Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Cybersyny, cybernetyczne żółwie, cyberberysy i inne Algole (2)

No dobrze, skoro Cybersyn nie wziął się z ideologii socjalizmu, to skąd? Zajmijmy się tłem historycznym tamtych czasów. Początek będzie pozornie od czapy, ale wiem dokąd zmierzam.

Przez całe wieki a nawet tysiąclecia znaczący udział w zwycięstwach militarnych´mieli rzemieślnicy produkujący broń. Bitwy i wojny wygrywała najczęściej strona mająca więcej i lepiej wyszkolonych żołnierzy i lepszych dowódców. Ale nie bez znaczenia była posiadana przez nich broń, a co najmniej od czasu wynalezienia miecza z miedzi robili i ulepszali ją rzemieślnicy.

Taki stan rzeczy trwał bardzo długo, ale w czasach rewolucji przemysłowej zwycięstwo lub przegrana zaczęły w coraz większym stopniu zależeć od inżynierów. Już Kościuszko w USA robił za generała, ale do zwycięstwa przyczynił się przede wszystkim jako wojskowy inżynier. Dalej widać to było coraz wyraźniej - w różnych wojnach w koloniach, w wojnie francusko-pruskiej, przewagę zdobywała strona mająca więcej i lepszą, przemysłowo produkowaną broń zaprojektowaną przez inżynierów. Szczytem była WWI, gdzie użyto mnóstwa nowych, wyinżynierowanych broni - na przykład sterowca, samolotu, okrętu podwodnego i całej masy inżynierskich ulepszeń broni istniejących.

Po WWI sytuacja uległa zmianie. To znaczy większość broni wymyślali nadal inżynierowie, ale zwycięstwo zaczęło w coraz większym stopniu zależeć od naukowców i to z pozornie niewojskowych specjalności. Na przykład od matematyków.

Już w wojnie polsko-rosyjskiej 1920 grożącą całkowitą klęskę udało się Polakom zmienić w zwycięstwo praktycznie wyłącznie dzięki pracy kilku matematyków o specjalności kryptologia. Kryptolodzy mieli swój zasadniczy udział w przebiegu i wyniku WWII, ale i inne specjalności dostały swoją szansę. Fizycy zrobili na przykład bombę atomową, obliczenia robili im inni matematycy. Ale o wiele większe znaczenie miały prace całego legionu innych, szeregowych matematyków, którzy zajmowali się optymalizacją efektywności wysiłku wojennego. Na przykład opracowywali statystyczne metody kontroli jakości, umożliwiające znaczące zmniejszenie ilości amunicji marnowanej w każdej partii na testy jakościowe. Albo rozpracowywali zagadnienia w rodzaju "czy dywizjon bombowców nocnych ma lecieć w szyku ciasnym - ryzykując zderzenia, czy luźnym - ryzykując zgubienie formacji albo zestrzelenie przez myśliwce". Kampanie wygrywano dzięki optymalizacji logistyki i minimalizacji strat.

Po wygranej WWII, jako synteza tych prac, powstała nowa dziedzina zwana "cybernetyką". Wcześni cybernetycy - jak to zwykle neofici - wierzyli że wszystkim da się bezproblemowo sterować i kierować. Naprawdę wszystkim, nie tylko prostymi układami. Tak samo miało się sterować temperaturą pieca, jak całą fabryką, mózgiem, organizmem żywym, ekosystemem (we współczesnym rozumieniu), społeczeństwem czy państwem. Dziś wiemy że były to mrzonki, że nawet pozornie proste systemy mogą być chaotyczne i sterowanie nimi nie jest trywialne abo wręcz jest niemożliwe.

No ale w tamtych czasach wszystko wyglądało na proste a nauka i rozum miały wkrótce zapanować nad całym światem ludzie mieli być dzięki temu szczęśliwi i żyć w dostatku i dobrobycie. Na pierwszy rzut oka taka koncepcja wydaje się być bardzo komunistyczna, ale tak myślano również w krajach kapitalistycznych. Wystarczy zajrzeć na okładki pism popularno- naukowych tamtych czasów. Czy to "Młody Technik",

Okładka pisma "Młody Technik"

Okładka pisma "Młody Technik"

czy "Technika Mołodieży",

Okładka pisma "Technika Mołodieży"

Okładka pisma "Technika Mołodieży"

czy "Popular Mechanics"

Okładka pisma "Popular Mechanics"

Okładka pisma "Popular Mechanics"

- wszędzie widzimy taki sam futurystyczny, czysty, stechnicyzowany świat wielkich budowli, szybkich pociągów, wspaniałych samochodów, olbrzymich statków, wielgachnych pojazdów latających i lotów międzyplanetarnych. No i wielkich, inteligentnych komputerów.

A to wszystko miało być możliwe dzięki cybernetyce. Niedługo wcześniej wynalezione tranzystory umożliwiły zbudowanie układów elektronicznych naśladujących zachowanie organizmów żywych. To znaczy tak twierdzono, w praktyce były to proste zabawki elektromechaniczne, byle by miały jakiś czujnik. Na przykład słynne "cybernetyczne żółwie" były to po prostu elektryczne samochodziki z czujnikami, reagujące na przykład na dojechanie do krawędzi stołu. No ale było jakieś sprzężenie zwrotne, więc zabawka była cybernetyczna. Wkrótce praktycznie każda zabawka z silnikiem elektrycznym (jeżeli nie była zdalnie, wtedy przewodowo, sterowana) nazywała się "cybernetyczną".

Cybernetyczny żółw - skan z książki Janusza Wojciechowskiego "Nowoczesne zabawki" (1963)

Cybernetyczny żółw - skan z książki Janusza Wojciechowskiego "Nowoczesne zabawki" (1963)

Kiedy wymyślono perceptron - czyli prostą sieć neuronową - wydawało się, że wkrótce da się skopiować mózg człowieka, a potem taka kopia będzie odwalać za człowieka robotę intelektualną. Miało to być tak niedługo, że nawet realnie istniejące wtedy komputery nazywano już na zaś "mózgami elektronowymi".

Popatrzmy na popkulturę tamtych czasów - na Star Treka, radziecką Mgławicę Andromedy czy na Lema (który jak zwykle wszystko przewidział). A zwłaszcza na Cyberiadę/Bajki robotów, gdzie wszystko jest cyber, nawet cyberberysy.

Cyberiada była oczywiście w dużym stopniu satyrą, ale fascynacja cybernetyką - i w ogóle potęgą rozumu - naprawdę istniała. Wszędzie planowano przerobienie świata, w ZSRR chciano zawracać rzeki wyrąbując kanały atomówkami, w Niemczech koryta większości rzek wybetonowano, żeby porządnie płynęły. Na Nilu zbudowano wielka zaporę, bo wylewał, itd. itd., wszystko miało być lepiej, bardziej naukowo. Jak na razie sukcesy były znaczące. "Zielona rewolucja" bardzo zmniejszyła zasięg klęsk głodu w różnych krajach, szczepionki i antybiotyki zmniejszyły śmiertelność, człowiek poleciał w kosmos i postawił stopę na Księżycu.

I to jest moment, w którym rozpoczęto projekt Cybersyn. Jeszcze wszystko wydaje się proste, świat wydaje się iść ku lepszemu, cybernetyka (w szczególności społeczna) ma być szansą lewicowego rządu Chile na przeciwstawienie się wpływom amerykańskiego wywiadu, starającego się ten rząd obalić. Trochę zadziałało - zainspirowany przez CIA strajk kierowców udało się przetrwać, chociaż niekoniecznie dzięki cybernetyce. Kolejnej próba obalenia rządu była jednak udana, cybernetyka nie pomogła. System nie był gotowy, ale bardzo wątpię żeby działający był w stanie uratować Allende, a nawet dobrze działać. Wyznawcy cybernetyki i potęgi rozumu byli zbyt optymistyczni, już w początku lat 70-tych zaczynało to być widoczne. A przynajmniej widać to z dzisiejszej perspektywy.

Po czym to widać? Ooooo - na to mam mój ulubiony przykład. O nim w następnej notce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Pomyślmy

Skomentuj

Cybersyny, cybernetyczne żółwie, cyberberysy i inne Algole (1)

Znowu ktoś w sieci przypomniał Cybersyna a mi się przy tej okazji przypomniało, że od dawna mam napisać na zbliżony temat notkę. Mam dużo do powiedzenia, więc chyba będę musiał podzielić notkę na kilka części.

Przypominający (pominę link) w Cybersynie zobaczył ideologię socjalizmu, co wprawiło mnie w zdumienie, jeszcze większe gdy się dowiedziałem że jest starszy ode mnie. Z drugiej strony nie tylko on widzi w tym czysty socjalizm, na przykład hasło Projekt Cybersyn w Wikipedii po angielsku należy do kategorii Socjalizm. Ja tam myślę, że to straszne spłycenie tematu. Ale może po kolei, najpierw o samym Cybersynie.

Cybersyn był to projekt z początku lat 70-tych (1971-1973), realizowany w Chile za lewicowego prezydenta Salvadora Allende. Celem projektu było zrobienie komputerowo wspomaganego systemu centralnego zarządzania gospodarką całego kraju.

No ale w roku 1971 komputery i telekomunikacja w ogóle nie przypominały tego, co mamy dzisiaj. Komputer wtedy był to mainframe, zazwyczaj linii IBM/360 (skopiowanej w naszym bloku jako RIAD R1) a do cyfrowej łączności służyła sieć teleksowa. Robiłem kiedyś w urządzeniach teleksowych, to był mój pierwszy większy projekt (i to jeden z bardziej udanych), muszę kiedyś o tym napisać. Ale to innym razem.

No i system Cybersyn powstał na właśnie takiej bazie sprzętowej. W fabrykach zainstalowano teleksy, przez które codziennie meldowano do centrali 7 podstawowych parametrów, typu produkcja, zużycie materiałów czy absencja pracowników, a na tej podstawie centrala podejmowała decyzje.

Jeżeli spojrzymy na to z dzisiejszej perspektywy zobaczymy, że dziś podobna sprawozdawczość i podejmowanie decyzji na podstawie danych przychodzących na bieżąco jest standardem, nazywa się controllingiem i nie ma nic (ale to zupełnie nic) wspólnego z socjalizmem. To typowe narzędzie zarządzania stuprocentowo kapitalistycznym koncernem. Niektórzy widzą w państwie socjalistycznym najwyższą formę koncernu monopolistycznego, tu pasuje.

Ta telekomunikacyjna część projektu całkiem się zresztą udała - dzięki sieci teleksowej udało się na przykład podczas wielkiego strajku  kierowców ciężarówek w Santiago w roku 1972 utrzymać zaopatrzenie stolicy w żywność. Wystarczyło 200 łamistrajków i komunikacja teleksowa. Też czysty socjalizm, co nie? W niektórych źródłach można przeczytać że to był efekt działania systemu, potwierdzenie sensowności stojących za nim koncepcji itp., ale tak naprawdę soft w ogóle nie miał w tym udziału, chyba nawet jeszcze nie działał. Wystarczyła sama łączność.

Nawiasem mówiąc w Polsce w następnych latach, niewykluczone że pod wrażeniem tej właśnie akcji, postawiono teleks w każdej gminie. Tyle że nie wyszło to za dobrze, bo te teleksy były mało wykorzystywane, a naprawdę użyła ich dopiero Solidarność w latach 1980-1981 masowo przesyłając tą siecią swoje biuletyny i koordynując swoje działania - bo był to nie kontrolowany przez władze kanał łączności.

No ale łączność jak łączność, teleks to nic rewolucyjnego - sieć istniała już od dziesięcioleci (standard pochodzi z lat 30-tych), to już bardziej rewolucyjne były początki Internetu w USA (ARPANET, 1969). Przyjrzyjmy się raczej, co oni chcieli robić z tymi danymi.

Dane z fabryk lądowały na komputerze IBM/360, a typowy wtedy terminal to był właśnie teleks - transmisja była cyfrowa i to połączenie działało bez problemu. I teraz na podstawie tych danych komputer miał liczyć prognozy makroekonomiczne i generować alarmy, a taka prognoza miała być podstawą do podjęcia ewentualnych działań jak coś szło w złą stronę. Z dzisiejszej perspektywy nic szczególnego, controlling jak controlling, no może poza skalą. Tyle że z tego co się orientuję, to dziś robi się controlling głównie danych finansowych albo logistycznych (te drugie niezbędne zwłaszcza przy produkcji just-in-time), oraz zarządzanie projektami,  natomiast nie za bardzo działa to dla parametrów bardziej globalnych.

Na czym polega problem? Żeby coś prognozować i czymś sensownie sterować musimy mieć tego model. Przepływ towarów albo pieniędzy jest dobrze określony i da się prosto wymodelować, z siecią różnych fabryk już tak łatwo nie jest, a z makroekonomią całego państwa to już w ogóle. Z tego względu program Cybersyna (o nazwie Cyberstrider) oparto na sieciach neuronowych - co teoretycznie pozwala na zastąpienie porządnego modelowania uczeniem sieci. Tyle że nauczenie takiej sieci wymaga dłuższego zbierania danych i - przede wszystkim - przećwiczenia reakcji systemu również w sytuacjach niepożądanych. A przecież trudno wywołać parę kryzysów tylko po to, żeby nauczyć sieć. Doświadczeń na królikach też się nie da zrobić. Jaki z tego wniosek? Prosty: To nie ma szansy dobrze działać.

No a teraz ta najciekawsza część: Zasadniczą częścią projektu był pokój do sterowania całym systemem. Co tam opisy, lepiej zobaczyć zdjęcie:

Pokój sterowania systemu Cybersyn

Pokój sterowania systemu Cybersyn Autor: nieznany

Ale odjazd, nie? Typowe SF tamtych czasów. Projektant zarzekał się, że nie oglądał Star Treka, ale w innych filmach też takie rzeczy były (często jako sterownia głównego badguja starającego się opanować cały świat). Projektantom chodziło o przedstawienie danych w postaci dostępnej dla niefachowca, a jakiekolwiek GUI jeszcze przecież nie istniało. Za bajeranckim wystrojem wnętrza i futurystycznymi fotelami nie stało jednak nic szczególnego - na tych ekranach wyświetlane były po prostu slajdy. Wybierane przez komputer ze sporego magazynka (rzędu 4000 sztuk w sumie), ale jednak statyczne slajdy (znalazłem w sieci wypowiedzi ludzi podobno zaangażowanych w projekt, brzmiało sensownie). I jeszcze mogły być wykresy robione na poczekaniu na papierze przez ludzi w sąsiednim pomieszczeniu.

Jakie były dalsze losy tego systemu? W roku 1973 pucz obalił prezydenta Allende, centrum sterowania zostało zniszczone. I tak była to tylko makieta, bo nie zdążono zrobić go do końca. Nad oprogramowaniem zespół pracował dalej, w 1985 roku wprowadzono je na rynek pod nazwą Coordinator, a potem system został sprzedany Novellowi. I słuch po nim zaginął, w latach 90-tych jeździłem na szkolenia Novella i byłem CNE (Certified Novell Engineer), ale o niczym podobnym nawet nie wspominali.

Wiki jako koszt całego projektu podaje 150.000 USD z roku 1973 (na dzisiejsze jakieś milion sześćset), co wydaje mi się drobniakami. Projekty w których robię mają budżety zbliżonego rzędu, albo nawet wyższe, a nie są to jakieś wielkie rzeczy.

A teraz do rzeczy. Polemizuję konkretnie z tezą, że projekt Cybersyn to produkt ideologii socjalizmu. Według mnie to czysto kapitalistyczny controlling podniesiony na poziom całego państwa. Jedyne co się wzięło z socjalizmu to właśnie to podniesienie - gospodarka jest planowa, a państwo jest właścicielem fabryk i może ingerować w ich działanie bezpośrednio. Ale i państwo kapitalistyczne ma swój plan (co prawda głównie finansowy)  i pewne - chociaż mniejsze - możliwości ingerencji, więc podobny controlling ma sens i w kapitalizmie.

Więc skąd się to wszystko wzięło, skoro nie z socjalizmu? O tym w następnej notce.

PS: Znalazłem działającą stronę Cybersyna w sieci: http://www.cybersyn.cl/ingles

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Pomyślmy

5 komentarzy

Warto zobaczyć: Muzeum w Ludwigsfelde

Blog od pewnego czasu zamarł - mam sporo różnych zajęć. Ale ze zmianą czasu na letni i coraz dłuższym dniem wraca mi ochota do pisania.

Dziś coś nowego, co warto zobaczyć. Znalazłem coś mało znanego, a dogodnie położonego - muzeum w Ludwigsfelde.

Ludwigsfelde leży tuż obok południowego Berliner Ringu i w związku z tym muzeum można zaliczyć przejeżdżając tędy i bez dużej straty czasu. Muzeum może i nie jest zbyt duże, ale całkiem ciekawe, a przy tym bardzo mało rozreklamowane. Strony internetowe muzeum są zrobione w sposób mocno powydziwiany i na urządzeniach przenośnych nic nie da się zobaczyć. Dosłownie nic - pojawia się tylko obrazek w tle i nic więcej. A nawet na komputerze stacjonarnym pokazywana treść nie jest zbyt atrakcyjna, a przez masę animacji dostępna tylko w sposób bardzo upierdliwy. Mimo wszystko zdecydowałem się muzeum zobaczyć - bo w Ludwigsfelde powinno być muzeum i już.

A dlaczego powinno? Otóż Ludwigsfelde to miejsce istotne dla historii techniki w Niemczech i w NRD. Ale po kolei. Najpierw samo muzeum.

Museum Ludwigsfelde

Museum Ludwigsfelde

Muzeum mieści się w dawnym budynku dworca kolejowego i w nowej przybudówce. Otwarte jest w dość dziwnych godzinach, zamknięte w święta itp. Przed nim jest tylko parę miejsc parkingowych i z ograniczeniem do jednej godziny, ale powinno wystarczyć i miejsc i czasu.

Teraz historia: W roku 1936 w Ludwigsfelde zbudowano fabrykę silników lotniczych Daimler-Benz-Motorenfabrik GmbH. Od roku 1943 była to nawet największa fabryka tego koncernu, produkowano tu miesięcznie 1000 silników, między innymi do Messerschmittów 109 i 110. Nie obyło się oczywiście bez pracy robotników przymusowych. O tym okresie nie ma w muzeum zbyt wiele - bo mało co się zachowało - ale jest na przykład odrestaurowany silnik od rozbitego Bf-109 wykopany gdzieś pod Mainzem.

Silnik Messerschmitta Bf-109

Silnik Messerschmitta Bf-109

Po wojnie wyposażenie fabryki zostało wywiezione do Związku Radzieckiego a hale wysadzone. Ale ponieważ lokalizacja była bardzo korzystna (blisko Berlina i autostrady) w roku 1948 zorganizowano tu warsztat naprawy pojazdów dla Armii Czerwonej. Wykorzystano przy tym budynek fabryki który nie został wysadzony, bo był częściowo zniszczony przez bomby i nikomu nie chciało się go potem wysadzić.

W roku 1952 utworzono tu VEB Industriewerke Ludwigsfelde (IWL). Zakład zaczął produkować okrętowe silniki diesla. Ale nie trwało to długo, wkrótce rozpoczęto tu produkcję różnych urządzeń związanych z silnikami spalinowymi - wózków transportowych, silników przyczepnych do rowerów, maszyn rolniczych, silników przyczepnych do łodzi, motorowerów... To tutaj produkowano terenówki P3 (patrz notka).

P3

P3

Potem w zakładzie zaczęto montować silniki odrzutowe Pirna 014. Było to bezpośrednie rozwinięcie silnika Jumo 012 Junkersa, a silnik miał być zastosowany w NRD-owskim odrzutowym samolocie pasażerskim Baade-152. To temat na osobną notkę. Niewiele po tym samolocie zostało, tu mają parę części silnika i marny model kartonowy.

Elementy silnika odrzutowego Pirna 014

Elementy silnika odrzutowego Pirna 014

Bardziej znanym produktem zakładów IWL były skutery: Pitty, Berlin, Troll i Kobold. Produkowano je w latach 1954-1956. O Pitty już było, o pozostałych jeszcze będzie.

 

Skuter IWL Berlin

Skuter IWL Berlin

A w latach 1965-1990 zakład jako VEB IFA Automobilwerke Ludwigsfelde produkował ciężarówki IFA W50 i IFA L60. Już o nich wspominałem, teraz jak mam już swoje zdjęcia to napiszę jakieś dłuższe notki.

Ciężarówka IFA L60

Ciężarówka IFA L60

Oprócz produktów miejscowych zakładów jest też trochę sprzętu gospodarstwa domowego i wyposażenia mieszkań z czasów przed i krótko powojennych.

Pralka ręczna Miele

Pralka ręczna Miele

Teraz adres:

Museum Ludwigsfelde
Am Bahnhof 2
14974 Ludwigsfelde

Czynne:

  • od środy do piątku 10-15
  • soboty i niedziele 13-17
  • w poniedziałki, wtorki i święta nieczynne

Wstęp:

  • Dorośli 2,50 EUR
  • Dzieci 1 EUR
  • Sprzedali nam bilet rodzinny, ale nie zapamiętałem za ile, w sieci nie ma a bilety są standardowe, z rolki, bez napisanej ceny.
  • Policzyli 5 EUR za fotografowanie, nie wiem czy uczciwie, ale niech im będzie, nie żałuję.

[mappress mapid="96"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo, Warto zobaczyć

Komentarze: (1)

Warto zobaczyć: Science Museum, London

Są jeszcze niezłe muzea niewojskowe w Londynie. Jedno z nich to Science Museum.

Oczywiście nie może ono równać się z Deutsches Museum, no ale to największe muzeum techniki na świecie, inna liga. Ale Science Museum w Londynie też jest ciekawe, a przy tym wyraźnie starsze niż to niemieckie (1857 vs. 1903).

Jednego z istotnych eksponatów już tam nie ma - Nummer 3 Benza, najstarszy zachowany w oryginalnym stanie samochód świata wrócił do Ladenburga. Ale parę innych rzeczy w Londynie zostało. W końcu w Anglii rewolucja przemysłowa się zaczęła i trochę rzeczy tam wynaleziono i skonstruowano. Przy okazji anegdota dotycząca oznaczenia made in Germany: Pierwotnie tak miały być zaznaczane te gorsze, importowane z Niemiec produkty, żeby odróżnić je od tych lepszych ale droższych, angielskich. Ale wkrótce się to zmieniło - to produkty made in Germany powoli stały się lepsze, a made in Germany stało się gwarancją jakości.

Wróćmy do Londynu. W muzeum stoi trochę ciekawych eksponatów, na przykład:

Najstarsze, zachowane maszyny parowe i lokomotywy - Puffing Billy, Rocket. W końcu gdzie mają być, jak nie w Anglii.

Science Museum London - Puffing Billy

Science Museum London - Puffing Billy

Science Museum London - Rocket

Science Museum London - Rocket. W tle gruszka Bessemera

Maszyny liczące Babbage'a, oczywiście jako rekonstrukcje

Science Museum London - Differential Engine Babbage'a

Science Museum London - Differential Engine Babbage'a

Spora ekspozycja lotnicza z Vickerem Vimy na czele. To jest dokładnie ten egzemplarz, którym Alcock i Brown pierwsi przelecieli nad Atlantykiem. Tyle że oni rozbili się przy lądowaniu, samolot jest po remoncie.

Science Museum London - Vickers Vimy

Science Museum London - Vickers Vimy

Trochę techniki kosmicznej, z oryginalną kapsułą Apollo i repliką LM-a. Oczywiście część eksponatów jako modele, "Wostok" był z setu Plastikartu - widać to wyraźnie, poza NRD-owskim był tylko set od Revella z całkiem innym wnętrzem kabiny.

Science Museum London - Model statku kosmicznego "Wostok" z NRD-owskiego setu

Science Museum London - Model statku kosmicznego "Wostok" z NRD-owskiego setu

Część ekspozycji jest typowo edukacyjna, ale nie przyglądaliśmy się temu za bardzo. Był duży tłok, a i tak bardziej interesuje nas historia techniki.

Z bardziej oryginalnych wystaw mamy tu spory zbiór pionierskiego sprzętu medycznego i dioramy przedstawiające gabinety lekarskie i dentystyczne na przestrzeni dziejów.

Science Museum London - "Żelazne płuco"

Science Museum London - "Żelazne płuco"

Science Museum London - dawny gabinet dentystyczny

Science Museum London - dawny gabinet dentystyczny

Sklepik muzealny bardzo fajny, chociaż koszulki tak samo drogie jak wszędzie indziej (20+ GBP)

Ale warto zobaczyć.

Adres:

Science Museum

Exhibition Road, Kensington,

Londyn SW7 2DD

Najbliższa stacja Tube: South Kensington

Czynne:

  • Codziennie, 10-18

Wstęp wolny.

[mappress mapid="92"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Firepower – Royal Artillery Museum, London

To jeszcze nie ta najciekawsza rzecz jaką widziałem w Londynie, ale muzeum też było ciekawe, chociaż niezbyt duże.

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Jak sama nazwa wskazuje jest to muzeum artylerii, należące do wojska. Jest położone z dala od centrum - w dawnym arsenale w dzielnicy Woolwitch - i nie tak prosto dojechać do niego komunikacją miejską. Najprostszy dojazd to DLR do North Greenwich a potem autobus. Teren nie jest już wojskowy, zbudowano na tam osiedle mieszkaniowe.

Może jeszcze mały disclaimer: To już trzecie muzeum stricte wojskowe jakie polecam odwiedzić w Londynie. Proszę jednak nie wysnuwać wniosku że fascynuję się militariami - moje zainteresowania są czysto techniczne. Ale jakoś łatwiej o dobre muzeum techniczno-wojskowe niż o dobre muzeum innotechniczne albo ogólnotechniczne. W Niemczech jeszcze nie jest z tym tak źle, ale w stolicy imperium które trzymało za mordę sporą część świata, większość muzeów techniki to muzea techniki wojskowej.

Muzeum jest całkiem fajne, stoi tam sporo różnego sprzętu. Działa normalne, samobieżne, opancerzone, wyrzutnie rakietowe... Jest też oczywiście część reklamowa, jak to nasi chłopcy spuszczali łomoty, ale nie dominuje ona całości muzeum.

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Firepower - Royal Artillery Museum, London

M110A2 8 inch self propelled gun

M110A2 8 inch self propelled gun

Część ekspozycji pokazuje historię artylerii, ale to raczej coś dla fanów starszej techniki.

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Firepower - Royal Artillery Museum, London

Co zrobiło na mnie najmocniejsze wrażenie, to to, że organizują tam urodziny dla dzieci w wieku od lat 6 do 11. Przeczytałem o tym jeszcze przed wyjazdem na stronach muzeum, trochę się pośmiałem, i tyle. Ale byliśmy tam w sobotę i akurat byliśmy świadkami takich urodzin. No i to była chyba najmocniejsza rzecz jaką w ostatnich latach widziałem. Ale więcej za parę notek - będzie dłuższy tekst relatywizujący militaryzm komunizmu, tam opiszę szczegóły i dam zdjęcia (syn zrobił nawet filmik z najbardziej spektakularno-bulwersującej akcji).

Sklepik muzealny był całkiem fajny. A najlepsze w nim były pamiątkowe naboje pistoletowe i karabinowe. Całkiem prawdziwe, tylko bez ładunku miotającego (jak sądzę, ale kto je tam wie, nie będę sprawdzał). A przy tym jak na pamiątki bardzo tanie - najdroższy, karabinowy kosztował poniżej funta (79 pensów, jeżeli dobrze pamiętam). Syn sobie taki zażyczył, kupiliśmy, obawiałem się tylko co będzie na lotnisku. No ale nie było problemu - zgłosiłem go przy oddawaniu bagażu, kazali włożyć go do walizki i po sprawie.

Muzeum polecam zainteresowanym techniką wojskową - mają tam nieco inny sprzęt niż w typowych muzeach wojskowych. Z tym że dojazd jest nieco uciążliwy, nie jest to pierwszy wybór jeżeli macie ograniczony czas w Londynie.

Adres:

Firepower
The Royal Artillery Museum
Royal Arsenal
Woolwich
London
SE18 6ST

Otwarte:

  • Od wtorku do soboty 10-17
  • W niedziele i poniedziałki nieczynne

Wstęp:

  • Dorośli 5,30 GBP
  • Dzieci 2,50 GBP
  • Z London Pass za darmo

[mappress mapid="91"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze

Karabin strzelający zza węgła II

Pisałem już kiedyś - przy okazji wizyty w Koblencji - o przystawce do karabinu do strzelania zza węgła. A raczej do strzelania z okopu bez wystawiania głowy.

Karabin do strzelania zza węgła

Karabin do strzelania zza węgła

No i przecież to rozwiązanie jest bez sensu. Nie da się tym porządnie celować, traci się większość energii pocisku...

Już wtedy napisałem, że zrobiłbym to inaczej. Zrobiłbym stojak z peryskopem.

No i oczywiście nie ja jeden jestem taki genialny - to przecież najbardziej oczywiste rozwiązanie. Proszę bardzo:

 

Przystawka peryskopowa do strzelania z okopu

Przystawka peryskopowa do strzelania z okopu

To jest przystawka peryskopowa do pistoletu. Rzecz pochodzi już z pierwszej wojny. Zdjęcie zrobiłem w Muzeum Bundeswehry w Dreźnie, o którym notkę napiszę wkrótce. Zresztą tematów nazbierało się więcej.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy:

Kategorie:Ciekawostki

Komentarze: (1)

Warto zobaczyć: Muzeum Carla Benza w Ladenburgu

Od dłuższego już czasu nic nie pisałem - mam mnóstwo innych zajęć - i kolejka notek do napisania rośnie. Dziś podzielę się następnym miejscem które warto zobaczyć.

Wybraliśmy się dziś z synem na wystawę modelarską do Mannheimu. To kawałek jest, więc trzeba za jednym wyjazdem zobaczyć coś jeszcze. Wybrałem Automuseum Dr. Carl Benz w Ladenburgu. Przy takich małych, prywatnych muzeach nigdy nie wiadomo czy będą ciekawe, czy też będą mieli trzy eksponaty na krzyż. No ale spróbowaliśmy.

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

Muzeum mieści się w hali, w której Carl Benz w roku 1906 rozpoczął produkcję swoich samochodów jako firma Carl Benz i Synowie. Hala jest pięknie odnowiona, zrobili jej pięknie przeszklony dach, więc w środku jest jasno.

 

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

W tej hali produkowano samochody w latach do 1906 do dwadzieścia parę. Ale była to raczej manufaktura - przez te kilkanaście lat zrobiono ich tylko około 300 sztuk.

Eksponaty to prywatna kolekcja Winfrieda A. Seidla. Nie mam pojęcia kto to jest i skąd ma na to kasę, ale ta kolekcja jest znacznie lepsza niż sądziłem. Będę miał trochę zdjęć do nowych notek (żeby jeszcze jakiś przedłużacz do doby...), pouzupełniam zdjęcia w kilku starych notkach albo podmienię na swoje. Zaczyna się od repliki Modelu 1, To akurat nic specjalnego, jakąś replikę tego samochodu ma co drugie muzeum techniki w Niemczech.

Ale obok stoi Model 3. No i to jest oryginał, najprawdopodobniej właśnie ten egzemplarz, którym Berta Benz wykonała swój historyczny przejazd. Ten samochód stał w Londynie, w Science Museum, ale w 2006 został przekazany na stałe wypożyczenie do muzeum w Ladenburgu. To jest najstarszy zachowany w oryginalnym stanie samochód na świecie.

Benz Patentmotorwagen Modell 3 (1888)

Benz Patentmotorwagen Modell 3 (1888)

Obok stoi na przykład taki Benz Victoria Vis-a-Vis, jakiego kupił Lutzmann.

Benz Victoria Vis-a-Vis (1893)

Benz Victoria Vis-a-Vis (1893)

No i jeszcze trochę innych Benzów i Mercedesów. Muszę kiedyś dojść do napisania notki o relacjach między markami Benz, Mercedes i Daimler, bo to historia podobnie skomplikowana jak z Horchem, Audi i Auto Union.

Na Benzach kolekcja się nie kończy - mają tam na przykład Citroena 5CV "Cytrynę"Stoevera, Maybacha, Hanomaga "Kommisbrota"...

Zrobiłem zdjęcia wszystkich po kolei, przydadzą się. A teraz jedna ciekawostka:

Wirbulator

Wirbulator

Ten słabo widoczny, plastikowy dynks przymocowany do listwy na masce nazywa się "Wirbulator" i miał robić, żeby przednia szyba się nie brudziła. Ciekawe jak dobrze działał.

Jeszcze wystawa okresowa: Aparaty "Leica". Też temat na notkę, ale musiałbym najpierw się wybrać do Wetzlaru. Kiedyś przez pewien czas robiłem w Siemensie VDO Wetzlar i przejeżdżałem co dzień obok tej firmy, ale nie było czasu zajrzeć. Mam nadzieję, że zostało z niej chociaż muzeum.

Aparat fotograficzny Leica

Aparat fotograficzny Leica

 A na koniec diorama w skali 1:1, przedstawiająca Benza budującego Model 1.

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

Automuseum Dr. Carl Benz Ladenburg

Adres:

Automuseum Dr. Carl Benz
Ilvesheimer Str. 26
68526 Ladenburg

 Czynne:

  • W środy, soboty i niedziele od 14 do 18

Wstęp:

  • Dorośli 5 EUR
  • Dzieci 3 EUR
  • W cenie żeton wartości 50 centów do przyjemnej kafejki w środku

[mappress mapid="86"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Deutsches Museum – Verkehrszentrum

No i trzecia część Deutsches Museum - poświęcona pojazdom kołowym. Ten oddział mieści się w zabytkowych halach targowych i jest w nim jeszcze sporo miejsca na nowe eksponaty. Przeniesiono tu niemal wszystkie samochody, pociągi i rowery, które do niedawna stały w głównej siedzibie muzeum.

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

I znowu jest tu tyle różnych ciekawych rzeczy, że trudno coś wyróżnić. Mnóstwo samochodów, od bardzo wczesnych z prawie oryginalnym Patentmotorwagenem Nummer 1 Benza (prawie, bo ten był tylko jeden, Benz go potem rozebrał i użył części do czego innego, ten egzemplarz zawiera trochę części odzyskanych, trochę co się jeszcze po warsztacie walały, a reszta została dorobiona w roku 1903) na czele, do całkiem nowych - ale tylko tych oryginalniejszych i ciekawszych. Uzupełniłem trochę brakujących zdjęć, wymienię w starych notkach obce na własne.

Prawie oryginalny Benz Patentmotorwagen Nummer 1

Prawie oryginalny Benz Patentmotorwagen Nummer 1

Mają też rowery, motocykle, lokomotywy, pociągi, funkcjonalne modele kawałków samochodów... Znowu nie wiem co wybrać do omówienia - radzę po prostu pojechać i zobaczyć, naprawdę warto.

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

 

Pierwsza na świecie lokomotywa elektryczna Siemensa

Pierwsza na świecie lokomotywa elektryczna Siemensa

 

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Adres

Deutsches Museum - Verkehrszentrum
Am Bavariapark 5
Theresienhöhe 15 (adres dla nawigacji)
80339 München

Czynne:

  • Codziennie 8-17

Wstęp:

  • Dorośli 6 EUR
  • Dzieci 3 EUR
  • Dorosłym polecam Kombiticket na wszystkie trzy oddziały za 15 EUR.

 [mappress mapid="84"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Deutsches Museum Monachium

Podstawowym punktem programu wycieczki było oczywiście Deutsches Museum. Na początek porady praktyczne:

  • Jeden dzień to tyle, żeby dość szybko przejść przez całość ekspozycji, nie oglądając jej zbyt gruntownie - to podobno największe muzeum naukowo-techniczne na świecie. 
  • Ale na takie przejście trzeba być kondycyjnie przygotowanym.
  • Muzeum otwierają o dziewiątej a zamykają o siedemnastej. Radzę pojawić się tam zaraz po dziewiątej i zwiedzać do upadłego, albo aż wyrzucą bo będą zamykać (ale żeby dotrwać do zamykania trzeba mieć sporo odporności w nogach i pojemności na wrażenia w głowie).
  • Można posilić się w bufecie, mają tam między innymi prawdziwego miejscowego Weißwursta ze słodką musztardą i preclem - zwiedzając Bawarię obowiązkowo trzeba coś takiego zjeść, tu można to załatwić bez szukania. Tylko nie przychodzić do bufetu za późno - prawdziwy bawarski Weißwurst produkowany jest tylko rano i jak się skończy to już nie ma. O technice jedzenia Weißwursta innym razem.

 Co do eksponatów: Jest ich tyle, tak różnych i tak dobrze pokazanych, że trudno się zdecydować co w punktach wymienić jako najciekawsze. Może kilka subiektywnie, losowo i niereprezentatywnie dobranych przykładów:

Messerschmitt Me-262 i Me-163

Messerschmitt Me-262 i Me-163

  • Spora kolekcja silników lotniczych. Najciekawsze jest to, że są bardzo dydaktycznie porozkrajane i można naocznie przekonać się o różnicach w koncepcji i konstrukcji. Zresztą tak jest generalnie w każdym dziale - muzeum pokazuje co ciekawsze konstrukcje w taki sposób, że można zobaczyć i zrozumieć istotne szczegóły.
  • Trochę rakiet. Na przykład jedną z pierwszych rakiet przeciwlotniczych na świecie - Rheintochter R1, Opla-Sandersa RAK-1, kapsułę Mercury...
  • Samochodów i innych pojazdów kołowych tu praktycznie nie ma - mają swój specjalny oddział w innej części miasta.
  • W piwnicy zbudowane są kawałki różnych kopalni, tak dobrze, że trzeba popukać w ścianę żeby poznać że sztuczna.
Makieta kopalni w podziemiach muzeum

Makieta kopalni w podziemiach muzeum

  • Bardzo dobra część z eksperymentami, głównie z fizyki. Ale nie takimi efekciarskimi jak większości podobnych instytucji, tylko dość solidnie prezentującymi podstawy.
  • Bardzo ciekawa wystawa o fotografii.
Aparat fotograficzny nagołębny

Aparat fotograficzny nagołębny

  • W dziale komputerowym mają między innymi maszynę Zuse Z-4 i Craya.
Komputer Zuse Z4

Komputer Zuse Z4

  • Zawsze mi się wydawało że mikroskop elektronowy to stosunkowo nowy wynalazek (skaningowy sądziłem lata siedemdziesiąte, zwykły wydawało mi się gdzieś pięćdziesiąte-sześćdziesiąte). A tu stoi seryjny, przedwojenny Siemens z 1939 i wcześniejszy prototyp. Całe życie człowiek się uczy.
Mikroskop elektronowy Siemens z roku 1939

Mikroskop elektronowy Siemens z roku 1939

No i jeszcze można by długo. Jeden dzień to za mało, ale rozłożenie na dwa kolejne też mija się z celem - to za duża porcja, trzeba zrobić sobie dłuższą przerwę. Najlepiej byłoby mieszkać w Monachium albo okolicy, wtedy warto byłoby kupić bilet roczny, chodzić często i oglądać po trochu. Ale ja mam pod 400 kilometrów i takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.

Adres:

Deutsches Museum
Museumsinsel 1
80538 München

Otwarte:

  • Codziennie 9-17

Wstęp:

  •  Dorośli 8,50 EUR
  • Dzieci 3 EUR
  • Dorosłym polecam Kombiticket na 3 oddziały za 15 EUR.

[mappress mapid="85"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć: Flugwerft Schleissheim

Dalej pojechaliśmy do Monachium. A w Monachium głównym celem jest oczywiście Deutsches Museum. Tyle że teraz ono ma jeszcze dwa specjalistyczne oddziały - jednym z nich jest Flugwerft Schleissheim.

Flugwerft (dosłownie stocznia lotniczaSchleissheim leży koło czynnego lotniska używanego przez aeroklub i jednostkę lotniczą policji. Przeniesiono tu większość samolotów, które dotąd stały w Deutsches Museum (Dornier Do31E1 jak pamiętam stał kiedyś na dziedzińcu muzeum), albo gdzieś w magazynie, bo się nie mieściły. 

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Dojazd jest trochę uciążliwy, bo trzeba objechać całe lotnisko prawie dookoła, kilka kilometrów, cały czas z ograniczeniem do 30 km/h. Na końcu drogi jest trochę miejsc do parkowania, ale niezbyt dużo, w okresach kiedy może być duży ruch radziłbym poszukać innej możliwości dotarcia tam - na przykład zaparkowania z drugiej strony lotniska i podejścia pieszo, nie powinno być daleko, a na pewno szybciej.

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Ekspozycja jest interesująca, sporo miejsca poświęcone jest badaniom nad samolotami pionowego startu. Oprócz tego oczywiście Tornado, Phantom, Starfighter i trochę innych, miejscami powycinanych żeby było widać co jest w środku. To pokazanie "co jest w środku" jest znakiem szczególnym Deutsches Museum, warto się przyglądać.

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Aż trudno coś szczególnego wyróżnić, wszystko ciekawe. Warto zobaczyć.

Zdjęć daję mało, bo przydadzą się w notkach.

Adres:
Deutsches Museum Flugwerft Schleißheim
Ferdinand-Schulz-Allee (adres dla nawigacji) 
85764 Oberschleißheim

Otwarte:

  • codziennie 9-17

Wstęp:

  • Dorośli - 6 EUR
  • Dzieci - 3 EUR
  • Dla dorosłego polecam Kombikarte na wszystkie trzy części Deutsches Museum, 15 EUR i nie trzeba iść jednego dnia do wszystkich. Dla dzieci taki bilet się nie opłaca.

[mappress mapid="79"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj