Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Aparaty w Alzacji

Korzystając z przedłużonego weekendu postanowiliśmy z żoną wybrać się na parę dni do Alzacji. W sumie mieliśmy taki plan już w zeszłym roku, ale wtedy w ostatniej chwili zmieniliśmy kierunek na Karlove Vary. Tym razem zmiany planu nie było, a przy okazji mogłem wypróbować aparat w warunkach polowych. Do Alzacji wrócę za chwilę, zacznę od aparatu.

Od 2013 używałem aparat FujiFilm Finepix S6800. To jest bridge camera, nie za droga (coś rzędu 150 EUR wtedy), całkiem OK. Ma solidny zoom (ekwiwalent 24-720 mm dla 35mm), jest dość lekka (670g), chodzi na zwykłe akumulatorki AA, sprawowała się ogólnie nieźle. Raz miałem z nią kłopot - w Paryżu przed Luwrem oznajmiła że ma problem i nic nie chciała działać. Wysłałem ją nawet do producenta, ale oni powiedzieli że wszystko OK i zalecili używanie dobrych akumulatorów. Później znalazłem, że problem był w sofcie - obiektyw przy włączeniu aparatu się wysuwa, ale zatyczka na obiektyw zapiera się nie o wysuwaną część, tylko o stały tubus i przeszkadza w tym wysuwaniu. Jeżeli zapomnieć zdjąć zakrywkę przed włączeniem aparatu to bywa, że soft się zawiesza i pomaga tylko hard reset przez wyjęcie akumulatorów.

Aparat ten miał oczywiście też swoje wady. Po pierwsze i najważniejsze to duży zakres zooma jest silnie sprzężony z rozmiarem sensora obrazu. Trzydziestokrotny zoom jest możliwy tylko przy małym sensorze, tu miał on 6,2x4,6mm. A mały sensor to problemy jak jest ciemno. Striggerowało mnie, że w kopalni (Feengrotten Saalfeld) nie mogłem tym aparatem zrobić nie ruszonego zdjęcia, a komórką udało się to bez najmniejszego problemu. Poza tym zaczęły szwankować przyciski z tyłu (drgania styków itp). No i od zawsze brakowało mi gwintu na filtr - wcześniej przyzwyczaiłem się do używania filtra polaryzacyjnego, a tu się nie dawało.

No to może coś nowego. Jako wymagania postawiłem: gwint na filtr, uniwersalny zoom z sensownym zakresem i sensor minimum jednocalowy. Zorientowałem się w aktualnej ofercie rynkowej i okazało się, że klasa bridge camera jest na wymarciu. No i po eliminacji kamer bridge nie spełniających wymagań zostało mi tylko Sony DSC-RX10M4 za 1350 EUR i o wadze 1095g. Aparat może i niezły, ale za tyle i w tej kategorii wagowej to już można mieć coś porządnego z dużym sensorem i wymiennymi obiektywami.

Tymczasem byłem w kraju, i tam ojciec sprezentował mi swojego Canona EOSa 500D z przyzwoitym zoomem EF-S, ogniskowa 29-216 (ekwiwalentnie), bo on już na wycieczki niestety jeździł nie będzie. Dla ustalenia uwagi: to aparat entry level z roku 2009, prawdziwa lustrzanka, sensor EPS-C (22,5x15mm). Niestety nie działa w nim jedna rzecz - w celowniku jest taki mały wyświetlacz ledowy pokazujący różne parametry, i wszystkie segmenty świecą w nim cały czas (niektóre słabiej i zależnie od tego, co mają pokazywać, ale różnica jest zbyt mała żeby odczytać, co ma tam być). Szukałem w sieci i kilka osób meldowało taki problem, ale recepty na to nie było. Chyba było tak od początku, ale ojcu nie przeszkadzało. Aparat jest niestety ciężki (935g z obiektywem + jeszcze ciężki pasek), nieco denerwuje mnie trzaskające lustro (odzwyczaiłem się). Wyświetlacz z tyłu jest na stałe (nie przekręcany), nie jest touch, paru funkcji brakuje, na przykład nie da się zrobić nim panoramy, nie ma też HDR. (W moim S6800 HDR co prawda jest, ale zdjęcia z nim nie nadają się do oglądania). Sprawdziłem rynek wtórny i jest cała masa ofert na to body nie przekraczających 100 EUR, i to jak w pełni sprawne. Nikt tego nie chce, za stare. Obiektyw też proponują za poniżej 100 EUR.

Na wycieczce do Alzacji zrobiłem nim około 400 zdjęć i takie są moje wnioski:

  • Piętnastoletni akumulator trzyma nadal świetnie, nie musiałem doładowywać, nawet jedna kreska nie zeszła.
  • Obiektyw jest spoko, zakres wystarcza do normalnego użytkowania. Trochę słabe jest makro, ale można przeboleć. Jak by było naprawdę potrzeba, można by dokupić obiektyw makro.
  • Celownik optyczny to jednak dobra rzecz, w S6800 nie było celownika wcale. We wcześniejszym aparacie (FujiFilm Finepix S5600) miałem celownik elektroniczny, ale rozdzielczość miał tak marną że był do niczego i nie używałem go.
  • To pokazywanie parametrów w celowniku jednak by się przydało.
  • Ciężar trochę daje się we znaki, zwłaszcza że w plecaczku noszę jeszcze parasol (też fajny sobie kupiłem, Euroschirm 3133-CBL, full automat, 400g, przydał się bo sporo padało), buteleczkę wody, przewodnik w formie książkowej itp. Z Fuji nosiłem jeszcze czytnik ebooków (Onyx Boox Note Air2 Plus, 445g), ale z Canonem dałem mu spokój. I tak w sumie jest sporo do noszenia przez cały dzień.
  • Tych bardziej współczesnych funkcji trochę brakuje.
  • Tymczasem kupiłem przyzwoity filtr polaryzacyjny i to świetna rzecz.

Wnioski: Obiektyw mógłbym zachować, szkoda wywalać, wiele lepszego i tak Canon nie ma w tym zakresie zooma. Natomiast body mógłbym wymienić na współcześniejsze i lżejsze, ewentualnie w lepszej kategorii.

No i teraz problem, w którą stronę iść. Zostałbym przy Canonie i tym obiektywie. Żeby było lżej mógłbym pójść w stronę bezlustrowych, na przykład jakiś R50 + adapter do obiektywu (660+90 EUR). Razem by wyszło około 850 g, czyli tylko troszkę lżej. Wyraźna różnica w ciężarze byłaby, gdyby kupić natywny obiektyw RF-S (trochę większy zakres zooma: 29-240), jako set z aparatem 1000 EUR, dało by to w sumie 685g, niewiele więcej niż przy moim Fuji. No ale wtedy posiadany obiektyw idzie do kosza (i filtr poly musiałbym też kupić nowy, 60 EUR). Nie wiem też, jak dobry jest obraz w tym celowniku elektronicznym, czy da się na nim ustawiać porządnie głębię ostrości. Muszę pójść do sklepu i zobaczyć to na własne oczy.

Drugi wariant to nowsza lustrzanka, na przykład 250D (600 EUR) albo 850D (715 EUR). Problemem jest waga (przy 850D nawet większa niż przy tym 500D), lustro dalej trzaska, ale ten prawdziwy celownik optyczny to jest jednak coś.

Muszę to jeszcze przemyśleć. A teraz o Alzacji:

  • Odwiedziliśmy Colmar, ładne miasteczko, najciekawszym jego punktem jest Muzeum Unterlinden z Ołtarzem z Isenheim. Rzecz ma 500 lat i jest namalowana tak, że wycinkami bezproblemowo można by ilustrować współczesne teksty fantasy.
Ołtarz z Isenheim - fragment
Ołtarz z Isenheim - fragment
  • Na jeden dzień wyskoczyliśmy do Szwajcarii, do Bazylei, oczywiście uważając żeby nie wyjechać na szwajcarską autostradę (bo dla tych paru kilometrów nie ma co kupować szwajcarskiej winiety).
Bazylea - taki sam, ruchomy pomnik szewca mamy we Frankfurcie
Bazylea - taki sam, ruchomy pomnik szewca mamy we Frankfurcie
Muzaum samochodów Mulhouse
Muzeum samochodów Mulhouse
  • Niestety nie wystarczyło nam czasu na muzeum kolei w Mulhouse, podobno największe w Europie.
  • Podobnie nie zdążyliśmy zobaczyć stacji telegrafu optycznego systemu Chappe w Haegen
  • Odwiedziliśmy Strassburg. Ładne miasto, obejrzeliśmy też instytucje europejskie. Tu ostrzeżenie: Tam mają Umweltzone, znaczy pozwalają wjeżdżać tylko samochodom spełniającym konkretne normy emisyjności. Nasz Avensis się łapał, ale oni wymagają swojej plakietki potwierdzającej to, a niemieckiej plakietki nie uznają. Problemem jest nawet przejazd autostradą A35 przez miasto. Niestety dowiedziałem się tego wszystkiego dopiero w trakcie podróży i nie udało się już nic zrobić - w normalnym trybie załatwienie plakietki trwa parę tygodni. Próbowałem uzyskać przez sieć Ausnahmegenehmigung - jest taki tryb zgody na wjazd na 24 godziny dla samochodów nie spełniających norm, decyzja jest w 15 minut, wpisują numer rejestracyjny do systemu i można jechać, ale pojazdowi który normy emisyjności spełnia ten tryb nie przysługuje. Zobaczymy, czy przyjdzie mandat (podobno ok. 60 EUR)
Strassburg - katedra
Strassburg - katedra
Strassburg - budynek Rady Europy
Strassburg - budynek Rady Europy

Największe wrażenie zrobiła na mnie ta kolekcja samochodów, muszę zrobić o niej notkę. I na pewno doniosę też o decyzjach w sprawie aparatu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki, Warto zobaczyć

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


10 komentarzy do “Aparaty w Alzacji”

  1. janekr pisze:

    Czy zwiedzałeś Muzeum Motoryzacji w Otrębusach pod Warszawą? To bardzo dziwna instytucja – mają naprawdę ciekawe zbiory, ale tak upchane, że do większości eksponatów nie ma dostępu. Powinni mieć tak 3 razy więcej miejsce na tę kolekcję.
    Samych Rolls-Royceów naliczyłem 15 – przecież choćby to powinno być w osobnej sali, ustawione chronologicznie, z planszami.

    • cmos pisze:

      Muzeum w Otrębusach nie zwiedzałem (ostatni raz w okolicach Warszawy byłem ponad 25 lat temu), ale oglądam kanał Patryka Mikiciuka z tego muzeum.
      Ale nic w Polsce (i w Niemczech też) nie ma startu do tego w Mulhouse – tam samych Bugatti mają 87, w tym dwa Royale (z sześciu wyprodukowanych).

  2. Avatar photo boni pisze:

    Ze 4 lata temu zestarzał mi się fuji X-S1, czyli bardzo miły solidny bridge, i byłem tam gdzie ty, tj. niezbyt pasowało mi pójście w lustrzanki, i chciałem jak najlepszy bridge, z którymi coraz bardziej krucho. Skończyło się na fuji X-T200, wtedy środkowa półka fuji mirrorless APS-C. Miał być lekki i poręczny (zamiast 1kg cegłówki bridge), także dla małych łapek żony, no i jest bardzo bardzo spoko, towar zgodny z opisem, lekki (z defaultowym szkłem 500g), zdjęcia robi świetne.

    Ale żebym ja był z niego zadowolony w typowych warunkach krajobrazowo-wycieszkowych, musiałby dokupić mu jakiś średni zoom „traveller” od fuji, a po pierwsze mi się nie chciało, po drugie, w cenie takiego obiektywu kupiłem se całego „przestarzałego” (ale: nówkę w sklepie) lumixa DMC-FZ1000 1gen., uczciwy bridge-cegłówkę (ale poniżej 900g) z ekwiwalentem 25-400mm. I o to mi chodzi, tak normalnie.

    Jeśli komuś nie przeszkadza „objętość” to polecam, pewnie lumixa FZ1000 2gen. który obecnie jest przestarzały i cenowo tam, gdzie był 1gen. kiedy go kupowałem. Po trzech latach przyzerowe ślady zużycia, wszystko działa, ma wszystko czego potrzebuję. Chyba jedyne, co mi się nie podobało i nie podoba, to nietypowy kabelek USB, no i prąd żre nieco szybciej niż dawne fujipixy czy X-S1 z ręcznym zoomem.

    • cmos pisze:

      Ja już wybrałem – będzie to jednak Canon EOS R50 z natywnym obiektywem RF 28-240 (ekwiwalentnie dla 35mm). Co prawda kiedy uświadomiłem sobie że jak kupię całość, to nie musi być to Canon, ale po zorientowaniu się w ofercie wyszło mi, że ten Canon jednak najlepszy przy założonych kryteriach. A potem zajrzałem do Kena Rockwella, i u niego to jest „The Best Camera for Most People”. Więc wkrótce zamówię.
      I jeszcze po bliższym przyjrzeniu się okazało się, że ten stary obiektyw jednak chodzi znacznie wyżej niż sto euro, więc postaram się dobrze sprzedać ten stary zestaw.

      • Avatar photo boni pisze:

        Powiem tak, jak przymierzałem się po sklepach, 4 lata temu w Szkocji, do tych tańszych canonów i nikonów, to były tak „flimsy”, takie wrażenie plastikowej rozpadającej się tandety, ergo:przepłaconej, plus spodziewane wkurzanie się kolekcją obiektywów 😉 że zaraz machnąłem ręką na wszelkie lustrzanki, i poszedłem po fuji, a potem po lumixa. Może też są made in China, a nie made in Japan jak był X-S1, ale jednak wrażenie „w ręku” i po trzech latach używania, jest 10x lepsze przy fuji X, i 5x lepsze przy lumixie, niż to co pomacałem wtedy.

        BTW dlatego raczej nie kupuję takich rzeczy przez sieć, chyba tylko X-S1 odważyłem się, bo był bardzo tani/stary, bardzo chwalony, i made in Japan. Ocena organoleptyczna body, wizjera, jakości mechaniki aparatu robi mi kolosalną różnicę.

        • cmos pisze:

          Miałem już w ręku ciut ten słabszy wariant EOS R100 (wyświetlacz na stałe i brak kilku funkcji) i nawet mi się podobał – był mały i lekki, plastikowy, ale nie badziewnie.
          A do noszenia aparatu używam plecaczka foto Lowepro Urban Photo Sling 250, bardzo zgrabny i malutki, a mieści się tam wszystko czego potrzebuję, włącznie z parasolem i padem. Taki: https://youtu.be/vQuZ5_NVb0s?si=7rHQ3D2yqjEncdV-
          Niestety już tego modelu nie robią.

          • Avatar photo boni pisze:

            Jeśli pasuje, to pasuje.

            Ten plecak to masz na pełnym wypasie, najwyraźnej jesteś już przygotowany na lustrzankę, tj. do targania tego całego mandżuru 😉 Ja do przenoszenia, a raczej przewożenia aparatu używam mini-torby na ramię, ze cztery razy mniejszej niż ten plecak. Skądinąd właśnie spojrzałem i też Loewepro, faktycznie solidne, od około 12 lat się z nim bujam, tak jak z paskiem K&F, IIRC były razem kupione „pod” fuji X-S1.

            Ja mam podejście, że absolutnie nie ma takiej opcji, żebym CHODZIŁ na wycieczce z jakimś plecakiem, czy bagiem, pełnym majdanu foto; chodzę tylko z aparatem na pasku, ew. portfel z filtrami w kieszeni. No nijak nie jestem targetem lustrzanek, wymiennych szkieł, itd. tylko właśnie „all-in-one” bridge, a jak się skończą bridge, to jakichś lepszych kompaktów.

          • cmos pisze:

            Ja w sumie to zaczynałem od lustrzanki (Praktica BC1 jeszcze), jak nie liczyć Zenita. I z tamtych czasów mam wstręt do zmieniania obiektywów – bo miałem trzy o stałej ogniskowej (28, 50 i 135 mm). Potem przestałem nosić pięćdziesiątkę, ale zmieniania nadal nie lubiłem. Następne moje aparaty to były bridge, teraz też szukałem bridge, a ten R50 to ma być zamiennik bridge – zamierzam poprzestać na tym jednym zoomie. Plecak mam nie do lustrzanki i obiektywów, tylko do całego tego turystycznego majdanu (parasol, woda, paszporty, przewodnik, może jakiś pad, coś tam jeszcze, i oprócz tego nie za duży aparat). Te plecaczki foto są po prostu najwygodniejsze – mi łatwo dostać się do środka bez zdejmowania go, złodziejowi trudno, wnętrze można organizować sobie tymi przegródkami, z takim małym nawet wpuszczają do większości muzeów…

            EDIT: I jeszcze dla ustalenia uwagi: Ten R50 to nie jest lustrzanka, tylko system camera.

          • Avatar photo boni pisze:

            Mnie etap lustrzanki za młodu ominął, napierw z biedy potem z lenistwa; we własną cyfrówkę wsiadłem późno i tanio.

            Co do plecaka, rozumiem, że foto jako turystyczny; spotykam, ba, mam w rodzinie, ludzi z plecakami foto nieco większymi niż twój, pełnymi wyłącznie gratów foto… No ale to zawodowcy, w sensie umiejętności, sprzętu i efektów; tylko zarobić na tym już się nie da, w praktyce. Tak czy owak, plecak jw. to „nie moje porno”, gdyby Bóg chciał, żebym chodził z plecakiem, nie dałby mi samochodu 😉

            Co do zrobienia z mirrorless itp. bridge – też miałem taki plan, że założę do fuji X-T200 jakiś fajny zoom i bedę miał wszystko w jednym, znacznie lepsze niż typowy bridge. No ale wtedy X-T*** ważyłby prawie jak bridge, szkło kosztowałoby nieco drożej niż nowy bridge oraz musiałbym kupić następne body, bo młażona oprotestowała pomysł zmieniania szkieł, i ciągania JEJ aparatu po samochodach i wycieczkach 😉 Machnąłem ręką i postawiłem na lumixa, po 3 latach jestem zadowolony.

  3. Avatar photo boni pisze:

    BTW zapomniałem dopisać – a propos „fabrycznych” pasków do aparatów, ciężkich, niewygodnych, nieergonomicznych, we wszystkich aparatach jakie miałem, od fujipixa o generację starszego niż twój, po lumixa: nie pamiętam gdzie trafiłem na podpowiedź, ale ponad dekadę temu zacząłem używać paska na ramię-biodro, genialna rzecz. Zdaje się, że to K&F GW44.0006, po ok. 12 latach zero zużycia, już nie wyobrażam sobie noszenia aparatu wielkości X-S1 czy lumixa jak chomąta; nawet tej objętości aparat mieści się dyskretniej na biodrze albo w razie deszczu pod połą kurtki; no i kieszeń na pasku mieści ratunkowo-zapasowe baterię i kartę.

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów