Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Jak to się robi w Niemczech: Działalność dobroczynna

Przerzuciłem na nową platformę dopiero około połowy zdjęć, straszna robota. Ale tymczasem w przygotowanych leży od półtora miesiąca gotowa notka, czas by było zainaugurować nią działalność pod nowym adresem.

W połowie października byłem na corocznym koncercie dobroczynnym w kościele.

Koncert dla Afryki w parafii St. Wendel, Frankfurt

Koncert dla Afryki w parafii St. Wendel, Frankfurt

  Zbierano na projekt dla Afryki - w tym roku na sfinansowanie szkoły w Burkina Faso. Moim zdaniem trudno o lepszy cel niż budowa szkoły, Burkina Faso jest jednym z najbiedniejszych krajów świata a analfabetek wśród kobiet jest tam 90%. Szkoła dla 300 dzieci kosztowała 28.000 EUR, czyli na warunki europejskie jakieś fistaszki. Planowałem krótką notkę o tym wydarzeniu, ale mi się bardzo rozrosła.

Ulotka reklamująca projekt pomocy dla Afryki - Szkoła dla Burkina Faso

Ulotka reklamująca projekt pomocy dla Afryki - Szkoła dla Burkina Faso

Organizacje zajmujące się w Niemczech dobroczynnością najczęściej ograniczają się po prostu do zbierania pieniędzy. Albo namawiając przechodniów gdzieś na mieście, albo wysyłając ulotki z wydrukowanym zleceniem przelewu na ich konto. Działa to średnio, bo część tych organizacji po prostu naciąga ludzi na kasę, a na faktyczną pomoc nie idzie nic albo jakieś drobne. A ludzie są tego faktu coraz bardziej świadomi.

Są też firmy zbierające na przykład używaną odzież z przeznaczeniem "dla biednych", ale po wczytaniu się w ich ulotki wychodzi że oni tę odzież sprzedadzą, a na cel dobroczynny odpalą tylko na koniec bliżej nieokreśloną sumę. Naciągacze.

Stąd pojawiły się certyfikaty dla zbierających organizacji, niezależni audytorzy sprawdzają finanse zbieraczy i wystawiają im certyfikaty jak wszystko jest OK. Ale poddanie się certyfikacji jest dobrowolne, oszuści się po prostu nie certyfikują.

W Niemczech darowizny na rzecz zarejestrowanych organizacji dobra publicznego można odliczyć od postawy opodatkowania. Również te, zbierane przez organizacje kościelne. Technicznie odbywa się to tak, że darowiznę wkłada się do specjalnej koperty z miejscem na dane darczyńcy, a parafia (czy inna organizacja) potem wysyła darczyńcy odpowiednie zaświadczenie dla Urzędu Skarbowego.

Koperta na datek

Koperta na datek

Ale te największe organizacje, czy to motywowane religijnie (np. katolicki Deutscher Caritasverband, ewangelicki Diakonisches Werk czy judaistyczny Zentralwohlfahrtsstelle der Juden in Deutschland), czy humanitarnie (np. Deutsches Rotes Kreuz, Paritätischer Wohlfahrtsverband) czy też politycznie (np. Arbeiterwohlfahrt), większość swojej kasy dostają od państwa. I to podoba mi się średnio, zwłaszcza w przypadku organizacji kościelnych. Są to co prawda organizacje non-profit, pracuje dla nich sporo wolontariuszy, ale cały czas mam wrażenie że państwo ma trochę za mało kontroli nad nimi i dawanymi im pieniędzmi. Obie organizacje chrześcijańskie razem wzięte są dziś największym na świecie pracodawcą prywatnym (sic!) - zatrudniają 1,5 miliona ludzi i mają roczny obrót rzędu 45 miliardów euro. A większość z tych miliardów jest od państwa. Takiego molocha po prostu nie da się skontrolować.

Sam Caritas zatrudnia 559.000 pracowników na cały etat, 325.000 na mniej niż cały etat (z czego 16% na 400-Euro-Job) i do tego prawie pół miliona wolontariuszy za darmo. Diakonisches Werk jest nieco mniejszy - 453.000 etatowych i 700.000 wolontariuszy ale oba, nawet wzięte każdy z osobna, są pierwszym i drugim największym pracodawcą prywatnym w Niemczech. Międzynarodowe koncerny w rodzaju Siemensa to przy nich małe żuczki. Należy do nich na przykład 30% niemieckich szpitali i 70% przedszkoli prywatnych. A udział środków kościelnych w finansowaniu tego wszystkiego oceniany jest na zaledwie 1,8%.

Przy tym jako organizacje kościelne obie mają swój własny układ taryfowy i sporo wyjątków od ogólnie obowiązującego prawa pracy - na przykład ich pracownicy nie mogą zakładać związków zawodowych i strajkować, nie mają rad zakładowych a konstytucyjne zakazy dyskryminacji ze względu na wyznanie, orientację seksualną itp. w stosunku do nich nie działają. Caritas może na przykład wywalić pracownika w trybie natychmiastowym tylko dlatego, że się właśnie rozwiódł. Teoretycznie można iść z tym do sądu pracy, ale to trudna sprawa - oni mają swoje umocowanie prawne, sąd musi rozstrzygać o wyższości jednych racji nad drugimi i wynik jest niepewny. Było co najmniej kilka wyroków korzystnych dla wyrzuconych pracowników (PRZYKŁAD), ale na bawienie się w takie rzeczy mogą sobie pozwolić raczej zatrudnieni na wyższych stanowiskach (typu kierownik szpitala z podanego przykładu).

Organizacje kościelne zatrudniając wolontariuszy, pracowników na 1-Euro-Job (nie zawsze według obowiązujących reguł) itp. są motorem dumpingu płacowego dla całej branży. Niedawno właśnie sąd pracy rozstrzygnął w sprawie zakazu strajków ogłoszonego przez Diakonie Mitteldeutschland - sprawa była trudna, bo to konflikt między konstytucyjnie umocowanym prawem do strajku a konstytucyjnie umocowanym prawem do niezależności Kościołów (przejętym jeszcze z konstytucji Republiki Weimarskiej). No i rozstrzygnięcie było salomonowe - Kościół w zasadzie przegrał, ale wygrał, a związki zawodowe odwrotnie. Ciąg dalszy nastąpi.

A co te organizacje właściwie robią? Głownie prowadzą szpitale, domy starców, przedszkola... Zauważmy, że podobną działalność prowadzą też miasta i gminy oraz firmy komercyjne. Czyli to za dobroczynność? Wiele z tych placówek jest w stanie wyjść na zero (albo i plus), a jeżeli nie, to zazwyczaj dokłada do nich nie Kościół tylko gmina. Albo wyzyskiwani pracownicy.

Ale wróćmy do faktycznej dobroczynności. Ogólnie gotowość ludzi do datków jest dość duża, szacuje się że rocznie przeznacza się na to 3-5 miliardów euro. Wielu ludzi nie daje na działalność dobroczynną kasy, tylko wspiera różne akcje czynem. Na przykład organizując bazary, z których dochód przeznaczony jest na jakiś cel. Albo śniadanie dla bezdomnych. Popularne jest organizowanie w okresie przedświątecznym bazarów adwentowych, ludzie sami majstrują ozdoby świąteczne i sprzedają je, do tego coś ugotują, upieką, zyski ze sprzedaży są spore, bo kupujący nie żałują grosza na dobry cel.

Bazar adwentowy w parafii St.Wendel, Frankfurt

Bazar adwentowy w parafii St.Wendel, Frankfurt

 

Bazar adwentowy w parafii St.Wendel, Frankfurt

Bazar adwentowy w parafii St.Wendel, Frankfurt

 Na koncercie na którym byłem grupa ludzi w większości w wieku bliskim emerytalnego, ubrana w kolorowe stroje w stylu afrykańskim grała i śpiewała afrykańskie pieśni religijne w tamtejszych językach. Poprzedni proboszcz, zakonnik klaretyn, który przez ponad 20 lat pracował w Kongo, znał niektóre z tych pieśni i potwierdził że są one autentyczne.

Nawiasem mówiąc działalność zakonów misjonarskich w tamtych okolicach jest często bardzo pozytywna. Wspomniany proboszcz gdy przyjechał do Kongo zastał tam biedną społeczność żyjącą według odwiecznych zasad: mężczyźni byli od polowania, a kobiety od uprawy roli. Tyle że rząd ze względu na ochronę przyrody zakazał polowania, więc kobiety pracowały na roli, a mężczyźni siedzieli na tyłkach i nie robili nic. Zakonnik wprowadził im nowe, wydajniejsze uprawy lepiej dopasowane do lokalnego klimatu, rozwinął im hodowlę bydła, ale przede wszystkim przekonał mężczyzn żeby pracowali w rolnictwie razem z kobietami. I po tych dwudziestu paru latach zostawił ich z nieźle prosperująca gospodarką. Co by nie myśleć o Kościele Katolickim - to najlepsza pomoc jaką można sobie wyobrazić.

BTW: To tylko anecdata, ale mam wrażenie że misjonarze z Polski chwalą się głównie tym, jak zrobili miejscowym obróbkę ideologiczną i zbudowali kościół, a misjonarze niemieccy przede wszystkim tym, jak wyciągnęli ich z biedy i zapewnili samodzielny byt.

Koncert dla Afryki w parafii St. Wendel, Frankfurt

Koncert dla Afryki w parafii St. Wendel, Frankfurt

Wracając do koncertu: Naprawdę miło jest posłuchać i popatrzeć, jak ci wyluzowani ludzie cieszą się tym, co robią. Szczególnie fajny jest kierownik zespołu śpiewający partie solowe szkolonym tenorem, a najbardziej cool gitarzysta żywcem wyjęty z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku (te bokobrody!). Na pewno grał wtedy w jakimś zespole. Jakoś nie bardzo sobie wyobrażam coś takiego w Polsce, znaczy chór śpiewający coś na cel dobroczynny to tak, znam nawet ludzi w tym wieku robiących takie rzeczy, ale żeby przy tym mocno wyluzować i poprzebierać się po afrykańsku to już nie za bardzo.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Sledz donosy: RSS 2.0

Wasz znak: trackback

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


2 komentarze do “Jak to się robi w Niemczech: Działalność dobroczynna”

  1. brytnej pisze:

    Ostatnimi czasy cóś się na mieście zrobiła wysypka plakatów reklamujących różne takie organizacje podobno dobroczynne – czy to chleb, czy kępka trawy, czy to twarze różnych prominentów, których akurat chwilowo nie kojarzę – a może powinno się ich kojarzyć. O co w tym wszystkim chodzi? Skąd to nagłe, jak mawiają w niższym urzędzie budowlanym, „nastertowanie reklam”?

    • cmos pisze:

      Na Boże Narodzenie to chyba normalne – ludzie którzy przez cały rok myślą tylko kursie posiadanych akcji oglądają znowu jakiś film według Dickensa i przez chwilę mają ochotę pomyśleć o innych. I tu ich spotyka odpowiedni plakat.

Skomentuj i Ty

Komentowanie tylko dla zarejestrowanych i zalogowanych użytkowników. Podziękowania proszę kierować do spamerów