Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD Extra: Mahlzeit DDR

Obejrzałem wczoraj na eins Extra (EDIT: Teraz ten program nazywa się tagesschau24) trzy odcinki programu pod tytułem Mahlzeit DDR ("Smacznego NRD")  Program był o kilku artykułach spożywczych w NRD. To ciekawe i pasuje do mojego bloga, więc streszczę, dodając co nieco od siebie.

Pierwszy odcinek był o kurczakach. NRD po wojnie przeżywało ciężki okres. Najpierw bezwzględnie zabierali co się dało Rosjanie. Ale po wydarzeniach roku 1953 trochę odpuścili i dali towarzyszom NRD-owskim trochę swobody. No i towarzysze zaczęli myśleć, jak by zapewnić ludności więcej żywności, zwłaszcza mięsa.

Nie umknęło uwagi Partii otwarcie w części zachodniej sieci restauracji z potrawami z kurczaka pod nazwą Wienerwald (1955). W restauracjach tych podawano kurczaki właśnie w RFN wyhodowanej rasy, która miała dużo smacznego mięsa i osiągała właściwą wagę w 10 tygodni. Potrawa ta nazywała się Goldhähnchen. Firma z Bremy, która je wyhodowała sprzedała rasę firmie amerykańskiej, która opracowała technikę przemysłowego tuczu tych kurczaków, linie do uboju, inkubatory itd. itd. Sprzedawała też tą technologię do innych krajów. NRD-owcy zainteresowali się tym szybko, jednak ponieważ mieli ciągle nieuregulowane stosunki z Zachodem nie mogli sobie tego kupić sami. Zapośredniczyła Jugosławia. W niemieckiej Wikipedii piszą o Bułgarii, ale w programie bezpośredni świadkowie mówili że jednak Jugosławia. Są tam nawet kawałki filmu z Ulbrichtem na fermie w Jugosławii. Nie miałem pojęcia, że Tito mówił swobodnie po niemiecku.

Tak więc w połowie lat 60-tych NRD-owcy rozpoczęli budowę pierwszych przemysłowych ferm drobiu. Polska poszła tą drogą dopiero w latach 70-tych. No i trzeba było wymyślić dla nich nazwę. Musiała ona być inna niż na Zachodzie, i stąd wziął się Goldbroiler. Znowu Wikipedia niemiecka wysnuwa kilka fantastycznych koncepcji na temat tej nazwy, a w programie opowiada człowiek który sam podjął decyzję.

W roku 1967 w Berlinie otwarto trzy pierwsze restauracje kurczakowe podające Goldbroilery. Podobno były super. Ja byłem w takiej w Erfurcie około 1988, to już aż takie super nie było - remont by się powoli przydał. Ale kurczaki były smaczne. Ciekawostką był rząd umywalek na sali - kurczaka pieczonego nie da się zjeść bez pobrudzenia rąk, a tam nie trzeba było chodzić przez parę drzwi do toalety, tylko wprost od stolika można było podejść do umywalki nie dotykając po drodze żadnych klamek i nie musząc się przeciskać. W początku lat 90-tych jadłem też kiedyś w Wienerwaldzie, ale mi nie smakowało.

Jajek w handlu nagle zrobiło się dużo i wkrótce wyparły one jaja chłodnicze. Pojawiły się nawet reklamy "Nimm ein Ei mehr" ("Weź jajko więcej") zachęcające do używania większej ich ilości. Z Polski pamiętam jaja chłodnicze jeszcze w latach 70-tych. Wyjaśnienie dla młodszych czytelników: W czasach sprzed przemysłowej produkcji drobiu produkcja jajek podlegała sezonowym wahaniom, nadmiar z pewnych okresów trzeba było przechowywać w chłodniach, do użycia w okresie kiedy kury znosiły ich mniej. Takie przechowywane jaja były to właśnie jaja chłodnicze. Standardową procedurą przy zakupie jajek było prześwietlanie ich (światłem, w sklepach stały takie urządzenia) żeby rozpoznać te zepsute (zbuki). Jajek wtedy nie wbijało się prosto do potrawy albo na patelnię - zawsze najpierw na talerzyk, obejrzeć, powąchać, i dopiero potem do reszty jedzenia. Dziś tak już nie trzeba, zepsute jajko, widziałem ostatnio ze 20 lat temu.

Znalazłem ten program na Youtubie, tutaj odcinek o kurczakach (i paru potrawach na dodatek):

Drugi odcinek był o kawie. Tu też było parę ciekawych historii.

Na przykład o kryzysie kawowym w 1976. Mimo że sporo kawy trafiało do NRD w paczkach od rodzin z Zachodu, albo było przywożone przez emerytów, to sprowadzana za twardą walutę kawa była dużym obciążeniem dla budżetu kraju. Było tam nawet tak, że kawiarnie musiały się rozliczać ze zużytej kawy, prowadzić dokładną dokumentację, a odpowiednik naszej Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej sprawdzał zapisy i czy nie dają za mało na filiżankę. Kiedy więc w roku 1976 na skutek nieurodzaju w Brazylii ceny kawy na rynkach światowych poszybowały w górę, to NRD-owcom zabrakło pieniędzy na zakup kawy na potrzeby krajowe. Wymyślono więc nowy produkt - Kaffee Mix. Była w nim 51% prawdziwej kawy, a resztę dopchano różnymi wypełniaczami, była tam nawet mączka z grochu która zapychała filtry w kawiarnianych ekspresach i powodowała ich eksplozje. Ludzie nie chcieli tego pić i masowo słali listy protestacyjne do władz. Listy trafiały do Stasi, która to wszystko rejestrowała, a było tego mnóstwo. Kaffee Mix nazywano złośliwie "Honecker-Krönung". Wkrótce (1978) trzeba było się z tego mixu wycofać i wygospodarować pieniądze na prawdziwą kawę. Próbowano jeszcze ograniczyć spożycie zabraniając podawania kawy na zebraniach, a w kawiarniach zabraniając sprzedaż kawy na dzbanuszki - tylko na filiżanki. Ale wiele to nie dało. Postarano się więc kupować kawę nie za dewizy, tylko barterowo za maszyny.

W roku 1980 zawarto porozumienie z Wietnamem. Wietnam produkował wtedy niewiele kawy, ale NRD miało założyć tam duże plantacje, który miały przynieść pierwsze plony w roku 1990. No i rzeczywiście tak się stało, ale NRD w międzyczasie zabrakło. Ale dzięki temu Wietnam jest dziś największym producentem kawy w regionie.

Jeszce jedna ciekawostka: Dzięki tym problemom z kawą NRD-owscy naukowcy wynaleźli nową metodę palenia kawy - Wirbelschichverfahren (proces fluidyzacyjny) - poprawiającą wydajność procesu i smak kawy.

Ponieważ w tych czasach kawy praktycznie nie pijałem (a i teraz piję niewiele) to nie mam za wiele osobistych wspomnień o kawie z NRD. Zapraszam za to do obejrzenia programu.

Trzeci odcinek był o bananach i pomarańczach. Jak dla mnie był mniej ciekawy. Ze wspomnień: Nie pamiętam, żebym widział w NRD banany. Pewnie bywały raczej w dużych miastach. Nawet pracownicy lipskiego ZOO w programie opowiadali, że czasem musieli jeździć po banany dla małp do Berlina. Też nie bardzo pamiętam pomarańczowe pomarańcze, tylko kubańskie. To może opowiem NRD-owski dowcip o bananach:

 Przychodzi zajączek do sklepu prowadzonego przez misia i mocno machając łapkami pyta:

- Są banany?

- Nie ma. - Odpowiada miś. 

I taka sytuacja powtarza się co dzień.  Po pewnym czasie miś się zdenerwował i krzyczy:

- Jak nie przestaniesz tak machać łapkami to przybiję cię za uszy do ściany! 

Następnego dnia znowu zajączek machając łapkami pyta się o banany. No to miś, zgodnie z ostrzeżeniem przybił go za uszy do ściany obok portretu Honeckera. Na co zajączek:

-  On też się pytał o banany?

Program ma zdaje się cztery części, ale nie udało mi się ustalić o czym jest czwarta. (EDIT: już się udało - zapraszam do następnego odcinka)

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


3 komentarze do “Żegnaj NRD Extra: Mahlzeit DDR”

  1. redezi pisze:

    Twój blog jest częściowo odpowiedzialny za to, że wróciłem do nauki niemieckiego. Miałem dość fajnych programów historycznych / przyrodniczych przelatujących mi koło ucha.

  2. brytnej pisze:

    To chyba oczywiste, że Tito musiał swobodnie mówić po niemiecku. W końcu przez dwadzieścia parę lat mieszkał i pracował w Austro-Węgrach, także w Słowenii, czyli ówcześnie w samej Austrii. Jako taka znajomość języka chyba nieunikniona.

  3. cmos pisze:

    @brytnej

    Masz oczywiście rację, po prostu nigdy się nad tymi akurat relacjami czasowymi nie zastanawiałem.

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów