stoczni im. A. Warskiego). W tych czasach do napędu statków stosowano już silniki spalinowe, jednak do tego wybrano parowy, ponieważ lepiej nadawał się on do lodołamacza - przy napędzie parowym znacznie szybciej można zmienić kierunek obrotów śruby. Statkowi nadano nazwę "Stettin".

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz ten był pierwszym w Niemczech zrobionym według nowej wtedy koncepcji konstrukcji lodołamacza - wcześniej robiono im z przodu płaskie dno którym statek miał wjeżdżać na lód i łamać go swoim ciężarem. Ten był szpiczasty, miał się w lód wbijać i w ten sposób go rozszczepiać.

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz "Stettin" prawie do końca wojny oczyszczał tor wodny Szczecin - Świnoujście. W 1945 wywiózł uciekinierów w stronę Niemiec, i tak znalazł się w Hamburgu. Potem pracował na Łabie. W roku 1981 miał pójść na złom, ale uratowała go grupa entuzjastów, wyremontowała i od tego czasu jest to statek muzeum.

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin

Ale nie taki statek muzeum co tylko stoi przycumowany. Lodołamacz jest w pełni sprawny, pływa wycieczkowo, a nawet ma aktualne uprawnienia do prowadzenia akcji lodołamania.

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin - maszynownia

 

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin - maszyna parowa

Ale w związku z tym że statek pływa, to trudno podać jego stały adres. Ja widziałem go kilka lat temu w Szczecinie, ale zazwyczaj zakotwiczony jest w Hamburgu, w Musuemshafen Oevelgönne albo przy Sandtorhafen - patrz mapka pod notką. Na Googlowym zdjęciu z góry go jednak nie widać.

Lodołamacz Stettin

Lodołamacz Stettin

Gdzie można się go spodziewać można znaleźć na jego stronach w sieci, a konkretnie TUTAJ. Jak widzę na rozkładzie, w początku sierpnia znowu będzie w Szczecinie, na swoje 80-lecie. Wszędzie gdzie akurat stoi można go zwiedzać (od 10 do 18), wstęp kosztuje 2 EUR dla dorosłego i 1 EUR dla dzieci.

Nie byłem w Musuemshafen Oevelgönne, ale wygląda że to też warto zobaczyć - mają tam trochę zabytkowych statków żaglowych, motorowych i parę ciągle sprawnych holowników parowych.

[mappress mapid="59"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muzeum Komunikacji w Szczecinie

Dziś o muzeum nie w Niemczech tylko w Polsce. W Szczecinie.

Mój rodzimy Szczecin i jego okolica nie są niestety zbyt atrakcyjne turystycznie dla kogoś o zainteresowaniach technicznych. A przecież potencjalnie byłoby co obejrzeć. W ostatnich latach powoli coś się jednak pojawia - na przykład można zwiedzić resztki niemieckiego eksperymentalnego działa wielokomorowego zwanego V3 w Zalesiu koło Międzyzdrojów. Ale tam nie byłem, nie wiem na ile to interesujące, więc dopiszę tylko do niesprawdzonych.

Najciekawszą wystawą w regionie jest Muzeum Komunikacji w starej zajezdni tramwajowej na Niemierzyńskiej.

Dziś mało kto o tym pamięta, ale w Szczecinie było trochę przemysłu samochodowego. Jeszcze przed wojną były tam zakłady Stoewera (może by jakaś notka o Stoewerach?), po wojnie w tym samym miejscu od 1955  Szczecińska Fabryka Motocykli, znana przede wszystkim z czterosuwowych motocykli Junak. Tutaj zrobiono też próbną serię mikrosamochodu Smyk. Jednak produkcja motocykli w Szczecinie skończyła się w roku 1964, a Smyk w ogóle nie wszedł do produkcji (słusznie zresztą). Potem fabryka została przemianowana na Fabrykę Mechanizmów Samochodowych POLMO i robiła tylko części do ciężarówek Jelcz. A niedawno zbankrutowała ostatecznie.

Ale wróćmy do muzeum. Ponieważ jest to zajezdnia tramwajowa, to stoją tam tramwaje. Parę jeszcze przedwojennych, poniemieckich i nowsze, jakimi przez lata jeździłem.

Przedwojenny szczeciński tramwaj

Przedwojenny szczeciński tramwaj

Ale podstawa to samochody i motocykle. Mają tu.

Prototyp samochodu FSM Beskid 106

Prototyp samochodu FSM Beskid 106

  •  pojazd gąsienicowy na bazie Malucha
Pojazd terenowy na bazie Fiata 126p

Pojazd terenowy na bazie Fiata 126p

  • Warszawę M20, Syrenę 102, Skodę 100 i inne samochody
Warszawa M20

Warszawa M20

 

Syrena 102

Syrena 102

  • prototyp motocykla SFM M14 Iskra, który miał być następcą Junaka
Prototyp motocykla SFM M14 Iskra

Prototyp motocykla SFM M14 Iskra

Podsumowanie: Warto. Największa atrakcja w regionie.

Adres:

Muzeum Techniki i Komunikacji
ul. Niemierzyńska 18A
71-441 Szczecin 
 

Muzeum czynne:

  • Poniedziałek - nieczynne
  • Wtorek - 10-15
  • Środa - 10-16
  • Czwartek - 10-16
  • Piątek - 10-18
  • Sobota - 10-18
  • Niedziela - 10-16

Wstęp: dorośli 10 PLN, dzieci 5 PLN

[mappress mapid="58"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Komentarze: (1)

Warto zobaczyć: U-461 w Peenemünde

Muzeum w Peenemünde obrosło przez lata masą innych atrakcji, ale większość z nich to jakieś oddziały tego samego co w innych miastach, albo nic szczególnego. Ale jedna z tych atrakcji jest rzeczywiście niepowtarzalna - blisko muzeum rakiet jest zakotwiczony radziecki okręt podwodny projektu 651, w terminologii NATO zwanego Juliett. Okręt nosi nazwę U-461, ale w trakcie służby (1965-1991) nazywał się K-24, a potem B-124.

U-461 w Peenemünde

U-461 w Peenemünde

Okręty podwodne tego typu były napędzane klasycznie (znaczy diesel-elektryka) i były wyposażone w cztery wyrzutnie rakiet o zasięgu rzędu 500 km do zwalczania celów naziemnych i nawodnych. Okręty tego typu produkowano w latach 60-tych, zresztą podobno głównie dlatego że okręty atomowe produkowały tylko dwie stocznie i trzeba było dorobić trochę klasycznych o tym samym zakresie zadań. Tego typu miało być 72 sztuki, ale skończyło sie na 16. Równolegle produkowane okręty atomowe projektu 659 (typ Echo według oznaczeń NATO) nie były znowu tak wiele większe (długość 111m vs. 85, wyporność 4920 ton vs. 4180).

U-461 w Peenemünde

U-461 w Peenemünde

Rakiety mogły być wystrzeliwane tylko w wynurzeniu, wyrzutnia jest podniesiona i można ją sobie obejrzeć.

U-461 w Peenemünde

U-461 w Peenemünde

 

U-461 w Peenemünde

U-461 w Peenemünde

Przeczytałem ciekawostkę na ten temat: Po podniesieniu wyrzutni trzeba było podłączyć rakietę do pokładowej sieci 24V. Przy tej operacji zdarzało się, że od impulsu na zasilaniu sterowania silnik rakiety się włączył. Stąd do tego zadania wyznaczano wyłącznie marynarzy kawalerów. Obejrzenie okrętu od środka (a zwłaszcza jego porównanie z niemieckim typem 205 ze Speyer) budzi podziw dla odwagi pływających na nim marynarzy (chociaż co oni mieli w tym względzie do gadania). No to nie jest jakość urządzenia, w którym chciałbym się zanurzyć na głębokość 300 metrów.

U-461 w Peenemünde

U-461 w Peenemünde

 

U-461 w Peenemünde - toaleta

U-461 w Peenemünde - toaleta

Czytałem gdzieś, że jest to największy na świecie okręt podwodny dostępny do zwiedzania. Był jeszcze drugi tego typu (K-77) jako okręt-muzeum gdzieś w USA, ale im zatonął przy nabrzeżu podczas burzy (wcześniej robił za bar gdzieś w Finlandii, zrobili mu tam w kadłubie dziurę, chyba do wentylacji, i nie pomyśleli żeby się dało ją szczelnie zamykać). Po ponad roku leżenia na dnie, w ramach ćwiczeń płetwonurków marynarki wyciągnięto go na powierzchnię, ale remont byłby za drogi. Więc w Peenemünde jedyna szansa na świecie.

U-461 w Peenemünde - przedni przedział torpedowy

U-461 w Peenemünde - przedni przedział torpedowy

PS: Jak donosi czytelnik Witek Serhej, w Hamburgu mają do zwiedzania U-434, czyli radziecki okręt podwodny projektu 641B (według NATO: Tango). Ten jest nowszy (1976), też diesel-elektryk, trochę dłuższy (92m), ale o trochę mniejszej wyporności (3600 ton). I bez rakiet, tylko z torpedami. Wpisuję go na mapkę nie sprawdzonych osobiście.

 

Adres:

Maritime Museum Peenemünde
Haupthafen
17449 Peenemünde, Niemcy

Muzeum czynne: W sezonie od 9 do 20, poza sezonem krócej, proszę sprawdzić na ich stronie

Wstęp: Dorośli 6 EUR, dzieci 3 EUR, fotografowanie 1 EUR

 [mappress mapid="55"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

5 komentarzy

Warto zobaczyć: Muzeum historyczno-techniczne w Peenemünde

Dziś o muzeum w miejscowości, która każdemu się kojarzy. Peenemünde.

Prawda jest taka, że od wojny nie za wiele tam zostało. Teren został gruntownie zbombardowany w 1943, potem odbudowano tylko elektrownię. Ale ta elektrownia nie była mała - 30MW, jedna z największych wtedy w Rzeszy. Większość produkowanej przez nią energii szła na produkcję ciekłego tlenu w pobliskiej tlenowni (dziś w ruinie, niedostępna do zwiedzania). Zresztą to właśnie ta elektrownia  zwróciła uwagę aliantów - taka duża na kawałku piaszczystej, słabo zaludnionej wyspy? Po bombardowaniu produkcję rakiet przeniesiono pod ziemię w środku Niemiec (hasło "Mittelbau-Dora"), tutaj tylko robiono kontrolę jakości. Nie w ruinie są jeszcze tylko kwatery inżynierów.

Peenemünde - budynek elektrowni

Peenemünde - budynek elektrowni

Ale elektrownia po odbudowie pracowała do 1990. Dziś mieści się tam ekspozycja muzeum. A muzeum jest oczywiście poświęcone rakietom A4 (V2).

Peenemünde - rakieta A4 (V2)

Peenemünde - rakieta A4 (V2)

Ekspozycja jest bardzo dobra. Z jednej strony przedstawiony jest aspekt techniczny przedsięwzięcia - konstrukcja rakiet, projekty dalszego ich rozwoju, osiągnięcia zespołu.

Peenemünde - silnik rakiety A4 (V2)

Peenemünde - silnik rakiety A4 (V2)

 

Peenemünde - sterowanie rakiety A4 (V2)

Peenemünde - sterowanie rakiety A4 (V2)

Ale muzeum nie na darmo nazywa się "historyczno-technicznym". Bardzo wiele miejsca poświęcone jest drugiej stronie medalu - cierpieniom więźniów produkujących rakiety, bardzo dwuznacznej (eufemistycznie mówiąc) postawie poszczególnych konstruktorów, bezsensie tych rakiet jako broni (więcej ludzi zginęło przy ich produkcji niż od ich zastosowania), staraniom mocarstw zwycięskich żeby jak najwięcej z wyników programu przejąć dla siebie. I o tym, jaką przeszłość ciągną za sobą programy kosmiczne zarówno Amerykanów jak i Rosjan.

Na zewnątrz budynku, oprócz kilku rakiet A4 (V2) zrobionych po wojnie z pozostałych części, stoi trochę innego sprzętu głownie poradzieckiego. Kilka samolotów i śmigłowców, trochę różnych rakiet.

Peenemünde - samoloty

Peenemünde - samoloty

W hali elektrowni można też obejrzeć piec i kawałki turbin.

Peenemünde - piec elektrowni

Peenemünde - piec elektrowni

W Peenemünde byłem kilka lat temu, widzę po zdjęciach w sieci że ekspozycja od tego czasu się powiększyła. Zwłaszcza o Fieseler Fi-103 (V1) i zmontowane kawałki katapulty do ich wyrzucania (wcześniej części katapulty leżały sobie w ciemnym kącie hali elektrowni).

Peenemünde - katapulta rakiety Fieseler Fi-103 (V1)

Peenemünde - katapulta rakiety Fieseler Fi-103 (V1)

Jeszcze ciekawostka: Konstruktorzy zespołu byli wielkimi fanami filmu Fritza Langa "Frau im Mond". Przypomina o tym logo namalowane na stojącej przy wejściu na teren muzeum rakiecie. Nie zwróciłem wtedy na to uwagi, więc zdjęcie to słaby wycinek z ze zdjęcia całej rakiety.

Peenemünde - "Frau im Mond" na rakiecie A4 (V2)

To muzeum jest świetne i daje do myślenia. Szczerze polecam.

Adres:

Historisch-Technisches Museum Peenemünde GmbH
Im Kraftwerk
17449 Peenemünde

 Muzeum czynne

  • kwiecień-wrzesień od 10 do 18
  • Listopad-marzec od 10 do 16
  • od listopada do marca w poniedziałki nieczynne

Wstęp:

Dorośli 8 EUR, dzieci 5 EUR

[mappress mapid="54"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze

Warto zobaczyć: Muzeum samochodów i techniki w Sinsheim

Jak się powiedziało Speyer, to trzeba powiedzieć i Sinsheim.

Muzeum w Sinsheim jest większe i bogatsze od tego w Speyer, a wrażenie "mydła i powidła" jest tu o wiele słabsze. Najmocniejszymi punktami wystawy są Concorde i Tu-144 ustawione koło siebie,

Muzeum Sinsheim - Tu 144

Muzeum Sinsheim - Tu 144

ale oprócz nich jest co oglądać. Mają tu na przykład:

 Sporą kolekcję broni pancernej z Panterą na czele.

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

 

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

Dużo samochodów, zwłaszcza amerykańskich i sportowych 

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

 

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

 trochę Formuły 1

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

dużo różnych samolotów

Muzeum Sinsheim

Muzeum Sinsheim

I jeszcze, jeszcze...

W Sinsheimie byłem parę lat temu, tymczasem na pewno coś im przybyło. Polecam. 

Adres:

Auto & Technik MUSEUM SINSHEIM
Museumsplatz
 D-74889 Sinsheim

Muzeum czynne poniedziałek- piątek od 9 do 18, w soboty i niedziele od 9 do 19.

Wstęp: dorośli 14 EUR, dzieci 12 EUR 

[mappress mapid="53"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muzeum techniki w Speyer

 Udało mi się wreszcie wybrać i uruchomić plugina do map. Niby tyle ich, ale z każdym coś nie tak. A to można zrobić tylko jednego markera, a to nie można podsunąć markera ręcznie, a to jakieś inne ograniczenia. Wybrałem MapPressa - on działa OK i w wersji darmowej brakuje mu tylko jednego - żeby można było używać różnych ikon markerów. Będę musiał to przeżyć, bo za wersję pro chcą 30 USD a i pewnie z płaceniem do USA będzie jakiś problem. Na razie nie mam ochoty aż tyle inwestować w to hobby, może za pewien czas.

W starych notkach porobiłem mapki, na których pozaznaczałem miejsca, o których jest mowa. Jedyny problem jest taki, że zdjęcia Niemiec Google zrobił dość dawno i niektórych obiektów wcale na nich nie widać. To był pierwszy etap mojej nowej koncepcji. A wymyśliłem, że będę pisał o tym, co warto turystycznie zobaczyć. Przede wszystkim z punktu widzenia inżyniera i enerdologa oczywiście, ale nie tylko. Parę takich notek już miałem - na przykład o muzeum Dorniera, Junkersa, Rolls Royce Oberursel czy praktycznie cały niedawny cykl Śladami NRD. Ale widziałem o wiele więcej, mam mnóstwo zdjęć które pojawiają się tylko przy okazji, więc czemu o tym nie napisać. Ale po co mapy? Otóż zamierzam nanieść wszystkie te miejsca na wspólną mapę. Zainteresowani czytelnicy będą mogli na tej podstawie zaplanować sobie zwiedzanie. Nie będę tego robił z czystego altruizmu - zamierzam na drugą mapę nanosić wszystkie miejsca o których wiem, ale jeszcze ich nie widziałem. Mam sporo zebranych w różnych miejscach reklam i notatek, ale tak na papierze to się do niczego nie nadaje. A naniesione na mapę  daje się znacznie lepiej uwzględniać przy planowaniu wyjazdów.

Mapki są dostępne w menu - pojawiła się tam nowa pozycja "Warto zobaczyć". Zapraszam.

No i dlatego że darmowy MapPress pozwala tylko na jeden rodzaj markerów, to mapy muszą być co najmniej dwie. Zdecydowanie lepiej by było dzielić miejsca na kategorie, no ale jak się nie da, to się nie da. No chyba że ktoś zna inny darmowy plugin do map spełniający moje wymagania:

  • Dowolna ilość map
  • Dowolna ilość markerów na mapie
  • Markery mają dać się suwać po mapie myszą
  • Raz zrobiona mapa z markerami musi dać się łatwo modyfikować
  • Różne ikony markerów do wyboru
  • (miło by było) możliwość grupowania markerów po kategoriach.

No ale mogę zacząć z tym co mam. Dziś będzie o Muzeum techniki w Speyer. Jest to muzeum prywatne, do tego samego właściciela należy podobne muzeum w Sinsheimie (notka później), w którym stoją opisywane już przeze mnie Concorde i Tu-144.

W Speyer byłem dobre kilka lat temu, jeszcze zanim wystartowałem z blogiem, stąd zdjęcia są niekoniecznie dobrze sprofilowane do notki. Wizytówką muzeum jest Jumbo Jet postawiony na dwudziestometrowych słupach. Z platformy pod samolotem można zjechać na dół zjeżdżalnią - dwadzieścia metrów to dużo.

Technikmuseum Speyer - Boeing 747 Jumbo Jet

Technikmuseum Speyer - Boeing 747 Jumbo Jet

Samolot można zwiedzać, można też wyjść na jego skrzydło.

Technikmuseum Speyer - na skrzydle Jumbo Jeta

Technikmuseum Speyer - na skrzydle Jumbo Jeta

Największy twist jest taki, że samolot stoi w leciutkim przechyle i w środku ma się wrażenie lotu. Na poniższym zdjęciu barierki i drabinka w tle są oczywiście pionowe, ale mózg "poziomuje" podłogę i sufit.

Technikmuseum Speyer - wnętrze samolotu Boeing 747 Jumbo Jet

Technikmuseum Speyer - wnętrze samolotu Boeing 747 Jumbo Jet

 Samoloty tam lubią - z dużych mają jeszcze An-22 (ładownia robi wrażenie) i sporo mniejszych.

Technikmuseum Speyer - Ładownia samolotu An-22

Technikmuseum Speyer - Ładownia samolotu An-22

Z innych większych rzeczy mają tam okręt podwodny typu 205. Nie jest może za duży, ale można zobaczyć.

Technikmuseum Speyer - okręt podwodny typu 205

Technikmuseum Speyer - okręt podwodny typu 205

 Poza tym muzeum ma trochę mydło i powidło - różne samochody, samoloty, lokomotywy, Transrapida, organy parowe, łódź należącą do zespołu Kelly Family, kopie  Lunar Rovera i Sputnika 1...

Technikmusem Speyer - replika Sputnika 1

Technikmusem Speyer - replika Sputnika 1

W ostatnich latach podobno bardzo rozbudowali dział kosmiczny - przybył im wielki hit - prom kosmiczny Buran. Muszę latem pojechać tym jeszcze raz i go zobaczyć. Zdjęcie z innej beczki - Messerschmitt Me-109

Technikmuseum Speyer - Messerschmitt Me-109

Technikmuseum Speyer - Messerschmitt Me-109

Z tego muzeum pochodzi też zdjęcie Kleines Kettenkraftrad Typ HK 101 z notki o NSU.

 

Brak linii przewodniej to generalna przypadłość takich muzeów. Mimo wszystko polecam. Jeszcze adres:

TECHNIK MUSEUM SPEYER
Am Technik Museum 1
D-67346 Speyer

Muzeum otwarte od poniedziałku do piątku 9-18, w soboty i niedziele 9-19

Wstęp: dorośli 14 EUR,  dzieci w wieku 5-13 lat 12 EUR.

[mappress mapid="51"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

12 komentarzy

Hugo Junkers i błędne skojarzenia

Wracając po świętach z kraju postanowiłem zobaczyć Bauhaus Dessau. To blisko autostrady którą zawsze jadę i wstyd że przez tyle lat jeszcze tam nie byłem. Ale że szkoda zbaczać z drogi tylko dla jednego obiektu (nie jestem takim wielkim fanem architektury żeby zwiedzać wszystkie budynki, wystarczy mi ten główny, bardziej interesują mnie "niższe sztuki, te, co się od zegarmistrzostwa wywodzą") to poszukałem w sieci innych ciekawostek z Dessau i znalazłem, że przecież w Dessau działał Hugo Junkers i jest tam muzeum jemu poświęcone. Więc dziś o Hugo Junkersie. A o Bauhausie przy innej okazji.

Hugo Junkers kojarzy się w Polsce przede wszystkim z samolotami wojskowymi - bombowcami Ju-52 (nie całkiem słusznie) i bombowcami nurkującymi Ju-87 StuKa - czyli Stukasami (całkiem niesłusznie). Starsi czytelnicy z pewnością pamiętają, że kiedyś na gazowy, przepływowy podgrzewacz wody mówiło się potocznie junkers. Tu skojarzenie z Hugo Junkersem jest 100% słuszne. Ale po kolei.

Przepływowy, gazowy podgrzewacz wody

Logo Junkersa

Na moim blogu wspominałem już o Junkersie przy okazji notki o Claude Dornierze. Junkers był jednak znacznie starszy od Dorniera (25 lat różnicy) i kiedy zaczynał swoją działalność samolotów nie było jeszcze wcale. Junkers pracował najpierw nad silnikami na gaz. Wtedy dziedzina ta dopiero raczkowała i problemem było nawet określenie jakie różne rodzaje paliw mają właściwości i wartość energetyczną. Junkers wymyślił wiec sposób pomiaru wartości opałowej paliw gazowych. Wziął on palnik w którym spalał się gaz i postawił nad nim wymiennik ciepła przez który ze stałą prędkością przepływała woda. I voila -  różnica temperatury wody między wejściem i wyjściem wymiennika dawała się bezpośrednio przeliczyć na wartość opałową paliwa. Taki kalorymetr był dobry i Junkers opatentował go.

Potem Junkers trochę pokojarzył i wyszło mu, że jego kalorymetr może mieć o wiele lepsze zastosowanie - zamiast tylko mierzyć temperaturę, można przecież podgrzewać w nim wodę. W tamtych czasach domowe podgrzewacze wody (systemu wymyślonego przez Johanna Vaillanta, swoją drogą też marki znanej do dziś) składały się ze zbiornika na wodę, która najpierw podgrzewano, a potem dopiero używano.

Wanna z termą na węgiel

Wanna z termą na węgiel

Metoda ta ma parę ograniczeń - po pierwsze podgrzewanie trochę trwa, po drugie ciepłej wody może zabraknąć, a jak nie zabraknie to niepotrzebnie zużyliśmy energię na podgrzanie tego co zostało. Podgrzewacz przepływowy systemu Junkersa podgrzewał natomiast tylko tyle wody ile było trzeba i zawsze tyle żeby wystarczyło. Junkers opatentował swój podgrzewacz (1894) i właśnie w Dessau uruchomił ich produkcję. W krótkim czasie urządzenia te stały się tak popularne, że nazwa firmy produkującej je weszła do języka potocznego. Bojlery dokładnie takie jak na zdjęciu poniżej były produkowane i powszechnie stosowane w Polsce.

Przepływowy, gazowy podgrzewacz wody

Przepływowy, gazowy podgrzewacz wody Junkersa

Drugą działką w której działał Junkers były różne rzeczy z metalu. Junkers był entuzjastą robienia wszystkiego z metalu, robił na przykład metalowe meble. Tutaj metalowy fotel (również opatentowany)

Metalowy fotel Junkersa

Metalowy fotel Junkersa

Junkers wymyślił też metalowe domy z prefabrykowanych elementów. Ściany ich były wykonane z cienkiej stali i izolowane watą szklaną. W muzeum mają jedyny z metalowych domów Junkersa który przetrwał do dziś.

Dom stalowy Junkersa

Dom stalowy Junkersa

Oglądałem go dość sceptycznie, ale trzeba przyznać że podobna koncepcja żyje do dziś w postaci mniej lub bardziej prowizorycznych budynków z kontenerów.

Tymczasowy budynek Carl-Schurz-Gymnasium

Tymczasowy budynek Carl-Schurz-Gymnasium

Nic więc dziwnego, że kiedy Junkers zabrał sie za samoloty to też musiały one być z metalu. Koncepcja jego były taka, że samolot ma mieć tylko jeden płat, bez tych wszystkich zastrzałów, linek itp zwiększających opory, i ma być z solidnego materiału, a nie z listewek i płótna. I taki samolot został zbudowany w roku 1915. Był to Junkers J 1, pierwszy całkowicie metalowy samolot na świecie. Samolot w locie poziomym był dość szybki (ze względu na niskie opory), ale prędkość wznoszenia miał beznadziejną - był pokryty blachą stalową (sic!)  i zbyt ciężki dla ówczesnych silników.

Następna próba Junkersa była tylko trochę bardziej udana - Junkers J2, w zamierzeniu myśliwiec, wyglądał na owe czasy bardzo nowocześnie (dolnopłat bez żadnych zastrzałów), ale silnik nadal był zbyt słaby.

Więc Junkers musiał trochę odpuścić - następny jego samolot (Junkers J4 / J.I, 1917) był duralowym półtorapłatem, bez zastrzałów się nie obyło, konstrukcja była co prawda z rur stalowych ale miejscami pokrytych płótnem. Ponieważ miał to być samolot wsparcia piechoty nie robiący akrobacji, to dostępny silnik mu wystarczył. Udało się nawet wygospodarować sporo masy -  bo aż 450 kg - na opancerzenie kabiny pilotów i zbiornika paliwa - czyli były to już pierwsze elementy samolotu szturmowego. Junkersy J4 trafiły w większej ilości na front i tam wykazały swoje zalety: Metalowy samolot mógł stać sobie na wolnym powietrzu (te płócienno-drewniane trzeba było chować do hangaru, a przed lotem pracowicie je stamtąd wyciągać) i był bardzo odporny na trafienia (odnotowano przypadek skierowania takiego samolotu do remontu dopiero jak nazbierał 400 przestrzelin).

Do końca wojna Junkers skonstruował jeszcze kilka typów samolotów, między innymi J7 - pierwszy samolot pokryty blachą falistą

Szczegół konstrukcji Junkersa Ju-52

Szczegół konstrukcji Junkersa Ju-52

 i J10 (CL.I) uznawany za pierwszy "prawdziwy" samolot szturmowy, ale żadnej z tych konstrukcji nie dostarczono w znaczących ilościach na front. Trzeba tu powiedzieć, że Junkers był socjalistą i pacyfistą i do produkcji samolotów wojskowych był przymuszany przez władze.

Po wojnie, na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego w Niemczech nie wolno było produkować samolotów. Wszyscy producenci niemieccy musieli mocno kombinować żeby nie wypaść z branży, Junkers nawiązał w tym celu współpracę ze Szwecją i Rosją (już Radziecką). Z Rosją podpisał 30-letnią umowę na produkcję jego samolotów, sporo zainwestował w fabrykę pod Moskwą ale władza radziecka już po 6 latach go wydymała i umowę rozwiązała.

Tymczasem w roku 1919 Junkers skonstruował pierwszy czysto cywilny samolot metalowy na świecie - Junkersa F13. Była to typowa dla niego konstrukcja - wolnonośny dolnopłat z metalowym szkieletem pokrytym blacha falistą. Samolotów tych zachowało się do dziś zaledwie parę, w muzeum robią właśnie jego replikę. W tej chwili mają zrobiony częściowo pokryty szkielet kadłuba.

Replika Junkersa F13

Replika Junkersa F13

Junkers uruchomił też swoją fabrykę silników lotniczych, ale to za długi temat na jedną notkę.

Najbardziej znanym samolotem Junkersa jest Ju-52. Był to również wolnonośny dolnopłat ze szkieletem kryty blachą falistą, ale znacznie większy niż F13, bo trzysilnikowy. Został on zaprojektowany jako samolot pasażerski, jednak wojsko zażądało aby w konstrukcji uwzględnić od razu wymagania wojskowe. Samolot był wygodny i bardzo niezawodny, latał nawet trasy nad Alpami. Nie było wtedy kabin ciśnieniowych, dla pasażerów były maski tlenowe podłączone do centralnej instalacji tlenowej, ciekawe jak na tej wysokości pasażerowie chodzili do toalety :lol:. Ale w 1934 pojawiły się konkurencyjne i znacznie bardziej ekonomiczne samoloty Douglasa (DC-2), i koncepcja kanciastego szkieletu krytego blachą falistą powoli stawała się cokolwiek przestarzała, a Ju-52 wyglądał w porównaniu z nimi jak wyjęty ze strychu.

Junkers Ju-52

Junkers Ju-52

Ju-52 trochę się zachowało, w Dessau też mają jednego (wymienili ze Szwedami za MiG-a 21, to był bardzo dobry biznes bo MiG-ów 21 jest w krajach postkomunistycznych jak psów). 6 sztuk Ju-52 na świecie jest jeszcze latających, jednego ma Lufthansa i widuję go od czasu do czasu przelatującego przy różnych okazjach.

Junkers Ju-52 nad Frankfurtem

Junkers Ju-52 nad Frankfurtem

Ju-52 był intensywnie stosowany wojskowo jako samolot transportowy i bombowiec. Stąd wojenne skojarzenie, jednak wbrew woli konstruktora. Podobnie wojskowo było używanych wiele samolotów pod nazwa Junkers, ale Hugo Junkers nie miał już na to wpływu. A było to tak:

Po dojściu Hitlera do władzy Junkers został wywłaszczony a jego fabryki i patenty przejęte bez odszkodowania przez państwo. Przyczynami były z pewnością nieukrywana niechęć Junkersa do nazistów i niechęć do produkcji dla wojska, ale mogło w tym być coś więcej. Mianowicie podobno sam Hermann Göring chciał się w roku 1923 zatrudnić u Junkersa jako pilot-oblatywacz, ale Junkers go nie przyjął (nie mogę znaleźć czy powiedział mu to osobiście). Niewykluczone, że odbierając Junkersowi fabryki Göring chciał się za to odegrać. W każdym razie z późniejszymi samolotami "Junkers" Hugo Junkers nie miał już nic wspólnego, nie były one nawet konstruowane według jego koncepcji. Sam Junkers lata od 1933 do jego śmierci w 1935 spędził w areszcie domowym i pod stałą obserwacją jako element niepewny.

Muzeum w Dessau ma sporą ekspozycję urządzeń gazowych Junkersa i późniejszych, również NRD-owskich. Jest tam też jego dom stalowy (jedyny egzemplarz na świecie), sporo silników lotniczych i nie tylko, trochę różnych pojazdów marki Junkers. Z samolotów Junkersa nie ma za wiele, bo o nie trudno, w zasadzie jest tylko Ju-52, reszta jako modele w gablotkach. No i replika F13 w budowie.

Ciekawy jest symulator lotu dla Ił-a 18 z epoki przedkomputerowej, na lampach - czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Obok stoją MiG-15 UTI i Jak-27R.

Symulator lotu Ił-18

Symulator lotu Ił-18

Na zewnątrz hali stoi trochę sprzętu postradzieckiego - MiG-21, MiG-23, Su-22, Mi-2, Ił-14 (pomalowany w barwy NRD-owskiej Deutsche Lufthansa) . No i zupełna ciekawostka - resztki tunelu aerodynamicznego zakładów Junkersa.

Tunel aerodynamiczny Junkersa

Tunel aerodynamiczny Junkersa

 Adres:

Technikmuseum "Hugo Junkers"
Kühnauer Straße 161a
06846 Dessau

 Muzeum czynne codziennie od 10 do 17. Wstęp: dorośli 4 EUR, dzieci 1,50.

[mappress mapid="2"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

27 komentarzy