Na blogach TTDKN-u szaleją ostatnio flejmy o równouprawnieniu i parytetach, co przypomniało mi że planowałem notkę o już pewien czas temu zauważonej przeze mnie ciekawostce. Przy okazji będzie też bardziej generalnie.
Historia ta jest trochę dłuższa i zaczyna się jeszcze w latach 70-tych. Otóż w strefie niemieckojęzycznej (oprócz Szwajcarii) Kościół Katolicki posługuje się od 1975 roku jednolitymi książeczkami mszalnymi pod tytułem Gotteslob. Leżą one w każdym kościele w znacznych ilościach, każdy kto przychodzi na mszę może sobie taki wziąć, używać w trakcie mszy a potem odłożyć na miejsce. Takie same śpiewniki obowiązywały w NRD. Książeczki te były customizowane w każdej diecezji, ale ponieważ Watykan nie uznawał NRD istniała jedynie wersja customizowana na Berlin, w reszcie NRD używano wersji podstawowej.
Kierowany wrodzoną ciekawością kupiłem sobie w NRD taką książeczkę. Pieśni w niej umieszczone są generalnie o wiele starsze niż te śpiewane w kościele polskim, nie robiłem statystyki ale przeciętna niemiecka pieśń kościelna pochodzi gdzieś z wieku XVII albo XVIII. Najstarsze sięgają wieku X.
Teksty tych pieśni są baaardzo seksistowskie. Jeżeli mowa jest w nich o ludziach to zawsze są to mężczyźni. Zawsze mówi się na przykład o "braciach" i "synach" a nigdy o "siostrach" czy "córkach" itp. itd. Zresztą w polskich pieśniach religijnych jest tak samo - "Pastuszkowie przybywajcie...", "Bracia patrzcie jeno..." itd. Po polsku dochodzi jeszcze genderowa forma czasownika, której nie ma w niemieckim.
Jak dotąd nic szczególnego, do tego wszyscy są przyzwyczajeni. Ale teraz następuje niespodziewany zwrot akcji: Ktoś w hierarchii niemieckiej zwrócił na to uwagę i zadziałał! I od roku 1996 nowe wydania książeczki zawierają pozmieniane teksty pieśni, tak żeby zawsze była mowa o "braciach i siostrach" (or compatible) albo przeformułowane na genderowo neutralne.

Niemiecka pieśń kościelna w poprawionej wersji, skan z książeczki "Gotteslob" zaktualizowanej po 1996
I jeszcze lepszy numer: Żeby nie trzeba było zmieniać wszystkich książeczek we wszystkich parafiach naraz, w starszych wydaniach ponaklejano w odpowiednich miejscach paski ze zmodyfikowanymi tekstami. To musiała być robota. No i w zasadzie tylko dzięki temu widać że zaszła zmiana, gdyby ktoś mi takiej przerabianej książeczki nie pokazał i gdybym przypadkiem nie miał nieprzerabianej w domu to bym się o tym nie dowiedział i nie mógł porównać.
A tak generalnie to niemiecki KK w sprawach równouprawnienia jest o wiele dalej niż polski. W niemieckim standardowo do mszy służą ministrantki, jest ich nawet więcej niż chłopców (w Polsce to chyba nadal raczej egzotyka), komunię rozdają nie tylko świeccy mężczyźni ale i kobiety (w Polsce w ogóle nie do pomyślenia), bywają parafie którymi zarządza nie proboszcz (bo go na miejscu nie ma, dojeżdża tylko na msze a zarząd ma tylko formalnie) ale świecka pani.
Daleko idący liberalizm niemieckiego KK w kwestii kobiet jest spowodowany chyba przede wszystkim konkurencją kościoła ewangelickiego, w którym kobieta może być pastorką, biskupką a nawet Przewodniczącą Rady Kościoła Ewangelickiego w Niemczech (czyli coś jak Przewodniczący Episkopatu, ale nie ma już wyższego stanowiska). Kościół katolicki nie jest jeszcze tak daleko, ale głosy żądające dopuszczenia kobiet do kapłaństwa się w nim pojawiają.
Jesli nie masz pomyslu na wpis 🙂 to podrzuce swój kamyczek – opieka zdrowotna w NRD i teraz. Przy czym o ile mam jakies szczatkowe wiadomosci jak to teraz dziala za Odrą to zero wiedzy jak było w NRD. A chętnie bym coś przeczytał….
Ja nadal zaluje za Margotka… swietny biskup byl z niej.
A czy w Polsce jeszcze nawoluja „braciszkowie, kochajcie sie”?
😉