Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Orły w kosmosie

Ostatnio zmieniłem komórkę, czas już był, bo w niemal każdym towarzystwie mogłem wygrywać konkurs na najstarszy smartfon. Miałem Samsunga Galaxy Note 4 (premiera 10.2014, kupiłem za pół ceny jak wszedł następny model i ten był na wyprzedaży, 01.2016). To był ostatni model z wymiennym akumulatorem, stylusem, i był bardzo dobrze wyposażony, na przykład miał pulsoksymetr. Chodził jeszcze całkiem dobrze, (tyle że Android 6.0.1, i to było już po upgrade) dopadł go głównie problem nieoryginalnych akumulatorów. Chodzi o to, że jak ten oryginalny akumulator się zestarzeje, to już się nie da kupić następnego w tej samej jakości co ten pierwszy. Nowych oryginałów już nie ma (nie wierzcie w naklejki wyglądające jak na oryginalnym, to wszystko fake), wszystkie zastępcze nie są wiele lepsze niż ten stary. A bez sensu jest zmieniać akumulator co kwartał. Już przy wcześniejszych telefonach, również dumb, problem był ten sam. Więc tą wymienność akumulatora i tak można sobie o wiadomo co rozbić.

Wybierałem tapetę na nowy telefon, i najbardziej spodobał mi się całkiem czarno-biały design z Księżycem. Nowy telefon jest trochę bardziej podługowaty niż stary, więc pomyślałem że pasowałaby jakaś rakieta. I tak, krótkimi ścieżkami skojarzeniowymi z Księżycem, przypomniał mi się Orzeł (Eagle) z serialu Space:1999.

Objaśnienie dla młodzieży: Space:1999 to telewizyjny serial SF z połowy lat siedemdziesiątych. Miał dwa sezony po 24 pięćdziesięciominutowe odcinki, pierwszy sezon z 1975, drugi z 1977. Pokazywano go w telewizji w Polsce, od 1977 do 1979, w soboty po południu, w programie drugim, w audycji zwanej Studio 2. Tytuł polski to "Kosmos 1999", ale niektórzy chcieli pochwalić się, że znają angielski i pisali "Cosmos 1999", nawet w gazecie (Przykład pod tym linkiem do wiki o "Studio 2", przy programie na 3 września 1977). Oglądali to dokładnie wszyscy, bo wtedy wyboru nie było, a coś całkiem świeżego i zachodniego, to trzeba było koniecznie. Plot jest taki, że w pierwszym odcinku na Księżycu wybucha składowisko odpadów radioaktywnych, i wyrzuca Księżyc z orbity (jak dziś pamiętam, że w pierwszym odcinku ktoś tam wygląda przez okno ze statku, a tam napis po polsku "Zgaś żarówkę" - było to już w okresie pierwszych problemów z energią). W drugim odcinku Księżyc trafia w czarną dziurę i tuneluje w inną część Wszechświata, gdzie w następnych odcinkach dzielna załoga stacji księżycowej co chwilę natrafia na życie rozumne (zazwyczaj średnio przyjazne).

Dla ustalenia uwagi: To było nakręcone między 2001:A Space Odyssey (1968, twórcy Space:1999 podają ten film jako jedno ze źródeł inspiracji wizualnej) a pierwszymi Star Warsami (1977, nawet ktośtam ze scenografów Space:1999 miał robić przy Star Wars, ale był jeszcze zajęty przy drugim sezonie). Oryginalne serie Star Treka były kręcone 1966-1969. Wtedy jakoś to do mnie nie dotarło, ale serial jest angielski, nie amerykański.

Statek Eagle z serialu dość powszechnie uważany jest za jeden z najsensowniej wymyślonych statków kosmicznych z filmów SF, i ja też tak uważam. Czytelników chcących dowodzić że on też jest bez sensu proszę o wzięcie na wstrzymanie, on oczywiście też jest bez sensu, ale chociaż troszkę mniej od innych. Ale o tym dalej.

Wymyśliłem sobie, że na tapetę telefonu najlepiej pasowałoby zdjęcie Orła od przodu z góry, szukałem takiego, ale nic w żądanych proporcjach nie było. A przy tym szukaniu oczywiście zaraz trafiłem na sety do sklejania statków z serialu. I się zaczęło.

Jak puszczali ten serial w telewizji byłem niedługo po "złotym wieku SF" (dla nie łapiących: "złoty wiek SF" to "11 lat" (EDIT: Jak sprawdzam w źródłach to jest 12-14, czyli akurat), i mnie to wzięło. Ponieważ robiłem już modele kartonowe, zabrałem się za robienie kartonowego modelu Orła. Oczywiście wyłącznie z pamięci - przecież wtedy nie dało się zdobyć nawet jakiegoś zdjęcia z gazety. Zacząłem od tej kabiny pilotów. W mojej wyobraźni cały ten "łeb" był obły, a te czarne pola obramowujące charakterystyczny biały krzyż to były wielkopowierzchniowe przeszklenia. W serialu latali tymi Orłami na Ziemię i inne planety z atmosferą, lądowali tam w przygodnym terenie, więc musiała być aerodynamika i widoczność. To przecież oczywiste nawet dla wczesnonastolatka. Podobnie wyobraziłem sobie, że te moduły z podwoziem po bokach są znacznie mniejsze niż w oryginale, z przyczyn aerodynamicznych. I moduł środkowy miał u mnie przekrój ośmiokąta znacznie bardziej wydłużonego niż ten filmowy, żeby lepiej zgrywał się aerodynamicznie z tymi modułami podwoziowymi.

Tymczasem w filmowym Orle piloci mają tylko małą, prawie prostopadłą do kierunku lotu szybę, przed którą jest jeszcze długi "nos" i pionowa ścianka z jednej strony. Na dole analogiczna do szyby prostopadła ścianka jest nieprzezroczysta. Dobrze chociaż, że płaszczyzny przed szybą pomalowali na czarno - stąd bierze się ten "krzyż". Ogólnie aerodynamika do bani, a widoczność przy lądowaniu nie istnieje. A mówimy dopiero o samej kabinie pilotów.

Space:1999 Eagle Transporter Źródło: gdzieś z sieci

Skąd więc opinia o sensowności Orła? To jest tak: Zasadniczym elementem tego statku jest przestrzenna kratownica, nieosłonięta niczym. Z tyłu przymocowane są do niej silniki główne, z przodu kabina pilotów. Kabina może się awaryjnie odłączyć i manewrować samodzielnie, oczywiście tylko w zero G. Po bokach do kratownicy przymocowane są na stałe po dwa zespoły podwozia/silników manewrowych z każdej strony. Natomiast środkowa sekcja jest wymienna - statek może latać bez niczego, z modułem cargo, pasażerskim, laboratoryjnym i jeszcze jakimiś. Pojazd ma też zdalne sterowanie, chociaż na mój gust używają go o wiele za rzadko. Znaczy ktoś sobie przy projektowaniu chociaż trochę myślał, a design całości jest bardzo utylitarny, kompletnie bezsensownych ozdobników jest niewiele. Stąd Eagle robi o wiele lepsze wrażenie, niż większość innych filmowych wehikułów kosmicznych projektowanych tylko na efekt wizualny.

Oczywiście jak zaczniemy analizować ten statek na poważnie, to on:

  • Nie przetrwa wejścia w atmosferę.
  • Gdyby nawet przetrwał, to jego aerodynamika to tragedia, a przy lądowaniu w terenie by go rozwalili przez brak widoczności.
  • Jako statek do suborbitalnych lotów nad Księżycem to może nawet działać, ale jest jeden niuans - według specyfikacji on ma 23 metry długości i masę startową 238 ton. Gdzie jest ta masa odrzutowa na wyspecyfikowane 48 godzin lotu?
  • Przy dalszych lotach w zero G designerzy nie pomyśleli o hamowaniu. A nawet jak by się odwrócił do hamowania (czego ani razu w serialu nie ma), to piloci by nic nie widzieli.
  • Jak w którymś odcinku statek miał być szybszy, dodali mu na "plecach" booster z dyszą skierowaną skośnie w górę. No serio?

Listę problemów można ciągnąć jeszcze długo. Po prostu "najsensowniejszy" nie znaczy jeszcze "sensowny". Ale wygląda fajnie.

Sety do sklejania są dostępne w 1:48 i 1:72. Teraz nabrałem ochoty na zrobienie sobie tego dużego modelu, w 1:48. Gotowy model ma mieć 22 cale długości, czyli jest całkiem spory. Są dostępne trzy wersje - z modułem cargo, transportowym (w zasadzie jest to wersja rescue, ale od transportowej różni się tylko malowaniem w czerwone pasy) i laboratoryjnym. Podwozie ma sprężyny, czyli pracuje. Popatrzyłem, co jest jeszcze dostępne dla poprawienia modelu:

Zestaw Eagle Transporter 1:48 Źródło: MPC

Na razie nadal nie mam czasu na modelarstwo, ale lepiej pozbierać to wyposażenie dodatkowe, bo jest zazwyczaj niskoseryjne i może się skończyć. A do modelowania za pewien czas dojdę.

Przy okazji zauważyłem, że te pojazdy z 2001:A Space Odyssey które widziałem w Muzeum Filmu, też są dostępne jako sety, chyba wręcz były zrobione z tych setów.

Ponieważ wszystkie odcinki są dostępne na youtubie, zacząłem sobie serial powtarzać. No i to jest, nie da się ukryć, pulpa. O ile pierwszy odcinek jeszcze leżał koło hard-SF, drugi może odrobinę też, to potem zaczyna się niepohamowana cudowność (a co dopiero w drugim sezonie, jak pamiętam, to dali tam nawet kosmiczną czarownicę, która zastąpiła naukowca z pierwszego sezonu). Technobełkot bardzo technobełkotliwy, deusy co chwilę wyskakują z machinesów, aktorstwo raczej drewniane. Kolorowe lampki migają bez jakiegokolwiek sensu, obsługa stuka w ogromnym tempie w klawiatury umieszczone na ścianie (nie ma wyświetlaczy powyżej, a na klawiszach nie ma jakichkolwiek oznaczeń). A najlepszym strojem do eksploracji innych planet jest trykot w kolorze jasnobeżowym, bez kieszeni, ze spodniami-dzwonami i również jasnobeżowe kozaczki z pięciocentymetrowymi obcasami (kozaczki to dla kobiet, dzwony również dla mężczyzn, taka była wtedy moda).

Z drugiej strony, przy odpowiednim podejściu, to nawet nie jest takie złe. Jest atmosfera, mimo że to Księżyc (proszę popić tego suchara co najmniej szklanką wody). Straszą, mimo braku CGI w tamtych czasach, całkiem całkiem, napięcie nawet jest. Statki kosmiczne niezłe (przynajmniej te z Ziemi, obce są często wręcz śmieszne). A za najlepszy punkt uważam scenografię - to jest Space Design at its best. Oczywiście niekoniecznie te trykotowe kostiumy (chociaż kurtki miewają fajne), raczej wystrój wnętrz stacji księżycowej. Powiem, że nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zrobić sobie biuro w tym stylu, tylko biurko trzeba by poprawić i zrobić większe ekrany (mają tam tylko naprawdę małe CRT).

A standardowe oscyloskopy z lampą oscyloskopową robiące za zaawansowany sprzęt medyczny są urocze. W sumie polecam, byle nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań.

Wnętrze Bazy Księżycowej Alpha Źródło: Space:1999 Catacombs

Dla zainteresowanych parę linków:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki, Telewizja

2 komentarze

Telewizja edukacyjna(20): „Filozofia” (Raphaël Enthoven)

Strasznie dawno nie było nic o telewizji edukacyjnej, ale ostatnio trafiam na program który robi na mnie takie wrażenie, że muszę o nim coś napisać. Program leci na francusko-niemieckim kanale "arte", jest francuski, a w wersji niemieckiej nazywa się po prostu "Philosophie" ("Filozofia"). No i filozofia jak filozofia, można się spierać czy mówią z sensem, czy nie, czy o rzeczach ważnych, czy o pierdołach, ale jak to jest zrobione wciska mnie w kanapę i muszę zawsze oglądać do końca.

Program jest prowadzony przez Raphaëla Enthovena, profesora filozofii, każdy odcinek ma 25 minut i jest to rozmowa z jednym gościem programu na wybrany temat. Rzecz jest nagrywana w jakichś starych zabudowaniach w Paryżu. Jak na razie brzmi całkiem normalnie. Rozmowa jest interesująca, rozmawiają przecież inteligentni, oczytani i dowcipni ludzie o koncepcjach filozoficznych. Niby nic aż takiego nadzwyczajnego. Tyle że te 25 minut to jest jedno ujęcie, bez żadnych cięć! Rozmówcy przechodzą z pomieszczenia do pomieszczenia (w niektórych odcinkach nawet wychodzą na ulicę) cały czas prowadząc żywą, niewymuszoną dyskusję. W pomieszczeniach ustawione są rekwizyty (zazwyczaj obrazy albo zdjęcia) związane z tematem dyskusji, rozmówcy nawiązują do nich. No i to jest taka przyjemność oglądania inteligentnej i świetnie pokazanej dyskusji że tylko patrzeć, słuchać i czekać na następny odcinek za tydzień.

Przykład po niemiecku:

Niestety przyjemność dostępna jest tylko władającym językami francuskim lub niemieckim, i to dobrze władającym - bo język jest bogaty, podejrzewam że tłumaczenie na niemiecki sporo gubi i jeszcze lepsze byłoby to w oryginale.

Rzecz do obejrzenia na arte w każdą niedzielę o 12:30.

Strona programu http://www.arte.tv/magazine/philosophie/de ,  są tam też livestreamy, ale nie wiadomo jak długo będą dostępne. Odcinki po francusku i niemiecku można też znaleźć na youtubie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Edukacja, Telewizja

Skomentuj

Jak to sie robi w Niemczech: Telewizja publiczna i abonament RTV

Notkę na ten temat miałem napisać już dawno, sponsorują ją artykuły z Wyborczej, jak to ludzie dostają wielkie rachunki do zapłacenia za abonament RTV, i jak to się coraz więcej odbiorników rejestruje.

Logo ARD

Logo ARD Źródło: Wikipedia

 

W Niemczech państwowe radio i telewizja są bardzo silne. Większość stacji publicznych tworzy dobrowolny związek o nazwie ARD. Należą do niego wszystkie publiczne rozgłośnie regionalne: 

  • Bayerischer Rundfung (BR)
  • Hessischer Rundfunk (HR)
  • Mitterdeutscher Rundfunk (MDR)
  • Norddeutscher Rundfunk (NDR)
  • Radio Bremen
  • Rundfunk Berlin-Brandenburg (RBB)
  • Saarländischer Rundfunk (SR)
  • Südwestrunfunk (SWR)
  • Westdeutscher Rundfunk (WDR)
  • Deutsche Welle (DW) - rozgłośnia nadające niemieckojęzyczne programy za granicę. Ta jest w sumie trochę nie na temat notki, bo jest całkowicie finansowana z budżetu państwa.

Każda z rozgłośni regionalnych ma swój regionalny program telewizyjny, a wszystkie wspólnie tworzą pierwszy program telewizji niemieckiej zwany aktualnie Das Erste, i dodatkowe kanały cyfrowe Eins plus, Einsfestival i tagesschau24.  Oprócz tego BR ma swój program edukacyjny BR alpha.

W radiu jest tych programów jeszcze więcej - każda z rozgłośni regionalnych ma od 4 do nawet 12 programów radiowych. 

Logo ZDF

Logo ZDF Źródło: Wikipedia

 

Oprócz wspólnego ARD istnieje centralny program drugi telewizji, zwany ZDF i kanały cyfrowe ZDFinfo, ZDFneo i ZDFkultur.

 

 

 

 

ARD i ZDF wspólnie emitują jeszcze:

  • kanal dla dzieci KiKa
  • kanał dokumentalny Phoenix
  • kanał kulturalny arte (we współpracy z telewizją francuską)
  • kanał kulturalny 3sat (we współpracy z telewizjami austriacką i szwajcarską)

Programy te są generalnie niezłe do bardzo dobrych. Oczywiście nie przez cały czas, ale na prawie każdym da się znaleźć coś ciekawego i wartościowego. Edukacja, reportaże, rozrywka, filmy... Telewizyjne rozgłośnie regionalne finansują produkcję wielu bardzo dobrych i ciekawych programów. Ja na przykład prawie nie oglądam kanałów prywatnych, nie tylko ze względu na reklamy. Tam po prostu rzadko jest coś ciekawego, a nawet jak jest, to marnie pokazane. (Proszę jednak wziąć poprawkę, że ja prawie nie oglądam filmów i wcale nie oglądam sportu).

Rozgłośnie regionalne nie ograniczają się do robienia telewizji - mają na przykład swoje orkiestry symfoniczne i (współ)organizują wiele imprez kulturalnych. Wiele z realizowanych przez nie programów można zobaczyć i wysłuchać nie tylko w telewizji i radiu, ale również w sieci, albo ściągnąć sobie jako podcast. Założenie jest takie: ponieważ programy zostały zrealizowane z pieniędzy publicznych, to powinny być dostępne publicznie bez dodatkowych opłat. Stąd każdy z programów ma dostępną w sieci Mediathek, w której jest sporo materiałów (oczywiście tylko produkcji własnej). Na przykład w mediatece ZDF można było przez długi czas  zobaczyć za darmo wszystkie odcinki Ijona Tichego. 100% legalnie. Niedawno zniknęły, ale może jeszcze wrócą.

Można też zamówić sobie nagraną kopię programu z telewizji (znowu: tylko produkcja własna), płaci się wtedy tylko koszty nośnika/nagrania/wysyłki.

Taka jakość i skala działalności oczywiście kosztuje. Jednym ze źródeł finansowania są reklamy. Na Das Erste i ZDF reklamy są, ale mają spore ograniczenia ustawowe. Tylko od 14 do 20 w dni robocze, nie dłużej niż 20 minut na dobę, żadnego przerywania filmu.  Te ograniczenia są systematycznie rozmiękczane przez nie zabronione w ustawie "audycje sponsorowane", ale to jest do przeżycia. Na pozostałych kanałach publicznych bloków reklamowych  nie ma wcale. Ze źródeł innych niż abonament pochodzi tylko paręnaście procent budżetu stacji publicznych.

Podstawowym źródłem finansowania telewizji publicznej jest jednak abonament. I on nie jest niski - prawie 18 EUR miesięcznie za radio i telewizor. To jest sporo, nie powiem że ponad dwie stówy rocznie to pryszcz, ale coś za to dostaję.

Podobnie jak w Polsce, abonament RTV jest w Niemczech nieustannym źródłem dyskusji i sporów. A to na temat reklam i sponsoringu w telewizji publicznej, a to na temat jakości programu, a to na temat płacenia przez telewizję publiczną milionów za transmisje sportowe (ANI JEDNEGO PUBLICZNEGO GROSZA ZAWODOWEJ PIŁCE NOŻNEJ!), a to czy należy pobierać abonament za komputer podłączony do sieci.

Logo GEZ

Logo GEZ Żródło: Wikipedia

W Niemczech pobieraniem abonamentu radiowo-telewizyjnego do końca zeszłego roku zajmowała się specjalna instytucja, nazywająca się Gebühreneinzugszentrale (GEZ). Zasady były podobne jak w Polsce - za posiadanie w gospodarstwie domowym jakiegokolwiek radia ale nie telewizora stawka wynosiła 5,76 EUR miesięcznie, jeżeli się miało telewizor to 17,98 EUR. Opłaty te wnosi się kwartalnie. Jest trochę ludzi którzy nie mają telewizora i nie oglądają telewizji (i najczęściej się tym snobują), ale występuje też zjawisko używania nie zarejestrowanego telewizora albo oglądania telewizji na komputerze bez płacenia abonamentu. GEZ kupowało adresy osób prywatnych na wolnym rynku, porównywało je ze swoimi danymi i na tej podstawie wysyłało żądania żeby radio i telewizor zarejestrować (przychodziło po około roku od zameldowania). Kontrolerzy GEZ starali się sprawdzać, czy osoby nie płacące abonamentu nie mają przypadkiem radia albo telewizora, ale nie mieli oni w zasadzie żadnych uprawnień kontrolnych. A i nigdy nie słyszałem żadnej opowieści z pierwszej czy drugiej ręki o takiej wizycie, w zasadzie znam takie coś głównie ze skeczy w telewizji.

Ale to wszystko kosztowało ładnie - rzędu 160 milionów EUR rocznie! Z drugiej strony to tylko trochę ponad 2% zebranej sumy, która wynosi ok 7,5 miliarda euro, a kontrolerzy byli na prowizji. Ale ostatnio coś się zmieniło - od początku tego roku zastąpiono rejestrację urządzeń po prostu opłatą od mieszkania. Nie trzeba już zgłaszać telewizora, nie ma już kontroli, po prostu każde mieszkanie płaci i już. Są tylko ulgi dla inwalidów a głusi, głuchoniemi i niewidomi są z abonamentu zwolnieni. GEZ zlikwidowano, a nowa instytucja - ARD-ZDF-Deutschlandradio-Beitragsservice - po prostu sprawdza listy meldunkowe. I powiem, że w Polsce byłbym przeciw takiemu rozwiązaniu, ale tu jestem za. Duża część tych pieniędzy jest wydatkowana dobrze, więc traktuję to jako podatek na kulturę i edukację. Tylko żeby przestali z tego płacić za te transmisje sportowe.

Ale muszę przyznać, że GEZ miało fajne reklamy. Niestety nie znajduję tej najlepszej na youtubie, więc muszę ją opowiedzieć (było dawno, więc może być trochę niedokładnie).

Sceneria: Spore pomieszczenie, kościół protestancki we współczesnym USA. Amerykański, przystojny kaznodzieja w białym garniturze, czarny organista, grupa zwyczajnie ubranych wyznawców w stanie uniesienia religijnego.

Wyznawca 1 (błagalnie): Wybacz mi!

Wyznawca 2 (jeszcze bardziej błagalnie): Wybacz mi! Nie wiedziałem!

Organista (śpiewa, grając gospelowo na organach elektrycznych): Wybacz im o Panie, bo nie wiedzieli co czynią!

Kaznodzieja: Pan wam wybaczy! Za jedne 17.98 EUR w miesiącu!

Tablica: GEZ

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

13 komentarzy

Telewizja edukacyjna(19): Logo i 9 i pół

Dziś będzie o dwóch telewizyjnych dla dzieci. Pierwszy z nich to  Logo! - to na pierwszy rzut oka nie jest edukacja, tylko program informacyjny. Na KiKa, o 15:50 i 19:50, powtórzenie o 6:00 następnego dnia (nie we wszystkie dni i nie zawsze dokładnie o tych godzinach, ale nie będę tu wszystkiego pisał).

Logo Nachrichten

Logo Nachrichten Żródło: Wikipedia

Logo! to wiadomości dla dzieci robione przez ZDF - prowadzą je młodzi ludzie, niektórzy z nich są nieco przesadnie wystudiowani pod gust nastolatków i nastolatek. Przedstawiane wiadomości to klasyka - coś istotnego z polityki, coś o sytuacji dzieci w innych krajach, krótki wywiad, aktualności z popkultury, sport, pogoda. To jeszcze nic specjalnego. Wartościowe jest to, że najważniejsze wydarzenie dnia jest przy pomocy animacji wyjaśniane w przystępny sposób, tak aby dzieci mogły zrozumieć istotę konfliktu albo podstawowe zależności. I to robią naprawdę dobrze, bardzo rzadko mam się czego przyczepić. Czytając w sieci różne dyskusje mam wrażenie, że takie wyjaśnienia od podstaw bardzo przydałyby się wielu polskim blogokomentatorom, bo rozumieją oni ze świata mniej niż niemieckie dzieci.

 

 

 

Logo Neuneinhalb

Logo Neuneinhalb Żródło: neuneinhalb.wdr.de

Drugi z programów to neuneinhalb (9 i pół). Chodzi o czas - każdy odcinek trwa dokładnie 9 i pół minuty. Można go zobaczyć raz na tydzień, w sobotę, na ARD o 8:30. Omawiam te programy razem, bo neuneinhalb to uzupełnienie i pogłębienie jednego, aktualnego tematu, coś jak program publicystyczny po wiadomościach. Zazwyczaj jest to reportaż. Tematy są bardzo różne - na przykład afera prezydenta Wullfa, sytuacja dzieci na Haiti, praca policjantów na dworcu kolejowym itp. Robi to WDR. Największe wrażenie zrobił na mnie reportaż z likwidacji elektrowni jądrowej Hamm-Uentrop. Jak dotąd nie widziałem żeby ktoś inny się tam pofatygował, a temat jest ważny i interesujący. Jest to dopiero drugie wyburzenie elektrowni jądrowej w Niemczech, pierwsza była malutka, eksperymentalna elektrownia Niederaichbach. Dlaczego taki materiał robi tylko telewizja dla dzieci, przecież to aż się prosi o solidny reportaż na trzy kwadranse! Ale i tak pokazano, jak każdy fragment instalacji po kolei jest oczyszczany a potem cięty na kawałki o rozmiarach rzędu 1m x 1m x 1,5m, żeby przeszedł przez skaner. Nawet te wielkie, stalowe albo betonowe. Dopiero jak skaner nic nie wykaże, kawałek może iść na zwykłe wysypisko albo do recyklingu. I tak będzie robione aż po elektrowni nie zostanie literalnie nic, tylko łąka.

Oba programy są wyraźnie adresowane do dzieci, ale niektóre odcinki neuneinhalb mogą jednak zainteresować dorosłych. Logo! mógłbym polecić osobom uczącym się niemieckiego dla doskonalenia znajomości języka i zrozumienia problematyki wewnątrzniemieckiej. Ale dzieciom polecam bez zastrzeżeń.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

Skomentuj

Telewizja edukacyjna (18): Upps! Die Pannenshow

Nie, to nie pomyłka. Ja wiem, że programy tego typu są powszechnie uznawane za najniższych lotów rozrywkę, ale ja uważam inaczej i mam na to argumenty inne niż rura laserna w garści.

Najpierw o samym programie. Jest to typowy show ze śmiesznymi, amatorskimi filmikami. Komuś spadają spodnie, baba się przewraca, dziecko sika na dywan. Coś jak krajowe Śmiechu warte z Drozdą. Pokazywany jest na SuperRTL i na RTL w dwóch różnych mutacjach. Tą na SuperRTL prowadzi Denni Close, nic wyszukanego - po prostu stoi sobie i co pewien czas coś zapowie. Wersję z RTL, zwaną Upps! Die Superpannenshow prowadzi para grubasów - Oliver Beerhenke i Andrea Göpel - usiłując robić skecze. To już wolę tego pojedynczego moderatora który nie próbuje być śmieszniejszy niż pokazywane filmy.

No a jak z tą edukacyjnością? To zależy od nastawienia. Jeżeli podchodzimy do pokazywanych scenek w stylu "Ale ten idiota się wywalił, hahaha!", to rzeczywiście jest to najprymitywniejsza rozrywka.

Ale przyjrzyjmy się dokładniej, co tam właściwie jest pokazywane. No i są tam na przykład scenki ze zwierzętami (moje ulubione). Pewien czas temu przeczytałem, że naukowcy od zachowań zwierząt od momentu gdy odkryli filmik z papugą z zapałem tańczącą i śpiewającą do muzyki Backstreet Boys (patrz tubka niżej), służbowo oglądają pilnie wszelkie takie filmy, bo są na nich rzeczy o których im się nie śniło. A potem robią z tego prace naukowe. A poza tym akurat to, to nie jest prymitywna rozrywka.

Dalej są klipy z małymi dziećmi - to może nie jest aż tak kształcące, ale rodzic może sobie poobserwować jak skutkują różne błędy wychowawcze. Ale to jeszcze nic.

Większość pozostałych filmików to różnego rodzaju wypadki. I te podzieliłbym na dwa typy:

  • Wypadki przy popisywaniu się
  • Wypadki z głupoty lub bezmyślności

Ja wiem, dorosły, poważny człowiek już widząc sytuację wyjściową puka się w głowę i robi "Meh, przecież od razu wiadomo że jak tak zrobić, to to się źle skończy". Dorosły. ALE DZIECKO O TYM JESZCZE NIE WIE! Ja zawsze oglądam Upps! z dzieckiem i cały czas sobie komentujemy dlaczego tak się stało, jak się stało. I moim zdaniem te filmiki to bezcenne źródło wiedzy dla młodego człowieka. Jak się popisujesz - w większości wypadków skończysz jak ci na filmikach (o ile nie gorzej). Jak nie pomyślisz przed zrobieniem czegoś - też. Czy ktoś z czytelników wątpi jeszcze w funkcję edukacyjną takiego programu? Co, lepiej jak dziecko samo to wszystko wypróbuje na własnej skórze?

Tak szczerze mówiąc, to z zamiarem napisania takiej notki nosiłem się już od najmniej roku. Zebrałem się akurat dziś, bo przedwczoraj byłem na wykładzie na temat neurobiologii mózgu w okresie dojrzewania. Wykład był dla rodziców, więc prowadzący go lekarz pediatra skupiał się na aspektach praktycznych - dlaczego młodzi ludzie zachowują się tak, jak się zachowują i jak rodzice mogą sobie z tym radzić. Było to bardzo interesujące i skłoniło mnie do rozmyślań na ile moja metoda edukacyjna okaże się skuteczna w konfrontacji z przebudową mózgu w okresie dojrzewania. Wynik poznam w ciągu najbliższych kilku lat.

Upps! Die Pannenshow  po długim okresie ciągłych powtórek i stale tych samych filmików pomontowanych tylko w różnej kolejności doczekało się wreszcie nowej serii - od paru tygodni w każdy czwartek na SuperRTL od 20:15 do 22:15.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

4 komentarze

Śmieszne tylko po niemiecku: Niemcy kochają Lema

Wczoraj na ZDFneo puścili dwa pierwsze odcinki drugiej serii "Ijon Tichy: Raumpilot". Powiem, że z pierwszej serii widziałem tylko krótki fragment z polowaniem na kurdle na youtubie. Wiem jednak, że WO dołączył DVD z pierwszą, sześcioodcinkową serią do gazetowej serii lemowskiej.

Dla tych którzy nie widzieli: Serial zrobiony jest na motywach "Dzienników gwiazdowych" i innych książek w których występował Ijon Tichy, niektóre odcinki są bardzo luźno związane z opowiadaniami, inne dość dokładnie. Scenariusz napisał Oliver Jahn, i on gra też Ijona. Tutaj trailer drugiej serii:

 

Scenografia jest dość umowna - rakieta jest z zaparzacza do kawy i termosu, jej wnętrze to berlińskie mieszkanie Jahna. Ijon Tichy paraduje w podkoszulku albo bluzie od dresu, jest nieogolony i mówi bardzo zabawnym łamanym niemieckim z wschodnioeuropejskim akcentem. No i właśnie to jest śmieszne tylko po niemiecku - obejrzałem trailer pierwszej serii po polsku i w tłumaczeniu nic z tego nie zostaje, a to ze dwie trzecie dowcipu.

Z dwóch odcinków pokazanych wczoraj pierwszy miał z Lemem bardzo wiele wspólnego - było tam stworzeniu świata na motywach Podróży osiemnastej, występował tam profesor Tarantoga. Zabawne. Drugi odcinek miksował sporo różnych motywów. Tichy lądował na planecie meblowej (ta nazwa oczywiście nie padła, ale cala masa dowcipów wskazywała na IKEĘ). Już na wstępie zamiast iść długą, krętą ścieżka przez całą planetę Ijon wychodzi za żółta linię i rzucają się na niego meble (krzesławki dręczypupy nie było, wszystkie miały nazwy jak z IKEI, zresztą faktycznie były z IKEI). Ijon ratuje się ostrzeliwując się z pistoletu do kleju z kosza z przecenami. Po prostu ROTFL przez cały czas. Nie chce zdradzać tu wszystkich dowcipów - koniecznie oglądać! Taki Mr. Bean to przy Tichym smutny nudziarz.

Następne odcinki można będzie zobaczyć też na ZDFneo, w trzy kolejne piątki (11.11, 18.11 i 25.11) o 21:00. Jeżeli ktoś nie ma kabla albo satelity to seria będzie powtórzona na normalnym ZDF w poniedziałki 28.11 i 5.12 o 0:20 a 12.12 i 19.12 o 23:55. Daty emisji za blogiem realizatorów serialu, mam pewne wątpliwości czy poniedziałek o 0:20 nie oznacza tak naprawdę nocy z poniedziałku na wtorek.

Oba sezony dostępne są już na DVD. No i poczytałem na Amazonie oceny, przeważają maksymalne, ale jest tez parę słabych. Większość z nich to teksty typu "jak można było tak spłycić Lema", ale było też na przykład "ten nieporządny facet w podkoszulku mówiący łamanym niemieckim z polskim akcentem mnie jako Polkę obraża!".

No i tu zaraz przypomniała mi się notka MRW. Jest tak: Ten bohater jest domyślnie Polakiem, jest rzeczywiście nieporządny, bucowaty i mówi po niemiecku dokładnie tak jak wielu Polaków (tylko jeszcze bardziej). Czyli ze mnie się śmieją, co nie? Naprawdę powinienem się, jak to ujął MRW, wkurwić, jak ta pani na Amazonie? Jakoś nie potrafię, on jest zbyt śmieszny.

Na deser coś Lemowskiego z innej beczki - Neue Deutsche Welle. Jeden z niemieckich zespołów początku lat 80-tych nazywał się 1. Futurologischer Kongress. Co prawda zespół był IMHO słaby i w utworach nic z Lema nie było, ale nazwa o czymś świadczy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Śmieszne tylko po niemiecku

18 komentarzy

Telewizja edukacyjna (17): Checker Can

Dawno nie było o telewizji edukacyjnej. Dziś dobra okazja, bo w sobotę wystartowała nowa seria edukacyjna pod tytułem Checker Can. (czytaj "Czeker Czan"), wyprodukowana przez tą samą firmę która robiła serię z Willim.

Willi był fajny, jego koncepcja była nowa i odkrywcza, ale od pierwszego jego programu minęło już prawie 10 lat, tymczasem podobnych programów zrobiło się sporo. No i, jak sam Willi przyznał na Hessentagu, po ponad 170 odcinkach zabrakło też nowych, jeszcze nie omówionych tematów na programy.

W nowej serii występuje Can Tobias Mansuroglu, pół Turek, w wieku 28 lat. To akurat mniej więcej tyle ile miał Willi zaczynając Willi Will's Wissen. Can wygląda nawet młodziej i zachowuje się też bardziej luzacko. I tak luzacka jest też koncepcja jego programu - zaczyna się zawsze na kanapie w zabałaganionym pokoju, w którym na klejących karteczkach w różnych dziwnych miejscach znajdują się pytania dotyczące danego tematu. Can zabiera je ze sobą i sprawdza, czyli robi check, znaczy robi za checkera. Checker Cana.

Program jest ciekawy i zabawny a Can całkiem sympatyczny. Przy realizacji często używają małych kamer przeczepionych do poruszających się przedmiotów (albo ludzi), montaż jest bardzo dynamiczny, miałem nieustanne skojarzenia ze stylistyką wielu programów z niegdysiejszego MTV. Zwłaszcza ta kanapa wśród bałaganu, ale nie tylko. Kojarzy mi się też styl jedynego programu na MTV, w którym pokazywali ludzi przy jakiejkolwiek pracy - czyli "Pimp my Ride". Po znalezieniu przez prowadzącego odpowiedzi na każde z pytań na ekranie pojawia się stempel "Checked", co wyraźnie zostało zainspirowane Mythbustersami.

Kulturalny przystojniak Willi z wysokim czołem trafiał raczej do dzieci i młodzieży z klasy średniej, Checker Can wydaje mi się być próbą dotarcia z edukacją do klasy niższej i dzieci imigrantów. Stąd luźny Turek z bałaganem w pokoju. Może się uda, na razie widziałem dwa odcinki i były niezłe. Zobaczymy jak będzie dalej.

Checker Can do zobaczenia na ARD w soboty o 10:03 i niedziele o 5:30, a na KiKa w soboty o 19:25 i niedziele o 9:00.

Strona programu TUTAJ.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD Extra: Sieci społecznościowe moga zaszkodzić rewolucjom

Trochę późno zauważyłem w Wyborczej tekst pod tytułem "Sieci społecznościowe mogą zaszkodzić rewolucjom", podpisany przez niejakiego Pawła Płazę. Tekst ten odwołuje sie do pracy Navida Hassonpoura z Uniwersytetu Yale - "Media Disruption Exacerbates Revolutionary Unrest: Evidence from Mubarak's Natural Experiment".

No i w tej Wyborczej czytam:

Navid, mówiąc o swojej inspiracji, wskazał badania przeprowadzone przez uczonych Holgera Lutza Kerna z Yale i Jensa Hainmuellera z MIT, którzy wskazali, że ci obywatele NRD, którzy w czasie zimnej wojny mieli dostęp do mediów RFN, wykazywali większą aprobatę dla komunistycznego reżimu. Jak oglądanie demokratycznych mediów mogło wywołać taki efekt? Bo nawet jeśli programy polityczne uświadamiały wschodnim Niemcom wady komunizmu, to pozostałe audycje umożliwiały im odcięcie się od szarego świata na kilka godzin, ucieczkę, której byli pozbawieni ci zdani tylko na państwowe media.

To mnie jako samozwańczego enerdologa ruszyło, bo to brednia nieprzeciętna. Łagodzenie nastrojów rozrywką z zachodniej telewizji, taki eskapizm, WTF? Jakby w NRD-owskiej telewizji nie leciały ciągle wystawne rewie z Friedrichstadtpalast, szlagiery, sport albo zagraniczne filmy.

Wyjaśniam więc jak to było: Rejony gdzie zachodniej telewizji nie dało się odbierać nieprzypadkowo nazywano "Tal der Ahnungslosen" czyli "Doliną nieświadomych" (dokładnie "nie mających pojęcia"). A nie "Doliną nie mających rozrywki". Ludzie nie oglądający zachodnich programów mieli najczęściej bardzo wyidealizowany obraz Zachodu, a obrzydzanie RFN w krajowej telewizji traktowali jako obrzydzanie właśnie, czyli kłamstwo. Ci, którzy zachodnią telewizję oglądali nie mieli takich złudzeń i bardziej doceniali pewne niewątpliwe pozytywy socjalizmu w wydaniu NRD-owskim, jak na przykład czynsz za mieszkanie w wysokości kilkudziesięciu marek NRD miesięcznie, obiad w stołówce za 80 fenigów albo miejsce w przedszkolu dla dziecka. O "wadach komunizmu" nie trzeba było dowiadywać się z zagranicy, wystarczyło wyjrzeć przez okno. Z ARD i ZDF można było się w wiarygodny sposób dowiedzieć o wadach kapitalizmu.

Zasięg zachodniej telewizji w NRD

Zasięg zachodniej telewizji w NRD. Żródło: Wikipedia Autor: anorak2

I dlatego właśnie najwięcej podań o zgodę na wyjazd było z z rejonów zaznaczonych na mapce na czarno. Gdyby Honecker miał trochę oleju w głowie, to postawiłby przekaźniki żeby i tam zachodnie programy dochodziły (i jeszcze skasował za to od RFN większą sumę w twardej walucie).

Zresztą o telewizji w NRD miałem już notkę.

Najpierw chciałem ponaśmiewać się z amerykańskich uczonych, jak to oni nic nie rozumieją, ale zajrzałem do artykułu źródłowego i tam czytam:

Kern and Hainmueller (2009) cite similar processes as an explanation for why watching West German television broadcasts might have discouraged East Germans from applying for visas to travel to the West: once they saw it on television, they were less likely to embark on a personal exploration to see the unknown.

No jak to ma być to samo co w tym kawałku po polsku...  Po prostu urwało mi od wszystkiego. No comments.

EDIT: Jak donoszą czytelnicy (a może to i sam autor omawianego artykułu?) to nie był błąd tłumaczenia, te głupoty wymyślili jednak Amerykanie z NYT. No ale to nie jest wielkie usprawiedliwienie - autor powołał się na prace źródłową, ale nie zajrzał do niej, tylko oparł się na nie wymienionym omówieniu. To kolejny dowód na to, że nikomu nie można wierzyć, wszystko trzeba samemu sprawdzać w źródłach.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:DeDeeRowo

5 komentarzy

Jak to się robi w Niemczech: Sylwester z „Dinner for one”

Sylwester już za nami, ale na chwilę do niego wrócę.

W Polsce mamy nową, świecką tradycję, że na Boże Narodzenie w telewizji musi być "Kevin sam w domu". W Niemczech mają podobną tradycję dotyczącą Sylwestra, tyle że znacznie starszą. W Niemczech nie ma Sylwestra bez skeczu "Dinner for one".

Dinner for one to skecz wyprodukowany przez NDR już w roku 1963. Autorem skeczu był angielski komik Lauri Wylie, grali w nim aktorzy również angielscy Freddie Frinton i May Warden. Skecz nie nadaje się do cyklu "Smieszne po niemiecku", bo jest całkowicie po angielsku (poza wprowadzeniem), jednak jest łatwo zrozumiały również dla nie znających tego języka.

W skeczu Miss Sophie, staruszka z klasy wyższej, obchodzi swoje dziewięćdziesiąte urodziny. Zaprasza na nie, jak co roku, swoich czterech przyjaciół - są to Sir Toby, Admiral von Schneider, Mr. Pommeroy i Mr. Winterbottom. Przygotowaniem przyjęcia i obsługą gości zajmuje się jej służący James. Problem polega na tym, że ci czterej przyjaciele zmarli już wiele lat temu i ich role - jedzenie, wznoszenie toastów itp. - musi grać służący, oczywiście upijając się toastami coraz bardziej.

Skecz zbudowany jest na paru running gagach, z których gag słowny („The same procedure as last year, Miss Sophie?“ - „The same procedure as every year, James“ ) wszedł do języka potocznego i to po angielsku.

Dinner for one jest pokazywany od tego 1963 roku na Sylwestra we wszystkich niemieckich programach regionalnych. Tak często, że w już w 1988 wpisano go do Księgi rekordów Guinessa jako najczęściej powtarzaną produkcję telewizyjną. Oglądalność skeczu jest niesamowita, na przykład w rekordowym roku 2004 obejrzało go 15,6 milionów widzów niemieckich.

Skecz jest często parodiowany i naśladowany, ostatnio w Sylwestra widziałem zrobione w ten sposób odcinki Wissen mach Ah i Bernd das Brot. A na pewno było tego więcej, bo to były wszystkie dwa programy sylwestrowe, które nagrały się na moim video gdy byłem w kraju.

Skecz jest absolutnie kultowy, na przykład kilka lat temu na weselu mojego krewnego, zagrali go jego znajomi.

A teraz skecz:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD Extra: Wolność dla Egona Olsena

Obejrzałem przed chwilą w polskiej telewizji jeden z filmów o gangu Olsena i naszły mnie wspomnienia z NRD.

Cykl filmów o Egonie Olsenie i jego bandzie kręcili przez wiele lat Duńczycy. Filmy te były bardzo popularne w Danii, mniej poza jej  granicami. Z dwoma wyjątkami: Polski i NRD.

Pamiętam te filmy z kin w Polsce, ale również z NRD-owskiej telewizji. Próbowano je pokazywać w RFN, ale nie zyskały popularności, możliwe że głównie z powodu marnego dubbingu. NRD-owski był o wiele lepszy.

 Dla tych którzy nie oglądali żadnego odcinka: Seria to komedie kryminalne raczej dla młodzieży, opowiadające o "gangu" dowodzonym przez Egona Olsena. Egon na początku każdego odcinka wychodzi z więzienia mając opracowany precyzyjny plan skoku. W realizacji planu pomagają mu Benny Frandsen - umiejący prowadzić dowolny pojazd i otwierający wszelkie zamki (poza zamkami sejfów firmy "Franz Jäger, Berlin", które otwiera Egon) i Kjeld Jensen - gruby pantoflarz z lekarską torb pełną niezbędnych do realizacji planu przyborów. Są to oczywiście filmy co najwyżej klasy B, ale dość sympatyczne i zabawne, a plany Egona robią wrażenie nawet gdy na koniec nie wychodzą, a sam Egon wraca do więzienia.

W NRD seria miała status kultowy. Co pewien czas puszczano w telewizji wszystkie odcinki po kolei, pamiętam że zapowiadał je sam Ove Sprogøe, aktor grający Egona Olsena.

Memy serii przeniknęły do polityki - gdy Ericha Honeckera zastąpił Egon Krenz, demonstranci na ulicach nosili transparenty z pytaniami „Egon, hast du einen Plan?“ (Egon, czy masz plan?) albo „Egon, wir sind nicht die Olsenbande“ (Egon, nie jesteśmy gangiem Olsena). To można wyczytać w Wikipedii. Ale pamiętam też coś nie opisanego w Wiki. Mianowicie młodzież NRD-owska wypisywała w rożnych miejscach, zwłaszcza na ławkach w szkole albo na pulpitach w salach wykładowych hasło: "Freiheit für Egon Olsen" (Wolność dla Egona Olsena). W ten sposób sympatyczny, nieudaczny przestępca stawał się symbolem buntu przeciwko systemowi. I Stasi nie mogło się przyczepić. Czyż nie było to coś z ducha polskiej Pomarańczowej Alternatywy?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

2 komentarze