Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD (15): NRD-owska elektronika w zastosowaniach – komputery dla firm

W poprzednim odcinku opisałem NRD-owskie układy i procesory, ale przecież same te części to jeszcze nic. Istotne jest, co się z nimi robi. Biuro polityczne SED nie poprzestało na zarządzeniu produkcji półprzewodników na światowym poziomie. Oni uchwalili również, że w całym kraju ilość stanowisk CAD/CAM (w oryginale "CAD/CAM Arbeitsplätze") ma przekroczyć ileśtam (nie pamiętam ile, ale dużo) tysięcy.  Przy tym "stanowisko CAD/CAM" zdefiniowano tak, że łapał się na to każdy komputer z drukarką. Sensowność zastosowania komputera czy istnienie niezbędnego oprogramowania nie były istotnym kryterium - komputer musiał być i już. Partia kazała. I od tej pory kombinat Robotron nie musiał się już martwić o zbyt swojego sprzętu (jak się potem okazało, do czasu).

Aby wyjaśnić meandry komputeryzacji NRD muszę znowu zrobić dygresję historyczną.

W krajach RWPG, całkiem zresztą sensownie, komputery były ujednolicone. Istniało parę znormalizowanych linii komputerów:

Wszystkie te linie były dokładnie zerżnięte z odpowiednich systemów producentów amerykańskich. Dzięki temu można było przerzucić większość kosztów rozwoju sprzętu na Amerykanów i zapewnić sobie darmowe źródło kradzionego oprogramowania. Nie bez znaczenia była też unifikacja sprzętu i oprogramowania w ramach całego bloku pozwalająca na znaczne zmniejszenie kosztów informatyzacji. Produkcja elementów systemów była podzielona pomiędzy poszczególne kraje bloku, na przykład pamięci magnetyczne dyskowe i taśmowe robiono w Bułgarii, jednostki centralne w NRD a perforatory i czytniki taśmy perforowanej w Polsce.

Niewiele miałem do czynienia z komputerami mainframe, poza jedną laborką z programowania przy pomocy kart perforowanych i oglądaniem ich z zewnątrz w centrum obliczeniowym, ale widziałem że używano tam kradzionego IBM-owskiego systemu OS/360. Znacznie więcej pracowałem z klonem PDP, zwanym K-1630.

Komputer klasy PDP/11 - Robotron K1630

Komputer klasy PDP/11 - Robotron K1630 Źródło: www.robotrontechnik.de

Do tych właśnie maszyn w NRD opracowano własne procesory. Maszyna w trochę mniejszej konfiguracji (trzy szafy, w nich dwie pamięci dyskowe, dwie taśmowe, jeden czytnik taśmy perforowanej i oczywiście procesor)  stała w centrum obliczeniowym, podłączone były do niej 3 terminale + konsola. Terminale były dostępne w różnych wariantach ale wszystkie w prawie identycznych obudowach.

Terminal Robotron K8915, NRD, ok. 1986

Terminal Robotron K8915, NRD, ok. 1986

Na maszynach tych również używano systemów o wątpliwym statusie prawnym: systemu MOOS (kopii RSX-11M) i MUTOS (MultiUser Timesharing Operating System) - tak naprawdę była to jakaś wersja UNIXa.

Oczywiście mainframe i mini to tylko margines, najwięcej komputerów na uczelni (przynajmniej przed 1988) były to komputery nie należące do żadnej z wymienionych wyżej linii, tylko oparte na NRD-owskiej wersji Z80 i pracujące z klonem systemu CP/M zwanym SCP. Stylistyka tych komputerów była zbliżona do tego terminala na zdjęciu, na przykład taka:

Komputer Robotron K8924

Komputer Robotron K8924 Źródło: www.robotrontechnik.de

Starsze z tych komputerów miały jeszcze stacje dyskietek 8-calowych, nowsze 5,25 cala. Zdarzały się też pamięci kasetowe i inna egzotyka. Istniały też wersje oparte o klon procesora Z8000, nie pamiętam już jakiego używały systemu operacyjnego. W zasadzie urządzenia te można było odróżnić tylko po numerach, bo z zewnątrz wszystkie mogły wyglądać tak samo.

Pamięć kasetowa

Pamięć kasetowa Źródło: www.robotrontechnik.de

Robotron produkował też kilka modeli drukarek i opartych na nich terminali dalekopisowych:

Igłowe:

Drukarka igłowa Robotron SD1157, NRD, ok. 1986

Drukarka igłowa Robotron SD1157, NRD, ok. 1986

Rozetkowe:

Drukarka rozetkowa Robotron SD1152

Drukarka rozetkowa Robotron SD1152 Żródło: www.robotrontechnik.de

Na powyższych zdjęciach brakuje skali - oba urządzenia były bardzo duże, o szerokości prawie jednego metra i ciężkie jak cholera - SD1157 ważyła 65 kg! Wbrew pozorom konstrukcje te były bardzo wyrafinowane technicznie, na przykład rozetkowa SD1152 drukowała ze średnią prędkością 35 znaków na sekundę, aby to osiągnąć trzeba było w tym tempie przesuwać skokowo o znak dwukilogramową głowicę drukującą, występujące przy tym siły były tak duże, że drukarka mimo swoich 38 kg mocno drgała i trzęsła nawet solidnymi, metalowymi stołami.

Urządzenia opisane powyżej to stara technologia, istniały też nowsze rzeczy w standardzie IBM PC. Oczywiście z kradzionym MS-DOS-em pod nazwą DCP. Odważni byli - potrafili wystawić na targach CeBiT DCP jako własny system, o kilka metrów od stoiska Microsoftu. Przy tym jedynymi zmianami, jakie wprowadzili były zmiany nazwy i copyrightu. Pamiętam, że na Targach Lipskich około 1986 rozmawiałem z kimś na stoisku Robotronu i on też upierał się że DCP to oni sami zrobili.

Pierwsze konstrukcje NRD-owskich pecetów pojawiły się w 1985 roku:

Komputer klasy XT Robotron A7100, NRD, 1985

Komputer klasy XT Robotron A7100, NRD, 1985, Źródło: www.robotrontechnik.de

Oczywiście opracowanie peceta nie jest żadną sztuką - cała dokumentacja została przecież przez IBMa opublikowana. Było tych konstrukcji znacznie więcej, również kompatybilne z IBM AT. Niestety nie mam zdjęcia takiego (EC1835), w zamian zdjęcie wcześniejszej jego wersji EC1834:

Komputer klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

Komputer klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

 

Klawiatura komputera klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

Klawiatura komputera klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

 Niektóre modele drukarek do pecetów były również sprzedawane na Zachodzie, normalnie w sklepie, na przykład ta:

Drukarka Robotron K6313, NRD, ok. 1988

Drukarka Robotron K6313, NRD, ok. 1988

Wszystko pięknie, tylko jak to sprzęt produkcji socjalistycznej, miały te urządzenia dwa problemy: Jeden to jakość wykonania / niezawodność. Drugi to cena. Niestety, mimo że praca ludzka w socjalizmie była niemalże za darmo, to ceny tych urządzeń były astronomiczne. Dopóki import z Zachodu praktycznie nie istniał, jakoś to funkcjonowało, ale gdy tak około 1988 sprzęt zachodni zaczął na większą skalę różnymi kanałami napływać do NRD okazało się, że komputery z Zachodu nawet przeliczone po cenach czarnorynkowych i z dużym przebiciem są nie dość że tańsze, to jeszcze szybsze i bardziej niezawodne. Na przykład ten EC1834 kosztował ponad 55.000 marek NRD, czyli nawet po kursie czarnorynkowym dwa-trzy razy więcej niż lepszy, zachodni. W NRD-owskich odpowiednikach Bomisu, w których ludzie mogli sprzedać komputery zakładom pracy ustawiały się po zachodnie komputery kolejki zaopatrzeniowców. Wydaje mi się że los NRD był już w tym momencie przypieczętowany.

W następnym odcinku: Komputery domowe produkcji NRD.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD (14): NRD-owska mikroelektronika

Biuro polityczne SED postanowiło pewnego razu, że NRD będzie przodującym krajem na świecie w branży mikroelektronicznej. Jak to w gospodarce planowej: ustalono wskaźniki do osiągnięcia i wyznaczono odpowiedzialne za ich osiągnięcie zakłady pracy. W zasadzie był to jeden - kombinat (coś podobnego do koncernu według dzisiejszej nomenklatury) VEB Robotron. Robotron wziął się za to zadanie typowymi dla gospodarki socjalistycznej metodami - kopiując nielegalnie i na potęgę rozwiązania zachodnie, tylko co nieco dodając od siebie. I tu dochodzimy do zapowiedzianej w poprzednim odcinku wpadki. Poniżej zdjęcie NRD-owskiej kopii procesora Z-80 firmy Zilog. Układ na zdjęciu pochodzi z ostatnich serii produkcyjnych, kiedy wpadkę usiłowano już naprawić. Proszę przyjrzeć się zdjęciu uważnie, zwłaszcza końcówkom układu.

NRD-owski procesor Z-80

NRD-owski procesor Z-80, Źródło: Wikipedia, Autor: Konstantin Lanzet

Dla niefachowców pomoc: Tak wygląda "normalny" układ scalony, proszę porównać końcówki, zwłaszcza te skrajne.

Procesor Z-80 produkcji firmy NEC

Procesor Z-80 produkcji firmy NEC, Źródło: Wikipedia, Autor: Konstantin Lanzet

Jak można zauważyć, w normalnym układzie wszystkie końcówki są takie same, w NRD-owskim ta cienka część końcówki jest jakaś taka w różny sposób poprzesuwana. O co tu chodzi?

Układy scalone zostały wymyślone i wymiarowo zestandaryzowane w nie uznającym systemu metrycznego USA. Stąd dla rozstawu końcówek przyjęto raster calowy, odległość między kolejnymi nóżkami wynosi 1/10 cala czyli 2,54 mm. Przyjęcie konkretnego rastra ma bardzo duże konsekwencje, bo w tym samym rastrze muszą być wykonane lub pracować wszystkie pomoce do projektowania płytek drukowanych (zarówno wspomaganego komputerem - programy jak i ręcznego - papier calowy lub milimetrowy), płytki prototypowe, cały sprzęt do wykonywania płytek (naświetlarki, automatyczne wiertarki itp.), sprzęt do montażu (od urządzeń do wyginania końcówek elementów do urządzeń do automatycznego montażu) jak i wiele innych elementów, np. podstawki do układów scalonych.

Tu zbliżamy się do wyjaśnienia zagadki dziwnych końcówek: W NRD przyjęto, za namową towarzyszy radzieckich, raster metryczny 2,5 mm. Różnica niby niewielka, ledwie cztery setne milimetra i na początku sprawdzało się nieźle. Jeszcze przy układach 24-końcówkowych różnica na całej długości układu wynosiła zaledwie 12 * 0,04 mm = 0,48 mm, o tyle końcówki jeszcze dały się naginać. Ale przy układach 40-końcówkowych, jak te Z-80 i reszta zestawu, na długości 20 końcówek różnica wynosiła 0,8 mm, czyli dokładnie całą średnicę otworu w płytce drukowanej. W związku z tym większe układy NRD-owskie były bardzo trudno zamienne z układami z całej reszty świata (oprócz radzieckich). To znaczy dało się wetknąć te układy zamiennie, ale trzeba było się nad tym sporo namęczyć, a zamiana na produkcji nie wchodziła w rachubę. Jeszcze większy problem był z pamięciami EPROM, które trzeba wkładać do specjalnej podstawki w programatorze - nawet mniejsze pamięci zagraniczne nie pasowały do podstawek NRD-owskich i odwrotnie, a większych pamięci NRD-owskich to przecież wcale nie było. Można było sobie trochę pomóc, dociskając w czasie programowania nie pasującą pamięć palcem tak, aby wszystkie końcówki pewnie kontaktowały, ale biada jeżeli się tych kilku dobrych minut silnego przyciskania bez przerwy nie wytrzymało. Wkrótce te cztery setne stały się jednym z największych problemów mikroelektroniki NRD, błąd spróbowano naprawić dopiero na samym końcu, gdzieś koło 1988. Stąd te dziwne końcówki - te grubsze części końcówek są jeszcze w rastrze metrycznym, te cieńsze są już porozsuwane zgodnie z rastrem calowym.

Cała historia wskazuje na bardzo silne uzależnienie NRD od ZSRR - o ile mi wiadomo w żadnym innym kraju bloku nie przyjęto rastra metrycznego, a już na pewno układów w rastrze metrycznym nie produkowała ani Unitra Cemi, ani czeska Tesla.

Ale wróćmy do początku. Robotron skopiował najpierw coś prostego - procesor Intel 8008, kopii nadano oznaczenie U808. Mimo że był to bardzo marny na owe czasy procesor, wymagający do zbudowania kompletnego systemu bardzo wielu innych układów, to stosowano go w NRD w wielu urządzeniach. Na przykład użyto go w automacie do sprzedaży biletów kolejowych, automat miał klawiaturę dotykową (nie działającą najlepiej, trzeba było kombinować ze ślinieniem palców albo odwrotnie - z osuszaniem ich itp.), wyświetlacz z małym kineskopem (ok. 8 cali) i drukarkę drukującą bilety. Konstrukcja może i marna, ale działała, ostatnie zdemontowano dopiero w 1995 (!), kiedy nie dało się w nie wprogramować nowego systemu taryfowego DB. W Polsce podobnych urządzeń nie było.

Automat do sprzedaży biletów kolejowych

Automat do sprzedaży biletów kolejowych Źródło: www.robotrontechnik.de

Drugim skopiowanym zestawem układów był, wspomniany wcześniej Zilog Z-80 z przyległościami, nazwany U880. Oryginalny Z-80 był w tych czasach całkiem niezły, niestety NRD-owcy mieli problemy z prędkością działania swoich kopii. O ile sobie dobrze przypominam to najszybszy NRD-owski wariant odpowiadał z grubsza zaledwie standardowemu, najwolniejszemu oryginalnemu Z-80A.

Robotronowi udało się skopiować również procesor 16-bitowy - Zilog Z8000. Procesory te były produkowane pod oznaczeniami U8001 i U8002. Działały, nie wiem jednak jak ich częstotliwość zegara wypadała w porównaniu z oryginałami.

Produkowano również kopie procesorów jednochipowych serii Z8 (jako U88x) i przygotowano serię kopii procesora 80286 - U80601.

Udało się im, już chyba nie skopiować, tylko wyprodukować klona 32-bitowego procesora MicroVAX 78032 (U80701). Było to jednak tuż przed końcem NRD, zbudowano zaledwie 10 pokazowych systemów z tymi procesorami. Celem było zastąpienie przestarzałych już klonów minikomputera PDP-11 klonami aktualniejszych komputerów VAX.

Ale nie wszystko w NRD było skopiowane. Produkowano na przykład serię kaskadowalnych procesorów U830, przeznaczonych do użytku w RWPG-owskich klonach maszyn serii PDP-11, zwanych w bloku z radziecka SM (w cyrylicy CM) a w NRD K16xx. Procesory te nie mały żadnego zachodniego odpowiednika i były całkowicie opracowane w NRD.

Produkowano również pamięci ROM, EPROM i RAM, jednak zazwyczaj o niezbyt dużej pojemności. Ponieważ Biuro Polityczne kazało osiągnąć poziom światowy opracowano jednak pamięć DRAM o pojemności jednego megabita (w tym czasie faktycznie poziom światowy), według niesprawdzalnych informacji działającą, jednak nie uruchomiono jej seryjnej produkcji. Podejrzewam, że nawet jeżeli te pamięci działały to uzysk był o rzędy wielkości zbyt niski żeby produkcja była opłacalna.

NRD-owska pamięć DRAM 1 MBit

NRD-owska pamięć DRAM 1 MBit Źródło: www.robotrontechnik.de

Mimo wszystkich tych osiągnięć, kopiowanych lub nie, NRD-owcy mieli stały problem z uzyskiem. Koledzy z sekcji półprzewodników dostawali do ćwiczeń i pomiarów całe wafery, na których nie było ani jednego sprawnego układu pamięci EPROM. Sorry, ale tak nie wygląda efektywna produkcja. Widziałem w akcji NRD-owską macierz CCD 256x256 z próbnej serii, podobno był to jeden z lepszych egzemplarzy - sporo linii obrazu było poprzesuwanych i mnóstwo pixeli martwych. A jak uzysk jest niski to cena wysoka. Cena NRD-owskiego Z-80, mimo socjalistycznych relacji kosztowych (czytaj: prawie darmowej pracy ludzkiej), mniejszej prędkości działania i gorszej niezawodności, przeliczona po kursie czarnorynkowym nie była wiele niższa od ceny prawdziwego, zachodniego. A czasem i wyższa (zależnie od aktualnego kursu czarnorynkowego i ceny zachodniego procesora w DM).

Mimo to oficjalna propaganda upajała się tekstami typu "Pociąg z napisem 'Mikroelektronika' już odjechał, ale NRD załapała się jeszcze na  bufory" (tłumaczenie dosłowne z pamięci, teksty te bywały też ilustrowane). Zdjęcie pamięci megabitowej widniało w każdej gazecie i każdym czasopiśmie, niezależnie od jego branży i grupy docelowej. Jeden egzemplarz z pompą podarowano Gorbaczowowi gdy ten odwiedził NRD. Złośliwie dodam, że zdjęcia tej pamięci przestały się potem pojawiać się w gazetach, więc pewnie był tylko ten jeden egzemplarz.

Halo wokół NRD-owskich półprzewodników było wielkie, ale na giełdach części elektronicznych, organizowanych dość często na kampusie, elementy przywożone przez nas z Polski cieszyły się bardzo dużym powodzeniem i osiągały bardzo dobre przebicia. Kupowaliśmy większość tego w sklepach Bomisu, celnicy nie czepiali się (bo nie mieli pojęcia co to jest), schodziło jak ciepłe bułeczki. Szczególnie chętnie Niemcy kupowali tranzystory mocy (całkiem zwyczajne 2N3055 albo czeskie KD502), w Polsce za pół darmo a w NRD nie produkowane i trudno dostępne. Innym hitem były licencyjne przełączniki Isostat, znacznie lepsze od produkowanych w NRD. Ponieważ NRD-owcy nie mogli jeździć na zachód (a mało którego emeryta można było obciążyć misją zakupienia elementów elektronicznych) to dało się nieźle zarobić nawet na elementach zachodnich przywiezionych już przez kogoś z zyskiem do Polski.

Jeżeli kogoś temat zainteresował, to więcej o tym jest TUTAJ, w języku Sprache i Language. świetna strona swoją drogą. Oczywiście nic o wpadce z rastrem tam nie znajdziecie - autorzy strony są młodsi ode mnie o nic jeszcze o tym nie wiedzą (właśnie im o tym piszę).

W następnym odcinku: NRD-owska mikroelektronika w zastosowaniach.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

4 komentarze

Żegnaj NRD (3): Droga na Zachód przez Wschód

Jak już wspomniałem w poprzednim odcinku, moje kontakty z NRD w latach 70-tych i wczesnych 80-tych ograniczały się do jeżdżenia na zakupy, oglądania telewizji i uczenia się niemieckiego w szkole. Jak się więc stało że wylądowałem w NRD? Jak to zwykle w życiu - przypadek.

Kiedy zbliżał się już koniec liceum trzeba było podjąć decyzję - co dalej. Interesowałem się wtedy intensywnie elektroniką i komputerami, z tym że komputerami raczej teoretycznie. ZX-81 można było zobaczyć co najwyżej w telewizji, książek i innych materiałów po polsku jeszcze nie było, żeby się czegokolwiek dowiedzieć tłumaczyłem sobie z czeskiego cykl artykułów o 8080 z pisma "Amatérské rádio" (mam ten zeszyt z tłumaczeniem do dziś). Pisałem na papierze programy w assemblerze, bez szans na puszczenie ich gdziekolwiek. Moim marzeniem było studiowanie elektroniki na Politechnice w Warszawie.

Dostanie się na studia w tych czasach nie było tak łatwe jak dzisiaj. Dziś tak naprawdę to wystarczy zapłacić i jakieś miejsce na jakichś zasadach się znajdzie. Wtedy nie - trzeba było zdać egzamin, a ponieważ papiery można było złożyć tylko na jedną uczelnię to w przypadku niepowodzenia robił się spory problem. Studia płatne, gdzie biorą wszystkich praktycznie bez odsiewu jeszcze nie istniały. Do tego jeszcze liczyły się punkty za pochodzenie - a ja, mały żuczek z prowincjonalnego Szczecina miałem za rodziców inżynierów.

Pewnego razu w szkole pojawił się poprzednioroczny maturzysta i zachęcał do studiowania za granicą. Opowiadał o własnych doświadczeniach na studiach w NRD, w Ilmenau, na informatyce. Jako maminsynek który nigdy nie był nawet na koloniach, tylko zawsze na wczasach z rodzicami, nawet nie rozważałem wyjazdu na studia za granicę. Wymyśliłem natomiast inną koncepcję: Ponieważ egzaminy na studia zagraniczne miały być wcześniej niż na studia krajowe, to złożę papiery też tam i będę miał trening przed tym właściwym egzaminem. Namówiłem na taką akcję jeszcze trzech kolegów z klasy, załatwiliśmy wszystkie formalności, trzech z nas wybrało uczelnię w Ilmenau (na której studiował kolega namawiający) czwarty, świetny matematyk, wybrał informatykę (taką bardziej matematyczną) na uniwersytecie w Dreźnie. No i pojechaliśmy na egzaminy. Na wschód. Do Radomia. Nawiasem mówiąc z klasy jeszcze dwóch kolegów pojechało na germanistykę do Lipska (ale jako laureaci olimpiady przedmiotowej nie zdawali egzaminów), jeden w następnym roku pojechał studiować w ZSRR a jeszcze jeden na medycynę do Rostoku.

W Radomiu, na Wyższej Szkole Inżynierskiej, odbywały się centralne egzaminy na zagraniczne studia techniczne. Do różnych krajów bloku (ZSRR, NRD, Czechosłowacja, Węgry i nie pamiętam co jeszcze). Egzamin trwał chyba 3 dni, pisemny z matematyki, fizyki i niemieckiego. Zakwaterowanie w standardowym akademiku, jedzenie w stołówce w której w ogóle nie było noży (smarowanie chleba masłem przy pomocy trzonka łyżki to traumatyczne przeżycie). Radio z kołchoźnika nastawiane centralnie przez panią z dyżurki (ponieważ do wyboru był tylko PRII i PRIII, nie był to aż taki problem). No ale czasy były ogólnie ciężkie. Nawet na wczasach sztućce dostawało się do użytku za pokwitowaniem.

No i, całkowicie niespodziewanie, wszyscy się dostaliśmy. A ponieważ lepszy wróbel w garści, to również wszyscy zdecydowaliśmy się jechać. Tylko jeszcze trzeba było odbębnić prawie dwutygodniowy obóz przygotowawczy, również w Radomiu.

Na obóz przygotowawczy przyjechaliśmy lepiej przygotowani, to znaczy z własnymi nożami. Obóz składał się przede wszystkim z wykładów, czasem nudnych, czasem bardzo interesujących. Najbardziej zapadł mi w pamięć wykład jakiegoś ówczesnego członka KC PZPR na temat społecznego odbioru religii w Polsce i różnych krajach bloku. Spodziewałem się nachalnej, prymitywnej propagandy, tymczasem wykład był po prostu świetny - rzeczowy, fachowy i interesujący. Oprócz tego z każdej uczelni pojawił się polski student z wyższego roku jako opiekun grupy (i oczywiście żeby jako pierwszy poznać dziewczyny). Pamiętam jeszcze koncert Daabu (bardzo fajny) i grupową wycieczkę po okolicy. Na wycieczce jedliśmy obiad w jakiejś wiejskiej knajpie, opiekun grupy poprosił na koniec o rachunek i usłyszał: "Jaki rachunek!? Tu trzeba pieniędzy!". Bywaliśmy też grupowo w kinie, oglądaliśmy na przykład "Ucieczkę z Alcatraz" z Clintem Eastwoodem (nawiążę do tego w jednym z następnych odcinków). Film był co prawda sprzed pięciu lat, ale wtedy jak na zachodni film w kinach była to świeżynka.

Obóz przetrwaliśmy, następne spotkanie w Warszawie, bezpośrednio przed wyjazdem. I znowu na Zachód przez Wschód - 525 km na wschód, w Polskę, żeby pojechać 450 km na południowy zachód. I oczywiście z tymi wszystkimi bagażami - bo nie można było tak po prostu pojechać sobie do domu po resztę rzeczy, o nie.

Istniało wtedy parę rodzajów paszportów. Podstawowym był paszport turystyczny w kolorze niebieskim, wydawany na wyjazdy turystyczne. Odmiana tego paszportu była zwana "S"-ką, od wydrukowanej na okładce litery S. Nie pamiętam, czy to S pochodziło od "sponsorowany" czy "sportowy", ale paszportów takich używali głównie sportowcy. Drugim typem paszportu był paszport służbowy, w kolorze zielonym, używany do wyjazdów służbowych. Trzecim typem był czerwony paszport dyplomatyczny. Zakres ważności paszportu (ZSRR, kraje socjalistyczne plus Jugosławia minus ZSRR, wszystkie kraje świata) określał całostronicowy stempel. Według dzisiejszych standardów wystarczałoby wsiąść w pociąg i już. Ale w realnym socjalizmie nic nie mogło być proste. Po pierwsze, paszportu nie można było mieć w domu. Paszport dostawało się do ręki krótko przed wyjazdem i zaraz po przyjeździe trzeba go było zdać. Paszporty turystyczne przechowywało odpowiednie dla miejsca zameldowania Biuro Paszportów, podległe zasadniczo Służbie Bezpieczeństwa. Paszporty służbowe przechowywał pracodawca (w moim przypadku Politechnika Warszawska), jak było z dyplomatycznymi nie wiem. Ale w realnym socjalizmie nic nie mogło być nawet tylko trochę skomplikowane. Po drugie z samym paszportem nie można było przekroczyć granicy. Niezbędne było posiadanie Karty Przekroczenia Granicy. Teoretycznie był to taki papierek do celów statystycznych, drukowana na czarno KPG na paszport turystyczny walała się w dowolnych ilościach we wszelakich urzędach. Żeby wyjechać na paszport turystyczny i tak trzeba było mieć jeszcze zaproszenie albo brać udział w wycieczce zorganizowanej. Natomiast swoją prawdziwą, totalitarną naturę pokazywała drukowana na zielono Karta Przekroczenia Granicy na paszport służbowy.

Karta Przekroczenia Granicy na paszport służbowy, PRL, 1988

Karta Przekroczenia Granicy na paszport służbowy, PRL, 1988

Karta Przekroczenia Granicy na paszport służbowy, PRL, 1988

Karta Przekroczenia Granicy na paszport służbowy, PRL, 1988

Zielona KPG nie walała się nigdzie. Teoretycznie powinien wydawać ją pracodawca, będący równocześnie właścicielem paszportu. Nam przysługiwały 4 KPG w roku, ale oczywiście nie można było dostać czterech na raz. Czyli w praktyce za każdym przyjazdem do domu (450 km * 2) musiałem pojechać do Warszawy do Działu Współpracy z Zagranicą Politechniki Warszawskiej (następne 525 km * 2). Zdarzała się możliwość załatwienia karty z innego źródła, ale był w tym następny haczyk: Dostawało się zazwyczaj czysty druk, a do przekroczenia granicy niezbędny był stempel zakładu pracy na nim. A stempel zakładu pracy to trzymano w sejfie albo zapieczętowanym pomieszczeniu razem z teleksem i nie było łatwo namówić kogoś na przyłożenie go do dokumentu, który z definicji wędrował do odpowiedniej komórki SB. Widziałem desperatów stemplujących KPG przy pomocy "Drukarenki", czyli zabawki w której z literek można było złożyć stempelek z napisem, w niczym nie przypominający prawdziwego stempla zakładu pracy.

Międzynarodowy bilet na pociąg, NRD, 1987

Międzynarodowy bilet na pociąg, NRD, 1987

Nadopiekuńczość państwa. Aby wyjechać za granicę trzeba było mieć paszport. Teraz też. Ponieważ obywatel mógł o tym nie wiedzieć, przy zakupie biletu kolejowego pani w kasie sprawdzała posiadanie paszportu. Jakiegokolwiek. Niekoniecznie należącego do osoby kupującej. Bez paszportu nie można było kupić biletu. Nie można i już. Sama idea nie jest może taka zła. Przynajmniej dopóki patrzymy na nią z osobna, bez uwzględnienia pozostałych uwarunkowań. A były one takie:

  • Na większość pociągów jeżdżących za granicę obowiązywały miejscówki.
  • Obłożenie tych pociągów, zwłaszcza w okresie różnych świąt było duże.
  • Paszport można było dostać do ręki najwyżej na parę dni przed wyjazdem.
  • Sam paszport i tak nie wystarczał do wyjazdu.

Skutek był taki, że jak się paszport do ręki dostało, to miejscówek już nie było. Czyli z idei którą może i dałoby się jakoś obronić (żeby obywatel na granicy nie rozczarował się jak, nie przymierzając, Polak zawrócony z lotniska w USA), robiła się jawna szykana potwornie utrudniająca życie i nic nie dająca. Kwintesencja PRL: Zrobimy ci dla twojego dobra tak fajnie, że ci się żyć odechce. Oczywiście trzeba było sobie jakoś radzić, więc można było pożyczyć paszport od kogoś, kto go akurat miał w domu (ale to było trudne, bo przecież prawie nikt nie miał go w domu na stałe), albo po prostu kupić miejscówkę na dowolny dzień, a pojechać i tak w takim terminie w jakim pojechać było trzeba. Czyli konsekwencją sprawdzania paszportów w kasie biletowej było zanegowanie instytucji miejscówki jako takiej. I oczywiście nie istniało żadne sprzężenie zwrotne między rzeczywistością a przepisami - przepisy były z definicji słuszne, a jak nie pasowały do rzeczywistości to tym gorzej dla rzeczywistości. Zresztą to akurat się do dziś nie za bardzo zmieniło. Przykłady z dwudziestu lat RP czytelnik może dośpiewać sobie sam.

Ciąg dalszy w przygotowaniu, jak znajdę chwile czasu to wyciągnę karton z dokumentami i pamiątkami i porobię zdjęcia. Gorzej będzie ze zdjęciami z NRD, robiłem slajdy a nie znam nikogo kto by miał przystawkę do skanowania slajdów.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

7 komentarzy