Nadrobiłem mnóstwo zaległości, ale naprawdę duży blok jeszcze został: Normandia z roku 2016. Nie pamiętam już dlaczego nie zrobiłem tych notek wtedy (jedną nawet napisałem ale nie puściłem), ale na pewno jedną z przyczyn była ta, o której teraz napiszę.
To jest tak: Przy wizycie w Normandii chodziło oczywiście o Lądowanie i historyczne miejsca. Mieszkaliśmy w Grandcamp-Maisy (skąd widać La Pointe du Hoc na wschodzie i plażę Utah na zachodzie) i jeździliśmy po okolicy. No i zwiedzaliśmy niemal każde muzeum jakie spotkaliśmy. Nazbierało się ich przez te kilka dni aż dziesięć.
No i te muzea bardzo różne są. Niektóre są "porządne", z jakąś koncepcją, inne to po prostu składy rzeczy znalezionych. Tyle że w tej okolicy bardzo łatwo było znajdować rzeczy do wstawienia do muzeum wojskowego. A pewne z tych rzeczy leżały tylko w jednym miejscu, więc lokalny składzik rzeczy znalezionych miewa parę eksponatów, których nie ma nikt inny. Tyle że o tych trzech wyjątkowych rzeczach na krzyż wśród mnóstwa masówki nie za bardzo da się napisać sensownej notki. A od robienia notek z dwoma zdjęciami, dwoma zdaniami i adresem to mnie odrzuca, to jest poniżej moich standardów (nawet jak takie gdzieś na moim blogu znajdziecie 🙂 ).
Teraz pomysł mam taki: O tych "porządnych" muzeach zrobię osobne notki. A o tych "składzikach" będzie jedna czy dwie notki zbiorcze, albo będzie wspomniane przy tych porządnych.
Dzisiejsza notka to świeżynka w porównaniu, bo z zeszłego roku. Będzie o Louwman Muzeum w Hadze, wcześniej znanym jako Louwman Collection.
Jest to kolekcja starych samochodów założona przez osobę prywatną, biznesmena, i tu zaraz nasuwają się porównania z braćmi Schlumpf. Porównajmy więc.
Założyciel kolekcji, Pieter Louwman był holenderskim importerem i dystrybutorem samochodów firm Dodge i Chrysler. W roku 1934 kupił on sobie dwudziestoletniego Dodge'a, czyli zabytek z roku 1914, sprzed jakichś dwóch epok rozwoju motoryzacji. I tak zaczęło się jego nowe hobby.
Nie znajduję wiele o tym, jak kolekcja rozwijała się z biegiem czasu, wiem jednak że gdzieś tak od lat sześćdziesiątych kolekcją zajmuje się syn Pietera - Evert, holenderski importer marek Lexus, Toyota, Chrysler i Suzuki.
I to wszystko. Żadnych tajemnic, bankructw, ucieczek za granicę, kombinowania na podatkach (no chociaż kto ich tam wie?), batalii prawnych, kompulsji... Nuda, panie... Nie to co przy braciach Schlumpf.
Sama kolekcja też jest o wiele lepiej przemyślana i wybrana niż ta z Mulhouse. Bo powiedzmy sobie otwarcie: Po jaką cholerę mieć w kolekcji dwadzieścia takich samych wyścigówek, nawet jak są firmy Bugatti? Tutaj każdy z wystawionych samochodów jest albo w jakiś sposób pionierski lub oryginalny, albo naj* w czymśtam, albo jest niepowtarzalnie dziwaczny.
Na przykład najstarszy samochód w kolekcji - parowy czterokołowiec firmy De Dion, Bouton & Trépardoux z 1887. Przypominam, że Benz dostał patent na swój samochód zaledwie rok wcześniej - w 1886. W ogóle uważam przypisywanie wynalezienia samochodu Benzowi za niezupełnie słuszne, ale może kiedyś napiszę o tym osobną notkę.
Louwman Museum - De Dion-Bouton & Trepardoux Steam Quadricycle
Tutaj mamy jednego z pierwszych hybrydów - Armstrong Petrol-Electric Hybrid z 1896. Lohner-Porsche Mixte był dopiero parę lat później - w 1902. Ten Armstrong miał już elektryczny starter do silnika spalinowego, automatyczne sterowanie wyprzedzeniem zapłonu, elektrycznie sterowane sprzęgło, półautomatyczną skrzynię biegów i kierownicę zamiast powszechnego wtedy drążka sterowego.
Louwman Museum - Armstrong Petrol-Electric Hybrid
Dalej mamy pierwszy samochód z silnikiem sześciocylindrowym, jednocześnie pierwszy samochód spalinowy z napędem na cztery koła i z czterema kołami hamowanymi. I do tego miejscowy, holenderski - Spyker 60 HP z 1903.
Louwman Museum - Spyker 60 HP
A tutaj najstarsza Toyota jaka się zachowała - Toyoda AA z 1936. Ponieważ kupuję moje Toyoty w salonie, firma przysyła mi pisemka reklamowe i pamiętam że jak ten samochód znaleźli gdzieś na wschodzie rosji, to pół numeru o tym było.
Louwman Museum - Toyoda AA
Dla odmiany teraz parę dziwactw. To jest Sunbeam-Mabley Motor Sociable z 1901. Zdjęcie wymaga trochę wyjaśnień: Przód jest z lewej, tam gdzie silnik. Pojazd ma cztery koła, ale w bardzo nietypowym układzie - po jednym z przodu i z tyłu, oraz dwa na środku. Przednie i tylne koło są kierowane, napęd łańcuchem na koła środkowe. Kierowca siedzi z tyłu, na miejscu matki, i jest skierowany twarzą skosem w prawo. Pasażerowie siedzą przed kierowcą jeden twarzą skosem w lewo a drugi całkiem w lewo (a nawet w lewo do tyłu). To wszystko po to, żeby im było łatwiej gadać w czasie jazdy.
Louwman Museum - Sunbeam-Mabley Motor Sociable
Teraz inne dziwactwo - Curtiss Aerocar Land Yacht holowany przez Graham Blue Streak Coupe (1932). Samochód holujący jest prawie normalny, ma tylko dorobiony hak do naczepy, dziwactwem jest naczepa zrobiona przez firmę Curtiss, tak tę od samolotów. Naczepa miała wewnątrz biurko, lodówkę i spłukiwaną toaletę. Całość zażyczył sobie amerykański bankier Hugh McDonald żeby dojeżdżać tym do pracy.
Louwman Museum - Graham Blue Streak Coupe i Curtiss Aerocar Land Yacht
Następne dziwadło: Pegaso Z-102 Cúpula (1953). To był samochód prezydenta Dominikany Rafaela Trujillo.
Louwman Museum - Pegaso Z-102 Cúpula
Wydaje wam się że te Sunbeam trochę wcześniej był bardzo dziwaczny? Przebijam: Pininfarina X z 1960. Układ kół taki sam, ale odjazd o wiele większy.
Louwman Museum - Pininfarina X
I tak można o niemal każdym samochodzie z tego muzeum. Naprawdę warto zobaczyć - to najlepsza kolekcja samochodów jaką widziałem.
Adres: Louwman Museum Leidsestraatweg 57 2594BB Den Haag
Technoseum Mannheim liczy się do największych niemieckich muzeów techniki, a mimo to mam wrażenie, że jest mało znane. Może dlatego, że jest dość nowe - zostało otwarte dopiero w roku 1990.
Byliśmy tam już trzy razy, bo to jest najbliższe Frankfurtu duże muzeum ogólnotechniczne - tylko 85 kilometrów. Następne są Speyer (110 km) i Sinsheim (125 km), ale oba nie są ogólnotechniczne, tylko zorientowane na wszelkiego rodzaju pojazdy. A takie ogólnotechniczne lepiej nadaje się do pokazywania odwiedzającym nas młodym krewnym.
O muzeum dowiedziałem się gdzieś tak w połowie dwutysięcznych, z reklamy okresowej ekspozycji astronautycznej. Reklama była na pobliskim dworcu kolejowym. Zajechaliśmy tam po drodze na imprezę firmową w Austrii, wystawa była fajna, mieli tam wiele oryginałów, ale oczywiście zazwyczaj nie tych, które poleciały - na przykład prototyp Łunochoda do prób naziemnych. Tyle że nie dali na tej wystawie robić zdjęć.
Przy następnych wizytach nie było tak spektakularnych wystaw okresowych, ale ekspozycja stała jest wystarczająco ciekawa. Niestety moje zdjęcia są słabe i paru przydatnych do notki brakuje - muszę więcej myśleć o notkach przy następnych wizytach w różnych ciekawych miejscach.
Muzeum położone jest bardzo dogodnie - na skraju miasta, kilkaset metrów od autostrady A6, i ma duży parking. Zwiedzanie zaczynamy od najwyższego piętra, gdzie możemy robić różne doświadczenia. Drugie podobne miejsce jest na jednym z niższych poziomów. Owszem, to typowa rzecz w dzisiejszych muzeach techniki/centrach nauki, ale parę z dostępnych tu jest naprawdę fajne.
Mannheim i jego okolice to od bardzo dawna było centrum przemysłowe i muzeum w dużym stopniu zajmuje się historią okolicznej techniki. Na kolejnych poziomach wystawione są dawne maszyny włókiennicze, papiernicze, prądnice, parowozy itp.
Technoseum Mannheim
Technoseum Mannheim - Maszyna żakardowa
Technoseum Mannheim - Hanomag Komissbrot
Z ciekawostek, to na przykład można wsiąść na bicykl. Syn jako rowerofil musiał to zrobić, ale jeździć tym bicyklem oczywiście nie można, było by zbyt ryzykowne. Bicykl stoi na stojaku można wsiąść i pokręcić pedałami.
Technoseum Mannheim - Bicykl
Ogólnie jest trochę o historii rowerów, przecież Karl von Drais był z Karlsruhe, niezbyt daleko stąd.
Technoseum Mannheim - Laufrad Karla von Draisa (replika)
Jest też oczywiście spory dział z zabawkami technicznymi, również z komputerami domowymi i grami komputerowymi.
Technoseum Mannheim - Commodore 64
Najbardziej podobała mi się duża komora pęcherzykowa, tak z metr na metr, można gapić się na nią godzinami. Aż pomyślałem żeby sobie coś takiego sprawić (oczywiście nie taką dużą, bo gdzie to trzymać?). Posprawdzałem trochę, i nawet da się takie urządzenie kupić za rozsądną cenę, problem polega na tym, że do pracy potrzebuje to suchego lodu. Niby suchy lód też można kupić, ale spontaniczna zabawa nie wchodzi w rachubę - nie da się go kupić na zapas na dłuższy czas, trzeba albo w godzinach otwarcia firmy pojechać go kupić, albo z wyprzedzeniem zamówić z wysyłką. Czyli praktyka była by taka, że raz, góra dwa razy bym się pobawił, a potem by leżało w piwnicy. Więc lepiej dać sobie spokój.
Technoseum Mannheim - komora pęcherzykowa (słabo wyszło na zdjęciu)
Jak już jesteśmy przy Danii to jeszcze jedna rzecz, którą można by nazwać "muzeum techniki" - Lego House Billund. Właśnie przyszło mi do głowy, że w każdym muzeum ogólnotechnicznym jest dział z zabawkami technicznymi, najczęściej jest w nim i Lego, więc czemu by nie klasyfikować Lego House jako muzeum techniki?
Bardziej popularny jest oczywiście Legoland, ale Legoland to park rozrywki, rzecz której nigdy nie lubiłem, syn zresztą też nie, nawet jak był mały. Byliśmy kiedyś (dawno temu - 2008) w niemieckim Legolandzie, w Günzburgu, ale obu nam najbardziej podobał się tam sklep, w którym mieli części na sztuki i na wagę. Widziałem tam ludzi, którzy kupili nietani bilet do całego parku (rzędu 30 euro) tylko po to, żeby wejść do tego sklepu i się obkupić.
Legoland Günzburg - Römer we Frankfurcie jak żywy
Lego House nie ma nic wspólnego z "atrakcjami" parku rozrywki, dlatego był dla nas o wiele bardziej akceptowalny. Spoiler: Sklepu z częściami na sztuki tam nie ma.
Lego House mieści się w oryginalnym budynku nawiązującym kształtem oczywiście do klocków Lego.
Lego House Billund
Lego House Billund
Zacznijmy od samego muzeum firmowego. Zaczyna się od pierwszych produktów firmy, jeszcze całkowicie z drewna.
Lego House Billund - Pierwsze produkty firmy Lego
Dalej mamy patent na klocek Lego.
Lego House Billund - Patent na klocek Lego
A potem mnóstwo setów z różnych okresów rozwoju firmy.
Lego House Billund - Muzeum Lego
Dalej reszta ekspozycji. Jest tam spory dział z twórczością fanów Lego.
Lego House Billund - kreacje fanów Lego
Oraz wiele miejsc, gdzie można się pobawić, na przykład nakręcić film poklatkowy w scenografii z klocków, albo coś budować. Tyle że duże kolejki i trudno się dostać. A w ogóle to raczej coś dla dzieci w różnym wieku.
No i oczywiście klocki wszędzie.
Lego House Billund
Lego House Billund
Na koniec można pooglądać małą linię produkującą klocki (czerwone bricki 2x4) i pakującą je po 6 do woreczka (set 624210). Po zeskanowaniu biletu każdy zwiedzający dostaje taki set wraz z instrukcją złożenia z nich indywidualnej, niepowtarzalnej konstrukcji. Konstrukcja oczywiście nie ma sensu, ale naprawdę każdy ma inną.
Lego set 624210 - Lego House 6 Bricks
Adres: Lego House Ole Kirks Plads 1 7190 Billund, Dänemark
LEGO House, Ole Kirks Plads, Billund, Gmina Billund, 7190, Dania
Ta notka w porównaniu z poprzednimi jest prawie świeża - 2022. Muzeum też jest raczej mało znane i nie było go w naszym planie podróży - po drodze zobaczyliśmy reklamę i drogowskaz i ponieważ mieliśmy trochę czasu spontanicznie zdecydowaliśmy się na wizytę. Musieliśmy kawałek zjechać z trasy, tak z 10 kilometrów.
PanzerMuzeum East jest w Danii i jest prywatne, wystawiony jest tu sprzęt krajów Układu Warszawskiego. Jeżeli dobrze zrozumiałem, to właścicielem jest jakiś emerytowany oficer, który za bezcen nakupił wschodniego sprzętu z demobilu. W sumie to raczej ciekawostka, specjalnie jechać nie ma co - lepiej odwiedzić na przykład Lešany. Ale jeżeli będziecie tamtędy przejeżdżać (droga z Kopenhagi w stronę mostu przez Wielki Bełt), to dlaczego by nie?
Panzermuseum East
W muzeum byliśmy już po ataku rosji na Ukrainę, i były tam już tabliczki informujące które z wystawionych modeli sprzętu uczestniczą w konflikcie.
Panzermuseum East
Mieli tam też sporo pojazdów służb pomocniczych, trochę innych niż w Lešanach.
Panzermuseum East - Star 66
Panzermuseum East - Honker
Oprócz tego była tam spora kolekcja enerdowskich mundurów i odznaczeń z różnych krajów.
Panzermuseum East - enerdowski magazyn mundurowy
Panzermuseum East - odznaczenia polskie
I jeszcze szczególna ciekawostka - w stojącym tam samolocie (akurat nie wschodnim, tylko brytyjskim - BAC 1-11) urządzona była mała sala kinowa i na sporym telewizorze leciał tam pierwszy odcinek "Czterech pancernych" w polskiej wersji językowej z napisami po angielsku.
Panzermuseum East - sala kinowa i "Czterej pancerni"
Czy naprawdę warto zobaczyć, trzeba zdecydować samemu.
Znowu bardzo zaległa notka. Na początek ostrzeżenie: Jeżeli chcecie się do opisywanego muzeum wybrać, to uważajcie przy planowaniu i wpisywaniu celu w nawigację: Muzeum jest w małym miasteczku Munster (przez u), leżącym mniej więcej w połowie odległości między Hamburgiem a Hannoverem. Istnieje jednak znacznie większe miasto Münster (przez ü umlaut), niedaleko Dortmundu. Lepiej się nie pomylić, bo oba miasta dzieli prawie 300 kilometrów.
Zalążkiem muzeum były zbiory miejscowej Szkoły Wojsk Pancernych, które w 1983 roku przekształcono w ogólnodostępne muzeum. Jak po tego rodzaju instytucjach można się spodziewać, muzeum koncentruje się na sprzęcie tworzonym i używanym w Niemczech, również NRD.
Zaczynamy od pierwszego niemieckiego czołgu A7V, tyle że nie oryginału. Czołgów tych zrobiono tylko 20 sztuk, żaden oryginał nie dotrwał, tutaj jest rekonstrukcja.
Replika czołgu A7V
A7V był jedynym czołgiem niemieckim użytym w WWI, w samym końcu wojny i po jej zakończeniu zrobiono tam jeszcze ze 20 sztuk lekkiego czołgu LK II, a potem na mocy Traktatu Wersalskiego nie wolno już było robić Niemcom czołgów. Część wyprodukowanych LK II sprzedano do Szwecji, i stąd jest w muzeum jeden oryginalny.
Czołg LK II
Z tak wczesnych konstrukcji jest jeszcze samochód pancerny Daimler DZVR 21, a potem jest dziura aż do lat trzydziestych, kiedy Niemcy zaczęli omijać postanowienia Traktatu.
Samochód pancerny Daimler DZVR 21
Z okresu drugowojennego mają niemal wszystko, włącznie z tymi typami, których na świecie zostało ledwie po kilka sztuk. No ale gdzie mają być, jak nie tutaj?
Panzerkampfwagen VI Tiger
No i trudno się dziwić, że mają dużo niemieckiego sprzętu powojennego.
Czołg Leopard I A1 A4
Flugabwehrkanonenpanzer Gepard
Oprócz tego mają oczywiście pełny zestaw poenerdowski i trochę sprzętu z innych krajów.
Czołg T-54
Czy warto zobaczyć? Jeżeli wasza droga prowadzi przez tę okolicę, to na pewno warto. Ale jeżeli byliście już w Saumur i w Lešanach, to nie zobaczycie tu wielu rzeczy, których jeszcze nie widzieliście.
Znowu bardzo zaległa notka, bo już 10 lat od wizyty stuknęło. Nawet większość tekstu była napisana już dawno temu i się mocno przeleżała.
Najlepsze z muzeów wojskowych jakie widziałem we Francji - Muzeum czołgów w Saumur. Znowu zrobię wrażenie miłośnika militariów ale co zrobić, że najlepsze muzea techniczne są wojskowe?
Muzeum znajduje się w miejscowości Saumur, w dolinie Loary, i jest wielkie - podobno to jedno z największych muzeów broni pancernej na świecie, większe ma być tylko angielskie, w Bovington. Mają tu około 880 pojazdów pancernych, z czego około 200 jest zdolne jeszcze do jazdy (najstarszy jeżdżący jest z 1916!). Oczywiście nie wszystkie pojazdy można zobaczyć - nie ma na to miejsca w pomieszczeniach. Ale i tak jest co oglądać. Uprzedzając notkę: Odpowiednie muzeum niemieckie (w Munsterze) jest wyraźnie mniejsze.
Schneider CA1 (1916) - najstarszy na świecie czołg w stanie jeżdżącym
Saint-Chamond, też jeżdżący
W Saumur mieściła się dawno temu szkoła kawalerii, dziś szkoląca pancerniaków, stąd muzeum akurat w tym miejscu.
Francuskie czołgi z okresu międzywojennego, na pierwszym planie Renault AMR 33
Ktoś może zapytać, po co w ogóle zwiedzać takie muzea - jest przecież tyle informacji w sieci o tych wszystkich czołgach, samolotach, historycznych pojazdach itd. Prawda, informacji w sieci mnóstwo jest. Problem jest w tym, że zdjęcia (a nawet dokładne dane techniczne) nie dają na przykład poczucia rzeczywistej wielkości obiektów. Na przykład można dużo czytać o Tygrysie jaki to on był, ale jak stanąć koło niego i porównać go z innymi, to od razu widać że jest za wysoki, za duży i ogólnie nie najlepiej skonstruowany.
Panzerkampfwagen VI Tiger
Jak jesteśmy przy Tygrysie, to mają tu prawie wszystkie pojazdy niemieckie z WWII, brakuje im głównie Mausa - no ale tego to mają tylko Rosjanie, w Kubince.
Niemieckie czołgi z WWII
Jest też oczywiście sala z ciekawostkami, na przykład czymś takim:
Vespa z działem bezodrzutowym
Są też czołgi z innych krajów, ale nacisk jest oczywiście na francuskie.
Można wymyślać temu malowaniu różne interpretacje, ale ma ono swój konkretny kontekst historyczny, i bez jego znajomości wyjdą z tego jakieś głupoty. Więc od opowiedzenia tej historii zacznę tę notkę, a wszystko będzie bardzo na temat podany w tytule.
Ten IS-2 od roku 1945 stał w Pradze jako pomnik armii radzieckiej. Namalowany na nim był numer 23. Miał to niby być pierwszy radziecki czołg, który dotarł do Pragi, ale to był tylko mit. Do Pragi dotarły czołgi T-34, pierwszy z nich miał numer I-24. Akurat ten czołg został zniszczony w trakcie walk, więc rosjanie przysłali na pomnik coś lepszego. Czołg stanął na wysokim postumencie (5 metrów), a lufę miał skierowaną na zachód.
Następnym wydarzeniem związanym z tym czołgiem było wyjęcie mu silnika i skrzyni biegów. Rosjanie zrobili to w roku 1956, po wydarzeniach na Węgrzech. Z innych czołgów-pomników też pousuwano silniki, żeby nie mogły być wykorzystane przeciw władzy ludowej. Myślę, że te obawy nie były całkiem bezpodstawne - przypominam sobie filmik z początku wojny w Ukrainie, gdzie ukraińscy cywile uruchamiali właśnie takiego, pomnikowego IS-2, i udało im się go odpalić i pojechać. Nie wiem, czy czołg ten został jakoś użyty bojowo, ale wynika z tego że na terenie ZSRR silników z pomników nie usunięto.
W roku 1968 numer 23 namalowany na czołgu zyskał ironiczno-symboliczny kontekst, bo - jak zauważono 1945 + 23 = 1968. Zadra ówczesnych wydarzeń tkwi w Czechach do dziś - na przykład w drugim odcinku serialu Kosmo jest scena, kiedy wyniesienie czeskiego statku kosmicznego na księżyc proponują rosjanie, propozycja jest z gatunku nie do odrzucenia, a stawia ją generał który "brał udział w wyzwalaniu Czechosłowacji". Gdy zdziwionemu czeskiemu ministrowi wydaje się, że generał jest na to trochę zbyt młody dowiaduje się, że chodziło o "to drugie wyzwolenie".
Przez następne lata czołg stał nie niepokojony, aż 28 kwietnia 1991 na scenę wkroczył 23-letni student praskiej ASP David Černý. Černý był już trochę znany ze swojego Trabanta z nogami, odnoszącego się do exodusu enerdowców przez ambasadę RFN w Pradze w 1989. Tym razem z kolegami pomalowali ten czołg na różowo. Gdyby ktoś się zastanawiał, czy mieli przy wyborze koloru na myśli różowe kucyki albo jednorożce, to podam brakujący szczegół: na wieży czołgu Černý umieścił wielki, różowy, wyprostowany środkowy palec. Teraz chyba jest już jasne, o jaki odcień różowego chodziło. (Uwaga na marginesie: Lady Pank miało różowego Shermana już w 1985, w nagranym w USA klipie do piosenki "Minus zero", ale kontekst był jednak zupełnie inny).
Związek radziecki wystosował zaraz notę protestacyjną (przecież było to na kilka dni przed dziewiątym maja!), Černý został zaraz zamknięty za zakłócanie porządku, a czołg szybko (w ciągu trzech dni) pomalowano znowu na zielono. Cała akcja wywołała ogólnonarodową dyskusję, i wkrótce grupa parlamentarzystów z partii Forum Obywatelskie (Občanské fórum, z tej partii był Vaclav Havel) korzystając z immunitetów poselskich pomalowała czołg znowu na różowo. Środkowy palec jednak tymczasem zaginął, stąd nie ma go na zdecydowanej większości starych zdjęć pomalowanego czołgu. Wkrótce czołg zdjęto z postumentu i przewieziono do Muzeum Lotnictwa w Kbely, a potem do muzeum w Lešanach. Natomiast David Černý stał się dzięki swojej akcji naprawdę znany.
Dziś, gdy widzicie w Czechach jakąś rzeźbę albo instalację współczesną, zwłaszcza kontrowersyjną, to na 95% jej autorem jest David Černý. Nie będę tu robił monografii, można poguglać i dużo się znajdzie, ale o dwóch rzeczach opowiem:
Pierwsza to rzeźba znajdująca się w Pradze, w pasażu w Pałacu Lucerna, blisko Václavského náměstí. Rzeźba ma tytuł "Kůň" ("Koń"), powstała w roku 1999 i jest wyraźną parodią pobliskiego pomnika świętego Wacława.
David Černý "Koń"
Swięty Wacław
Na pierwszy rzut oka to jest po prostu śmieszne, ale jak się zastanowić i porównać parodię z oryginałem (stoi o rzut beretem), to można się dogrzebać wielu różnych warstw interpretacyjnych i dojść do interesujących przemyśleń. Oglądałem kiedyś w telewizji (niemieckiej) program, w których reporterka chodziła z Davidem Černým po Pradze i rozmawiała o jego dziełach. Z tego autor nie był za bardzo zadowolony (bo "koń nie wyszedł całkiem poprawny anatomicznie"), ale według mnie to akurat nieistotne, dzieło jest dobre i daje do myślenia.
Druga rzecz to wystawa "Český betlém" ("Czeska szopka"), którą widziałem w Muzeum Skody w Mlada Boleslav (ale to było w 2018, nie mam pojęcia gdzie jest teraz). Wystawa składa się z kilku dioram w formacie małego do średniego stołu, na oko wykonanych z brązu. Dyskretnie postukałem paznokciem w podstawę jednej z nich i rzeczywiście był to odlew z brązu. Tyle że te dioramy zawierają tyle szczegółowych obiektów, że z wykonanie ich z brązu mogłoby być problematyczne. Ale ja się nie znam i nie próbowałem dotykać tych delikatnych kawałków. Każda z dioram przedstawia jakieś wydarzenie z historii Czech. Zacznijmy od takiej sceny:
David Černý "Czeska szopka" - Hanzelka i Zikmund w Afryce
Oczywiście trzeba być Czechem żeby kojarzyć wszystkie te wydarzenia i ich kontekst, to jest przecież czeska szopka, ja musiałem poczytać. Tu chodzi o dwóch dziennikarzy (Jiří Hanzelka i Miroslav Zikmund), którzy w latach 1947-1950 pojechali Tatrą 87 do Afryki i Ameryki Łacińskiej, i tam realizowali filmy i reportaże radiowe, powszechnie słuchane w kraju. Ich Tatra znajduje się teraz w Muzeum Techniki w Pradze.
Tatra 87 Hanzelki i Zikmunda
Tutaj mamy wizytę Rolling Stonesów u prezydenta Havla na Hradčanach (1995). Jak widać, oprócz elementów realistycznych w dioramach znajdują się też elementy fantastyczne, a bywają nawet SF.
David Černý "Czeska szopka" - Rolling Stonesi u Havla na Hradčanach
Dużo dzieje się też z dala od centrum, a od tyłu dioramy, a nawet pod spodem.
David Černý "Czeska szopka"
A tu mamy enerdowców uciekających do ambasady RFN w Pradze i koczujących na jej terenie, mamy też czworonożnego Trabanta.
David Černý "Czeska szopka" - Enerdowcy uciekają do ambasady RFN w Pradze
David Černý "Czeska szopka" - Enerdowcy w ambasadzie RFN w Pradze
Jest tego więcej. Jeżeli będziecie mieli okazję zobaczyć Czeską Szopkę, to bardzo polecam. Černý dobry jest.
Teraz ostatnia notka o czeskich muzeach techniki zaległa od 2018. W kolejce są jeszcze inne zaległości, ale z innych krajów. Ta notka będzie raczej krótka nie dlatego że muzeum jest słabe, ale dlatego że jest takie, jak powinno być. Po prostu warto zobaczyć i już.
Narodowe Muzeum Techniki Praga
Większość ekspozycji (przynajmniej odczuwana większość, żeby ktoś nie liczył mi metrów kwadratowych) to rowery, rowery z silnikami/motocykle i samochody, w większości skonstruowane i/lub produkowane na terenie obecnych Czech. Żadnej Skody nie zauważyłem, za to Laurin & Klement i sporo innych czeskich marek.
Narodowe Muzeum Techniki Praga - NW Präsident (1898) - pierwszy samochód wyprodukowany na terenie Czech, firmy Nesselsdorfer Wagenbau-Fabriks-Gesselschaft A.G., znanej później jako Tatra.
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Bedelia BD2
Narodowe Muzeum Techniki Praga - Dalnik 250
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Java 750
Przy okazji znalazłem, że mam zdjęcie roweru Slavia, o którym było w notce o Laurinie i Klemencie. Ciekawe że rurki były bambusowe, a błotniki i rączki kierownicy z drewna - dziś taki rower byłby bardzo szpanerski.
Narodowe Muzeum Techniki Praga - rower Slavia firmy Laurin & Klement
Ciekawa ekspozycja z różnym sprzętem gospodarstwa domowego. Czesi mieli w tej działce całkiem niezły i wyprzedzający swoje czasy design. Tu na przykład wczesny model R2D2:
Narodowe Muzeum Techniki Praga - wczesny model R2D2 (a na serio to oczywiście pralka)
Tu już nie jest za darmo, a nawet niezbyt tanio, ale mimo to warto zobaczyć.
Kontynuuję notki zaległe od 2018. Dziś o muzeum w Lešanach koło Pragi, poświęconym głównie broni pancernej. To muzeum też należy do pierwszej ligi podobnych muzeów w Europie.
Przy wejściu wita nas czołg IS-2 pomalowany na różowo przez Davida Černego, ale o tym napiszę więcej w notce o Davidzie Černým.
Dalej mamy radar Würzburg Riese (i to kompletny), a za nim transporter TOPAS przerobiony na zjeżdżalnię dla dzieci. Polega to na tym, że można po drabince wejść do środka, wyjść na jego tylną część i zjechać. Nie zjechałem, ale do środka wlazłem.
Muzeum Lešany - radar Würzburg Riese
Muzeum Lešany - TOPAS jako zjeżdżalnia
Dalej mamy parę hal. Jedna z nich to też takie Muzeum Škody, tutaj są różne działa produkowane przez ten koncern.
Muzeum Lešany - działo Škoda
W innych halach znajdują się ekspozycje poświęcone artylerii przeciwlotniczej, wojskom łączności oraz samochodom używanym przez wojsko (w sporej części to Škody).
Muzeum Lešany - Samochód Praga AN-4
Z ciekawostek mamy jeszcze kawałki pociągu pancernego i halę w której zrobiono dioramę bitwy pancernej w skali 1:1. Idziemy tam przez teren bitwy czymś w rodzaju okopu, po drodze mamy nawet czołg T-34 przejeżdżający przez ten okop, czołg ma otwarty dolny właz i oświetlone wnętrze, i można zajrzeć do środka.
Muzeum Lešany - wagon pociągu pancernego
Muzeum Lešany - diorama bitwy pancernej
Ale większość ekspozycji to czołgi i transportery opancerzone, najwięcej jest oczywiście tych z krajów Układu Warszawskiego (a w szczególności produkowanych w Czechach), ale za to mnóstwo rzadko spotykanych modeli.
Muzeum Lešany - Samobieżna armatohaubica wz. 1977 Dana
I jeszcze mają tam sporo sprzętu, o którym nie pisze się monografii - pojazdów kuchennych, pralniczych i podobnych służb pomocniczych. Tego nie widuje się często w muzeach.
Ogólnie: Muzeum pierwsza klasa! Warto zobaczyć! I do tego wstęp za darmo!
Jeszcze dla porządku: W Pradze jest jeszcze jedno muzeum wojskowe - Armádní muzeum Žižkov, tyle że raczej nie aż tak ciekawe, bo wygląda na wojskowo-historyczne. I do tego było wtedy zamknięte ze względu na remont, więc tam nie byliśmy.