Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Krajowe wakacje

W tym roku wymyśliliśmy, że na wakacje pojedziemy do Polski, pokazać synowi kraj. Bo dotąd był w sumie tylko w Szczecinie i w Warszawie i czas to nadrobić. Zaczęliśmy od Szczecina, bo rodzicom trzeba było w paru sprawach pomóc, a potem pojechaliśmy w stronę Gdańska. 

W Gdańsku turystycznie to ostatnio byłem w roku 1988. Chociaż nawet nie całkiem turystycznie, bo robiłem za tłumacza grupy dzieci z NRD. Potem byłem jeszcze raz, służbowo, na targach Europartenariat, chyba w roku 1998, ale wtedy oczywiście nie było czasu na zwiedzanie. Ale byłem wtedy też w Sopocie - jednego dnia dla wystawców była impreza koło mola. Teraz o aktualnych wrażeniach:

  • Gdańsk dziś jest ładny i bardzo atrakcyjny turystycznie, nic nie gorszy od renomowanych turystycznych miast Zachodu. 
  • Hotel znalazłem w Gdańsku Oliwie, poruszaliśmy się po Trójmieście głównie kolejką SKM, a bilety kupowaliśmy w aplikacji Koleo. Bilety są tanie, kolejka jeździ często.
  • Byliśmy na Westerplatte, jakoś nigdy wcześniej tam nie byłem. Popłynęliśmy statkiem, całkiem ciekawa wycieczka.
  • Zwiedziliśmy Muzeum Bursztynu (akurat był poniedziałek i wstęp za darmo), ale powiem, że sklep muzealny (tak duży, że nazwa "sklepik" już nie pasuje) był ciekawszy niż sama ekspozycja.
  • Pojechaliśmy kolejką do Sopotu. Za wstęp na molo biorą teraz pieniądze, ale nie jakieś olbrzymie (10 PLN)
Gdańsk
Gdańsk

Dalej pojechaliśmy do Malborka. W Malborku ostatnio byłem też w 1988, z grupą enerdowską. Zamek oczywiście nie zmienił się wiele, ale teraz zrobili tam świetne audioguide, najlepsze z widzianych przez nas dotąd. Guide automatycznie startuje właściwe audio po wejściu do nowego pomieszczenia, pokazuje na wyświetlaczu jak iść dalej, radzi sobie z sytuacją kiedy trzeba wracać przez pomieszczenie, w którym już się było. Kolejki do kas po bilety są długie, polecam kupić online (zrobiłem to z telefonu stojąc już w kolejce, nie rozumiem po co ludzie tam czekają). Można też skorzystać z automatu do sprzedaży biletów. A, i tamtejsza wystawa o bursztynie była nawet lepsza niż gdańskie Muzeum Bursztynu.

Zamek w Malborku
Zamek w Malborku

Następny był Toruń. Tam byłem ostatnio w 1998. Weszliśmy do manufaktury robiącej pierniki i kupiliśmy trochę. Sprzedawca był ubrany w strój historyczny i archaizował język. Będę kontrowersyjny: Pierniki toruńskie marne są, konsystencję mają nieprzyjemną, lepią się do zębów i nie są zbyt smaczne. Do pierników norymberskich albo Aachener Printen nie mają nawet startu. Myślałem że za komuny były oszukane i oszczędnościowe, ale teraz smakują tak samo. Toruń ładny, ale za dużo do oglądania to w nim nie ma.

Dalej Warszawa. W Warszawie bywałem kiedyś kilka razy w roku (i to od bardzo dawna, pamiętam nawet Zamek Królewski w ruinie), ale od 1998 już ani razu. Mieszkaliśmy teraz u warszawskiej części rodziny, poruszaliśmy się po mieście komunikacją miejską. Zwiedziliśmy:

  • Muzeum Techniki - poprzednio byłem w nim chyba w 1981 albo 1982, niewiele pamiętam, ale z całą pewnością aktualna ekspozycja jest zupełnie inna niż wtedy. Napiszę o tym osobną notkę.
  • Pałac Wilanów. Też byłem tam ostatnio w osiemdziesiątych. Ogólnie pałac jest fajny, wiem, że koncepcja wzięta z Grand Trianon, ale wyraźnie poprawiona. Jest się czym pochwalić.
  • Nowy Świat, Krakowskie Przedmieście, Stare Miasto - wiadomo.
  • Byliśmy w Warszawie pierwszego sierpnia i uczucia miałem mieszane. Ja rozumiem kontekst historyczny, ale żeby aż tak? Byłem też krótko na tym koncercie piosenek powstańczych, który był transmitowany przez telewizję, ale dla mnie były to raczej antropologiczne badania terenowe.
Zamek Królewski w Warszawie
Zamek Królewski w Warszawie

Dalej pojechaliśmy do Łodzi odwiedzić tamtejszą rodzinę żony. W Łodzi byłem ze trzy razy na targach Intertelekom w początku dziewięćdziesiątych, znaczy służbowo, nie turystycznie. Mieszkaliśmy wtedy w takim wysokim, komunistycznym, nie istniejącym już hotelu o parę przecznic od Piotrkowskiej. Zaczynał się polski kapitalizm, a hotel nadal tkwił w poprzedniej epoce, pamiętam jak na śniadaniu kelner pytał: Który zestaw? Ale paróweczek nie polecam! Albo dialogował z jakimiś Niemcami: "Który zestaw? KTÓRY ZESTAW? (pokazując palcem na sąsiedni stolik) TO, CO ONI JEDZĄ?"

Targi były zawsze w marcu, jak szliśmy do miasta coś zjeść było już ciemno. A na całej Piotrkowskiej nie świeciła się ani jedna latarnia. Serio, wszystkie jeszcze świecące były na przecznicach.

Teraz nie byliśmy na Piotrkowskiej, bo tak szczerze to nic szczególnego, nawet jeżeli odnowione. Pierwsza lepsza ulica w centrum Szczecina jest nieporównanie lepsza. Poszliśmy za to zwiedzić pałac Izraela Poznańskiego, i to mocna rzecz (oczywiście mocna w kategorii eklektyczny pałac nowobogackiego). Znacznie fajniejsza była adaptacja sąsiadującej dawnej fabryki Poznańskiego na centrum handlowe (Manufaktura).

Pałac Izraela Poznańskiego w Łodzi
Pałac Izraela Poznańskiego w Łodzi
Manufaktura Łódź
Manufaktura Łódź

Potem udaliśmy się do Poznania spotkać się z inną częścią rodziny. W Poznaniu też ostatnio bywałem w dziewięćdziesiątych na różnych targach. I tak szczerze, to w Poznaniu też nie ma specjalnie wiele jakichś niepowtarzalnych rzeczy do oglądania. Ratusz, rynek, parę kościołów, ... Zawsze najbardziej podobał mi się taki modernistyczny budynek sklepowy przy rynku, przeszklony z giętymi szybami (na rogu Paderewskiego i Szkolnej), ale teraz był stanie trwałej ruiny. Chciałem jeszcze zawieźć rodzinę do restauracji Hacjenda, ale niestety mieli akurat przerwę wakacyjną.

Ratusz Poznań
Ratusz Poznań

Podsumowanie:

  • Polska przez ostatnie ćwierć wieku bardzo się zmieniła na lepsze. W sumie dobrze, że pojechaliśmy z synem na zwiedzanie kraju dopiero teraz, 10 lat temu nie zrobiło by to na nim aż takiego wrażenia.
  • Kuzynka naśmiewała się, że pokazujemy synowi staropolskie miasta, takie jak Stettin, Danzig, Zoppot, Marienburg, Thorn, Posen... Coś w tym jest - historia Polski jest bardziej złożona niż niektórzy by chcieli.
  • Autostrady są całkiem spoko (tam gdzie już są), chociaż przy tych odległościach miedzy miastami i bardzo płaskim terenie przydało by się móc pojechać szybciej. Ale rozumiem, dlaczego nie wolno.
  • Hotele w Polsce kosztują mniej więcej tyle, co i w Niemczech. Jedzenie w knajpach w Polsce bywa nawet droższe niż w Niemczech. I wcale nie mówię tu o jakiś super-fancy restauracjach.
  • Komunikacja miejska jest niezła i tania. Parkowanie w parkhausie też, nawet dość drogi parking Radissona w Gdańsku na Wyspie Spichrzów w którym pomyłkowo zaparkowałem był nadal tańszy od parkhausu w centrum Frankfurtu.
  • Wstępy do muzeów są drogie, nawet w porównaniu z Zachodem.
  • Problemem zwiedzania Polski jest to, że miasta są bardzo odległe od siebie, a w samych tych miastach gęstość interesujących nas atrakcji turystycznych jest dość niska. Oczywiście są miasta, w których warto spędzić kilka dni (Gdańsk, Warszawa, Kraków, ...), ale w mnóstwie innych już jeden dzień to nuda.
  • W przyszłym roku pewnie powtórzymy akcję, ale na południu kraju. (Kraków, Wrocław, ...)

Jeszcze przy okazji uwaga o podróżowaniu po Niemczech samochodem: My staramy się nie jeździć w niedziele i święta, ze względu na jedzenie. W inne dni na obiad zjeżdżamy z autostrady do jakiegoś pobliskiego centrum handlowego, tam mamy duży wybór i jest tanio. Na przykład przy A9 świetnie pasuje nam centrum Nova Eventis (ostatnio przemianowało się na Nova) koło Halle, chociaż tam też ostatnio zlikwidował się najlepszy punkt - hinduski bufet dający za 10 EUR talerz żeby sobie naładować ile się da z niezłego wyboru dań.

Tym razem wypadło jechanie do domu w niedzielę (a centra handlowe są wtedy zamknięte) i szukaliśmy czegoś w rasthofach przy autostradzie. No i to już zrobiła się tragedia - kiedyś bywało tam Nordsee (niezłe dania z ryb) oraz Gusticus i Marche (oba drogie, ale dało się tam zjeść). Teraz zostały tylko McDonalds, Burger King i Coffee Fellows (kawa + marne kanapki). Czyli obecnie jedzenie w rasthofach można z góry skreślić, nie warto. Jedyne miejsca przy autostradzie gdzie można jeszcze zjeść coś jadalnego to duże stacje benzynowe francuskiej sieci TotalEnergies (UWAGA: chodzi o budynek stacji benzynowej, nie o sąsiedni budynek rasthofu! I tylko o duże budynki, jak w podanych dalej przykładach). Na przykład Buckowsee Ost przy A11, Köckern przy A9, czy Eichelborn Nord przy A4. A, jeszcze chyba coś jest w Orlenie, np. Seeberg Ost przy A10 (wschodni Berliner Ring), ale nie próbowaliśmy tam jeść, bo żaden nie leży tak, żeby nam pasował.

Jeszcze o kawie przy autostradzie: Dawno temu, gdzieś w dwutysięcznych McDonalds wszedł do Niemiec z McCafe, wtedy kawa u nich była znacznie tańsza niż gdzie indziej, a przy tym porządnie podana, więc warto było wstąpić. Tymczasem ceny u nich mocno wzrosły, a wielkość porcji bardzo się zmniejszyła, i teraz w ogóle się to nie opłaca. Jak tak dalej pójdzie to wkrótce znowu trzeba będzie jeździć z kanapkami i termosem, jak za dawnych czasów.

Winien jest oczywiście monopolistyczny kapitalizm - firma trzymająca teren tych rasthofów i budynki (Tank & Rast) liczy sobie takie ceny za wynajem, że to powoli przestaje się opłacać najemcom. No ale co zrobić (poza unikaniem)?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Warto zobaczyć

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów