Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Warto zobaczyć – Cité de l’Automobile, Mulhouse

To był najmocniejszy punkt naszego wyjazdu, w dodatku historia techniki, więc muszę się podzielić. Jest to podobno największa na świecie kolekcja starych samochodów, a historia jej powstania też nadawałaby się do filmu.

Na początek mała uwaga: informacje zbierałem z różnych miejsc i w różnych językach, one były często niepełne i wzajemnie sprzeczne - to, co piszę to jest tylko moja interpretacja, nie powołujcie się na mnie. 

Historia zaczyna się od braci Schlumpf, Hansa i Fritza. Tak w zasadzie to Hans miał na imię Giovanni Carlo Vittorio, a Fritz -Federico Filippo Augustino. Obaj urodzili się w samym początku wieku XX we Włoszech (Hans 1904, Fritz 1906). Pochodzenia ich ojca nie udało mi się ustalić, matka pochodziła z Alzacji. Nie jest dla mnie jasne jakim cudem, ale z urodzenia obaj mieli obywatelstwo szwajcarskie, być może ich ojciec był Szwajcarem.

Ciekawostką jest, że w Niemczech Smurfy nazywały się Die Schlümpfe (liczba pojedyncza Schlumpf, we francuskojęzycznym oryginale były to Les Schtroumpfs), dokładnie tak, jak ci bracia. Nie mam pojęcia, czy jest tu jakiś związek.

Ojciec braci, Carl Schlumpf był przedsiębiorcą w branży tekstylnej. We Włoszech pracował przejściowo, a potem wrócił do Alzacji. Nie jest dla mnie całkiem jasne, dlaczego nazywa się to "wrócił", ale mniejsza z tym. Co ważne: było to w okresie międzywojennym, Alzacja była wtedy znowu francuska.

Bracia już w całkiem młodym wieku zaczęli rozkręcać interesy, i pod koniec Wielkiego Kryzysu należeli do elity finansowej Francji. Już wcześniej, w 1928, Fritz kupił sobie swoje pierwsze Bugatti i marka Bugatti stała się obsesją obu braci.

Nie było dla mnie jasne dlaczego akurat Bugatti, ale po poczytaniu mi się rozjaśniło: Co prawda Ettore Bugatti był Włochem, ale - nie wiedziałem o tym wcześniej - fabrykę miał w Alzacji, w Molsheim koło Strasburga. Po prostu mieli blisko.

Obrzydliwie bogaci stali się bracia Schlumpf po wojnie, w latach pięćdziesiątych mieli już cały koncern w branży tekstylnej i byli prawie monopolistami w tej branży we wschodniej Francji. Mogli się więc bez przeszkód zająć swoim hobby - zbieraniem starych samochodów, głównie Bugatti. Oni kupowali każde Bugatti jakie udało im się znaleźć, nawet powysyłali listy do wszystkich zarejestrowanych użytkowników Bugatti z propozycją, że samochód odkupią. Akurat nie było to takie złe posunięcie - większość tych samochodów pochodziła z lat trzydziestych, po prostu zrobiły się one przestarzałe i właściciele i tak by woleli wymienić je na coś nowszego. Bracia kupowali hurtem, na przykład 10 wyścigówek od Gordini. W samym lecie roku 1960 kupili razem 40 samochodów różnych marek. W 1962 kupili prawie 50 samych Bugatti, a w 1963 między innymi największą w USA kolekcję Bugatti, 30 sztuk plus jeszcze 18 sztuk prywatnych samochodów Ettore Bugatti. W 1967 mieli już 105 samochodów Bugatti, w tym dwa Bugatti Typ 41 Royale (z 7 wyprodukowanych minus jeden rozbity) plus jedną replikę tego typu zbudowaną z oryginalnych części zapasowych.

Inne marki które kupowali były głównie francuskie, ale nie tylko. Co ciekawe, bracia nie chwalili się specjalnie swoim hobby, a nawet wręcz przeciwnie. Dużą część zakupów robili przez podstawione osoby, a samochody ukrywali w hali jednej ze swoich fabryk. Nawet fachowcy zatrudnieni przez nich do restaurowania samochodów musieli podpisywać umowy o zachowaniu tajemnicy. Sprawa wyciekła do prasy w roku 1965 i wtedy bracia postanowili, że udostępnią kolekcję publiczności. Kazali więc opróżnić jedną, naprawdę dużą halę w swojej przędzalni w Mulhouse (naprawdę naprawdę dużą - 17.000 m2) i urządzili tam ekspozycję. Te żeliwne (?) słupy z lampami widoczne na zdjęciach pochodzą z wyburzonych właśnie wtedy hal targowych Les Halles w Paryżu.

To ich hobby było jednak bardzo kosztowne. Dopóki biznes dobrze się kręcił jakoś to szło, ale w siedemdziesiątych zaczął się kryzys w branży włókienniczej. Nie znam się na tej branży i w sumie to nie wiem skąd ten kryzys się wziął, ale podejrzewam że to było tak: Bracia robili w wełnie, mieli przędzalnie wełny i handlowali wełną. Tymczasem w siedemdziesiątych przemysł włókienniczy zdominowały włókna sztuczne, i zapotrzebowanie na wełnę bardzo spadło. Do dziś tak jest - rzeczy z wełny to nadal jest tylko nisza, hodowla owiec na wełnę na większą skalę, zwłaszcza w Europie, już w ogóle się nie opłaca.

No i ten kryzys ich dopadł - w 1976 zaczęli mieć problemy z płynnością finansową, a w 1977 zbankrutowali. Okazało się, że już wcześniej oszczędzali na podatkach, więc żeby nie trafić do francuskiego więzienia uciekli do pobliskiej Szwajcarii (przypominam, że mieli obywatelstwo). Tam mieszkali aż do śmierci (Hans 1989, Fritz 1992).

Kolekcję samochodów udało się uratować przed wyprzedaniem za bezcen - zawiązana grupa zainteresowanych (miasto Mulhouse, rada departamentu, rada regionu, Izba Przemysłowo-Handlowa, Panhard-Levassor, Automobilklub Francji itd.) zabrała potrzebną sumę i kupiła całość. W 1982 udostępniono kolekcję jako Musée national de l’Automobile.

Nie obyło się oczywiście od sporu prawnego. Fritz w 1982 wniósł w Szwajcarii pozew żeby odzyskać część kolekcji. Sprawa została rozstrzygnięta dopiero po jego śmierci - w 1999 wdowa po nim otrzymała 62 samochody (w tym 17 Bugatti) stojące w innym miejscu - w Malmerspach. Prawdopodobnie stąd wynikają różnice w ilości samochodów należących do kolekcji podawane w różnych źródłach.

Najpierw podsumowanie, a potem przejdziemy do samej kolekcji. Podsumowanie: Od wszystkiego można się uzależnić. Bracia nie założyli rodzin, (wspomniana wcześniej wdowa po Fritzu prawdopodobnie została jego żoną dopiero w Szwajcarii), nie mieli dzieci (nawet nieślubnych), zaniedbali biznes (nie byli przygotowani na zachodzące zmiany), zajmowali się głównie swoimi samochodami. Aż do marnego końca. A robili to głównie dla zaspokojenia swojej obsesji - ich pierwotny plan raczej nie przewidywał udostępnienia kolekcji zwiedzającym. To nie jest zdrowe. Hobby nie powinno stawać się obsesją. Nie idźcie tą drogą.

Hala z samochodami robi duże wrażenie - jest olbrzymia, i stoi w niej mnóstwo starych i rzadkich samochodów.

Muzeum samochodów Mulhouse
Muzeum samochodów Mulhouse

Niestety nie orientuję się zbyt dobrze w okresie pionierskim we Francji. Uważam, że wynalezienie samochodu zostało w sposób trochę naciągany "zagarnięte" przez Niemców, ale to temat na osobną notkę. Wkrótce po Benzie prowadzenie w innowacjach w automotive przejęli (znowu) Francuzi. Nazwy francuskich firm tego okresu nie są mi obce:De Dion-Bouton (et Trépardoux), Panhard & Levassor, Darracq, Serpollet, ... Wiem o wyścigu Paryż-Rouen, ale nie potrafię wskazać, które z eksponowanych samochodów były ważne i przełomowe, więc wrzucę po prostu mniej lub bardziej losowe zdjęcia. Jako naprawdę istotny zidentyfikowałem tylko jeden: Panhard & Levassor Type A P2D - pierwszy produkowany seryjnie samochód z silnikiem spalinowym na świecie.

Panhard & Levassour Type A P2D
Panhard & Levassor Type A P2D - pierwszy samochód na świecie produkowany seryjnie
De Dion-Bouton Biplace Type S
De Dion-Bouton Biplace Type S
Darracq Torpedo Type P
Darracq Torpedo Type P

Z trochę nowszych, ciekawostka: Jak typujecie, z którego roku jest to coś:

L'Œuf électrique
L'Œuf électrique
L'Œuf électrique
L'Œuf électrique

Pudło - to jest rok 1942. Nazywa się to L'Œuf électrique (Elektryczne jajo) i ma rzeczywiście napęd elektryczny. Skonstruował to znany podobno designer Paul Arzens, miała być to recepta na racjonowanie benzyny. Mocna rzecz - on się zmieścił w 60 kg na pojazd + 30 silnik (6kW), 20 na wyposażenie i 240 na akumulatory (12V/250Ah razy 5(?) - dane w źródłach się nie spinają: 5 sztuk po 60 kg to by było 300 kg, a nie 240. Znowu na silnik ma iść 60V, czyli 12*5. TUTAJ znalazłem filmik, i widać na nim akumulatory parzyste, chociaż nie całkiem identyczne (inaczej połączone ogniwa). Jak zwykle głuchy telefon - wszyscy przepisują, czasem ktoś coś doda od siebie, nikt nie sprawdza. Samochód z dwiema osobami wyciągał 70 km/h i miał zasięg 100 km.

Jest mnóstwo wyścigówek, przede wszystkim Bugatti, które miały być takie świetne, ale jak sprawdziłem wyniki French Grand Prix, to one wygrywały tylko do 1933. Potem pojawiły się tam samochody niemieckie, zwłaszcza Auto Union i sukcesy Bugatti się skończyły. (Proszę nie wyskakiwać z wygraną Bugatti w 1936 - na liście startujących w tym roku nie ma ani Auto Union, ani Mercedesa).

Wyścigówki Bugatti
Wyścigówki Bugatti

To są Bugatti Royale:

Bugatti Royale 41-100 Coupé Napoléon
Bugatti Royale 41-100 Coupé Napoléon
Bugatti Royale 41-131
Bugatti Royale 41-131

Jako wystawa okresowa były samochody z kolekcji księcia Alberta z Monako. Ale nic interesującego nie było. Byłem w Monako, ale nie widziałem jego kolekcji, czy on tam w ogóle ma coś ciekawego.

Oprócz samochodów historycznych mieli tam też aktualne Bugatti Veyron, pokazywali Teslę Cybertrucka, a na zewnątrz można było przejechać się zwykłą Teslą (żona chciała, ale było już krótko przed zamknięciem i się nie udało. W sumie nie trzeba akurat tam, można umówić się na jazdę próbną w salonie, ale nie żebym chciał coś takiego kupować).

Ogólnie to poleca się.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Aparaty w Alzacji

Korzystając z przedłużonego weekendu postanowiliśmy z żoną wybrać się na parę dni do Alzacji. W sumie mieliśmy taki plan już w zeszłym roku, ale wtedy w ostatniej chwili zmieniliśmy kierunek na Karlove Vary. Tym razem zmiany planu nie było, a przy okazji mogłem wypróbować aparat w warunkach polowych. Do Alzacji wrócę za chwilę, zacznę od aparatu.

Od 2013 używałem aparat FujiFilm Finepix S6800. To jest bridge camera, nie za droga (coś rzędu 150 EUR wtedy), całkiem OK. Ma solidny zoom (ekwiwalent 24-720 mm dla 35mm), jest dość lekka (670g), chodzi na zwykłe akumulatorki AA, sprawowała się ogólnie nieźle. Raz miałem z nią kłopot - w Paryżu przed Luwrem oznajmiła że ma problem i nic nie chciała działać. Wysłałem ją nawet do producenta, ale oni powiedzieli że wszystko OK i zalecili używanie dobrych akumulatorów. Później znalazłem, że problem był w sofcie - obiektyw przy włączeniu aparatu się wysuwa, ale zatyczka na obiektyw zapiera się nie o wysuwaną część, tylko o stały tubus i przeszkadza w tym wysuwaniu. Jeżeli zapomnieć zdjąć zakrywkę przed włączeniem aparatu to bywa, że soft się zawiesza i pomaga tylko hard reset przez wyjęcie akumulatorów.

Aparat ten miał oczywiście też swoje wady. Po pierwsze i najważniejsze to duży zakres zooma jest silnie sprzężony z rozmiarem sensora obrazu. Trzydziestokrotny zoom jest możliwy tylko przy małym sensorze, tu miał on 6,2x4,6mm. A mały sensor to problemy jak jest ciemno. Striggerowało mnie, że w kopalni (Feengrotten Saalfeld) nie mogłem tym aparatem zrobić nie ruszonego zdjęcia, a komórką udało się to bez najmniejszego problemu. Poza tym zaczęły szwankować przyciski z tyłu (drgania styków itp). No i od zawsze brakowało mi gwintu na filtr - wcześniej przyzwyczaiłem się do używania filtra polaryzacyjnego, a tu się nie dawało.

No to może coś nowego. Jako wymagania postawiłem: gwint na filtr, uniwersalny zoom z sensownym zakresem i sensor minimum jednocalowy. Zorientowałem się w aktualnej ofercie rynkowej i okazało się, że klasa bridge camera jest na wymarciu. No i po eliminacji kamer bridge nie spełniających wymagań zostało mi tylko Sony DSC-RX10M4 za 1350 EUR i o wadze 1095g. Aparat może i niezły, ale za tyle i w tej kategorii wagowej to już można mieć coś porządnego z dużym sensorem i wymiennymi obiektywami.

Tymczasem byłem w kraju, i tam ojciec sprezentował mi swojego Canona EOSa 500D z przyzwoitym zoomem EF-S, ogniskowa 29-216 (ekwiwalentnie), bo on już na wycieczki niestety jeździł nie będzie. Dla ustalenia uwagi: to aparat entry level z roku 2009, prawdziwa lustrzanka, sensor EPS-C (22,5x15mm). Niestety nie działa w nim jedna rzecz - w celowniku jest taki mały wyświetlacz ledowy pokazujący różne parametry, i wszystkie segmenty świecą w nim cały czas (niektóre słabiej i zależnie od tego, co mają pokazywać, ale różnica jest zbyt mała żeby odczytać, co ma tam być). Szukałem w sieci i kilka osób meldowało taki problem, ale recepty na to nie było. Chyba było tak od początku, ale ojcu nie przeszkadzało. Aparat jest niestety ciężki (935g z obiektywem + jeszcze ciężki pasek), nieco denerwuje mnie trzaskające lustro (odzwyczaiłem się). Wyświetlacz z tyłu jest na stałe (nie przekręcany), nie jest touch, paru funkcji brakuje, na przykład nie da się zrobić nim panoramy, nie ma też HDR. (W moim S6800 HDR co prawda jest, ale zdjęcia z nim nie nadają się do oglądania). Sprawdziłem rynek wtórny i jest cała masa ofert na to body nie przekraczających 100 EUR, i to jak w pełni sprawne. Nikt tego nie chce, za stare. Obiektyw też proponują za poniżej 100 EUR.

Na wycieczce do Alzacji zrobiłem nim około 400 zdjęć i takie są moje wnioski:

  • Piętnastoletni akumulator trzyma nadal świetnie, nie musiałem doładowywać, nawet jedna kreska nie zeszła.
  • Obiektyw jest spoko, zakres wystarcza do normalnego użytkowania. Trochę słabe jest makro, ale można przeboleć. Jak by było naprawdę potrzeba, można by dokupić obiektyw makro.
  • Celownik optyczny to jednak dobra rzecz, w S6800 nie było celownika wcale. We wcześniejszym aparacie (FujiFilm Finepix S5600) miałem celownik elektroniczny, ale rozdzielczość miał tak marną że był do niczego i nie używałem go.
  • To pokazywanie parametrów w celowniku jednak by się przydało.
  • Ciężar trochę daje się we znaki, zwłaszcza że w plecaczku noszę jeszcze parasol (też fajny sobie kupiłem, Euroschirm 3133-CBL, full automat, 400g, przydał się bo sporo padało), buteleczkę wody, przewodnik w formie książkowej itp. Z Fuji nosiłem jeszcze czytnik ebooków (Onyx Boox Note Air2 Plus, 445g), ale z Canonem dałem mu spokój. I tak w sumie jest sporo do noszenia przez cały dzień.
  • Tych bardziej współczesnych funkcji trochę brakuje.
  • Tymczasem kupiłem przyzwoity filtr polaryzacyjny i to świetna rzecz.

Wnioski: Obiektyw mógłbym zachować, szkoda wywalać, wiele lepszego i tak Canon nie ma w tym zakresie zooma. Natomiast body mógłbym wymienić na współcześniejsze i lżejsze, ewentualnie w lepszej kategorii.

No i teraz problem, w którą stronę iść. Zostałbym przy Canonie i tym obiektywie. Żeby było lżej mógłbym pójść w stronę bezlustrowych, na przykład jakiś R50 + adapter do obiektywu (660+90 EUR). Razem by wyszło około 850 g, czyli tylko troszkę lżej. Wyraźna różnica w ciężarze byłaby, gdyby kupić natywny obiektyw RF-S (trochę większy zakres zooma: 29-240), jako set z aparatem 1000 EUR, dało by to w sumie 685g, niewiele więcej niż przy moim Fuji. No ale wtedy posiadany obiektyw idzie do kosza (i filtr poly musiałbym też kupić nowy, 60 EUR). Nie wiem też, jak dobry jest obraz w tym celowniku elektronicznym, czy da się na nim ustawiać porządnie głębię ostrości. Muszę pójść do sklepu i zobaczyć to na własne oczy.

Drugi wariant to nowsza lustrzanka, na przykład 250D (600 EUR) albo 850D (715 EUR). Problemem jest waga (przy 850D nawet większa niż przy tym 500D), lustro dalej trzaska, ale ten prawdziwy celownik optyczny to jest jednak coś.

Muszę to jeszcze przemyśleć. A teraz o Alzacji:

  • Odwiedziliśmy Colmar, ładne miasteczko, najciekawszym jego punktem jest Muzeum Unterlinden z Ołtarzem z Isenheim. Rzecz ma 500 lat i jest namalowana tak, że wycinkami bezproblemowo można by ilustrować współczesne teksty fantasy.
Ołtarz z Isenheim - fragment
Ołtarz z Isenheim - fragment
  • Na jeden dzień wyskoczyliśmy do Szwajcarii, do Bazylei, oczywiście uważając żeby nie wyjechać na szwajcarską autostradę (bo dla tych paru kilometrów nie ma co kupować szwajcarskiej winiety).
Bazylea - taki sam, ruchomy pomnik szewca mamy we Frankfurcie
Bazylea - taki sam, ruchomy pomnik szewca mamy we Frankfurcie
Muzaum samochodów Mulhouse
Muzeum samochodów Mulhouse
  • Niestety nie wystarczyło nam czasu na muzeum kolei w Mulhouse, podobno największe w Europie.
  • Podobnie nie zdążyliśmy zobaczyć stacji telegrafu optycznego systemu Chappe w Haegen
  • Odwiedziliśmy Strassburg. Ładne miasto, obejrzeliśmy też instytucje europejskie. Tu ostrzeżenie: Tam mają Umweltzone, znaczy pozwalają wjeżdżać tylko samochodom spełniającym konkretne normy emisyjności. Nasz Avensis się łapał, ale oni wymagają swojej plakietki potwierdzającej to, a niemieckiej plakietki nie uznają. Problemem jest nawet przejazd autostradą A35 przez miasto. Niestety dowiedziałem się tego wszystkiego dopiero w trakcie podróży i nie udało się już nic zrobić - w normalnym trybie załatwienie plakietki trwa parę tygodni. Próbowałem uzyskać przez sieć Ausnahmegenehmigung - jest taki tryb zgody na wjazd na 24 godziny dla samochodów nie spełniających norm, decyzja jest w 15 minut, wpisują numer rejestracyjny do systemu i można jechać, ale pojazdowi który normy emisyjności spełnia ten tryb nie przysługuje. Zobaczymy, czy przyjdzie mandat (podobno ok. 60 EUR)
Strassburg - katedra
Strassburg - katedra
Strassburg - budynek Rady Europy
Strassburg - budynek Rady Europy

Największe wrażenie zrobiła na mnie ta kolekcja samochodów, muszę zrobić o niej notkę. I na pewno doniosę też o decyzjach w sprawie aparatu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki, Warto zobaczyć

10 komentarzy

Warto zobaczyć: Musée Nissim de Camondo, Paryż

Notka mi się mocno przeleżała, większość jej napisałem prawie 5 lat temu (sic!), zdjęcia i ceny są z 2016. Ale chciałem się podzielić.

Muzeum Nissim de Camondo jest nie za bardzo znane, trafiliśmy tam tylko dlatego, że żona obejrzała w telewizji film dokumentalny o malarce Élisabeth Vigée-Lebrun i chciała zobaczyć jakieś jej obrazy na żywo. Nie chcieliśmy iść jeszcze raz do Luwru, ale znaleźliśmy że w Camondo są dwa.

Obraz Élisabeth Vigée-Lebrun

Obraz Élisabeth Vigée-Lebrun

Wybraliśmy się więc. No i muzeum było bardzo interesujące, ale zupełnie inne niż się spodziewałem.

Muzeum Nissim de Camondo

Muzeum Nissim de Camondo

Najpierw historia, jak to zwykle w tych sferach smutna. Rodzina Camondo pochodziła z hiszpańskich Żydów. W 1492 w Hiszpanii zarządzono, że miejscowi Żydzi muszą się przekonwertować na katolicyzm, albo wyemigrować. Rodzina wyemigrowała więc do Wenecji. Tam mieszkali do 1798, a potem przenieśli się do Istambułu i zajęli się bankowością. Szło im naprawdę dobrze i już w 1802 założyli własny bank. Wkrótce zrobili się obrzydliwie bogaci i obsługiwali bankowo nawet Imperium Osmańskie jako partner preferowany. W 1869 przenieśli się z pieniędzmi i biznesem do Paryża. Tam też szło im świetnie. W 1873 kupili oni sobie pałacyk położony w bardzo drogiej lokacji w Paryżu. I w tym miejscu mieści się dziś muzeum, ale to wcale nie koniec tej historii. W 1910 Moïse de Camondo, jedyny potomek rodziny odziedziczył wszystko. Był tak obrzydliwie bogaty, że już wcale nie musiał zajmować się biznesem, tylko mógł wydawać pieniądze prawie bez ograniczeń. Zaczął od zburzenia pałacyku i kazał zbudować sobie nowoczesny dom, ten który teraz możemy zwiedzać. Dom miał przede wszystkim mieścić jego starannie wybraną kolekcję sztuki, a oprócz tego odbywać w nim się miały imprezy.

Moïse de Camondo miał dwoje dzieci: syna Nissima de Camondo i córkę Béatrice de Camondo. Z żoną się rozwiódł dość szybko, bo jego małżeństwo było raczej z umowy handlowej, niż z miłości. Potem wybuchła WWI i Nissim poszedł do wojska. Zaczynał od piechoty, a  potem poszedł do lotnictwa. No i nie dożył końca wojny - w 1917 zginął w walce powietrznej. Ojciec, Moïse, już się z tego nie podniósł. Praktycznie nie wychodził ze swojego wspaniałego domu i nie przyjmował gości. W jego supernowoczesnej kuchni kucharze przygotowywali mu posiłki, które zjadał w kącie najmniejszego pomieszczenia w domu. Siedział stale w jednym tylko pokoju. Przed śmiercią zapisał swój dom ze wszystkimi zgromadzonymi dziełami sztuki państwu francuskiemu, a po jego śmierci, w 1935 zrobiono tam muzeum imienia jego syna.

To jeszcze nie koniec smutnych historii - była jeszcze jego córka. Córka miała też córkę i syna. Była baaardzo bogata, dobrze ustawiona i skonwertowana na katolicyzm, więc po zajęciu Francji przez Niemców myślała, że jej żydowskie pochodzenie to przy tym drobiazg. Nawet nie przeniosła się do strefy Vichy, co jej radzono. Niestety myliła się. Wraz z dziećmi zginęła w 1944 w Oświęcimiu.

No ale jak już wiadomo z notki o Oplach, wielkie pieniądze szczęścia nie dają. Nic nowego, zajmijmy się więc muzeum. To muzeum pokazuje życie codzienne obrzydliwego bogacza sprzed stu lat. Interesujące jest, co się od tego czasu zmieniło - co jest nadal zastrzeżone dla bogaczy, a co stało się dostępne dla klas niższych.

Pierwsza obserwacja nie jest specjalnie zaskakująca - wielkie powierzchnie w dobrej lokalizacji to nadal coś tylko dla bogaczy. Dalej jest ciekawiej:

Łazienka bogacza jest wielka, nieźle wyposażona nawet według współczesnych standardów (chociaż coś w rodzaju umywalki do mycia stóp nie występuje współcześnie, przynajmniej w łazience w domu), ale dziś zaskakuje surowym wystrojem. Wszystko białe z niebieskimi akcentami, raczej mat. Grzejnik robiący za wieszak na ręczniki całkiem jak współczesny nam. W sumie dziś nawet plebs może mieć lepszą łazienkę (a gorszą głównie pod względem powierzchni).

Muzeum Nissim de Camondo - łazienka

Muzeum Nissim de Camondo - łazienka

Bogacz miał w domu windę. Nie zamierzam porównywać jej z windą w bloku, ale widziałem już domy klasy średniej, w których winda była, i było to w Polsce

Muzeum Nissim de Camondo - winda

Muzeum Nissim de Camondo - winda

Kuchnia bogacza była w standardach profesjonalnych i mogła obsłużyc sporą imprezę, na moje (amatorskie) oko dałoby się w niej pracować również dziś. Oczywiście bogacz nie gotował sam, więc porównanie z kuchnią w mieszkaniu lub domku nie ma sensu.

Muzeum Nissim de Camondo - kuchnia

Muzeum Nissim de Camondo - kuchnia

Wystrój pokojów nie jest osiągalny dla współczesnego, nie obrzydliwie bogatego człowieka, a nawet daleko nie wszyscy dzisiejsi obrzydliwie bogaci potrafiliby dobrać przedmioty tak pasujące stylistycznie. No ale Moïse de Camondo nie zajmował się praktycznie niczym innym, niż tylko szukaniem pasujących przedmiotów do swojego domu.

Biblioteka może i ładnie zrobiona, ale w niej głównie pisma i książki (i katalogi aukcji) na temat obrazów i innych przedmiotów do jego domu.

Muzeum Nissim de Camondo - biblioteka

Muzeum Nissim de Camondo - biblioteka

Uważam, że pan Camondo zmarnował sobie życie  na rzeczy może i ładne i cenne, ale w szerszym kontekście puste i bezwartościowe. Wartościowa okazała się tylko rodzina, ale dopiero po tym jak i to spieprzył.

Ale muzeum jest interesujące i warto zobaczyć.

Adres:

Musée Nissim de Camondo

63 Rue de Monceau, 75008 Paris

Otwarte:

  • od środy do niedzieli, 10-17:30
  • W poniedziałki i wtorki zamknięte

Wstęp:

  • Dorośli 9 EUR
  • Osoby poniżej 26 lat za darmo

Audioguide w cenie biletu

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Wakacje z terroryzmem

Znowu nie bardzo mam czas na blogowanie, więc notka z dużym opóźnieniem. I jeszcze nie skończyłem polecanek z poprzednich wakacji, a tu już minęły następne. W tym roku znowu pojechaliśmy do Francji, najpierw na tydzień do Paryża a potem na drugi do Normandii, w okolice plaż lądowania.

I w tym momencie na pewno część czytelników zada pytanie w stylu: "A nie baliście się zamachów?".  Tak zresztą pytali się nas różni ludzie, zazwyczaj z Polski. Już na długo przed wyjazdem miałem na to odpowiedź, a nawet dwie:

  • No nie przesadzajmy, to ma być jakaś straszna fala zamachów? OAS to to nie jest, a nawet RAF. Ryzyko śmierci w wypadku komunikacyjnym w drodze na urlop jest o rzędy wielkości wyższe.
  • A co to za różnica, u mnie we Frankfurcie, ogólnie w Niemczech czy we Francji? Tu też ktoś może wpaść na pomysł odpalenia bomby na Zeilu, akurat jak tam będę na zakupach.

Drugi argument zyskał nawet bezpośrednie potwierdzenie na dzień przed wyjazdem, kiedy ten gostek w Monachium zaczął strzelać do ludzi koło centrum handlowego. Praktycznie wszędzie na świecie coś podobnego może się zdarzyć, różne są najwyżej używane narzędzia i motywacje.

Teraz o prawdopodobieństwie: Jeden mój kolega (z Polski) był w Madrycie 11 marca 2004 (przypominam czytelnikom przekonanym że terroryzm w Europie zaczął się dopiero parę lat temu i od ISIS - wybuchło wtedy 10 bomb, 191 zabitych, 1858 rannych). Kolega był cały dzień na mieście, a o zamachach dowiedział się wieczorem z telewizji. Takie wydarzenia zawsze mają bardzo ograniczony zasięg i wcale nie jest tak łatwo być akurat w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie.  Jest oczywiście trochę miejsc na świecie gdzie prawdopodobieństwo podobnego zdarzenia jest znacznie wyższe i akurat tam wolałbym  nie jechać, ale one wszystkie są trochę dalej, raczej poza zasięgiem urlopowego wyjazdu samochodowego.

A potem, podczas wyjazdu, w Normandii, w jednym z muzeów zobaczyłem świetnie pasujący na argument cytat z Dwighta D. Eisenhowera:

Cytaty z Dwighta D. Eisenhowera

Cytaty z Dwighta D. Eisenhowera

Dwight D. EisenhowerIf you want total security, go to prison. There you're fed, clothed, given medical care and so on. The only thing lacking is freedom.

Dwight D. EisenhowerJeżeli chcesz totalnego bezpieczeństwa, idź do więzienia. Tam cię nakarmią, ubiorą, dadzą opiekę medyczną itd. Jedyne czego będzie brakowało to wolność.

Poguglałem za źródłem i zdaje się że nie jest to stuprocentowo dokładny cytat tylko parafraza, ale sens oryginału jest ten sam. Myśl została wygłoszona prawdopodobnie (tylko prawdopodobnie, bo nie doguglałem się do całego tekstu, ale za to do wielu dyskusji na temat prawdziwości cytatu) w przemówieniu w roku 1949. Ale nawet gdyby cytat był zmyślony, sama myśl jest dobra.

Myśl jest co prawda niezupełnie precyzyjnie sformułowana - ja powiedziałbym, że w więzieniu będzie brakowało wolności "do", ale za to będzie totalna wolność "od".

Jest taki autostereotyp Polaków, że kochają oni wolność ponad wszystko i o wiele bardziej niż inne nacje. Kiedyś też w to wierzyłem, ale z roku na rok coraz bardziej przekonuję się że to bzdura. Duża część Polaków (zwłaszcza o sympatiach prawicowo-populistycznych) już w tym więzieniu mentalnie jest i nawołuje do jeszcze szczelniejszego zamknięcia go. Dla nich każdy "ciapaty" to śmiertelne zagrożenie, każda inność to terror. Unia, pedał, AIDS, gender, wszyscy czyhają tylko na biednego Polaka, trzeba się od nich uwolnić przez szczelne zamknięcie. Dokładnie tak, jak stwierdził Eisenhower. I jeszcze oddają klucze do tego więzienia pozbawionym hamulców socjopatom.

No ale wróćmy do wakacyjnych wojaży. W zeszłym roku nie zdążyliśmy zobaczyć w Paryżu tego i owego i pojechaliśmy na tydzień jeszcze raz. Tym razem zupełnie inaczej niż poprzednio - mieszkaliśmy na przedmieściach i do miasta jeździliśmy samochodem (wychodziło taniej niż komunikacją miejską, nawet po przy ich drogich parkhausach). Mieszkaliśmy w domku na terenie małej posiadłości z XVIII- wiecznym pałacykiem. Po zobaczeniu tego na własne oczy aż poszukałem w sieci kim są nasi gospodarze (nie widzieliśmy ich, byli na wyjeździe, rozmawialiśmy z panią tylko przez telefon i kontaktowaliśmy się ze służbą). Okazało się, że posiadłość należy do miejscowego polityka, posła do francuskiego  parlamentu (z centroprawicowej UMP) z tego akurat okręgu.

Posiadłość

Posiadłość

Miejsce bardzo przyjemne, cena nieprzesadna, jak ktoś chce pomieszkać to proszę o kontakt. Lokum znalazłem na HomeAway (uwaga: wersje serwisu dla różnych krajów mają różne nazwy, na przykład niemiecka to FeWo-Direkt) - to normalne pośrednictwo legalnego wynajmu (w wynajmowanym przez nas domku leżały kopie wszystkich niezbędnych dokumentów do wglądu, żona parlamentarzysty musi być poza wszelkim podejrzeniem), a nie odpowiednik Ubera służący do kombinowania na podatkach, jak Wimdu czy AirBnB.

Drugi tydzień spędziliśmy w Normandii, mieszkaliśmy w budynku z widokiem na morze, położonym między plażami Utah a Omaha. Ta okolica ma chyba największą koncentrację muzeów wojskowo-historycznych na świecie, praktycznie co wioska to dwa-trzy muzea, a wiele z nich bardzo ciekawe. Wszędzie można kupić różne wygrzebane albo zachomikowane pamiątki po wojnie, w rodzaju łusek, odłamków, hełmów, wojskowej zastawy stołowej ze swastykami, amerykańskich opatrunków osobistych itp.

Pamiątki

Pamiątki

Syn kupił sobie łuskę od półcalowego naboju opisaną jako powojenna, ale za to za tylko 4 euro. Za takie same tylko w gorszym stanie, opisane jako oryginalne, z inwazji, chcieli 10 euro. (Dygresja: Tu przypomina mi się jeden kawałek z Dicka z rozważaniami czym różni się stary przedmiot który miała w ręku jakaś sławna postać, od takiego samego, którego nikt znany w ręku nie miał. Albo stary przedmiot od jego współczesnej kopii). A w innym miejscu kupiliśmy parę niemieckich łusek karabinowych z kawałkami taśmy, taniocha, jedno euro. Mają tam takich rzeczy mnóstwo. Jak trochę poszukać na plaży, można samemu znaleźć samemu pordzewiałe kawałki metalu, syn zebrał tego parę kilo, ale naprawdę bardzo pordzewiałych. Jedyne co udało nam się jak dotąd zidentyfikować to kawałki drutu kolczastego, inne spróbujemy jeszcze poodrdzewiać (bo bardzo grubo pordzewiałe i trochę poobrastane morskimi żyjątkami), trudno powiedzieć co to, pewnie po prostu odłamki, ale może wyjdzie coś ciekawego. Nie trzeba było żadnego wykrywacza do metalu - na plaży Utah było jedno takie miejsce, całkiem blisko głównego wejścia na plażę, koło muzeum i pomników. Kontrolnie można zabrać ze sobą magnes, bardzo pomaga w odróżnianiu grudek stalowych od niestalowych. (Uzupełnienie: jak na razie jeden kawałek odrdzewił się ładnie, z niekształtnego, rdzawego kamyka wyszedł podłużny odłamek pancernej stali).  Muzea postaram się jeszcze popolecać, a teraz kilka nieuporządkowanych, drobniejszych obserwacji:

  • W Paryżu i okolicach widać było wyraźnie mniej turystów niż w zeszłym roku. Sporo ludzi ma więzienie w głowie. No ale za to wszędzie mniejszy tłok, a w sklepikach z braku klientów intensywnie namawiają do zakupów i proponują rabaty.
  • Kiedy przyjechaliśmy do naszej kwatery pod Paryżem, koło oczka wodnego w parczku przy pałacyku właścicieli stała sobie sójka. Trochę uszkodzona - nie miała ogona. Załatwiliśmy formalności, wnieśliśmy bagaże, poszliśmy zobaczyć czy sójka jeszcze jest - była, tyle że leżała już martwa w wodzie. Hm. Life is brutal.
  • We Francji też mają segregację śmieci, ale nie tak daleko posuniętą jak w Niemczech. Mieli tam tylko trzy pojemniki: jeden na szkło (w dowolnym kolorze), jeden na papiery i plastiki (ale tylko duże, żeby się dały ręcznie rozsortować) no i normalny, na resztę. Jeszcze długa droga przed nimi, żeby chociaż dogonić Niemcy.
  • Wszędzie każą pokazywać zawartość toreb, w każdym centrum handlowym (nawet małym, Carrefour + parę sklepików), w każdym muzeum... Ja tam uważam to za przesadę, ale pewnie ludzi uspokaja.
  • Przedmieścia Paryża, gniazdo problemów społecznych i patologii, znane z notorycznego palenia samochodów, niespecjalnie różnią się od niektórych dzielnic Frankfurtu, a od niektórych dzielnic w Polsce głównie nie tak jednolitym kolorem skóry mieszkańców. Nie żeby to mnie zaskoczyło, ale chciałem to napisać jako doświadczone osobiście.
  • W Normandii pamięć o inwazji widoczna jest na każdym kroku i daje sporo do myślenia na temat wartości wolności i demokracji i ceny jaką trzeba zapłacić jak się te wartości zapuści.
  • Wszystkie te wielkie umocnienia Wału Atlantyckiego zbudowanie wielkim wysiłkiem i kosztem, i tak okazały się psu na budę jak przyszło co do czego. Już pisałem, że strategia podbojów rzymskich była bez porównania lepsza od hitlerowskich. Limes wytrzymał paręset lat, Imperium też, Wał Atlantycki i Rzesza tylko parę.
  • Te łodzie desantowe używane masowo przy inwazji, myślałem że były metalowe, a one były jednak z drewna.

LCVP

LCVP

  • Jacy ci Francuzi byli przewidujący - zachomikowali sobie straszliwe ilości pamiątek po inwazji. Na przykład amerykańskie opatrunki osobiste. W każdym sklepiku po kilkanaście paczek, na pewno część już się sprzedała, a jeszcze musi być spory zapas. Przecież to są takie ilości, że ludzie musieli masowo trzymać po stodołach całe skrzynie tego, i tak przez ponad 70 lat! Teraz chcą po 10 euro od sztuki.
  • Oni tam hodują ostrygi na stołach. Przy odpływie można do nich dojechać nawet traktorem.

Farma ostryg

Farma ostryg

  • W jednym miejscu miały być foki, i rzeczywiście były, tyle że tak daleko że na maksymalnym zoomie (30x) z trudnością daje się je na zdjęciu zidentyfikować.

Foki

Foki

Mam nadzieję, że uda mi się dojść do napisania paru notek, bo jest o czym.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

5 komentarzy

Warto zobaczyć: Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Muzeum techniki w Paryżu jest niezłe, ale muzeum lotnictwa jeszcze lepsze. Mieści się ono na dawnym, podparyskim lotnisku Le Bourget. Jego zalążek powstał już w roku 1919 i w związku z tym to jedno z najstarszych muzeów lotnictwa na świecie.

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Budynek lotniska jest duży i modernistyczny i świetnie nadaje się na muzeum lotnictwa. I mają tu tych samolotów mnóstwo - powiedziałbym to muzeum jest co najmniej równorzędne z muzeum RAF. RAF miał samolotów bardzo dużo, ale praktycznie wyłącznie wojskowe, głównie WWII i z nielicznymi wyjątkami dopiero od lat trzydziestych XX wieku - tutaj mają i okres pionierski, i WWI, i lotnictwo cywilne, i prototypy, i kosmonautykę... W zasadzie najgorzej są zaopatrzeni w WWII, ale przyczyny są dość oczywiste.

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Spory jest dział kosmiczny i mają sporo sprzętu radzieckiego. Ale to nie jest specjalnie dziwne - Francuzi przez długi czas współpracowali w tej dziedzinie z ZSRR i pewnie głównie  dzięki temu mamy teraz ESA i europejski program kosmiczny.

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

W sali z prototypami mają prawdziwe dziwactwa, na przykład takie (Leduc 010):

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget - Leduc 010

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget - Leduc 010

Hangar z samolotami z WWII był w remoncie i nie mogliśmy wejść. Szkoda, bo mają tam też parę samolotów francuskich, trudnych do zobaczenia gdzie indziej, na przykład Dewoitine D.520 (zdjęcie przez okno)

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget - Dewoitine D.420

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget - Dewoitine D.420

Wstęp do muzeum jest bezpłatny (!). Płatne jest tylko oglądanie w środku szczególnych atrakcji, które są trzy:

  • "Forfait avions" - nie wiem co to ma znaczyć, "avions" to na pewno samoloty ale "forfait"? Nie udało mi się sensownie przetłumaczyć przy użyciu sieci, może po prostu głupio nazwane. Można w ramach tej atrakcji zobaczyć w środku Concorde (prototyp i samolot seryjny), Jumbo Jeta, Dakotę i Super Frelona - nie weszliśmy, bo 747 w środku widzieliśmy w Speyer a Concorde w Sinsheimie. Nawiasem mówiąc Super Frelon to był kiedyś świetny set Hellera w 1:35, ale już nie robią, a nieliczne nie sklejone egzemplarze chodzą na ebayu bardzo wysoko.
  • Planetarium
  • Symulatory
  • Atrakcje dla dzieci związane z techniką kosmiczną.

Więc raczej nie ma co płacić, chyba że z dziećmi, cała reszta jest za darmo.

No i jeszcze płaci się za parkowanie, bo lepiej przyjechać samochodem. To już jest na przedmieściach, daleko od centrum. Wjazd na parking oznaczony jest słabo, zauważyłem dopiero za drugim kółkiem. Jeszcze gorzej było z płaceniem za parking - automat stoi na zewnątrz budynku, cokolwiek schowany. Musiałem się pytać w kasie jak zapłacić i nie tylko ja miałem taki problem.

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

Musée de l’air et de l’espace, Le Bourget

W muzeum stały tablice na temat udziału polskich pilotów w obronie Francji w 1940, tekst przygotowany przez Polaków (byli podpisani) ale tylko po francusku. Nawet nie po angielsku. Żona pisząc do ambasady w sprawie muzeum Curie wspomniała i o tym, i tu też ambasador się kopsnął i ustalił że zostanie opracowany tekst po angielsku i polsku.

Bardzo polecam, jedno z większych muzeów lotnictwa jakie widziałem z bardzo dużą kolekcją ciekawych eksponatów.

Poniżej link do stron muzeum, niestety głównie po francusku. Da się dojść do wersji po angielsku, ale tylko fragmentarycznej i nawet angielska informacja o biletach nie zgadza się z francuską.

Adres:

Musée de l’air et de l’espace

Aéroport de Paris
Le Bourget BP 173
93352 Le Bourget Cedex France

Czynne:

  • Codziennie od 10 do 18

Wstęp:

  • Wystawy stałe - za darmo
  • Jedna atrakcja - 9/7 EUR
  • Dwie atrakcje - 14/11 EUR
  • Trzy atrakcje - 17/13 EUR
  • Cztery atrakcje - 21/17 EUR

[mappress mapid="106"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

5 komentarzy

Warto zobaczyć: Musée des Arts et Métiers, Paryż

Kolejne wakacje coraz bliżej, a ja jeszcze nie zdążyłem z polecankami po poprzednich. Nie ma na co czekać, trzeba pisać nowe notki.

Dziś o muzeum w Paryżu, które nazywa się "Muzeum sztuki i rzemiosła", a tak naprawdę to jest muzeum techniki. Muzeum nie jest może zbyt wielkie, ale po Deutsches Museum to każde wydaje się małe. Mieści się ono częściowo w zabudowaniach, które kiedyś należały do klasztoru. Również w klasztornym kościele - i to jest świetne i symboliczne zastosowanie dla budynku kościoła.

Francuscy naukowcy i inżynierowie niejedno odkryli i wynaleźli, więc i w Paryżu jest co pokazać. Mają tu na przykład:

Pojazd parowy Cugnota z roku 1771, i jest to oryginał! Pojazd jest wielki, źle wyważony i niepraktyczny, trudno się dziwić że armia dała sobie z nim spokój. Nie mogę się tylko nadziwić, jak im się uchował przez już prawie ćwierć milenium!

Pojazd Cugnota

Pojazd Cugnota

Parowy samolot Clementa Adera - Avion III z roku 1892-1897. I to też jest oryginał! Samolot nie latał oczywiście - jakoś nie kojarzę żadnego latającego samolotu z napędem parowym - ale wygląda zarąbiście, pełny steampunk.

Samolot parowy Avion III

Samolot parowy Avion III

I jeszcze maszyny liczące Pascala, wyposażenie laboratorium Lavoisiera, silniki spalinowe Lenoira itd. itd.

Kalkulatory Pascala

Kalkulatory Pascala

W nawie kościoła znajduje się - również oryginalne - wahadło Foucaulta, oraz kolekcja wczesnych francuskich samochodów i motocykli. Jest tu motocykl Milleta z silnikiem gwiazdowym w kole (o którym już było przy okazji Opla), samochody de Diona, i Panharda, omnibus parowy L'Obéissante z 1873...

Motocykl Milleta

Motocykl Milleta

Samochody znajdują się na przestrzennym rusztowaniu, które im trochę nie wyszło - za lekko zbudowane, wytrzymuje tylko 15 zwiedzających na raz i cały czas ktoś z obsługi musi pilnować żeby więcej nie wchodziło.

Musée des Arts et Métiers

Musée des Arts et Métiers

Ogólnie bardzo polecam, porządny kawał historii techniki, może nie największe, ale same ciekawe rzeczy. Najlepiej dojechać metrem, najbliższa stacja (nazywająca się tak samo jak muzeum) też jest warta zobaczenia, cała w stylistyce steampunkowej.

Adres:

Musée des arts et métiers
60 rue Réaumur
Paris 3e

Godziny otwarcia:

  • wtorek,  środa - 10-18
  • czwartek 10-21:30
  • piątek-niedziela 10-18

Wstęp:

  • Dorośli - 8 EUR
  • Dzieci do 26 roku życia za darmo

[mappress mapid="105"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze

Warto zobaczyć: Muséum national d’histoire naturelle – Galerie de Paléontologie et d’Anatomie Comparée

Dziś o drugiej części Muzeum  Przyrodniczego w Paryżu. Wielka Galeria Ewolucji była niezła, ale dość nowa. Natomiast trzon wystawy Galerii Paleontologii i Anatomii Porównawczej to XIX-wieczne zbiory słynnego anatoma Georgesa Cuviera.

Ekspozycja składa się z dwóch części. Na piętrze mamy paleontologię, i to nie jest specjalne. To stara kolekcja, w innych muzeach jest mnóstwo bogatszych i lepszych.

Galeria paleontologii, Paryż

Galeria paleontologii, Paryż

Budynek jest stary i zdobienia są z XIX wiecznego żeliwa.

Galeria paleontologii, Paryż

Galeria paleontologii, Paryż

Natomiast na parterze mamy anatomię porównawczą i to jest po prostu ZA-JE-BIO-ZA! To trzeba zobaczyć! (weźcie oczywiście poprawkę, że możecie być trochę inaczej poskręcani niż ja).

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Inicjator kolekcji - Cuvier - był jednym z pionierów klasyfikacji zwierząt nie według ich cech zewnętrznych - co owocowało na przykład zaliczaniem wielorybów do ryb - tylko według ich budowy wewnętrznej. I tu kolejne gabloty pokazują, układ po układzie, różne rozwiązania budowy wewnętrznej zwierząt, ekstrema dla każdego organu, podobieństwa i różnice, zależność budowy od trybu życia itd. Jest to świetnie zrobione - same konkrety, pokazane to, co istotne, jakbym mieszkał w Paryżu kupiłbym bilet roczny i chodził tam przynajmniej dwa razy w miesiącu przyglądać się kolejnym gablotom, po jednej - dwóm na wizytę, ale za to bardzo dokładnie. W sumie aż dziw, że Cuvier na tej podstawie nie zaakceptował koncepcji ciągłej ewolucji. Miał nawet na wsparcie swojej niewiary dowód - przebadał egipską mumię kota, przywiezioną z wyprawy Napoleona do Egiptu i stwierdził, że przez te kilka tysięcy lat kot się wcale nie zmienił. Wniosek prosty. Cuvier był za to zwolennikiem katastrofizmu - uważał że gatunków było kiedyś o wiele więcej niż obecnie, tylko większość wyginęła w różnych katastrofach, na co dowodem były szkielety kopalne Ale za to anatomem był tak dobrym, że na podstawie paru kości potrafił trafnie zrekonstruować kompletny wygląd całego zwierzęcia.

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Galeria anatomii porównawczej, Paryż

Sala wypchana szkieletami robi mocne wrażenie, zainteresowani tematyką z pewnością widzieli ją w telewizji. Ale to trzeba zobaczyć osobiście i dokładnie.

Adres

Galerie de Paléontologie et d’Anatomie Comparée

2 rue Buffon
75005 Paris

Godziny otwarcia
  • Zamknięte we wtorki
  • poniedziałek, środa-piątek 10-17
  • soboty, niedziele, święta kwiecień-wrzesień 10-18, październik-marzec 10-17
Wstęp
  • Dorośli 7 EUR
  • Dzieci i młodzież 4-25 lat - 5 EUR

[mappress mapid="104"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muséum national d’histoire naturelle – Grande galerie de l’évolution, Paryż

Dalej Paryż, dziś mniej niszowy.

Muzeum przyrodnicze w Paryżu wywodzi się bezpośrednio - chociaż to głupio brzmi - z królewskiego ogródka z ziołami leczniczymi, założonego w roku 1735.  Ogródkiem zarządzali królewscy medycy - a w zasadzie byli to znani naukowcy tamtych czasów - i oni sterowali w stronę placówki badawczej. Za Rewolucji Francuskiej instytucje królewską zamieniono na muzeum i dzięki temu zbiory ocalały. Potem, po upadku Napoleona też udało się wszytko ocalić dzięki osobistemu wstawiennictwu Humboldta u króla pruskiego. I dzięki temu mamy co oglądać.

Niestety zorganizowane to nie jest dobrze. Muzeum to kilka niezależnych części mieszczących się w różnych budynkach, nie da się kupić jakiegoś zbiorczego biletu na wszystko, a kupowane pojedynczo wychodzą sumarycznie drogo. Więc trzeba wybierać.

Nie mogę jednak wykluczyć, że bilet zbiorczy jednak jest, tylko ja nie mogłem się tej informacji doszukać. Strony muzeum są bardzo nieprzejrzyste i w dodatku tylko po francusku, mimo intensywnego korzystania z pomocy wujka Googla Translata nic nie znalazłem. A i przy kasach porozumienie odbywało się głównie na migi. Wybrałem więc dwie części muzeum, pierwszą z nich była Wielka Galeria Ewolucji. TUTAJ link do strony muzeum (tylko po francusku), a TUTAJ do artykułu w wiki (też tylko po francusku - jakżeby inaczej)

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Pomieszczenia Wielkiej Galerii Ewolucji przetrwały parę wojen, ale po WWII podupadły mocno ze względu na brak kasy, w 1966 zostały zamknięte. Eksponaty zaczęły niszczeć. Dwa lata później, po wielkiej kampanii medialnej,  zabezpieczono dach, żeby woda się do środka nie lała i zostawiono wszystko na 20 lat. Dopiero w 1988 podjęto decyzję o renowacji tej części muzeum, a w 1991 otwarto je ponownie. Ekspozycja tej części mieści się w hali którą gdyby była w Anglii nazwałbym "wiktoriańską". Konstrukcja hali jest jednak nowa, udająca tylko XIX-wieczną, żeliwną. Oświetlenie jest bardzo efektowne a pochód zwierząt robi mocne wrażenie. Jeżeli ktoś jest fanem programów przyrodniczych w stylu "Animal Curiosities" Davida Attenborough, z pewnością widział tą salę w telewizji.

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Zdjęcia takie sobie, bo mi aparat padł. Po włączeniu nie chciał wysuwać obiektywu i mówił że zepsute. Jak się po powrocie z urlopu okazało, z gorąca akumulatory odmówiły posłuszeństwa. Czyli dobrze się skończyło, ale sporo zdjęć z Paryża musiałem zrobić kompaktem syna.

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż

Reszta ekspozycji też jest niezła, ale nie zdejmuje skarpetek. Jak sama nazwa wskazuje mowa jest o ewolucji. My widzieliśmy już masę dobrych muzeów przyrodniczych, więc to nie zrobiło na nas aż takiego wrażenia, ale zobaczyć warto, zwłaszcza z dziećmi. Ale mają na przykład dodo - w Londynie też mieli mieć, ale było akurat w konserwacji.

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż - Dodo

Muséum national d’histoire naturelle - Grande galerie de l'évolution, Paryż - Dodo

Adres

Grande Galerie de l’Évolution

36 rue Geoffroy Saint-Hilaire
75005 Paris

Otwarte

  • codziennie oprócz wtorków i Pierwszego Maja od 10 do 18

Wstęp

  • Dorośli 9 EUR (cena w normie, ale jak by chcieć odwiedzić wszystkie części muzeum to trzeba by kupę kasy)
  • Dzieci i młodzież do 26 roku życia - za darmo

[mappress mapid="102"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Musée d’Histoire de la Médecine, Paryż

Kontynuujemy temat niszowych muzeów w Paryżu. Dziś Muzeum Historii Medycyny.

Muzeum mieści się na uniwersytecie, podobnie jak Muzeum Curie, tyle że na wydziale medycyny. Budynek wydziału zbudowano w samym początku wieku XX, ale kolekcję zaczęto zbierać już w wieku XVIII. Mają tu całkiem ciekawy zbiór przyrządów medycznych. Muzeum to tylko jedna sala, ale mimo wszystko warto zobaczyć.

Muzeum historii medycyny, Paryż

Muzeum historii medycyny, Paryż

Oczywiście nie jestem żadnym fachowcem od medycyny i nawet nie zapamiętałem większości prezentowanych przedmiotów. Ale były bardzo interesujące.

Muzeum historii medycyny, Paryż

Muzeum historii medycyny, Paryż

Oczywiście zapamiętałem głównie kurioza. Tu zabytkowy zestaw do homeopatii.

Muzeum historii medycyny, Paryż

Muzeum historii medycyny, Paryż

A tu największe kuriozum (również rozmiarowo). Niestety trochę słabo widać.

Muzeum historii medycyny, Paryż

Muzeum historii medycyny, Paryż

To jest taka duża maszyna elektrostatyczna (wielkie koło z plexi z tyłu) do terapii, alternatywnej oczywiście. Pomagało również oczywiście na wszystko i jeszcze bardziej oczywiście sesja słono kosztowała.

 

Polecam, ale tylko pasjonatom, bo bardzo niszowe.

Adres

Musée d'Histoire de la Médecine
12, rue de l'Ecole de Médecine - 75006 Paris

Otwarte:

  • między 01.09 a 15.07  od 14 do 17:30 oprócz czwartków, niedziel i świąt
  • 15.07 - 31.08 od 14 do 17:30 oprócz sobót i niedziel

Wstęp: 3,50 EUR

[mappress mapid="101"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Musée Curie, Paryż

Czas nadrobić zaległe notki o tym, co warto zobaczyć, nie tylko w Niemczech. Dziś Paryż, Muzeum Curie.

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum mieści się w historycznych pomieszczeniach Instytutu Radowego - to właśnie tu były laboratorium i gabinet Marii Curie - kierowniczki tego instytutu. Budynek zbudowano w latach 1911-1914, Maria Curie pracowała w nim od 1914 do śmierci w 1934 i zaraz potem pomieszczenia zostały przeznaczone na muzeum i pozostawione w oryginalnym stanie. No i to zrobiło na mnie największe wrażenie - to wręcz kult osoby Marii Curie!

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż, laboratorium Marii Curie

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż, gabinet Marii Curie

No ale co się dziwić - przecież ona osiągnęła absolutny szczyt kariery naukowej w czasach, kiedy dla kobiety było to wręcz niemożliwe. Przypomnę to zdjęcie, ogólnie znane, ale warto je przypominać jak najczęściej

Solvay Conference 1927

Solvay Conference 1927 (klik powiększa)

Kongres Solvaya, 1927. Maria Curie siedzi w pierwszym rzędzie, jako jedyna kobieta, wcale nie w charakterze paprotki - tylko jako naukowiec równorzędny z pozostałymi, a lista ich jest całkiem jak indeks nazwisk z solidnego podręcznika fizyki.

Wróćmy do muzeum. Oprócz laboratorium i gabinetu możemy zobaczyć w gablotach oryginalny sprzęt doświadczalno-pomiarowy i parę zestawionych na wzór oryginalnych eksperymentów. Możemy też zapoznać się z życiorysami rodziny Curie - w końcu najbardziej utytułowanej rodziny naukowców na świecie.

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż

Byliśmy tam ostatniego dnia lipca - uwaga chętni do zwiedzania: w sierpniu muzeum jest zamknięte a trudno się tego doczytać na stronach w sieci! - krótko przed zamknięciem, a ruch był spory, zwłaszcza jak na takie niszowe muzeum. To też zrobiło na mnie spore wrażenie.

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż

Informacje były dostępne w kilku językach, ale po polsku akurat nie. Po tym zwiedzaniu żona napisała maila do ambasady w Paryżu, żeby coś z tym zrobili, ale nie bardzo wierzyliśmy że coś się stanie. A tu niespodziewanie po kilku tygodniach przyszła odpowiedź że ambasador kopsnął się na miejsce, pogadał trochę i ustalił, że we współpracy powstaną ulotki po polsku. Mała rzecz, a cieszy.

Bardzo interesujące są eksponaty pokazujące wpływ odkrycia radu na popkulturę. Co nowoczesne było nazywane "radowym". Marką "Radium" były nazywane na przykład żyletki (tata golił się kiedyś żyletkami i pamiętam takie z napisem "Radium"), brzytwy, kosmetyki, kołowrotki wędkarskie, a nawet papierosy (patrząc z perspektywy świetna nazwa 🙂 ).

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż, żyletki "Radium"

Ówczesna fantastyka i sensacja też często kręciły się wokół radu.

Muzeum Curie, Paryż

Muzeum Curie, Paryż, fantastyka i sensacja w temacie radu

Ogólnie bardzo polecam. Tylko radzę uważać: W sierpniu i w różne święta muzeum jest zamknięte, a na stronie muzeum (głównie po francusku) dość trudno tą informację znaleźć (widzę że dopisali po angielsku, przed wakacjami musiałem korzystać z wujka tłumacza googla). Godziny otwarcia też są nie bardzo  dogodne - od środy do soboty 13-17.

Ale za to wstęp za darmo.

Adres:

Musée Curie
1, rue Pierre et Marie Curie (jakże by inaczej)
5e arrondissement de Paris.

[mappress mapid="100"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj