Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Jak to się robi w Niemczech: Skandale z żywnością

Ostatnio wszystkie media trąbią o wielkim skandalu z dioksynami w jajkach. A było to tak:

Jedna firma produkująca pasze dla zwierząt hodowlanych użyła do produkcji zamiast tłuszczów spożywczych tłuszczów technicznych. Na którymś etapie było to zdaje się celowe działanie, nie jest jednak dla mnie jak dotąd jasne czy to producent tłuszczów (firma Harles und Jentzsch) sprzedał tłuszcz techniczny jako paszowy, czy namącił pośrednik, czy też producent pasz sobie przyoszczędził. No ale to nie takie ważne. Nic specjalnego by się nie stało, gdyby ten tłuszcz techniczny nie był skażony dioksynami.

Teraz będzie o dioksynach. Nikt nie kwestionuje, że dioksyny są szkodliwe i, co gorsza, gromadzą się w organizmie robiąc szkody w dłuższym terminie. Ale ostatnio, w HR-Info, usłyszałem pierwszą rozsądną wypowiedź na ten temat, wypowiadał się chemik od żywności. I on mówił tak:

  • Dioksyny są w obecne w środowisku - a co za tym idzie i w żywności - od czasu gdy cywilizacja zaczęła używać ognia.
  • Jedynym produktem żywnościowym nie zawierającym dioksyn (przynajmniej w ilościach większych niż śladowe) jest cukier rafinowany.
  • Normy na zawartość dioksyn w żywności nie są uzasadnione toksykologicznie, tylko technicznie.
  • Na każdy rodzaj produktu normy są inne, ten "ogromny" poziom dioksyn wykryty w jajkach, gdyby wystąpił w rybach, mieściłby się bez problemu w dopuszczalnym zakresie.
  • Nawet Bio-produkty z hodowli ekologicznych mogą mieć podwyższony poziom dioksyn.
  • Gdyby badać poziom dioksyn w wybranej grupie towarowej, to tylko kwestią czasu i ilości wykonanych prób jest, żeby znaleźć partię z ilością dioksyn przekraczającą normę. Nikt tego nie robi, bo te testy są stosunkowo drogie i pracochłonne.
  • Obciążenie środowiska, czyli w konsekwencji żywności, dioksynami od wielu lat generalnie spada.

Brzmi to wszystko sensownie, więc bez paniki.

No dobrze, ale jak właściwie takie skandale wychodzą na światło dzienne?

W Niemczech problematykę kontroli żywności reguluje Lebensmittel-, Bedarfsgegenstände- und Futtermittelgesetzbuch (Kodeks artykułów żywnościowych, użytkowych i paszowych), a kontrole są w gestii landów. Każdy land ma swoją instytucję kontrolną, nazwy ich i umocowanie w strukturze administracji są różne. Centralną czapką nad tymi instytucjami jest Bundesamt für Verbraucherschutz und Lebensmittelsicherheit (Centralny urząd do spraw ochrony konsumentów i bezpieczeństwa żywności), podlegający pod Bundesministeriums für Ernährung, Landwirtschaft und Verbraucherschutz (Ministerstwo wyżywienia, rolnictwa i ochrony konsumentów). Kompetencje instytucji kontrolnych to pierwsza połowa kompetencji polskiego Sanepidu (SANitarne). Częścią EPIDemiologiczną zajmują się inne instytucje.

Kontrolerzy chodzą po firmach i prowadzą kontrole. I co pewien czas coś wykryją. Na przykład w 2005 wykryli skandal z używaniem mięsa o wiele zbyt długo przechowywanego w zamrażalniach do produkcji kebabów. Ale jest ich oczywiście zbyt mało żeby skontrolować wszystko. Stąd też przepisy zobowiązują producentów do zgłaszania wykrytych przekroczeń dopuszczalnych poziomów substancji szkodliwych i do prowadzenia ścisłej dokumentacji pochodzenia surowców używanych do produkcji. Metoda ta jest oczywiście niedoskonała, bo producent może mieć tu konflikt interesów i coś kombinować. Ale w wielu wypadkach działa. Na przykład producent jedzenia dla niemowląt, firma Hipp, kilka lat temu wykryła i zgłosiła odpowiednim władzom przekroczenie dopuszczalnego poziomu szkodliwych substancji w partii surowców bio które, jak się potem okazało, były przechowywane w poenerdowskim magazynie od środków ochrony roślin. Ponieważ wszyscy pośrednicy mieli pełną dokumentację, bez problemu dało się ustalić źródło skażenia.

Planowana jest korekta systemu, żeby obowiązek zgłoszenia leżał nie po stronie producenta, tylko po stronie laboratorium wykonującego badanie - bo duża część producentów zleca wykonywanie badań laboratoriom zewnętrznym.

Spotykam często twierdzenia, że w Polsce, to dopiero żywność jest zdrowa i nie zanieczyszczona substancjami szkodliwymi. Myślę, że wątpię. To raczej tylko wrażenie wywołane małą ilością kontroli. Nie słyszałem żeby Sanepid wykrył kiedykolwiek jakąś naprawdę grubą aferę. A przecież one istnieją - przypomnę tu aferę z wędlinami z Constaru, wykrytą przez dziennikarzy, a nie przez jakiekolwiek regularne mechanizmy. Szalonych krów też w Polsce nie było, dopóki nie zaczęto ich badać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów