Mamy tu, we Frankfurcie, jeden jedyny budynek zaliczany do największych dzieł architektury światowej. Już od dawna chciałem go zobaczyć, wreszcie trafiła się ku temu okazja. O okazji będzie notka innym razem, teraz o samym budynku.
Wchodząc na teren mijamy najpierw wartownię zamienioną na nie wiadomo co, chyba palarnię.
Budynek został po wojnie zajęty przez Amerykanów, mieściło się tam Dowództwo Europejskie Stanów Zjednoczonych, czyli ich sztab na całą Europę. Chyba już wszyscy kojarzą, o jaki budynek chodzi - jest to I.G.-Farben-Haus.
Nie da się już oddzielić samego budynku od jego inwestora i pierwszego użytkownika. Koncern I.G.-Farben kojarzy się baaaardzo źle, słusznie zresztą, skojarzenia bardzo obciążają też budowlę.
Kiedy Amerykanie, w 1995, budynek ten opuścili powstał problem, co z nim zrobić. Z jednej strony wybitne dzieło i zabytek - zburzyć nie wypada, z drugiej strony żadna firma ani urząd nie chciałyby mieć takiego adresu - od razu minus 500 punktów do lansu. Zwyciężyła koncepcja przekazania terenu Uniwersytetowi - chyba najlepsza jaką można było podjąć.
I.G.-Farben Haus nie za bardzo pasuje do Frankfurtu - Frankfurt to czerwony piaskowiec, a ten biurowiec pokryty jest kamieniem w kolorze szarożółtawym. Budynek jest wielki i ma rozmach - Speer by się go nie powstydził.
Bryłę budynku tworzy sześć skrzydeł połączonych lekko łukowatą częścią centralną. I to wygięcie jest chyba najlepszym pomysłem architekta - gdyby nie to, byłby to standardowy, nudny i ciężki biurowiec dużego koncernu.
W rotundzie obecnie znajduje się kawiarnia.
Do zespołu należy również budynek kasyna, obecnie stołówka uniwersytetu.
Po długiej dyskusji postanowiono zostać przy nazwie I.G.-Farben-Haus. Architekta budynku, Hansa Poelziga (budynek I.G.-Farben znany był również jako Poelzig-Haus), uczczono nazywając jego imieniem budynek kasyna.
Patrząc na to, co wyprawiali managerowie I.G.-Farben w czasie wojny można uwierzyć w realność Dukajowej Formy tego miejsca - wcześniej na tym terenie stał dom wariatów. Sztab armii amerykańskiej też trudno uznać za normalną instytucję, RAF robiącą tu zamach bombowy tym bardziej.
[mappress mapid="44"]
Takie klimaty tygryski lubią najbardziej. 🙂
Będę miał Ciebie na oku. ;))
Nie wiem, czy „Speer by się nie powstydził”. Jeśli chodzi o rozmach, to może i owszem, ale poza tym to pudło. Budynek Poelziga jest umiarkowanie nowoczesny, mimo symetrii i olbrzymiej skali „pływa” sobie wśród zieleni, korytarze nie stanowią sięgających nieskończoności (=gabinetu lokalnego lub głównego kacyka) osi, a podążają wraz z głównym skrzydłem po łagodnym łuku, otwierając coraz to nowe persektywy. No a elewacje akcentowane są – co dla Speera było kompletną herezją – poziomo. Zaś przede wszystkim Speer nie dostał się na studiach na seminarium Poelziga i wylądował w grupie Tessenowa, a od 1933 mścił się na Poelzigu, swoją drogą „umiarkowanym” (jak na owe czasy) antysemicie, niedopuszczając go do publicznych zleceń.
O rozmach mi chodzi, a i ruina byłaby z niego jak się patrzy.