Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Telewizja edukacyjna(20): „Filozofia” (Raphaël Enthoven)

Strasznie dawno nie było nic o telewizji edukacyjnej, ale ostatnio trafiam na program który robi na mnie takie wrażenie, że muszę o nim coś napisać. Program leci na francusko-niemieckim kanale "arte", jest francuski, a w wersji niemieckiej nazywa się po prostu "Philosophie" ("Filozofia"). No i filozofia jak filozofia, można się spierać czy mówią z sensem, czy nie, czy o rzeczach ważnych, czy o pierdołach, ale jak to jest zrobione wciska mnie w kanapę i muszę zawsze oglądać do końca.

Program jest prowadzony przez Raphaëla Enthovena, profesora filozofii, każdy odcinek ma 25 minut i jest to rozmowa z jednym gościem programu na wybrany temat. Rzecz jest nagrywana w jakichś starych zabudowaniach w Paryżu. Jak na razie brzmi całkiem normalnie. Rozmowa jest interesująca, rozmawiają przecież inteligentni, oczytani i dowcipni ludzie o koncepcjach filozoficznych. Niby nic aż takiego nadzwyczajnego. Tyle że te 25 minut to jest jedno ujęcie, bez żadnych cięć! Rozmówcy przechodzą z pomieszczenia do pomieszczenia (w niektórych odcinkach nawet wychodzą na ulicę) cały czas prowadząc żywą, niewymuszoną dyskusję. W pomieszczeniach ustawione są rekwizyty (zazwyczaj obrazy albo zdjęcia) związane z tematem dyskusji, rozmówcy nawiązują do nich. No i to jest taka przyjemność oglądania inteligentnej i świetnie pokazanej dyskusji że tylko patrzeć, słuchać i czekać na następny odcinek za tydzień.

Przykład po niemiecku:

Niestety przyjemność dostępna jest tylko władającym językami francuskim lub niemieckim, i to dobrze władającym - bo język jest bogaty, podejrzewam że tłumaczenie na niemiecki sporo gubi i jeszcze lepsze byłoby to w oryginale.

Rzecz do obejrzenia na arte w każdą niedzielę o 12:30.

Strona programu http://www.arte.tv/magazine/philosophie/de ,  są tam też livestreamy, ale nie wiadomo jak długo będą dostępne. Odcinki po francusku i niemiecku można też znaleźć na youtubie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Edukacja, Telewizja

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Gimnazjum (2)

Ostatnio pojawiły się kolejne wyniki testów PISA i zarówno w Polsce jak i w Niemczech pieją z zachwytu jak to cudownie jest. A ja powoli jestem zrozpaczony. Ale po kolei.

Ostatnio pisałem o niemieckim systemie edukacji ze dwa lata temu, od tego czasu mam sporo nowych obserwacji i doświadczeń na temat niemieckiego gimnazjum, a przynajmniej niższych jego klas.

Schillerschule Frankfurt w czasie matur

Schillerschule Frankfurt w czasie matur

Syn chodzi do gimnazjum, i to takiego z lepszych (żeby nie było że to tylko jednostkowy wypadek, a gdzie indziej na pewno jest lepiej). Dla ustalenia uwagi: Land Hesja - szkolnictwo jest w gestii landów, w każdym jest trochę inaczej. Klasa w tej chwili siódma.

No to jedźmy po przedmiotach:

  • Niemiecki. Wiadomo, podstawowy przedmiot. Ale tak szczerze mówiąc to oni prawie nic nie czytają (jedną-dwie książki na rok), na gramatyce znają się słabo, omawiają w tej chwili gatunki dziennikarskie. Przedtem był wywiad, teraz mają reportaż. Żadnego porównania z tym, co było za moich czasów na komunistycznym polskim, nawet w mojej, niezbyt dobrej szkole podstawowej.
  • Matematyka. No po prostu tragedia. Połowa klasy siódmej, a oni ciągle tylko tłuką ułamki  i procenty w różnych kombinacjach. O równaniach nawet nie słyszeli. W klasie szóstej myślałem, że to przez marnego nauczyciela (nauczycielka matematyki poszła na macierzyński, uczył ich nauczyciel fizyki, ale słaby bardzo), ale teraz mają lepszego i nic się nie zmieniło - taki jest program. Mimo że to nadal tylko ułamki to połowa dzieci i tak ma z nimi problemy. Bo oni im wytłumaczyć nie potrafią - w książce do klasy szóstej było na przykład pięęęęknie, geometrycznie wyjaśnione mnożenie ułamków, aż byłem pod wrażeniem, ale nauczyciel to sobie pominął. Ręce opadają. Trochę lepiej było z geometrią, ale też brakuje w tym spójności i systemu. Mnie to już tak osłabiło, że zacząłem uczyć syna matematyki sam. Przecież to proste rzeczy. Wprowadziłem mu równania i układy równań, załapał bez problemu, tylko sprawności jeszcze brakuje. Więc poszedłem do księgarni po zbiór zadań, przeglądałem je najpierw przez dobre pół godziny, ale wszystkie były bez sensu - mało zadań, dużo nie związanych rysunków i pustego miejsca. Kupiłem ten najmniej bezsensowny, ale nie jestem zadowolony. Jak pojedziemy na święta do Polski spróbuję kupić coś w Polsce, jak by nie było sensownych nowych to w antykwariacie jakiś stary, porządny. Raz przy tym uczeniu był kolega syna, klasowy kujon zresztą, i on po przyjrzeniu się sam ze siebie stwierdził, że te równania powinni już dawno mieć w szkole. Ach i jeszcze - wszyscy muszą mieć kalkulatory. Niemal wszyscy kupili ten model Casio który nauczyciel zaproponował i centralnie zamówił, syn wziął moje ćwierćwieczne Casio Fx-107, zresztą lepsze i ładniejsze niż tamte.
  • Fizyka. Zaczęła się fizyka, ale absolutnie podstawowy problem jest taki, że brak im aparatu matematycznego i nie da się wprowadzić żadnego wzoru. Teraz mają optykę, w książce dalej widzę coś o cieple, coś o prądzie, no ale samo ujęcie jakościowe - to przecież bez sensu! Syn próbował rozmawiać z nauczycielem na temat wprowadzenia równań - skoro nie ma ich na matematyce, to może chociaż na fizyce - ale pan stwierdził, że kiedyś próbował je wprowadzić i zaraz przylecieli rodzice że tak męczy te dzieci najwyższą matematyką i to niedopuszczalne.
  • Chemia. Zaczęła się też chemia. Na razie nic specjalnego, ale to początek. Może się rozkręci.
  • Biologia. Ta akurat jest z jakim-takim sensem, chociaż nie po kolei po złożoności organizmów. Ale ujdzie. Zaczęli od człowieka i jego kolejnych podsystemów (nie pomijając rozrodczego), teraz przeszli do roślin. Jak na koniec będą bakterie i wirusy to się pewnie podłamię.
  • Angielski. W poprzedniej klasie mieli nauczycielkę która sobie wyraźnie nie radziła, nauczyła ich mało. Teraz jest trochę lepiej. Trudno mi to jednak z czymkolwiek porównać, bo angielskiego w swojej szkole ani podstawowej ani średniej (ani nawet na studiach) nie miałem, i w ogóle w tym języku jestem raczej samoukiem (+ nieregularne lekcje w poprzedniej firmie).
  • Łacina. To drugi język obcy, do wyboru był jeszcze francuski. No ten przedmiot wygląda mi na najlepiej prowadzony ze wszystkich, szkoda tylko że to akurat jeden z najmniej potrzebnych.
  • Historia. Teraz robią starożytność - Rzym. Ale nie skupiają się na datach, osobach i bitwach, tylko mówią raczej o przemianach społecznych i politycznych. Uważam że to bardzo dobrze, ja też wolę patrzeć na historię w ten sposób.
  • Polityka. Ten przedmiot akurat jest całkiem sensowny - zaczęli od zmieniającego się społeczeństwa, a teraz mieli o Internecie i jego ryzykach, i edukację medialną - jak działają media, jak czytać wiadomości, według jakich kryteriów są one wybierane na pierwszą stroną, że nie można im bezkrytycznie wierzyć itp. To mi się podoba.
  • Muzyka. Tu od pokoleń katują wszystkie dzieci Bedřichem Smetaną i jego "Wełtawą" i życiorysem Mozarta. No i zapisem nutowym, ze znacznie większymi szczegółami niż było u nas. Ale może to kwestia nauczyciela - ten w poprzedniej klasie był od muzyki klasycznej, dyrygował dużymi chórami, komponował itp. W tej klasie mają sensowniejszego i współcześniejszego - przy "Obrazkach z wystawy" puszczał im też Emersona, Lake'a & Palmera i Isao Tomitę (pamiętam go z ejtisów, ale zestarzał się straszliwie, tego się nie da już słuchać). Ale w sumie nadal jest to głównie teoria muzyki - dzieci nic nie grają i mało co śpiewają. Z tym że jako antytalent muzyczny nie mam nic przeciwko temu. Wkrótce nauczyciel zamierza im zrobić tour po gatunkach muzycznych nie wyłączając metalu i podobnych, tu jestem zdecydowanie za - spora część klasy słucha głównie dubstepu i nie ma pojęcia o niczym innym, przyda im się.
  • Religia. To dłuższy temat w trzech wariantach i jednym eksperymencie, zrobię o tym osobną notkę.
  • Sport. Jak sport. Znaczy idzie ostrzej niż było średnio za moich czasów, ale w Niemczech kultura fizyczna zawsze była dość wysoko w hierarchii.

Są jeszcze przedmioty do wyboru. Każdy uczeń musi w ciągu nauki parę takich przedmiotów z listy wybrać, i na nie chodzić. Są one dość różne, często średnio atrakcyjne. W tym roku syn wybrał przedmiot "Historia Frankfurtu", w ramach zajęć chodzą w różne miejsca we Frankfurcie, zwiedzają to i tamto, sporo się dowiadują, ogólnie nieźle. Problemem jest zapisywanie się, bo ilość miejsc jest ograniczona, obowiązkowo trzeba podać dwa przedmioty, a problem jest taki że bywa że z listy atrakcyjny bywa z biedą jeden. I teraz jak się nie dostać na ten atrakcyjny, to trzeba pójść na ten nieatrakcyjny.

Trochę lepiej wygląda tutejsze nauczanie soft skilli. Wszyscy naprawdę się starają żeby dzieci pracowały zespołowo, uczyły się rozwiązywania konfliktów, itp. I wydaje mi się, że akurat to działa znacznie lepiej niż kiedykolwiek działało w Polsce. Skutek jest taki, że jak mam z kimś pracować, to wolę z średnio fachowym Niemcem niż z super fachowym Polakiem. Bo z tym Polakiem to najczęściej nie idzie czegokolwiek ustalić, żeby potem się tego trzymał.

Ogólnie to nie jestem zachwycony, żeby nie używać grubych słów. Nie jestem w stanie poświęcić tyle czasu na homeschooling ile bym w tej sytuacji chciał i uważam za konieczne, a zważmy że jeszcze nie byłoby źle zająć się językiem polskim.  No ale robię co mogę. Teraz wnioski.

  • To wszystko nie są tylko problemy tego konkretnego gimnazjum. Koledzy syna chodzą do dwu innych gimnazjów w dzielnicy, i tam nie jest jakoś wiele inaczej. A program nauczania jest ten sam w całym landzie.
  • W całym kraju panuje ogólna panika moralna związana z nieudaną próbą skrócenia nauki w gimnazjum z dziewięciu lat (G9) do ośmiu (G8). Bo te dzieci będą musiały się tak dużo uczyć, to nieludzkie... Jak patrzę czego i ile oni się uczą, to mi macki opadają. To jest marnowanie czasu tych dzieci! Jestem za bezkompromisowym G8 + poszerzenie programu, zwłaszcza z matematyki!
  • Nie pamiętam już zbyt dokładnie co miałem w szkole w siódmej klasie, ale z polskiego oprócz czytania sporej ilości lektur jeszcze umieliśmy części mowy i zdania na wyrywki, tak samo rozbiór zdania. I pamiętam, że na końcu ósmej brałem udział w konkursach matematycznym i fizycznym  (z fizyki byłem trzeci w województwie) i one polegały na robieniu prawdziwych zadań, z matematyki chyba były nawet funkcje trygonometryczne, a z fizyki trzeba było przekształcać wzory i liczyć. Gdzie im do tego poziomu?
  • Z roku na rok coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że za komunizmu szkolnictwo było najlepsze. Może nie zawsze praktyka wychodziła tak jak miała, ale programy nauczania (przynajmniej z przedmiotów ścisłych i polskiego) były niezłe. Lepsza w dzisiejszych Niemczech jest tylko historia i polityka. Z tego co widzę, Polska idzie jednak intensywnie w stronę systemu niemieckiego, czyli w złą. Nie byłoby jeszcze tak źle, gdyby przejmować te soft skille z systemu niemieckiego, ale kto miałby tego uczyć? Skończy się to na pewno słabym wykształceniem bez soft skilli.
  • Przy takim nauczaniu matematyki i fizyki inżynierów w Niemczech będzie coraz mniej, to gwarantowane. I nadal będzie ich masowo brakowało. W sumie to sam się dziwię, skąd się ci inżynierowie biorą dziś. Jak macie dzieci o zainteresowaniach inżynierskich, albo już na studiach w tym kierunku, to każcie im się uczyć niemieckiego - będą miały pracę za nie najgorsze pieniądze, w fajnym kraju i po sąsiedzku.
  • W prawdziwej pracy soft skills są naprawdę ważne, wydaje mi się że na tym się cały tutejszy system jeszcze jakoś trzyma. Ale gdyby połączyć polską albo NRD-owską szkołę z czasów komunizmu z zachodnimi soft skillami to wychodziliby z tego systemu ludzie nie do pokonania.
  • Ostatnio media donoszą ploty, że tworząca się właśnie w Hesji koalicja zielono-czarna ma ochotę drastycznie zredukować etaty nauczycielskie. Ja mimo to będę w stanie wyuczyć moje dziecko na inżyniera, ale większość innych skończy pewnie wtedy na jakichś Wyższych Kursach Tego i Owego, płatnych oczywiście. A potem 400 euro Job  (Tak, wiem, teraz trochę więcej niż 400, ale brzmi gorzej) przy wykładaniu towarów na półkę. Bo już teraz to jest katastrofa.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

14 komentarzy

Żegnaj NRD extra: Optik-Montage-Experiment / Optik-Cabinet 80

Stwierdziłem ostatnio że mój syn jest już w odpowiednim wieku żeby kupić mu najlepszą zabawkę edukacyjną z NRD - zestaw "Optik-Montage-Experiment". No i kupiłem - stąd mam własne zdjęcia do notki.

Optik-Montage-Experiment

Optik-Montage-Experiment

Co to właściwie jest? Jest to zabawka edukacyjna do nauki optyki. Można z tego zestawu zbudować kilka przyrządów optycznych (to jest część zabawowa):

  • przeglądarkę do przezroczy, taką na jedno oko (jedno przezrocze jest dołączone)
Optik-Montage-Experiment - przeglądarka do przezroczy

Optik-Montage-Experiment - przeglądarka do przezroczy

  • przeglądarkę do przezroczy stereoskopową do obrazów trójwymiarowych. Do mojego starego zestawu było dołączone jedno takie przezrocze, pasowały jednak do niego takie arkusze z kilkoma przezroczami od przeglądarki "Stereomat", którą można było kupić osobno w sklepach z zabawkami. (patrz notka) W tym późnym zestawie jeden taki arkusz jest.
Optik-Montage-Experiment - stereoskop

Optik-Montage-Experiment - stereoskop

  • lunetkę teatralną na jedno oko
Optik-Montage-Experiment - lunetka

Optik-Montage-Experiment - lunetka

  • lornetkę teatralną na dwoje oczu
Optik-Montage-Experiment - lornetka

Optik-Montage-Experiment - lornetka

  • lunetę (co prawda dość ciemną, ale działającą)
Optik-Montage-Experiment - luneta

Optik-Montage-Experiment - luneta

  • mikroskop
Optik-Montage-Experiment - mikroskop

Optik-Montage-Experiment - mikroskop

No i clou programu: ława optyczna do eksperymentowania z soczewkami.

 

Optik-Montage-Experiment - ława optyczna

Optik-Montage-Experiment - ława optyczna

Wszystko to było z plastiku (soczewki też, ale z bardzo porządnego), poszczególne części były bardzo zmyślnie zrobione tak, że dało się je wykorzystać w różny sposób. Do tego instrukcja, może i niebyt efektowna, ale z opisem wielu bardzo sensownych i kształcących eksperymentów.

Optik-Cabinet 80 - instrukcja

Optik-Cabinet 80 - instrukcja

Oczywiście nie da się tego kupić w sklepie - kupuje się to na eBayu, podaż jest ciągle spora, praktycznie zawsze znajdzie się ich kilka do wyboru. Radzę tylko zwrócić uwagę czy zestaw jest kompletny. Ceny są różne, mi się udało wylicytować za 11 EUR + 7 przesyłki, a to tanio. Bywają oferty "kup zaraz" za sumy rzędu 35 EUR+przesyłka, to już jest trochę drogo. Ale za kompletny spokojnie można dać 30 EUR, po pewnym czasie będzie można go sprzedać za nie mniejszą cenę.

Myślę, że w Polsce też da się kupić ten zestaw - były one w początku lat 70-tych dostępne w sklepach Składnicy Harcerskiej. W zestawach sprzedawanych w Polsce instrukcja była po polsku (o ile dobrze pamiętam).

Nazywam ten zestaw "Optik-Montage-Experiment", bo tak nazywał się ten który miałem w początku lat 70-tych ubiegłego wieku. Ale najpierw zestaw nazywał się "Optik Universal", a w latach 80-tych "Optik-Cabinet 80". Również ich opakowania były różne, najpierw czarno-pomarańczowo-białe z geometrycznymi rysunkami,

Optik Universal - pudełko

Optik Universal - pudełko

przez pomarańczowe z czarno-białymi zdjęciami przyrządów (takie miałem), potem tak samo tylko tło było zjadliwie fioletowe

Optik-Montage-Experiment - pudełko

Optik-Montage-Experiment - pudełko

 a na koniec takie jak kupiłem teraz - niebiesko-pomarańczowe z kolorowymi zdjęciami.

Optik-Cabinet 80 - pudełko

Optik-Cabinet 80 - pudełko

Dziś, w wysoko rozwiniętym kapitalizmie, zestawu edukacyjnego podobnej klasy po prostu nie ma. Teraz to nawet jak gdzieś jest soczewka, to bardzo badziewna. No może by się znalazła jakaś ława optyczna dla dzieci bogaczy za straszną kupę kasy, ale za 20 EUR to absolutnie żadnych szans.

Różnice między zestawami z różnych lat są niewielkie, mam wrażenie że ten z lat 80-tych ma przynajmniej niektóre części z nieco innego, niekoniecznie lepszego tworzywa niż ten stary. Są też drobne różnice w styropianowym pudełku, ale to nie ma żadnego znaczenia.

Słabym punktem zestawu były mleczne elementy przeglądarek do przezroczy, tworzywo ich było cokolwiek kruche i "łapki" mocujące te elementy do korpusu przeglądarki łatwo się łamały. Po 25-40 latach od wyprodukowania zestawu z pewnością jest jeszcze gorzej. Ale przyrządy zawarte w zestawie to tylko zabawki, prawdziwą wartość edukacyjną mają soczewki i elementy ławy optycznej.

Ogólnie bardzo polecam jeżeli ktoś ma dzieci w odpowiednim wieku. Tylko jaki to właściwie wiek? Na pudełku ani w instrukcji nic na ten temat nie ma. Zabawa w budowanie i używanie przyrządów optycznych dostępna jest już dla dzieci gdzieś 6-7 letnich (ja dostałem taki zestaw w tym właśnie wieku), taką grupę wiekową sugerują też dołączone przezrocza bajkowo-misiowe. Natomiast ława optyczna to raczej coś dla dzieci z polskiego gimnazjum, a nawet liceum.

Sugeruję: kupić taki zestaw dziecku, nauczyć je, a potem zestaw sprzedać, niech następni mają z niego pożytek. Bo wątpię żeby pojawiło się coś tej klasy w bieżącej produkcji.

A może zachować dla wnuków? To jedna z niewielu rzeczy z NRD tego warta.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo, Edukacja

19 komentarzy

Śladami NRD: Ilmenau – kampus

Po obejrzeniu miasta zajrzeliśmy na kampus uczelni.

Technische Hochschule Ilmenau miała za NRD status odpowiadający niemieckiej Fachhochschule, czyli polskiej Wyższej Szkole Inżynierskiej. Po zjednoczeniu uczelnia się rozrosła i awansowała na Technische Universität, odpowiednik polskiej politechniki.

Na kampusie trochę się zmieniło. Baraków już nie ma, bloki H i I zmieniły się nie do poznania - do zwykłych prostopadłościanów dołożono strome dachy i balkony. Blok H był tak przerobiony już w 1999, I zrobiono później.

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok H

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok H

Pozostałe budynki zostały bez większych zmian.

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok A

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok A

Stoi nawet budyneczek dawnego kampusowego sklepu, ale sklepu w środku już nie ma.

TU Ilmenau - kampus - dawny sklep spożywczy

TU Ilmenau - kampus - dawny sklep spożywczy

Budynków uczelnianych na wzgórzu zrobiło się bardzo dużo. Nie można już podjechać pod nie samochodem - kiedyś samochodu prawie nikt ze studentów nie miał, teraz dojazd zamknęli bo miejsc do parkowania na górze jest za mało.

TU Ilmenau - budynki uczelni

TU Ilmenau - budynki uczelni

W ogóle osobom planującym studiować w Niemczech sugeruję zainteresowanie się Ilmenau. Uczelnia jest całkiem przyzwoita, a życie tam jest tanie. W dużych miastach ceny wynajęcia czegoś do mieszkania są powalające, a w Ilmenau zwolniło się bardzo dużo mieszkań w osiedlach i ceny za pokój są podobno niskie. Można też obyć się bez samochodu, a nawet bez komunikacji miejskiej. Sprawdzone - jeden mój młodszy krewny kilka lat temu zrobił rok w Ilmenau i był bardzo zadowolony.

Bardzo poprawiło się połączenie drogowe - teraz do Arnstadt, Ilmenau i Suhl jedzie się wygodną autostradą A71 od strony Erfurtu.

[mappress mapid="8"]

Na tym kończymy dzień drugi wyprawy. W następnym odcinku zaczniemy dzień trzeci.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Wychowanie seksualne w szkole

Temat wychowania seksualnego w szkole w Polsce spadł jakoś z pierwszych stron gazet na korzyść religii w szkole. O religii w szkole w Niemczech jeszcze napiszę, dziś jednak o wychowaniu seksualnym.

Dobre przekazanie dzieciom wiedzy na ten temat nie jest oczywiście proste. Pamiętam że za moich czasów odbywało się to w klasie ósmej na jednej lekcji biologii. No i to było za późno, chyba mało kto w klasie dowiedział się z tej lekcji czegoś nowego. A i sama lekcja odbywała się według schematu sparodiowanego w tamtych czasach w satyrycznym monologu Krzysztofa Jaroszyńskiego z cyklu "Apteka domowa" (niestety nie znalazłem w sieci, cytaty muszą być z pamięci) - autor przez parę minut opowiadał dlaczego to takie ważne i w ogóle, potem wygłosił standardowe zdanie że "Lepiej żebyście dowiedzieli się o tym w szkole, niż od kolegów z podwórka" i natychmiast po tym zdaniu nastąpiło "Dziękuję za uwagę" i koniec. To oczywiście parodia, w praktyce jakieś informacje podane były, ale wstępów było znacznie więcej niż konkretów. A i przez parę wcześniejszych tygodni pani poświęcała część lekcji na wkładanie nam do głowy że na tej lekcji wszyscy mają być, bo  "Lepiej żebyście dowiedzieli się o tym w szkole, niż od kolegów z podwórka".

Nie jestem na bieżąco z tym, jak to w kraju wygląda teraz. Więc od razu przejdę do tego, jak to się robi w Niemczech.

W Niemczech dzieci mają o tym w szkole po raz pierwszy w klasie czwartej (czyli 9-latki), w ramach przedmiotu Sachunterricht (to słowo nie ma bezpośredniego polskiego odpowiednika, powiedzmy Przyroda - Technika). Omawia się tę problematykę przez kilka tygodni, mowa jest o budowie organów płciowych, rozwoju człowieka, porodzie, dojrzewaniu, antykoncepcji... W sposób dopasowany do wieku odbiorców, ale tak konkretnie, bez uciekania w kwiatki i motylki. Na koniec każde dziecko otrzymuje kartonik z paroma materiałami na ten temat.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

 

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Kartonik zawiera przede wszystkim książeczkę, w której dwie dziewczynki i chłopiec zajmują się w ramach programu Jugend forscht (to dłuższy temat w sam raz na notkę, muszę sobie wpisać na listę) poszukiwaniem skąd się bierze życie.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Czytając i zadając pytania bohaterowie szybko przechodzą od powstania wszechświata i rozmnażania przez podział do rozmnażania płciowego i - po sznurku do kłębka - do płciowości człowieka. Rzecz jest napisana całkiem zgrabnie, kolejne tematy i informacje pojawiają się całkiem naturalnie, a bohaterowie traktują to wszystko jako coś normalnego. Uważam że to świetnie zrobione. W książeczce pojawia się numer telefonu do darmowej infolinii dla dzieci i młodzieży, gdzie można wyjaśnić wątpliwości związane nie tylko z płciowością - to coś w rodzaju telefonu zaufania.

Książeczkę uzupełnia słowniczek użytych pojęć

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

i broszurka z informacjami na temat ciąży i rozwoju płodu.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

No i to działa. Pamiętam że parę lat wcześniej przy jakiejś okazji słuchałem wynurzeń jakiejś kościelnie zaangażowanej pani z Polski, jak to jej dzieci zostały w szkole brutalnie zaatakowane takimi świństwami, ale nawet z jej słów wynikało że przed tymi lekcjami dzieci świntuszyły dość chamsko ze swoimi rówieśnikami, a po tych lekcjach przestał być to atrakcyjny temat i się skończyło. Kiedy zwróciłem jej na to uwagę, choć niechętnie, ale musiała przyznać mi rację. To jest dobre.

Przedmiot ten został wprowadzony do szkół w roku 1969 (data nieprzypadkowa, taki był duch tamtych czasów). Na początku środowiska ewangelickie były za, a katolickim i konserwatywnym szło to za daleko, ale potem się jakoś wszyscy przyzwyczaili. Zdarzają się oczywiście rodzice, którym się to wszystko nie podoba i próbują zwolnić swoje dzieci z tych lekcji, zazwyczaj motywując to względami religijnymi. A religią tą jest najczęściej islam. Próby te nie przechodzą, zwolnienie takie nie jest możliwe. Kilka lat temu (2004) odbył się głośny proces, w którym sąd administracyjny oddalił skargę rodziców dwóch dziewczynek na odrzucenie prośby o zwolnienie z tych lekcji motywując to tym, że jest to czyste przekazywanie wiedzy przy którym specjalnie zwraca się uwagę na neutralność światopoglądową. I w związku z tym argument religijny nie działa i dzieci mają na te zajęcia chodzić.

Tak na marginesie to w Niemczech za to że dziecko nie chodzi do szkoły na rodziców może zostać nałożona kara grzywny, a przy recydywie nawet pozbawienia wolności. I uważam że słusznie, chociaż mam nie poparte researchem wrażenie że kary te stosuje się zbyt rzadko. A w dzisiejszym społeczeństwie "chroniąc" dziecko przed wiedzą o seksualności robimy mu wielką krzywdę, a już zwłaszcza dziewczynce.

Wracając do tematu wychowania seksualnego: Podobnie rzeczowo przedstawiana jest sprawa w telewizyjnych programach edukacyjnych dla dzieci. W Willi Will's Wissen Willi po prostu ze szczegółami opowiedział skąd się biorą dzieci, ilustrując opowieść schematycznymi rysunkami (również stosunku), złagodził tylko bezpośredniość opisu charakteryzując się przy tym na śmiesznego lekarza. A w innym odcinku pokazał prawdziwy poród, tak dokładnie.

Następny raz dzieci spotykają się z tym tematem w klasie szóstej (przynajmniej w gimnazjum, jak w innych typach szkół to nie wiem), na lekcjach NaWi (Naturwissenschaften - przyrody), w ramach cyklu tematów z wiedzy o człowieku. Oprócz zagadnień anatomicznych mówi się o dojrzewaniu, i wszystkim, co z tym związane - nie wyłączając tematów antykoncepcji czy masturbacji. Poruszony jest też temat obrzezania. I wszystko to jest takie normalne, również zdjęcia rodzin nago. Po prostu normalne.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

13 komentarzy

Dzień otwartych drzwi w Deutscher Wetterdienst

Kiedyś już wspominałem, że mam tu pod bokiem, w Offenbachu, centralę Deutscher Wetterdienst, czyli na nasze Instytutu Meteorologii. Nawet przez parę lat pracowałem o rzut beretem od tego budynku. W tym czasie oni zdążyli go zburzyć i zbudować całkiem od nowa, bo im się komputery przestały mieścić. Wczoraj był tam dzień otwartych drzwi, więc postanowiłem zobaczyć ich sprzęt.

Deutscher Wetterdienst Offenbach - logo

Deutscher Wetterdienst Offenbach - logo

Deutsches Wetterdienst (DWD) kontynuuje tradycje założonego w roku 1847 Pruskiego Instytutu Meteorologicznego (Preusisches Meteorologisches Institut) w Berlinie. Pod obecną nazwą powstał w roku 1952, a centralę w Offenbachu zbudowano w latach 1955-1957.

Deutscher Wetterdienst Offenbach

Deutscher Wetterdienst Offenbach

Na dniu otwartym pokazywali sprzęt pomiarowy, dawny i aktualny, trochę różnych zabytków typu telemetrii lampowej do balonów meteorologicznych, zapisy pogody sprzed 100 lat itp.

Deutscher Wetterdienst Offenbach

Deutscher Wetterdienst Offenbach


Deutscher Wetterdienst Offenbach - heliograf

Deutscher Wetterdienst Offenbach - heliograf

Ja zapisałem się na Führung po centrum obliczeniowym - nie było to łatwe, bo co pół godziny wchodziło  po ok. 30 osób, po kartę wstępu trzeba było się ustawić godzinę wcześniej z odpowiednim wyczuciem momentu. Führung nie był niestety zbyt dobry, tylko opowiadali i pokazywali film. Rzecz odbywała się w sali kontrolerów, nie różni się ona od zwykłego biura.

Deutscher Wetterdienst Offenbach - stanowisko kontrolne superkomputera NEC SX-9

Deutscher Wetterdienst Offenbach - stanowisko kontrolne superkomputera NEC SX-9

Do sali z komputerami można było tylko zajrzeć przez szklane drzwi. Z wprowadzaniem wycieczek byłoby chyba trudno, ba na drzwiach było oznaczenie żeby wchodzić tylko ze środkami ochrony słuchu. Ale sprzętu mają tam trochę: Dwa superkomputery wektorowe NEC SX-9 po 480 procesorów każdy.

Deutscher Wetterdienst Offenbach - superkomputer NEC SX-9

Deutscher Wetterdienst Offenbach - superkomputer NEC SX-9

Procesorów chyba stale dokładają, bo w prospektach wydrukowanych w 2010 mowa jest o 224. W maksymalnej konfiguracji z 512 procesorami w momencie wejścia na rynek (2008) byłby to najszybszy komputer na świecie. Chodzi to na wariancie Unixa. Na zdjęciu: Procesor do superkomputera. Znaczy procesor to jest ta płytka na wierzchu, reszta to radiator.

Deutscher Wetterdienst Offenbach - procesor superkomputera NEC SX-9

Deutscher Wetterdienst Offenbach - procesor superkomputera NEC SX-9

Oprócz tego mają dwa komputery skalarne SUN X4600, do sterowania tamtymi, developmentu i testowania, też po 480 procesorów każdy. Te wywodzą się z pecetów - mają intelowskie procesory i chodzą na SuSe Linuksie. Do tego jeszcze cztery serwery bazodanowe SGI Altix 4700 po 96 procesorów każdy, razem 1125 TiB (też na SuSe).

Bierze ten sprzęt 2 MW mocy, jak to przy takich wymogach pracy ciągłej jest oczywiście generator zasilania awaryjnego zbuforowany kołem zamachowym. Generator potrzebuje 15 sekund na rozruch i 15 na synchronizację, wyobraziłem sobie koło zamachowe oddające 2MW (+ straty na generatorze) przez 30 sekund i wyszło mi duże.

Wszystko to po to, żeby liczyć prognozę pogody dla całej Ziemi - jest to jedno z 10 centrów na świecie liczących prognozy globalne. W każdym cyklu obliczeń liczą według dziesięciu różnych modeli.

To wszystko jest finansowane z budżetu państwa - podpada to pod ministerstwo komunikacji, a 10% wydatków finansuje wojsko. W zamian wojsko dostaje 10% czasu komputerów i może sobie liczyć na tym co chce. Wpływy ze sprzedaży prognoz nie lądują na koncie Wetterdienstu, tylko idą do budżetu państwa.

[mappress mapid="21"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Ciekawostki

4 komentarze

Telewizja edukacyjna(19): Logo i 9 i pół

Dziś będzie o dwóch telewizyjnych dla dzieci. Pierwszy z nich to  Logo! - to na pierwszy rzut oka nie jest edukacja, tylko program informacyjny. Na KiKa, o 15:50 i 19:50, powtórzenie o 6:00 następnego dnia (nie we wszystkie dni i nie zawsze dokładnie o tych godzinach, ale nie będę tu wszystkiego pisał).

Logo Nachrichten

Logo Nachrichten Żródło: Wikipedia

Logo! to wiadomości dla dzieci robione przez ZDF - prowadzą je młodzi ludzie, niektórzy z nich są nieco przesadnie wystudiowani pod gust nastolatków i nastolatek. Przedstawiane wiadomości to klasyka - coś istotnego z polityki, coś o sytuacji dzieci w innych krajach, krótki wywiad, aktualności z popkultury, sport, pogoda. To jeszcze nic specjalnego. Wartościowe jest to, że najważniejsze wydarzenie dnia jest przy pomocy animacji wyjaśniane w przystępny sposób, tak aby dzieci mogły zrozumieć istotę konfliktu albo podstawowe zależności. I to robią naprawdę dobrze, bardzo rzadko mam się czego przyczepić. Czytając w sieci różne dyskusje mam wrażenie, że takie wyjaśnienia od podstaw bardzo przydałyby się wielu polskim blogokomentatorom, bo rozumieją oni ze świata mniej niż niemieckie dzieci.

 

 

 

Logo Neuneinhalb

Logo Neuneinhalb Żródło: neuneinhalb.wdr.de

Drugi z programów to neuneinhalb (9 i pół). Chodzi o czas - każdy odcinek trwa dokładnie 9 i pół minuty. Można go zobaczyć raz na tydzień, w sobotę, na ARD o 8:30. Omawiam te programy razem, bo neuneinhalb to uzupełnienie i pogłębienie jednego, aktualnego tematu, coś jak program publicystyczny po wiadomościach. Zazwyczaj jest to reportaż. Tematy są bardzo różne - na przykład afera prezydenta Wullfa, sytuacja dzieci na Haiti, praca policjantów na dworcu kolejowym itp. Robi to WDR. Największe wrażenie zrobił na mnie reportaż z likwidacji elektrowni jądrowej Hamm-Uentrop. Jak dotąd nie widziałem żeby ktoś inny się tam pofatygował, a temat jest ważny i interesujący. Jest to dopiero drugie wyburzenie elektrowni jądrowej w Niemczech, pierwsza była malutka, eksperymentalna elektrownia Niederaichbach. Dlaczego taki materiał robi tylko telewizja dla dzieci, przecież to aż się prosi o solidny reportaż na trzy kwadranse! Ale i tak pokazano, jak każdy fragment instalacji po kolei jest oczyszczany a potem cięty na kawałki o rozmiarach rzędu 1m x 1m x 1,5m, żeby przeszedł przez skaner. Nawet te wielkie, stalowe albo betonowe. Dopiero jak skaner nic nie wykaże, kawałek może iść na zwykłe wysypisko albo do recyklingu. I tak będzie robione aż po elektrowni nie zostanie literalnie nic, tylko łąka.

Oba programy są wyraźnie adresowane do dzieci, ale niektóre odcinki neuneinhalb mogą jednak zainteresować dorosłych. Logo! mógłbym polecić osobom uczącym się niemieckiego dla doskonalenia znajomości języka i zrozumienia problematyki wewnątrzniemieckiej. Ale dzieciom polecam bez zastrzeżeń.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

Skomentuj

Jak to sie robi w Niemczech: Gimnazjum

Dziś kolejna notka o niemieckim systemie edukacji. Ze statystyk widzę, że poprzednie notki na ten temat cieszą sie dużym powodzeniem, a w notce o systemie edukacji obiecałem napisać o gimnazjach gdy już zobaczę je z bliska. Minęło już pół roku odkąd mój syn chodzi do gimnazjum, wczoraj była wywiadówka, więc czas nadszedł.

Znowu zastrzeżenie: Szkolnictwo leży w gestii landów, więc w każdym jest trochę inaczej. To co pisze dotyczy Hesji, proszę o powstrzymanie się od uwag że piszę bzdury, bo u nas w Hamburgu to czy tamto jest inaczej.

Przypominam, że gimnazjum w Niemczech dzieci rozpoczynają od klasy piątej, i uczą się w nim do matury. Trwa to 8 lat, do niedawna było to 9, ale skrócono ten czas o rok nie zmniejszając ilości materiału. Nazywa się to Turbo-Abitur.

Wrócimy jeszcze na chwilę do szkoły podstawowej. Nie chcę powtarzać tu notki o systemie szkolnictwa w ogólności, proszę sobie doczytać, pisałem tam rekomendacjach dalszego toru nauczania po szkole podstawowej. I powiem, że wbrew wątpliwościom wielu rodziców ten system się sprawdza. W klasie syna jest parę dzieci które zostały posłane do gimnazjum wbrew rekomendacji ze szkoły podstawowej, i wyraźnie widać że one sobie nie radzą na zupełnie podstawowym poziomie typu że trzeba robić zadania domowe, i będą musiały się przenieść do Realschule. Według mnie ich rodzice zrobili im w ten sposób krzywdę.

W naszej dzielnicy sytuacja z gimnazjami jest bardzo dobra, są aż trzy, dwa tuż obok siebie a trzecie też niedaleko. Inne dzielnice nie mają tak dobrze, dojeżdżają tu na przykład dzieci z dzielnicy Schwanheim - to jest pół godziny autobusem - bo bliżej nic nie mają. W ostatnich latach to najstarsze z gimnazjów - Freiherr vom Stein - mieszczące się wcześniej w XIX-wiecznym budynku zostało wyburzone i zbudowane całkowicie od nowa. Perła architektury to to teraz nie jest (wcześniej budynek też był typowy dla szkoły z końca XIX wieku, nic nadzwyczajnego), ale co nowe, to nowe.

Freiherr-vom-Stein Gymnasium Frankfurt

Freiherr-vom-Stein Gymnasium Frankfurt

Drugie gimnazjum - Carl Schurz - jest w generalnym remoncie, tymczasem dzieci uczą się w prowizorycznym budynku zrobionym w technologii kontenerowej.

Tymczasowy budynek Carl-Schurz-Gymnasium, Frankfurt

Tymczasowy budynek Carl-Schurz-Gymnasium, Frankfurt

Warunki nie są, wbrew pozorom, najgorsze, zresztą chyba remont zmierza już ku końcowi i w wyremontowanej części budynku są znowu zajęcia.

Carl-Schurz Gymnasium Frankfurt

Carl-Schurz Gymnasium Frankfurt

W trzecim - Friedrich Schiller - generalny remont już prawie się skończył, została do zrobienia tylko sala gimnastyczna. Zdaje się że te remonty to owoc programu antykryzysowego prowadzonego za poprzedniego kryzysu.

Schillerschule Frankfurt

Schillerschule Frankfurt

A czego uczą? W klasie piątej (bo o tej wiem oczywiście najwięcej) dzieci mają niemiecki, matematykę, geografię, muzykę, sztukę, sport, NaWi (prawie jak w Avatarze, ale to Naturwissenschaften - nauki przyrodnicze), angielski (jako pierwszy język obcy, ale w innych szkołach bywa to inny język) i nieobowiązkową religię w wariancie katolickim i ewangelickim.

W następnych latach dojdą następne języki obce i tutaj strategia w różnych szkołach jest różna. W Schiller dali do wyboru dwa tory, jeden z francuskim a drugi z łaciną. Potem do tego trzeba będzie dobrać jakiś trzeci, w rachubę wchodzą na przykład hiszpański albo chiński. A na przykład Freiherr vom Stein specjalizuje się we włoskim, również jako języku wykładowym dla niektórych przedmiotów. Oferta ta jest skierowana szczególnie do dzieci imigrantów pochodzenia włoskiego, ale nie tylko. Bywają gimnazja w których skupiają się na łacinie i starogreckim, grupy docelowe oczywiste.

Oprócz przedmiotów obowiązkowych jest też grupa przedmiotów do wyboru (Wahlunterricht, WU). Dzieci w ciągu nauki muszą zrobić określoną liczbę jednostek tych przedmiotów (5 godzin w klasach 5-9, z czego 2 w 8-9. Godzinę należy rozumieć jako godzina na tydzień przez dwa semestry), ale mogą wybrać które chcą. W tej ofercie gimnazja różnią się najbardziej między sobą. Na przykład Carl Schurz ma do wyboru głównie przedmioty muzyczno-artystyczne (z naciskiem na kontrabas, jej, tego tylko mi brakuje żeby w pokoju dziecka stał jeszcze kontrabas), za to Schiller ma na przykład dodatkowe zajęcia z matematyki. Oceny z przedmiotów do wyboru są tylko pozytywne, ale kurs może nie zostać zaliczony i trzeba wtedy swoje godziny wyrobić w następnym roku.

Dodatkowo gimnazjum oferuje zajęcia nadobowiązkowe, odpowiadające z grubsza naszym kółkom zainteresowań, zwane Arbeitsgemeinschaft - AG. Spektrum jest bardzo duże i znowu w każdej szkole inne. Może to być jakiś sport (na przykład tenis, wioślarstwo albo żonglowanie), coś artystycznego (chór, fotografia, jakiś instrument) albo naukowego.

Każde gimnazjum wymyśla sobie własny układ godzin lekcyjnych. Już chyba nigdzie nie ma klasycznego układu z 45-minutowa lekcją a potem przerwą, większość gimnazjów przyjęła system z podwójnymi godzinami - czyli po 90 minut, w razie potrzeby w nielicznych wypadkach dzielonymi na pół. Ale znowu w Carl Schurz maja lekcje po 65 minut. Przedłużenie lekcji ma sens, 45 minut to naprawdę za mało na porządną lekcję, a dzięki długim lekcjom dziennie jest mniej przedmiotów - dzieci nie muszą tyle ciężarów nosić na plecach i mają w sumie mniej zadane (bo z trzech przedmiotów, a nie z pięciu-sześciu).

Lekcje nie wszędzie zaczynają się o ósmej rano, bo ktoś wymyślił że można będzie rozładować trochę tłok w komunikacji miejskiej gdy szkoły nie będą zaczynać o tej samej godzinie. Pomysł dobry, ale realizacja gorsza - wszystkie trzy zaczynają  prawie równocześnie w godzinach 7:45 - 8:00, wszyscy i tak spotykają się w jednym autobusie.

W szkole zazwyczaj jest jakaś stołówka prowadzona przez firmę cateringową. W szkole mojego syna zrobione jest to tak, że dziecko dostaje kartę, którą się tam rozlicza. Obiady trzeba wiążąco zamawiać przez sieć z tygodniowym wyprzedzeniem, w przypadku choroby można odwołać zamówienie. Niestety w przerwie obiadowej tłok w stołówce jest taki, że zjedzenie obiadu w dostępnym czasie jest mało realne.

Oczywiście szkoła ma bibliotekę, jest to filia biblioteki miejskiej. Karta biblioteki szkolnej działa też w bibliotekach dzielnicowych i w głównej bibliotece miejskiej.

Część szkół zapewnia mniejszym dzieciom opiekę po lekcjach, tak gdzieś do trzeciej, najczęściej pod postacią pomocy w robieniu zadań domowych. Spróbowaliśmy tego, ale to była katastrofa. Ale myślę, że to była akurat pechowa grupa, gdzie indziej może to działać lepiej.

Jeszcze o poziomie nauczania. Syn poszedł do Schiller, mimo że z wielu źródeł słyszałem opinię że to gimnazjum dla zadzierających nosa dzieciaków z UMC. W szkole podstawowej przez całą czwartą klasę straszyli dzieci i rodziców, że gimnazjum to jest dopiero na poważnie, że tam to dopiero trzeba będzie zasuwać itp. Rzeczywistość okazuje się być inna. W klasie nie ma nikogo z UMC, większość to MMC i LMC - opinia o elitarności pochodzi zdaje się sprzed 20+ lat. A zadań domowych mają ledwie co, o wiele mniej niż w podstawówce. Ale to "wina" podstawówki - tam gdzie chodził syn było naprawdę ostro, dzieci z innych szkół uważają że zadań domowych jest dużo. Co w sumie nie świadczy dobrze o całym szkolnictwie niemieckim. Nie bardzo już pamiętam, co było za moich czasów w klasie piątej i jakie było obciążenie, ale wydaje mi się że jednak u nas było większe.

Akurat teraz, jak co roku, w gimnazjach odbywają się dni otwarte, żeby dzieci ze szkół podstawowych (i ich rodzice oczywiście też) mogli sobie szkołę obejrzeć z bliska i wybrać. Nikt przy wejściu legitymował nie będzie, jeżeli ktoś z czytelników z terenu Niemiec jest zainteresowany to może po prostu pójść i sobie szkołę zwiedzić.

Nie znam danych dotyczących finansowania szkolnictwa, ale patrząc tak "od dołu" to gimnazja muszą być finansowane znacznie lepiej niż szkoły podstawowe. W szkole podstawowej trzeba było co i raz płacić za jakieś podręczniki (tylko raz zasponsorował wszystkie land), dawać po dwie dychy do kasy klasowej albo płacić za jakieś wycieczki, w gimnazjum jak dotąd trzeba było kupić jedną książkę, a z wpłaconych na początku roku szkolnego dwudziestu euro została jeszcze blisko połowa. I to mimo że klasa częściej się gdzieś wybiera.

W cyklu o edukacji w Niemczech planuję jeszcze dwie notki, jedną o Hortach, czyli po naszemu świetlicach, a drugą o komitetach rodzicielskich.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

15 komentarzy

Telewizja edukacyjna (18): Upps! Die Pannenshow

Nie, to nie pomyłka. Ja wiem, że programy tego typu są powszechnie uznawane za najniższych lotów rozrywkę, ale ja uważam inaczej i mam na to argumenty inne niż rura laserna w garści.

Najpierw o samym programie. Jest to typowy show ze śmiesznymi, amatorskimi filmikami. Komuś spadają spodnie, baba się przewraca, dziecko sika na dywan. Coś jak krajowe Śmiechu warte z Drozdą. Pokazywany jest na SuperRTL i na RTL w dwóch różnych mutacjach. Tą na SuperRTL prowadzi Denni Close, nic wyszukanego - po prostu stoi sobie i co pewien czas coś zapowie. Wersję z RTL, zwaną Upps! Die Superpannenshow prowadzi para grubasów - Oliver Beerhenke i Andrea Göpel - usiłując robić skecze. To już wolę tego pojedynczego moderatora który nie próbuje być śmieszniejszy niż pokazywane filmy.

No a jak z tą edukacyjnością? To zależy od nastawienia. Jeżeli podchodzimy do pokazywanych scenek w stylu "Ale ten idiota się wywalił, hahaha!", to rzeczywiście jest to najprymitywniejsza rozrywka.

Ale przyjrzyjmy się dokładniej, co tam właściwie jest pokazywane. No i są tam na przykład scenki ze zwierzętami (moje ulubione). Pewien czas temu przeczytałem, że naukowcy od zachowań zwierząt od momentu gdy odkryli filmik z papugą z zapałem tańczącą i śpiewającą do muzyki Backstreet Boys (patrz tubka niżej), służbowo oglądają pilnie wszelkie takie filmy, bo są na nich rzeczy o których im się nie śniło. A potem robią z tego prace naukowe. A poza tym akurat to, to nie jest prymitywna rozrywka.

Dalej są klipy z małymi dziećmi - to może nie jest aż tak kształcące, ale rodzic może sobie poobserwować jak skutkują różne błędy wychowawcze. Ale to jeszcze nic.

Większość pozostałych filmików to różnego rodzaju wypadki. I te podzieliłbym na dwa typy:

  • Wypadki przy popisywaniu się
  • Wypadki z głupoty lub bezmyślności

Ja wiem, dorosły, poważny człowiek już widząc sytuację wyjściową puka się w głowę i robi "Meh, przecież od razu wiadomo że jak tak zrobić, to to się źle skończy". Dorosły. ALE DZIECKO O TYM JESZCZE NIE WIE! Ja zawsze oglądam Upps! z dzieckiem i cały czas sobie komentujemy dlaczego tak się stało, jak się stało. I moim zdaniem te filmiki to bezcenne źródło wiedzy dla młodego człowieka. Jak się popisujesz - w większości wypadków skończysz jak ci na filmikach (o ile nie gorzej). Jak nie pomyślisz przed zrobieniem czegoś - też. Czy ktoś z czytelników wątpi jeszcze w funkcję edukacyjną takiego programu? Co, lepiej jak dziecko samo to wszystko wypróbuje na własnej skórze?

Tak szczerze mówiąc, to z zamiarem napisania takiej notki nosiłem się już od najmniej roku. Zebrałem się akurat dziś, bo przedwczoraj byłem na wykładzie na temat neurobiologii mózgu w okresie dojrzewania. Wykład był dla rodziców, więc prowadzący go lekarz pediatra skupiał się na aspektach praktycznych - dlaczego młodzi ludzie zachowują się tak, jak się zachowują i jak rodzice mogą sobie z tym radzić. Było to bardzo interesujące i skłoniło mnie do rozmyślań na ile moja metoda edukacyjna okaże się skuteczna w konfrontacji z przebudową mózgu w okresie dojrzewania. Wynik poznam w ciągu najbliższych kilku lat.

Upps! Die Pannenshow  po długim okresie ciągłych powtórek i stale tych samych filmików pomontowanych tylko w różnej kolejności doczekało się wreszcie nowej serii - od paru tygodni w każdy czwartek na SuperRTL od 20:15 do 22:15.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

4 komentarze

Telewizja edukacyjna (17): Checker Can

Dawno nie było o telewizji edukacyjnej. Dziś dobra okazja, bo w sobotę wystartowała nowa seria edukacyjna pod tytułem Checker Can. (czytaj "Czeker Czan"), wyprodukowana przez tą samą firmę która robiła serię z Willim.

Willi był fajny, jego koncepcja była nowa i odkrywcza, ale od pierwszego jego programu minęło już prawie 10 lat, tymczasem podobnych programów zrobiło się sporo. No i, jak sam Willi przyznał na Hessentagu, po ponad 170 odcinkach zabrakło też nowych, jeszcze nie omówionych tematów na programy.

W nowej serii występuje Can Tobias Mansuroglu, pół Turek, w wieku 28 lat. To akurat mniej więcej tyle ile miał Willi zaczynając Willi Will's Wissen. Can wygląda nawet młodziej i zachowuje się też bardziej luzacko. I tak luzacka jest też koncepcja jego programu - zaczyna się zawsze na kanapie w zabałaganionym pokoju, w którym na klejących karteczkach w różnych dziwnych miejscach znajdują się pytania dotyczące danego tematu. Can zabiera je ze sobą i sprawdza, czyli robi check, znaczy robi za checkera. Checker Cana.

Program jest ciekawy i zabawny a Can całkiem sympatyczny. Przy realizacji często używają małych kamer przeczepionych do poruszających się przedmiotów (albo ludzi), montaż jest bardzo dynamiczny, miałem nieustanne skojarzenia ze stylistyką wielu programów z niegdysiejszego MTV. Zwłaszcza ta kanapa wśród bałaganu, ale nie tylko. Kojarzy mi się też styl jedynego programu na MTV, w którym pokazywali ludzi przy jakiejkolwiek pracy - czyli "Pimp my Ride". Po znalezieniu przez prowadzącego odpowiedzi na każde z pytań na ekranie pojawia się stempel "Checked", co wyraźnie zostało zainspirowane Mythbustersami.

Kulturalny przystojniak Willi z wysokim czołem trafiał raczej do dzieci i młodzieży z klasy średniej, Checker Can wydaje mi się być próbą dotarcia z edukacją do klasy niższej i dzieci imigrantów. Stąd luźny Turek z bałaganem w pokoju. Może się uda, na razie widziałem dwa odcinki i były niezłe. Zobaczymy jak będzie dalej.

Checker Can do zobaczenia na ARD w soboty o 10:03 i niedziele o 5:30, a na KiKa w soboty o 19:25 i niedziele o 9:00.

Strona programu TUTAJ.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

Komentarze: (1)