Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Pomyślmy: Drzymała i jego wóz

Nie wiem jak jest teraz, ale za moich czasów opowiadano dzieciom w szkołach historię Michała Drzymały i jego wozu. Szło to mniej więcej tak:

Michał Drzymała kupił w 1904 roku działkę budowlaną na wsi w zaborze pruskim i chciał zbudować na niej dom. Nie dostał jednak pozwolenia na budowę. Ponieważ musiał jednak gdzieś mieszkać, kupił sobie wóz cyrkowy, postawił go na swojej działce i wprowadził się. Urzędnicy stwierdzili jednak, że stojący więcej niż 24 godziny w jednym miejscu wóz to nieruchomość, która jako samowola budowlana musi zostać usunięta (prawie jak w Löwenzahnie, w pierwszym odcinku aktualnej serii nadzór budowlany też robi Fritzowi Fuchsowi podobne problemy). Drzymała znalazł jednak lukę prawną - co dzień przesuwał trochę wóz i argumentował że w związku z tym nie podlega on wymogowi uzyskania pozwolenia na budowę. Konflikt ciągnął się przez ponad 4 lata, Drzymała był nękany z tytułu różnych, zazwyczaj drobnych uchybień prawnych i w końcu jego wóz został usunięty. Potem próbował na parceli zbudować sobie lepiankę, ale to była już ewidentna samowola budowlana, prawnie nie do obrony. Historia skończyła się tym, że Drzymała sprzedał swoją działkę i kupił inną, z domem do remontu nie wymagającym pozwolenia na budowę.

Pierwszy wóz Drzymały

Pierwszy wóz Drzymały Źródło: Gdzieś z sieci

 

Drugi wóz Drzymały

Drugi wóz Drzymały, zrobiony dla niego po nagłośnieniu sprawy przez media Źródło: Gdzieś z sieci

Celowo opowiedziałem tę historię nie takim językiem jakim opowiadano ją nam, tylko współczesnym. Wtedy przedstawiano tę akcję jako przejaw strasznego ucisku Polaków na terenach zaboru pruskiego. Ale pomyślmy:

Po pierwsze jest to historia o państwie prawa. Nawet źle nastawieni urzędnicy (nieważne czy realizowali zleconą z góry politykę, czy też po prostu Polaka nie lubili) nie byli w stanie nic Drzymale zrobić, dopóki trzymał się on litery prawa. Wyobraźmy sobie podobną sytuację w zaborze rosyjskim - tam sprawa zostałaby załatwiona najdalej w kilka dni - Drzymała dostałby parę razy po mordzie, wóz by usunięto i tyle.

Po drugie: Przypomnijmy sobie różne sytuacje z ostatnich dwudziestu lat naszej Niepodległej RP. W porównaniu z tym, co nierzadko wyprawiają nasze ojczyste Urzędy Skarbowe to te straszliwe prześladowania Drzymały przez okropnych Niemców to pryszcz! Niemcy musieli szukać faktycznych niedociągnięć prawnych Drzymały i wóz usunęli dopiero po ustaleniu jego winy (pozostaje oczywiście dyskusyjna kwestia współmierności winy i kary). Natomiast polski urzędnik skarbowy przywala karę za wymyślone przewinienie i egzekwuje ją od razu (znaczy w terminie 30-dniowym), dopiero potem można iść do sądu. A sąd wyda wyrok po jakichś 2-3 latach - musztarda po obiedzie. I tak to się ciągnie już przez ponad 20 lat. I co, któryś rząd w ogóle się tą sprawą poważnie zajął?

I proszę tu mi nie imputować że to nieprawda - przez 10 lat byłem w Polsce wspólnikiem w pewnej firmie i niejedno widziałem. Na przykład kontrole przeglądające faktury w poszukiwaniu brakujących kodów pocztowych odbiorcy (no po prostu straszne przestępstwo skarbowe, dobrze że nas za te dwa rachunki do więzienia nie wsadzili) albo takich, na których nie ma daty sprzedaży i daty faktury. I nam też przywalili niesłuszną karę w znacznej wysokości zwróconą po wyroku po ponad dwóch latach. I ja wiem dlaczego tak jest - urzędnik dostaje prowizję od kar i nie musi jej zwracać nawet jeżeli sąd uznał że kara nie była słuszna.

A potem zdziwienie, że Polacy masowo wybierają emigrację. A czemu się dziwić - skoro ojczyzna traktuje ich gorzej niż zaborcy?

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Pomyślmy

Skomentuj

Pomyślmy: Wszystkie nasze nieważne sprawy

Wygrzebałem z piwnicy u rodziców swoje slajdy z NRD i przy ich przeglądaniu naszły mnie takie przemyślenia:

Na tych moich slajdach są różne rzeczy, ale niekoniecznie akurat te które bym dziś chciał tam zobaczyć. Na przykład pamiętam wielki - dziś by się powiedziało - billboard w Halle w 1988, na którym była "prognoza pogody". Zapowiadali "Reagan" (miało się kojarzyć z "Regen" - deszcz) wymalowany w postaci gromady spadających z nieba rakiet z literkami "N" (podpowiedź dla młodzieży: "Bombki mamy w kształcie kuli, grzyba i cygara. A jaki mamy asortyment! Od A do N"). Dalej było słowo "dazu" (na to) i wymalowany duży parasol w kolorze czerwonym, chroniący domy. Pamiętam, że zastanawiałem się czy zrobić zdjęcie. Rzecz była przegięta nawet jak na tamte czasy, ale znowu nie jakaś absolutnie wyjątkowa. Zdjęcia nie znalazłem, więc pewnie go nie zrobiłem. I żałuję. Dziś byłoby ozdobą bloga, dokumentem tamtych czasów. Na innych zdjęciach mam wiele obiektów i sytuacji które wtedy uważałem za niezwykłe, ważne i warte uwiecznienia. Brakuje natomiast tego co wydawało mi się zwyczajne, powszednie i nieciekawe. Tymczasem te pozornie ciekawe obiekty - na przykład zabytki - prawie się nie zmieniły i dziś w tym samym miejscu można by zrobić prawie takie samo zdjęcie, tymczasem tego zwykłego życia tamtych czasów już nie ma! Dlaczego nie zrobiłem żadnego zdjęcia katastrofalnej drogi gruntowej zaznaczonej w atlasie samochodowym jako droga dla samochodów? Dlaczego nie zrobiłem żadnego zdjęcia fasady podpartej kijem? (no, tu są jeszcze jakieś szanse że zdjęcie znajdę). Dlaczego nie zrobiłem zdjęcia tego placu z dworcem autobusowym w Erfurcie? Intershopu? I tak dalej, i tak dalej.

Nie robienie pewnych zdjęć było wtedy w pewien sposób uzasadnione. Każde zdjęcie w tamtych czasach kosztowało. Ale teraz mamy cyfrówki, możemy robić dowolną ilość zdjęć praktycznie za darmo. Do gromadzenia zrobionych fotografii nie potrzebujemy albumów, pojemników szaf - wystarczy dysk twardy (Czy masz backup swoich zdjęć? Więcej niż jeden? Ten starszy się jeszcze czyta? Kiedy ostatnio sprawdzałeś?) Zastanówmy się, co chcielibyśmy pokazać kiedyś, za 20, 30, 40 lat swoim dzieciom czy wnukom. Najciekawszy dla nich nie będzie słynny zabytek widziany na wycieczce do Włoch. To będą mogli zobaczyć albo sami, albo w sieci, albo w książce. Dla nich ciekawe będzie to, co mamy na co dzień. Odrapany budynek, dziura w ulicy, sklep, biuro w którym pracujemy, nasze mieszkanie, śmietnik przed domem, butelka ketchupu... O, właśnie, butelka. Kto ma jeszcze PRL-owską butelkę po mleku albo jej zdjęcie - ręka do góry! Tak mało? No właśnie.

Podobnie jest z różnymi starymi rzeczami. Te bardzo stare, przedwojenne i starsze przechowuje się pieczołowicie. Ale te dwudziesto- i trzydziestoletnie są zbyt nowe, wyrzucamy je najczęściej bez żalu, nawet gdy są w dobrym stanie. Wszyscy tak robią, więc niedługo wcale ich nie będzie! Zwłaszcza gdy była to masówka niskiej jakości - prawie nikt tego nie zachowa!

Nie chcę namawiać tu do zapełniania piwnic starym badziewiem. Rozwiązanie jest to samo co wyżej - mamy aparaty cyfrowe - zróbmy tym rzeczom zdjęcia przed wyrzuceniem! Nasze wnuki będą je oglądać z wypiekami na policzkach! Wszystko, co pochodzi sprzed większych zmian - wszystko co PRL-owskie, NRD-owskie, radzieckie, polskie z wczesnych lat 90-tych itd. warte jest uwiecznienia. Nawet gdy jest zepsute, połamane, zniszczone i nadaje się na śmietnik!

 

A tak swoją drogą, gdy patrzę na to jakie ceny uzyskują NRD-owskie rzeczy na różnych aukcjach to aż mnie skręca, że takie same powyrzucałem.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Pomyślmy

Skomentuj

Pomyślmy (2): Krem do opalania

Krem do opalania

Krem do opalania Źródło: www.rossmannversand.de

Grudzień, za oknem zimno i mokro (Niemcy mają na określenie takiej pogody ładne słowo naßkalt), a mi się zebrało na wspominanie lata i słońca. No ale żeby pomyśleć to każdy moment jest dobry.

Już od wielu lat producenci kosmetyków straszą nas słońcem. Rak! Rak! Rak! Ratuj się kto może! Obowiązkowo posmaruj się kremem/mleczkiem/sprayem do opalania! Im wyższy współczynnik ochrony - tym lepiej!

No właśnie. Pamiętam, że jeszcze kilka lat temu typowy współczynnik ochrony wynosił 8-10, bez problemu można było kupić środki ze współczynnikiem 5, a nawet bywało 2-3 (dla już dobrze opalonych). Gdy pojawił się pierwszy środek ze współczynnikiem 20, w reklamie wampir wysmarowany tą dwudziestką leżał sobie na plaży.

A dziś? Piątki są w ogóle jeszcze w produkcji? Jeszcze trochę i nie będzie można kupić niczego poniżej 20, za to są środki 50+. A czy to dobrze? Pomyślmy.

Ludzie chcą w lecie być opaleni - przecież to symbol statusu. Nie musimy przez cały czas siedzieć w pracy, stać nas na urlop. Więc - na plażę. I tam, zgodnie z zaleceniami, smarujemy się mleczkiem do opalania, dwudziestką. No i siedzimy tam aż się przynajmniej trochę opalimy. Nie ma sprawy, że parę godzin - mamy przecież mleczko dwudziestkę.

No i wieczorem się okazuje. Mleczko oczywiście działa świetnie, ale tu, na ramieniu nam się parę centymetrów kwadrat przy smarowaniu pominęło. O, i tu tuż nad kąpielówkami - przy smarowaniu były podciągnięte wyżej, potem się trochę zsunęły. A, i tu na plecach. Gdybyśmy mieli mleczko piątkę, to na plaży bylibyśmy krótko i miejsca te byłyby tylko zaczerwienione, no najwyżej skóra by zeszła. Ale mieliśmy dwudziestkę, siedzieliśmy tam długo, w tych miejscach mamy regularne poparzenia!

No i właśnie. Mleczko miało nas chronić przed oparzeniami, a stało się ich przyczyną. Dało nam złudne poczucie bezpieczeństwa i osłabiło naszą czujność. Pomyślmy dalej: Czy to jedyny taki przypadek? Z pewnością nie. Wrócę do tego wkrótce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Pomyślmy

Skomentuj

Pomyślmy (1): Może azotu w oponki?

Byłem właśnie zmienić opony na zimowe - to coroczna trauma. Zwłaszcza na jesieni - jak się spóźnić to wszędzie kolejki i robi się problem. Ale nie o tym chciałem.

Przy tej wymianie opon namawiają na jeden z większych szwindli jakie znam: A może napełnić gazem? Ten gaz to azot.

Pomyślmy: Jeżeli napełnimy opony zwykłym powietrzem atmosferycznym, to mamy tam już jakieś 78 procent azotu. Czyli napełniając azotem z butli zastępujemy zaledwie niecałe 22% innych gazów tym azotem. To taka duża różnica?

A co nam właściwie miałby ten azot dać? Oponiarze twierdzą że mniej go z opony ubywa itp. Jedna wielka ściema. Azot zastąpiłby przede wszystkim cięższy od niego tlen - a lżejszy gaz ucieka szybciej. Wszystkie inne argumenty za azotem też są wymyślone i nieprawdziwe.

Wniosek z tego taki, że ten azot w oponki to typowy podatek od głupoty. Ludzie, nie dajcie się ogłupić!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Pomyślmy

2 komentarze