Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Kolejny rok, kolejne wakacje

I znowu minął rok, i znowu były wakacje. Tym razem pojechaliśmy na dwa tygodnie do Londynu. Postaram się wygospodarować trochę czasu na nowe notki, zwłaszcza z cyklu "Warto zobaczyć", a na razie trochę luźnych wrażeń.

  • Jakoś tak się trafiło, że dotąd nie byłem w Londynie, ani nawet w Anglii. Przed wyjazdem wziąłem przewodnik i wypisałem listę obiektów które chciałbym zobaczyć. No i wyszło, że na dwa tygodnie to za dużo i trzeba z niektórych rzeczy zrezygnować - w końcu to stolica byłego imperium i jest co oglądać. Szczęka mi jednak opadła, jak paru znajomych się zapytało "Co będziecie robić w Londynie przez aż dwa tygodnie? Tydzień wystarczy."
  • Londyn jest dość drogi. Po zeszłorocznym urlopie wydawało mi się, że 15 euro za wstęp do muzeum - jak w Holandii - to drogo. W Londynie muzea państwowe są za darmo, ale w innych 18-20 funtów to norma. A te państwowe też dość nachalnie chcą co łaska, a wszystko co może kosztować (na przykład wystawa okresowa) kosztuje nieźle. Ale przynajmniej toaleta za darmo.
  • Jest coś takiego jak London Pass, dający wstęp do wielu muzeów za darmo. Ale - inaczej niż przy trochę podobnej karcie holenderskiej - tą kartę kupuje się zgrzytając zębami. Bo ona nie jest tania i jest ograniczona czasowo (1, 3 lub 6 dni) - żeby wyjść na plus trzeba się naprawdę wysilić. W kilku miejscach London Pass omija kolejkę do kasy, ale w naszym przypadku to oszczędziliśmy w sumie może kwadrans, a może nawet nie. A na przykład długiej kolejki w Tower do oglądania korony London Pass nie omija. Czyli przed zakupem policzcie dobrze, czy się wam opłaci. Zaplanujcie zwiedzanie, uwzględnijcie że praktycznie wszystko jest czynne tylko od 10 do 18 (albo i krócej), czasy dojazdu są często niebagatelne, takie rzeczy jak Windsor czy Hampton Court to wycieczki całodzienne, a inne punkty w praktyce da się obejrzeć najwyżej dwa na dzień, tylko wyjątkowo trzy. EDIT: Podliczyłem i wyszło, że na trzy osoby przy sześciodniowym passie jesteśmy 100 funtów na plusie. Ale przy tym od długiego i intensywnego chodzenia znacząco spadło mi ciśnienie krwi - i to oczywiście jest duża zaleta. EDIT2: A jak już będziecie zamawiać, to guglnijcie najpierw za "london pass discout" - jest nieustająca oferta na 10% zniżki za wpisaniem kodu. Taka pułapka na nieuważnych.
  • Komunikacja miejska ma opinię bardzo drogiej, ale ja tak nie uważam. Trzeba tylko wziąć Oyster Card - taka kartę jakiej używają miejscowi. To nie jest żaden problem, parę minut i już, kaucja 5 funtów, płaci się wtedy około połowy tego co za bilety jednorazowe i dziennie nie więcej niż ileśtam. We Frankfurcie bilet z domu na lotnisko (pół godziny jazdy) kosztuje mnie ponad cztery euro, w Londynie tube z Heathrow do centrum (prawie godzina) 3 funty. Może nie bardzo tanio, ale ujdzie. EDIT: Nie dajcie się tylko wpuścić w sprzedawaną razem z London Passem London Travelcard ani w Visitor's Oyster Card. - tych kart już nie ma./EDIT. I nie ma co kazać wysyłać jej pocztą do domu - to niepotrzebny wydatek.
  • Spanie w Londynie jest bardzo drogie, ale udało mi się znaleźć niezły kompromis między odległością od centrum a ceną. Strefa 3, typowy szeregowy domek wiktoriański, nie był to Hilton, ale kosztował niewiele więcej niż zeszłoroczne domki w Belgii i w Amsterdamie, a był całkiem OK.
  • W szczególny podziw wprawiła mnie instalacja kanalizacyjna poprowadzona na zewnątrz budynku, z wylotem doprowadzonym po prostu do kratki ściekowej. Z toalety chyba też.
Arcydzieło sztuki kanalizacyjnej, Londyn, XXIw.

Arcydzieło sztuki kanalizacyjnej, Londyn, XXIw.

  • Nazwijcie mnie rasistą, ale cokolwiek przeszkadzali mi spotykani na każdym kroku przedstawiciele jednej takiej grupy narodowościowej. U nas we Frankfurcie aż tylu ich nie ma, a tam na sąsiedniej ulicy był nawet specjalny sklep z ich żywnością, a w kilkunastu innych sklepach innych narodowości (a nawet w dużym supermarkecie) ich żywność też była dostępna w dużym wyborze. Ich język słychać było wszędzie. Nie po to wyjechałem z kraju, żeby teraz się z nimi tak często spotykać.
  • Miejscowi generalnie bardzo uprzejmi, czasem do przesady. Na stacji tube z której co dzień wyruszaliśmy do miasta jedna pani z obsługi pewnego razu żegnała się indywidualnie i z podaniem ręki z przechodzącymi pasażerami (z nami też), bo od następnego dnia szła na urlop. To chyba nie była jednak taka uprzejmość, tylko brak jakiegokolwiek życia prywatnego.
  • Już przy przyjeździe mieliśmy problem, bo dojechaliśmy tubem z Heathrow do centrum, gdzie mieliśmy się przesiąść na inną linię, a ona akurat nie jeździła. No i żadnej informacji co dalej - w Niemczech zaraz by było mnóstwo wywieszek i wskaźników, a tu nic. Żadna inna linia nie wchodziła w rachubę, wyszliśmy na powierzchnię i zaczęliśmy się rozglądać za autobusem. Oczywiście wszystkie te nazwy dokąd one jechały nic mi nie mówiły. Ale wkrótce syn zauważył, że na niektórych z tych autobusów jest napisane "Rail Replacement Service". Wsiedliśmy więc. To był stary piętrus, leciała w nim muzyka, playlista całkiem niezła, jak u nas w rockowym Radio Bob. Zawiózł nas z grubsza gdzie trzeba, potem trzeba było jeszcze kawałek następnym. No ale się udało. Wniosek: Koniecznie i codziennie sprawdzać zakłócenia w ruchu, hasło do guglania "london tube updates".
  • W Anglii - wiadomo - ruch lewostronny, ale którą stroną chodnika należy chodzić nie udało mi się ustalić. Zazwyczaj była to strona lewa, ale jakoś niekonsekwentnie. A na schodach ruchomych każą stać z prawej, jak u nas.
Look right!

Look right!

  • Co innego zobaczyć to w telewizji albo u Monty Pythona, co innego na własne oczy. Ta ich szlachta i royalsi to jednak straszny relikt dawnych, mrocznych epok. Naprawdę dobrze że i w Polsce i w Niemczech już prawie sto lat temu ukrócono te gry i zabawy klasy próżniaczej.
  • Żona chciała zobaczyć Harrodsa, więc też weszliśmy. Na chwilę. Posumowanie: Katedra pod wezwaniem Św. Konsumpcji. Byłem zniesmaczony. O wiele gorzej niż KaDeWe. A już najbardziej obciachowe było zaparkowane obok Maserati w kolorze lazur metalik (jakiś specjalnie drogi, matowy) z krawędziami oklejonymi na pomarańczowo. Normalnie wiejska dyskoteka, ale na cholernie bogato. Po wyjściu z tej świątyni byłem gotowy iść na barykadę, ale akurat żadnej w pobliżu nie było.
  • W telewizji obejrzałem "You've Been Framed!", czyli pierwowzór niemieckiego "Upps! Die Pannenshow", i zupełnie nie rozumiem o co chodzi tym wszystkim ludziom wychwalającym angielski humor jako szczególnie wyrafinowany. Przecież to było pukanie w dno od spodu, większość tych filmików nie pojawiło się w "Upps!" bo zbyt denne były, a teksty w tle w ogóle nie śmieszne. To już niemieckie są chociaż czasem rzeczywiście zabawne.
  • Pooglądałem BBC, które to w dyskusji pod notką o telewizji niemieckiej było przywoływane jako wzór telewizji publicznej. No i przywołujący to chyba nigdy tych programów nie oglądali - ciągle jakieś durne seriale i teleturnieje, sensowne wiadomości tylko na jednym programie, tylko jeden kanał w którym czasem leciały jakie-takie pozycje popularno - naukowe, z których zresztą większość widziałem już w telewizji niemieckiej. Nowe dla mnie były tylko niezłe programy z Davidem Attenborough ("Natural Curiosities") i seria "How Britain worked". W niemieckiej telewizji publicznej zazwyczaj mogę wybierać z paru niezłych rzeczy lecących równolegle.
  • Angielskie ciastka są straszliwie słodkie, nie smakowały mi.
  • W supermarkecie znaleźć kasę z obsługą trudno, a rano w ogóle niemożliwe. W Niemczech kasy samoobsługowe się już pojawiają, ale raczej jako wyjątek i tylko dla niewielkich zakupów. A tu nawet normalna kasa z taśmą, tylko klient sam skanuje.
  • W tym samym supermarkecie stoisko odzieżowe, a przymierzalni nie ma. Jak oni w ogóle sprzedają na przykład spodnie? A nawet w dużym Marx&Spencer, na piętrze gdzie stoisko dla dzieci też przymierzalni nie ma i każą iść piętro niżej, na męskie. A na męskim do przymierzalni mamy nie chcą wpuścić, żeby zobaczyła jak spodnie na synu leżą. Nic tam nie kupiliśmy w związku z tym. Jak mawia WO, chodź wizuchna, nie chcą nas tu.
  • Już od dawna noszę się z notką relatywizującą propagandowość i militaryzm realnego socjalizmu. Wizyta w Anglii (a zwłaszcza w Imperial War Muzeum i w Royal Artillery Museum) zrelatywizowała mi to jeszcze bardziej i notka na pewno powstanie.
  • Niemiecki chleb jest nadal najlepszy na świecie.

Tak więc stay tuned - postaram się wkrótce parę notek napisać.

Podobne donosy

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


6 komentarzy do “Kolejny rok, kolejne wakacje”

  1. Avatar photo boni pisze:

    Instalacje kanalizacyjne na zewnątrz to norma tutaj, jeśli na brzydkim domu czy kamienicy, to pół biedy, ale widywałem śliczne kamienne (np. Aberdeen dołuje) i zabytkowe budynki „przyozdobione” rurami z zewnątrz. Te wyloty nad kratkami też są zabawne (no ale jednak nie z kibelka, to z umywalek itp. greywater)

    (To nie rasizm chyba, raczej szowinizm.) Zgadzam się, że buraki kartoflane momentami dołują bardzo mocno. A nawet jeśli wspinają się na wyżyny i zachowują się porównywalnie jak niektóre inne mniejszościowe grupy narodowościowe czy etniczne, to wstyd oczywiście większy.

    Uprzejmość jednak często jest tu po prostu na zasadzie „przecież to nic mnie nie kosztuje, mogę być miły”, choć faktycznie wydaje się (mi na początku np.). że to jakieś no-life i ogólnokrajowa ściema.

    Szlachta, noblemani, dziedzictwo klas wyższych/posiadających itd. – fakt, jest to znacznie mocniej zaznaczone, niż się z perspektywy tv czy PL wydawało. I znacznie znacznie gorsze.

    Harrods itp. – tia, to są rzeczywiście katedry konsumpcji. Ba, tutaj są takie ilości „normalnych” zbędnych malli założonych pod strych zbędnymi towarami, że po pewnym czasie człowiek zaczyna zastanawiać się, że ten kapitalistyczny dobrobyt wyregulowany niewidzialną ręką rynku, to jednak jest idiotyczny i nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek regulacją czegokolwiek.

    BBC jest przereklamowane, prawda.

    Propaganda i militaryzm – fakt, UK zadziwiają różności w tym temacie (a nawet sprzeczności). Miałem o tym parę razy napisać, sowieci vs. „stare” imperia, Niemcy vs. Anglia, ale nie mam czasu, wiedzy i chęci, w tej kolejności.

  2. lopi1 pisze:

    Blog fajny ale uwagi dotyczace swoich rodaków trochę niefajne. No chyba, że podobnie jak część dłużej mieszkających na obczyźnie uważasz się za kogoś lepszego. Dla Niemca i tak zostaniesz Polaczkiem.

  3. antymat pisze:

    Jeśli chodzi o tanie noclegi w Londynie, to polecam Travelodge. Np. tydzień w Croydon potrafi kosztować ~250£ za pokój.

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów