Jak już wspominałem, w sprzęcie fotograficznym NRD-owcy byli całkiem nieźli. W Polsce połączenie NRD i fotografia kojarzy się jednak przede wszystkim z filmami ORWO.
Filmy czarno-białe produkowano chyba we wszystkich krajach bloku - w końcu co to za sztuka. Gorzej było z filmami kolorowymi. NRD-owcom po wojnie przypadła dawna fabryka AGFA w Wolfen, gdzie produkowano właśnie filmy kolorowe. I kolorowe filmy ORWO oparte były właśnie o przedwojenną technologię AGFY. Na początku produkowano je nawet pod nazwą AGFA, ale potem w arbitrażu z RFN odstąpiono od tej nazwy i wybrano nową. Był to skrót od ORiginal WOlfen (Oryginał Wolfen). Oni oddali markę AGFA po dobroci, bo uważali że ich filmy są takie świetne, że nie muszą się podpierać znaną nazwą.
ORWO kojarzone jest z marnym kolorem. Trzeba zdecydowanie powiedzieć: Jain, jain i jeszcze raz jain. (Jain to połączenie ja i nein - tak i nie). Faktycznie slajdy oddawane do wywołania w sklepie fotograficznym - czyli wożone do laboratorium fabrycznego w Wolfen - zawsze miały marny kolor i większe lub mniejsze zażółcenie. Zastanawiające było, dlaczego różne, a nie zawsze takie same? Prowadziłem więc zapiski notując numery serii używanych filmów żeby znaleźć lepsze serie i kupić ich na zapas, ale to nic nie dawało, wszystkie serie były marne i w różnym stopniu zażółcone, nawet z tej samej serii, żadnej regularności. A razu pewnego kuzynka z Warszawy pokazała mi swoje slajdy zrobione na ORWO - a kolor był na nich taki że szczęka spadła mi na podłogę i potoczyła się pod kanapę. Nic nie gorszy od zachodnich filmów. Tajemnicę wyjaśnił mi dopiero kilka lat później jeden znajomy, bawiący się w wywoływanie tych filmów w domu. On twierdził, że jeżeli zestaw odczynników użyło się tylko do tylu filmów, ile było w przepisie to kolor był doskonały. Wywołanie w nich dwukrotnie większej ilości filmów dawało kolor całkiem przyzwoity. Zażółcenia powstawały jeżeli odczynniki były używane wielokrotnie dłużej, niż przewidywał przepis. Natomiast sama technologia nie była taka zła, świat przeszedł na nowocześniejszy proces nie ze względu na jakość koloru tylko na cenę wywołania i komplikację procesu.
Slajdy ORWO miały jednak swój obszar zastosowań na którym były bezkonkurencyjne - na żadnym innym materiale tak dobrze nie wychodziły zachody słońca.
No i jeszcze był jeden problem - klasyczne filmy AGFY według oryginalnego procesu wyciągały w latach 30-tych czułość tylko około 13 DIN (16 ISO/ASA), pamiętam że ojciec robił pierwsze slajdy w 1969 roku i najbardziej czuły film diapozytywowy ORWO miał wtedy 18 DIN (50 ISO/ASA), potem udało im się podkręcić to do 21 DIN (100 ISO/ASA). Ale nic więcej. A to trochę mało.
Z ciekawostek: ORWO produkowało też filmy czarno-białe czułe w zakresie bliskiej podczerwieni. Można było kupić je w normalnym sklepie fotograficznym, ale trzeba było o tym wiedzieć - filmu takiego nie było nigdy na półce bo musiały one być przechowywane w lodówce. Wiele NRD-owskich obiektywów było przystosowane do tych filmów i miało na skali odległości zaznaczony punkt do ustawiania ostrości dla filmu czułego w podczerwieni. Na zdjęciu poniżej to ten czerwony punkt pod cyfrą 4, na prawo od czerwonej, pionowej kreski.
Oprócz AGFY Wolfen na terenie NRD znalazła się też firma Zeiss Icon z Drezna, ceniony przed wojną producent aparatów fotograficznych. Po wojnie utworzono z niej (i paru innych zakładów) VEB Pentacon. Nazwa zwracała uwagę na fakt, że tam opracowano pryzmat pentagonalny o takim kształcie. Zakłady te produkowały sporo całkiem przyzwoitych modeli aparatów. Nie będę robił tu zarysu historycznego, ograniczę się, jak zwykle, do okresu schyłkowego NRD - czyli tego co sam widziałem.
Jednym z bardziej znanych ich modeli była średnioformatowa lustrzanka Pentacon six TL. Pomysł był dość ciekawy, inne lustrzanki w tym formacie mają raczej kształt skrzynki, a ta wygląda prawie jak małoobrazkowa. Jak na ten format to była relatywnie tania, a przy tym było do niej sporo wyposażenia dodatkowego i duży wybór obiektywów. Konstrukcja była jednak dość stara (jeszcze z lat 60-tych) i całkowicie mechaniczna. Aparat ten był powszechnie używany przez profesjonalistów, których nie było stać na sprzęt zachodni. Ja nie miałem z nim nic do czynienia, więc nie będę się dalej mądrzył. Zainteresowani mogą poczytać dalej TUTAJ.
Lustrzanki małoobrazkowe były produkowane pod nazwą Praktica (Znowu nie będzie rysu historycznego). W czasie gdy tam byłem była dostępna trzecia generacja aparatów Praktica (inni znowu liczą ją jako czwartą) z obiektywami na gwint M42. Aparaty te były może i nie najgorsze, ale niezbyt nowoczesne. Elektroniki było w nich niewiele, w zasadzie tyle co i w Zenitach (no, z nielicznymi wyjątkami - jak serie EE2 i EE3 z automatyką czasu).
Trzecią istotną dla fotografii firmą, która znalazła się na terenie NRD była firma Carl Zeiss z Jeny. Tu historia była bardziej skomplikowana - Jena była przez krótki czas zajęta przez Amerykanów którzy wycofując się, siłą zabrali wielu fachowców i cały zarząd zakładu do swojej strefy okupacyjnej. Sytuację komplikował jeszcze fakt, że oprócz zakładów w Jenie imię Carla Zeissa nosiła jeszcze fundacja (Carl Zeiss Stiftung) założona jeszcze w XIX w. przez przyjaciela i współpracownika Zeissa - Ersta Abbe. Fundacja ta była właścicielem firmy Carl Zeiss, a znajdowała się na terenie RFN. Stąd spór o prawa do nazwy Carl Zeiss. Fundacja zapewniła sobie do niej wyłączne prawa, jednak nie mogła ich wyegzekwować na terenie RWPG. Sprzęt eksportowany na Zachód (a było tego dużo) nie mógł więc nosić nazwy Carl Zeiss i pisano nim różne rzeczy, na przykład aus Jena (z Jeny). Spór zakończyło dopiero zjednoczenie Niemiec i połączenie obu firm.
W NRD firma VEB Carl Zeiss Jena została rozbudowana do dużego kombinatu (czyli według dzisiejszej terminologii koncernu) zajmującego się mechaniką precyzyjną, optyką i mikroelektroniką. Kombinat ten zajmował się również produkcją obiektywów do aparatów produkowanych przez VEB Pentacon.
NRD-owskie aparaty dobrze się sprzedawały również w krajach zachodnich. A najlepiej sprzedawały się ich aparaty ostatniej generacji - Praktica serii B. Ponieważ taki aparat z mnóstwem wyposażenia dodatkowego mam w piwnicy do dziś, to będzie o tej serii następny odcinek.
Błony fotograficzne trzymane były w lodówkach bo źle znosiły upały. A czerwony punkt na skali przesłony słuzył do tzw. ustawiania obiektywu na punkty czyli na taka przesłone i odległość przy której obiektyw ostrzył w najwiekszym zakresie. Punkty były nie tylko na obiektywach enerdowskich, ale przede wszystkim na heliosach Zenitha. A miało to znaczenie dla lustrzanek bez kontroli głębi ostrości i w konieczności wykonania zdjęcia bez celowania. Także kolega bloger na fotografii zna sie raczej słabo.
Diapozytywy ORWO dawały bardzo dobre odwzorowanie kolorów, problemy z zażółceniami były raczej na pozytywach wywoływanych z negatywów ORWO bo rzeczywiście wtedy mało kto zajmował się samodzielnym wywoływaniem zdjęć kolorowych – w przypadku slajdów było to łatwiejsze do zrealizowania w domu ale raczej mało opłacalne.
@enerdowskiuczes
„Błony fotograficzne trzymane były w lodówkach bo źle znosiły upały.”
To też, ale te na podczerwień musiały być w lodówce zawsze.
„A czerwony punkt na skali przesłony słuzył do tzw. ustawiania obiektywu na punkty czyli na taka przesłone i odległość przy której obiektyw ostrzył w najwiekszym zakresie. ”
Mylisz się, jak będę miał chwilę czasu zejdę do piwnicy po instrukcję obsługi i zrobię skan.
@enerdowskiuczes
Odpowiedź w notce, najwyraźniej nigdy nie słyszałeś o Infrarot-Markierung.
A tak swoją drogą to jak na znającego się na fotografii to wypowiadasz się strasznie bełkotliwie. Co to znaczy „słuzył do tzw. ustawiania obiektywu na punkty czyli na taka przesłone i odległość przy której obiektyw ostrzył w najwiekszym zakresie.”? To nie jest wyjaśnienie pojęcia „głębia ostrości”, to w ogóle nie ma sensu, najwyraźniej nie rozumiesz o co w tym chodzi.
„Diapozytywy ORWO dawały bardzo dobre odwzorowanie kolorów, problemy z zażółceniami były raczej na pozytywach wywoływanych z negatywów ORWO”
A co Ty tam wiesz. Masz w piwnicy karton diapozytywów ORWO wywoływanych w fabryce w Wolfen? Bo ja mam. Więc nie mów mi jak są zażółcone, skoro nie widziałeś ich na oczy.
„bo rzeczywiście wtedy mało kto zajmował się samodzielnym wywoływaniem zdjęć kolorowych”
Co to znaczy w tym kontekscie „bo„? Gdzie tu jakiekolwiek wynikanie? Bardzo proszę dbać o spójność wypowiedzi, następne podobnie bełkotliwe będę wycinał.
@enerdowskiuczes
I jeszcze: wyguglałem zdjęcie obiektywu Zenit Helios (a nie Zenith, firm o takiej nazwie jest sporo, ale nie od fotografii) i pokaż mi na nim Infrarot-Markierung, bo jakoś nie widzę.
Zresztą Zenita z obiektywem Helios też miałem i takiego punktu na nim nie było.
Radzieckie (a potem rosyjskie) obiektywy do lustrzanek punkt ustawczy korekty na podczerwień miały zaznaczony czerwoną literą R albo czerwoną kropką. Jest to standardowe oznaczenie, spotykane na manualnych obiektywach wszystkich marek. Helios to nazwa własna serii obiektywów o gwincie M42 i ogniskowej tzw. normalnej (w zakresie 50 – 54 mm) i zasadniczo przeznaczonych do serii lustrzanek Zenit.
EDYTA:
To nie jest jednak takie proste jak napisałem w poprzednim komentarzu. Zbytnio uprościłem obie sprawy, ale do rzeczy.
Jeśli nie ma znaku ustawczego dla podczerwieni na obiektywie, to możliwe są cztery wyjaśnienia:
– obiektyw jest bardzo starej konstrukcji, z czasów kiedy nikt nie myślał o tego typu fotografii uprawianej w celach nienaukowych, czyli został zaprojektowany i wyprodukowany przed późnymi latami sześćdziesiątymi (zachód) lub siedemdziesiątymi (ZSRR);
– obiektyw jest apochromatyczny (oznaczenie APO), czyli skonstruowany tak by doskonale uniknąć aberracji chromatycznej. Nie wymaga wtedy korekty ustawienia, gdyż załamuje promieniowanie podczerwone tak samo jak światło widzialne. Punkt zatem jest zbędny, ale takie obiektywy są bardzo drogie (za jakość się płaci);
– jest to obiektyw Leiki. Leica nie stosowała punktu ustawczego, ponieważ dla każdego obiektywu przeznaczony był indywidualnie dobrany filtr IR, który korektę wprowadzał niejako automatycznie;
– jet to obiektyw full autofocus. Jeśli nie można ustawić go ręcznie, punkt jest też oczywiście zbędny.
A obiektywów do Zenita marki Helios było – okazuje się – znacznie więcej i bardzo różnych. O większości nawet nie słyszałem;) Ale niektóre z tej listy: http://www.zenitcamera.com/catalog/lenseslist.html
mam do dziś.