Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Orły w kosmosie

Ostatnio zmieniłem komórkę, czas już był, bo w niemal każdym towarzystwie mogłem wygrywać konkurs na najstarszy smartfon. Miałem Samsunga Galaxy Note 4 (premiera 10.2014, kupiłem za pół ceny jak wszedł następny model i ten był na wyprzedaży, 01.2016). To był ostatni model z wymiennym akumulatorem, stylusem, i był bardzo dobrze wyposażony, na przykład miał pulsoksymetr. Chodził jeszcze całkiem dobrze, (tyle że Android 6.0.1, i to było już po upgrade) dopadł go głównie problem nieoryginalnych akumulatorów. Chodzi o to, że jak ten oryginalny akumulator się zestarzeje, to już się nie da kupić następnego w tej samej jakości co ten pierwszy. Nowych oryginałów już nie ma (nie wierzcie w naklejki wyglądające jak na oryginalnym, to wszystko fake), wszystkie zastępcze nie są wiele lepsze niż ten stary. A bez sensu jest zmieniać akumulator co kwartał. Już przy wcześniejszych telefonach, również dumb, problem był ten sam. Więc tą wymienność akumulatora i tak można sobie o wiadomo co rozbić.

Wybierałem tapetę na nowy telefon, i najbardziej spodobał mi się całkiem czarno-biały design z Księżycem. Nowy telefon jest trochę bardziej podługowaty niż stary, więc pomyślałem że pasowałaby jakaś rakieta. I tak, krótkimi ścieżkami skojarzeniowymi z Księżycem, przypomniał mi się Orzeł (Eagle) z serialu Space:1999.

Objaśnienie dla młodzieży: Space:1999 to telewizyjny serial SF z połowy lat siedemdziesiątych. Miał dwa sezony po 24 pięćdziesięciominutowe odcinki, pierwszy sezon z 1975, drugi z 1977. Pokazywano go w telewizji w Polsce, od 1977 do 1979, w soboty po południu, w programie drugim, w audycji zwanej Studio 2. Tytuł polski to "Kosmos 1999", ale niektórzy chcieli pochwalić się, że znają angielski i pisali "Cosmos 1999", nawet w gazecie (Przykład pod tym linkiem do wiki o "Studio 2", przy programie na 3 września 1977). Oglądali to dokładnie wszyscy, bo wtedy wyboru nie było, a coś całkiem świeżego i zachodniego, to trzeba było koniecznie. Plot jest taki, że w pierwszym odcinku na Księżycu wybucha składowisko odpadów radioaktywnych, i wyrzuca Księżyc z orbity (jak dziś pamiętam, że w pierwszym odcinku ktoś tam wygląda przez okno ze statku, a tam napis po polsku "Zgaś żarówkę" - było to już w okresie pierwszych problemów z energią). W drugim odcinku Księżyc trafia w czarną dziurę i tuneluje w inną część Wszechświata, gdzie w następnych odcinkach dzielna załoga stacji księżycowej co chwilę natrafia na życie rozumne (zazwyczaj średnio przyjazne).

Dla ustalenia uwagi: To było nakręcone między 2001:A Space Odyssey (1968, twórcy Space:1999 podają ten film jako jedno ze źródeł inspiracji wizualnej) a pierwszymi Star Warsami (1977, nawet ktośtam ze scenografów Space:1999 miał robić przy Star Wars, ale był jeszcze zajęty przy drugim sezonie). Oryginalne serie Star Treka były kręcone 1966-1969. Wtedy jakoś to do mnie nie dotarło, ale serial jest angielski, nie amerykański.

Statek Eagle z serialu dość powszechnie uważany jest za jeden z najsensowniej wymyślonych statków kosmicznych z filmów SF, i ja też tak uważam. Czytelników chcących dowodzić że on też jest bez sensu proszę o wzięcie na wstrzymanie, on oczywiście też jest bez sensu, ale chociaż troszkę mniej od innych. Ale o tym dalej.

Wymyśliłem sobie, że na tapetę telefonu najlepiej pasowałoby zdjęcie Orła od przodu z góry, szukałem takiego, ale nic w żądanych proporcjach nie było. A przy tym szukaniu oczywiście zaraz trafiłem na sety do sklejania statków z serialu. I się zaczęło.

Jak puszczali ten serial w telewizji byłem niedługo po "złotym wieku SF" (dla nie łapiących: "złoty wiek SF" to "11 lat" (EDIT: Jak sprawdzam w źródłach to jest 12-14, czyli akurat), i mnie to wzięło. Ponieważ robiłem już modele kartonowe, zabrałem się za robienie kartonowego modelu Orła. Oczywiście wyłącznie z pamięci - przecież wtedy nie dało się zdobyć nawet jakiegoś zdjęcia z gazety. Zacząłem od tej kabiny pilotów. W mojej wyobraźni cały ten "łeb" był obły, a te czarne pola obramowujące charakterystyczny biały krzyż to były wielkopowierzchniowe przeszklenia. W serialu latali tymi Orłami na Ziemię i inne planety z atmosferą, lądowali tam w przygodnym terenie, więc musiała być aerodynamika i widoczność. To przecież oczywiste nawet dla wczesnonastolatka. Podobnie wyobraziłem sobie, że te moduły z podwoziem po bokach są znacznie mniejsze niż w oryginale, z przyczyn aerodynamicznych. I moduł środkowy miał u mnie przekrój ośmiokąta znacznie bardziej wydłużonego niż ten filmowy, żeby lepiej zgrywał się aerodynamicznie z tymi modułami podwoziowymi.

Tymczasem w filmowym Orle piloci mają tylko małą, prawie prostopadłą do kierunku lotu szybę, przed którą jest jeszcze długi "nos" i pionowa ścianka z jednej strony. Na dole analogiczna do szyby prostopadła ścianka jest nieprzezroczysta. Dobrze chociaż, że płaszczyzny przed szybą pomalowali na czarno - stąd bierze się ten "krzyż". Ogólnie aerodynamika do bani, a widoczność przy lądowaniu nie istnieje. A mówimy dopiero o samej kabinie pilotów.

Space:1999 Eagle Transporter Źródło: gdzieś z sieci

Skąd więc opinia o sensowności Orła? To jest tak: Zasadniczym elementem tego statku jest przestrzenna kratownica, nieosłonięta niczym. Z tyłu przymocowane są do niej silniki główne, z przodu kabina pilotów. Kabina może się awaryjnie odłączyć i manewrować samodzielnie, oczywiście tylko w zero G. Po bokach do kratownicy przymocowane są na stałe po dwa zespoły podwozia/silników manewrowych z każdej strony. Natomiast środkowa sekcja jest wymienna - statek może latać bez niczego, z modułem cargo, pasażerskim, laboratoryjnym i jeszcze jakimiś. Pojazd ma też zdalne sterowanie, chociaż na mój gust używają go o wiele za rzadko. Znaczy ktoś sobie przy projektowaniu chociaż trochę myślał, a design całości jest bardzo utylitarny, kompletnie bezsensownych ozdobników jest niewiele. Stąd Eagle robi o wiele lepsze wrażenie, niż większość innych filmowych wehikułów kosmicznych projektowanych tylko na efekt wizualny.

Oczywiście jak zaczniemy analizować ten statek na poważnie, to on:

  • Nie przetrwa wejścia w atmosferę.
  • Gdyby nawet przetrwał, to jego aerodynamika to tragedia, a przy lądowaniu w terenie by go rozwalili przez brak widoczności.
  • Jako statek do suborbitalnych lotów nad Księżycem to może nawet działać, ale jest jeden niuans - według specyfikacji on ma 23 metry długości i masę startową 238 ton. Gdzie jest ta masa odrzutowa na wyspecyfikowane 48 godzin lotu?
  • Przy dalszych lotach w zero G designerzy nie pomyśleli o hamowaniu. A nawet jak by się odwrócił do hamowania (czego ani razu w serialu nie ma), to piloci by nic nie widzieli.
  • Jak w którymś odcinku statek miał być szybszy, dodali mu na "plecach" booster z dyszą skierowaną skośnie w górę. No serio?

Listę problemów można ciągnąć jeszcze długo. Po prostu "najsensowniejszy" nie znaczy jeszcze "sensowny". Ale wygląda fajnie.

Sety do sklejania są dostępne w 1:48 i 1:72. Teraz nabrałem ochoty na zrobienie sobie tego dużego modelu, w 1:48. Gotowy model ma mieć 22 cale długości, czyli jest całkiem spory. Są dostępne trzy wersje - z modułem cargo, transportowym (w zasadzie jest to wersja rescue, ale od transportowej różni się tylko malowaniem w czerwone pasy) i laboratoryjnym. Podwozie ma sprężyny, czyli pracuje. Popatrzyłem, co jest jeszcze dostępne dla poprawienia modelu:

Zestaw Eagle Transporter 1:48 Źródło: MPC

Na razie nadal nie mam czasu na modelarstwo, ale lepiej pozbierać to wyposażenie dodatkowe, bo jest zazwyczaj niskoseryjne i może się skończyć. A do modelowania za pewien czas dojdę.

Przy okazji zauważyłem, że te pojazdy z 2001:A Space Odyssey które widziałem w Muzeum Filmu, też są dostępne jako sety, chyba wręcz były zrobione z tych setów.

Ponieważ wszystkie odcinki są dostępne na youtubie, zacząłem sobie serial powtarzać. No i to jest, nie da się ukryć, pulpa. O ile pierwszy odcinek jeszcze leżał koło hard-SF, drugi może odrobinę też, to potem zaczyna się niepohamowana cudowność (a co dopiero w drugim sezonie, jak pamiętam, to dali tam nawet kosmiczną czarownicę, która zastąpiła naukowca z pierwszego sezonu). Technobełkot bardzo technobełkotliwy, deusy co chwilę wyskakują z machinesów, aktorstwo raczej drewniane. Kolorowe lampki migają bez jakiegokolwiek sensu, obsługa stuka w ogromnym tempie w klawiatury umieszczone na ścianie (nie ma wyświetlaczy powyżej, a na klawiszach nie ma jakichkolwiek oznaczeń). A najlepszym strojem do eksploracji innych planet jest trykot w kolorze jasnobeżowym, bez kieszeni, ze spodniami-dzwonami i również jasnobeżowe kozaczki z pięciocentymetrowymi obcasami (kozaczki to dla kobiet, dzwony również dla mężczyzn, taka była wtedy moda).

Z drugiej strony, przy odpowiednim podejściu, to nawet nie jest takie złe. Jest atmosfera, mimo że to Księżyc (proszę popić tego suchara co najmniej szklanką wody). Straszą, mimo braku CGI w tamtych czasach, całkiem całkiem, napięcie nawet jest. Statki kosmiczne niezłe (przynajmniej te z Ziemi, obce są często wręcz śmieszne). A za najlepszy punkt uważam scenografię - to jest Space Design at its best. Oczywiście niekoniecznie te trykotowe kostiumy (chociaż kurtki miewają fajne), raczej wystrój wnętrz stacji księżycowej. Powiem, że nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zrobić sobie biuro w tym stylu, tylko biurko trzeba by poprawić i zrobić większe ekrany (mają tam tylko naprawdę małe CRT).

A standardowe oscyloskopy z lampą oscyloskopową robiące za zaawansowany sprzęt medyczny są urocze. W sumie polecam, byle nie mieć zbyt wygórowanych oczekiwań.

Wnętrze Bazy Księżycowej Alpha Źródło: Space:1999 Catacombs

Dla zainteresowanych parę linków:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki, Telewizja

2 komentarze

Żegnaj NRD extra: Modelarstwo w NRD

Ostatnio nie mam za dużo czasu na modelarstwo, w dodatku jeszcze nie wybrałem się do okulisty, bez którego jak na razie byłoby mi trudno, ale od dawna chodzi za mną idea żeby zbudować sobie model redukcyjny Wartburga 313 w 1:25. Jest to pewien problem, bo setu plastikowego 313 nikt nigdy nie zrobił. Nie było nawet setu zwykłego 311 albo 312 - a to by bardzo pomogło, bo z dwóch 311 zrobiłbym jednego 313. Tak samo jak w oryginale przedłużyłbym maskę, skróciłbym kabinę, trochę szpachlowania i by było.

No ale nawet NRD-owcy nie zrobili setu swojego najładniejszego samochodu, więc trzeba by zrobić model od zera. No i tu mam problem, bo wygląda na to że nigdy i nigdzie nie opublikowano planów modelarskich żadnego z tych obłych Wartburgów. Można znaleźć najwyżej rysunki w trzech rzutach, a przy tych obłościach przydałyby się przekroje. Szukałem, szukałem i nie znalazłem.

No a ostatnio Boni na swoim blogu stwierdził, że zrobi model swoich marzeń, i tym zainspirował mnie do zajęcia się znowu moim projektem. A przynajmniej na początek do napisania notki o modelarstwie w NRD. Oczywiście będę porównywał z Polską. I jeszcze uwaga: zbierania modeli gotowych nie liczę do modelarstwa, o nich dziś nie będzie.

Uwaga ogólna: Do wielu grup produktów  z NRD w ogóle nie daje się znaleźć jakichkolwiek zgrupowanych w jednym miejscu i w miarę kompletnych informacji. Stąd moje omówienie może być mocno niepełne.

Było już o plastikowych setach modeli samolotów produkowanych w NRD przez Plasticart, ale przecież na plastikach modelarstwo się nie kończy. A i plastików jeszcze parę było. Ale dosłownie tylko parę. 

Z tego z czym się zetknąłem, to oprócz tych samolotów były jeszcze tylko dwa sety samochodów. Jeden to ten całkiem pierwszy Wartburg Motorwagen z 1898, drugi to Hanomag Kommissbrot - nie bardzo rozumiem dlaczego akurat ten, bo związku z NRD nie miał żadnego, nawet terytorialnego - bo był z Hannoveru. Oba miał mój kuzyn, stąd pamiętam że ten Wartburg był taki sobie. TUTAJ więcej o nim. Robiła go firma MK-Modelle, produkująca poza tym raczej modele gotowe z plastiku. Hanomag był bliższy nie zmontowanej zabawce. Nadwozie było żółte i w ogóle model mógłby się od biedy obejść bez malowania. Nawiasem mówiąc nie znoszę elementów z tworzywa w kolorze docelowym, bo przy malowaniu potem trudno odróżnić czy wszystko dobrze pomalowane, a potem dopiero na gotowym się dostrzega tu i ówdzie niedomalowania. Wiem, gruntowanie, ale nie wszystko się da. TUTAJ więcej, a ja mam moje zdjęcie takiego żółtego, zrobione w Muzeum NRD-owskich Zabawek w Ilmenau. Producentem setu była prawdopodobnie również firma MK-Modelle.

Model plastikowy Hanomag Komissbrot

Model plastikowy Hanomag Kommissbrot

Z innych zestawów redukcyjnych pamiętam "Santa Marię" z drewna, produkcji VEB Moba, nazwa prawdopodobnie od MOdellBAu. Tego nie miałem. Zdjęcia gotowego modelu TUTAJ. VEB Moba robiły też inne sety modeli drewnianych, chyba tylko statków.

W Polsce modelarze nie mieli wcale tak źle. Mieliśmy sklepy Składnicy Harcerskiej, nie był to oczywiście Zachód, ale bywały w nim farby i narzędzia Humbrola, modele Tamiyi, a i różne potrzebne materiały dawało się kupić. Były tam też zestawy do budowy latających szybowców z balsy, radzieckie pływające modele drewniane na gumę (dość słabe jako modele, ale dla początkujących OK), modele plastikowe z NRD, ZSRR i Czechosłowacji, kolejki PIKO, spalinowe silniki modelarskie, japońskie silniki elektryczne, nawet czasem zachodnia aparatura do zdalnego sterowania modeli. I jeszcze sporo innych rzeczy.

W NRD takiej sieci nie mieli. Modele plastikowe kupowało się w sklepach z zabawkami, inne akcesoria modelarskie w sklepach "hobbystycznych" - tam gdzie sprzęt campingowy i na działkę. Modele do sklejania były tylko krajowe, W ogóle prawie nic modelarskiego w NRD nie było z zagranicy, a o produktach zachodnich nie było co marzyć. Za to na przykład ich klej do modeli (przypomniałem sobie jak się nazywał - Plastikfix firmy VEB Asol-Chemie) był bardzo w porządku. Oczywiście zaopatrzenie w kolejki PIKO było znacznie lepsze niż w Polsce. Pamiętam też, że były u nich dostępne różne takie przydatne drobiazgi do modelarstwa okrętowego, na przykład bardzo ładne plastikowe, okrągłe bulaje z szybką w różnych rozmiarach, albo koła ratunkowe czy kotwice. Niestety nic z takich rzeczy już mi się nie ostało i zdjęć nie będzie (w sieci też nie znalazłem).

Przejdźmy może do czasopism modelarskich. W Polsce miesięcznik "Modelarz" zaczął się ukazywać w roku 1955 i ukazuje się do dziś. Od razu był to organ Ministerstwa Obrony Narodowej, wydawany przez paramilitarną Ligę Obrony Kraju. Mam w domu trochę numerów z lat 1956-1958 i muszę powiedzieć, że pismo było wtedy nadspodziewanie mało zideologizowane. Nie ma w nich nawet ideologicznego wstępniaka, raz na kilka numerów jakiś artykuł o bohaterskich armiach radzieckiej i polskiej, ale poza tym to plany i rzeczowe artykuły o samolotach, samochodach i statkach, powiedziałbym nawet że głównie zachodnich i przedwojennych.

Miesięcznik "Modelarz" z lat 50-tych

Miesięcznik "Modelarz" z lat 50-tych

 

Modelarz "Miesięcznik" z lat 70-tych

Modelarz "Miesięcznik" z lat 70-tych

W NRD krótko po Polsce - w 1956 - pojawił się miesięcznik "Der Modellbauer" ("Modelarz"), na moje oko to wzorowany na tym polskim. Wydawał go NRD-owski analog LOK-u - Gesellschaft für Sport und Technik. Już w 1958, tematykę modelarską przesunięto do nowego pisma "Modellbau und Basteln" ("Modelarstwo i majsterkowanie"), które szybko zdryfowało w stronę majsterkowania zaniedbując modelarstwo. Podejrzewam, że wzorem był radziecki "Modelist-Konstruktor", w którym wyglądało to dokładnie tak samo (żaden egzemplarz mi się nie zachował). No i modelarze zostali bez pisma. A potem w 1966 "Modellbau und Basteln" w ogóle zlikwidowano. I tak było aż do roku 1970, kiedy powstał nowy miesięcznik "Modellbau Heute" ("Modelarstwo dziś"). Ten akurat był całkiem przyzwoicie wydawany na zdecydowanie lepszym papierze niż nasz "Modelarz". Bo "Modelarz" (przynajmniej od końca lat 60-tych, na początku było lepiej) był drukowany na strasznej szmacie, miękkiej, szybko przecierającej się, i nie pozwalającej na zbyt cienkie linie. Za to w piśmie polskim w każdym numerze było parę planów różnych rzeczy z całego świata, a w enerdowskim jeden-dwa, z krajów bloku. Tyle że czasem w większym formacie, na wkładce, które w "Modelarzu" były tylko na początku. No i ideologizacja "Modellbau Heute" była o wiele wyższa niż "Modelarza", a "Modelarz" lat 70-tych już był bardzo wojskowo-komunistyczny. Mam w domu tylko trzy numery "MH" z okolic roku 1980, ale widać w nich to samo co we wszystkich innych wydawnictwach z NRD - ani słowa o czymkolwiek z Zachodu. Plany tylko konstrukcji krajów bloku. Natomiast w Polsce jedynym tabu były produkty hitlerowskich Niemiec. No ale to tabu obowiązywało we wszystkich krajach bloku, jedynie Czesi omijali je robiąc sety niemieckich samolotów produkowanych w  Czechosłowacji po zakończeniu wojny: Aero C3A (czyli Siebel Si-204) i Avia S-199 (czyli Messerschmitt Bf-109G z innym silnikiem).

Miesięcznik "Modelbau Heute" (NRD)

Miesięcznik "Modelbau Heute" (NRD)

Sztandarowym polskim periodykiem modelarskim był dwumiesięcznik "Plany Modelarskie", wydawany w latach 1965-1989. To była rewelacja omalże na skalę światową.  Dokładne plany na arkuszach A1 wydawane regularnie - nie wiem czy jeszcze w jakimś kraju coś takiego było, z planów tych korzystali modelarze na Zachodzie, podobno bywały wystawy modelarskie w USA, gdzie połowa wystawianych modeli była według planów z polskich "Planów Modelarskich". Pismo to wyewoluowało z wkładek w większym formacie do "Modelarza".

Dwumiesięcznik "Plany Modelarskie"

Dwumiesięcznik "Plany Modelarskie"

W NRD były tylko znacznie słabsze plany wydawane nieperiodycznie i z rzadka. Mam jeszcze takie plany Skody Felicji, Renault 4 furgona i statku Wikingów - kupowało się to w sklepach hobbystycznych, arkusze z planami były złożone do mniej niż A4, z wierzchu był kolorowy (znaczy kolorowy w rozumieniu tamtych czasów, nie full kolor) kartonik, całość zapakowana w foliowy woreczek. Asortyment tych planów nie był duży. Plany statków produkowało wspomniane wcześniej VEB Moba, samochodów firma Hawege Modelle. Nie udało mi się ustalić co Hawege robiło oprócz tego.

Plany modelarskie z NRD

Plany modelarskie z NRD

No i jeszcze jeden ewenement na skalę światową - "Mały Modelarz", czyli miesięcznik zawierający model kartonowy do sklejania. Wiele z tych modeli było bardzo dobre, tyle że niektóre co parę lat się powtarzały. Pismo wydawane jest od roku 1957 do dziś. W NRD były tylko nieperiodyczne arkusze "Kranich Modellbogen". Zaczęli wcześniej niż Polacy - w 1954 - a skończyli w 1972. Było ich w sumie 174, na własne oczy ich nie widziałem, ale w sieci co nieco o nich znalazłem - TUTAJ. No i one w większości są znacznie słabsze od "Małych Modelarzy" (chociaż na początku parę modeli zrobiono we współpracy). Na przykład MiG-23 z pisma polskiego miał zmienną geometrię skrzydeł, a z enerdowskiego nie. Modeli klasy ciężarówki Jelcz albo bombowca PZL.37 Łoś nie było w tych z NRD wcale. Do tego to tylko dwa z nich (słownie DWA) to modele czegoś spoza bloku socjalistycznego - konkretnie są to samoloty pasażerskie Caravelle i DC-8. Nawet modele fantazyjne mają narysowane radzieckie gwiazdy. Natomiast w "Małych Modelarzach" modele sprzętu zachodniego, nawet dość aktualnego zdarzały się często. 

Miesięcznik "Mały Modelarz"

Miesięcznik "Mały Modelarz"

Były w NRD niezłe książki o modelarstwie. Miałem na przykład naprawdę świetną monografię z planami  Nelsonowego H.M.S. Victory, tłumaczenie z angielskiego, kupioną około 1980 w warszawskim Ośrodku Kultury i Informacji NRD. Niestety mi zaginęła (nawet wiem kto zajumał, wrrrrr).

Ale w Polsce książki o modelarstwie nie były gorsze - miałem na przykład co najmniej równie świetną (a nawet rewelacyjną) "Budowa modeli dawnych okrętów", tłumaczenie z węgierskiego (ten sam zajumał, wrrrrr).

Generalnie i w Polsce i w NRD modelarstwo było wspierane przez Ministerstwo Obrony jako przygotowanie do służby wojskowej. W NRD nawet bardziej - w Modellbau Heute drukowano regularne ogłoszenia werbunkowe, czego w Modelarzu nigdy nie było.

Ogłoszenie werbunkowe, NRD, 1981

Ogłoszenie werbunkowe w czasopiśmie modelarskim, NRD, 1981

Przy Domach Kultury działały modelarnie, organizowano wystawy, LOK i GST dofinansowywały działalność i rozdawały odpowiednio ustawionym i zasłużonym klubom co droższe i bardziej deficytowe rzeczy w rodzaju silników spalinowych albo aparatury do zdalnego sterowania.  

Jedna tylko działka wypadała z tego schematu - było to modelarstwo kolejowe. Narodziło się ono (podobnie jak i kolej) w Anglii, ale Niemcy szybko stały się jednym z największych producentów kolejek i akcesoriów. W NRD utworzono firmę PIKO już w roku 1948, bo wszystkie fabryki kolejek były w części zachodniej a zapotrzebowanie było bardzo duże. W Polsce popularność modelarstwa kolejowego była znacznie mniejsza, z jednej strony przez jednak mniejszą dostępność części, z drugiej przez brak tradycji (poza terenami Śląska).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

11 komentarzy