Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Na ulicy widziane: Maybach

Jak już jestem przy samochodach widzianych na ulicy: Trochę starsze zdjęcie, samochód nowy, ale chyba jeszcze rzadszy od tego z poprzedniej notki.

Maybach 57

Maybach 57

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

2 komentarze

Na ulicy widziane: Volkswagen K70

Jak chyba łatwo zauważyć, uwielbiam dawną technikę. Nie musi być stuletnia - 30 czy 40 lat temu też robiono ciekawe rzeczy. Dziś stary samochód - Volkswagen K70.

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

 

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Volkswagen K70, Niemcy, 1970-1975

Była to w zasadzie konstrukcja firmy NSU, krótko przed wypuszczeniem tego modelu przejętej przez VW. VW chciał nie uruchamiać jego produkcji - żeby nie robić konkurencji własnym modelom. Jednak na ogólne życzenie klientów produkcję uruchomiono.

Samochód ten ustanowił nowe standardy w koncernie VW - był to pierwszy Volkswagen z silnikiem z przodu i napędem na koła przednie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

11 komentarzy

Żegnaj NRD (32a): Tranzyt RFN – Berlin Zachodni

Blogokomentator int_01 zadał pytanie na temat o którym nie pomyślałem pisząc cykl o NRD. Temat jest ciekawy, warty osobnej notki. Ale najpierw pytanie:

int_01

"Do tematu dróg i transportu wszedłem nieprzypadkowo, bo chciałbym zapytać jak dokładnie wyglądał transport z RFN do Berlina Zachodniego? Wiem w skrócie, że można tam było się dostać bodaj trzema autostradami A4, A9 (z Monachium) i A24 (z Hamburga) oraz samolotem. Berlin Zachodni jak wiadomo częścią Zachodnich Niemiec nie był. Czy osoba chcąca np.pojechać tam samochodem musiała przejść przez kontrolę graniczną (paszport)? Czy autostrady tranzytowe na terenie NRD były niedostępne dla wschodnich Niemców? Chodzi mi o to, czy na tych autostradach szybkie Mercedesy i BMW kontrastowały z pyrkotem Trabantów i Wartburgów, czy może skrzyżowania tych arterii z innymi drogami przebiegały w taki sposób, że nie dało się na "Transit Autobahn" wjechać (strzeżony wiadukt nad autostradą/tunel pod nią, zasieki drutów kolczastych)? Ciekaw jestem jak te autostrady były pilnowane przed ludźmi z NRD. Wiadomo -każdy wiedział w jak zamożnym kraju żyli bracia z Zachodu, ale chyba oficjalna propaganda głosiła istnienie tam "imperializmu i zacofania", więc chyba Niemiec z NRD jednak nie miał dostępu do widoku zachodnich kapitalistycznych "fur" (a co za tym idzie kontaktu, nawet słownego z rodakiem z RFN). Jak to było? 🙂 Czy autostrady te na tych sporych odcinkach na terenie "DDR-owa" były dobrze "wyposażone" w atrakcje takie jak przydrożne restauracje, stacje paliw, telefony, serwisy napraw i inne rzeczy spotykane w cywilizowanym świecie?"

 

Dzisiejszą notkę zilustruję skanami NRD-owskiego atlasu samochodowego z początku lat 70-tych, pokazany stan datowany jest na październik 1970.

Atlas samochodowy z NRD

Atlas samochodowy z NRD

Zacznijmy od tego, że tranzyt przez NRD dotyczył nie tylko trasy RFN-Berlin Zachodni. Tym samym przepisom i zasadom podlegał również na przykład obywatel polski jadący z Polski do RFN albo Berlina Zachodniego. Paszport oczywiście musiał być (zachodnioberlińczycy pokazywali dowód osobisty), kontrola paszportowa i celna również. Przy wjeździe do NRD do paszportu wbijano stempel z datą i godziną wjazdu, przy wyjeździe sprawdzano ile przejazd trwał. Jeżeli zbyt krótko to kończyło się to mandatem za przekroczenie prędkości, jeżeli wyraźnie zbyt długo to trzeba się było gęsto tłumaczyć, przedstawiać rachunki z knajpy przy autostradzie itp.

Umowę o ruchu tranzytowym przez NRD zapewniającą tranzyt bez przeszkód podpisano dopiero w 1971 roku - mapy na skanach pokazują stan wcześniejszy, W umowie tej NRD zrzekała się części praw w odniesieniu do ruchu tranzytowego, na przykład prawa do aresztowania osób poszukiwanych przez policję.

Przejazd odbywał się ogólnodostępnymi autostradami, jednak samochody jadące tranzytem nie miały prawa z niej zjechać, ani nawet na dłużej zatrzymać. Oczywiście obywatele RFN i NRD mogli się (mogli w sensie können, a nie dürfen) zetknąć na parkingach i stacjach benzynowych na autostradzie, dlatego też parkingi te były pod stałą obserwacją Stasi. Więc mało kto się na tych parkingach z rodziną z RFN umawiał, lepiej było się nawet do tych z zachodu nie zbliżać - po co komu niepotrzebne problemy. Podobno Stasi używało do patrolowania autostrad i parkingów zachodnich samochodów z zachodnimi rejestracjami, można było je rozpoznać po nieaktualnych naklejkach przeglądu rejestracyjnego i badania spalin.

Zachodnie wozy wcale nie śmigały wyprzedzając Wartburgi i Trabanty - na NRD-owskich autostradach obowiązywało generalne ograniczenie prędkości do 100 km/h a oprócz tego policja często stawiała ograniczenie na przykład do 60 km/h na prostej drodze i radarowała z nastawieniem na podróżnych z Zachodu. Mandaty kasowali w markach zachodnich po kursie oficjalnym 1:1. A tak poza tym to autostrady były w tak złym stanie, że lepiej było nie jeździć po nich zbyt szybko. Pamiętam na przykład w 1990 jechaliśmy busem po towar, poprzedniego dnia bus był w warsztacie, tam zdejmowali mu zbiornik paliwa (nie pamiętam już dlaczego), Przy zakładaniu go z powrotem nie założyli podkładek sprężystych, na sklawiszowanej autostradzie śrubki się poluzowały i zbiornik poleciał na ulicę w środku Berlina Zachodniego. Polała się ropa i za chwilę wjechał nam w tył samochód (zresztą rzęch na tymczasowej rejestracji). Przejeżdżająca przypadkiem straż pożarna od razu się zatrzymała, zebrała ropę z ulicy i bez jakichkolwiek pytań pojechała dalej. Ale jak jest wypadek z udziałem obcokrajowców to bez policji się nie obejdzie, zwiedziliśmy więc zachodnioberliński komisariat. Było czysto i porządnie, ale bogactwem nie śmierdziało. Papierosami zresztą też nie i to była największa różnica w stosunku do komisariatu w Polsce.

Co do przydrożnych restauracji to nie było z tym zbyt dobrze. Na przykład na 110 kilometrowym odcinku obecnej A11 od Berliner Ringu do granicy w Kołbaskowie były jedna stacja benzynowa (w tym samym miejscu jest do dziś, ale zbudowana od nowa) i jedna przydrożna restauracja, jeszcze z lat 30-tych - po tej nie ma już nawet śladu. Pierwotnie była to stacja benzynowa, chyba standardowa, bo identyczna istnieje do dziś po stronie polskiej przy zjeździe na Kołbaskowo. Drugą taką widziałem kilka lat temu na przebudowanym już odcinku w Polsce, koło Wrocławia. Obie były już mocno popsute przebudowami, którąś można by jednak zostawić jako zabytek. Bo w Niemczech to chyba już nie ma takiej ani jednej. (POPRAWKA: miasto-masa-maszyna podesłał link do zdjęcia standardowej stacji benzynowej w stanie oryginalnym na A12, jednak ta restauracja na A11 była trochę inna)

Przy okazji ciekawostka. O ile te stacje benzynowe wyglądały na standardowe, o tyle każdy wiadukt i most - przynajmniej na A11 - był inny. Podobno każdy z nich był pracą dyplomową jakiegoś studenta, każdy musiał być inny żeby od siebie nie ściągali.

Stacje benzynowe należały do NRD-owskiego odpowiednika CPN-u - firmy Minol, a restauracje prowadziła Mitropa - odpowiednik naszego Warsu. Serwisów przy autostradzie nie było, ale przecież i teraz nie ma. Serwis nie może być bezpośrednio przy autostradzie, bo po autostradzie nie wolno holować pojazdów (najwyżej do najbliższego zjazdu). Natomiast już wtedy istniała sieć telefonów alarmowych, działały (raz w grudniu 1989 musiałem niestety skorzystać).

Istniał też jeden przydrożny motel, jeszcze przedwojenny - przy Hermsdorfer Kreuz (skrzyżowanie A4 z A9), ale o nim pisał już WO, więc nie będę się powtarzał tylko zalinkuję.

Autostrady w NRD, stan na początek lat 70-tych XX wieku

Autostrady w NRD, stan na początek lat 70-tych XX wieku

Na zdjęciu powyżej widoczna jest sieć głównych dróg w północnej części NRD w roku 1970. Zwracam uwagę na nie zamknięty od północy i zachodu Berliner Ring i brak dzisiejszej A24 Berlin-Hamburg. Autostrada ta była planowana jeszcze przed wojną, wykonano nawet część wiaduktów i inne prace przygotowawcze, ale budowę jej rozpoczęto na dobre dopiero po podpisaniu prorozumienia o ruchu tranzytowym, w roku 1972, a do użytku oddano ją dopiero w 1982 roku. Autostrada ta była wyraźnie zorientowana na tranzyt i nie miała zbyt wielu zjazdów - gdy raz, koło 1995 przez pomyłkę na nią skręciłem to zawrócić udało mi się dopiero po pięćdziesięciu kilometrach.

Autostrady w NRD, stan na początek lat 70-tych XX wieku

Autostrady w NRD, stan na początek lat 70-tych XX wieku

W południowej części NRD prawie nic nowego nie zbudowano. No może poza połączeniem A4 za Eisenach z granicą i podobnymi drobiazgami.

RFN płaciło poważne pieniądze na utrzymanie i rozbudowę autostrad tranzytowych, Wikipedia mówi o 2,2 miliarda DM. Dodatkowo podróżni z RFN musieli płacić za myto i wizy tranzytowe, wydatki te były zwracane im przez rząd RFN. Była to bardzo poważna pozycja w budżecie NRD.

Ale tranzyt odbywał się nie tylko autostradami. Duża część tranzytu szła koleją. Pociągi tranzytowe mogły zatrzymywać się tylko w zaplanowanych miejscach - pociąg był wtedy pilnowany przez policję. Nie tylko żeby nikt nie wsiadł - również żeby nikt się nie schował gdzieś pod wagonem. Ryzyko takie istniało zawsze gdy pociąg się zatrzymał - zapewnienie, żeby pociąg nie zatrzymał się w nieplanowanym miejscu nawet przez chwilę było dużym wyzwaniem dla NRD-owskiego dozoru ruchu.

Pozostała jeszcze poruszona w pytaniu kwestia  "imperializmu i zacofania", Jak już pisałem w jednym z pierwszych odcinków propaganda NRD mogła głosić co chciała, większość obywateli i tak mogła porównać głoszone hasła z obrazem RFN pokazywanym w zachodniej telewizji. Pytać osobiście nie było trzeba. Natomiast "zacofanie" dotyczyło marksistowsko-leninowskich koncepcji ustrojów społecznych, według których kapitalizm był w stosunku do komunizmu zacofany z definicji. Nikt nie twierdził że zacofanie to dotyczyć miało zamożności społeczeństwa RFN, oni unikali bezpośredniego porównania poziomu życia w NRD i RFN mierząc się raczej z Włochami.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

6 komentarzy

Jak to się robi w Niemczech: Kłamstwo w polityce

Dokładnie wiadomo jak rozpoznać kiedy polityk kłamie, jest to bardzo proste: Jak otwiera usta, to kłamie. W Niemczech nie jest inaczej niż w reszcie świata. Ale są kłamstwa i kłamstwa. Przyjrzyjmy się więc, jak to się robi w Niemczech.

Z hasłem kłamstwo w polityce niemieckiej natychmiast kojarzy mi się jedna osoba: Roland Koch. To nie znaczy, że wszyscy inni mówią prawdę, ale że Koch jest przypadkiem modelowym.

Roland Koch

Roland Koch Źródło: Wikipedia Autor: Kuebi = Armin Kübelbeck

Roland Koch jest politykiem chrześcijańsko-prawicowej CDU, jej szefem na Hesję i długoletnim premierem Hesji.

Znany karykaturzysta Gerhard Haderer (jego rysunek drukowany jest od wielu lat co tydzień na jednej z pierwszych stron "Sterna") sportretował go bardzo celnie. Na rysunku (opublikowanym podczas afery z lewymi pieniędzmi CDU, kiedy Helmut Kohl tłumaczył się, że o niczym nie wiedział) Roland Koch modli się przed pójściem spać do figurki Kohla mówiąc "I spraw, żebym był taki duży, potężny i nic nie wiedzący jak Ty". Dlaczego? Heska CDU miała bardzo podobną aferę, tyle że Koch nie wywinął się z niej tak zręcznie jak Kohl, jego tłumaczenia że ja nic nie wiedziałem już z daleka zalatywały kłamstwem.

Szczególnym popisem kłamstw Kocha jest ciągnąca się już od wielu lat sprawa rozbudowy lotniska we Frankfurcie. Lotnisko to jest jednym z największych w Europie, ale ma sporo problemów z obsługa ruchu w szczycie. Średnio na dobę jest tu ponad 1300 startów/lądowań, w szczycie samoloty lecą w odstępach ok. 30 sekund. Przydałby się więc jakiś dodatkowy pas.

Lotnisko we Frankfurcie

Lotnisko we Frankfurcie Źródło: Wikipedia Autor: AlbertR

Wszystko pięknie, tyle że taka rozbudowa ma duży wpływ na całą okolicę - samoloty zaczynają latać bliżej miast i miasteczek, albo bezpośrednio nad nimi. Nic więc dziwnego że mieszkańcy nie są zachwyceni planami rozbudowy.

Na początku przygotowano trzy koncepcje rozbudowy lotniska:

  • Koncepcja południowa - dobudowanie pasów równolegle do istniejących, na południe od nich. Ta koncepcja od początku wydawała mi się najlepsza. Na południe od istniejących pasów były tylko stare budynki bazy amerykańskiej, ale był znany dokładny terminarz ich wycofania się stamtąd (już ich nie ma, teraz jest tam centrum cargo). Poza tym było tam prawie puste pole. Podejście do nowych pasów leżałoby blisko dotychczasowego, obciążenie hałasem okolicy wzrosłoby stosunkowo niewiele. Nie muszę chyba pisać, że rozwiązania tego oczywiście nie wybrano.
  • Koncepcja  zachodnia - nowe pasy miałyby się znajdować prostopadle do istniejących (równolegle do jednego, który istnieje), co robi mnóstwo problemów w synchronizacji startów/lądowań. Do tego podejście byłoby bezpośrednio nad Frankfurtem, a i pewnie zawadzałoby nieco o domy miejscowych notabli w Königsteinie i Kronbergu. I jeszcze: pasy wchodziłyby na teren sąsiedniej gminy. Więc ta koncepcja nie miała szans.
  • Koncepcja północno-zachodnia - nowe pasy miałyby leżeć po drugiej stronie autostrady, w kierunku miasta. No tu po prostu ręce opadają: W tym miejscu rośnie las, który trzeba wyciąć. Podejście wchodzi już w granice  Frankfurtu i obciąża dodatkowo sporo innych miejscowości. Samoloty żeby przejechać ze starej części do nowej będą musiały przejeżdżać nad autostradą. I do tego podejście prowadzi tuż nad fabryką chemiczną leżącą o 700 metrów od końca pasa. No wszystko super. W obliczu tylu zalet oczywistym jest, że to rozwiązanie zostało wybrane.

No dobrze, ale gdzie pan Roland Koch? Pan Koch jako szermierz rozbudowy zaproponował deal: Lotnisko zostanie rozbudowane według wariantu północno-zachodniego, a w zamian zostanie wprowadzony całkowity zakaz lotów w nocy. No mnie przytkało, takie idiotyzmy słyszy się rzadko. Znaczy najpierw za gruby szmal powiększamy pojemność lotniska, żeby z drugiej strony ją poważnie zmniejszyć? Coś tu nie gra. W dodatku pan Koch opowiadał stale ile to nowych miejsc pracy powstanie po rozbudowie lotniska, a tymczasem po zakazaniu lotów w nocy niektórzy z największych klientów lotniska będą musieli się wynieść gdzie indziej. W końcu na przykład przesyłki pocztowe muszą latać w nocy. I zatrudnienie spadnie.

Roland Koch nie jest idiotą, więc od razu oczywiste było że zapowiadając zakaz lotów w nocy kłamie. Świetnie to można było zobaczyć po jego kolejnych akcjach. Bo po pewnym czasie zaczęło się okazywać, że całkowity zakaz lotów w nocy jest niemożliwy, że 15 samolotów każdej nocy ma jednak móc polecieć, albo że więcej niż 15, no ale poza tymi piętnastoma to zakaz będzie całkowity, albo i nie, albo i tak, albo damy ludziom pieniądze, żeby sobie wprawili szczelniejsze okna... I tak to się kręci. Wszystkie okoliczne gminy zaskarżyły decyzję o rozpoczęciu budowy do sądu, postępowanie się ciągle toczy, ale to w niczym nie przeszkadza. Las już wycięli, fabryce chemicznej Ticona zapłacili żeby się przeniosła w inne miejsce. A Roland Koch nadal kłamie.

Wycinanie lasu pod nowy pas lotniska we Frankfurcie

Wycinanie lasu pod nowy pas lotniska we Frankfurcie Źródło: Wikipedia Autor Wo st 01

 Ale zastanówmy się, dlaczego właściwie on to robi? Otóż w trakcie podejmowania decyzji Roland Koch był przewodniczącym rady nadzorczej firmy Fraport AG, do której lotnisko należy. Fraport AG należy w 45% do landu Hesja, którego premierem jest również Koch. Już jasne? Ale zwróćmy uwagę na taki fakt: On nie ma z tej rozbudowy żadnych osobistych korzyści, jego partia w zasadzie też nie. Wszystkie te kłamstwa służą (w rozumieniu samego Kocha oczywiście) interesowi regionu i landu.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Weihnachtsmarkt

Weihnachtsmarkt to tradycyjny jarmark bożonarodzeniowy. Spotykane są też inne jego nazwy - AdventsmarktChristkindlmarkt, Glühweinmarkt... Ale zawsze chodzi o to samo.

Tradycja jarmarków bożonarodzeniowych w Niemczech jest bardzo stara, sięga końca XIV wieku. Frankfurcki Weihnachtsmarkt został po raz pierwszy wymieniony w dokumentach w roku 1393 i jest jednym z najstarszych w Niemczech. Ale w Austrii udokumentowana tradycja takich jarmarków jest jeszcze o 100 lat starsza.

Pierwotnym celem jarmarku bożonarodzeniowego było umożliwienie ludziom zaopatrzenia się na zimę. Stoiska na jarmarku mogli prowadzić tylko miejscowi obywatele, nie było tam przyjezdnych kupców - oni mogli wystawiać swoje towary na targach (Messe) - jeszcze starszej tradycji frankfurckiej, pierwsza wzmianka o nich w dokumentach pochodzi z roku 1160. Obecnego charakteru jarmarki bożonarodzeniowe nabrały dopiero w XIX wieku.

Frankfurcki Weihnachtsmarkt od zawsze odbywa się na rynku, zwanym Römerberg i przyległych uliczkach starego miasta. Zazwyczaj sięga aż na Zeil - główną, handlową ulicę Frankfurtu, ale w tym roku Zeil jest w remoncie i stoiska się tam nie zmieściły.

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoiska

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoiska

 

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - choinka

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - choinka

Zawsze byłem przekonany, że najstarszym, największym i najliczniej odwiedzanym jarmarkiem bożonarodzeniowym w Niemczech jest ten w Norymberdze, ale twarde dane mówią że we wszystkich tych konkurencjach Frankfurt przebija Norymbergę bez problemu (1393 kontra 1628, 200 stoisk vs. 180 i 3 miliony odwiedzających a nędzne 2 miliony :-). No ale ten w Norymberdze jest jednak ładniejszy - cały mieści się na jednym, wielkim placu.

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - karuzela

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - karuzela

Weihnachstmarkt, nawet najmniejszy, ma swoje obowiązkowe punkty programu. Są to:

  • Glühwein - grzane wino, a w zasadzie mieszanka czerwonego wina z sokami owocowymi, przyprawiona korzeniami.
  • Pierniki - (Pfefferkuchen), głównie serca z piernika. W Niemczech pierniki je się tylko na Boże Narodzenie.
Weihnachtsmarkt

Weihnachtsmarkt

  • Karuzela
Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - karuzela

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - karuzela

Bez tych trzech rzeczy nie ma Weihnachtsmarktu. Ale są też inne, tradycyjne wyroby:

Ozdoby choinkowe

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

 

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

 

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

 

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - stoisko z bombkami

Dziadki do orzechów (Nußknacker)

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - dziadki do orzechów

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - dziadki do orzechów

Świeczki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - świeczki z wosku pszczelego i miód

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - świeczki z wosku pszczelego i miód

Domki podświetlane świeczkami, kule śnieżne

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - podświetlane domki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - podświetlane domki

Lampki na  świeczki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - lampki na świeczki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - lampki na świeczki

Cynowe figurki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - cynowe figurki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - cynowe figurki

Lalki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - lalki

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - lalki

i inne wyroby rękodzielnicze

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - rękodzieło

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - rękodzieło

Nie może zabraknąć też jedzenia - kiełbasek, placków ziemniaczanych, kasztanów, no i obowiązkowych owoców w czekoladzie

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - owoce w czekoladzie

Weihnachtsmarkt we Frankfurcie - owoce w czekoladzie

Oczywiście taki Weihnachtsmarkt to jeden wielki biznes. Trudno zjeść cokolwiek poniżej 2 euro, kubek Glühweina to jakieś 2,50, na zjedzenie czegoś konkretniejszego poniżej 5 euro nie ma co liczyć. Podobnie drogie są wszystkie sprzedawane towary - teraz przemnóżmy to przez te 3 miliony zwiedzających i wychodzą z tego bardzo konkretne pieniądze. Więc praca wre, Weihnachtsmarkt daje sezonowe zatrudnienie wielu ludziom, w tym licznym Polakom. Na wielu stoiskach można dogadać się po polsku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Podatek kościelny w działaniu

W poprzedniej notce omówiłem zasady podatku kościelnego, teraz pora na przedstawienie jego skutków.

Dla zwykłego człowieka niewątpliwym plusem podatku kościelnego jest to, że nie ma czegoś takiego jak wymuszanie "co łaska". Ksiądz czy pastor sprawdzają czy delikwent jest w wykazie płacących podatek kościelny na daną wspólnotę i posługę wykonują bez dodatkowych opłat albo, jeżeli człowieka w wykazie nie ma, odmawiają wykonania posługi. I nie ma zmiłuj - nie płaci podatku = jest niewierzący. Proste, jasne i klarowne. Uwielbiam jasne zasady. Co ciekawe, wszystkie przypadki o których słyszałem że ktoś nie płaci podatku kościelnego bo mu szkoda pieniędzy, a potem nie może czegoś załatwić (ślubu, chrztu, pogrzebu itp.) dotyczyły Polaków.

Druga zaleta dla wiernych jest taka, że kościoły są bezpośrednio zainteresowane utrzymaniem wiernych. Jeżeli jakiś ksiądz lub pastor wyskoczy z tekstem że jego zakupiony za pieniądze wiernych Mercedes S-klasy to nie jest samochód luksusowy (piję tu do konkretnej wypowiedzi jednego polskiego prałata), to może być pewien, że mu trochę osób odejdzie (a wystarczy skoczyć do urzędu meldunkowego i zgłosić zmianę w rubryczce wyznanie) i kasa do dyspozycji się zmniejszy. Praktyka jest taka, że księża czy pastorzy po prostu nie używają takich samochodów. Nie warto. Podobnie różne ekscesy osób duchownych są o wiele rzadsze niż w Polsce - po prostu opłaca się trzymać pewien poziom, a wyłamujących się dyscyplinować od razu, a nie dopiero po przegranych procesach o odszkodowanie.

Dla kościołów podatek kościelny jest również korzystny, przynajmniej na dłuższą metę. Oczywiście mając odpowiednie środki nacisku na władzę i wielu fanatycznych i chętnych do datków wiernych można wyciągnąć więcej kasy, ale w dłuższej perspektywie ta metoda jest niepewna. Przeciw niej jest demografia i struktura zarobków. Podatek kościelny jest może i niższy, ale za to bardziej przewidywalny.

Podatek kościelny jest moim zdaniem korzystny dla społeczeństwa jako całości. Wprowadza jasne reguły, zapobiega wielu patologiom, uniemożliwia szermowanie niesprawdzalnymi danymi statystycznymi typu 95% katolików.

Kościół Katolicki w Polsce broni się na razie przed podatkiem kościelnym. Przyczyny są oczywiste - gdyby konsekwencją zadeklarowania się jako katolik była konieczność zapłacenia realnych, dodatkowych, pieniędzy z własnej kieszeni przez wiernego, i to miesiąc w miesiąc, to gwałtownie okazało by się że katolików jest w Polsce o wiele mniej niż KK twierdzi. Myślę że mogłoby wyjść ich nawet poniżej 50%. Byłoby to trzęsienie ziemi dla polskiego KK ale i polskiej polityki.

Ale oczywiście nie ma rozwiązań idealnych. Podatek kościelny w Niemczech jest krytykowany z różnych pozycji, jednak raczej nie za to żeby był niekorzystny dla kościołów. Krytyka zarówno ze stron kościelnych jak i ze strony partii politycznych dotyczy głównie (a dla czytelników z Polski zapewne i niespodziewanie) zbyt małego rozdziału kościołów od państwa - a konkretnie zaangażowania państwa w zbieranie podatku kościelnego i konsekwencji tego faktu.

Nie wierzę, żeby podatek kościelny został w Polsce wprowadzony, przynajmniej w przewidywalnej przyszłości. Ale wiedzieć jak działa - warto.

Więcej o finansowaniu kościołów w Niemczech w tej notce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

8 komentarzy

Jak to się robi w Niemczech: Podatek kościelny – zasady

W Niemczech nie ma problemu z ustaleniem ilu jest wyznawców poszczególnych religii. Nie trzeba robić w tym celu ankiet czy badań socjologicznych. Wystarcza proste query w bazie danych meldunkowych. Bo w Niemczech trzeba swoje wyznanie zadeklarować przy zameldowaniu.

Nie ma to związku z jakąkolwiek inwigilacją czy czymś podobnym. Służy to wyłącznie do naliczania podatku kościelnego.

Podatek kościelny obliczany jest jako 8-9% (zależnie od landu) naliczonego podatku dochodowego i podatku od dochodów kapitałowych. Istnieje górna granica płaconego podatku kościelnego, obliczana jednak różnie w różnych landach. Jest też sporo specyfiki regionalnej w różnych szczegółach, nie podejmę się tu szczegółowej analizy - chcę opisać ogólną zasadę. A najważniejsze w tym jest: Podatek kościelny płacimy dodatkowo, nie pomniejsza on podatku płaconego państwu. No, drobne zastrzeżenie - jest odliczany od podstawy opodatkowania podobnie jak koszty uzyskania przychodu, czyli trochę jednak pomniejsza. Ale to szczegół, bo w zamian państwo zatrzymuje parę procent pobranego podatku kościelnego (znowu różnie w różnych landach) jako opłatę na koszty jego pobierania.

Ten podatek wcale nie jest niski, przeciętny człowiek płaci go jakieś parędziesiąt euro miesięcznie. W skali kraju wychodzi to rzędu 5,2 miliarda euro na rok dla samego kościoła katolickiego (dane za rok 2008). Wpływy z podatku kościelnego stanowią gdzieś między 60 a 85% budżetu diecezji.

Kościoły mają oczywiście jeszcze inne źródła dochodu:

  • Prowadzą szpitale, domy starców, przedszkola, finansowane według tych samych zasad co podobne przedsięwzięcia publiczne lub prywatne, chociaż częściowo dofinansowywane z podatku kościelnego (więcej na ten temat TUTAJ).
  • Prowadzą zbiórki pieniędzy na cele dobroczynne (wystawiając pokwitowania), wpłaty takie można sobie odliczyć od podstawy opodatkowania, podobnie jak wpłaty na cele dobroczynne dla podmiotów nie związanych z kościołami)
  • Prowadzą działalność gospodarczą, również na normalnych zasadach.
  • Taca nie jest istotnym źródłem dochodu, ponieważ wszyscy płacą podatek to na tacę wrzucają symbolicznie.
  • "Co łaska" za posługi prawie nie jest stosowane.

Podatek kościelny znacznie zmniejsza parcie kościołów na kasę państwową, jednak nie likwiduje go całkowicie. Państwo niemieckie wykłada jeszcze trochę pieniędzy na cele kościelne, największą pozycją jest religia w szkole. Inne to już drobiazgi: dofinansowanie uczelni kościelnych, utrzymania zabytków należących do kościołów itp. Kościoły są też zwolnione od niektórych podatków.

Zebrany podatek kościelny rozdzielany jest po parafiach w proporcji do wysokości podatku zebranego od zadeklarowanych parafian. Stąd bywają parafie bardzo biedne - na przykład w Oberstedten, gdzie wcześniej mieszkałem, bieda aż piszczała, kościół był nowy (1964), ale obrazy drogi krzyżowej mieli narysowane czarnym mazakiem na kartonie i oprawione w ramki, bo ich nie było stać na nic lepszego. Potem w ogóle kościół katolicki zlikwidowano a jego teren sprzedano pod budowę domów mieszkalnych.

Wyburzanie kościoła katolickiego w Oberursel-Oberstedten

Wyburzanie kościoła katolickiego w Oberursel-Oberstedten Źródło: www.kath-oberursel.de

Znowu parafia w dzielnicy w której mieszkam jest relatywnie bogata, bo ma dobrze zarabiających wiernych.

Większość podatku kościelnego pozostaje do dyspozycji diecezji, która finansuje działania na poziomie diecezjalnym. Co do ich sposobu zarządzania pieniędzmi można mieć jednak spore zastrzeżenia. Niedawno media podały, że nowy biskup odpowiedniej dla Frankfurtu diecezji Limburg w obliczu zmniejszających się na skutek kryzysu gospodarczego wpływów zarządził niezależną kontrolę stanu finansów przez audytorów. I się okazało, że jeden z urzędników diecezji przez długie lata sobie po trochu do domu wynosił, wyniósł tak dobre parę milionów.

O tym jak wygląda podatek kościelny w działaniu - w następnym odcinku.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

3 komentarze

Telewizja edukacyjna (11): Karen in Action

Koncepcja programu Karen in Action jest podobna do Willi Will's Wissen. Młoda, nieźle wysportowana reporterka (Karen Markwardt) podobnie jak Willi zadaje pytania i próbuje sama - tyle że jej programy nie są o procesach produkcyjnych tylko głównie o aktywności fizycznej - o sportach zwykłych i ekstremalnych, hobby, ratownictwie itp.

Jej programy są całkiem fajne, ale nie tak kształcące jak Willy'ego. Zresztą zgodnie z tytułem - skupione są na akcji, a to że akcje robi dziewczyna jest zamierzone i ma na celu przełamywanie seksistowskich klisz. Więc Karen próbuje dotrzymywać kroku zaawansowanym w danym sporcie i całkiem nieźle to jej idzie. Tu na przykład skrót odcinka, w którym po niezbyt długim szkoleniu wykonuje prawie samodzielny skok ze spadochronem: EDIT: Zginęło z youtuba, wklejam inny

Przyznaję bez bicia, że nawet w jej wieku nie byłem tak sprawny fizycznie jak ona. Programy jej polecam szczególnie osobom szukającym jakiegoś sportu lub hobby do uprawiania dla siebie lub swojego dziecka. Krótka prezentacja plus wrażenia osoby próbującej to robić pierwszy raz są bardzo dobrą pomocą w wyborze.

Karen in action można zobaczyć na KiKa w soboty o 19:50, ale w tym roku już nie - następny odcinek wyemitowany będzie w styczniu.

Oficjalna strona programu: TUTAJ

Następny odcinek cyklu -->

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Edukacja, Telewizja

Skomentuj

Jak to się robi w Niemczech: Biblioteka

Sieć bibliotek jest w Niemczech nieźle rozwinięta. Władze miejskie i gminne wkładają w nie sporo pieniędzy, i chwała im (chociaż) za to.

W Sachsenhausen biblioteka została niecały rok temu przeniesiona ze starej, niezbyt sympatycznej siedziby (budynek z lat 60-tych, wielkie, pojedyncze szyby, w lecie gorąco, w zimie zimno, labirynt pomieszczeń na pierwszym piętrze)

Dawna biblioteka

Dawna biblioteka

do pomieszczeń w zrewitalizowanej starej zajezdni tramwajowej. Teraz jest tam naprawdę przyjemnie:

Biblioteka

Biblioteka

Jest też winda na piętro dla inwalidów.

Biblioteka

Biblioteka

I kilkanaście komputerów z dostępem do internetu (nie licząc komputerów robiących za dostęp do centralnego katalogu).

Biblioteka

Biblioteka

To tylko nieduży oddział dzielnicowy.

W bibliotece w Niemczech można wypożyczyć nie tylko książki. Są tam też płyty z muzyką, DVD z filmami, programy komputerowe (również gry) i gry planszowe.

Biblioteka kosztuje użytkownika 10 euro rocznie, dzieci i młodzież za darmo. Można wypożyczyć do 10 książek/nośników naraz, książki na do 4 tygodni, inne nośniki do 2 tygodni. Ale wypożyczenie można dwa razy przedłużyć.

Jeszcze kilka lat temu wypożyczanie odbywało się jak za króla Ćwieczka - w każdej książce była karta, w książce stemplowało się daty itp. Potem wprowadzono naklejki z kodami kreskowymi, kody kreskowe na kartach bibliotecznych i skanery kodów przy komputerach obsługi. W innych bibliotekach stosowane są inne kombinacje technik, na przykład w Oberursel mieli kody kreskowe, ale zostali przy stemplowaniu terminu oddania książki.

Książka ze stemplami

Książka ze stemplami

We Frankfurcie niedawno przestawiono cały system na najnowszą technologię - RFID.

Książka z RFID

Książka z RFID

Każda książka ma teraz naklejkę z chipem RFID, a wypożyczanie jest samoobsługowe. Odbywa się to przy takim urządzeniu:

Biblioteka - automat do wypożyczania książek

Biblioteka - automat do wypożyczania książek

Do urządzenia wkłada się swoją kartę biblioteczną z kodem kreskowym, a na półce kładzie książki. Urządzenie wczytuje kody RFID, wyświetla listę pozycji na ekranie i po zatwierdzeniu drukuje potwierdzenie. Zwrot książek odbywa się na razie przy biurku u pań bibliotekarek (też przez czytnik RFID), ale w przygotowaniu jest zwrot automatyczny, dostępny również z zewnątrz budynku. "Książkomat" jest już zainstalowany, ale na razie nieczynny.

Biblioteka - Książkomat

Biblioteka - Książkomat

Przy wyjściu z biblioteki jest bramka która prawdopodobnie sprawdza czy nie wynosi się książek nie wypożyczonych, ale alarmu dotąd nie widziałem. Zapytam się o to. W bibliotece pracuje między innymi pani z Polski, wcześniej była jeszcze jedna ale już przeszła na emeryturę.

Wszystko pięknie, ale książek jak na mój gust trochę mało. Znacznie więcej mają oczywiście w centralnej bibliotece miejskiej, ale tam nie chce mi się tak często chodzić.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Skomentuj

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

W Sachsenhausen była sobie zajezdnia tramwajowa. Kilka lat temu zbudowano nową zajezdnię, o wiele większą i w innym miejscu. A co zrobić z tą starą? Na przykład coś takiego:

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

W przebudowanym zespole znajduje się sklep spożywczy sieci REWE:

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

Redakcja Frankfurter Rundschau (ta gazeta to temat na osobną notkę o powolnym upadaniu prasy papierowej):

Redakcja Frankfurter Rundschau

Redakcja Frankfurter Rundschau

Knajpka:

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

 

 Oraz dzielnicowy oddział biblioteki miejskiej:

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

Co można zrobić ze starej zajezdni tramwajowej

No i oczywiście parkhaus pod spodem. Całość zrobiona jest nieźle, gdy była tu zajezdnia był to martwy, niesympatyczny kwartał w bardzo atrakcyjnej lokalizacji, tuż koło dworca Südbahnhof. Ale najwięcej zyskała biblioteka - więc to dobra okazja na notkę o bibliotekach. Już wkrótce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

3 komentarze