Wracam do tematu pojazdów elektrycznych. Impulsem była dyskusja, jaką stoczyłem na jednym forum z gościem, który twierdził że tanie w eksploatacji samochody elektryczne to nie problem techniczny, tylko polityczny. Bo wszystko potrzebne już jest, a tylko źli politycy kryją lobby od ropy. Wystarczy wziąć mały, tani (TANI?!) samochód elektryczny, obłożyć go ogniwami fotowoltaicznymi i przez 8 godzin stania pod firmą on się darmowo podładuje. Przy tym twierdził, że z wykształcenia jest fizykiem i inżynierem elektronikiem, ale robi jako pisarz i antykwariusz.
Gość w swoich wywodach (również na swoim blogu, którego nie zalinkuję żeby głupot nie propagować) unikał jakichkolwiek liczb, więc popieram jego decyzję o nie pracowaniu jako inżynier. Ale zastanówmy się może, dlaczego to nie ma sensu.
Jak już wielokrotnie wyjaśniałem, efektywny samochód elektryczny nie może być zbyt ciężki. I ten gość też to zauważył - on myślał o małym, dwuosobowym samochodzie do dojeżdżania do pracy. No i wymyślił właśnie obłożenie tego samochodu ogniwami fotowoltaicznymi. U niego to nie problem, technologia ma być zbliżona do malowania. Takie lekkie SF. No dobra, niech mu będzie. No i teraz jak ten samochód stoi przez 8 godzin pod firmą, to ma się trochę za darmo podładować. Tak! To u niego jest za darmo! Kto mu dał dyplom? (Jeżeli, oczywiście, naprawdę ktoś mu dał).
To może policzmy. Najpierw ile moglibyśmy z tego dostać prądu.
Według danych dla Niemiec, z jednego metra kwadratowego dobrze ustawionego panelu (zwrócony na południe, pochylony pod właściwym kątem, nie zacieniony ani trochę) można by dostać rocznie średnio 1000 kWh. Ale to wartość czysto teoretyczna - to jest energia przychodząca z góry. Poszukałem w sieci ile dają realnie istniejące instalacje, i jest to zaledwie rzędu 100 kWh/m2 panelu.
A takie instalacje montuje się coraz częściej nie tylko na dachach, ale na sporych powierzchniach w terenie. Na zdjęciu: Fotowoltaiczna elektrownia słoneczna koło A4 w rejonie Erfurtu.
Największa taka instalacja w Niemczech (Solarkraftwerk Neuhardenberg) ma moc szczytową ok. 20 MW, i daje rocznie ok. 20 GWh energii zajmując w terenie 400.000 m2. Dla niezorientowanego to imponujące liczby, ale policzmy trochę:
- Metr kwadratowy terenu takiej instalacji daje zaledwie 50 kWh/rok
- Założywszy że mamy metodę na całkowicie bezstratne magazynowanie dowolnej ilości energii, to żeby zaspokoić zapotrzebowanie Niemiec na prąd (rzędu 550 TWh/rok) z takich elektrowni, musielibyśmy ich nabudować jakieś 27.500 sztuk, i zajęłyby one około 11.000 km2, czyli pod 3% powierzchni kraju albo połowę Hesji.
- Cena kilowatogodziny dla odbiorcy prywatnego w Niemczech wynosi około 25 centów. Z tego, po odliczeniu podatków, odpisów, opłat przesyłowych itp, dla producenta energii idzie ok. 8,5 centa. Czyli ten metr kwadratowy terenu przynosi rocznie 4,25 EUR przychodu. No po prostu majątek. Ale najpierw wkładamy w ten sam metr kwadratowy jakieś setki euro, i kiedy to się zwróci? Odpowiedź jest prosta - NIGDY!
Skoro nigdy się nie zwróci, to dlaczego to się robi? Bo rzecz jest dofinansowywana z kieszeni podatnika i odbiorcy prądu. To dłuższy temat, nie będę w niego wchodził.
A teraz wróćmy do samochodów. Instalacja fotowoltaiczna nie opłaca się na skalę przemysłową, ale może by się opłacała w małej skali? Na przykład do "darmowego" doładowywania samochodu?
Jako samochód weźmy takiego Tazzari Zero - to jest mniej więcej taki rozmiar jaki ten gość chyba sobie wyobraża. Jeżeli pokryjemy go ogniwami, to nie będzie ich za wiele (mały samochód - mała powierzchnia do wykorzystania) i żadne z nich nie będzie ustawione idealnie. Jeżeli nie mieszkamy i nie pracujemy na bezdrzewnej pustyni, to nie zapewnimy samochodowi zawsze parkowania w miejscu ani przez chwilę nie zacienionym. No i jeszcze się on częściowo pobrudzi, zmniejszając efektywność. Szacowałbym optymistycznie, że szczytowo dostalibyśmy z tych ogniw nie więcej niż z metra kwadratowego panelu stacjonarnego, a średnio kilkukrotnie mniej. No ale jak już jesteśmy przy fantastyce z malowaniem ogniw, to wyfantazjujmy im jeszcze trochę wyższą sprawność. Powiedzmy, że z tego samochodu dostaniemy rocznie 200 kWh (ale pojechałem, ma się tą wyobraźnię, co?).
A teraz jeżeli te 200 kWh pobralibyśmy z gniazdka, to w cenach niemieckich zapłacilibyśmy za nie całe 50 EUR. W Polsce jeszcze mniej. Tyle więc mielibyśmy po stronie przychodów. Załóżmy teraz że takim samochodem jeździmy przez 10 lat. Baaardzo optymistyczne założenie - producenci hybrydów dają na akumulator tylko 8 lat gwarancji. A w ogóle elektryk po dziesięciu latach prawdopodobnie będzie archaicznym zabytkiem. No ale niech będzie: Przez 10 lat oszczędzimy aż 500 EUR. Czy jesteście pod wrażeniem?
Bo ja nie. 500 EUR to kosztuje dopłata do lakieru perłowego w zbliżonej wielkości samochodzie - Toyocie IQ. Gdzie za 500 EUR cały samochód w ogniwach? Nawet malowanych? Myślę że kosztowałoby to najmniej 10 razy tyle. To znowu nie zwróci się NIGDY!
Jeszcze tak informacyjnie: Takie 200 kWh to po odjęciu strat na akumulatorze dałoby 160 kWh do wykorzystania, co umożliwiłoby przejechanie jakichś 1600 km. Niby sporo, ale na rok, czyli średnio jakieś 4 km dziennie. Ale przypominam, że wartość ta jest mocno zawyżona.
A teraz porozmawiajmy o aspekcie, o jakim pan "fizyk" / "inżynier elektronik" nawet nie pomyślał. Zróbmy taki eksperyment profesora Gedankena: Wyobraźmy sobie, że na laminatowe nadwozie tego pojazdu nanosimy jakąś technologią w rodzaju natryskiwania ogniwa fotowoltaiczne. Pokrywamy je jakąś warstwą ochronną. I teraz wsiadamy do samochodu, jest lato, jedziemy w stronę plaży i na parkingu, w południe, w pełnym słońcu przycieramy błotnikiem o stalowy, niemalowany, ocynkowany słupek. Słupek zdziera warstwę ochronną i kolejne warstwy ogniwa (bo że warstwy być muszą, to chyba nie ulega wątpliwości). No i oczywiście robi się zwarcie w pracującym na maksa ogniwie którego podłożem jest jakieś tworzywo sztuczne. Pytanie: Co zrobić, żeby akcja nie skończyła się średnio romantycznym ogniskiem, być może nawet z wkładką mięsną?
Czyli: Fotowoltaika energetyczna ma w naszych okolicach mało sensu. Wiatrak mimo wszystko jest lepszy. A już fotowoltaika zabudowana na samochodzie nie ma sensu dokładnie żadnego.



































