Już od parunastu lat nie byłem w Berlinie dłużej niż przejazdem, w tym roku postanowiłem więc spędzić tam z rodziną parę dni w poszukiwaniu śladów NRD.
W latach 80-tych mur w Berlinie oczywiście stał, ale był przez mieszkańców wypierany ze świadomości. I to po obu stronach - zarówno po stronie wschodniej jak i zachodniej wszyscy starali się funkcjonować tak, jakby mur nie istniał. Potem, w latach 90-tych pozostałości po murze starano się jak najszybciej zlikwidować, zatrzeć, wolne miejsce po strefie niczyjej zabudować i o całej sprawie zapomnieć.
Dziś jest inaczej. Mur istnieje i jest wszechobecny. Po obu stronach. Ale już nie dzieli miasta, a wręcz przeciwnie - łączy wszystkich tłukących kasę na turystach.
W każdym kiosku z pamiątkami oprócz Trabantów
(dokładnie takiego Trabanta kupiłem sobie w początku lat 90-tych po prostu na stoisku z zabawkami w domu towarowym, wtedy nie miał on żadnych specjalnych konotacji) i pamiątek ogólnoberlińskich można kupić kawałki muru. Oczywiście oryginalne, najczęściej z certyfikatami autentyczności. Zaczyna się od pocztówek z plastikowymi puszeczkami w której tkwi kawałek betonu pomalowany z jednej strony jaskrawą farbą w sprayu. Za jedne 2,50 EUR. Dalej są kawałki różnej wielkości wprawione w stojak z akrylu, już od 4 EUR
i większe w pudełkach. Ale jak się na te kawałki okiem inżyniera patrzę, to specjalnie autentyczne to one nie są. Szanse na autentyczność to mają najwyżej te największe, to są rzeczywiście łupane kawałki betonu z wyblakłą farbą.
Te malutkie z pocztówek to płytki kilkumilimetrowej grubości wyglądające na kawałki tynku. Na pewno są robione tak, że w płaską formę wlewana jest zaprawa, po związaniu sprayowana farbą, a potem kruszona. Z tych kupujących takie rzeczy turystów to chyba mało kto zdaje sobie sprawę, że mur przewrócono 20 lat temu, a ostatnie jego segmenty zlicytowano gdzieś tak przed dziesięciu laty - świeże kolory farby na tych kawałkach nie mogą być autentyczne.
Inne pamiątki związane z murem to jak zwykle - koszulki, pocztówki, plakaty magnesy z motywami:
- uciekający żołnierz
- "You are leaving the american sector"
- Trabant przebijający mur
- Pocałunek Honeckera z Breżniewem.
- mapka podziału Berlina w różnych wariantach.
I kasa leci. Ale pamiątki to jeszcze nie wszystko.
Na Friedrichstrasse, dawnym Checkpoint Charlie, stoi jeszcze budka od strony zachodniej. Przed nią leży zasłona z worków z piaskiem, po bliższym przyjrzeniu się widać że te worki są zaimitowane z betonu. Przy budce stoją ludzie poprzebierani za WOPistów i udają takich niezbyt dobrze (za przystojni i zbyt weseli są, na Niemców z NRD specjalnie nie wyglądają), nawołując do okazania paszportów albo zawartości kieszeni.
Stemplują też co się im podsunie średnią imitacją NRD-owskich stempli granicznych po 2 EUR od pieczątki (hurtem taniej). Jako że mam takie autentyczne w starym paszporcie mogłem mieć poczucie wyższości. No i oczywiście kilkanaście sklepów z pamiątkami, jeden przy drugim, segment muru i muzeum (tam akurat nie byłem).
W dawnym Berlinie Zachodnim zachodniej też sklep z pamiątkami przy sklepie z pamiątkami, ale jest też coś więcej. Na Kurfürstendammie zorganizowano coś w rodzaju muzeum o nazwie "The Story of Berlin".
Muzeum pokazuje, dość chaotycznie i wyrywkowo obrazki z historii Berlina, ale oczywiście najważniejsza jego część kręci się wokół muru. Szczegóły w jednym z następnych odcinków.
No i interes się kręci, turyści z całego świata walą drzwiami i oknami. Murowi niech będą dzięki.
[mappress mapid="35"]
@miasto-masa-maszyna
„No bo poza Murem, to co w Berlinie można pokazać takiemu turyście z USA albo z Włoch?”
No przecież nie mam żadnych pretensji, stwierdzam tylko zmianę i fakt.
No bo poza Murem, to co w Berlinie można pokazać takiemu turyście z USA albo z Włoch? Na jaką egzotykę go złapać? Jaką „narrację” sprzedać?
No cóż, turystyka. Każde miasto, które chce mieć wpływy z turystyki musi mieć charakter i czymś przyciągać.
Z ciekawszych przejawów tego zjawiska była kradzież szczątków Świętego Mikołaja z Miry przez bandytów wynajętych do tego przez władze Bari. Wtedy pielgrzymi byli współczesnymi turystami. Żeby z resztą daleko nie szukać — katedra w Kolonii itd., itd.