Dziś kolejna notka o niemieckim systemie edukacji. Ze statystyk widzę, że poprzednie notki na ten temat cieszą sie dużym powodzeniem, a w notce o systemie edukacji obiecałem napisać o gimnazjach gdy już zobaczę je z bliska. Minęło już pół roku odkąd mój syn chodzi do gimnazjum, wczoraj była wywiadówka, więc czas nadszedł.
Znowu zastrzeżenie: Szkolnictwo leży w gestii landów, więc w każdym jest trochę inaczej. To co pisze dotyczy Hesji, proszę o powstrzymanie się od uwag że piszę bzdury, bo u nas w Hamburgu to czy tamto jest inaczej.
Przypominam, że gimnazjum w Niemczech dzieci rozpoczynają od klasy piątej, i uczą się w nim do matury. Trwa to 8 lat, do niedawna było to 9, ale skrócono ten czas o rok nie zmniejszając ilości materiału. Nazywa się to Turbo-Abitur.
Wrócimy jeszcze na chwilę do szkoły podstawowej. Nie chcę powtarzać tu notki o systemie szkolnictwa w ogólności, proszę sobie doczytać, pisałem tam rekomendacjach dalszego toru nauczania po szkole podstawowej. I powiem, że wbrew wątpliwościom wielu rodziców ten system się sprawdza. W klasie syna jest parę dzieci które zostały posłane do gimnazjum wbrew rekomendacji ze szkoły podstawowej, i wyraźnie widać że one sobie nie radzą na zupełnie podstawowym poziomie typu że trzeba robić zadania domowe, i będą musiały się przenieść do Realschule. Według mnie ich rodzice zrobili im w ten sposób krzywdę.
W naszej dzielnicy sytuacja z gimnazjami jest bardzo dobra, są aż trzy, dwa tuż obok siebie a trzecie też niedaleko. Inne dzielnice nie mają tak dobrze, dojeżdżają tu na przykład dzieci z dzielnicy Schwanheim - to jest pół godziny autobusem - bo bliżej nic nie mają. W ostatnich latach to najstarsze z gimnazjów - Freiherr vom Stein - mieszczące się wcześniej w XIX-wiecznym budynku zostało wyburzone i zbudowane całkowicie od nowa. Perła architektury to to teraz nie jest (wcześniej budynek też był typowy dla szkoły z końca XIX wieku, nic nadzwyczajnego), ale co nowe, to nowe.
Drugie gimnazjum - Carl Schurz - jest w generalnym remoncie, tymczasem dzieci uczą się w prowizorycznym budynku zrobionym w technologii kontenerowej.
Warunki nie są, wbrew pozorom, najgorsze, zresztą chyba remont zmierza już ku końcowi i w wyremontowanej części budynku są znowu zajęcia.
W trzecim - Friedrich Schiller - generalny remont już prawie się skończył, została do zrobienia tylko sala gimnastyczna. Zdaje się że te remonty to owoc programu antykryzysowego prowadzonego za poprzedniego kryzysu.
A czego uczą? W klasie piątej (bo o tej wiem oczywiście najwięcej) dzieci mają niemiecki, matematykę, geografię, muzykę, sztukę, sport, NaWi (prawie jak w Avatarze, ale to Naturwissenschaften - nauki przyrodnicze), angielski (jako pierwszy język obcy, ale w innych szkołach bywa to inny język) i nieobowiązkową religię w wariancie katolickim i ewangelickim.
W następnych latach dojdą następne języki obce i tutaj strategia w różnych szkołach jest różna. W Schiller dali do wyboru dwa tory, jeden z francuskim a drugi z łaciną. Potem do tego trzeba będzie dobrać jakiś trzeci, w rachubę wchodzą na przykład hiszpański albo chiński. A na przykład Freiherr vom Stein specjalizuje się we włoskim, również jako języku wykładowym dla niektórych przedmiotów. Oferta ta jest skierowana szczególnie do dzieci imigrantów pochodzenia włoskiego, ale nie tylko. Bywają gimnazja w których skupiają się na łacinie i starogreckim, grupy docelowe oczywiste.
Oprócz przedmiotów obowiązkowych jest też grupa przedmiotów do wyboru (Wahlunterricht, WU). Dzieci w ciągu nauki muszą zrobić określoną liczbę jednostek tych przedmiotów (5 godzin w klasach 5-9, z czego 2 w 8-9. Godzinę należy rozumieć jako godzina na tydzień przez dwa semestry), ale mogą wybrać które chcą. W tej ofercie gimnazja różnią się najbardziej między sobą. Na przykład Carl Schurz ma do wyboru głównie przedmioty muzyczno-artystyczne (z naciskiem na kontrabas, jej, tego tylko mi brakuje żeby w pokoju dziecka stał jeszcze kontrabas), za to Schiller ma na przykład dodatkowe zajęcia z matematyki. Oceny z przedmiotów do wyboru są tylko pozytywne, ale kurs może nie zostać zaliczony i trzeba wtedy swoje godziny wyrobić w następnym roku.
Dodatkowo gimnazjum oferuje zajęcia nadobowiązkowe, odpowiadające z grubsza naszym kółkom zainteresowań, zwane Arbeitsgemeinschaft - AG. Spektrum jest bardzo duże i znowu w każdej szkole inne. Może to być jakiś sport (na przykład tenis, wioślarstwo albo żonglowanie), coś artystycznego (chór, fotografia, jakiś instrument) albo naukowego.
Każde gimnazjum wymyśla sobie własny układ godzin lekcyjnych. Już chyba nigdzie nie ma klasycznego układu z 45-minutowa lekcją a potem przerwą, większość gimnazjów przyjęła system z podwójnymi godzinami - czyli po 90 minut, w razie potrzeby w nielicznych wypadkach dzielonymi na pół. Ale znowu w Carl Schurz maja lekcje po 65 minut. Przedłużenie lekcji ma sens, 45 minut to naprawdę za mało na porządną lekcję, a dzięki długim lekcjom dziennie jest mniej przedmiotów - dzieci nie muszą tyle ciężarów nosić na plecach i mają w sumie mniej zadane (bo z trzech przedmiotów, a nie z pięciu-sześciu).
Lekcje nie wszędzie zaczynają się o ósmej rano, bo ktoś wymyślił że można będzie rozładować trochę tłok w komunikacji miejskiej gdy szkoły nie będą zaczynać o tej samej godzinie. Pomysł dobry, ale realizacja gorsza - wszystkie trzy zaczynają prawie równocześnie w godzinach 7:45 - 8:00, wszyscy i tak spotykają się w jednym autobusie.
W szkole zazwyczaj jest jakaś stołówka prowadzona przez firmę cateringową. W szkole mojego syna zrobione jest to tak, że dziecko dostaje kartę, którą się tam rozlicza. Obiady trzeba wiążąco zamawiać przez sieć z tygodniowym wyprzedzeniem, w przypadku choroby można odwołać zamówienie. Niestety w przerwie obiadowej tłok w stołówce jest taki, że zjedzenie obiadu w dostępnym czasie jest mało realne.
Oczywiście szkoła ma bibliotekę, jest to filia biblioteki miejskiej. Karta biblioteki szkolnej działa też w bibliotekach dzielnicowych i w głównej bibliotece miejskiej.
Część szkół zapewnia mniejszym dzieciom opiekę po lekcjach, tak gdzieś do trzeciej, najczęściej pod postacią pomocy w robieniu zadań domowych. Spróbowaliśmy tego, ale to była katastrofa. Ale myślę, że to była akurat pechowa grupa, gdzie indziej może to działać lepiej.
Jeszcze o poziomie nauczania. Syn poszedł do Schiller, mimo że z wielu źródeł słyszałem opinię że to gimnazjum dla zadzierających nosa dzieciaków z UMC. W szkole podstawowej przez całą czwartą klasę straszyli dzieci i rodziców, że gimnazjum to jest dopiero na poważnie, że tam to dopiero trzeba będzie zasuwać itp. Rzeczywistość okazuje się być inna. W klasie nie ma nikogo z UMC, większość to MMC i LMC - opinia o elitarności pochodzi zdaje się sprzed 20+ lat. A zadań domowych mają ledwie co, o wiele mniej niż w podstawówce. Ale to "wina" podstawówki - tam gdzie chodził syn było naprawdę ostro, dzieci z innych szkół uważają że zadań domowych jest dużo. Co w sumie nie świadczy dobrze o całym szkolnictwie niemieckim. Nie bardzo już pamiętam, co było za moich czasów w klasie piątej i jakie było obciążenie, ale wydaje mi się że jednak u nas było większe.
Akurat teraz, jak co roku, w gimnazjach odbywają się dni otwarte, żeby dzieci ze szkół podstawowych (i ich rodzice oczywiście też) mogli sobie szkołę obejrzeć z bliska i wybrać. Nikt przy wejściu legitymował nie będzie, jeżeli ktoś z czytelników z terenu Niemiec jest zainteresowany to może po prostu pójść i sobie szkołę zwiedzić.
Nie znam danych dotyczących finansowania szkolnictwa, ale patrząc tak "od dołu" to gimnazja muszą być finansowane znacznie lepiej niż szkoły podstawowe. W szkole podstawowej trzeba było co i raz płacić za jakieś podręczniki (tylko raz zasponsorował wszystkie land), dawać po dwie dychy do kasy klasowej albo płacić za jakieś wycieczki, w gimnazjum jak dotąd trzeba było kupić jedną książkę, a z wpłaconych na początku roku szkolnego dwudziestu euro została jeszcze blisko połowa. I to mimo że klasa częściej się gdzieś wybiera.
W cyklu o edukacji w Niemczech planuję jeszcze dwie notki, jedną o Hortach, czyli po naszemu świetlicach, a drugą o komitetach rodzicielskich.
Dzięki za notkę. Gdybyś kiedyś miał szansę, byłbym wdzięczny za porównanie programu fizyki i matmy z polskim (http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2058%3Atom-5-edukacja-przyrodnicza-w-szkole-podstawowej-gimnazjum-i-liceum&catid=230%3Aksztacenie-i-kadra-ksztacenie-ogolne-podstawa-programowa&Itemid=290), nawet pobieżnie i z obserwacji na zeszytach własnych dzieci (np. ile jest praktycznych eksperymentów, jak jest z matematyzacją zadań, jak działa interdyscyplinarność na NaWi). Chciałbym trochę ten temat ruszyć i Twoje notki bardzo mi pomagają.
Tak naprawdę to inaczej niż sądzisz religia (w wariancie ewangelickim lub katolickim) jest obowiązkowa. To wynika, niestety, z Ustawy Zasadniczej – wyjątki są dopuszczalne tylko w związku z Klauzulą Bremeńską – w Bremie (religia organizowana przez państwo, bez „wariantów”) i w nowych landach (Berlin i Brandenburgia – religia nieobowiązkowa), ale nie w Hesji. No ale ponieważ wszystkie dziedziny życia funkcjonują w Niemczech od lat na zasadzie zgniłego kompromisu i nienaruszalności status quo, religia jest obowiązkowa, ale „nie może być nauczana wbrew sumieniu”, czyli można z niej zwolnić dziecko – lub od 13 roku życia zwolnić się samemu (wyjątkiem jest tu, a jakże, Bawaria). Z partii politycznych tylko Lewica i Piraci otwarcie deklarują chęć zmiany tego przestarzałego przepisu.
Bardzo ciekawa notka. Czekam z niecierpliwoscią na te dwie kolejne obiecane z tych okolic.
@brytnej
„ Z partii politycznych tylko Lewica i Piraci otwarcie deklarują chęć zmiany tego przestarzałego przepisu.”
Ten przepis i tak jest martwy, w praktyce z niczego nie trzeba dziecka zwalniać, wystarczy nie zadeklarować że będzie chodzić. Ale dzięki za przypomnienie że miałem jeszcze napisać notkę o religii w szkole.
A, i jeszcze jedną o wychowaniu seksualnym.
O, i jeszcze jedną jak robią karty rowerowe.
A jak te greckie dzieciaki znoszą cała kryzysową zawieruchę? Czy są jakieś konflikty?
No i jak Pan widzi z punktu widzenia mieszkańca Niemiec obecną sytuację?
„A jak te greckie dzieciaki znoszą cała kryzysową zawieruchę? Czy są jakieś konflikty?”
W klasie syna jest jeden chłopiec z Grecji, ale przecież cały ten kryzys grecki go i jego rodziny nie dotyczy. Nie widziałem żadnych konfliktów na tym tle, również wśród dorosłych.
„No i jak Pan widzi z punktu widzenia mieszkańca Niemiec obecną sytuację?”
Nic wielkiego się na razie nie dzieje, znacznie poważniejszym źródłem niepokoju jest nadal ostatni kryzys finansowy. W to że państwowa „Rente ist sicher” to już od dawna nie za bardzo ludzie wierzą, ale teraz stracili zaufanie do funduszy emerytalnych. I to jest problem, a nie jakaś tam Grecja.
Chodziło mi o artykuły w greckiej prasie np. ten ukazujących Merkel w mundurze ze swastyką. No i to, ze Grecy uważają, że Niemcy narzucają te wszystkie uwłaczające im (podobno) oszczędności.
na-plus.blogspot.com/2012/02/grecja-kontra-niemcy.htmlCzy to ma jakiś wpływ na emigrantów w Niemczech?
Rozumiem, że nie. (może jeszcze nie)
„W to że państwowa „Rente ist sicher” to już od dawna nie za bardzo ludzie wierzą”
A to ciekawe. Co się takiego stało? To wynik ostatniego kryzysu, czy może raczej wydarzeń ostatniego roku?
Znalazłem coś takiego (niezalezna.pl to nie jest moja bajka, ale korzystam z tłumaczenia):
niezalezna.pl/23708-luksusowi-emeryci
Jak Pan widzi przyszłość Niemiec i swoją finansową pozycję na emeryturze?
Jest się czego w kraju nad Renem bać?
„Czy to ma jakiś wpływ na emigrantów w Niemczech?
Rozumiem, że nie. (może jeszcze nie) ”
Takie rzeczy mają w ogóle mniejszy wpływ na emigrantów, niż się to w Polsce wydaje.
„A to ciekawe. Co się takiego stało? To wynik ostatniego kryzysu, czy może raczej wydarzeń ostatniego roku?”
To jest historia na długą notkę, przecież to hasło pochodzi z kampanii uspokajającej z roku 1986! Już wtedy zaczęły pojawiać się wątpliwości, a potem zdarzyło sie jeszcze wiele niedobrego.
„Jak Pan widzi przyszłość Niemiec i swoją finansową pozycję na emeryturze?
Jest się czego w kraju nad Renem bać?”
Oczywiście że jest się czego bać. Ale może rzeczywiście napiszę notkę. Trochę potrwa, bo potrzebny jest research żeby nie bzdurzyć w stylu Ziemkiewicza.
W takim razie czekam na wpis. Chętnie przeczytam opinię z pierwszej ręki. pzdr
Wybacz, ale system szkolny w Niemczech to, obok zamkniętego w niedziele handlu, moim zdaniem kompletna porażka. Niemcy dwoją się i troją żeby ściągnąć tzw. „specjalistów”, ci natomiast, kiedy już się zjawią, witani są serią kłód pod nogami.
Dostanie się do gimnazjum w wielu landach uzależnione jest od widzimisię nauczycieli. Mój syn niestety stał się ofiarą małomiasteczkowej ksenofobii i musiałem zrobić porządną awanturę żeby został przyjęty. Niesmak pozostał do dzisiaj – dyć gimnazjum jest dla swoich (piszę o Saarlandzie, gdzie korupcja jest nieporównywalna z polską!).
Koledzy, którzy przyjechali ze starszymi dziećmi mieli podobne problemy. W Bawarii istnieje alternatywa dla Realschule, zdaje się nazywa się to „próbnym rokiem w gimnazjum”, ale nie wiem, czy istnieje to w innych landach. Do tego nie ma odpowiednika ESL – English as a Second Language – i dzieci lądują w klasach, w których nie rozumieją języka.
Kolejnym problemem jest rozmiar tych szkół (kolosy!), i związane z tym problemy transportowe jeśli gęstość zaludnienia jest mała. We wspomnianym właśnie Saarlandzie czas dojazdu do szkoły może spokojnie wynosić 45 minut w jedną stronę, a mówimy o 11-latkach. W Monachiun, dokąd miałem szczęście uciec, sytuacja jest dużo lepsza, ale nadal, transport do szkoły to niezła wycieczka dla jedenastolatka.
Nie ma „systemu szkolnego w Niemczech” bo jest on w kazdym landzie inny.
(co do „zamkniętego w niedziele handlu” uwazam to za bardzo dobry uklad, niedziela to dzien dla rodziny, równiez dla sprzedawczyn – jak masz prywatny sklep, wolna droga, ale nie zmuszaj innych do pracy w niedziele)
Ach, i jeszcze jedno – w Monachium, które ma się tak do Bawarii jak Warszawa do Mazowsza, religia nie jest obowiązkowa. Można chodzić na etykę, która od inwigilacji jest zupełnie wolna. Co więcej, do wyboru jest oferowana również religia protestancka oraz żydowska, jednak ta ostatnia prezentuje problem logistyczny: zajęcia są gdzieś w Gminie w centrum miasta.
Ciekawe sobie poczytac jak to jest w innych Landach. Ja chodziłam do Gymnasium w Sachsen-Anhalt, mu na przyklad nie mielismy obowiazkowej religii, tylko wybor pomiedzy czyms w rodzaju religioznawstwa (ale opartego na ewangelicyzmie) a filozofia i to dopiero od 9. klasy. Bardzo malo uczniow wybieralo swoja droga religie, chociaz miala opinie latwiejszej.
Sport byl tez ciekawy – co semestr wybieralo sie z kilku „ofert” i caly rocznik byl dzielony na grupy, w ciagu roku trzeba bylo zaliczyc jeden sport grupowy i jeden indywidualny.
Na szczescie ominela mnie Turbo-Abi, stary system, gdzie po 11 klasie wybieralo sie przedmioty podstawowe/rozszerzone i mialo sie okazje wyrzucic z planu dwa niechciane przedmioty uwazam za o wiele lepszy, w koncu w tym wieku kazdy juz mniej-wiecej wie co chcialby robic po szkole, a kontunuowanie przedmiotow typu sztuka dla umyslow scislych lub fizyka dla artystow to na tym poziomie bezsensowne tortury.
Ksiazki co roku dostawalismy od szkoly, na koniec roku trzeba bylo je oddac. Drogie ksiazki, na przyklad do rozszerzonej biologii, byly nam wydawane na lekcji i potem zbierane, ale mozna bylo je spokojnie wypozyczyc do domu po wpisaniu sie na liste.
W cyklu o edukacji w Niemczech planuję jeszcze dwie notki, … Tak, oczywiście potrafię czytać ze zrozumieniem i rozumiem, że temat jest już zamknięty. Niemniej chciałbym namówić Cię do komentowania nauki syna w gimnazjum. Odniosłem wrażenie, że program edukacji szkolnej uważasz za niewystarczający. Mam dzieci, ale trochę młodsze i chętnie skorzystam z doświadczeń. Szczególnie interesują więc mnie Tippy do nauki w domu.
Ależ nie, taki był plan na przewidywalną przyszłość w tamtym momencie, ale pojawiają się nowe tematy i nowe plany. Więc o edukacji na pewno jeszcze będzie, ale chwilowo jestem w niedoczasie.