Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD (20): Pociąg zwany „Przemytnikiem”

W tych czasach studenci i robotnicy jeździli do NRD pociągami. Samochód mało kto miał, zwłaszcza nadający się do regularnego pokonywania długich tras, z benzyną w NRD nie było wcale tak bezproblemowo (sprzedawali miejscowym, samochód z rejestracją z innego kraju mógł mieć problem z zatankowaniem poza autostradą), zostawał więc pociąg. Ja jeździłem do Szczecina, pociąg był jeden na dobę w każdą stronę. Relacja Berlin Lichtenberg - Gdynia, pociąg o nazwie "Gedania".

Dworzec Halle, NRD, 1988

Dworzec Halle, NRD, 1988

Gedania w stronę NRD startowała z Gdyni i jechała wiele godzin przez Polskę, pozostawiając wiele czasu na ukrycie towaru. Ja wsiadałem w Szczecinie Głównym, pociąg startował o 5:25 w stronę stacji Szczecin Gumieńce (tylko kilka minut jazdy). Tam stawał na oddzielonym peronie, wsiadali WOP-iści i celnicy i zaczynało się trzepanie. Inaczej niż dziś, celnicy sprawdzali przewożone towary głównie na wyjeździe. Dziś błogosławiony jest człowiek, wywożący towary wyprodukowane w danym kraju za granicę, wtedy ktoś taki był przeklętym pasożytem systemu subwencji, przyczyną pustek w sklepach i kryzysu gospodarczego. Trzepanie trwało godzinę. Celnicy otwierali wszystkie schowki w wagonie, wszystkie klapy rewizyjne, itp, również przykręcone na śruby, świecili latarkami, używali lusterek na kijkach, wprowadzali druty w przestrzenie za oparciami itp. W wagonie zawsze coś znajdowali - najczęściej papierosy Marlboro, albo ciuchy (jeans). Pytali się też, do kogo należą poszczególne sztuki bagażu, bezpańskie (znaczy takie, do których nikt się nie przyznał) zabierali. Co którąś torbę kazali otworzyć i sprawdzali zawartość. Na kontrolę narażeni byli raczej robotnicy, kulturalnie wyglądający młody człowiek rzadko musiał pokazywać swój bagaż. Mimo tego trzepania część towaru pozostawała nie wykryta, głównie ze względu na brak czasu - po godzinie pociąg musiał ruszyć, bez ważnego powodu czasu kontroli nie wydłużano.

Prawdziwy cyrk był w drugą stronę, zwłaszcza przed świętami. Pociągi były szczelnie napchane ludźmi, większość z nich miała po kilka toreb wypchanych czekoladą, rodzynkami i sprzętem gospodarstwa domowego. Wielu z nich rozstawiało te swoje torby w różnych częściach wagonu licząc, że celnik nie zapyta się o właściciela.

Typowa scena: Pociąg do kraju przed Bożym Narodzeniem. Napchany, że szpilki nie wetkniesz. WOP-iści i celnicy z trudnością przeciskają się korytarzem. Znaleźli jakiegoś robotnika z siedmioma (sic!) torbami towaru, wysadzili go na peron, on stoi przy swoich torbach, smutny czegoś. Ja stoję w tłoku na korytarzu, okna pootwierane. W pewnym momencie facet obok mnie przyciszonym głosem woła do tego wysadzonego "E, ty, daj jedną torbę!". Tamten rozejrzał się i buch jedną torbę przez okno do pociągu. żaden celnik tego nie zauważył, ale za chwilę jakiś przechodząc sobie przypomniał "Ale pan to miał siedem toreb, gdzie jest ta siódma?". "Było sześć!", "Nie, siedem!", "Jak Boga kocham sześć!" itd. Potem jakiś kolega pyta tego z pociągu, który wziął torbę: "A ty go w ogóle znasz?" "Nie, nie znam, a co to za różnica?".

Inna scena, też jakieś Boże Narodzenie: Stoimy w siedem osób na Lichtenbergu, widać że tłok będzie nieprawdopodobny. Podstawiają Gedanię, jeden z nas, dobrze ustawiony, wskakuje jako jeden z pierwszych do wagonu i zajmuje cały przedział. Czekamy, żeby wsiąść, ale ludzie tak walczą przy wejściu, że w rezultacie prawie nikt wsiąść nie może. No to ja proponuję, żebyśmy najpierw podali nasze bagaże przez okno. Zrobione, minuty mijają, a walka wciąż trwa. No to mówię: "Wchodzimy przez okno, bo inaczej zostaniemy!" Przyciągnęliśmy wózek na bagaż żeby było łatwiej i włazimy. W połowie akcji podchodzi jakaś pani i prosi "Pomóżcie mi też przez to okno, muszę być jutro w pracy!". Pomogliśmy, siedzimy w przedziale, tłok robi się coraz większy, parę osób z korytarza musi postawić swój bagaż w przedziale (półki na bagaż już zajęte i 8 osób już siedzi), potem jeszcze trzy muszą stanąć na środku przedziału. Wreszcie jedziemy, dwie godziny jazdy plus godzina trzepania, Szczecin Główny. A tu sytuacja taka sama - tłok taki, że nie da się wysiąść. Więc ewakuacja też przez okno. A dziś po przygody trzeba za drogie pieniądze jeździć gdzieś na koniec świata.

Kiedy jest luźniej, wśród robotników kwitnie życie towarzyskie. Flaszkę ma każdy, z kieliszkami gorzej, a z gwinta nie wypada ("Trochę kultury!"). Więc jeden kieliszek potrafi rotacyjnie obsługiwać dwa przedziały.

Zdarzenie z jazdy w stronę do NRD: W Gedanii sporo ludzi tak, że wszystkie miejsca siedzące zajęte i kilka osób stoi na korytarzu. Ja stoję w tej części gdzie wyjście, bliżej drzwi stoi facet wyglądający na Niemca Zachodniego (lepiej ubrany, zadbana cera, elegancko ostrzyżony, mało bagażu). Trzepanie, jakiemuś robotnikowi kazali wysiąść. Więc on idzie, smętny, w stronę wyjścia. Już w drzwiach zatrzymuje się, cofa trochę, sięga do kieszeni kurtki, wyjmuje pełną garść tych plastikowych znaczków, spinek do włosów itp. podaje temu Niemcowi i mówi "Masz!". Znowu zwraca się w stronę wyjścia ale jednak cofa, sięga do drugiej kieszeni, wyciąga drugą garść plastiku, znowu podaje Niemcowi - "Masz jeszcze!".

Trudno się więc dziwić że Gedanię nazywano "Przemytnikiem", ale zdaje się że tak mówiono też o każdym innym pociągu relacji Polska-NRD.

Kasa z handlu międzynarodowego była niezła, ale nie chciałbym wrócić do tamtych czasów. Już wolę stateczną, drobnomieszczańską egzystencję bez przygód. Mimo że krotność średniej krajowej wychodzi niższa.

W następnym odcinku: Commodore i inni.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


3 komentarze do “Żegnaj NRD (20): Pociąg zwany „Przemytnikiem””

  1. Trudno się więc dziwić że Gedanię nazywano „Przemytnikiem”, ale zdaje się że tak mówiono też o każdym innym pociągu relacji Polska-NRD.

    My mówiliśmy tak na wszystkie pociągi przyjeżdżające zza wschodniej granicy.

  2. ikmar pisze:

    Przemytnikami nazywano także pociąg relacji Lipsk-Warszawa przez Goerlitz.
    Podobno także Wiedeń- Warszawa. Pociągi którymi nie dało się przemycać towarów ( jechały prawie puste ) nazywano ” Harcerzykami” . Był to np. pociąg Lipsk-Kraków przez Forst/ Zasieki.

  3. kicior99 pisze:

    Opisz jeszcze słynną Siwą z Ostbahnhofu. Na to babsko natknąłem się wracając z kongresu studenckiego w Holandii chyba w 1985 i miałem pecha napatoczyć się właśnie na nią. Zabrała mi pocztówki z murem kupione w BZ, ale z resztą w przedziale obeszła się wyjątkowo chamsko – zabrała facetowi dziecięce buciki, bo z paszportu nie wynikało, że facet miał dziecko w tym wieku. Później dowiedziałem się, że Siwa (zwana również Helgą) była na swój sposób sławna…

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów