Byłem dziś w Darmstadt, wracając zatrzymałem się w Weiterstadt w nowo zbudowanym centrum handlowym Loop5. Centrum całkiem fajne, całe utrzymane w stylu lotniczym.
Jeżeli mnie wzrok nie myli (perspektywa trochę nietypowa a jeszcze to głupie malowanie) to to pod sufitem to MiG-21.
Ale idę sobie dalej i nagle szczęka mi opada. Cichutko, w kąciku, stoi sobie Spirit Of St. Loius.
No pewnie że nie prawdziwy, replika, ale wrażenie robi.
Ale nawet obejrzenie samolotu nie dało mi odpowiedzi na od lat nurtujące mnie pytanie: Jak ten Lindbergh cokolwiek widział? Przecież ten samolot w ogóle nie ma szyby z przodu, ani owiewki żeby głowę nad płat wystawić! Tylko te okienka w drzwiczkach. Rozumiem że nad oceanem nie było na co patrzeć, wystarczyło trzymać wysokość i kurs, ale lądowanie to musiała być śmierć w oczach.
„Rozumiem że nad oceanem nie było na co patrzeć, wystarczyło trzymać wysokość i kurs, ale lądowanie to musiała być śmierć w oczach.”
Podejrzewam, że przy tych prędkościach lądowania jakie wtedy występowały, to można było posadzić samolot patrząc nawet do tyłu. Toto leciało maksymalnie 220 kmph, prędkość przelotowa ok. 170 kmph. To przy ilu mógł siadać? Nie więcej niż 50, może nawet 30. Przy takich prędkościach ludzie się na rowerze rozbijają 😉
panowie, troche powagi. Rozumiem, że nie znacie historii aeroawiacji, ale chociąz pooglądalibyście klasyczne filmy, jak chocby ten z Jimmy Stewartem grającym właśnie Lindbergha. W jego samolocie do patrzenia na wprost służył PERYSKOP – tak to sobie rozwiązał. Poza tym lądujący na Le Bourget śpirit of Saint Louis był już bardzo lekki, łatwy w pilotażu – w więszości spalił tych parę tysięcy litrów paliwa – to własnie zbiornik głowny zasłaniał widok do przodu. I tak to – z drugiej strony facet bez dwóch zdań miał Grande Cojones decydując sie na taką wyprawę – 34 godziny samotności gdzies nad oceanem – w razie awarii bardzo niwielkie szanse na ratunek – tylko że kiedyś w Stanach produkowano super rzeczy – nie tylko Mustanga hatchback rocznik 1968, ale kilka deka d wcześniej firma Writght robiła niezłe, proste silniki lotnicze 🙂 i niezawodne
@hooligan1414
„tylko że kiedyś w Stanach produkowano super rzeczy”
No nie jestem taki przekonany, na tablicach obok były opisy i tam twierdzili że po locie znaleziono w samolocie bardzo poważne uszkodzenia – pęknięcia poszycia i 20 cm dziurę w zbiorniku paliwa.
A cojones oczywiście miał, wytrzymać 34 godziny bez snu gapiąc się głównie w zegary…
Otóż zasnął – i to nie raz – raz nawet chyba maszyna zaczęła samoistnie kołować. Potem twierdził, że aby nie spać przykładał sobie zamrozona herbatę do twarzy. Ew, liczył, ile suwów pracy wykona silnik do końca lotu 🙂 I zrozumiał,czym jest prawdziwa samotność (na którą sam się skazałeś), z dala od ludzi, kiedy możesz liczyc tylko na siebie – wbrew pozorom to piękne, trudno uchwytne uczucie.
RWD-4 był „ślepy do przodu” – lądowało się „po wychyleniu głowy poza obrys kadłuba”.
A Spirit of St. Louis kiedyś skompromitował tłumacza, który kazał bohaterowi podziwiać „Duch Świętego Ludwika”.
Aha – tu masz radyjko inspirowane tym samolotem:
http://www.antiqueradiomuseum.org/noveltyradios.htm
albo
http://www.1-noveltyphones.com/product_info.php/cPath/36/products_id/1300/osCsid/022de4254c5b713a723569d4dc0c773b/Novelty-RADIOS/Spirit-of-St-Louis-Formation-Alarm-Clock-CD-Radio-(W-841.673)/
Jak na złość na tych moich zdjęciach (a mam ich parę więcej niż wrzuciłem) miejsce gdzie prawdopodobnie jest peryskop jest zasłonięte przez zastrzał. Muszę tam pojechać jeszcze raz.
Byłem w sobotę w tym centrum, tym razem można było podejść do samolotu. W kabinie, na tablicy przyrządów widać otwór, jakieś 2 x 4 cale, z lusterkiem w środku kierującym światło w lewo, ale nie ma drugiej części peryskopu, na zewnątrz samolotu.