W sobotę przypadkiem przechodziłem przez wielki pchli targ nad Menem, odbywający się tam regularnie co dwa tygodnie. Nie jestem typem zbieracza staroci, ale za każdym razem gdy tam jestem zaglądam tu i tam czy nie zobaczę czegoś z NRD. Ten pchli targ jest opanowany przez zawodowych handlarzy, wielu z nich się specjalizuje na przykład w rowerach i częściach rowerowych, książkach, aparatach fotograficznych, elektronice itp. Inni mają mydło i powidło z jakichś wystawek, wyprzątania strychów czy innych sobie tylko znanych źródeł.
Rzeczy z NRD widuję rzadko (trzeba by kiedyś pojechać na podobną imprezę gdzieś do Turyngii, ale to ładny kawałek drogi). Ale tym razem moje czujne oko zauważyło NRD-owski klaser na znaczki pocztowe - dokładnie taki miałem, musi gdzieś jeszcze leżeć w jakiejś szafie u rodziców.
W klaserze były znaczki z różnych krajów, również z Polski, ale najwięcej z NRD. No i odezwał mi się nałóg i klaser kupiłem. Za bezcen zresztą.
W domu, przy dokładniejszym oglądaniu zauważyłem w środku stare zdjęcie. Wygląda to grupę żołnierzy służby zasadniczej na wyjściu do miasta. Stoją pod księgarnią, obok optyka. Okres szacowałbym na koniec lat 60-tych, ale mogę się mylić.
A potem zaczęło mi się przypominać NRD-owskie źródło takich znaczków z różnych krajów. Otóż w sklepach papierniczych w NRD można było kupić takie nieduże, zafoliowane tekturki z włożonymi kilkudziesięcioma losowymi znaczkami pocztowymi. Każdy zestaw był inny a widać było tylko część znaczków, więc były to takie ówczesne jajka z niespodzianką. Znaczki były głównie z krajów socjalistycznych, ale trafiały się tam też bardzo różne - amerykańskie, australijskie, angielskie, albo piękne, duże, kolorowe znaczki i bloczki z dziwnych krajów dorabiających sobie wydawaniem takich znaczków.
W ogóle to poszukałem czegoś o tych znaczkach wyżej - znalazłem coś takiego, ale akurat tych nie mogę znaleźć.
Zestawy te, o ile sobie dobrze przypominam, nie były drogie, najwyżej kilka marek NRD. Podobne zestawy można było chyba kupić w Polsce (znowu nie jestem pewien, może ktoś pamięta lepiej) ale były one mniej różnorodne i atrakcyjne.
W klaserze była jeszcze jedna ciekawa rzecz - znaczki z automatu. W NRD znaczki pocztowe można było kupić nie tylko na poczcie, ale również w automacie. Większość tych automatów była technicznie bardzo prosta i sprzedawała kartonowe książeczki z dziesięcioma znaczkami po 10 fenigów NRD, za monetę 1 M.
Tutaj książeczka z klasera z zachowanymi czterema znaczkami. Jest dość stara, pewnie koniec lat 60-tych albo początek 70-tych.
Mi też została taka książeczka, z końca lat 80-tych, znacznie porządniejsza.
„Podobne zestawy można było chyba kupić w Polsce (znowu nie jestem pewien, może ktoś pamięta lepiej) ale były one mniej różnorodne i atrakcyjne.”
Potwierdzam.
Co do różnorodności, to nie mam skali porównawczej.
Dzień dobry.
Po roku lurkowania postanowiłem się ujawnić. Przede wszystkim dlatego, że okazało się, że forumowe konto gazetowe działa na bloxie.
> Tu jeszcze mamy spalinowy silnik przyczepny do roweru. Proste konstrukcje były
> instalowane na kierownicy i przez rolkę dociśniętą do opony napędzały koło przednie.
> Późniejsze, bardziej wyrafinowane napędzały bezpośrednio oś koła tylnego. Kiedyś
> było to bardzo popularne, ale nawet niezbyt dawno parę razy widziałem coś
> podobnego w akcji.
Domorosły wynalazca zastosował to współcześnie. Co prawda silnik pod ramą, czyli normalnie, ale rolka jako napęd:
motormania.com.pl/newsy/kraj/motor-rower-polskiego-konstruktora-rower-z-silnikiem-zageszczarki-budowlanej/
Stylistycznie – owszem, owszem. Konstrukcyjnie – można podyskutować nt finezji.
Ale wtopa.
Pierwszy komentarz i od razu nie w tym miejscu. Da się to wyedytować i przesunąć w odpowiednie miejsce?
@bylystudent
„Da się to wyedytować i przesunąć w odpowiednie miejsce?”
Blox daje tylko możliwość skasowania. Proponuję napisać go jeszcze raz we właściwym miejscu i wtedy skasuję tutaj.
miasto-masa-maszyna ma rację, takie zestawy znaczków można też było kupić w PRL. Zdaje się, że możliwa była ich prenumerata i odbierało się je co jakiś czas. Jakoś zapamiętałem, że najwięcej było tam znaczków z Kuby – całkiem to logiczne bo łączyła nas wtedy bratnia przyjaźń.
@f-blox
„Zdaje się, że możliwa była ich prenumerata i odbierało się je co jakiś czas.”
Ojciec zbierał znaczki i był w kole filatelistów, stąd pamiętam że można było mieć abonament na znaczki polskie – co pewien czas odbierało się zestaw wszystkiego, co zostało ostatnio wydane. A potem można je było umieścić w specjalnych klaserach, z miejscami na każdy z osobna. Abonamentów na znaczki zagraniczne sobie nie przypominam.
Na zagraniczne chyba nie było abonamentów. W kioskach pod koniec ’60 i na początku ’70 (później pewnie również, ale nie interesowałem się tym wtedy) dało się kupić zestawy po 50 czy 100 różnych znaczków polskich i zagranicznych, zwanych przez filatelistów „sieczką” z racji bezwartościowości, były też podobnie pakowane zagraniczne znaczki pogrupowane tematycznie typu rośliny, zwierzęta czy podbój kosmosu. Kilka znaczków było wyeksponowanych za przezroczystym okienkiem, a reszta, rzeczona sieczka, stanowiły niespodziankę.
Podobne automaty pamiętam z Węgier końca lat 80-tych. Miałem strasznie mieszane uczucia wtedy, z jednej strony widziałem prymitywizm tych urządzeń, z drugiej…. w Polsce wtedy takich nie było.
W Polsce też były automaty do sprzedaży znaczków. Zamiast zeszycików ze znaczkami automat wypluwał znaczki we wstędze. Jest rzeczą oczywistą , że dzisiaj takich automatów brakuje. Kioski nie sprzedają znaczków ze względów podatkowych ( podatek tzw. ryczałt od obrotów jest wyższy niż marża na znaczkach) a na poczcie trzeba swoje odstać w kolejce.
Ciekawostką jest, że znaczki RFN a później NRD świeciły się na różne kolory w ultrafiolecie.
Pomagało to automatycznie sprawdzać prawidłowość uiszczonej opłaty. Inną sprawą jakiej mi brakuje, są „automaty” do nadawania listów poleconych. List polecony można było nadać w środku nocy, w pomieszczeniu z automatami do sprzedaży znaczków. Po prostu kupowało się za 50 fenigów podwójną nalepkę poleconą ze specjalnym numerem – jedną część naklejało się na list , a drugą na polecenie nadania. List wrzucało się do specjalnej skrzynki.
Raz lub kilka razy dziennie ktoś wybierał te listy ze skrzynki i szły one dalej. Jak sądzę, były sporządzane odpowiednie zestawienia. System był prosty i wygodny.