Parę dni temu usłyszałem w radiu mniej lub bardziej zabawną informację dotyczącą firmy Bahlsen, i przypomniała mi ona że miałem napisać o tej firmie notkę.
Firma Bahlsen znana jest ze swoich herbatników, głównie z marki Leibniz-Butterkekse. Ale najpierw aktualna historia.
Główną siedzibę firmy Bahlsen w Hannoverze zdobi rzeźba przedstawiająca ludzi niosących sztandarowy produkt firmy. Rzeźba powstała w roku 1910, a sam keks jest pozłacany i waży podobno około 20 kg.
No i ten keks został niedawno ukradziony, a ostatnio pojawiło się pismo od złodzieja z żądaniami okupu. Tekst pisma - według najlepszych wzorów ze słabych kryminałów - został złożony z liter wyciętych z gazet i dołączone jest do niego zdjęcie przedstawiające człowieka przebranego w strój Ciasteczkowego Potwora z Ulicy Sezamkowej nadgryzającego złote ciasteczko. W piśmie ktoś żąda wpłacenia 1000 EUR na konto pewnego schroniska dla zwierząt i zaopatrzenia w ciasteczka pewnego szpitala dla dzieci. Jeżeli żądania porywacza nie zostaną spełnione keks trafi do kosza na śmieci w którym mieszka Oskar.
Historyjka jak z marnego filmu klasy C. Ale historia firmy Bahlsen zawiera momenty nadające się do dobrego filmu klasy A.
Firmę założył w Hannoverze Hermann Bahlsen, w roku 1889. Pomysł i przepis na swoje ciasteczka Bahlsen przywiózł z Anglii, i nazwał je również po angielsku - Butter-Cakes. Była to luka rynkowa, bo z ciasteczek w typie herbatników na rynku niemieckim dostępne były wtedy tylko zwykłe suchary albo nietrwałe ciasteczka sprzedawane luzem. Małych, trwałych ciasteczek nie można było kupić nawet w cukierni. Zainteresowany klient miał do wyboru upiec sobie coś samemu, albo kupić obłędnie drogie (ze względu na zaporowe cła) ciasteczka importowane z Francji albo Anglii. Herbatniki Bahlsena sprzedawały się dobrze, ale pomysł z nazwą okazał się jednak średni, bo znajomość angielskiego wśród Niemców była słaba i wszyscy wymawiali tę nazwę nie jako "kejks" tylko "kakes", co budziło nieodparte skojarzenia z kupą (niem.: Kake).
Bahlsen musiał zmienić nazwę produktu - wymyślił więc słowo Keks, po niemiecku wymawiane trochę podobnie do tego angielskiego Cakes. Słowo przyjęło się jako rzeczownik pospolity nie tylko w Niemczech (pojawiło się w słowniku Dudena w roku 1912) - w Polsce też pewien rodzaj ciasta (chociaż zupełnie inny) nazywany jest keksem. Marka Leibniz pochodzi od tego Leibniza, bo on był przecież z Hannoveru. Imię to nie było całkiem od czapy - Leibniz zajmował się nie tylko filozofią i rachunkiem różniczkowo-całkowym, ale między innymi również problematyką zaopatrzenia wojska w żywność. I wyszło mu że suchary są do tego lepsze od chleba, bo trwalsze.
Ciasteczka Bahlsena odniosły sukces przede wszystkim dzięki długiemu okresowi przydatności do spożycia - Bahlsen wymyślił sprzedaż w zapobiegających zawilgoceniu i kruszeniu się zawartości opakowaniach kartonowych, opatentował swój pomysł i dostał za niego parę międzynarodowych nagród. Charakterystyczny dla jego ciasteczek kształt z 52 ząbkami na obwodzie i 15 zagłębieniami (one są po to, żeby przy pieczeniu nie robiły się pęcherze, bez tych zagłębień ciasteczko po upieczeniu nie byłoby płaskie) powstał w początku XX wieku.
Trwałość herbatników była podkreślona znakiem towarowym powstałym w roku 1903. Znak przedstawiał egipski hieroglif oznaczający "wiecznotrwały" i jego uproszczoną transkrypcję fonetyczną "TET".
W roku 1905 Bahlsen jako pierwszy w Europie zastosował w swojej fabryce produkcję taśmową. Podpatrzył ją będąc na Wystawie Światowej w Chicago w 1893, zwiedzając zautomatyzowaną rzeźnię pracująca taśmowo już od 1870 (to dla czytelników przekonanych że produkcję taśmową wynalazł Henry Ford).
Hermann Bahlsen był - jak wielu niemieckich przedsiębiorców tamtych czasów - zaangażowanym społecznie socjalistą. Dbał on o swoich pracowników - uruchomił dla nich na przykład zakładową kasę chorych, zatrudniał lekarzy zakładowych itp. Planował też budowę dzielnicy mieszkaniowej dla swoich robotników, mającą nazywać się "TET-Stadt". Dzielnica miała być położona obok fabryki, oprócz mieszkań miała być w niej też zieleń i instytucje kulturalne, a wszystko miało być w miksie stylu egipskiego z secesyjnym. Plany zarzucono w 1919, bo po wojnie nie było na to środków.
Po śmieci Hermanna Bahlsena w 1919 dzieło prowadzenia firmy kontynuowali jego trzej synowie. Wprowadzali oni, podobnie jak ojciec, wiele innowacyjnych produktów i metod produkcji i dystrybucji oraz równie innowacyjnych sposobów reklamy. I zdecydowanie nie lubili się z faszystami.
Po pewnym czasie wybuchła WWII i tu następuje część zasługująca na film klasy A. Otóż w 1940 roku faszystowskie władze przywiozły firmie pracowników przymusowych - kobiety z Polski, Ukrainy i podobnych okolic. Tak jak i innym firmom produkującym dla wojska, którym przecież część pracowników wzięto do woja i posłano na front - a firma produkowała suchary i herbatniki dla żołnierzy. Ale Bahlsenowie, inaczej niż zarządy większości innych firm (oraz na przykład kościoły - i katolicki, i ewangelicki) stwierdzili, że nie rozumieją dlaczego mieliby te pracownice traktować inaczej niż resztę załogi. Opłacali więc je dokładnie tak samo i zapewniali im dokładnie takie same warunki pracy i przywileje socjalne.
Takie podejście budzi szacunek, ale to jeszcze nie koniec. Ta historia ma morał który brzmi: Opłaca się być porządnym człowiekiem. Mianowicie po upadku III Rzeszy Hannover zajęły wojska alianckie. No i żołnierze, jak to żołnierze plądrowali sobie różne obiekty. Ale gdy doszli do firmy Bahlsenów, pracownice przymusowe stanęły przed bramą i żołnierzy nie wpuściły, mówiąc że to ich firma i plądrowanie tylko po ich trupie. Zakłady zostały w 60% zniszczone przez bombardowania, ale nic nie zostało zrabowane ani rozkradzione.
Po wojnie nie było już w historii firmy Bahlsen podobnie spektakularnych momentów. Bahlsen zaczął produkować chipsy ziemniaczane, wszedł w orzeszki ziemne, wchłonął trochę innych firm, podzielił się na część "słodką" i "słoną" i prosperuje całkiem dobrze.
Jak na razie trudno powiedzieć, czy akcja Ciasteczkowego Potwora to nie jest tylko PR-owy gag. Zobaczymy.
Czy produkowane u nas herbatniki Petit-Beurre to właśnie te ciasteczka?
Interesujące pytanie. Poszukałem w Wiki i znalazłem we francuskiej że tam takie ciasteczka właśnie pod nazwą Petit-Beurre robiono już trzy lata przed Bahlsenem. Ciekawostka: Przetłumaczyłem ten tekst guglem na niemiecki i tłumaczenie mówi o niemieckiej inspiracji („Zeichnung auf Deutsch Produktionen„), a w tekście oryginalnym jest „s’inspirant des productions anglaises” co interpretuję jako „inspirację produktami angielskimi„. Hehehe, Google manipuluje tłumaczeniami.
Więc sądzę, że polskie ciasteczka to kopie tych francuskich, niewykluczone że nawet legalne.
@janekr
Nie, P-B są produkowane przez Bahlsena (m.in., robie je także Jutrzenka oidb), ale to trochę co innego. Leibnize sprzedawane są w żółtych pudełkach lub torebkach.
Bardzo dobra jest wersja Leibniza z czekoladą. W odróżnieniu od podobnych wynalazków Bahlsen nie oszczędza na jakości czekolady co bardzo pozytywnie wpływa na smak.
A czym mniej więcej różnią się w smaku (twardości?) LK od PB?
Trudne pytania zadajesz. Na pewno różnią się ilością ząbków i zagłębień. Skład francuskiego PB jest na francuskiej Wiki, składu (z proporcjami) LK nie znajduję. Najprościej chyba spróbować – chyba w Polsce są dostępne i jedne i drugie.
Inna sprawa czy dzisiejsze PB są takie same jak były za komunizmu.
Z doświadczenia z różnymi rodzajami tego typu herbatników wiem, że warto zwrócić uwagę ,że paczki herbatników wyglądające identycznie mają od 50 do 100 gramów. Najlepsze są oczywiście te 100 gramowe.
Fajna historia. Nie znałem. Paczpan, do dzisiaj byłem przekonany, że to nie ten Leibniz, bo niby skąd. A gdy przy notce zobaczyłem logo Bahlsena, to mi się prostym tokiem skojarzeniowym wykluło „52 ząbki – z czekoladą – niemiecki spisek kartelu czekoladowego – Ritter (był w to umoczony) – czy jest jeszcze w szafce niepuste pudełko z Ritter Sport Mini – jest – zielona – zjeść, dopóki nie zjedli” i bardzo dobrze mi się czytało.
PS. Chciałem zalajkować, ale po kliknięciu na łapkę tylko wyświetlał się okrągły kursor.
„Chciałem zalajkować, ale po kliknięciu na łapkę tylko wyświetlał się okrągły kursor.”
Dotąd nie sprawdzałem, ale widzę że rzeczywiście. Muszę poszukać dlaczego i poprawić. Albo znaleźć inny plugin.
Zresztą mam też problem z pluginami do Google Maps. Spróbowałem już pięć i żaden nie działał, doszedłem że rzecz jest w motywie – w moim nie działa, w standardowym działa, w innych czasem tak czasem nie, nie wiem jeszcze o co w tym chodzi. A mam związane z tymi mapami plany blogowe.
Zacna notka o zacnej historii – choć nigdy nie lubiłem herbatników.
BTW zaplecza tych wszystkich blogów itp. muszę jednak przepisać u siebie RSSy, bo widzę, że autorzy skryptów i agregatorów mają inne zdanie na temat standardu RSS (pola pubDate) niż ja, co np. widać u ciebie na szpalcie…
Keks najwyraźniej został zwrócony. http://www.spiegel.de/panorama/justiz/fall-bahlsen-der-keks-ist-offenbar-zurueck-a-881528.html
[…] nrdblog.cmosnet.eu) Główną siedzibę firmy Bahlsen w Hannoverze zdobi rzeżba przedstawiająca ludzi niosących […]