Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Kinder Uni 2011

I znowu minął rok, i znowu Kinder Uni. W tym roku byliśmy z synem na trzech wykładach z pięciu.

Plakat Kinder-Uni 2011

Plakat Kinder-Uni 2011

Pierwszy był z biologii, na temat podróży roślin, a tak dokładnie to ich nasion. Całkiem fajny, chociaż jak dla mnie nic nowego. Prowadzący demonstrował jak latają nasiona lipy przy pomocy pożyczonego od aerodynamików dmuchającego w górę stołu.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

 Potem dzieci mogły puszczać modele nasion.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

Drugi był z optyki, o tęczy. Też fajny, chociaż bez niespodzianek.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

W środę wykład z psychologii rozwojowej sobie darowaliśmy.

Najlepszy wykład był w czwartek, ze stereometrii. Profesor - fan piłki nożnej - przyniósł na wykład 32 różne piłki do nogi  z własnych zbiorów i na ich przykładach pokazywał różne sposoby budowania z wieloboków brył podobnych do kuli. Byłem pod wrażeniem, a co dopiero dzieci.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

Wykład był prowadzony dowcipnie i ciekawie, bez niemerytorycznego show, po prostu klasa.

Najbardziej efektowna piłka: Model w kolorze czerwonym metalic zaprojektowany podobno przez Davida Beckhama. Wykładowca śmiał się, że chyba raczej przez Viktorię Beckham. Piłka nie za bardzo nadaje się do grania, bo zaraz straciłaby piękny połysk. Zdjęcie trochę nieostre bo w sali stosunkowo ciemno a wszyscy się ciągle ruszają i aparat nie nadąża z focusowaniem.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

Piłkę można zaprojektować wychodząc od czworościanu, sześcianu albo dwudziestościanu. Ale potem można już cudować. Klasyczny model Adidasa z 1974 jest z pięcio- i sześcioboków na bazie dwudziestościanu.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

 Można ten klasyczny plan budowy na różny sposób modyfikować, na przykład przekształcając pięcioboki na gwiazdki. Tak było też zbudowane logo FIFA w pewnym okresie, ale grafik nie miał o tym pojęcia i narysował dwie gwiazdki za dużo (pola wskazane strzałkami są otoczone przez cztery gwiazdki zamiast trzech).

Błędne logo FIFA

Błędne logo FIFA

Modele z ostatnich lat (na zdjęciu z prawej i z lewej) są na bazie sześcianu, chociaż na pierwszy rzut oka tego nie widać. Na środku oryginalna konstrukcja z pięcio- i ośmioboków.

Kinder Uni 2011

Kinder Uni 2011

Wykład piątkowy - o blogowaniu i cybermobbingu też odpuściliśmy, w zamian sam wyłożyłem ten temat synowi.

Impreza, jak zwykle, bardzo fajna, w tym roku została też udostępniona jako livestream na stronach Uniwersytetu (TUTAJ można zobaczyć EDIT: Niestety, już zginęło).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

3 komentarze

Jak to się robi w Niemczech: Przedszkole

Trochę nie po kolei ta notka, właściwie powinna być przed notką o szkołach, ale co tam.

Przedszkole w dzisiejszym rozumieniu zostało wymyślone właśnie w Niemczech, był to pomysł Friedricha Fröbla z połowy XIX wieku. Jak to w tych czasach, nawet sensowne pomysły były motywowane dość odjechanymi koncepcjami teoretycznymi. Fröbel wymyślił sobie Kindergarten - dosłownie to ogródek, w którym uprawia się dzieci. O tym, że pomysł był jednak sensowny świadczy fakt, że w Prusach wkrótce przedszkoli zakazano, motywując to ich destrukcyjnymi tendencjami na obszarach polityki i religii oraz że są ateistyczne i demagogiczne. Po kilku latach zakaz został jednak zniesiony.

Pomysł Fröbla szybko rozprzestrzenił się po świecie, a w USA przedszkole do dziś nazywa się po niemiecku - Kindergarten (pamiętacie Kindergarten Cop?).

Sieć przedszkoli była bardzo dobrze rozwinięta w NRD, jednak teraźniejszość ogólnoniemiecka nie jest tak różowa. Przedszkoli jest za mało i sa one dość drogie. Podobnie jak szkoły, przedszkola liczą się jako szkolnictwo i podlegają landom, co automatycznie oznacza że w każdym landzie jest inaczej. Stąd opisuję sytuację w Hesji, gdzie indziej może być lepiej lub gorzej.

Przedszkola w Niemczech dzielą się na publiczne i prywatne. Różni je głównie to, kto je prowadzi, ale wszystkie podlegają na jednolitych zasadach  pod gminny/miejski Schulamt (Wydział Szkolnictwa odpowiedniego urzędu miejskiego lub gminnego). Wszystkie sa też jednolicie finansowane i mają zestandaryzowane opłaty.

Prywatne przedszkola prowadzone są najczęściej przez kościoły. Ale uwaga: Nie są to placówki wyznaniowe. Zatrudniony jest tam normalny personel świecki (chociaż siostry zakonne bywają też), wyznanie pracowników rzadko jest ograniczane, nie ma kryterium wyznaniowego przy przyjmowaniu dzieci do tych przedszkoli, a indoktrynacja nie jest przesadnie nachalna. Problemem jest jednak brak wpływu Schulamtu na personel - w praktyce wyrzucenie nie nadającego się wychowawcy jest nie do przeprowadzenia przez rodziców. Natomiast w przedszkolu miejskim to działa. Przedszkola kościelne nie są jakimś szczególnym obciążeniem dla budżetu kościołów, bo utrzymują się głównie (albo i wyłącznie) z opłat od rodziców i dofinansowania z budżetu gminnego.

Istnieją również przedszkola prywatne, prowadzone przez inne organizacje (np. Caritas albo Czerwony Krzyż), albo na zasadach całkowicie komercyjnych, jednak nie jest ich tak wiele. Zdarzają się również przedszkola zakładowe, ale też rzadko.

Do przedszkola przyjmowane są trzylatki, a chodzą do niego aż pójdą do szkoły. Bardzo różnie jest z godzinami opieki. Każde dziecko ma zagwarantowane przez przepisy miejsce na pół dnia (zazwyczaj od 9 do 12), chociaż w praktyce nawet z tym bywa ciężko. Niektóre przedszkola są czynne tylko w takich godzinach, bo nie mają warunków do podawania dzieciom obiadu. Miejsce całodzienne, zazwyczaj 8-16 zdobyć jest jeszcze trudniej. A już w ogóle bardzo ciężko jest z dłuższymi godzinami otwarcia.

Miejsce w przedszkolu kosztuje ładnie. U nas, we Frankfurcie, miejsce całodzienne z jedzeniem kosztuje ok. 170 euro miesięcznie, drugie i następne dziecko równolegle w przedszkolu ma zniżkę. Podobno w niektórych landach jest jeszcze gorzej. Ale znowu w innych na fali paniki po testach PISA i innych studiach zafundowano dzieciom darmowe przedszkola (jeżeli dobrze pamiętam to ostatni rok). Badania wykazują silny związek kompetencji społecznych dzieci z tym, czy chodziły do przedszkola albo czy korzystały z innych form opieki poza domem.

A co właściwie dzieci w przedszkolu robią? To co i w Polsce - bawią się, rysują, malują, śpiewają, chodzą na plac zabaw, czasem na wycieczkę. Różnica w stosunku do przedszkola do którego ja chodziłem za młodu jest taka, że w niemieckich przedszkolach nie ma leżakowania. Jest zawsze jakiś zaciszny kącik w którym zmorzone dziecko może sobie na jakimś materacu kimnąć, ale nie ma obowiązkowego zapędzania do łóżek.

Teraz coś o warunkach lokalowych przedszkoli.

W Oberursel-Oberstedten, gdzie mieszkałem wcześniej, ze względu na spory dotyczące terenu na którym stało przedszkole miejskie zbudowano prowizorycznie na parę lat kompleks kontenerów. Wkrótce rozpoczęto jednak obok budowę kompleksu szkoła/przedszkole, odstawili je na super jako wzorcowe dla landu. Teraz wygląda tak:

Taunuswichtel KiTa Oberstedten

Taunuswichtel KiTa Oberstedten Źródło: Wikipedia Autor: Karsten11

Wyszło imponujące, ale wielkie i zimne. Budowa opóźniła się o dobre pół roku, bo jak już było prawie gotowe pękła jakaś rura, zalało całe, ściany zawilgotniały i trzeba było skuwać wszystkie tynki do wysokości jednego metra, osuszać i robić je na nowo. A potem jeszcze raz, bo pomiary koncentracji zarodników pleśni wykazały że nie jest dobrze.

Bywają przedszkola miejskie bardzo oryginalne, jak opisywane już przeze mnie przedszkole zaprojektowane przez Hundertwassera.

Przedszkole miejskie Hundertwasser KiTa, Frankfurt

Przedszkole miejskie Hundertwasser KiTa, Frankfurt

W ogóle przedszkola miejskie  są zazwyczaj ciekawsze i lepsze od kościelnych. Tu na przykład przedszkole we Frankfurcie-Sachsenhausen:

Przedszkole miejskie KT 106, Frankfurt

Przedszkole miejskie KT 106, Frankfurt

To przedszkole połączone jest z Hortem, czyli świetlicą dla dzieci szkolnych, napiszę jeszcze o tym.

Dla porównania przedszkole kościelne prowadzone przez Krzyżaków w starym budynku:

Przedszkole katolickie zakonu krzyżackiego Deutschorden KiTa, Frankfurt

Przedszkole katolickie zakonu krzyżackiego Deutschorden KiTa, Frankfurt

A tu przedszkole parafii katolickiej w Sachsenhausen. To przedszkole było wcześniej parterowe i ze względu na brak miejsca czynne tylko do dwunastej, ostatnio zostało zburzone i zbudowane od nowa jako piętrowe w taniej technologii drewnianej.

Przedszkole katolickie Wendels KiTa, Frankfurt

Przedszkole katolickie Wendels KiTa, Frankfurt

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

8 komentarzy

Żegnaj NRD Extra: System szkolnictwa w NRD

W komentarzu pod notką o szkolnictwie w Niemczech red.grzeg zadał pytanie o to, jak to wyglądało w NRD. I to jest bardzo dobry temat na nową notkę.

Na początek przyznam jednak, że ten temat mnie jako studenta za bardzo nie interesował, więc większość informacji jakie tu podam nie będzie pochodziła z pierwszej, ani nawet drugiej ręki.

Berlin, Marzahn, Polytechnische Oberschule 56, Eingang

Szkoła podstawowa w NRD Źródło: Bundesarchiv, Bild 183-1984-0227-026

Szkolnictwo w NRD stało całkiem nieźle. Podstawową szkołą była dziesięcioklasowa szkoła zwana Polytechnische Oberschule (Politechniczna szkołą średnia), mimo że to było tylko 10 lat ukończenie jej dawało wykształcenie odpowiadające poziomem zachodnioniemieckiej Realschule (bez matury) i tak w RFN uznawane. Do szkoły szły dzieci sześcioletnie. Obowiązkowe było pierwsze osiem lat tej szkoly, czyli w sumie podobnie jak w Polsce.

Oprócz standardowych przedmiotów typu matematyka, niemiecki, fizyka, chemia, biologia, geografia, astronomia, historia, sztuka czy sport uczono tam, podobnie jak w Polsce, języka rosyjskiego jako pierwszego języka obcego. Politechniczność szkoły objawiała się w przedmiotach takich jak Werken (coś jak polskie ZPT), TZ (Technisches Zeichnen - rysunek techniczny), ESP (Einführung in die sozialistische Produktion: Konstruktion, Mechanik, Maschinenbau, Elektronik, Mikroelektronik - Wprowadzenie do produkcji socjalistycznej - konstrukcja, mechanika, budowa maszyn, elektronika, mikroelektronika) i PA (Produktive Arbeit - praca wytwórcza). To ostatnie to były faktyczne praktyki na produkcji albo w rolnictwie. W końcu lat 80-tych pojawiła się też jako przedmiot informatyka. Oczywiście było też coś takiego jak Wychowanie Obywatelskie.

W ostatnich klasach uczniowie mogli też brać udział w zajęciach fakultatywnych z różnych przedmiotów - z grubsza odpowiadającym polskim kółkom zainteresowań.

Szkoła kończyła się centralnym egzaminem pisemnym z niemieckiego, matematyki, przyrody i rosyjskiego.

Robi wrażenie, co nie? Oczywiście nie ma porównania z poziomem dobrego PRL-owskiego liceum, ale jako jednolita szkoła powszechna to był to poziom (zwłaszcza w przedmiotach matematyczno/przyrodniczo/technicznych) jakiego nie ma ani w dzisiejszej Polsce, ani w dzisiejszym RFN. A i PRL-owska podstawówka była słabsza od NRD-owskiego POS-u.

Dalej uczeń miał kilka możliwości.

  • Przyuczenie do zawodu albo szkołę zawodową
  • 3-letnie Berufsausbildung mit Abitur - szkołę zawodową z maturą (coś jak polskie technikum)
  • 2-letnią EOS - Erweiterte Oberschule - rozszerzoną szkołę średnią - coś jak liceum.

Patrząc na wykształcenie NRD-owskich studentów pierwszych lat mam jednak parę uwag:

  • Mimo że rosyjskiego w programie było sporo (3-6 godzin w tygodniu), to studenci po rosyjsku mówili słabo. W każdym razie nie mieliśmy żadnego problemu pomagając im w zadaniach domowych z tego przedmiotu.
  • Program matematyki polskiego liceum o profilu matematyczno-fizycznym był o wiele bardziej zaawansowany niż jakiejkolwiek szkoły w NRD. Nie mówiąc o poziomie studiów na matematyce - NRD-owcy wysyłali swoich studentów na studia matematyczne do Polski.
  • Absolutnie rozkładające NRD-owskie szkolnictwo wyższe było to, że  chłopacy między maturą a studiami szli na półtora roku do wojska i połowę swojej wiedzy zapominali. A byli i tacy, którzy dostawali propozycję nie do odrzucenia żeby zostać jeszcze rok, bo inaczej nici ze studiowania. Pierwszy rok studiów to w większości było przypominanie im wiadomości z wcześniejszych szkół.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:DeDeeRowo

5 komentarzy

Jak to się robi w Niemczech: System szkolnictwa

Ponieważ moje dziecko zmieni w tym roku szkołę na średnią, to jestem na bieżąco z tematem systemu szkolnego w Niemczech i mogę się swoimi obserwacjami podzielić.

Postaram się porównać system niemiecki z polskim. A ponieważ nie jestem najmłodszy, to zacznę od porównania z systemem obowiązującym wtedy, gdy ja chodziłem do szkoły.

W tamtych czasach w Polsce obowiązywała 8-klasowa szkoła podstawowa, przymusowa dla wszystkich. Po tej szkole można było wybrać jeden trzech torów dalszego kształcenia (albo dać sobie spokój):

  • 4-letnie liceum ogólnokształcące kończące się maturą, potem studia (lub szkoła policealna)
  • 5-letnie technikum zawodowe, mogące kończyć się maturą dającą wstęp na studia, ale dające konkretny zawód.
  • szkołę zawodową

Dzieci szły do szkoły w wieku 7 lat, matura w liceum, było to 12 lat nauki.

W Niemczech są również podobne trzy tory kształcenia. Ponieważ szkolnictwo w Niemczech leży w kompetencjach landów, stąd w każdym jest trochę inaczej. Poszczególne szkoły mają też pewien margines swobody. Ale to w sumie szczegóły. Generalnie jest tak:

Dzieci idą do szkoły podstawowej w wieku 6 lat, a szkoła ta trwa zaledwie cztery lata. Uczone przedmioty to: matematyka, niemiecki, Sachunterricht (mniej więcej przyroda), angielski (od trzeciej klasy), sztuka, muzyka, sport i religia (nieobowiązkowa, z wariantem ewangelickim i katolickim). Oprócz tego bywają przedmioty "akcyjne", w rodzaju "Faustlos" ("Bez użycia pięści" - unikanie i rozwiązywanie konfliktów) albo zajęć wyrównawczych z niemieckiego. Wszyscy czwartoklasiści robią obowiązkowo kartę rowerową, ale o tym może osobna notka.

Lekcje trwają po 45 minut, nie ma przerwy po każdej lekcji - jest tylko dziesięciominutowa przerwa "śniadaniowa" po drugiej lekcji, i dwie "podwórkowe" po czwartej i piątej, po 20 i 10 minut. Nie ma też znanych z Polski jazgoczących dzwonków jak na okręcie wojennym - zamiast nich są migające światła. Lekcji w ciągu dnia jest zazwyczaj 4-5 (max. 6). Obiady w szkole są tylko w niektórych szkołach.

Sześciolatki przed przyjęciem do szkoły mają tak zwany Schnuppertag - przychodzą na jeden dzień i mają parę lekcji. I jeżeli mają z tym problem (na przykład płaczą i chcą do mamy) to muszą z pójściem do szkoły jeszcze rok zaczekać.

Szkolnictwo podstawowe ciągle jeszcze jest mocno zaniedbane i niedoinwestowane. Większość szkół to albo stare, jeszcze XIX-wieczne budynki albo trwała prowizorka barakowo-kontenerowa. Często jest to parę niepołączonych ze sobą budyneczków z toaletą na podwórzu. (Uwaga: piszę o Hesjii, nie wykluczam że gdzie indziej, zwłaszcza w byłym NRD, może być lepiej).

Szkoła podstawowa Martin-Buber-Schule we Frankfurcie

Szkoła podstawowa Martin-Buber-Schule we Frankfurcie

Wychowawczyni syna twierdzi, że teraz to już idzie na dość poważnie, ale kiedyś, za jej czasów, to nikt specjalnie do kształcenia podstawowego wagi nie przykładał i niemal wszystkie dzieci miały same dobre oceny. Przez bardzo długi czas problemem szkół były lekcje "wypadające" ze względu na nieobecność nauczycieli, na przykład przez chorobę. "Straty" te dochodziły miejscami nawet do 10%!

Szkoła podstawowa Mühlbergschule we Frankfurcie

Szkoła podstawowa Mühlbergschule we Frankfurcie

 

 Przebudzenie polityków nastąpiło w roku 2000, gdy opublikowano wyniki pierwszych badań PISA. Badania wykazały stosunkowo słaby poziom uczniów szkół niemieckich i bardzo silny związek między osiągnięciami w nauce a poziomem wykształcenia rodziców i wykonywanym przez nich zawodem. Wywołało to wielką dyskusję i zaczęły się zmiany. (Ciekawe że w Polsce, mimo że uczniowie polscy w tymże 2000 roku we wszystkich konkurencjach wypadli gorzej niż niemieccy, to dominował nastrój debeściakowy). W Hesji na przykład land zaczął uczniom szkół podstawowych fundować podręczniki i zorganizował program "Unterrichtsgarantie" ("Gwarancja lekcji"). W jego ramach zatrudniono nauczycieli, którzy mieli na szybko zastępować tych chorych tak, aby uczniowie nie tracili godzin lekcyjnych. Później nastąpiła zmiana ("Unterrichtsgarantie Plus") - szkoły po prostu dostały do ręki pieniądze, za które miały sobie zastępstwa same zorganizować. Z pełną gwarancją nie wyszło tak do końca, ale jakiś postęp był. Te koncepcje zrealizował rząd Rolanda Kocha - żeby nie było że go tylko hejtuję.

Poziom szkolnictwa się powoli poprawia, ale nadal nie jest zbyt dobrze. Odbywa się to w sporym stopniu kosztem młodych nauczycieli - to jest po prostu wyzysk, wielu z nich ma na przykład tylko umowy na czas określony nie obejmujące wakacji. Albo inne szykany. Starszych nauczycieli nie da się tak szykanować, bo mają oni status urzędnika państwowego i podpadają pod mnóstwo przepisów ochronnych.

 

Kiedy dzieci skończą trzecią klasę zaczyna się gorączka zmiany szkoły. Problem polega na tym, że już wieku 10 lat dzieci (wraz z rodzicami) muszą jedną z istotniejszych w życiu decyzję o wyborze dalszej drogi kształcenia. EDIT (bo pierwotnie wyszło niejasno): Wszystkie te drogi nie są ukierunkowane zawodowo. Relacja do polskiego odpowiednika jest taka, że w Niemczech uczy się na podobnym poziomie, ale wyłącznie przedmiotów niezawodowych. Jakakolwiek nauka zawodu zaczyna się dopiero po ukończeniu jednej z tych szkół. A drogi te są takie:

  • 8-letnie gimnazjum - odpowiadające z grubsza polskiemu liceum z maturą.
  • 9-letnie Realschule - z grubsza jak polskie technikum, tyle że ogólnokształcące, bez nauki konkretnego zawodu, matura jest opcjonalna.
  • 5-6 letnia Hauptschule - odpowiadająca z grubsza zawodówce, znowu ogólnokształcąca, bez nauki konkretnego zawodu.

Czyli podstawową różnicą w stosunku do dawnego polskiego systemu jest moment decyzji. I to jest właśnie zasadnicza słabość systemu niemieckiego - ten moment jest zdecydowanie zbyt wcześnie. Najważniejszym punktem krytyki jest to, że system ten utrwala podziały klasowe i odbiera szanse uczniom z "opóźnionym zapłonem". Dziecko które w wieku 10 lat zostało skierowane do Hauptschule już praktycznie w tym momencie traci możliwość skończenia matury, a nawet podciągnięcia się do lepszych. Znaczy formalnie rzecz biorąc jest to możliwe, ale bardzo trudne.

Oszczędności nie omijają i szkół średnich - niedawno skrócono czas do matury o rok. Przedtem gimnazjum trwało 9 lat, teraz 8. Nazywa się to "Turbo-Abi" i powoduje zwiększenie obciążenia uczniów, bo sumaryczna ilość godzin lekcyjnych do matury się zmniejszyła, a ilość materiału nie. Wywołało to wielką panikę moralną, ale mnie to nie rusza, bo przecież za moich czasów matura też była po 12 latach nauki.

Hauptschulen powoli zanikają, podobnie jak zniknęły polskie zawodówki - bo jeżeli tylko się da rodzice starają się posłać dzieci przynajmniej do Realschule.

Formalnie zmiana szkoły odbywa się tak, że na konferencji nauczycieli każde dziecko dostaje zalecenie, jaka droga edukacji zostanie mu przydzielona. Rodzice mogą się z tym zaleceniem nie zgodzić i posłać dziecko np. do gimnazjum zamiast zaleconej Realschule, ale ma to konsekwencje. Bo jeżeli dziecko z zaleceniem nie radzi sobie w gimnazjum, to może powtórzyć klasę, dziecko bez zalecenia jest w takiej sytuacji automatycznie przenoszone do Realschule.

Problemem są kryteria przyjęcia do wybranej szkoły. Każde dziecko ma co prawda zagwarantowane miejsce w szkole w wybranym torze kształcenia, ale nigdzie nie jest powiedziane że ma mieć do tej szkoły blisko. W formularzu jest miejsce na wpisanie trzech szkół, szkoła nie dostaje ocen ucznia, tylko zalecenie nauczycieli, wybrane przez ucznia języki i inne zajęcia dodatkowe oraz wypełnione miejsce na pokadzenie, dlaczego akurat do tej. Kryteria wyboru są niejawne i niejasne, stąd nerwowa atmosfera. (Chwila, gdy będę musiał napisać ten kadzidlany tekst zbliża się powoli, acz nieuchronnie). Na szczęście w dzielnicy są aż trzy gimnazja i mają one potwierdzoną preferencję na uczniów z rejonu. W dodatku mieszkamy w "lepszej" części "dobrej" dzielnicy i poziom szkoły mojego syna jest wysoki, a gimnazja o tym wiedzą.

Niemcy (raczej oddolnie, bo politycy są w tym względzie oporni) próbują poprawić cały ten system przy pomocy półśrodków - powstają tu tak zwane "Integrierte Gesamtschulen" ("Zintegrowane szkoły wspólne"), w których dzieci przez pierwsze lata uczą się razem, a dopiero później zostaną podzielone na jeden z tych trzech torów. Ale tam już rodzice nie mają nic do gadania, nie można wymusić toru gimnazjalnego jeżeli nauczyciele są innego zdania. Mimo to szkoły te są oblężone i jest ich o wiele za mało.

Zauważmy, że w Polska idzie w przeciwną stronę - ostatnie zmiany i wprowadzenie gimnazjów zmierzają do przyspieszenia momentu decyzji. I to według mnie jest błąd.

O niemieckim systemie szkolnictwa zamierzam napisać jeszcze parę notek. Ale o szkołach średnich to dopiero gdzieś za rok, jak się z funkcjonowaniem gimnazjum zapoznam osobiście.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

23 komentarze

Telewizja edukacyjna (16): Galileo Mystery

Galileo Mystery to zupełnie inny program niż Galileo. Nie jest to magazyn ciekawostek, każdy z programów Galileo Mystery poświęcony jest jednemu zagadnieniu. Jak sam tytuł wskazuje są to niewyjaśnione sprawy, zazwyczaj dotyczące historii. Na przykład "Mary Celeste", Papieżyca Joanna, Robin Hood, czy Apollo Hoax, ale również inne typu życie po życiu.

Logo Galileo Mystery

Logo Galileo Mystery Żródło: www.brezelbruder.de

Galileo Mystery często puszczane jest po jakimś filmie, z którym związane jest tematycznie. Na przykład po filmie o Robin Hoodzie leci Galileo Mystery na ten temat.

Program prowadzi Aiman Abdallah, moderacja ma zazwyczaj dwa warianty. W jednym wspólnie z jakimś "naukowcem" analizują dane, materiały historyczne itp, w drugim Aiman moderuje "spór" dwóch "naukowców" prezentujących różne zdania na dany temat. (cudzysłowy wyjaśnię dalej).

Całość jest oczywiście wyreżyserowana według scenariusza, a argumenty stron ilustrowane materiałami filmowymi lub doświadczeniami. I tutaj pierwsze zastrzeżenie - materiały często nie są własne, tylko pochodzą z innych źródeł, zwłaszcza amerykańskich. Zespół Galileo Mystery tnie po prostu zakupiony program na kawałki i dodaję swoją teatralną moderację. Zdarzyło już mi się widzieć program źródłowy na innym kanale.

A teraz drugie, istotniejsze zastrzeżenie. Program robi wrażenie rzetelnego poszukiwania prawdy lub rzetelnego sporu uczonych, jednak tak naprawdę to jest robiony pod tezę i słabo zresearchowany. Argumenty są często bez sensu albo całkiem pseudonaukowe, wątpliwe wnioski nie skontrowane przez adwersarza, efektowne doświadczenia nie udowadniają tak naprawdę nic. Stąd właśnie te cudzysłowy przy "naukowcach" i "sporze" - nie bardzo rozumiem jak uczciwy naukowiec może brać w tym udział.

Oczywiście są odcinki lepsze i gorsze. Na przykład o Apollo Hoax (odcinek 15 - Waren wir wirklich auf dem Mond?) nie było się do czego przyczepić. Odcinek o krasnoludkach i sierotce Marysi (chyba odcinek 11? - Das Mädchen aus dem Moor) też był do przyjęcia - bardzo możliwe że wskazane wydarzenia historyczne faktycznie były źródłem tej baśni. Odcinek o papieżycy (nie znajduję na liście w Wiki) był w miarę rzetelny, walnęli dopiero na końcu pozostawiając argument o tym krześle z dziurą bez odpowiedzi. Ale na przykład "dowody" na życie  po życiu (odcinek 22 - Wie sieht das Jenseits aus?) były bardzo naciągane (chociaż rozumowanie efektowne i zrobiło na mnie wrażenie).

EDIT: Coraz trudniej o tubkę do wklejenia, starsze giną z youtuba, może taki, o powtórnych narodzinach:

EDIT2: Już w ogóle nic z sensem nie ma na youtubie, więc nic nie wklejam

Wydaje mi się że ich problem polega przede wszystkim na tym, że chcą za wszelką cenę "rozwiązać" zagadkę. Musi być na 100%, bez wątpienia rozwiązanie i to jeszcze atrakcyjne dla widza. Oczywiście jest to w wielu wypadkach nie do pogodzenia z uczciwym przedstawieniem sprawy, sądzę że scenarzysta nie robi porządnego researchu żeby móc potem w miarę spokojnie spojrzeć w lustro.

Więc Galileo Mystery odradzam, zwłaszcza widzom mniej oczytanym. A już pod żadnym pozorem nie pokazywać tego dzieciom! Zbyt łatwo dać się uwieść "naukowości" tego programu, zbyt łatwo uwierzyć w serwowane bzdury i przekonywająco podane "dowody". A jak już ktoś obejrzy, to natychmiast potem marsz do komputera i przeczytać o tym w innych źródłach. Chociażby w Wikipedii, to już wystarczy do skontrowania większości głupot które walnęli, albo manipulacji które zrobili.

Jak dotąd powstało 67 odcinków Galileo Mystery, listę ich można znaleźć na Wikipedii.

Galileo Mystery można zobaczyć na Pro7 zazwyczaj w piątek po wieczornym filmie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

Skomentuj

Telewizja edukacyjna (15): Galileo

Dziś o programie pokazywanym na prywatnym kanale Pro7 - Galileo. Podobno Galileo jest też w innych krajach, również w Polsce.

Galileo to około godzinny (brutto, trzeba odjąć reklamy - to przecież telewizja prywatna) program puszczany sześć razy w tygodniu między 19:10 a 20:15 na Pro7.

Logo Galileo

Logo Galileo Źródło: Wikipedia

Program ten na pierwszy rzut oka jest całkiem fajny i ciekawy. Dynamicznie zrobiony, z efektami, nie takie nudziarstwo jak Quarks&Co.  Ale po bliższym przyjrzeniu się nie wygląda to już tak różowo.

Materiały puszczane w Galileo często się powtarzają, jednak trudno zarzucać to programowi puszczanemu sześć razy w tygodniu. Nikt przecież nie jest w stanie obejrzeć tego codziennie, nie sposób naprodukować tyle, żeby bez powtórzeń starczyło. Więc powtórki są do przyjęcia. Chociaż jak się ogląda to samo po raz dziesiąty, tym razem jako jedno z "15 największych X" w trzecim powtórzeniu to szlag widza trafia.

Jednym z istotnych punktów programu są materiały o wytwarzaniu różnych rzeczy. Najczęściej jest to żywność, a w szczególności słodycze. Ile można oglądać o czekoladkach firm X, Y, Z i Ż, o ciasteczkach firm M, N, O, P itd. A przed świętami to w ogóle niedobrze się robi od nadmiaru słodyczy na ekranie. W dodatku te materiały są wyraźnie reklamowe - nie ma najmniejszego problemu z ustaleniem marki pokazywanej żywności, a wszystko jest przedstawiane jako super, jak gdzieś są dodawane na przykład konserwanty to mówią że teraz składnik będący tajemnicą producenta i nie ma o tym słowa co to jest.

Merytorycznie też jest różnie - zdarzają im się takie teksty, że tylko facepalm. (Księżyc jako planeta, kompas pokazuje północ bo tam duże złoża żelaza, silnik turbośmigłowy jest według nich tłokowy itp.)

Wiele pokazywanych eksperymentów i materiałów nie wnosi wiele albo jest po prostu durna. Na przykład: Na trasie kibiców piłkarskich zaparkujemy samochód obwieszony gadżetami wrogiej drużyny i sfilmujemy co się stanie. Albo zrobimy test wytrzymałości materaca łóżka wodnego przepędzając po nim słonia i spuszczając na niego (materac, nie słonia) samochód. To z materacem to było wyraźnie zapłacone przez jakiegoś producenta, a podobnych materiałów jest tam sporo. Krytyka producentów nie występuje tam w ogóle - bo przecież macierzysta firma żyje z nich jako z reklamodawców.

Oczywiście nie wszystko jest w Galileo złe. Sporo materiałów jest interesujące, wartościowe i zabawne, trzeba tylko pamiętać o ich ewentualnej jednostronności i nie wierzyć w nie bezkrytycznie.

Zabawne są zwłaszcza materiały z niejakim Jumbo Schreinerem, który odwiedza różne miejsca z ekstremalnym jedzeniem. Jumbo ma (jak samo imię wskazuje) znaczne rozmiary i spożywa naprawdę duże porcje. Przy tym ma całkiem niezły, sarkastyczny i autoironiczny dowcip. Jumbo robi też swoje programy (chyba niecykliczne), na przykład niedawno widziałem taki w którym pomagał fachowcom w przygotowywaniu potraw z różnych epok w odpowiednio do epoki wyposażonych kuchniach (po trzy: obiad klasy niskiej, średniej i wyższej), potem je konsumował i opowiadał wrażenia.

Jumbo Schreiner

Jumbo Schreiner Źródło:

Podsumowując: Galileo trudno uznać za program edukacyjny z prawdziwego zdarzenia. To raczej taka pop-edukacja, program rozrywkowy ze średnio wiarygodnymi ciekawostkami. Polecam najwyżej warunkowo, a w ogóle odradzam pokazywanie go dzieciom (chyba że z odpowiednio krytycznym komentarzem i zmianą kanału przy co głupszych materiałach).

Program na początku prowadził Aiman Abdallah, moderator pochodzenia egipskiego po informatyce w Berlinie, potem przeszedł do Galileo Mystery.

Aiman Abdallah

Aiman Abdallah Źródło: www.monstersandcritics.de

Zastąpił go Daniel Aminati, pół Ghańczyk (pisałem już, że program popularno naukowy musi prowadzić ktoś nie wyglądający na Niemca)

Daniel Aminati

Daniel Aminati Źródło: www.monstersandcritics.de

a potem Stefan Gödde (ten jest Niemcem, ale też na niego za bardzo nie wygląda). Obaj nie mają wykształcenia ścisłego. Już od dłuższego czasu nie oglądałem Galileo, ale zdaje się że Aiman Abdallah tam wrócił.

Stefan Gödde

Stefan Gödde Żródło: www.stefangoedde.de

Strona programu TUTAJ

W następnym odcinku: Galileo Mystery

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

3 komentarze

Telewizja edukacyjna (14): Space night

Space night nie jest programem edukacyjnym sensu stricto, ale nie powstrzymam się żeby go w tym cyklu nie omówić.

Space night to nazwa programu lecącego na BR i BR-alpha między zakończeniem regularnego programu wieczorem, a jego początkiem następnego dnia.

Puszczane jest tam kilka typów audycji. Jednym z nich są filmy zrobione przez kamerę promu kosmicznego na niskiej orbicie, nazywa się to Earthviews. Po prostu przez 60 do 110 minut leci przesuwająca się pod spodem Ziemia. Naśmiewałem się z czegoś podobnego robionego przez kolej, ale te tutaj mogę oglądać (pewnie jako Cmos das Brot).

Innym typem są zdjęcia z jakiegoś budzącego się miasta (Die Erde erwacht). To mnie nudzi, ale pewnie chleby w innych gatunkach mogą być zainteresowane.

Dalej mamy coś takiego jak Space Art. Są to obrazy o tematyce kosmicznej wraz z muzyką.

Jeszcze innym typem są opowieści i dyskusje naukowców, głównie profesora astrofizyki Haralda Lescha. Tego akurat jeszcze nie oglądałem, podobno dobre, muszę nadrobić.

Jest tego jeszcze trochę, omówienie można znaleźć na Wikipedii.

Najciekawsze są jednak trzy filmy puszczane w nocy: są to trzy części montażu materiałów z amerykańskiego programu księżycowego pod nazwą Space Cowboys (Mercury, Gemini i Apollo). Materiały zmontowane są chronologicznie, bez komentarza słownego, tylko z planszami z podstawowymi informacjami (nazwa, data, kto leciał, czas trwania, co istotnego się zdarzyło) przed każdym z lotów. Za podkład służy muzyka z odpowiedniego roku. Zdjęcia są często ogólnie znane, ale wiele z nich jest  rzadko widywana. Całość jest świetnie, dynamicznie zmontowana a muzyka bardzo dobrze dobrana, również pod względem tekstów. Przykłady? Podczas przygotowań do lotu Apollo 14 leci Free - "All Right Now", albo przy ostatnim locie Rolling Stones - "You Can't Always Get What You Want".

Na filmie: Fragment Space Cowboys: Apollo o misji Apollo 13.

Na filmach tych widać błyskawiczny rozwój techniki, na przykład na początku liczą na suwakach logarytmicznych, programy do komputerów wstukują na przełącznikach w kodzie maszynowym, terminale są dalekopisowe. Potem stopniowo pojawiają się terminale ekranowe, pamięci taśmowe, dyskowe itd. Podobnie jest z muzyką - zaczyna się od The Shadows a dochodzi do Hendrixa, Deep Purple i Rolling Stones.

Brak komentarza powoduje, że żeby zrozumieć co się dzieje na ekranie trzeba cokolwiek o temacie wiedzieć. Jest tam na przykład moment kiedy w locie Gemini 8 Armstrong błyskawicznie podejmuje decyzję o przerwaniu misji bo kapsuła zaczyna się szybko obracać - załapałem że to właśnie to dopiero po kilkunastu obejrzeniach filmu.

Najlepszym fragmentem jest sekwencja startu rakiety Saturn V w locie Apollo 11 pod Nazareth - "This Flight Tonight". Zmontowane są obrazy z wielu kamer, cześć z nich w zwolnionym tempie, od odpalenia silników do zejścia rakiety z wyrzutni trwa prawie trzy minuty. Mogę oglądać ten kawałek nawet dziesięć razy po rząd, to współgranie wszystkich systemów plus "startowa" muzyka to prawdziwa poezja dla inżynierów.

Szczerze polecam zwłaszcza filmy z cyklu Space Cowboys. Jednak ich zobaczenie jest dość trudne. Trudno przecież siedzieć przed telewizorem tak głęboko w nocy (albo wstawać tak wcześnie - czwarta-piąta nad ranem) - trzeba to sobie nagrać. Ale nagranie jest problemem niebanalnym. Godziny rozpoczęcia tych programów nie są podawane, znana jest tylko kolejność poszczególnych audycji w konkretnym dniu tygodnia i czasy ich trwania. Można to znaleźć w sieci i w telegazecie (strona 371 i podstrony ale dostępne również w sieci). Dokładną godzinę rozpoczęcia trzeba sobie wyliczyć znając godzinę zakończenia regularnego programu i sumując czasy wcześniejszych audycji. Do tego Space Cowboys lecą najczęściej na koniec i nie zawsze zawsze zdążą się skończyć zanim rozpocznie się program poranny (czasem nawet nie zdążą się zacząć). Wtedy trzeba liczyć na to, że w następnym tygodniu się załapią. Do tego ramówka tygodniowa zmienia się co miesiąc, bywa że w danym miesiącu tych filmów nie ma i trzeba czekać do następnego. Tak więc nagrywanie wymaga cierpliwości i umiejętności. Ale warto.

Ścieżkę dźwiękową z programów Space night można kupić jako CD, było tego już dwanaście płyt z różnymi gatunkami muzycznymi. Same Space night jest kultowe dla niemieckiej sceny muzyki rave.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

2 komentarze

Telewizja edukacyjna (13): Quarks & Co

Dawno nie było nic o telewizji edukacyjnej, może by jednak do tematu wrócić. Większość wartościowych programów dla dzieci i młodzieży już omówiłem, ale edukacja jest nie tylko dla dzieci. W niemieckiej telewizji jest też wiele dobrych programów popularnonaukowych dla dorosłych.

Najlepszym z takich programów jest Quarks & Co produkowany przez WDR i prowadzony przez Rangę Yogeshwara

Ranga Yogeshwar

Ranga Yogeshwar Źródło: Wikipedia

Ranga Yogeshwar jest obywatelem Luksemburga a pochodzi z Indii. Studiował i uzyskał w Niemczech dyplom z fizyki doświadczalnej, specjalność "Fizyka doświadczalna cząstek elementarnych i astrofizyka". Jego ojciec był inżynierem, matka historykiem sztuki a dziadek bibliotekarzem. Brat bliźniak Rangi również jest fizykiem. Ranga wkrótce po studiach zaczął robić w popularyzacji współpracując z wydawnictwami, radiem i telewizją. Przez ostatnie ponad 20 lat prowadził i współprowadził wiele programów popularnonaukowych (między innymi Kopfball w poprzedniej mutacji), a od 1993 prowadzi cotygodniowy program według własnego pomysłu - właśnie Quarks & Co.

Prywatnie Ranga ma w swoim domu własne obserwatorium astronomiczne.

Obserwatorium Rangi Yogeshwara

Obserwatorium Rangi Yogeshwara Źródło:

 

Obserwatorium Rangi Yogeshwara

Obserwatorium Rangi Yogeshwara Źródło:

 Ma też swój asteroid (nr 20522), znaczy odkrywca tego asteroidu zaproponował przyjętą przez Międzynarodową Unię Astronomiczną nazwę Yogeshwar.

Quarks & Co można zobaczyć co tydzień na WDR, we wtorki między 21:00 a 21:45, powtórzenie w sobotę o 12:00. Program jest stosunkowo długi - bo aż 45 minut i nie jest przerywany reklamami - to przecież telewizja publiczna. Każdy odcinek poświęcony jest jednemu tematowi i naświetla go z różnych stron. Sam Yogeshwar często, podobnie jak Erik z pur+, robi za kaskadera poddając się doświadczeniom, ale to Erik ściągnął wiele z koncepcji Rangi, a nie odwrotnie.

Materiały pokazywane przez Rangę są naprawdę rzetelne i poważne, widać że moderator ma pojęcie o tym, o czym mówi. Nie ma tu epatowania tanimi efektami, jak w wielu innych programach, zwłaszcza realizowanych przez telewizje prywatne. Tu jest Nauka, poziom jest wyważony, na tyle wysoki żeby program był wartościowy, ale bez przesady żeby niefachowcy nie odpadli. Szczerze polecam, jeżeli macie czas tylko na jeden program tego typu, to powinien to być właśnie ten.

Yogeshwar otrzymał całą masę nagród za popularyzację nauki, włącznie tytułem doktora honoris causa uniwersytetu w Wuppertalu. TUTAJ link do prywatnej strony Rangi Yogeshwara, a TUTAJ strona samego programu.

Jeszcze ciekawostka: Chyba właśnie od Rangi Yogeshwara zaczęła się w telewizji niemieckiej moda, żeby program popularnonaukowy prowadził ktoś, po kim od razu widać że nie jest Niemcem (patrz na przykład Galileo na ProSieben).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

3 komentarze

Kinder-Uni 2010

O Kinder-Uni już pisałem:

Kinder-Uni 2008
Kinder-Uni 2009

W tym roku ta impreza też się odbyła, w tym samym miejscu i na tych samych zasadach co w poprzednim. Nie będę się więc powtarzał tylko od razu napiszę o tym, co było na wykładach. Byłem na czterech z nich, a moje dziecko na wszystkich pięciu

Kinder Uni 2010 - plakat

Kinder Uni 2010 - plakat

W poniedziałek pani profesor od nauk o Ziemi opowiadała o zużyciu wody. Dość ciekawie, ja też się czegoś dowiedziałem. Pani profesor zaprezentowała na modelu dobowe zużycie wodociągowej wody przez przeciętnego obywatela Niemiec (124 litry) i porównała tą wielkość ze zużyciem wody potrzebnej na wyprodukowanie żywności dla tego samego obywatela, również na dobę - 4 metry sześcienne. Teraz ta ciekawostka: Gdyby przejść na dietę wegetariańską byłyby to 3 metry sześcienne. Spodziewałem się, że ta różnica będzie większa. Na zdjęciu: z prawej 124 litry, z lewej 4 metry sześcienne.

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Zużycie wody na wyprodukowanie żywności dla człowieka na dzień

We wtorek był wykład z archeologii na temat "Dlaczego w okolicy znajduje się tak wiele rzymskich monet?". Podobny był niezły, a ramach show po sali przechadzali się rzymscy legioniści. A sama odpowiedź jest oczywiście prosta - Frankfurt leży już po rzymskiej stronie Limesu. Limes jest jeszcze widoczny - jak będę w okolicy robię zdjęcia i notkę.

W środę był wykład z biochemii - na temat krzepnięcia krwi. Prowadzący go profesor poszedł trochę na łatwiznę i wykroił wykład dla dzieci z normalnego wykładu dla studentów, więc było trochę nudno i dla części dzieci za trudno. Na zdjęciu: Wąż pożyczony z zoo.

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Wąż wypożyczony z zoo

W czwartek  profesor biologii miał wykład o produkcji biopaliw. Wykład był ciekawy, podobno oni tam wszczepili DNA bakterii do komórek drożdży uzyskując organizmy mogące przetwarzać odpady drzewne wprost na bioetanol. Nauczył też dzieci tak pożytecznej umiejętności jak destylacji spirytusu z wina (patrz zdjęcie).

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Destylacja alkoholu z wina

No i znowu najciekawszy wykład był w piątek i z biologii. Nie było żadnego show i tanich efektów, tylko profesor od biologii morza i badań głębinowych opowiadał i pokazywał zdjęcia, filmy i preparaty. Zakonserwowane w alkoholu ryby głębinowe można było dotknąć - normalnie zna się je tylko z rysunków albo zdjęć. Znowu się czegoś dowiedziałem - we wszystkich źródłach z jakimi się dotąd zetknąłem było napisane, że tych ryb głębinowych nie da się wyciągnąć na powierzchnię, bo je różnica ciśnień zabija. Profesor twierdził jednak, że one nie mają w sobie ani trochę gazów (pęcherza pławnego też nie), a zabija je szok termiczny. Można je wyciągnąć żywe, tylko trzeba ustabilizować temperaturę wody. ("Tylko", to się tak łatwo mówi).

Na zdjęciu: gąbki głębinowe.

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Gąbki głębokowodne

Na zdjęciu: krab głębinowy

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Krab głębokowodny

Na zdjęciu: To jest taki anglerfish/Anglerfisch jak w każdym źródle o głębinach oceanu, tyle że jako preparat do pomacania.

Kinder Uni 2010

Kinder Uni 2010 - Anglerfisch

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Telewizja edukacyjna (12): pur+

Dawno nie było nic o telewizji, a jeszcze jest sporo do opowiedzenia. Dziś o kolejnym programie dla dzieci i młodzieży w wieku od 6 do 12 lat - pur+.

Pur+ jest prowadzony przez młodego reportera Erica Mayera, określającego siebie jako Stuntman des Wissens (kaskader wiedzy).

Eric Mayer

Eric Mayer Źródło: www.tivi.de

Andreas Korn

Andreas Korn Źródło: www.tivi.de

Wcześniej program prowadził Andreas Korn, ale mnie przynajmniej denerwował on już samym wyglądem, a głosem, sposobem mówienia i zachowaniem to już w ogóle. Eric jest znacznie sympatyczniejszy.

Każdy odcinek poświęcony jest jednemu tematowi. Eric przedstawia temat i robi odpowiednie eksperymenty, te trudniejsze albo bardziej niebezpieczne robi sam. Na przykład skacze do przerębla i próbuje sam się z niego wydostać, obywa się bez snu tak długo jak się da, je przez cały dzień tylko słodycze itp. Próbuje też po krótkim treningu rapować freestylowo albo grać na gitarze z zespołem rockowym. Inne eksperymenty, na przykład co do wpływu muzyki na uczenie się, albo wpływu nastroju na chęć do pomocy innym prowadzone są z udziałem dzieci.

Interesująca jest strona plastyczna programu - Eric występuje na całkowicie białym tle a używane sprzęty są intensywnie pomarańczowe. Pomarańczowy przenośny telewizor jest znakiem rozpoznawczym pur+.

pur+ lokuje się pomiędzy klasycznym programem dla dzieci w stylu Willi Will's Wissen, a programem popularnonaukowym dla dorosłych w stylu Quarks & Co (dojdę to niego jeszcze w następnych notkach cyklu). Prowadzący naświetla jakieś zagadnienie z wielu stron, poruszane są tematy interesujące dzieci szkolne i młodzież gimnazjalną, na przykład rozwiązywanie sporów, uczenie się, a nawet zagadnienia tak trudne jak upijanie się do nieprzytomności (Koma-Saufen). Całość jest interesująca i dla dzieci i dla dorosłych, Eric nie jest może tak dowcipny jak Willi, ale też ma swój urok.

Strona internetowa programu jest niestety 100% we flashu i nie daje się z niej zalinkować żadnych filmików do umieszczenia w notce - zainteresowani muszą zajrzeć sami. Jest tam sporo do oglądania.

http://www.tivi.de/fernsehen/purplus/start/index.html

Zakończenie programu to uwielbiana przez dzieci część satyryczna - Das Letzte (mniej więcej Najgorsze). Bohaterami tej części są pluszowy miś Gilbärt, pluszowy koń Pferdinand i lalka Babsi. Bohaterowie rozmawiają i prezentują filmiki typu X rzeczy których nie należy robić gdy Y, czy X najgorszych/najlepszych Y. Dowcipy są raczej analne, ale w sam raz na poziomie grupy docelowej. W każdym odcinku jest też skecz z cyklu Darth Vader privat (tytuł mówi wszystko), i te są często niezłe. Dzieci znają te teksty na pamięć i przerzucają się nimi na przerwach w szkole.

pur+ można obejrzeć na ZDF w każdą sobotę o 9:00 a powtórzenie tego odcinka na KiKa w niedzielę o 19:25.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

3 komentarze