Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Warto zobaczyć: Narodowe Muzeum Techniki Praga

Teraz ostatnia notka o czeskich muzeach techniki zaległa od 2018. W kolejce są jeszcze inne zaległości, ale z innych krajów. Ta notka będzie raczej krótka nie dlatego że muzeum jest słabe, ale dlatego że jest takie, jak powinno być.  Po prostu warto zobaczyć i już.

Narodowe Muzeum Techniki Praga
Narodowe Muzeum Techniki Praga

Większość ekspozycji (przynajmniej odczuwana większość, żeby ktoś nie liczył mi metrów kwadratowych) to rowery, rowery z silnikami/motocykle i samochody, w większości skonstruowane i/lub produkowane na terenie obecnych Czech. Żadnej Skody nie zauważyłem, za to Laurin & Klement i sporo innych czeskich marek.

Narodowe Muzeum Techniki Praga - NW Präsident (1898) - pierwszy samochód wyprodukowany na terenie Czech, firmy Nesselsdorfer Wagenbau-Fabriks-Gesselschaft A.G., znanej później jako Tatra.
Narodowe Muzeum Techniki Praga - NW Präsident (1898) - pierwszy samochód wyprodukowany na terenie Czech, firmy Nesselsdorfer Wagenbau-Fabriks-Gesselschaft A.G., znanej później jako Tatra.
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Bedelia BD2
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Bedelia BD2
Narodowe Muzeum Techniki Praga - Dalnik 250
Narodowe Muzeum Techniki Praga - Dalnik 250
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Java 750
Narodowe Muzeum Techniki Praga - samochód Java 750

Przy okazji znalazłem, że mam zdjęcie roweru Slavia, o którym było w notce o Laurinie i Klemencie. Ciekawe że rurki były bambusowe, a błotniki i rączki kierownicy z drewna - dziś taki rower byłby bardzo szpanerski.

Narodowe Muzeum Techniki Praga - rower Slavia firmy Laurin & Klement
Narodowe Muzeum Techniki Praga - rower Slavia firmy Laurin & Klement

Ciekawa ekspozycja z różnym sprzętem gospodarstwa domowego. Czesi mieli w tej działce całkiem niezły i wyprzedzający swoje czasy design. Tu na przykład wczesny model R2D2:

Narodowe Muzeum Techniki Praga - wczesny model R2D2 (a na serio to oczywiście pralka)
Narodowe Muzeum Techniki Praga - wczesny model R2D2 (a na serio to oczywiście pralka)

Tu już nie jest za darmo, a nawet niezbyt tanio, ale mimo to warto zobaczyć.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muzeum Wojskowo-Techniczne Lešany

Kontynuuję notki zaległe od 2018. Dziś o muzeum w Lešanach koło Pragi, poświęconym głównie broni pancernej. To muzeum też należy do pierwszej ligi podobnych muzeów w Europie.

Przy wejściu wita nas czołg IS-2 pomalowany na różowo przez Davida Černego, ale o tym napiszę więcej w notce o Davidzie Černým.

Dalej mamy radar Würzburg Riese (i to kompletny), a za nim transporter TOPAS przerobiony na zjeżdżalnię dla dzieci. Polega to na tym, że można po drabince wejść do środka, wyjść na jego tylną część i zjechać. Nie zjechałem, ale do środka wlazłem.

Muzeum Lešany - radar Würzburg Riese
Muzeum Lešany - radar Würzburg Riese
Muzeum Lešany - TOPAS jako zjeżdżalnia
Muzeum Lešany - TOPAS jako zjeżdżalnia

Dalej mamy parę hal. Jedna z nich to też takie Muzeum Škody, tutaj są różne działa produkowane przez ten koncern.

Muzeum Lešany - działo Škoda
Muzeum Lešany - działo Škoda

W innych halach znajdują się ekspozycje poświęcone artylerii przeciwlotniczej, wojskom łączności oraz samochodom używanym przez wojsko (w sporej części to Škody). 

Muzeum Lešany - Samochód Praga AN-4
Muzeum Lešany - Samochód Praga AN-4

Z ciekawostek mamy jeszcze kawałki pociągu pancernego i halę w której zrobiono dioramę bitwy pancernej w skali 1:1. Idziemy tam przez teren bitwy czymś w rodzaju okopu, po drodze mamy nawet czołg T-34 przejeżdżający przez ten okop, czołg ma otwarty dolny właz i oświetlone wnętrze, i można zajrzeć do środka.

Muzeum Lešany - wagon pociągu pancernego
Muzeum Lešany - wagon pociągu pancernego
Muzeum Lešany - diorama bitwy pancernej
Muzeum Lešany - diorama bitwy pancernej

Ale większość ekspozycji to czołgi i transportery opancerzone, najwięcej jest oczywiście tych z krajów Układu Warszawskiego (a w szczególności produkowanych w Czechach), ale za to mnóstwo rzadko spotykanych modeli. 

Muzeum Lešany - Samobieżna armatohaubica wz. 1977 Dana
Muzeum Lešany - Samobieżna armatohaubica wz. 1977 Dana

I jeszcze mają tam sporo sprzętu, o którym nie pisze się monografii - pojazdów kuchennych, pralniczych i podobnych służb pomocniczych. Tego nie widuje się często w muzeach. 

Ogólnie: Muzeum pierwsza klasa! Warto zobaczyć! I do tego wstęp za darmo!

Jeszcze dla porządku: W Pradze jest jeszcze jedno muzeum wojskowe - Armádní muzeum Žižkov, tyle że raczej nie aż tak ciekawe, bo wygląda na wojskowo-historyczne. I do tego było wtedy zamknięte ze względu na remont, więc tam nie byliśmy.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muzeum Lotnictwa Kbely (z dygresjami)

Kontynuuję zaległe notki o muzeach szeroko rozumianej techniki. Dziś notka, która powinna była powstać w roku 2018, o Muzeum Lotnictwa Kbely pod Pragą.

Może zacznę od krótkiej historii czechosłowackiego i czeskiego lotnictwa. Okres pionierski w Czechach praktycznie nie istniał, podczas WWI też chyba żadnych samolotów w Czechach nie produkowano, większość samolotów C.K. lotnictwa pochodziła z Niemiec. Po powstaniu Czechosłowacji pojawiło się tu kilka firm lotniczych, te największe istnieją do dziś (chociaż niekoniecznie są nadal czeskie albo niekoniecznie robią samoloty: Avia, Aero, Letov). Międzywojenna Czechosłowacja produkowała sporo modeli samolotów, ale w końcu lat trzydziestych odstawały one od aktualnego stanu techniki, podobnie jak polskie. Polska miała chociaż jeden własny, seryjnie produkowany model jako-tako nowoczesnego samolotu (jednopłat, bez zastrzałów, konstrukcja metalowa, chowane podwozie, zamknięta kabina) - czyli PZL-37 Łoś. Czechosłowackie samoloty o podobnych charakterystykach były tylko licencyjne.

Po aneksji przez Niemcy czechosłowackie firmy produkowały samoloty konstrukcji niemieckiej, a po wyzwoleniu (albo zajęciu przez ZSRR, jak kto woli) robiły to nadal. Później dołączyły licencyjne samoloty radzieckie, a potem rozpoczęto również produkcję własnych konstrukcji. Najbardziej znane w Polsce były samoloty sportowe Zlin. Czechosłowackie lotnictwo wojskowe latało przede wszystkim na sprzęcie radzieckim (częściowo licencyjnym).

Jak można się spodziewać, muzeum odzwierciedla tę historię, jednak na ekspozycji znajdują się również samoloty z innych krajów.

Muzeum Lotnictwa Kbely - SPAD S.VII i Letov Š-2
Muzeum Lotnictwa Kbely - SPAD S.VII i Letov Š-2

Zaczynamy od hal z samolotami z okresu międzywojennego - tu jest sporo samolotów czechosłowackich, mocno egzotycznych, a między nimi zrekonstruowany (przede wszystkim z oryginalnych części, ale trochę trzeba było dorobić według dokumentacji) egzemplarz Avii B.534, która była podstawowym typem myśliwca armii czechosłowackiej. Ciekawostka: Avia B.534 była rozważana do zastosowania jako samolot pokładowy dla lotniskowców klasy Graf Zeppelin, przeprowadzono nawet próby startu/lądowania, ale oczywiście nie na prawdziwym statku.

Muzeum Lotnictwa Kbely - Avia B.534
Muzeum Lotnictwa Kbely - Avia B.534

Tu, jako (chwilowo były) modelarz muszę zrobić dłuższą dygresję. Za komuny wybór setów modeli do sklejania nie był duży - były raczej marne sety enerdowskiego Plastikartu w nietypowych skalach (1:100, 1;50, 1:25), beznadziejne polskie (chociaż później pojawiły się sety Plastyka, wyraźnie lepsze), ale najlepsze były czechosłowackie sety firmy Kovozávody Prostějov w 1:72. Z pamięci lista ich ówczesnych setów (firma istnieje nadal, większość tych setów jest nadal dostępna, ale nie wszystkie, a nie znajduję listy tych starych):

Spitfire w skali 1:72 z setu Kovozavody Prostejov z lat osiemdziesiątych
Spitfire w skali 1:72 z setu Kovozavody Prostejov z lat osiemdziesiątych

Moja obserwacja rynku setów modeli do sklejania jest taka, że firmy najczęściej wybierają typy samolotów (ale nie tylko, czołgów też) dostępne w muzeum w ich okolicy. No i w muzeum w Kbely brakowało tylko dwóch: Avii B.35 i Letova. Tej Avii to raczej nigdzie nie ma, bo były tylko trzy prototypy, czy jest gdzieś ten Letov nie znalazłem. A z powyższej listy miałam wszystkie oprócz Avii S.199, więc mam do nich jakiś stosunek emocjonalny.

Wróćmy do muzeum. 

Muzeum Lotnictwa Kbely - prototyp śmigłowca Moravan Z-135
Muzeum Lotnictwa Kbely - prototyp śmigłowca Moravan Z-135

W hali z odrzutowcami szkolnymi stoją Aero L-29 Delfín, Aero L-39 Albatros i TS-11 Iskra. I tu nie powstrzymam się przed kolejną dygresją, tym razem o Iskrze. W Polsce obowiązuje narracja, że Iskra to świetny samolot, sukces eksportowy i wogle, i pewne wydarzenie jest starannie przemilczywane. Nie było o tym ani w broszurce z serii Typy Broni i Uzbrojenia, ani w żadnej z książek o samolotach które miałem, nie dowiecie się tego z polskiej wiki (przynajmniej w haśle o Iskrze). Ja dowiedziałem się o tym dopiero kilka lat temu i to przypadkiem.

Muzeum Lotnictwa Kbely - Aero L-29 Delfin, w tle PZL TS-11 Iskra
Muzeum Lotnictwa Kbely - Aero L-29 Delfín, w tle PZL TS-11 Iskra

A było to tak: W roku 1961 przeprowadzono testy porównawcze, który miały na celu wybranie jednego typu odrzutowca szkolnego dla wszystkich krajów Układu Warszawskiego. W próbach porównywano samoloty (wszystkie były wtedy na etapie prototypów):

  • Polski PZL TS-11 Iskra
  • Czechosłowacki Aero L-29 Delfín
  • Radziecki Jakowlew Jak-30

Jak to wszystko się odbyło każde ze znalezionych źródeł opisuje trochę inaczej, ale wynik był taki, że wybrano samolot czechosłowacki. Projekt radziecki poszedł do kosza, czechosłowacki do produkcji seryjnej dla krajów bloku (zrobiono ich 3655 sztuk), a Polacy nie pogodzili się z przegraną i używali Iskier, a nie Delfinów. Iskry zrobiono 424 sztuki, a za granicę sprzedały się tylko do Indii.

Dużo dziś dygresji, spróbuję dalej trzymać się tematu. Poza halami stoi dużo sprzętu, głownie poradzieckiego, różne MiGi, Iły-28 w różnych wersjach, śmigłowce, ... Wybór jest duży.

Muzeum Lotnictwa Kbely
Muzeum Lotnictwa Kbely

Jest też druga część ekspozycji, ale trzeba wyjść z terenu muzeum, przejść na drugą stronę drogi i pójść paręset metrów w kierunku lotniska aeroklubowego. Tam, w hangarze zwanym Stará Aerovka, stoją samoloty w stanie lotnym. Między innymi jest tam zrekonstruowany Aero C3A (i zachowany kadłub innego egzemplarza).

Muzeum Lotnictwa Kbely - Aero C3A
Muzeum Lotnictwa Kbely - Aero C3A

Ogólnie to duże, solidne muzeum lotnictwa, z wieloma bardzo rzadkimi samolotami. I do tego wstęp za darmo! Naprawdę warto zobaczyć.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Muzeum Škody w Mladá Boleslav. Oraz Laurin & Klement.

Kontynuuję zaległe notki z muzeów techniki z różnych krajów. Zaległości mam bardzo duże - w Czechach byłem w 2018, kilka muzeów techniki zaliczone, a notki o nich jak dotąd nie było żadnej. A czeskie muzea techniki (i techniki wojskowej) są świetne, naprawdę warto zobaczyć.

Muzeum Škody w Mlada Boleslav
Muzeum Škody w Mlada Boleslav

Muzeum jest przy starej, ale nadal działającej fabryce - założyli ją w 1895 Václav Laurin i Václav Klement. Laurin był ślusarzem a Klement sprzedawcą książek. Klement oprócz bycia handlowcem interesował się techniką, sprzedawał też części rowerowe. W 1894 kupił sobie rower produkcji firmy Seidel & Naumann z Drezna (firma przetrwała WWII i w NRD jako część koncernu Robotron produkowała maszyny do pisania Erika, a padła ostatecznie po zjednoczeniu, w 1992). Rower był marny i szybko się zepsuł, więc Klement napisał sążnistą skargę po czesku (to ważne dla tej historii) do filii producenta. Odpowiedziano mu listownie po niemiecku, że "jeżeli chce dostać odpowiedź, to niech napisze w zrozumiałym dla nich języku". Klement mocno się wkurzył na taką obsługę klienta, bo filia znajdowała się w Uściu nad Łabą, czyli formalnie rzecz biorąc na terenie Czech. Można by z nim dyskutować, bo w tej okolicy większość ludności była jednak niemieckojęzyczna, ale może filia była na całe Czechy, więc ktoś umiejący po czesku by się jednak tam przydał. No ale zdarzyło się tak, jak się zdarzyło, a Klement zbiegiem okoliczności w tymże momencie spotkał Václava Laurenta, który wcześniej współprowadził zakład produkujący rowery, ale właśnie popsztykał się ze wspólnikiem i szukał nowej roboty. Zeszło się im idealnie.

Pomnik Laurina i Klementa
Pomnik Laurina i Klementa

Więc w 1895 Laurin i Klement założyli warsztat naprawy i produkcji rowerów. Jako czescy patrioci nazwali swoje rowery "Slavia", czyli mniej więcej "Słowiańszczyzna". To słowo z czeskiego dyskursu patriotycznego oznaczające słowiańskie ziemie czeskie, w opozycji do germańskiej C.K. Austrii. Dziś tak nazywa się wiele czeskich klubów sportowych, na przykład w Pradze mieszkaliśmy w hotelu klubu sportowego Slavia Praha, tuż obok ich stadionu piłkarskiego.

EDIT 13.10.2025: Znalazłem swoje zdjęcie roweru Slavia:

Narodowe Muzeum Techniki Praga - rower Slavia firmy Laurin & Klement
Narodowe Muzeum Techniki Praga - rower Slavia firmy Laurin & Klement

Porównajmy może timeline firmy Laurin & Klement z Oplem: Jak widać Laurin i Klement przeskoczyli etap maszyn do pisania i do szycia który zaliczył Opel, a z rowerami zaczęli już rok przed Oplem. Rowery Slavia były dobre i niezawodne, więc interes szedł dobrze. W 1899 L&K rozpoczęli produkcję motocykli (czy też rowerów z silnikiem, o klasyfikację tych wczesnych konstrukcji można się spierać). Laurin pojechał do Paryża kupić popularny wtedy rower z silnikiem firmy Werner, ale stwierdził że on jest do niczego i trzeba go zupełnie przekonstruować. Rower braci Werner miał silnik umieszczony przed kierownicą i napęd pasem skórzanym na koło przednie. Laurin przełożył silnik do ramy i poprowadził pasek na koło tylne. Prowadzenie pasa w jego motocyklu średnio mi się podoba, pas za ostro zakręca żeby był trwały i nie tracił za dużo mocy. W sumie bracia Werner też widzieli potrzebę przeniesienia napędu na koło tylne i zrobili to w roku 1900. Tyle że oni zintegrowali silnik z dolną częścią ramy i w związku z tym pasek napędowy szedł u nich rozsądnie, bez niepotrzebnych zagięć o małym promieniu. Niemiecka wiki twierdzi, że bracia Werner przejęli koncepcję przeniesienia napędu na tył właśnie od Laurina i Klementa, ale tu miałbym wątpliwości, citation needed (wiki ma citation, ale z papierowej książki, więc nie mogę sprawdzić).

W 1901 Laurin i Klement mieli swój moment triumfu, kiedy firma Seidel & Naumann (od której się to przecież zaczęło) kupiła od nich licencję na ich motocykl i rozpoczęła ich produkcję (pod nazwą "Germania").

Opel też przeszedł etap motocykli, i też był później - 1901. Chciałem porównać obie konstrukcje, o tej Opla (2-PS-Motorzweirad) znalazłem tylko rysunek reklamowy z epoki. Na jego podstawie wychodzi mi, że oba były bardzo podobne, omalże identyczne, niewykluczone że Opel się wzorował, może przez Seidla i Naumanna.

Opel wcześniej doszedł do samochodów - w 1899 we współpracy z Lutzmannem, a od 1901 na licencji Darraqa. Laurin i Klement pierwszy swój samochód zrobili później, w 1905, był to Voiturette A. (na zdjęciu oryginał, mają tam jeszcze replikę).

Laurin & Klement Voiturette A
Laurin & Klement Voiturette A

Voiturette A pojawiło się kilka lat po pierwszych Oplach, ale koncepcyjnie było bardzo podobne do późniejszego (1908) Opla 4/8 "Doktorwagena". Oczywiście Opel miał większy samochód z mocniejszym silnikiem i produkował ich o rząd wielkości więcej, no ale był już dłużej na rynku i chyba miał głębszy rynek w swojej okolicy. 

W muzeum wystawiony jest ciekawy dokument - list od Roberta Boscha do Laurina i Klementa z roku 1899, napisany na maszynie, ale z dłuższym odręcznym dopiskiem i małym rysunkiem. Wynika z niego, że Laurin i Klement kupili od Boscha aparat zapłonowy, ale mieli kłopoty z jego uruchomieniem i napisali reklamację, że zepsuty. Bosch odpowiada (tłumaczenie z biznesowego na tekst otwarty moje), że oni pewnie nie przeczytali instrukcji obsługi, bo z aparatem wszystko jest OK, ale nie wystarczy podłączenie jednego kabelka, tylko musi być też metaliczne połączenie po masie konstrukcji. Za poradę Bosch wystawił rachunek w wysokości 3,50 marek. Jak sprawdzam, w 1899 robotnik w Niemczech zarabiał miesięcznie 63 marki, a kolacja z piwem ("Abendessen mit Bier") kosztowała 70 fenigów. Jak widać, zapłon od Boscha miał być do motocykli L&K.

List od Roberta Boscha do Laurina i Klementa
List od Roberta Boscha do Laurina i Klementa
Zapłon Boscha
Zapłon Boscha

Laurin i Klement oprócz samochodów osobowych produkowali również ciężarówki, autobusy i jeden model traktora. Do WWI szło im nie najgorzej, podczas wojny realizowali zamówienia zbrojeniowe niesamochodowe, a po wojnie powstała Czechosłowacja i rynek krajowy cokolwiek się skurczył w porównaniu z całymi Austro-Węgrami. No i w związku z wojną zbiedniał. Więc po wojnie szło gorzej, a potem w 1924 spaliła im się spora część fabryki. W końcu, w 1925 zostali wykupieni przez koncern Škoda. W sumie to podobnie jak Opel, który niewiele później (1929) sprzedał się Amerykanom, tyle że oczywiście z całkiem innej pozycji ekonomicznej. O historii Škody może innym razem, teraz wróćmy do muzeum.

Škoda Popular Sport „Monte Carlo“
Škoda Popular Sport „Monte Carlo“

W muzeum jest wiele samochodów marki Laurin & Klement, oraz Škoda. Trudno mi powiedzieć, czy są to wszystkie modele przedwojenne (pewnie nie), lepiej wygląda z powojennymi, ale przy jednym się rozczarowałem: Koniecznie chciałem zobaczyć Škodę 100 - taką miał mój tata, dużo wspomnień. No i akurat tego modelu brakuje!

Z różnych modeli Škody najbardziej podobają mi się dwa, pierwszy to Octavia (również jako cabrio, czyli Felicia). Octavię (nawet w takim kolorze, jak na zdjęciu) miał brat mojej babci, aptekarz ze Szklarskiej Poręby (apteka na Jedności Narodowej, jak sprawdzam, już nie istnieje). Tu miałbym parę rzeczy do opowiedzenia, ale publiczny blog to nie jest dobre miejsce do opowiadania historii rodzinnych, nawet o osobach już od dawna nie żyjących.

Škoda Octavia
Škoda Octavia

Drugi to Škoda 1000 MB (zwana w Polsce "tysiąc Małych Błędów"). Takiej nie miał nikt znajomy, ale wyglądała ciekawie.

Škoda 1000MB
Škoda 1000MB

@janekr skarżył się, że w muzeum w Otrębusach mają część samochodów na półkach i nie można do nich podejść. Tutaj mają cztery poziomy półek a można je oglądać tylko z dołu i z galerii na poziomie najwyższej półki. I ogólnie, samochody na półkach to typowa rzecz w muzeach techniki, jest tak prawie wszędzie, gdzie mają co pokazać.

Muzeum Škody, Škoda 1000MB kombi
Muzeum Škody, Škoda 1000MB kombi

Kiedy tam byliśmy, była tam też wystawa Davida Černego "Český betlém", czyli "Czeska szopka". Świetna rzecz, ale teraz na pewno jest gdzie indziej. W ogóle to jeżeli w Czechach widzicie kawałek rzeźby/instalacji współczesnej, zwłaszcza kontrowersyjnej, to na 95% autorem jest David Černy. Może też napiszę o nim notkę? Trochę zdjęć mam.

Ogólnie to warto zobaczyć, poleca się.

Škoda Muzeum
tř. Václava Klementa 294
293 01 Mladá Boleslav

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

7 komentarzy

Warto zobaczyć: Technisches Museum Wien

W Muzeum Techniki w Wiedniu byłem w 2019, ale jakoś nie złożyło się, żeby napisać o nim notkę. Ale akurat to muzeum będzie bardzo dobrym kontrprzykładem na nacjonalizm z poprzedniej notki.

Austriackie muzeum mogłoby z łatwością pójść w szeroki nacjonalizm. Bo:

  • Austriacy to w sumie Niemcy, tyle że mieszkający na terenach należących kiedyś do innej dynastii niemieckiej niż pozostali Niemcy. Nie byłoby problemu przypisać sobie dowolnych wynalazków, odkryć i konstrukcji tworzonych przez resztę Niemców.
  • Do Monarchii Austro-Węgierskiej należało mnóstwo ziem leżących dziś na terenie innych krajów (Czechy, Słowacja, Polska, Ukraina, Węgry, Słowenia, Chorwacja, ...) Tu też jest duże pole do przypisywania sobie zasług.
  • Zapleczem przemysłowym Monarchii Austro-Węgierskiej były Czechy, na obecnym terenie Austrii przemysłu zawsze było relatywnie niewiele. Cóż prostszego, niż uznać za swoje wszystko co tworzono w Czechach w dowolnym czasie?
  • Można by pójść jeszcze dalej: Maksymilian I (z Habsburgów) był przez chwilę cesarzem Meksyku, a Maria Leopoldyna Habsburg cesarzową Brazylii. Pole do rozszerzania "naszości" jest duże.

Tymczasem: Muzeum, zgodnie z moim postulatem, faktycznie koncentruje się na technice tworzonej w obrębie aktualnych granic Austrii. Na przykład z motoryzacji są marki Steyr, Lohner (w różnych kombinacjach) i Austro-Daimler, ale nie ma Skody, Pragi, Tatry, ani innych firm z Czech (no może jakieś pojedyncze eksponaty się trafią, nie patrzyłem wtedy pod kątem nacjonalizmu, ale nie są podpisane, że "to nasze"). No i jest ekspozycja o C.K. wyrobach przemysłowych, tyle że ona została założona w 1807  przez cesarza Franciszka II Habsburga, więc również dotyczyła bieżących granic państwowych. Można nie nacjonalistycznie? Można!

Steyr XXX (30) Standard Cabriolet
Steyr XXX (30) Standard Cabriolet

Teraz o samym muzeum. Muzeum leży o kilkaset metrów od zamku Schönbrunn, więc można je obejrzeć przy okazji, nie trzeba jeździć gdzieś specjalnie. Budowa budynku muzeum zakończyła się w 1913, budynek wygląda bardzo klasycznie, ale była to jedna z pierwszych konstrukcji żelbetowych budynku reprezentacyjnego w Austrii (i nie mam na myśli tej nowej części na pierwszym planie).

Technisches Museum Wien
Technisches Museum Wien

Tu szczegół konstrukcji kopuły w środkowej części budynku.

Technisches Museum Wien
Technisches Museum Wien

Samo muzeum miało zostać otwarte w 1914, ale ze względu na wojnę termin przesunięto na 1918.

Tymczasem o tym zapomniałem, ale na moich zdjęciach zauważyłem, że mają tam kuchnię frankfurcką, niewykluczone że miała coś wspólnego z projektem Rotes Wien.

Kuchnia frankfurcka
Kuchnia frankfurcka

Na dość honorowym miejscu, blisko wejścia i na środku stała gablota z enerdowskim robotem kuchennym Komet. Rodzice mieli taki, ja też robiłem z nim sporo, więc może zrobię o nim osobną notkę, a zdjęcia zostawię na później.

Mieli tam też sporo ciekawych zabawek technicznych z różnych krajów. Na przykład miałem taki zestaw klonowany z Meccano. Zestaw był produkcji radzieckiej, a pudełko było dokładnie takie, jak na zdjęciach, opisane cyrylicą po rosyjsku i alfabetem łacińskim po łotewsku (wtedy podejrzewałem litewski, ale teraz sprawdziłem googlem i to łotewski). Zestaw był bardzo fajny - miał elementy elektryczne (żaróweczki z oprawkami i elektromagnes), sporo dużych kątowników i kolorowe blachy. Część tych blach była cienka i przewidziana do wyginania. Były też problemy - nie każda śrubka pasowała do każdej nakrętki (jakość gwintów były marna); oprawki do żaróweczek były strasznie badziewne i nie było całkiem jasne, jaka była koncepcja mocowania ich do konstrukcji; koła były ustalane na ośkach przez wkręcanie śrubki w nakrętki zatopione w plastiku, a ten plastik łatwo pękał...

Radziecki klon Meccano
Radziecki klon Meccano

Generalnie poleca się. Muzeum może nie jest jakiejś superklasy, ale ciekawe i warto odwiedzić.

Technisches Museum Wien
Technisches Museum Wien
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Narodowe Muzeum Techniki w Warszawie

Jak wspominałem w poprzedniej notce, w Muzeum Techniki w Warszawie byłem poprzednio gdzieś w początku osiemdziesiątych. Wspomnień z tamtej wizyty mam niewiele. I wtedy to muzeum nazywało się Muzeum Techniki i Przemysłu NOT. Dla młodzieży: NOT to nie przeczenie, tylko skrót od Naczelna Organizacja Techniczna, obecnie działająca pod nazwą Naczelna Organizacja Techniczna Federacja Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych. Aktualna nazwa mówi wszystko - to zawsze była czapka dla branżowych stowarzyszeń inżynierskich. Jak czytam, warszawskie Muzeum Techniki zbankrutowało w 2017, a powtórnie zostało otwarte niedawno, w 2022.

Teraz jest to Narodowe Muzeum Techniki, i ta nazwa jest prawie trafna. Prawie, bo bardziej odpowiadającą rzeczywistości nazwą było by Nacjonalistyczne Muzeum Techniki.

Znaczy ja rozumiem, że typowe państwowe muzeum techniki najbardziej zajmuje się techniką tworzoną w kraju, w którym muzeum się znajduje, i przez jego obywateli. Na przykład niemieckie centralne muzeum techniki wprost nazywa się Deutsches Muzeum, a czeskie Národní technické muzeum. Tyle że kluczowa fraza brzmi "techniką tworzoną i używaną w kraju", a nie "techniką tworzoną w dowolnym miejscu świata, przez ludzi w jakiś sposób związanych z krajem".

Tymczasem w Warszawie większa część ekspozycji to właśnie "co (bardzo szeroko rozumiani) Polacy tworzyli gdziekolwiek". I "co Polacy gdziekolwiek na świecie zrobili pierwsi" (nawet jeżeli to pierwszeństwo albo pochodzenie autorów jest cokolwiek dyskusyjne). Znaczy podejście jest czysto nacjonalistyczne. Zawsze Polacy muszą być pierwsi i najlepsi. Czyżby jakaś kompensacja?

Kliniczny przykład: Eksponowany jest samochód Mikrus. Na tabliczkach jest on przedstawiony jako całkowicie rodzima konstrukcja. Taki sam Mikrus w szczecińskim Muzeum Komunikacji jest uczciwie i wprost opisany jako klon Goggomobila.

Mikrus
Mikrus

Wylewający się z każdego kąta nacjonalizm trochę mnie zniesmaczył, ale ani trochę nie zaskoczył. Nie dziwi mnie również, że trudno taki nacjonalizm prezentować w muzeum w Szczecinie - no to już by było po prostu śmieszne, w mieście w którym motocykle i części samochodowe produkowano w przejętej fabryce Stoewera, a statki w stoczniach AG Vulcan Stettin i Stettiner Oderwerke. W Szczecinie pokazuje się między innymi historię firmy Stoewer, nie mającą z Polską dokładnie nic wspólnego.

Po zastanowieniu: Muszę tu zrobić dłuższą dygresję, bo ta moja krytyka to nie tylko kwesta smaku. Oglądam ostatnio trochę kanał ukraińskiego historyka Witalija Dribnicy (Віталій Олександрович Дрібниця, kanał Vox Veritatis). On jest nauczycielem historii i autorem kilku podręczników do historii Ukrainy dla szkół średnich. Na Chatroulette rozmawia z Rosjanami, przede wszystkim o historii i polityce, a potem publikuje zapisy. Podziwiam jego cierpliwość - sporo z tych Rosjan to po prostu idioci (niejeden rozmawia przy tym pod wyraźnym wpływem) rzucający propagandowe hasła oraz powykręcane i kłamliwe "fakty", przekonani że nimi kompletnie zaorali Chachła ("Chachły" to pogardliwe określenie Ukraińców używane przez rosyjską propagandę). Dribnica ma wypracowane trochę metod radzenia sobie z nimi i nigdy go nie ponosi.

No i ten historyk tłumaczy między innymi jaka jest aktualnie i powszechnie przyjęta metodologia pisania podręczników i opracowań o historii jakiegoś kraju - wychodzi się wtedy od aktualnych granic tego kraju. Oczywiście jak najbardziej można sięgać do istotnych i mających wpływ na dany kraj wydarzeń, które miały miejsce gdzie indziej, ale  wszystko niepowiązane powinno się zostawić w spokoju. Jako przykład negatywny Dribnica podaje ostatnio opracowaną i aktualnie wydawaną ponad dwudziestotomową historię Rosji (wydawaną w Rosji oczywiście), gdzie większość pierwszego i drugiego tomu mówi o kompletnie niepowiązanych wydarzeniach z terenów znajdujących się obecnie poza granicami Federacji Rosyjskiej. W tym oczywiście na terenach obecnej Ukrainy. Cel tego wszystkiego jest oczywisty - oni starają się "przedłużyć" i "rozszerzyć" historię Rosji i jednocześnie zalegitymizować swoje roszczenia terytorialne. Przy tym interesujące jest, kto jest przewodniczącym komitetu redakcyjnego tego, aspirującego do naukowości "dzieła" - jest to towarzysz Siergiej Naryszkin. Dla nie śledzących rosyjskiej polityki: To jest aktualny szef FSB. Czy już jasne, dlaczego w takich rzeczach nie chodzi tylko o smak?

EDIT 2025.08.31: Uściślę, bo jeszcze ktoś się przyczepi: Nie postuluję tu żeby muzeum techniki nie miało eksponatów z innych krajów. Chodzi mi tylko i wyłącznie o ekspozycje explicite określone jako "To nasze". Niczym nie limitowana "naszość" to najgorszy rodzaj nacjonalizmu.

W ostatnich latach odwiedziłem parę państwowych muzeów techniki w różnych krajach, ale notki o nich jeszcze nie powstały. Postaram się wkrótce o nich napisać, a przy tym uwzględnić ich ewentualny nacjonalizm. Tak dla porównania z muzeum warszawskim. 

Teraz może o pozytywach. Ekspozycja jest dość interesująca. Najbardziej podobała mi się replika tankietki TKS oraz działająca replika peryskopu odwracalnego systemu Gundlacha, którą można było przetestować (pomysł jest dość prosty, ale działa dobrze).

Tankietka TKS
Tankietka TKS

Ciekawa jest nostalgiczna ekspozycja komputerów i jeszcze bardziej nostalgiczna wystawa sprzętu grającego z PRLu.

Komputer Meritum
Komputer Meritum
Telewizor Koral
Telewizor Koral - taki miał mój dziadek
Radio Turandot
Radio Turandot - takie mieli moi rodzice (tylko skrzynka była w kolorze politurowanego drewna)

Podsumowanie: Muzeum jest nieduże i bardzo nacjonalistyczne, ale pójść warto. Zwłaszcza że innych muzeów szeroko rozumianej techniki jest w tej okolicy mało.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć – Cité de l’Automobile, Mulhouse

To był najmocniejszy punkt naszego wyjazdu, w dodatku historia techniki, więc muszę się podzielić. Jest to podobno największa na świecie kolekcja starych samochodów, a historia jej powstania też nadawałaby się do filmu.

Na początek mała uwaga: informacje zbierałem z różnych miejsc i w różnych językach, one były często niepełne i wzajemnie sprzeczne - to, co piszę to jest tylko moja interpretacja, nie powołujcie się na mnie. 

Historia zaczyna się od braci Schlumpf, Hansa i Fritza. Tak w zasadzie to Hans miał na imię Giovanni Carlo Vittorio, a Fritz -Federico Filippo Augustino. Obaj urodzili się w samym początku wieku XX we Włoszech (Hans 1904, Fritz 1906). Pochodzenia ich ojca nie udało mi się ustalić, matka pochodziła z Alzacji. Nie jest dla mnie jasne jakim cudem, ale z urodzenia obaj mieli obywatelstwo szwajcarskie, być może ich ojciec był Szwajcarem.

Ciekawostką jest, że w Niemczech Smurfy nazywały się Die Schlümpfe (liczba pojedyncza Schlumpf, we francuskojęzycznym oryginale były to Les Schtroumpfs), dokładnie tak, jak ci bracia. Nie mam pojęcia, czy jest tu jakiś związek.

Ojciec braci, Carl Schlumpf był przedsiębiorcą w branży tekstylnej. We Włoszech pracował przejściowo, a potem wrócił do Alzacji. Nie jest dla mnie całkiem jasne, dlaczego nazywa się to "wrócił", ale mniejsza z tym. Co ważne: było to w okresie międzywojennym, Alzacja była wtedy znowu francuska.

Bracia już w całkiem młodym wieku zaczęli rozkręcać interesy, i pod koniec Wielkiego Kryzysu należeli do elity finansowej Francji. Już wcześniej, w 1928, Fritz kupił sobie swoje pierwsze Bugatti i marka Bugatti stała się obsesją obu braci.

Nie było dla mnie jasne dlaczego akurat Bugatti, ale po poczytaniu mi się rozjaśniło: Co prawda Ettore Bugatti był Włochem, ale - nie wiedziałem o tym wcześniej - fabrykę miał w Alzacji, w Molsheim koło Strasburga. Po prostu mieli blisko.

Obrzydliwie bogaci stali się bracia Schlumpf po wojnie, w latach pięćdziesiątych mieli już cały koncern w branży tekstylnej i byli prawie monopolistami w tej branży we wschodniej Francji. Mogli się więc bez przeszkód zająć swoim hobby - zbieraniem starych samochodów, głównie Bugatti. Oni kupowali każde Bugatti jakie udało im się znaleźć, nawet powysyłali listy do wszystkich zarejestrowanych użytkowników Bugatti z propozycją, że samochód odkupią. Akurat nie było to takie złe posunięcie - większość tych samochodów pochodziła z lat trzydziestych, po prostu zrobiły się one przestarzałe i właściciele i tak by woleli wymienić je na coś nowszego. Bracia kupowali hurtem, na przykład 10 wyścigówek od Gordini. W samym lecie roku 1960 kupili razem 40 samochodów różnych marek. W 1962 kupili prawie 50 samych Bugatti, a w 1963 między innymi największą w USA kolekcję Bugatti, 30 sztuk plus jeszcze 18 sztuk prywatnych samochodów Ettore Bugatti. W 1967 mieli już 105 samochodów Bugatti, w tym dwa Bugatti Typ 41 Royale (z 7 wyprodukowanych minus jeden rozbity) plus jedną replikę tego typu zbudowaną z oryginalnych części zapasowych.

Inne marki które kupowali były głównie francuskie, ale nie tylko. Co ciekawe, bracia nie chwalili się specjalnie swoim hobby, a nawet wręcz przeciwnie. Dużą część zakupów robili przez podstawione osoby, a samochody ukrywali w hali jednej ze swoich fabryk. Nawet fachowcy zatrudnieni przez nich do restaurowania samochodów musieli podpisywać umowy o zachowaniu tajemnicy. Sprawa wyciekła do prasy w roku 1965 i wtedy bracia postanowili, że udostępnią kolekcję publiczności. Kazali więc opróżnić jedną, naprawdę dużą halę w swojej przędzalni w Mulhouse (naprawdę naprawdę dużą - 17.000 m2) i urządzili tam ekspozycję. Te żeliwne (?) słupy z lampami widoczne na zdjęciach pochodzą z wyburzonych właśnie wtedy hal targowych Les Halles w Paryżu.

To ich hobby było jednak bardzo kosztowne. Dopóki biznes dobrze się kręcił jakoś to szło, ale w siedemdziesiątych zaczął się kryzys w branży włókienniczej. Nie znam się na tej branży i w sumie to nie wiem skąd ten kryzys się wziął, ale podejrzewam że to było tak: Bracia robili w wełnie, mieli przędzalnie wełny i handlowali wełną. Tymczasem w siedemdziesiątych przemysł włókienniczy zdominowały włókna sztuczne, i zapotrzebowanie na wełnę bardzo spadło. Do dziś tak jest - rzeczy z wełny to nadal jest tylko nisza, hodowla owiec na wełnę na większą skalę, zwłaszcza w Europie, już w ogóle się nie opłaca.

No i ten kryzys ich dopadł - w 1976 zaczęli mieć problemy z płynnością finansową, a w 1977 zbankrutowali. Okazało się, że już wcześniej oszczędzali na podatkach, więc żeby nie trafić do francuskiego więzienia uciekli do pobliskiej Szwajcarii (przypominam, że mieli obywatelstwo). Tam mieszkali aż do śmierci (Hans 1989, Fritz 1992).

Kolekcję samochodów udało się uratować przed wyprzedaniem za bezcen - zawiązana grupa zainteresowanych (miasto Mulhouse, rada departamentu, rada regionu, Izba Przemysłowo-Handlowa, Panhard-Levassor, Automobilklub Francji itd.) zabrała potrzebną sumę i kupiła całość. W 1982 udostępniono kolekcję jako Musée national de l’Automobile.

Nie obyło się oczywiście od sporu prawnego. Fritz w 1982 wniósł w Szwajcarii pozew żeby odzyskać część kolekcji. Sprawa została rozstrzygnięta dopiero po jego śmierci - w 1999 wdowa po nim otrzymała 62 samochody (w tym 17 Bugatti) stojące w innym miejscu - w Malmerspach. Prawdopodobnie stąd wynikają różnice w ilości samochodów należących do kolekcji podawane w różnych źródłach.

Najpierw podsumowanie, a potem przejdziemy do samej kolekcji. Podsumowanie: Od wszystkiego można się uzależnić. Bracia nie założyli rodzin, (wspomniana wcześniej wdowa po Fritzu prawdopodobnie została jego żoną dopiero w Szwajcarii), nie mieli dzieci (nawet nieślubnych), zaniedbali biznes (nie byli przygotowani na zachodzące zmiany), zajmowali się głównie swoimi samochodami. Aż do marnego końca. A robili to głównie dla zaspokojenia swojej obsesji - ich pierwotny plan raczej nie przewidywał udostępnienia kolekcji zwiedzającym. To nie jest zdrowe. Hobby nie powinno stawać się obsesją. Nie idźcie tą drogą.

Hala z samochodami robi duże wrażenie - jest olbrzymia, i stoi w niej mnóstwo starych i rzadkich samochodów.

Muzeum samochodów Mulhouse
Muzeum samochodów Mulhouse

Niestety nie orientuję się zbyt dobrze w okresie pionierskim we Francji. Uważam, że wynalezienie samochodu zostało w sposób trochę naciągany "zagarnięte" przez Niemców, ale to temat na osobną notkę. Wkrótce po Benzie prowadzenie w innowacjach w automotive przejęli (znowu) Francuzi. Nazwy francuskich firm tego okresu nie są mi obce:De Dion-Bouton (et Trépardoux), Panhard & Levassor, Darracq, Serpollet, ... Wiem o wyścigu Paryż-Rouen, ale nie potrafię wskazać, które z eksponowanych samochodów były ważne i przełomowe, więc wrzucę po prostu mniej lub bardziej losowe zdjęcia. Jako naprawdę istotny zidentyfikowałem tylko jeden: Panhard & Levassor Type A P2D - pierwszy produkowany seryjnie samochód z silnikiem spalinowym na świecie.

Panhard & Levassour Type A P2D
Panhard & Levassor Type A P2D - pierwszy samochód na świecie produkowany seryjnie
De Dion-Bouton Biplace Type S
De Dion-Bouton Biplace Type S
Darracq Torpedo Type P
Darracq Torpedo Type P

Z trochę nowszych, ciekawostka: Jak typujecie, z którego roku jest to coś:

L'Œuf électrique
L'Œuf électrique
L'Œuf électrique
L'Œuf électrique

Pudło - to jest rok 1942. Nazywa się to L'Œuf électrique (Elektryczne jajo) i ma rzeczywiście napęd elektryczny. Skonstruował to znany podobno designer Paul Arzens, miała być to recepta na racjonowanie benzyny. Mocna rzecz - on się zmieścił w 60 kg na pojazd + 30 silnik (6kW), 20 na wyposażenie i 240 na akumulatory (12V/250Ah razy 5(?) - dane w źródłach się nie spinają: 5 sztuk po 60 kg to by było 300 kg, a nie 240. Znowu na silnik ma iść 60V, czyli 12*5. TUTAJ znalazłem filmik, i widać na nim akumulatory parzyste, chociaż nie całkiem identyczne (inaczej połączone ogniwa). Jak zwykle głuchy telefon - wszyscy przepisują, czasem ktoś coś doda od siebie, nikt nie sprawdza. Samochód z dwiema osobami wyciągał 70 km/h i miał zasięg 100 km.

Jest mnóstwo wyścigówek, przede wszystkim Bugatti, które miały być takie świetne, ale jak sprawdziłem wyniki French Grand Prix, to one wygrywały tylko do 1933. Potem pojawiły się tam samochody niemieckie, zwłaszcza Auto Union i sukcesy Bugatti się skończyły. (Proszę nie wyskakiwać z wygraną Bugatti w 1936 - na liście startujących w tym roku nie ma ani Auto Union, ani Mercedesa).

Wyścigówki Bugatti
Wyścigówki Bugatti

To są Bugatti Royale:

Bugatti Royale 41-100 Coupé Napoléon
Bugatti Royale 41-100 Coupé Napoléon
Bugatti Royale 41-131
Bugatti Royale 41-131

Jako wystawa okresowa były samochody z kolekcji księcia Alberta z Monako. Ale nic interesującego nie było. Byłem w Monako, ale nie widziałem jego kolekcji, czy on tam w ogóle ma coś ciekawego.

Oprócz samochodów historycznych mieli tam też aktualne Bugatti Veyron, pokazywali Teslę Cybertrucka, a na zewnątrz można było przejechać się zwykłą Teslą (żona chciała, ale było już krótko przed zamknięciem i się nie udało. W sumie nie trzeba akurat tam, można umówić się na jazdę próbną w salonie, ale nie żebym chciał coś takiego kupować).

Ogólnie to poleca się.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Braun Sammlung Kronberg

Dziś całkiem świeże zdjęcia i nowa wycieczka.

Już parę lat temu zauważyłem, że w okolicy mam jeszcze jedno muzeum mniej-więcej techniczne którego jeszcze nie widziałem - Braun Sammlung w Kronbergu. Kronberg to taka nie za duża (ok. 17.000) miejscowość w Taunusie, z dużym udziałem bogaczy wśród ludności - bo to blisko Frankfurtu, ale tam samoloty nie latają i jest cisza. Braun był dla mnie jasny - to ta firma od maszynek do golenia, elektrycznych szczoteczek do zębów i innych wyrobów gospodarstwa domowego, ale również na przykład sprzętu grającego, najbardziej znana z niezłego designu swoich produktów. Ale dlaczego akurat Kronberg - tego nie mogłem skojarzyć. Przyczyna jednak jest, i to bardzo istotna - ale najpierw trochę historii.

Firma Braun powstała w roku 1921 we Frankfurcie, założył ją pochodzący z Prus Wschodnich inżynier Max Braun. Jego pierwszym produktem był przyrząd do łączenia skórzanych pasów transmisyjnych. Tego rodzaju pasy były w tych czasach używane powszechnie do napędu maszyn - w fabryce, gdzieś wysoko był poprowadzony wałek napędzany jakimś rodzajem silnika (mogło być wszystko - maszyna parowa, silnik spalinowy, koło wodne, ...). Z tego wałka moc była przekazywana do wszelkich maszyn właśnie skórzanymi pasami. Krytycznym miejscem było łączenie pasa - a trzeba to było zrobić na miejscu, żeby długość była właściwa.  Przeniesienie napędu pasami skórzanymi stosowano również w rolnictwie, na przykład gdy traktor lub lokomobila napędzały młocarnię.

Braun urządzenie do łączenia pasów transmisyjnych

Braun urządzenie do łączenia pasów transmisyjnych

Jak widać na zdjęciu, urządzenie Brauna wbijało w końcówkę pasa spiralę z drutu, jak to dokładnie robiło trudno powiedzieć. Spirale były chyba spłaszczane i łączone sztyftem. Przyrząd Brauna sprzedawał się bardzo dobrze, bo jego połączenie było trwalsze niż w innych rozwiązaniach.

Od 1923 roku Braun zajął się również odbiornikami radiowymi, najpierw detektorowymi, potem lampowymi. Szło mu na tyle dobrze, że w 1926 przeniósł się z produkcją do pomieszczeń typowo fabrycznych (jego poprzedni adres to była istniejąca do dziś kamienica, podejrzewam że miał warsztat w oficynie). Potem robił głównie w technice radiowej, jak wynika z różnych rzeczy które czytam w ramach researchu produkcja odbiorników lampowych wymagała wtedy jakichś zezwoleń (Bauerlaubnis), o które nie było łatwo. Braun przejął w tym celu zakład niejakiego Carla Sevecke, który takie zezwolenia miał. W czasie wojny Braun produkował nadajniki radiowe dla wojska, a w 1944 jego obie fabryki (druga to ta po Carlu Sevecke) zostały zniszczone w nalocie.

Zaraz po wojnie Braun wznowił produkcję latarek na dynamo (produkował je już od roku 1938). Miałem kiedyś dokładnie taką latarkę w ręku, miał ją mój wujek, podobno wyprodukowano ich około 3 milionów sztuk. Tu anegdota: Wcześniej miałem książkę o majsterkowaniu, pod tytułem bodajże "Młody konstruktor" (gdzieś mi zaginęła), i pamiętam do dziś mój WTF? przy poradzie żeby cośtam wziąć ze "starej latarki, której wytarte koła zębate nie nadawały się już do użytku" (cytat z pamięci, naprawdę zrył mi psychikę, więc raczej wierny). Latarkę z kołami zębatymi zobaczyłem dopiero wiele lat później.

Braun latarka na dynamo

Braun latarka na dynamo

Od 1947 Braun wrócił do odbiorników radiowych, a w 1950 wymyślił i opatentował swój system elektrycznej golarki, takiej z folią z dziurkami i oscylującymi ostrzami. W sumie to nie wiem na czym dokładnie polegał jego wynalazek, bo wszystkie te elementy były znane i opatentowane już wcześniej. (Fun fact: w polskiej wiki nie ma artykułu o goleniu, jest tylko o Goleniu owiec). 

Krótko później, w roku 1951, Max Braun zmarł nagle na zawał serca. Firmę przejęli jego synowie Artur i Erwin. Erwin miał koncepcję, że firma to nie powinien być tylko biznes, ale holistyczny projekt społeczno-kulturowy. Wprowadził na przykład zdrowe jedzenie w zakładowej kantynie, ale przede wszystkim zatrudnił sporo prawdziwych designerów, w tym dwóch wywodzących się z Bauhausu (muszę zrobić parę notek o Bauhausie, trochę swoich zdjęć już mam). No i ci designerzy zaczęli robić naprawdę dobrą robotę. Przeprojektowali wszystkie dotychczasowe produkty firmy nadając im jednolity, prosty i elegancki styl. 

Tu przykład tego, co zrobili ci designerzy. Najpierw maszyna kuchenna, jaką zaprojektowano u Brauna w roku 1950 (Braun Multimix). Widać, że robił ją ktoś od maszyn dla przemysłu - brzydkie, trudne do utrzymania w czystości, pasowałoby do warsztatu gdzieś pomiędzy tokarką a frezarką.

Braun Multimix (1950)

Braun Multimix (1950)

Designerzy zrobili coś takiego - rzecz, jaką do dziś kojarzymy z maszyną kuchenną.

Braun KM3 (1957)

Braun KM3 (1957)

Podobnie zmienili design sprzętu RTV. Przed nimi, w Niemczech funkcjonowały nazwy grup towarowych: Duże AGD (pralki, lodówki itp.) to było Weißware (dosłownie: towary białe), a RTV - Braunware (towary brązowe), od drewnianych obudów. Designerzy Brauna poszli w biały, szary i czarny, funkcjonalność oraz proste Bauhausowe formy. 

Braun SK1

Braun SK1 (1955)

Nowo zdesignowany sprzęt RTV pokazano w roku 1955 na targach w Düsseldorfie. To była rewolucja, konkurent Brauna, Max Grundig stwierdził publicznie, że oni przez takie głupoty przeputają taką dobrą firmę po ojcu. Okazało się jednak, że praktycznie cała konkurencja nie wyłączając Grundiga musiała przestawić się na podobne idee w designie jeszcze przed końcem dziesięciolecia.

W 1961 w Kronbergu zaczęto budowę centrali firmy, stąd opisywane muzeum w tym miejscu. Mieści się ono w budynku w którym na dole jest REWE, a na innych piętrach głównie gabinety lekarskie, centrala firmy jest po sąsiedzku.

Największe sukcesy firma Braun miała na polu golarek, w związku z tym w 1967 została kupiona przez Gillette. Znowu Gillette w 2005 zostało wykupione przez Procter & Gamble. O tym, co i kiedy Braun zaczął lub przestał robić można jeszcze długo, może teraz coś o muzeum.

Braun Sammlung

Braun Sammlung

To jest muzeum fabryczne, więc mają tam porządny zbiór większości rzeczy, które firma robiła. A nawet były tam rzeczy, których na rynku jeszcze nie ma. No i to jest naprawdę dobry design, oglądanie go jest miłe i kształcące.

Inna obserwacja to to, że w krajach bloku sporo produktów było mniej lub bardziej zrzynane z designu Brauna. Może nie co do ostatniej śrubki, ale co najmniej koncepcja.

Jeszcze zobaczyłem coś takiego: Braun Lectron:

Braun Lectron

Braun Lectron

Braun Lectron

Braun Lectron

To jest zestaw edukacyjny do układów elektronicznych, złożony z kostek w rastrze 27x27 mm. Każda kostka ma w podstawie magnes, którym przyczepia się ją do metalowej podstawy. Po bokach są pola kontaktowe a na górze symbol elementu. System ten wymyślił w połowie lat sześćdziesiątych  Georg Franz Greger. W 1967 Braun kupił prawa do tego systemu na Niemcy. Historia systemu była długa i burzliwa, obecnie prawa do niego mają Warsztaty Rehabilitacyjne we Frankfurcie, w sąsiedniej dzielnicy Oberrad. Te warsztaty to placówka rehabilitacyjna dla osób chorych psychicznie, cel szczytny, ale w tej chwili nie da się ich produktu kupić (przez pandemię?). Ogólnie uważam to za zajebiozę, dlaczego nie ma tego w każdej szkole? Tu aktualna strona systemu.

Muzeum nie jest specjalnie uczęszczane, byliśmy tam jedynymi zwiedzającymi, nie sądzę żeby kiedykolwiek był tam tłok. Ale odwiedzić naprawdę warto.

Adres:

Braun Sammlung
   Westerbach Zentrum
   Westerbachstraße 23C
   61476 Kronberg im Taunus
   (To jest tuż obok stacji S-Bahnu Kronberg Süd)

Czynne: 11-17, w poniedziałki nieczynne

Wstęp:
Dorośli: 3 EUR
Dzieci 7-17 lat - 1,50 EUR

Sorry za brak mapy, ale sporo się namieszało - Google teraz chce pieniędzy za korzystanie z mapek, stare jeszcze działają, ale nowych już się nie da bez płacenia . Plugin którego używam (MapPress) obsługuje inne, darmowe źródło danych (Leaflet), ale na razie też mi się nie udało zrobić nowej mapki (pewnie jest w tym jakiś haczyk).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć: Musée Nissim de Camondo, Paryż

Notka mi się mocno przeleżała, większość jej napisałem prawie 5 lat temu (sic!), zdjęcia i ceny są z 2016. Ale chciałem się podzielić.

Muzeum Nissim de Camondo jest nie za bardzo znane, trafiliśmy tam tylko dlatego, że żona obejrzała w telewizji film dokumentalny o malarce Élisabeth Vigée-Lebrun i chciała zobaczyć jakieś jej obrazy na żywo. Nie chcieliśmy iść jeszcze raz do Luwru, ale znaleźliśmy że w Camondo są dwa.

Obraz Élisabeth Vigée-Lebrun

Obraz Élisabeth Vigée-Lebrun

Wybraliśmy się więc. No i muzeum było bardzo interesujące, ale zupełnie inne niż się spodziewałem.

Muzeum Nissim de Camondo

Muzeum Nissim de Camondo

Najpierw historia, jak to zwykle w tych sferach smutna. Rodzina Camondo pochodziła z hiszpańskich Żydów. W 1492 w Hiszpanii zarządzono, że miejscowi Żydzi muszą się przekonwertować na katolicyzm, albo wyemigrować. Rodzina wyemigrowała więc do Wenecji. Tam mieszkali do 1798, a potem przenieśli się do Istambułu i zajęli się bankowością. Szło im naprawdę dobrze i już w 1802 założyli własny bank. Wkrótce zrobili się obrzydliwie bogaci i obsługiwali bankowo nawet Imperium Osmańskie jako partner preferowany. W 1869 przenieśli się z pieniędzmi i biznesem do Paryża. Tam też szło im świetnie. W 1873 kupili oni sobie pałacyk położony w bardzo drogiej lokacji w Paryżu. I w tym miejscu mieści się dziś muzeum, ale to wcale nie koniec tej historii. W 1910 Moïse de Camondo, jedyny potomek rodziny odziedziczył wszystko. Był tak obrzydliwie bogaty, że już wcale nie musiał zajmować się biznesem, tylko mógł wydawać pieniądze prawie bez ograniczeń. Zaczął od zburzenia pałacyku i kazał zbudować sobie nowoczesny dom, ten który teraz możemy zwiedzać. Dom miał przede wszystkim mieścić jego starannie wybraną kolekcję sztuki, a oprócz tego odbywać w nim się miały imprezy.

Moïse de Camondo miał dwoje dzieci: syna Nissima de Camondo i córkę Béatrice de Camondo. Z żoną się rozwiódł dość szybko, bo jego małżeństwo było raczej z umowy handlowej, niż z miłości. Potem wybuchła WWI i Nissim poszedł do wojska. Zaczynał od piechoty, a  potem poszedł do lotnictwa. No i nie dożył końca wojny - w 1917 zginął w walce powietrznej. Ojciec, Moïse, już się z tego nie podniósł. Praktycznie nie wychodził ze swojego wspaniałego domu i nie przyjmował gości. W jego supernowoczesnej kuchni kucharze przygotowywali mu posiłki, które zjadał w kącie najmniejszego pomieszczenia w domu. Siedział stale w jednym tylko pokoju. Przed śmiercią zapisał swój dom ze wszystkimi zgromadzonymi dziełami sztuki państwu francuskiemu, a po jego śmierci, w 1935 zrobiono tam muzeum imienia jego syna.

To jeszcze nie koniec smutnych historii - była jeszcze jego córka. Córka miała też córkę i syna. Była baaardzo bogata, dobrze ustawiona i skonwertowana na katolicyzm, więc po zajęciu Francji przez Niemców myślała, że jej żydowskie pochodzenie to przy tym drobiazg. Nawet nie przeniosła się do strefy Vichy, co jej radzono. Niestety myliła się. Wraz z dziećmi zginęła w 1944 w Oświęcimiu.

No ale jak już wiadomo z notki o Oplach, wielkie pieniądze szczęścia nie dają. Nic nowego, zajmijmy się więc muzeum. To muzeum pokazuje życie codzienne obrzydliwego bogacza sprzed stu lat. Interesujące jest, co się od tego czasu zmieniło - co jest nadal zastrzeżone dla bogaczy, a co stało się dostępne dla klas niższych.

Pierwsza obserwacja nie jest specjalnie zaskakująca - wielkie powierzchnie w dobrej lokalizacji to nadal coś tylko dla bogaczy. Dalej jest ciekawiej:

Łazienka bogacza jest wielka, nieźle wyposażona nawet według współczesnych standardów (chociaż coś w rodzaju umywalki do mycia stóp nie występuje współcześnie, przynajmniej w łazience w domu), ale dziś zaskakuje surowym wystrojem. Wszystko białe z niebieskimi akcentami, raczej mat. Grzejnik robiący za wieszak na ręczniki całkiem jak współczesny nam. W sumie dziś nawet plebs może mieć lepszą łazienkę (a gorszą głównie pod względem powierzchni).

Muzeum Nissim de Camondo - łazienka

Muzeum Nissim de Camondo - łazienka

Bogacz miał w domu windę. Nie zamierzam porównywać jej z windą w bloku, ale widziałem już domy klasy średniej, w których winda była, i było to w Polsce

Muzeum Nissim de Camondo - winda

Muzeum Nissim de Camondo - winda

Kuchnia bogacza była w standardach profesjonalnych i mogła obsłużyc sporą imprezę, na moje (amatorskie) oko dałoby się w niej pracować również dziś. Oczywiście bogacz nie gotował sam, więc porównanie z kuchnią w mieszkaniu lub domku nie ma sensu.

Muzeum Nissim de Camondo - kuchnia

Muzeum Nissim de Camondo - kuchnia

Wystrój pokojów nie jest osiągalny dla współczesnego, nie obrzydliwie bogatego człowieka, a nawet daleko nie wszyscy dzisiejsi obrzydliwie bogaci potrafiliby dobrać przedmioty tak pasujące stylistycznie. No ale Moïse de Camondo nie zajmował się praktycznie niczym innym, niż tylko szukaniem pasujących przedmiotów do swojego domu.

Biblioteka może i ładnie zrobiona, ale w niej głównie pisma i książki (i katalogi aukcji) na temat obrazów i innych przedmiotów do jego domu.

Muzeum Nissim de Camondo - biblioteka

Muzeum Nissim de Camondo - biblioteka

Uważam, że pan Camondo zmarnował sobie życie  na rzeczy może i ładne i cenne, ale w szerszym kontekście puste i bezwartościowe. Wartościowa okazała się tylko rodzina, ale dopiero po tym jak i to spieprzył.

Ale muzeum jest interesujące i warto zobaczyć.

Adres:

Musée Nissim de Camondo

63 Rue de Monceau, 75008 Paris

Otwarte:

  • od środy do niedzieli, 10-17:30
  • W poniedziałki i wtorki zamknięte

Wstęp:

  • Dorośli 9 EUR
  • Osoby poniżej 26 lat za darmo

Audioguide w cenie biletu

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

2001 skończył sie już dawno, gdzie Odyseja Kosmiczna? (czyli: Warto zobaczyć – Muzeum Filmu, Frankfurt)

(Sorry, ja wiem, tekst słaby, zdjęcia bez tagów i opisów, ale nie jestem akurat w nastroju do pisania)

W sobotę była u nas Noc Muzeów, jak nigdy nie korzystaliśmy z tego, tak tym razem postanowiliśmy się wybrać. Podstawowym argumentem były wystawy okresowe, i to trzy na raz: Rubens w Städlu, Jil Sander w Muzeum Stuki Użytkowej (to głównie żona), do trzeciej dojdę. A oprócz tego niedawno zbudowali u nas na nowo Muzeum Historyczne, jeszcze nie byliśmy. No i bilet na Noc Muzeów kosztuje 14 euro na dorosłego a 29 na rodzinę, każde odwiedzone z osobna wyszłoby znacznie drożej, więc czemu nie.

No i Rubens mnie nie za bardzo rusza, Jil Sander wcale, co do Muzeum Historycznego mam mieszane uczucia (ale może musimy pójść na spokojnie i nie koło północy). Ale trzecia wystawa okresowa była naprawdę dobra - w Muzeum Filmu było o "2001: Space Odyssey".

Muzeum Filmu jest samo w sobie całkiem niezłe i polecam. Jest tam też kino, w którym pokazują filmy stare i wartościowe, niekoniecznie blockbustery. No i robią tam ciekawe wystawy okresowe. Na przykład w zeszłym roku był Aardman. No i teraz "2001: Space Odyssey".

Na wystawie masa ciekawostek. Film każdy widział, więc nie ma co pisać, trzeba zobaczyć chociaż zdjęcia.

Modele:

DSCF3801_small

Orion-III

DSCF3808_small

Moonbus

DSCF3817_small

EVA Pod

Skafandry i kostiumy z filmu, większość oryginały:

DSCF3797_small

Kostium małpoluda (oryginał)

DSCF3792_small

Skafander księżycowy (oryginał)

DSCF3820_small

Skafander (kopia)

Gadżety:

DSCF3829_small

HAL 9000 (kopia)

DSCF3795_small

Zegarek

Wystawa jest jeszcze do 23 września.

Adres:

Deutsches Filmmuseum
Schaumainkai 41
60596 Frankfurt am Main

Otwarte:

  • Wtorki: 10 – 18
  • Środy: 10 – 20
  • Czwartki-niedziele: 10 – 18
  • W poniedziałki nieczynne

Wstęp:

Ekspozycja stała: Normalny: 6,00€, ulgowy: 3,00€, dzieci poniżej 6 lat za darmo

Wystawa okresowa: Normalny 10€, ulgowy 8€ (czyli warto było pójść na bilet rodzinny Noc Muzeów)

[mappress mapid="109"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

4 komentarze