Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD (9): Studiowanie, studiowanie

Od razu przyznam się, że studiowanie na uczelni w Polsce znam głównie z opowiadań. Stąd niektóre wnioski mogą być chybione, ale jednak nie sądzę aby tak było.

Wkrótce po rozpoczęciu zajęć okazało się, że większość z nas jest na nie takim kierunku jak by chciała.  Wynikało to przede wszystkim ze zbyt skąpych opisów kierunków - parę słów to trochę mało, zwłaszcza gdy są problemy z tłumaczeniem. Ja chciałem iść na komputerową technikę pomiarową, a wylądowałem na miksie mechaniki precyzyjnej z elektroniką zwanym Gerätetechnik. Cóż, Gerät to generalnie jakieś urządzenie, tłumaczenie jako przyrząd pomiarowy nie oddaje sensu oryginału. Teraz, gdy już znaliśmy strukturę uczelni i prawdziwy program wszystkich kierunków mogliśmy zacząć starać się o przeniesienie na bardziej właściwe kierunki i wydziały. Teraz moim wymarzonym kierunkiem były mikroprocesory. Napisaliśmy podania o zgodę na przeniesienie do konsulatu, konsulat zgodę tę wyraził i dostaliśmy termin na wspólną naradę w dziekanacie.

Indeks NRD-owskiej uczelni, 1984

Indeks NRD-owskiej uczelni

W dziekanacie okazało się że jest tak: Dwóch z nas chciało przenieść się na automatykę - kein Problem. Problem był w tym, że pięciu (w tym ja) chciało na mikroprocesory a trzech na informatykę techniczną, natomiast uczelnia wyrażała zgodę tylko na czterech na mikroprocesorach i czterech na informatyce. Po tym oświadczeniu dziekana zapadła cisza, wszyscy chętni na mikroprocesory chcieli wziąć na przeczekanie. Ponieważ to do niczego nie prowadziło, postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce. Kazałem ludziom się deklarować - trzech stanowiących zgraną paczkę stwierdziło, że oni koniecznie na mikroprocesory, czwarty, co do którego miałem poważne wątpliwości czy się tam utrzyma, bojowo zadeklarował się że on koniecznie z nimi, za każdą cenę, rękami, nogami i pazurami i tak dalej. Więc ja po krótkim namyśle stwierdziłem, że dam spokój i pójdę jednak na tą informatykę. No i wyobraźcie sobie, że była najlepsza decyzja w całym moim życiu. Natomiast człowiek który skierował mnie we właściwym kierunku, po krótkiej, burzliwej karierze na uczelni (mógłbym przytoczyć parę anegdot, ale zamilczę, bo jednak można by go zidentyfikować), wyleciał i wrócił do kraju.

Teraz wróćmy do generaliów.

Zajęcia dzieliły się, podobnie jak i na całym świecie, na wykłady (Vorlesungen), ćwiczenia (Seminarien) i laboratoria (Praktika). Na pierwszym roku większość przedmiotów była ta sama dla wszystkich kierunków, zróżnicowanie pojawiało się dopiero później. A przedmioty, jak to przedmioty: matematyka, fizyka, mechanika, materiałoznawstwo... Kilka ciekawszych opiszę.

Matematyka - jak matematyka. Profesorowie byli całkiem sensowni, uprzedzając wypadki napiszę, że jeden z nich w ostatnich wyborach do parlamentu NRD został wybrany i był drugim co do inteligencji i dowcipu posłem, jedynym który potrafił dowcipnie dyskutować z bezsprzecznie najlepszym tam Gregorem Gysim. Inny z profesorów był naprawdę dobry, na przykład na wykładzie o odwracaniu macierzy miał opracowany taki trik, że pisał na tablicy macierz 3x3 (widać było jak liczy w pamięci co ma być w kolumnach i wierszach) a po odwróceniu macierzy w środkowym wierszu wychodziła aktualna data. Miał też niezłe dowcipy: na przykład kiedyś na trzecim roku miał z nami ćwiczenia, zadał jakieś zadanie i oczekiwał na propozycje rozwiązania. Zgłosił się jeden z Niemców i coś zaproponował, na co profesor "A jak pan się nazywa?". Niemiec zbaraniał dopiero po dłuższym wypytywaniu wyjąkał (on się zawsze jąkał, a co dopiero gdy profesor pyta o nazwisko, to nie wróży nic dobrego) "Abel". Na to profesor "Also die Abelsche Vermutung ist..." ("Więc Hipoteza Abelowa jest, że..."). Dla nas, Polaków po polskim liceum mat-fiz matematyka była prosta, jakikolwiek nowy materiał pojawił się dopiero gdzieś w czwartym semestrze.

Elektronika - Prowadził ją cokolwiek szurnięty profesor o trochę słowiańsko brzmiącym nazwisku Mersiowski. Zwracał się on do sali per "Liebe Bastelfreunde" (Drodzy majsterkowicze), co mnie wkurzało - przecież mieli być z nas zawodowcy. Ponieważ nie było podręczników (i to generalnie, nie tylko na elektronice, cały materiał pochodził wyłącznie z wykładów), a Mersiowski nie chciał spowalniać wykładów czekając aż wszyscy zanotują, to rozdawał na każdym wykładzie powielone kartki z treścią wykładu i rysunkami. Treść i obrazki odpowiadały foliom wyświetlanym w trakcie wykładu. Żeby ludzie uważali, w kluczowych miejscach kartek były puste miejsca, a wykładowca we właściwym momencie oświadczał "A teraz w miejsce kropeczek pod obrazkiem, wpiszecie drodzy majsterkowicze, następujący wzór:". Kartki służyły też jako poświadczenie obecności na wszystkich wykładach. Co młodsi czytelnicy zawołają w tym momencie: "Ale głupek! Przecież wystarczyło skserować" Otóż nie:

Kserokopiarka i powielacz były w realnym socjalizmie nie zwykłym narzędziem, ale bronią porównywalną z automatyczną. Kopiarka w firmie znajdowała się z zapieczętowanym pomieszczeniu z opancerzonymi drzwiami, dostęp do niej wymagał specjalnych zezwoleń. Kopiarka mogła przecież posłużyć do kopiowania, a wiadomo co ci ludzie mogli kopiować - materiały kontrrewolucyjne, ulotki antysocjalistyczne itp. Kartki Mersiowskiego wcale nie były kopiowane na kopiarce tylko drukowane w uczelnianej drukarni, wcześniej zostały sprawdzone przez cenzurę i uzyskały zgodę na publikację. Skopiowanie paru stron przez zwykłego studenta było w tych czasach niemożliwe.

Mersiowski prowadził też laboratoria, robiąc części grup wejściówki (tak to się chyba po polsku nazywa, tam studenci nazywali je Quiz). Upierdliwy był przy tym mocno, a quiz z nim wymagał sporej odporności psychicznej. Każdy rok musiał też zaliczyć wykład na którym Mersiowski chwalił się własnoręcznie zaprojektowaną i zbudowaną wieżą Hi-Fi ze zdalnym sterowaniem (wtedy rzadko spotykanym nawet w zachodnim sprzęcie). Wszystkie pudełka miały górne ścianki z pleksi, żeby można było podziwiać ich wnętrze.

Konstruktionselemente (Elementy konstrukcji) były ogólnie znienawidzonym przedmiotem, jego nazwę przekręcano powszechnie na Kotzelemente - Elementy rzygowe. Tak naprawdę, to był to najsensowniej prowadzony przedmiot ze wszystkich - uczono tam jak naprawdę pracuje inżynier. Projektowaliśmy jakieś wyłączniki itp. korzystając z tabel i rysując rysunki techniczne. Inna sprawa że mogło to bawić mechaników, ale wśród elektroników czy informatyków faktycznie budziło odruchy wymiotne.

Sozialistische Betriebswirtschaft, skrót SBW (Ekonomia socjalistyczna) - nie różniła się wiele od współcześnie wykładanej ekonomii. Liczyliśmy koszty stałe i zmienne, jedyną różnicą były nie występujące obecnie subwencje/odpisy do i od konkretnych produktów.

Subwencje i odpisy były esencją gospodarki socjalistycznej. Od artykułów luksusowych pobierano odpisy, zbliżone nieco do aktualnie stosowanej akcyzy, ale pobierane tylko od producenta. Z tych wpływów subwencjonowano produkcję artykułów podstawowych. Z tego mechanizmu brała się struktura cen gospodarki socjalistycznej, zupełnie odwrotna niż w kapitalizmie - bardzo tania żywność i bardzo drogie telewizory. Niestety system taki może działać tylko w sytuacji gospodarki zamkniętej, stąd celnicy goniący masowy wywóz dotowanych artykułów przemysłowych głównie do Polski i utrudnienia w przywozie artykułów luksusowych z zagranicy. Ale nawet przy całkowitym zamknięciu granic taki system nie może działać wiecznie przy narzuconej absolutnej stabilności cen detalicznych - wkrótce nabywców telewizorów będzie zbyt mało żeby dało się pokryć coraz wyższe subwencje do mleka. System po prostu nie uwzględniał inflacji, wahań podaży i popytu i zawsze w jakimś stopniu istniejącej zależności od gospodarki światowej.

Wykłady prowadził profesor dobrze zintegrowany z niektórymi aspirantami z Zielonej Góry (czytaj: często razem imprezowali). Zdarzyła się pewnego razu impreza z udziałem większej ilości polskich studentów, zdarzyło się i tak, że w ramach sprzątania po imprezie profesor zmywał szklanki z dziewczyną z naszego roku. I typowe w takich wypadkach pytania: "A z którego roku pani jest?", "A to ma pani ze mną wykłady?", "A bo ja pani nigdy na wykładzie nie widziałem.". Dziewczyna na to "Bo ja z tyłu siadam". Profesor popatrzył na nią badawczo i stwierdził "Niech pani  jednak przyjdzie do mnie chociaż raz na wykład". No więc dziewczyna następnym razem poszła i zobaczyła, dlaczego jej tłumaczenie nie było wiarygodne - na auli, sali na ponad 300 osób, słuchaczy było zaledwie kilkunastu (nie żebym ja tam był). Ćwiczenia z SBW mieliśmy z elegancko ubierającym się doktorem, na ostatnich zajęciach przed egzaminem zrobił on nam szkolenie jak mamy na egzamin się ubrać. Nie trzeba było wielkiej inteligencji żeby załapać, że oceny będą za strój. Doktor na egzamin brał po cztery osoby, weszliśmy: ja (3-częściowy garnitur z dobrze dobraną koszulą i krawatem), kolega P. z Polski (2-częściowy garnitur z trochę gorzej dobraną koszulą i krawatem) i dwóch Niemców w swetrach. I rzeczywiście oceny były za strój - ja jedynka, kolega dwójka, a Niemcy po trójce.

Arbeitswissenschaften (Ergonomia) - Tu musieliśmy na wyrywki umieć projektować stanowisko pracy do pracy siedzącej lub stojącej, oraz liczyć właściwe natężenie oświetlenia w miejscu pracy. Teoria oczywiście mijała się z praktyką, bo ani jednego poprawnie zaprojektowanego stanowiska pracy na uczelni znaleźć się nie dało (przy pracy siedzącej wymagany był odpowiedni podnóżek - ktoś widział coś takiego w biurze?).

Nie mieliśmy żadnych zajęć z języka obcego (jeśli pominąć należące do kursu przygotowawczego zajęcia z niemieckiego). Niemcy uczyli się rosyjskiego, jednak znacznie poniżej poziomu naszego liceum - przychodzili do nas się pytać w razie wątpliwości.

Studenci zagraniczni byli zwolnieni z zajęć sportowych. Może i dobrze, bo po katastrofalnym WF w polskiej szkole większość z nas raczej by niemieckiego sportu nie zaliczyła.

Przedmioty branżowe na informatyce nie były na początku zbyt ambitne. Gdyby ktoś bardzo chciał, mógłby po raz pierwszy zobaczyć komputer na własne oczy dopiero na trzecim roku. Wcześniej przypominam sobie głównie taki przedmiot jak mikroprocesory (nie byłem na żadnym wykładzie ani ćwiczeniach, bo to wszystko miałem już w małym palcu wcześniej). Na koniec trzeba było zrobić projekt małego systemu, oczywiście zrobiłem go jako pierwszy (opisy robiąc po angielsku), potem ktoś poprosił mnie żeby mu krótko ten projekt pożyczyć (dlatego opisy były po angielsku - kazałem chociaż je przetłumaczyć na niemiecki). Skutek był taki, że oddałem projekt jako jeden z ostatnich, prawie cały rok miał dokładnie to samo, część z opisami po niemiecku a część po angielsku, a ja dostałem trójkę, bo sprawdzający nie miał pojęcia że to właśnie jest oryginał projektu, a wszystkie inne to kopie. Ćwiczenia z jakiegoś podobnego przedmiotu prowadziła pani doktor (zwana od wyglądu "koń, który mówi"), przekonana że procesor Z-80 ma parę rejestrów CD (dla niekumatych: pary rejestrów tego procesora to BC, DE i HL).

Ale najważniejszym przedmiotem był Marksizm-Leninizm. To w ogóle temat rzeka, poświęcę mu następny odcinek.

Do tematu studiowania i mojej tam kariery tam wrócę jeszcze w osobnym odcinku który nastąpi po odcinkach o NRD-owskiej mikroelektronice i o wyposażeniu uczelni w sprzęt komputerowy.

Czym różniło się studiowanie w NRD od studiowania w Polsce? Przede wszystkim mam wrażenie, że w NRD traktowano studentów o wiele poważniej niż w Polsce. Wiadomo, walnięci profesorowie są wszędzie, ale na przykład polskie historie z egzaminów zawsze budziły we mnie obrzydzenie. Wszystkie te opowieści o studentach czekających tłumnie na wejście, profesorach kończących egzaminowanie bo im się już nie dalej nie chciało itd., to przecież wszystko jakieś chore. I takie rzeczy słyszałem od ludzi z pokolenia moich rodziców, z mojego pokolenia, od młodszych... W NRD takich historii nie było - każdy wiedział o której wchodzi i ile to będzie trwało, egzaminatorzy wiedzieli o której mają przerwę na kawę lub obiad i tak było. Oczywiście mogło się zdarzyć, że kogoś trzeba było przemaglować trochę dłużej, ale wszyscy się starali żeby szło zgodnie z planem.

Z drugiej strony studenci w NRD mieli o wiele mniej swobody niż w Polsce. Wszystkie aspekty życia studentów były dokładnie kontrolowane, ideologiczne serwituty traktowane w Polsce czysto rytualnie i lekceważąco w NRD były wykonywane 100% na poważnie. Marksizm i inne przedmioty ideologiczne w Polsce wystarczyło odbębnić, w NRD od wyniku egzaminu głównego z marksizmu (ustny, po trzecim roku) zależała maksymalna ocena z dyplomu. Kiedy gdzieś w 1985 będąc na Politechnice w Warszawie zobaczyłem ulotkę z tekstem w rodzaju "Precz z totalitarną uczelnią" tylko śmiech pusty mnie ogarnął – ci ludzie w życiu nie widzieli prawdziwie totalitarnej uczelni.

Na Wikipedii znalazłem zdjęcie z TH Ilmenau,  na którym jest dwoje studentów z naszej grupy (dziewczyna na pierwszym planie i chłopak po prawej). Zdjęcie jest datowane na 1989, albo jest to błąd w dacie (bo laborka ze sterowania modelem windy była na trzecim roku, czyli 1986/87) albo zdjęcie jest pozowane. Zacytowany opis z archiwum państwowego jest w ogóle nieprawdziwy, bo mowa w nim jest o studentach którzy właśnie rozpoczęli studia, a styczeń 1989 to już tuż przed obroną było. To tyle o wiarygodności danych archiwalnych. Mam nadzieję, że teraz nikt mi nie będzie wyskakiwał z pretensjami że ściemniam, bo on czytał że było inaczej.

TH Ilmenau, studenci zagraniczni

TH Ilmenau, studenci zagraniczni, Źródło: Bundesarchiv, Bilr 183-1989-0117-005, Autor: Helmut Schaar

W następnym odcinku: Marksizm w praktyce

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo, Edukacja

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


3 komentarze do “Żegnaj NRD (9): Studiowanie, studiowanie”

  1. lehoo pisze:

    O alternatywnym zestawie rejestrów nie wspominając

  2. Avatar photo red1grzeg pisze:

    rozdawał na każdym wykładzie powielone kartki z treścią wykładu i rysunkami. Treść i obrazki odpowiadały foliom wyświetlanym w trakcie wykładu. Żeby ludzie uważali, w kluczowych miejscach kartek były puste miejsca, a wykładowca we właściwym momencie oświadczał „A teraz w miejsce kropeczek pod obrazkiem, wpiszecie drodzy majsterkowicze, następujący wzór:

    Miałem kiedyś wykładowcę który miał podobny system. Tyle że je w czasach kserokopiarek pozbawiony sensu.

    Ale tak naprawdę chciałem zapytać o coś innego (nie znalazłem lepszego wpisu), w latach 80-tych Nagrodę Nobla z fizyki przez 3 lata prawie pod rząd zdobywali fizycy zachodnioniemieccy (dosyć wyjątkowe wydarzenie).

    W jaki sposób to było przedstawiane w NRD?

    • cmos pisze:

      NRD-owcy doskonale zdawali sobie sprawę że nie mają co się równać z RFN, przy powszechnej dostępności zachodniego radia i telewizji w coś przeciwnego i tak nikt by nie uwierzył. Oni porównywali się raczej z Włochami, i to była oficjalna linia, bo tak mówili nam nawet prowadzący zajęcia z marksizmu.

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów