Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Telewizja edukacyjna (15): Galileo

Dziś o programie pokazywanym na prywatnym kanale Pro7 - Galileo. Podobno Galileo jest też w innych krajach, również w Polsce.

Galileo to około godzinny (brutto, trzeba odjąć reklamy - to przecież telewizja prywatna) program puszczany sześć razy w tygodniu między 19:10 a 20:15 na Pro7.

Logo Galileo

Logo Galileo Źródło: Wikipedia

Program ten na pierwszy rzut oka jest całkiem fajny i ciekawy. Dynamicznie zrobiony, z efektami, nie takie nudziarstwo jak Quarks&Co.  Ale po bliższym przyjrzeniu się nie wygląda to już tak różowo.

Materiały puszczane w Galileo często się powtarzają, jednak trudno zarzucać to programowi puszczanemu sześć razy w tygodniu. Nikt przecież nie jest w stanie obejrzeć tego codziennie, nie sposób naprodukować tyle, żeby bez powtórzeń starczyło. Więc powtórki są do przyjęcia. Chociaż jak się ogląda to samo po raz dziesiąty, tym razem jako jedno z "15 największych X" w trzecim powtórzeniu to szlag widza trafia.

Jednym z istotnych punktów programu są materiały o wytwarzaniu różnych rzeczy. Najczęściej jest to żywność, a w szczególności słodycze. Ile można oglądać o czekoladkach firm X, Y, Z i Ż, o ciasteczkach firm M, N, O, P itd. A przed świętami to w ogóle niedobrze się robi od nadmiaru słodyczy na ekranie. W dodatku te materiały są wyraźnie reklamowe - nie ma najmniejszego problemu z ustaleniem marki pokazywanej żywności, a wszystko jest przedstawiane jako super, jak gdzieś są dodawane na przykład konserwanty to mówią że teraz składnik będący tajemnicą producenta i nie ma o tym słowa co to jest.

Merytorycznie też jest różnie - zdarzają im się takie teksty, że tylko facepalm. (Księżyc jako planeta, kompas pokazuje północ bo tam duże złoża żelaza, silnik turbośmigłowy jest według nich tłokowy itp.)

Wiele pokazywanych eksperymentów i materiałów nie wnosi wiele albo jest po prostu durna. Na przykład: Na trasie kibiców piłkarskich zaparkujemy samochód obwieszony gadżetami wrogiej drużyny i sfilmujemy co się stanie. Albo zrobimy test wytrzymałości materaca łóżka wodnego przepędzając po nim słonia i spuszczając na niego (materac, nie słonia) samochód. To z materacem to było wyraźnie zapłacone przez jakiegoś producenta, a podobnych materiałów jest tam sporo. Krytyka producentów nie występuje tam w ogóle - bo przecież macierzysta firma żyje z nich jako z reklamodawców.

Oczywiście nie wszystko jest w Galileo złe. Sporo materiałów jest interesujące, wartościowe i zabawne, trzeba tylko pamiętać o ich ewentualnej jednostronności i nie wierzyć w nie bezkrytycznie.

Zabawne są zwłaszcza materiały z niejakim Jumbo Schreinerem, który odwiedza różne miejsca z ekstremalnym jedzeniem. Jumbo ma (jak samo imię wskazuje) znaczne rozmiary i spożywa naprawdę duże porcje. Przy tym ma całkiem niezły, sarkastyczny i autoironiczny dowcip. Jumbo robi też swoje programy (chyba niecykliczne), na przykład niedawno widziałem taki w którym pomagał fachowcom w przygotowywaniu potraw z różnych epok w odpowiednio do epoki wyposażonych kuchniach (po trzy: obiad klasy niskiej, średniej i wyższej), potem je konsumował i opowiadał wrażenia.

Jumbo Schreiner

Jumbo Schreiner Źródło:

Podsumowując: Galileo trudno uznać za program edukacyjny z prawdziwego zdarzenia. To raczej taka pop-edukacja, program rozrywkowy ze średnio wiarygodnymi ciekawostkami. Polecam najwyżej warunkowo, a w ogóle odradzam pokazywanie go dzieciom (chyba że z odpowiednio krytycznym komentarzem i zmianą kanału przy co głupszych materiałach).

Program na początku prowadził Aiman Abdallah, moderator pochodzenia egipskiego po informatyce w Berlinie, potem przeszedł do Galileo Mystery.

Aiman Abdallah

Aiman Abdallah Źródło: www.monstersandcritics.de

Zastąpił go Daniel Aminati, pół Ghańczyk (pisałem już, że program popularno naukowy musi prowadzić ktoś nie wyglądający na Niemca)

Daniel Aminati

Daniel Aminati Źródło: www.monstersandcritics.de

a potem Stefan Gödde (ten jest Niemcem, ale też na niego za bardzo nie wygląda). Obaj nie mają wykształcenia ścisłego. Już od dłuższego czasu nie oglądałem Galileo, ale zdaje się że Aiman Abdallah tam wrócił.

Stefan Gödde

Stefan Gödde Żródło: www.stefangoedde.de

Strona programu TUTAJ

W następnym odcinku: Galileo Mystery

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

3 komentarze

Telewizja edukacyjna (14): Space night

Space night nie jest programem edukacyjnym sensu stricto, ale nie powstrzymam się żeby go w tym cyklu nie omówić.

Space night to nazwa programu lecącego na BR i BR-alpha między zakończeniem regularnego programu wieczorem, a jego początkiem następnego dnia.

Puszczane jest tam kilka typów audycji. Jednym z nich są filmy zrobione przez kamerę promu kosmicznego na niskiej orbicie, nazywa się to Earthviews. Po prostu przez 60 do 110 minut leci przesuwająca się pod spodem Ziemia. Naśmiewałem się z czegoś podobnego robionego przez kolej, ale te tutaj mogę oglądać (pewnie jako Cmos das Brot).

Innym typem są zdjęcia z jakiegoś budzącego się miasta (Die Erde erwacht). To mnie nudzi, ale pewnie chleby w innych gatunkach mogą być zainteresowane.

Dalej mamy coś takiego jak Space Art. Są to obrazy o tematyce kosmicznej wraz z muzyką.

Jeszcze innym typem są opowieści i dyskusje naukowców, głównie profesora astrofizyki Haralda Lescha. Tego akurat jeszcze nie oglądałem, podobno dobre, muszę nadrobić.

Jest tego jeszcze trochę, omówienie można znaleźć na Wikipedii.

Najciekawsze są jednak trzy filmy puszczane w nocy: są to trzy części montażu materiałów z amerykańskiego programu księżycowego pod nazwą Space Cowboys (Mercury, Gemini i Apollo). Materiały zmontowane są chronologicznie, bez komentarza słownego, tylko z planszami z podstawowymi informacjami (nazwa, data, kto leciał, czas trwania, co istotnego się zdarzyło) przed każdym z lotów. Za podkład służy muzyka z odpowiedniego roku. Zdjęcia są często ogólnie znane, ale wiele z nich jest  rzadko widywana. Całość jest świetnie, dynamicznie zmontowana a muzyka bardzo dobrze dobrana, również pod względem tekstów. Przykłady? Podczas przygotowań do lotu Apollo 14 leci Free - "All Right Now", albo przy ostatnim locie Rolling Stones - "You Can't Always Get What You Want".

Na filmie: Fragment Space Cowboys: Apollo o misji Apollo 13.

Na filmach tych widać błyskawiczny rozwój techniki, na przykład na początku liczą na suwakach logarytmicznych, programy do komputerów wstukują na przełącznikach w kodzie maszynowym, terminale są dalekopisowe. Potem stopniowo pojawiają się terminale ekranowe, pamięci taśmowe, dyskowe itd. Podobnie jest z muzyką - zaczyna się od The Shadows a dochodzi do Hendrixa, Deep Purple i Rolling Stones.

Brak komentarza powoduje, że żeby zrozumieć co się dzieje na ekranie trzeba cokolwiek o temacie wiedzieć. Jest tam na przykład moment kiedy w locie Gemini 8 Armstrong błyskawicznie podejmuje decyzję o przerwaniu misji bo kapsuła zaczyna się szybko obracać - załapałem że to właśnie to dopiero po kilkunastu obejrzeniach filmu.

Najlepszym fragmentem jest sekwencja startu rakiety Saturn V w locie Apollo 11 pod Nazareth - "This Flight Tonight". Zmontowane są obrazy z wielu kamer, cześć z nich w zwolnionym tempie, od odpalenia silników do zejścia rakiety z wyrzutni trwa prawie trzy minuty. Mogę oglądać ten kawałek nawet dziesięć razy po rząd, to współgranie wszystkich systemów plus "startowa" muzyka to prawdziwa poezja dla inżynierów.

Szczerze polecam zwłaszcza filmy z cyklu Space Cowboys. Jednak ich zobaczenie jest dość trudne. Trudno przecież siedzieć przed telewizorem tak głęboko w nocy (albo wstawać tak wcześnie - czwarta-piąta nad ranem) - trzeba to sobie nagrać. Ale nagranie jest problemem niebanalnym. Godziny rozpoczęcia tych programów nie są podawane, znana jest tylko kolejność poszczególnych audycji w konkretnym dniu tygodnia i czasy ich trwania. Można to znaleźć w sieci i w telegazecie (strona 371 i podstrony ale dostępne również w sieci). Dokładną godzinę rozpoczęcia trzeba sobie wyliczyć znając godzinę zakończenia regularnego programu i sumując czasy wcześniejszych audycji. Do tego Space Cowboys lecą najczęściej na koniec i nie zawsze zawsze zdążą się skończyć zanim rozpocznie się program poranny (czasem nawet nie zdążą się zacząć). Wtedy trzeba liczyć na to, że w następnym tygodniu się załapią. Do tego ramówka tygodniowa zmienia się co miesiąc, bywa że w danym miesiącu tych filmów nie ma i trzeba czekać do następnego. Tak więc nagrywanie wymaga cierpliwości i umiejętności. Ale warto.

Ścieżkę dźwiękową z programów Space night można kupić jako CD, było tego już dwanaście płyt z różnymi gatunkami muzycznymi. Same Space night jest kultowe dla niemieckiej sceny muzyki rave.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

2 komentarze

Telewizja edukacyjna (13): Quarks & Co

Dawno nie było nic o telewizji edukacyjnej, może by jednak do tematu wrócić. Większość wartościowych programów dla dzieci i młodzieży już omówiłem, ale edukacja jest nie tylko dla dzieci. W niemieckiej telewizji jest też wiele dobrych programów popularnonaukowych dla dorosłych.

Najlepszym z takich programów jest Quarks & Co produkowany przez WDR i prowadzony przez Rangę Yogeshwara

Ranga Yogeshwar

Ranga Yogeshwar Źródło: Wikipedia

Ranga Yogeshwar jest obywatelem Luksemburga a pochodzi z Indii. Studiował i uzyskał w Niemczech dyplom z fizyki doświadczalnej, specjalność "Fizyka doświadczalna cząstek elementarnych i astrofizyka". Jego ojciec był inżynierem, matka historykiem sztuki a dziadek bibliotekarzem. Brat bliźniak Rangi również jest fizykiem. Ranga wkrótce po studiach zaczął robić w popularyzacji współpracując z wydawnictwami, radiem i telewizją. Przez ostatnie ponad 20 lat prowadził i współprowadził wiele programów popularnonaukowych (między innymi Kopfball w poprzedniej mutacji), a od 1993 prowadzi cotygodniowy program według własnego pomysłu - właśnie Quarks & Co.

Prywatnie Ranga ma w swoim domu własne obserwatorium astronomiczne.

Obserwatorium Rangi Yogeshwara

Obserwatorium Rangi Yogeshwara Źródło:

 

Obserwatorium Rangi Yogeshwara

Obserwatorium Rangi Yogeshwara Źródło:

 Ma też swój asteroid (nr 20522), znaczy odkrywca tego asteroidu zaproponował przyjętą przez Międzynarodową Unię Astronomiczną nazwę Yogeshwar.

Quarks & Co można zobaczyć co tydzień na WDR, we wtorki między 21:00 a 21:45, powtórzenie w sobotę o 12:00. Program jest stosunkowo długi - bo aż 45 minut i nie jest przerywany reklamami - to przecież telewizja publiczna. Każdy odcinek poświęcony jest jednemu tematowi i naświetla go z różnych stron. Sam Yogeshwar często, podobnie jak Erik z pur+, robi za kaskadera poddając się doświadczeniom, ale to Erik ściągnął wiele z koncepcji Rangi, a nie odwrotnie.

Materiały pokazywane przez Rangę są naprawdę rzetelne i poważne, widać że moderator ma pojęcie o tym, o czym mówi. Nie ma tu epatowania tanimi efektami, jak w wielu innych programach, zwłaszcza realizowanych przez telewizje prywatne. Tu jest Nauka, poziom jest wyważony, na tyle wysoki żeby program był wartościowy, ale bez przesady żeby niefachowcy nie odpadli. Szczerze polecam, jeżeli macie czas tylko na jeden program tego typu, to powinien to być właśnie ten.

Yogeshwar otrzymał całą masę nagród za popularyzację nauki, włącznie tytułem doktora honoris causa uniwersytetu w Wuppertalu. TUTAJ link do prywatnej strony Rangi Yogeshwara, a TUTAJ strona samego programu.

Jeszcze ciekawostka: Chyba właśnie od Rangi Yogeshwara zaczęła się w telewizji niemieckiej moda, żeby program popularnonaukowy prowadził ktoś, po kim od razu widać że nie jest Niemcem (patrz na przykład Galileo na ProSieben).

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Telewizja

3 komentarze

Jak to się robi w Niemczech: Kłamstwo w polityce (3)

Miałem nadzieję, że nie będzie następnego wpisu z cyklu o kłamstwie w polityce, ale oczywiście nadzieja matką głupich. Heskie CDU to niestety super-chrześcijanie i hiper-demokraci.

Niedawno gruchnęła wieść, że Roland Koch dostał pracę. Byłoby wszystko OK, niech sobie pracuje, ale problem w tym co to za praca. Otóż ma on zostać przewodniczącym zarządu koncernu budowlanego Bilfinger Berger z Mannheimu.

To może najpierw o firmie. Koncern Bilfinger Berger powstał w roku 1975 jako połączenie trzech firm z tradycjami sięgającymi XIX wieku. Koncern realizuje wiele projektów, nie tylko w kraju. Jest spółką notowaną na giełdzie i drugim co do wielkości koncernem budowlanym w Niemczech. Jak na razie nic nadzwyczajnego, jedziemy dalej. Ostatnimi czasy koncern zrobił parę bardzo nieładnych akcji. Na przykład budując odcinek metra w Kolonii narozrabiali strasznie. Kilka zabytkowych budynków się cokolwiek uszkodziło, a jeden (archiwum miejskie) nawet zawalił grzebiąc pod sobą  dwie osoby i mnóstwo cennych, historycznych dokumentów. Przyczyną było nieprawidłowe prowadzenie prac, fałszowanie protokołów kontrolnych i kradzieże elementów zbrojenia.

Zniszczony budynek archiwum miejskiego w Kolonii

Zniszczony budynek archiwum miejskiego w Kolonii Źródło: Wikipedia Autor: Frank Domahs

Podobne nieprawidłowości wykryto na budowie trasy ICE Norymberga-Monachium i na budowie metra w Düsseldorfie. Na innych budowach też się źle dzieje.

No dobrze, ale ktoś może powiedzieć: To chyba OK, że chcą nająć mocnego człowieka, żeby zrobił u nich porządek.

Gdyby tak było, byłoby pewnie naprawdę OK. Ale sposób załatwienia tej sprawy budzi spore wątpliwości. Po pierwsze: Pan Koch zrezygnował z polityki niespodziewanie, przed końcem kadencji, prawie że rzucił robotę, rozwiązał umowę i sobie poszedł. Wtedy twierdził, że po prostu ma dosyć i sobie odpocznie, ale dziś się okazuje że jakieś rozmowy prowadził, pilnując tylko żeby nie można mu było zarzucić że coś podpisał, albo podejmował wiążące ustalenia.

I teraz najważniejsze: Koncern Bilfinger Berger dostał nieco wcześniej zlecenie na budowę nowego pasa na lotnisku we Frankfurcie. Za 80 milionów. W porównaniu z całością inwestycji to może i niedużo, ale 80 baniek piechotą nie chodzi. A kto o tym zleceniu decydował? Fraport i land Hessen. Czyli w zasadzie pan Koch. A o tym, co się przy tym projekcie działo i dzieje już pisałem. W tym samym cyklu. I chyba zbyt dobrze pana Kocha oceniłem pisząc, że nie ma w tym wszystkim własnego interesu.

I to jeszcze nie koniec cyklu. Kolejne afery heskiej CDU w drodze. Następna notka z tego cyklu też, niech tylko sytuacja się jeszcze trochę wyklaruje.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

3 komentarze

Na wystawie widziane: Volvo PV444/PV544

Dziś specjalnie dla JankaR o Volvo PV444 i PV544.

Rzeczywiście jest to taka garbata Warszawa M-20, tylko bardziej. Jednak wątpię żeby konstruktorzy obu samochodów zrzynali od siebie wzajemnie - garbate samochody były obecne na rynku już od dłuższego czasu, przynajmniej od Tatry 77 (1934).

Volvo PV444 było pomyślane jako szwedzki "samochód ludowy". Pierwszy egzemplarz wyprodukowano w roku 1947, ale umowy na zakup tego samochodu ludzie podpisywali już od roku 1944. Prawie jak z KdF-Wagenem i książeczkami KdF. Nie udało mi się doguglać czy Volvo brało przedpłaty, ale nawet jeżeli tak to przewidywana w umowie cena okazała się zbyt niska. Volvo wzięło jednak tę różnicę na klatę i sprzedało samochody z dużą stratą. Klienci Volvo zyskali - natomiast VW zrobił klientów wpłacających na KdF-Wagena w bambuko.

Volvo PV444

Volvo PV444

Volvo PV444

Volvo PV444

Volvo PV444

Volvo PV444

W roku 1958 rozpoczęto produkcję unowocześnionej wersji PV444 - pod nazwą PV544. Od początku produkcji tego modelu montowano w nim trzypunktowe pasy bezpieczeństwa, równolegle wprowadzone na wyposażenie modelu Amazon.

Volvo PV544

Volvo PV544

Volvo PV544

Volvo PV544

Volvo PV544

Volvo PV544

Tu jeszcze inny egzemplarz PV544.

Volvo PV544

Volvo PV544

Mi się nie podoba (Warszawa M-20 też nie), ale to kwestia gustu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

11 komentarzy

Znowu paternoster

Trochę paternosterów we Frankfurcie jeszcze działa, nie tylko w I.G.-Farben-Haus.

Bayer-Haus Frankfurt

Bayer-Haus Frankfurt Źródło: Wikipedia Autor dontworry

Dziś o paternosterze w dawnym budynku firmy Bayer. Budynek ten jest znacznie nowszy niż Poelzig-Haus i pochodzi z roku 1952 (to ten, przed którym rosną dwa drzewa, zdjęcie z Wiki bo z dołu trudno zrobić jakieś porządne).

Od niedawna (2008) mieści się tam hotel, a w najwyższej, przeszklonej kondygnacji urządzono restaurację z pięknym widokiem na wieżowce centrum Frankfurtu i pobliski Taunus.

Na górę można się dostać współczesną windą (dla purystów: dźwigiem osobowym), albo paternosterem.

Paternoster w hotelu Fleming, Frankfurt

Paternoster w hotelu Fleming, Frankfurt

Widać różnicę technologiczną w porównaniu z paternosterami z lat 30-tych - ten porusza się wyraźnie ciszej a kabiny są wyłożone blachą nierdzewną.

[mappress mapid="29"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Goło i niezbyt wesoło.

Dziś w notce będą występować nagość i obrzydliwość, stąd po raz pierwszy podział na wstęp i treść. Rzecz nie dla wrażliwych, wejście na własną odpowiedzialność. Czytaj dalej »
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

6 komentarzy

Śmieszne tylko po niemiecku – Bernd das Brot

Już od dawna zbierałem się do napisania notki o Walterze Moersie z jego "Kapitanem Niebieskim Misiem/Jagodą" (Käpt'n Blaubär) i innych reprezentantach humoru niemieckiego, a tu pewien czas temu częściowo ubiegł mnie MRW. W dodatku wymyślił najlepszy możliwy tytuł dla takiego cyklu, nie pozostaje mi nic innego jak ten tytuł bezwstydnie ukraść. Ale może na początek napiszę o czymś innym śmiesznym tylko po niemiecku - o Berndcie Chlebie (Bernd das Brot).

Berndt das Brot, Erfurt

Berndt das Brot, Erfurt

 Bernd Chleb to bochenek białego, foremkowego chleba z dłońmi i stopami wystającymi bezpośrednio korpusu. Bernd jest stale skwaszony, zgryźliwy, fatalistyczny i depresyjny, jego ulubionym zajęciem jest wpatrywanie się w południową ścianę swojego pokoju (co w jednym odcinku ma mu za złe ściana północna) i uczenie się na pamięć wzoru Raufasertapette (ma to polską nazwę?). W telewizji najbardziej lubi oglądać "Najnudniejsze odcinki kolejowe Niemiec" ("Best of Deutschlands langweiligste Bahnstrecken"), co jest nabijaniem się z kanału telewizyjnego kolei niemieckich "Bahn TV", pokazującego w nocy namiętnie program "Najciekawsze odcinki kolejowe". Program jest bardzo tani - kamera ustawiona w kabinie maszynisty pokazuje widok do przodu z jadącej lokomotywy. I tak godzinami. Naprawdę nie wiem, kto poza Berndem to ogląda. Natomiast ulubionym czasopismem Bernda jest pismo "Pustynia i Ty" ("Die Wüste und du") - tutaj nie łapię, z czego to polewka. Wszelkie problemy i niepowodzenia Bernd kwituje słowem "Mist", co dosłownie oznacza obornik (czyli gnój), ale po niemiecku jest łagodnym przekleństwem, odpowiadającym z grubsza naszemu "cholera".

Bernd das Brot jest między innymi bohaterem serialu, w którym jest właścicielem domu w kształcie chleba, który zamieszkuje wraz z hiperaktywną owcą Chili (Chili das Schaf) i szalonym wynalazcą krzakiem Briegelem (Briegel der Busch). Bernd nie zwraca się do nich po imieniu, tylko per Owco i Krzaku. Owca i krzak wciągają Bernda w różne przygody, których Bernd za wszelką cenę stara się unikać. I chyba słusznie, bo niemal zawsze kończą się one mandatem od policjanta Budimtschitscha (żeby tylko jednym), wręczanym właśnie Berndowi jako właścicielowi domu.

Bernd das Brot, owca Chili i krzak Briegel

Bernd das Brot, owca Chili i krzak Briegel Źródło: www.monstersandcritics.de

Bernd należy, według jego własnej wypowiedzi, do gatunku „Homo Brotus Depressivus“. Oficjalna wersja jest taka, że wymyślony został jako maskotka dla kampanii reklamowej sieci piekarni. Ponieważ kampania nie wyszła, musiał pójść pracować do kanału KI.KA i stąd jego depresja. Tak naprawdę Bernd został wymyślony przez Tommy Krappweisa, a postać jest wzorowana na jego przyjacielu Normanie Cösterze. Pierwowzorem owcy Chili był sam Krappweis, a krzaka Briegela dyrektor techniczny firmy produkującej program Michael Briegel.

Na zdjęciu Tommy Krappweis pokazuje podobieństwo między Normanem Cösterem a Berndem Brotem.

Skąd wziął się Bernd das Brot

Skąd wziął się Bernd das Brot Źródło: Wikipedia Autor: Richard Jebe

Serial jest bardzo odjechany, a przygody Bernda należą zazwyczaj do klasycznego repertuaru pulp-SF - podróże w czasie, zbuntowane roboty, cudowne gadżety, zmniejszanie i zwiększanie przedmiotów, przenoszenie się do filmu lub odwrotnie - pojawianie się filmowych potworów, wymiana osobowości itp. Wszystko to w domu i przydomowym ogródku. Innym źródłem humoru są konflikty z sąsiadami (moim ulubionym jest nowobogacki Antonio chwalący się nachalnie swoim majątkiem - przypomina mi nawet fizycznie jednego mojego znajomego) i miejscowym policjantem. Całość okraszona jest nieźle pojechanym dowcipem, dzieci to uwielbiają. Mi też się podoba, chociaż przyznam że po kilkunastu odcinkach trochę mi się przejadło.

Ale czymś, co naprawę warto zobaczyć jest to, co leci na KI.KA w nocy, po zakończeniu regularnego programu, od 21:00. Program ten jest puszczany w pętli aż do szóstej rano. Jest tego kilka różnych wersji, w każdej z nich Bernd jest uwięziony w świecie telewizji - casting shows, nocnych quizów czy teleshopów. Te cykle są wyraźne adresowane do widzów dorosłych, bo skąd na przykład dzieci miałyby znać lecący głęboko w nocy quiz, w którym pani w stroju kąpielowym zachęca do dzwonienia i odgadnięcia trywialnego słowa. Bernd próbuje się wszelkimi metodami uwolnić, ale przestrzeń programu jest zapętlona - wychodząc w lewo wraca z prawej, skacząc w dół spada z góry itd. Odmowa współpracy przy casting show skutkuje pojawieniem się tostera - i już Chleb robi co mu każą. W teleshopie Bernd próbuje uciec dając się zapakować do przesyłki zamiast sprzedanej lalki, ale po chwili wraca do studia jako reklamacja. I tak dalej i tak dalej, jest w tym mnóstwo smaczków i można z radością oglądać kilka obiegów pętli pod rząd. Tym, których namówiłem na przełączenie się na KI.KA w nocy radzę dokładnie przyglądać się wszystkim napisom pojawiającym się na ekranie - jest tam masa naprawdę dobrych dowcipów.

Programy z Berndem otrzymały nagrody:

  • Złotego wróbla (Goldener Spatz) w kategorii rozrywka (jest to nagroda przyznawana przez jury złożone z dzieci).
  • Adolf-Grimme-Preis - jest to prestiżowa nagroda za twórczość telewizyjną. W uzasadnieniu było o reprezentowaniu "prawa do złego humoru" i "przeciwstawianiu się terrorowi dobrego humoru, zawartemu w programach telewizyjnych". Nagrodę odebrał Tommy Krappweis, bo Bernd nie był nią zainteresowany.

Bernd nagrał też kilka piosenek, jedna z nich dotarła do 41 miejsca niemieckiej listy przebojów singlowych i utrzymywała się na liście przez 18 tygodni.

Więcej o Berndzie TUTAJ.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Śmieszne tylko po niemiecku

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD Extra: Go, Trabi, go!

Zdjęcia zrobione w centrum handlowym "Loop5" w Weiterstadt.

Trabant Dragster

Trabant Dragster


Trabant Dragster

Trabant Dragster


Trabant Dragster

Trabant Dragster

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

6 komentarzy

Krzyżacy w lesie miejskim!

Spacerując po lesie miejskim możemy natknąć się na interesujące kamienie, z całą pewnością nie pochodzenia naturalnego.

Po jednej stronie każdego z tych kamieni znajduje się tarcza z krzyżem - łatwa do zidentyfikowania jako godło zakonu krzyżackiego.

Kamien graniczny między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt

Kamien graniczny między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt

 Z drugiej strony litera F, jednak w lustrzanym odbiciu (na zdjęciu trochę słabo widać).

Kamien graniczny między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt

Kamien graniczny między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt

Takich kamieni jest w lesie miejskim około pięćdziesięciu. Mają one już dobrze ponad 500 lat, a ich historia jest następująca:

W roku 1221 cesarz Fryderyk II podarował część dzisiejszego lasu miejskiego i odpowiednie prawa do polowania i wypasu Zakonowi Krzyżackiemu (ciekawe że wtedy świnie wypasano w lesie - jadły żołędzie i orzeszki bukowe). W roku 1372 miasto Frankfurt kupiło za 8.800 guldenów las od cesarza Karola IV i chciało odzyskać również części zajętą przez Zakon. Spór miasta z Zakonem toczył się przez ponad 100 lat i został zakończony w roku 1484 kompromisem. W jego wyniku miasto dostało las za jednorazową opłatę, a Zakon zatrzymał prawo do wypasania zwierząt na terenie wyznaczonym tymi właśnie kamieniami.

Przypuszcza się, że kamieniarz wykonujący kamienie graniczne nie umiał czytać i niewłaściwie przyłożył szablon, stąd odwrócenie frankfurckiego F.

Na zdjęciu: Plan lasu miejskiego, granica terenu zakonnego zaznaczona czerwonymi punktami (na standardowym LCD trochę słabo widać, na wyświetlaczu mojego VAIO kolory są znacznie lepsze).

Mapa z naniesioną granicą między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt (Schäfersteinpfad)

Mapa z naniesioną granicą między terytorium Zakonu Krzyżackiego a miasta Frankfurt (Schäfersteinpfad)

Jak z tej historii widać zakon krzyżacki nigdzie nie był łatwym partnerem do negocjacji, zwłaszcza gdy chodziło o teren.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

Komentarze: (1)