Blogokomentator int_01 zadał pytanie na temat o którym nie pomyślałem pisząc cykl o NRD. Temat jest ciekawy, warty osobnej notki. Ale najpierw pytanie:
int_01
"Do tematu dróg i transportu wszedłem nieprzypadkowo, bo chciałbym zapytać jak dokładnie wyglądał transport z RFN do Berlina Zachodniego? Wiem w skrócie, że można tam było się dostać bodaj trzema autostradami A4, A9 (z Monachium) i A24 (z Hamburga) oraz samolotem. Berlin Zachodni jak wiadomo częścią Zachodnich Niemiec nie był. Czy osoba chcąca np.pojechać tam samochodem musiała przejść przez kontrolę graniczną (paszport)? Czy autostrady tranzytowe na terenie NRD były niedostępne dla wschodnich Niemców? Chodzi mi o to, czy na tych autostradach szybkie Mercedesy i BMW kontrastowały z pyrkotem Trabantów i Wartburgów, czy może skrzyżowania tych arterii z innymi drogami przebiegały w taki sposób, że nie dało się na "Transit Autobahn" wjechać (strzeżony wiadukt nad autostradą/tunel pod nią, zasieki drutów kolczastych)? Ciekaw jestem jak te autostrady były pilnowane przed ludźmi z NRD. Wiadomo -każdy wiedział w jak zamożnym kraju żyli bracia z Zachodu, ale chyba oficjalna propaganda głosiła istnienie tam "imperializmu i zacofania", więc chyba Niemiec z NRD jednak nie miał dostępu do widoku zachodnich kapitalistycznych "fur" (a co za tym idzie kontaktu, nawet słownego z rodakiem z RFN). Jak to było? 🙂 Czy autostrady te na tych sporych odcinkach na terenie "DDR-owa" były dobrze "wyposażone" w atrakcje takie jak przydrożne restauracje, stacje paliw, telefony, serwisy napraw i inne rzeczy spotykane w cywilizowanym świecie?"
Dzisiejszą notkę zilustruję skanami NRD-owskiego atlasu samochodowego z początku lat 70-tych, pokazany stan datowany jest na październik 1970.
Zacznijmy od tego, że tranzyt przez NRD dotyczył nie tylko trasy RFN-Berlin Zachodni. Tym samym przepisom i zasadom podlegał również na przykład obywatel polski jadący z Polski do RFN albo Berlina Zachodniego. Paszport oczywiście musiał być (zachodnioberlińczycy pokazywali dowód osobisty), kontrola paszportowa i celna również. Przy wjeździe do NRD do paszportu wbijano stempel z datą i godziną wjazdu, przy wyjeździe sprawdzano ile przejazd trwał. Jeżeli zbyt krótko to kończyło się to mandatem za przekroczenie prędkości, jeżeli wyraźnie zbyt długo to trzeba się było gęsto tłumaczyć, przedstawiać rachunki z knajpy przy autostradzie itp.
Umowę o ruchu tranzytowym przez NRD zapewniającą tranzyt bez przeszkód podpisano dopiero w 1971 roku - mapy na skanach pokazują stan wcześniejszy, W umowie tej NRD zrzekała się części praw w odniesieniu do ruchu tranzytowego, na przykład prawa do aresztowania osób poszukiwanych przez policję.
Przejazd odbywał się ogólnodostępnymi autostradami, jednak samochody jadące tranzytem nie miały prawa z niej zjechać, ani nawet na dłużej zatrzymać. Oczywiście obywatele RFN i NRD mogli się (mogli w sensie können, a nie dürfen) zetknąć na parkingach i stacjach benzynowych na autostradzie, dlatego też parkingi te były pod stałą obserwacją Stasi. Więc mało kto się na tych parkingach z rodziną z RFN umawiał, lepiej było się nawet do tych z zachodu nie zbliżać - po co komu niepotrzebne problemy. Podobno Stasi używało do patrolowania autostrad i parkingów zachodnich samochodów z zachodnimi rejestracjami, można było je rozpoznać po nieaktualnych naklejkach przeglądu rejestracyjnego i badania spalin.
Zachodnie wozy wcale nie śmigały wyprzedzając Wartburgi i Trabanty - na NRD-owskich autostradach obowiązywało generalne ograniczenie prędkości do 100 km/h a oprócz tego policja często stawiała ograniczenie na przykład do 60 km/h na prostej drodze i radarowała z nastawieniem na podróżnych z Zachodu. Mandaty kasowali w markach zachodnich po kursie oficjalnym 1:1. A tak poza tym to autostrady były w tak złym stanie, że lepiej było nie jeździć po nich zbyt szybko. Pamiętam na przykład w 1990 jechaliśmy busem po towar, poprzedniego dnia bus był w warsztacie, tam zdejmowali mu zbiornik paliwa (nie pamiętam już dlaczego), Przy zakładaniu go z powrotem nie założyli podkładek sprężystych, na sklawiszowanej autostradzie śrubki się poluzowały i zbiornik poleciał na ulicę w środku Berlina Zachodniego. Polała się ropa i za chwilę wjechał nam w tył samochód (zresztą rzęch na tymczasowej rejestracji). Przejeżdżająca przypadkiem straż pożarna od razu się zatrzymała, zebrała ropę z ulicy i bez jakichkolwiek pytań pojechała dalej. Ale jak jest wypadek z udziałem obcokrajowców to bez policji się nie obejdzie, zwiedziliśmy więc zachodnioberliński komisariat. Było czysto i porządnie, ale bogactwem nie śmierdziało. Papierosami zresztą też nie i to była największa różnica w stosunku do komisariatu w Polsce.
Co do przydrożnych restauracji to nie było z tym zbyt dobrze. Na przykład na 110 kilometrowym odcinku obecnej A11 od Berliner Ringu do granicy w Kołbaskowie były jedna stacja benzynowa (w tym samym miejscu jest do dziś, ale zbudowana od nowa) i jedna przydrożna restauracja, jeszcze z lat 30-tych - po tej nie ma już nawet śladu. Pierwotnie była to stacja benzynowa, chyba standardowa, bo identyczna istnieje do dziś po stronie polskiej przy zjeździe na Kołbaskowo. Drugą taką widziałem kilka lat temu na przebudowanym już odcinku w Polsce, koło Wrocławia. Obie były już mocno popsute przebudowami, którąś można by jednak zostawić jako zabytek. Bo w Niemczech to chyba już nie ma takiej ani jednej. (POPRAWKA: miasto-masa-maszyna podesłał link do zdjęcia standardowej stacji benzynowej w stanie oryginalnym na A12, jednak ta restauracja na A11 była trochę inna)
Przy okazji ciekawostka. O ile te stacje benzynowe wyglądały na standardowe, o tyle każdy wiadukt i most - przynajmniej na A11 - był inny. Podobno każdy z nich był pracą dyplomową jakiegoś studenta, każdy musiał być inny żeby od siebie nie ściągali.
Stacje benzynowe należały do NRD-owskiego odpowiednika CPN-u - firmy Minol, a restauracje prowadziła Mitropa - odpowiednik naszego Warsu. Serwisów przy autostradzie nie było, ale przecież i teraz nie ma. Serwis nie może być bezpośrednio przy autostradzie, bo po autostradzie nie wolno holować pojazdów (najwyżej do najbliższego zjazdu). Natomiast już wtedy istniała sieć telefonów alarmowych, działały (raz w grudniu 1989 musiałem niestety skorzystać).
Istniał też jeden przydrożny motel, jeszcze przedwojenny - przy Hermsdorfer Kreuz (skrzyżowanie A4 z A9), ale o nim pisał już WO, więc nie będę się powtarzał tylko zalinkuję.
Na zdjęciu powyżej widoczna jest sieć głównych dróg w północnej części NRD w roku 1970. Zwracam uwagę na nie zamknięty od północy i zachodu Berliner Ring i brak dzisiejszej A24 Berlin-Hamburg. Autostrada ta była planowana jeszcze przed wojną, wykonano nawet część wiaduktów i inne prace przygotowawcze, ale budowę jej rozpoczęto na dobre dopiero po podpisaniu prorozumienia o ruchu tranzytowym, w roku 1972, a do użytku oddano ją dopiero w 1982 roku. Autostrada ta była wyraźnie zorientowana na tranzyt i nie miała zbyt wielu zjazdów - gdy raz, koło 1995 przez pomyłkę na nią skręciłem to zawrócić udało mi się dopiero po pięćdziesięciu kilometrach.
W południowej części NRD prawie nic nowego nie zbudowano. No może poza połączeniem A4 za Eisenach z granicą i podobnymi drobiazgami.
RFN płaciło poważne pieniądze na utrzymanie i rozbudowę autostrad tranzytowych, Wikipedia mówi o 2,2 miliarda DM. Dodatkowo podróżni z RFN musieli płacić za myto i wizy tranzytowe, wydatki te były zwracane im przez rząd RFN. Była to bardzo poważna pozycja w budżecie NRD.
Ale tranzyt odbywał się nie tylko autostradami. Duża część tranzytu szła koleją. Pociągi tranzytowe mogły zatrzymywać się tylko w zaplanowanych miejscach - pociąg był wtedy pilnowany przez policję. Nie tylko żeby nikt nie wsiadł - również żeby nikt się nie schował gdzieś pod wagonem. Ryzyko takie istniało zawsze gdy pociąg się zatrzymał - zapewnienie, żeby pociąg nie zatrzymał się w nieplanowanym miejscu nawet przez chwilę było dużym wyzwaniem dla NRD-owskiego dozoru ruchu.
Pozostała jeszcze poruszona w pytaniu kwestia "imperializmu i zacofania", Jak już pisałem w jednym z pierwszych odcinków propaganda NRD mogła głosić co chciała, większość obywateli i tak mogła porównać głoszone hasła z obrazem RFN pokazywanym w zachodniej telewizji. Pytać osobiście nie było trzeba. Natomiast "zacofanie" dotyczyło marksistowsko-leninowskich koncepcji ustrojów społecznych, według których kapitalizm był w stosunku do komunizmu zacofany z definicji. Nikt nie twierdził że zacofanie to dotyczyć miało zamożności społeczeństwa RFN, oni unikali bezpośredniego porównania poziomu życia w NRD i RFN mierząc się raczej z Włochami.
„Pierwotnie była to stacja benzynowa, chyba standardowa, bo identyczna istnieje do dziś po stronie polskiej przy zjeździe na Kołbaskowo. Drugą taką widziałem kilka lat temu na przebudowanym już odcinku w Polsce, koło Wrocławia. Obie były już mocno popsute przebudowami, którąś można by jednak zostawić jako zabytek. Bo w Niemczech to chyba już nie ma takiej ani jednej.”
http://www.panoramio.com/photo/19748191
Masz na myśli coś takiego?
@miasto-masa-maszyna
„Masz na myśli coś takiego?”
No właśnie jak zobaczyłem to zdjęcie, to stwierdziłem że to na A11 było chyba jednak trochę inne. To rzeczywiście jest stacja taka jak pod Szczecinem i koło Wrocławia, ale nie taka jak była tam.
A Kulczyk Holding będzie budował nam autostradę do Niemiec.. ciekawe czy szybciej niż rząd czy też bardzo wolno. jednak pomysł dobry.
A czy mieszkańcom zachodnich sektorów Berlina wystarczył wspomniany dowód osobisty do przekraczania wszelkich granic? Wiadomo, że na Zachód jeździć mogli.
Formalnie nie była to część RFN. Czy na prawie jazdy/znaczkach samochodowych/tablicach rejestracyjnych mieli oznaczenie D jak Niemcy Zachodnie?
Trochę z punktu widzenia historii interesuje mnie ten specyficzny status miasta, a w sieci raczej do niewielu informacji można się dokopać 🙂
@jerzyk3008
Status Berlina Zachodniego był faktycznie dość skomplikowany i zależał od punktu widzenia. RFN uznawało go za jeden z landów, a NRD za w ogóle nie wiadomo co. W każdym razie mieszkańcy Westberlina mieli paszporty, rejestracje itp. zachodnioniemieckie, ale do przejazdu przez NRD potrzebowali dowodów osobistych w zasadzie takich samych jak w RFN, tylko bez napisu Bundesrepublik Deutschland i bez orła. Nie pamiętam jak to było z prawem jazdy i innymi dokumentami, kolega z Berlina mi pokazywał, ale było to tak dawno…
Może Kolega prowadzący bloga wyjaśni,było to bodajże w 1984 w West-Berlinie na Zoologischegarten,pełno, prawdopodobnie studentów,Afrykańczyków z dużymi pakunkami,nie mogli się praktycznie z tym zabrać?To byli ci właśnie studenci dewizowi?