Ponieważ moje dziecko zmieni w tym roku szkołę na średnią, to jestem na bieżąco z tematem systemu szkolnego w Niemczech i mogę się swoimi obserwacjami podzielić.
Postaram się porównać system niemiecki z polskim. A ponieważ nie jestem najmłodszy, to zacznę od porównania z systemem obowiązującym wtedy, gdy ja chodziłem do szkoły.
W tamtych czasach w Polsce obowiązywała 8-klasowa szkoła podstawowa, przymusowa dla wszystkich. Po tej szkole można było wybrać jeden trzech torów dalszego kształcenia (albo dać sobie spokój):
- 4-letnie liceum ogólnokształcące kończące się maturą, potem studia (lub szkoła policealna)
- 5-letnie technikum zawodowe, mogące kończyć się maturą dającą wstęp na studia, ale dające konkretny zawód.
- szkołę zawodową
Dzieci szły do szkoły w wieku 7 lat, matura w liceum, było to 12 lat nauki.
W Niemczech są również podobne trzy tory kształcenia. Ponieważ szkolnictwo w Niemczech leży w kompetencjach landów, stąd w każdym jest trochę inaczej. Poszczególne szkoły mają też pewien margines swobody. Ale to w sumie szczegóły. Generalnie jest tak:
Dzieci idą do szkoły podstawowej w wieku 6 lat, a szkoła ta trwa zaledwie cztery lata. Uczone przedmioty to: matematyka, niemiecki, Sachunterricht (mniej więcej przyroda), angielski (od trzeciej klasy), sztuka, muzyka, sport i religia (nieobowiązkowa, z wariantem ewangelickim i katolickim). Oprócz tego bywają przedmioty "akcyjne", w rodzaju "Faustlos" ("Bez użycia pięści" - unikanie i rozwiązywanie konfliktów) albo zajęć wyrównawczych z niemieckiego. Wszyscy czwartoklasiści robią obowiązkowo kartę rowerową, ale o tym może osobna notka.
Lekcje trwają po 45 minut, nie ma przerwy po każdej lekcji - jest tylko dziesięciominutowa przerwa "śniadaniowa" po drugiej lekcji, i dwie "podwórkowe" po czwartej i piątej, po 20 i 10 minut. Nie ma też znanych z Polski jazgoczących dzwonków jak na okręcie wojennym - zamiast nich są migające światła. Lekcji w ciągu dnia jest zazwyczaj 4-5 (max. 6). Obiady w szkole są tylko w niektórych szkołach.
Sześciolatki przed przyjęciem do szkoły mają tak zwany Schnuppertag - przychodzą na jeden dzień i mają parę lekcji. I jeżeli mają z tym problem (na przykład płaczą i chcą do mamy) to muszą z pójściem do szkoły jeszcze rok zaczekać.
Szkolnictwo podstawowe ciągle jeszcze jest mocno zaniedbane i niedoinwestowane. Większość szkół to albo stare, jeszcze XIX-wieczne budynki albo trwała prowizorka barakowo-kontenerowa. Często jest to parę niepołączonych ze sobą budyneczków z toaletą na podwórzu. (Uwaga: piszę o Hesjii, nie wykluczam że gdzie indziej, zwłaszcza w byłym NRD, może być lepiej).
Szkoła podstawowa Martin-Buber-Schule we Frankfurcie
Wychowawczyni syna twierdzi, że teraz to już idzie na dość poważnie, ale kiedyś, za jej czasów, to nikt specjalnie do kształcenia podstawowego wagi nie przykładał i niemal wszystkie dzieci miały same dobre oceny. Przez bardzo długi czas problemem szkół były lekcje "wypadające" ze względu na nieobecność nauczycieli, na przykład przez chorobę. "Straty" te dochodziły miejscami nawet do 10%!
Szkoła podstawowa Mühlbergschule we Frankfurcie
Przebudzenie polityków nastąpiło w roku 2000, gdy opublikowano wyniki pierwszych badań PISA. Badania wykazały stosunkowo słaby poziom uczniów szkół niemieckich i bardzo silny związek między osiągnięciami w nauce a poziomem wykształcenia rodziców i wykonywanym przez nich zawodem. Wywołało to wielką dyskusję i zaczęły się zmiany. (Ciekawe że w Polsce, mimo że uczniowie polscy w tymże 2000 roku we wszystkich konkurencjach wypadli gorzej niż niemieccy, to dominował nastrój debeściakowy). W Hesji na przykład land zaczął uczniom szkół podstawowych fundować podręczniki i zorganizował program "Unterrichtsgarantie" ("Gwarancja lekcji"). W jego ramach zatrudniono nauczycieli, którzy mieli na szybko zastępować tych chorych tak, aby uczniowie nie tracili godzin lekcyjnych. Później nastąpiła zmiana ("Unterrichtsgarantie Plus") - szkoły po prostu dostały do ręki pieniądze, za które miały sobie zastępstwa same zorganizować. Z pełną gwarancją nie wyszło tak do końca, ale jakiś postęp był. Te koncepcje zrealizował rząd Rolanda Kocha - żeby nie było że go tylko hejtuję.
Poziom szkolnictwa się powoli poprawia, ale nadal nie jest zbyt dobrze. Odbywa się to w sporym stopniu kosztem młodych nauczycieli - to jest po prostu wyzysk, wielu z nich ma na przykład tylko umowy na czas określony nie obejmujące wakacji. Albo inne szykany. Starszych nauczycieli nie da się tak szykanować, bo mają oni status urzędnika państwowego i podpadają pod mnóstwo przepisów ochronnych.
Kiedy dzieci skończą trzecią klasę zaczyna się gorączka zmiany szkoły. Problem polega na tym, że już wieku 10 lat dzieci (wraz z rodzicami) muszą jedną z istotniejszych w życiu decyzję o wyborze dalszej drogi kształcenia. EDIT (bo pierwotnie wyszło niejasno): Wszystkie te drogi nie są ukierunkowane zawodowo. Relacja do polskiego odpowiednika jest taka, że w Niemczech uczy się na podobnym poziomie, ale wyłącznie przedmiotów niezawodowych. Jakakolwiek nauka zawodu zaczyna się dopiero po ukończeniu jednej z tych szkół. A drogi te są takie:
- 8-letnie gimnazjum - odpowiadające z grubsza polskiemu liceum z maturą.
- 9-letnie Realschule - z grubsza jak polskie technikum, tyle że ogólnokształcące, bez nauki konkretnego zawodu, matura jest opcjonalna.
- 5-6 letnia Hauptschule - odpowiadająca z grubsza zawodówce, znowu ogólnokształcąca, bez nauki konkretnego zawodu.
Czyli podstawową różnicą w stosunku do dawnego polskiego systemu jest moment decyzji. I to jest właśnie zasadnicza słabość systemu niemieckiego - ten moment jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Najważniejszym punktem krytyki jest to, że system ten utrwala podziały klasowe i odbiera szanse uczniom z "opóźnionym zapłonem". Dziecko które w wieku 10 lat zostało skierowane do Hauptschule już praktycznie w tym momencie traci możliwość skończenia matury, a nawet podciągnięcia się do lepszych. Znaczy formalnie rzecz biorąc jest to możliwe, ale bardzo trudne.
Oszczędności nie omijają i szkół średnich - niedawno skrócono czas do matury o rok. Przedtem gimnazjum trwało 9 lat, teraz 8. Nazywa się to "Turbo-Abi" i powoduje zwiększenie obciążenia uczniów, bo sumaryczna ilość godzin lekcyjnych do matury się zmniejszyła, a ilość materiału nie. Wywołało to wielką panikę moralną, ale mnie to nie rusza, bo przecież za moich czasów matura też była po 12 latach nauki.
Hauptschulen powoli zanikają, podobnie jak zniknęły polskie zawodówki - bo jeżeli tylko się da rodzice starają się posłać dzieci przynajmniej do Realschule.
Formalnie zmiana szkoły odbywa się tak, że na konferencji nauczycieli każde dziecko dostaje zalecenie, jaka droga edukacji zostanie mu przydzielona. Rodzice mogą się z tym zaleceniem nie zgodzić i posłać dziecko np. do gimnazjum zamiast zaleconej Realschule, ale ma to konsekwencje. Bo jeżeli dziecko z zaleceniem nie radzi sobie w gimnazjum, to może powtórzyć klasę, dziecko bez zalecenia jest w takiej sytuacji automatycznie przenoszone do Realschule.
Problemem są kryteria przyjęcia do wybranej szkoły. Każde dziecko ma co prawda zagwarantowane miejsce w szkole w wybranym torze kształcenia, ale nigdzie nie jest powiedziane że ma mieć do tej szkoły blisko. W formularzu jest miejsce na wpisanie trzech szkół, szkoła nie dostaje ocen ucznia, tylko zalecenie nauczycieli, wybrane przez ucznia języki i inne zajęcia dodatkowe oraz wypełnione miejsce na pokadzenie, dlaczego akurat do tej. Kryteria wyboru są niejawne i niejasne, stąd nerwowa atmosfera. (Chwila, gdy będę musiał napisać ten kadzidlany tekst zbliża się powoli, acz nieuchronnie). Na szczęście w dzielnicy są aż trzy gimnazja i mają one potwierdzoną preferencję na uczniów z rejonu. W dodatku mieszkamy w "lepszej" części "dobrej" dzielnicy i poziom szkoły mojego syna jest wysoki, a gimnazja o tym wiedzą.
Niemcy (raczej oddolnie, bo politycy są w tym względzie oporni) próbują poprawić cały ten system przy pomocy półśrodków - powstają tu tak zwane "Integrierte Gesamtschulen" ("Zintegrowane szkoły wspólne"), w których dzieci przez pierwsze lata uczą się razem, a dopiero później zostaną podzielone na jeden z tych trzech torów. Ale tam już rodzice nie mają nic do gadania, nie można wymusić toru gimnazjalnego jeżeli nauczyciele są innego zdania. Mimo to szkoły te są oblężone i jest ich o wiele za mało.
Zauważmy, że w Polska idzie w przeciwną stronę - ostatnie zmiany i wprowadzenie gimnazjów zmierzają do przyspieszenia momentu decyzji. I to według mnie jest błąd.
O niemieckim systemie szkolnictwa zamierzam napisać jeszcze parę notek. Ale o szkołach średnich to dopiero gdzieś za rok, jak się z funkcjonowaniem gimnazjum zapoznam osobiście.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------