Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Acht und achtzig Professoren

Dawno nie było nic nowego na moim blogu, mam sporo różnych zajęć, no ale coś bym może napisał. W zanadrzu ciągle mam sporo tematów - na przykład byłem ostatnio w muzeum Stasi w Lipsku - ale dziś coś krótkiego.

Dziś będzie debunk pewnej popularnej w Polsce legendy miejskiej związanej z Niemcami. Otóż dość często widzę w sieci, jak ktoś podpiera swoje poglądy (oczywiście prawicowe) domniemanym cytatem z Otto von Bismarcka:

miałby to być Otto von Bismarck

Acht und achtzig Professoren und Vaterland, du bist verloren.

(Osiemdziesięciu ośmiu profesorów i Ojczyzno, jesteś zgubiona.)

Tak szczerze mówiąc, to od bardzo dawna wydawało mi się podejrzane, żeby akurat Bismarck miał coś takiego powiedzieć. No i jeszcze skąd te 88? Czyżby 2 * czterdzieści i cztery? Próbowałem poszukać tego cytatu po niemiecku, ale gugiel wypluwał w wynikach tylko strony po polsku, z polskimi wikicytatami do hasła Otto von Bismarck na czele. Szukanie na stronach po niemiecku nie dawało żadnych pasujących wyników dla "Bismarck" plus ten cytat, nawet we fragmentach. To już był bardzo mocny argument przeciw autentyczności cytatu.

Ale ostatnio, dość przypadkowo, znalazłem oryginał. Brzmi o trochę inaczej niż miał go wygłosić Bismarck, a mianowicie:

Autor nieznany

Dreimal 100 Advokaten – Vaterland, du bist verraten; acht und achtzig Professoren – Vaterland, du bist verloren!

(Trzy razy stu adwokatów - Ojczyzno, jesteś zdradzona; osiemdziesięciu ośmiu profesorów - Ojczyzno, jesteś zgubiona.)

Autor cytatu nie jest ustalony, ale gdyby był to Otto von Bismarck to na pewno zostało by to zapamiętane. A teraz będzie o tym, skąd taki tekst się wziął:

Tekst pochodzi z lat 1848-1849, czasu Wiosny Ludów i tych spraw. Egzaltacja typowa dla patriotyczno-nacjonalistycznych uniesień tamtych czasów. Chodziło tu o Parlament Frankfurcki, pierwszy wybrany w wolnych wyborach parlament krajów będących spadkobiercami Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Nie można napisać po prostu "parlament Niemiec", bo Niemiec jako takich jeszcze nie było, a spory dotyczące formy i sposobu zjednoczenia były jednym z głównych tematów obrad.

No i ten parlament, teoretycznie mający reprezentować wszystkie warstwy społeczne, był bardzo mocno skrzywiony w stronę intelektualistów. 95% z 809 posłów miało maturę (połowa wieku XIX!), ponad 3/4 studia wyższe (!), z tego około 300 prawnicze. I tu mamy "Dreimal 100 Advokaten". Druga część była już cokolwiek manipulacją, bo nauczycieli akademickich wśród posłów było "tylko" 49. Tekst o adwokatach i profesorach jest oczywiście satyryczny.

A parlament obradował tu:

Pauluskirche Frankfurt

Paulskirche Frankfurt

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

5 komentarzy

Jak to się robi w Niemczech: Trzydzieści jeden milionów biskupa

Ogłoszono wreszcie raport komisji badającej upadek. Przeczytałem go - tu nikt nie wołał "PULL UP!". Ale to ciekawe i się podzielę, bo wątpię żeby jakiś krajowy dziennikarz się pofatygował i przeczytał te 108 stron fachowego tekstu prawniczo-budowlanego- finansowego dokładnie i samodzielnie.

Zresztą zaglądam na strony prasy polskiej - i nic. Jedynie w Wyborczej mignęło coś o tym że papież przyjął rezygnację biskupa, ale autor o raporcie nawet nie słyszał. W Rzeczpospolitej temat nie występuje nawet w wynikach przeszukiwania archiwum. Na Frondzie o raporcie też nie wspomną, chociaż o sprawie jest. Czyli moja notka się przyda.

Notkę napisałem nie tylko na podstawie raportu - mieszkam akurat na terenie diecezji Limburg i dociera do mnie znacznie więcej wiadomości w tej sprawie niż dostępne jest w Polsce, a nawet niż w reszcie Niemiec.

Dokument został opracowany przez niezależną komisję na zlecenie episkopatu Niemiec i w układzie nie różni się specjalnie od dowolnego innego raportu z jakiegoś niepowodzenia, chociażby od raportu z katastrofy smoleńskiej. Tyle że raport z katastrofy lotniczej czyta mi się łatwiej - mowa jest wtedy o zasadach i procedurach podobnego typu jak te z którymi stykam się na codzień, a analiza dotyczy zagadnień technicznych w których jako inżynier jestem biegły, nawet jeżeli nie jest to moja superspecjalność.

Tutaj natomiast znaczną część raportu wypełnia analiza sytuacji prawnej, i to nie w świetle prawa świeckiego tylko prawa kanonicznego i przepisów wewnątrzdiecezjalnych. Trochę się nad tym prześlizgnąłem skupiając się tylko na wnioskach - znajomość tych szczegółów nie jest mi do niczego potrzebna. Nie wiem również jak po polsku nazywają się te różne organy i osoby prawne związane z diecezją/kurią/biskupstwem których wzajemne relacje analizuje raport, ale to też nie ma większego znaczenia dla całości sprawy widzianej z zewnątrz. A tak po prawdzie to ten raport jest strasznie nudny. Pierwsza połowa to problemy interesujące głównie zleceniodawcę, jeżeli ktoś będzie chciał przeczytać raport samodzielnie (link na końcu notki) to radzę zacząć od punktu 2.8 (strona 48) - to wnioski z części prawnej. Dalej następuje trochę ciekawsza część kosztorysowo-budowlana, smaczki to punkt 5.3.6.1. Ostatnia część to aspekty finansowania inwestycji, również mniej interesujące.

Na początek wrażenie ogólne: Jak i przy większości innych katastrof, główną przyczyną tej było ignorowanie istniejących przepisów i procedur. Ja doskonale rozumiem tendencję do omijania przepisów i procedur, sam miewam takie pokusy, kto ich nie ma niech pierwszy rzuci kamieniem. W końcu trzeba się trochę (albo i dużo więcej niż tylko trochę) wysilić żeby zrobić wszystko tak jak trzeba, no ale tak w zasadzie to jak się zastanowić, to te procedury i przepisy są - wbrew pozorom - właśnie DLA człowieka. Weźmy na przykład taki kodeks drogowy - wielu kierowców traktuje go jako upierdliwość i ograniczenie wolności, a za najgorszy skutek nieprzestrzegania uważa mandat albo punkty karne. Tymczasem tak naprawdę chodzi o to, żeby zminimalizować szanse żeby ktoś zginął albo doznał innej szkody. Podobnie całe to dokumentowanie, protokołowanie itp. papierkologia służy przede wszystkim do ochrony własnego tyłka. Póki wszystko idzie dobrze wystarcza ustalanie na gębę, ale jak coś się rypnie (a według praw Murphy'ego rypnie się na pewno) dobry protokół z podpisami jest bezcenny i potrafi uchronić przed na przykład więzieniem.

No i tego mnóstwo ludzi nie jest w stanie zrozumieć. A potem powoduje się wypadek i jest płacz i zgrzytanie zębów (o ile samemu się w nim nie zginie). Ale przedtem uprawnienia do lądowania bez widoczności to tylko nic nie znaczące pierdoły.

Ale wróćmy do biskupa. Tu co prawda nikt od nie trzymania się przepisów nie zginie, ale one są przede wszystkim po to żeby nie było za łatwo zaszkodzić sobie i instytucji. Finansowo i wizerunkowo. Tyle że w świecie świeckim, takie na przykład państwo jest zorganizowane tak, żeby istniało w nim parę wzajemnie kontrolujących się ośrodków władzy. Pomysł nie jest nowy - to jeszcze wiek XVIII i Montesquieu. Rzecz nie jest idealna i co i raz gdzieś ktoś mimo wszystko narozrabia, ale na pewno znacznie częściej dzięki temu nie narozrabiał, albo przynajmniej było mu trudniej.

Tymczasem Kościół Katolicki do dziś zorganizowany jest stuprocentowo hierarchicznie bez żadnego podziału władzy. Biskup na diecezji jest udzielnym księciem, wszystkie organy kolegialne mające go w teorii kontrolować są powoływane przez niego i zależne od niego, episkopat jest luźnym zlotem tych udzielnych książąt nie mających prawa mieszać się w sprawy diecezji innego biskupa, suwerenem jest papież, ale nawet on poza nielicznymi przypadkami nie ma prawa odwołać z diecezji biskupa, który nie chce zwolnić stanowiska. W sprawie biskupa Limburga pojawiały się już koncepcje że jak nie będzie chciał ustąpić, to jedyną możliwością wywalenia go będzie likwidacja diecezji i podział jej między sąsiednie.

Chociaż tak właściwie to z raportu widzę, że jakieśtam próby podziału władzy Kościół podejmuje - w rzeczonej sprawie teoretycznie odpowiedzialność leżała u różnych organów i one powinny wyrażać swoje zgody (albo i nie zgadzać się). Ale to i tak nic nie dało, bo biskup był władny pozmieniać statuty, zmienić przeznaczenie środków finansowych należących do fundacji celowej, dokonywać płatności bez jakiejkolwiek kontroli, nie przedstawić dokumentów, zamówić wykonanie robót bez jakiejkolwiek umowy ani przetargu, a co najistotniejsze - zobowiązać wszystkie zaangażowane osoby do zachowania tajemnicy. No  to mnie właśnie najbardziej przy czytaniu raportu osłabiło - nikt tam nie pilnował żeby kasa się zgadzała, żeby jakoś sformułować wymagania dla projektu i określić ramy finansowe, żeby wykonawcy nie żądali wygórowanych cen, itp. Większa część wysiłku szła w ukrywanie faktycznych kosztów, wymyślanie jak ogłosić publicznie ile to wszystko kosztuje, nawet wizytator z Watykanu dostał do wglądu zaniżony kosztorys, a budowa otoczona była wysokim płotem żeby nie było widać co się dzieje w środku. W dodatku niektóre akcje były niepotrzebne - biskup nie zapoznał się z przepisami prawa kanonicznego i był przekonany że inwestycja wymaga zatwierdzenia u papieża - dlatego rozpisał ją na kilka projektów poniżej 5 milionów euro. Tymczasem akurat tego nie trzeba było robić, obowiązku zatwierdzenia nie było.

A już najgorsze było, że wszystkie zaangażowane osoby nawet nie próbowały biskupowi się przeciwstawić. Nikt nie zawołał PULL-UP!, nikt nie ostrzegał, nikt nie żądał dokumentów, wszyscy słuchali biskupa jak wyroczni i położyli uszy po sobie. A nawet całkowicie potracili instynkt samozachowawczy - nikt nawet nie protokołował większości zebrań i ustaleń, prawie wszystko szło na gębę. Rozumiem że biskupowi nie zależało na tym, ale wszyscy inni powinni jednak dbać żeby w archiwum były korzystne dla nich podkładki.

Teraz krótka chronologia wydarzeń:

  • Wszystko zaczęło się od poprzedniego biskupa (Franz Kamphaus), który był człowiekiem skromnym. Ponieważ budynek w którym biskup wtedy mieszkał miał prawie 500 lat i wymagał już poważnego remontu, biskup stwierdził że szkoda na to pieniędzy i zamieszkał w seminarium, praktycznie w akademiku.
  • Gdy biskup Kamphaus ustąpił ze stanowiska (ze względu na wiek), kapituła katedralna postanowiła że dotychczasowy budynek biskupstwa zostanie wyremontowany, a zbuduje się nowy. Według wstępnego projektu, w miarę rozsądnego według mnie, miało to kosztować jakieś 6 milionów, ale stwierdzono że za drogo i projekt odrzucono.
  • Potem przyszedł nowy biskup - Franz-Peter Tebarz-van Elst - i musiał gdzieś mieszkać. Powstał kolejny plan, teraz wyznaczono limit kosztów - milion za remont starego, zabytkowego budynku, i 500-750 tysięcy za budowę nowego, w standardzie "dobrego domu parafialnego". Na moje oko ten limit był nierealistyczny.
  • Potem w planowanie wmieszał się biskup i kazał mocno pozmieniać. Kosztorys opiewał na jakieś 5 milionów + wyposażenie. W pierwszym etapie zrobiono ogród za 175.000.
  • W następnym etapie biskup pojechał na bogato. Nie zostały określone jakiekolwiek wymagania, nie postawiono jakichkolwiek limitów finansowych, tylko wymyślano co by tam jeszcze wsadzić. No i biskup wymyślił żeby obniżyć poziom gruntu o 4,5 metra (a to wzgórze, czyli skała), wykuć jeszcze piwnicę, dużo nabudować, użyć dobrych materiałów na elewacje... Z wstępnego kosztorysu wyszło 22 miliony (w tym 2 miliony zapasu na nieprzewidziane problemy). No i ten projekt poszedł do realizacji. Z grubsza w tym samym czasie (o tym w raporcie nie ma, zleceniodawcy to przecież nie interesuje) biskup napisał list pasterski do wiernych diecezji, że czasy ciężkie, trzeba zacisnąć pasa, zwolnić część pracowników świeckich...
  • Już w trakcie realizacji projektu biskup wpadał na różne pomysły, które straszliwie biły w koszty.
  • Niedawno zrobiony ogród jednak się biskupowi nie spodobał. Więc zrobiono go na nowo. Za jedne 789.610 EUR brutto.
  • Biskupowi się spieszyło, więc wcale nie szukał gdzie taniej i akceptował warunki umowy podsunięte przez wykonawców. Dodatkowe koszty z tego powodu raport wylicza na 330.000 EUR
  •  Wszystkie zmiany w projekcie, podwójne zlecanie i płacenie (sic!) kosztowało dodatkowo OSIEM MILIONÓW TRZYSTA TYSIĘCY EURO! Mam tylko jeden komentarz: No mać! mać! mać!
  • Wszystko co gazety pisały o różnych fanaberiach, co oczywiście było brutalnym atakiem na Święty Kościół Katolicki, okazało się być prawdą.

Parę smaczków:

  • Większość wyłączników światła była już zainstalowana gdy biskup wymyślił sobie lepsze, dotykowe. Koszt dodatkowy 20.000 EUR.
  • Biskup wymyślił, żeby ramy okienny były w brązie. Dodało to do rachunku 820.000 EUR.
  • Obniżenie poziomu gruntu pociągnęło za sobą koszty w wysokości 2,7 miliona
  • Biskup zażyczył sobie na dziedzińcu stawik z karpiami koi, głęboki na dwa metry. Koszt: 213.000 EUR. Karpie to mają fajnie.
  • Dwa kawałki płotu, w sumie 5,2 metra bieżącego, wysokość 160 cm, cena 49.000 EUR (5.900 EUR /m2). Ojciec Rydzyk ze swoim płotem może się schować ze wstydu.
  • Nagłośnienie w pomieszczeniach (między innymi 32 głośniki płaskomembranowe za 45.o0o) razem 280.000 EUR. Biskup wyraźnie audiofil.
  • Designerskie oświetlenie LED-owe kosztowało 650.000 EUR. Koneser.
  • W świetle tych liczb, wanna i inne urządzenia sanitarne za w sumie 37.000 to była taniocha. Co za poświęcenie żyć tak skromnie.

Komentarz sobie daruję. Biskup, jaki jest każdy widzi.

I jeszcze jedno: Na biednego nie trafiło. Istnienie diecezji Limburg absolutnie i w żadnym momencie nie było i nie jest zagrożone. Diecezja ma wielki majątek (liczyłem na to że zostanie on szczegółowo ujawniony w raporcie, ale wypisano tam tylko środki niektórych osób prawnych zaangażowanych bezpośrednio), chodzi tylko o niezgodne z wewnętrznymi przepisami KK przemieszczenia środków między różnymi podmiotami i zaciągnięcie kredytów bez wymaganych podkładek ze strony organów wewnątrzdiecezjalnych - i tak podległych biskupowi. Gdyby biskup zachował się zgodnie z tymi przepisami - czyli po prostu był cierpliwszy i mniej arogancki - to sprawy w ogóle by nie było. A gdyby jeszcze nie wydawał tych pieniędzy tak ostentacyjnie i nie obcinał jednocześnie parafiom to w ogóle nikt by mu do kasy nie zajrzał, nawet wierni. Chciwość nie popłaca.

Raport do samodzielnego przeczytania dostępny jest TUTAJ.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

Skomentuj

Na wystawie i w muzeum widziane: Horch

Ostatnio było o Auguscie Horchu, dziś o samochodach produkowanych pod marką Horch.

Zapomniana już dziś marka Horch była przed wojną w Niemczech największym producentem samochodów luksusowych, wyraźnie wyprzedzającym Mercedesa - Horch miał powyżej 50% udziału w tym segmencie rynku. Tylko splot wydarzeń historycznych (głównie lokalizacja firmy w późniejszym sektorze radzieckim) i skuteczny, powojenny PR Mercedesa sprawiły, że to Mercedes - a nie Horch - jest dziś synonimem samochodu luksusowego. Przed wojną było inaczej.

Przewaga Horcha była tak duża, że Mercedes żeby się odbić w roku 1932 podkupił głównego designera Horcha - Hermanna Ahrensa (nie mylić z jednym dziwnym politykiem o tym samym imieniu i nazwisku). Ahrens po przejściu do Mercedesa zaprojektował najpiękniejsze z Mercedesów serie - 500K/540K Roadster.

Mercedes-Benz 500 K Spezial-Roadster (1936) (W24

Mercedes-Benz 500 K Spezial-Roadster (1936) (W24

Znowu - dość ironicznie - jeden z lepiej sprzedających się i najbardziej konkurencyjnych dla Mercedesa modeli Horcha8 - zaprojektował syn Gottlieba Daimlera - Paul, który w ogóle był kierownikiem biura konstrukcyjnego Horcha.

Horch 8 Typ 375

Horch 8 Typ 375

Sam August Horch nie miał aż tak wiele z tym wspólnego - opuścił firmę Horch w roku 1910, a po utworzeniu Auto Union jego funkcja w radzie nadzorczej połączonych firm była głównie reprezentacyjna (patrz poprzednia notka) i nie zajmował się już aktywnie konstrukcją samochodów marki Horch. Jednak marka Horch nie przynosiła wstydu jego nazwisku. Były to przez cały czas bardzo solidne, zaawansowane technicznie samochody, produkowane w nowoczesny sposób. Na przykład już roku 1937 firma Horch wprowadziła produkcję just-in-time

Najbardziej popularnym Horchem był model 8, w różnych wersjach silnikowych i nadwoziowych wyprodukowano go aż 12.000 sztuk. Niektóre źródła zwracają uwagę na duże podobieństwo nieznacznie późniejszego, uważanego gdzieniegdzie (znaczy konkretnie w źródłach amerykańskich) za pierwszy samochód designerski LaSalle 1927-1933  (marka koncernu GM) do Horcha 8. Ósemki miały - jako pierwsze w Niemczech - silniki ośmiocylindrowe i hamulce hydrauliczne z podciśnieniowym z serwem.

Horch 8 Typ 350

Horch 8 Typ 350

Ale najpiękniejsze były późniejsze serie - 850/950. Mniejsze samochody serii 830/930 nie były takie, ale na przykład de Gaulle był wożony Horchem 830 (przejętym po niemieckim komendancie Paryża Dietrichu von Choltitz) jeszcze 10 lat po wojnie, zanim Francuzi nie dorobili się znowu swoich samochodów wystarczająco luksusowych.

Horch 853A

Horch 853A

Z ciekawostek technicznych serie 850/950 miały na przykład nadbieg, najpierw za dopłatą, a ostatnie serie nawet seryjnie - w końcu autostrady już były i było gdzie pojechać szybciej.

Horch, model nieustalony

Horch, model nieustalony

 

Horch, model nieustalony

Horch, model nieustalony

 

Horch 930V

Horch 930V

 

Horch 930

Horch 930

Zwracam uwagę na szczegóły: Kontrolka zapalenia świateł w postaci czerwonego kryształka na reflektorze.

Horch 853

Horch 853

Sprężynowe zderzaki

Horch 853

Horch 853

Horchami jeździło mnóstwo znanych ludzi, również z kierownictwa NSDAP, ale Hitler jakoś wolał Mercedesy. Może nie chciał być taki mainstreamowy.

W samochodach luksusowych istotne są takie szczegóły jak dumny znaczek firmowy. Na początku był to po prostu napis Horch na chodnicy, w koncepcji i liternictwie wyraźnie zerżnięty od Opla.

Wczesne logo Horch

Wczesne logo Horch

 

Wczesne logo Opel (4/8 PS Doktorwagen)

Wczesne logo Opel (4/8 PS Doktorwagen)

Potem była to duża litera H z koroną ze słowa Horch. Ten znaczek był używany również w powojennych samochodach z NRD, dopóki po sporze prawnym z nowym DKW nie zrezygnowano z marki.

Logo Horch

Logo Horch

A do samochodów naprawdę luksusowych byle znaczek to było za mało - taki samochód musiał mieć figurkę na korku chłodnicy, po niemiecku jest nawet specjalne słowo na coś takiego - Kühlerfigur. Horche miały uskrzydloną strzałę (ale zupełnie inaczej uskrzydloną niż Skoda

Figurka Horch 350

Figurka Horch 350

a później uskrzydloną kulę ziemską.

Horch 375

Horch 375

Ostatnią przedwojenną konstrukcją Horcha była aerodynamiczna wersja Horcha 930, zwana 930 S (od Stromlinienwagen - samochód aerodynamiczny). Prototyp zaprezentowano na targach IAA w roku 1939, zrobiono ich wszystkiego trzy sztuki, które zaginęły podczas wojny. Ale ta historia ma dalszy ciąg - zapraszam do następnej notki. A w niej: Marka Horch w NRD. 

W czasie wojny Horch oczywiście musiał produkować samochody dla wojska. Wehrmacht chciał mieć jednolite, zestandaryzowane modele w różnych wielkościach, ale w praktyce każda firma samochodowa używała swoich podwozi i silników, tylko nadwozia udało się jako tako ujednolicić. Horch używał podwozi od serii 830 do produkcji średniej i ciężkiej terenówki i dwóch modeli samochodu pancernego (Panzerspähwagen Sd.Kfz. 221 und Sd.Kfz. 222)

Horch 901 Typ 40

Horch 901 Typ 40

A po wojnie przyszli Rosjanie. Firma Horch w zasadzie przestała nazywać się Horch, ale jeszcze trochę samochodów marki Horch zrobiono. O nich w następnej notce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

2 komentarze

August Horch – zapomniany pionier automobilizmu

Dziś o trochę zapomnianym pionierze automobilizmu - Auguście Horchu. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie - Horch był świetnym inżynierem, konstruował bardzo dobre samochody, ale kto o nim dziś pamięta? Historia nie jest taka smutna jak historia Lutzmanna i nie ma nic z soap opery jak u Opli, ale też nie jest bardzo radosna.

August Horch Źródło: via Wikipedia

August Horch Źródło: via Wikipedia

August Horch urodził się w roku 1868, czyli dziewięć lat po Lutzmannie. Jego ojciec był kowalem, więc mały August nauczył się kowalstwa w kuźni ojca. Już w wieku lat trzynastu zbudował swój pierwszy pojazd - był to trzykołowy rower, taki z dużym kołem z przodu, zwany po  polsku bicyklem. Niestety nie znalazłem jak ten rower wyglądał, nie wiem nawet czy dwa koła były z przodu, czy z tyłu.

Nazwa bicykl nie pasuje oczywiście do roweru trójkołowego, a w ogóle bez sensu jest, że odnosi się ona tylko do jednego rozwiązania roweru, ale co zrobić? Jeszcze gorzej jest ze słowem rower pochodzącym od nazwy konkretnej firmy, ale tak samo - co zrobić, przyjęło się i już. Niemcy mają słowa Fahrrad ("koło do jeżdżenia" czyli rower ogólnie), Hochrad (rower wysoki) i Niederrad (rower niski, znaczy taki normalny), w polskim tego brakuje.

Ale wróćmy do Horcha. Horch studiował inżynierię w Saksonii, konstruował silniki okrętowe w Rostocku i Lipsku, a potem był kierownikiem produkcji u Benza w Mannheimie. To zdaje się on zrekonstruował Nummer 1 stojący dziś w Deutsches Museum Verkehrszentrum (informacja niepewna, znaczy o rekonstrukcji, bo samochód stoi tam na pewno, sam ostatnio widziałem).

W roku 1899 Horch założył w Köln swoją pierwszą firmę, był to warsztat zajmujący się naprawą samochodów Benza.  Już w 1901 zbudował swój pierwszy własny samochód. No ale w swoim warsztacie nie miał miejsca (nie mówiąc o kasie) na uruchomienie produkcji. Poszukiwania inwestora i właściwego miejsca na fabrykę trochę potrwały, aż w 1904 Horch osiadł w Zwickau i założył tam August Horch & Cie. Motorwagenwerke AG. Znaczy założył on, ale pieniądze były inwestorów.

Pierwszy większy sukces przyszedł w 1906, kiedy to samochód Horcha (Horch 18/20)wygrał dość prestiżowy wyścig samochodowy Herkomer-Konkurrenz, 1700 kilometrów w dużym stopniu przez Alpy. W wyścigu brały udział normalne, seryjne samochody a wygrywał ten najbardziej niezawodny.

Horch 10-12 PS

Horch 10-12 PS

Produkcja szła nieźle, ale Horch wszedł w konflikt z radą nadzorczą swojej firmy. Poszło o to, że Horch zamiast wykorzystać sukces do zwiększenia sprzedaży i puszczenia nowych modeli na rynek, zajął się konstruowaniem nowego samochodu sportowego z całkowitą nowością - silnikiem sześciocylindrowym. No i konflikt tak się zaognił, że Horch odszedł z firmy noszącej jego nazwisko. Jego udział w kapitale zakładowym był znikomy i Horch nie miał tam nic do powiedzenia - więc założył nieopodal August Horch Automobilwerke GmbH (również za pieniądze zaprzyjaźnionych inwestorów). Na to poprzednia jego firma wytoczyła mu proces w sprawie praw do nazwy, po dłuższych perypetiach Horch utracił prawo do używania swojego nazwiska w nazwie swojej firmy i do nazywania nim swoich produktów. Sytuacja cokolwiek głupia, czyż nie?

Konflikt między założycielem firmy a inwestorami, często na tle zaangażowania w sporty motorowe, był dość typowy w tym czasie, przypomnijmy sobie Wartburga. A swoją drogą firma Horch nie przynosiła wstydu Augustowi Horchowi, ale o tym w następnej notce.

Powstał więc problem, jak nazwać swoją firmę i swoje samochody. Horch trochę pokombinował - i wymyślił całkiem nieźle: "Horch" to forma trybu rozkazującego od czasownika horchen (słuchać, nadsłuchiwać). Horch przetłumaczył to słowo na łacinę - audire, w trybie rozkazującym wyszło audi. I od roku 1910 jego firma nazywała się Audi Automobilwerke GmbH Zwickau. Nazwa ładna, świetna na markę, ale to pewnie dlatego nazwisko Horch zostało prawie zapomniane.

W 1914 cztery samochody Audi Typ C brały udział w wyścigu w Alpach, na drogach o nachyleniu do 20%. Zespół otrzymał nagrodę zespołową - bo parę innych samochodów było szybsze, ale wszystkie Audi zespołu dojechały.

Audi Typ C "Alpensieger"

Audi Typ C "Alpensieger"

W 1915 Audi GmbH zostało przekształcone w Audi AG. Wszystko pięknie, świeży kapitał, tyle że Horch stracił w ten sposób praktycznie jakikolwiek wpływ na firmę, mimo że był w zarządzie. Więc w 1920 przeszedł z zarządu do rady nadzorczej i zajął się pracą dla różnych instytucji jako biegły do spraw motoryzacji. A oprócz tego zajmował sporo stanowisk woluntarystycznych, na przykład prowadził komisję normalizacyjną niemieckiego przemysłu

W 1923 Horch zauważył, że kierownica w samochodzie jeżdżącym po prawej powinna być jednak z lewej strony. Wcześniej była po prawej, w najlepszym razie na środku, bo tak było w powozach konnych. Tak, to dopiero 1923. Tak, to właśnie August Horch był autorem tej normy.

Podczas kryzysu lat dwudziestych Horch wpadł w problemy finansowe, jak prawie wszyscy zresztą. Próbował zarabiać prowadząc kurzą fermę (coś jak Lutzmann z wodami gazowanymi), ale zrobił na tym spore straty. Poważnie pochorowała mu się żona, musiał sprzedać swój dom - przed całkowitym bankructwem uratowało go tylko to, że w roku 1931 obie "jego" firmy - Audi AG i Horch AG - połączyły się ze sobą i jeszcze z Wandererem i DKW, tworząc Auto Union AG i w uznaniu zasług zaangażowały Horcha do rady nadzorczej. Wynagrodzenie najpierw nie było wysokie, ale żeby miał z czego opłacać pielęgnację żony podwyższono je znacznie. Ale w sumie było to stanowisko bardziej honorowe, niż merytoryczne.

Wojnę przetrwał Horch na tym stanowisku, nie zapisując się do NSDAP. Zaraz po wojnie właściwie ocenił sytuację, w początku czerwca 1945 zorganizował ewakuację 600 pracowników zakładów w Zwickau do amerykańskiej strefy okupacyjnej i sam pojechał z nimi. To była tylko część pracowników, ale nie wszyscy chcieli wyjechać.

Wybrał słusznie, bo w sektorze wschodnim oskarżono go (zaocznie) o sympatie faszystowskie i przedłużanie wojny dla zysku, ale to bzdura była. Na tyle duża bzdura, że nawet nie odebrano mu tytułu honorowego obywatela Zwickau.

W 1949 nowo utworzone w strefie zachodniej DKW w Ingolstadt powołało Horcha do rady nadzorczej. To stanowisko też był tylko honorowe - Horch miał wtedy 81 lat i dwa lata później zmarł.

Jaki morał z tej historii? Sam nie wiem. Życie udało się Horchowi wyraźnie lepiej niż Lutzmanowi - mimo różnych problemów chociaż nie zmarł w biedzie. Ale rzadko tylko mógł realizować swoje koncepcje, przez większość życia musiał tańczyć jak zagrali finansujący go inwestorzy.

Chociaż jednak wolę być po tej stronie co Horch, niż po stronie tych inwestorów. Tytularność jego funkcji pozwoliła mu przetrwać faszyzm bez ubrudzenia się (a nawet co najmniej jedna osoba pochodzenia żydowskiego zawdzięcza mu przeżycie) - jako (współ-)właściciel firmy motoryzacyjnej musiałby stanąć przed naprawdę trudnymi decyzjami. Wielka kasa takich ludzi jak Oplowie nie równoważy moim zdaniem totalnie popapranego życia prywatnego i konieczności znoszenia się z paskudnym totalitaryzmem.

Jeszcze zabawna ciekawostka: Pionier motoryzacji, konstruktor samochodów i uznany rzeczoznawca z branży motoryzacyjnej August Horch nigdy nie zrobił prawa jazdy.

W następnej notce o samochodach marki Horch. Będzie co oglądać.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

Skomentuj

Nie warto zobaczyć: Muzeum BMW w Monachium

Ostatnim punktem programu wycieczki było muzeum BMW w Monachium. Muzeum mieści się w budynku w kształcie filiżanki (i pod nim), stojącej obok znanego biurowca BMW i centrum BMW Welt. Pod centrum mieści się parking podziemny w którym można zaparkować - całe szczęście, bo w Monachium z parkowaniem jest generalnie ciężko.

Wieżowiec BMW i muzeum BMW

Wieżowiec BMW i muzeum BMW

BMW Welt to miejsce, gdzie można pooglądać aktualne modele i odebrać zamówiony samochód, ale aktualne modele to można zobaczyć wszędzie. W środku jeździła prawdziwa Isetta, chyba można było nawet dać się nią przewieźć.

BMW Isetta w BMW Welt

BMW Isetta w BMW Welt

No ale Isetta jak Isetta, więc poszliśmy do muzeum. I już na początku wychodzi, że to muzeum jest strasznie drogie jak na przedsięwzięcie reklamowe. U Audi zapłaciliśmy razem 3 EUR, tutaj 15 + parkowanie.

A w środku nagle się okazuje, że BMW nie bardzo ma co pokazać! W końcu żaden inżynier ani przedsiębiorca z tej firmy nie był pionierem motoryzacji, fabrykę samochodów produkującą jeden, licencyjny model kupili mniej więcej w tym samym czasie, gdy Opel sprzedał się GM, kupiona fabryka do wojny zrobiła zaledwie kilka swoich modeli, a cała firma najbardziej znana była z motocykli. I oczywiście silników lotniczych, ale z nich trudno zrobić większą wystawę samochodową.

Po wojnie też niespecjalnie im szło - najpierw wpadka z BMW 501/502 i spory z NRD-owcami, potem badziewna Isetta i inne mikrosamochody w rodzaju BMW 600, dopiero od Neue Klasse zaczęło się jako tako kręcić. Ale to były już lata sześćdziesiąte, chwilę potem pojawiły się pozostałe rekiny spotykane na ulicach jeszcze dziś, i już jesteśmy w teraźniejszości. I z czego tu skręcić ciekawą ekspozycję?

A nawet jakichś szczególnych innowacji technicznych do pokazania nie ma - samochody jak samochody, BMW nic szczególnego ani rewolucyjnego nie wymyśliło, nie miało wśród pracowników słynnych inżynierów... No bida z nędzą.

Najstarszym pokazanym samochodem jest BMW 3/15 z Eisenach, czyli zasadniczo Austin Seven vel Dixi 3/15. Informacje że to Austin/Dixi są skromne i dyskretne.

BMW 3/15 z fabryki w Eisenach

BMW 3/15 z fabryki w Eisenach

Parę przedwojennych samochodów jeszcze jest, rzeczywiście do pochwalenia się jest parę BMW 328 w wersji aerodynamiczno-wyścigowej. Uzupełniłem sobie zdjęcia paru mniej popularnych modeli powojennych (503, 507, 700)  sprzed Neue Klasse, będę mógł napisać nowe notki. No ale poza tym to rekiny, rekiny, rekiny - takie same jak na pierwszej lepszej wystawie starych samochodów.

A już szczytem jest sala nazwana Schatzkammer (skarbiec) w której stoją: jedno przedwojenne BMW 328 w wersji aerodynamicznej, BMW 3.0 CSi i jakiś nowy prototyp. No weź, to ma być skarbiec? Już ciekawsze samochody mają w bieda-muzeum w Eisenach!

BMW 328 "Mille Miglia"

BMW 328 "Mille Miglia"

Samo muzeum może i efektowne, ale w środku nie wiadomo którędy iść i czy już się wszystko widziało - bo kierunek zwiedzania wyznaczony słabo. Chyba przez to pominęła mi się sala z silnikami lotniczymi (nie żebym specjalnie żałował, w Deutsches Museum było lotniczych BMW na pewno więcej). A toaletom przydałby się gruntowny remont, nie tylko postawienie bajeranckich umywalek w pomieszczeniu jak toalety przy hali u nas w fabryce. Chociaż u nas toalety przy hali są w lepszym stanie.

No i jeszcze osobna wystawa czasowa - od niezbyt dawna należąca do BMW marka Rolls Royce. Brzydactwa straszne, w ogóle mnie nie biorą. Jedyny jako tako ładny to ten klasyczny Silver Ghost.

Rolls Royce Silver Ghost

Rolls Royce Silver Ghost

Czyli ogólnie: Darujcie sobie. Drogie i słabe. Nie warto zobaczyć. To najsłabsze z muzeów fabrycznych firm samochodowych, jakie dotąd widziałem. I to mimo że szmal wylewa się z wielu kątów (ale z toalety nie). Wybierzcie się lepiej do Ingolstadt. Albo do Zwickau. Albo do Eisenach. Albo na bawarskie piwo, będzie więcej funu .

Adres:

BMW Museum
Am Olympiapark 2
80809 München

Otwarte:

  • Wtorek-Niedziela 10-18

Wstęp:

  • Dorośli 9 EUR
  • Dzieci 6 EUR

 [mappress mapid="83"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć: Deutsches Museum – Verkehrszentrum

No i trzecia część Deutsches Museum - poświęcona pojazdom kołowym. Ten oddział mieści się w zabytkowych halach targowych i jest w nim jeszcze sporo miejsca na nowe eksponaty. Przeniesiono tu niemal wszystkie samochody, pociągi i rowery, które do niedawna stały w głównej siedzibie muzeum.

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

I znowu jest tu tyle różnych ciekawych rzeczy, że trudno coś wyróżnić. Mnóstwo samochodów, od bardzo wczesnych z prawie oryginalnym Patentmotorwagenem Nummer 1 Benza (prawie, bo ten był tylko jeden, Benz go potem rozebrał i użył części do czego innego, ten egzemplarz zawiera trochę części odzyskanych, trochę co się jeszcze po warsztacie walały, a reszta została dorobiona w roku 1903) na czele, do całkiem nowych - ale tylko tych oryginalniejszych i ciekawszych. Uzupełniłem trochę brakujących zdjęć, wymienię w starych notkach obce na własne.

Prawie oryginalny Benz Patentmotorwagen Nummer 1

Prawie oryginalny Benz Patentmotorwagen Nummer 1

Mają też rowery, motocykle, lokomotywy, pociągi, funkcjonalne modele kawałków samochodów... Znowu nie wiem co wybrać do omówienia - radzę po prostu pojechać i zobaczyć, naprawdę warto.

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

 

Pierwsza na świecie lokomotywa elektryczna Siemensa

Pierwsza na świecie lokomotywa elektryczna Siemensa

 

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Deutsches Museum - Verkehrszentrum

Adres

Deutsches Museum - Verkehrszentrum
Am Bavariapark 5
Theresienhöhe 15 (adres dla nawigacji)
80339 München

Czynne:

  • Codziennie 8-17

Wstęp:

  • Dorośli 6 EUR
  • Dzieci 3 EUR
  • Dorosłym polecam Kombiticket na wszystkie trzy oddziały za 15 EUR.

 [mappress mapid="84"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Deutsches Museum Monachium

Podstawowym punktem programu wycieczki było oczywiście Deutsches Museum. Na początek porady praktyczne:

  • Jeden dzień to tyle, żeby dość szybko przejść przez całość ekspozycji, nie oglądając jej zbyt gruntownie - to podobno największe muzeum naukowo-techniczne na świecie. 
  • Ale na takie przejście trzeba być kondycyjnie przygotowanym.
  • Muzeum otwierają o dziewiątej a zamykają o siedemnastej. Radzę pojawić się tam zaraz po dziewiątej i zwiedzać do upadłego, albo aż wyrzucą bo będą zamykać (ale żeby dotrwać do zamykania trzeba mieć sporo odporności w nogach i pojemności na wrażenia w głowie).
  • Można posilić się w bufecie, mają tam między innymi prawdziwego miejscowego Weißwursta ze słodką musztardą i preclem - zwiedzając Bawarię obowiązkowo trzeba coś takiego zjeść, tu można to załatwić bez szukania. Tylko nie przychodzić do bufetu za późno - prawdziwy bawarski Weißwurst produkowany jest tylko rano i jak się skończy to już nie ma. O technice jedzenia Weißwursta innym razem.

 Co do eksponatów: Jest ich tyle, tak różnych i tak dobrze pokazanych, że trudno się zdecydować co w punktach wymienić jako najciekawsze. Może kilka subiektywnie, losowo i niereprezentatywnie dobranych przykładów:

Messerschmitt Me-262 i Me-163

Messerschmitt Me-262 i Me-163

  • Spora kolekcja silników lotniczych. Najciekawsze jest to, że są bardzo dydaktycznie porozkrajane i można naocznie przekonać się o różnicach w koncepcji i konstrukcji. Zresztą tak jest generalnie w każdym dziale - muzeum pokazuje co ciekawsze konstrukcje w taki sposób, że można zobaczyć i zrozumieć istotne szczegóły.
  • Trochę rakiet. Na przykład jedną z pierwszych rakiet przeciwlotniczych na świecie - Rheintochter R1, Opla-Sandersa RAK-1, kapsułę Mercury...
  • Samochodów i innych pojazdów kołowych tu praktycznie nie ma - mają swój specjalny oddział w innej części miasta.
  • W piwnicy zbudowane są kawałki różnych kopalni, tak dobrze, że trzeba popukać w ścianę żeby poznać że sztuczna.
Makieta kopalni w podziemiach muzeum

Makieta kopalni w podziemiach muzeum

  • Bardzo dobra część z eksperymentami, głównie z fizyki. Ale nie takimi efekciarskimi jak większości podobnych instytucji, tylko dość solidnie prezentującymi podstawy.
  • Bardzo ciekawa wystawa o fotografii.
Aparat fotograficzny nagołębny

Aparat fotograficzny nagołębny

  • W dziale komputerowym mają między innymi maszynę Zuse Z-4 i Craya.
Komputer Zuse Z4

Komputer Zuse Z4

  • Zawsze mi się wydawało że mikroskop elektronowy to stosunkowo nowy wynalazek (skaningowy sądziłem lata siedemdziesiąte, zwykły wydawało mi się gdzieś pięćdziesiąte-sześćdziesiąte). A tu stoi seryjny, przedwojenny Siemens z 1939 i wcześniejszy prototyp. Całe życie człowiek się uczy.
Mikroskop elektronowy Siemens z roku 1939

Mikroskop elektronowy Siemens z roku 1939

No i jeszcze można by długo. Jeden dzień to za mało, ale rozłożenie na dwa kolejne też mija się z celem - to za duża porcja, trzeba zrobić sobie dłuższą przerwę. Najlepiej byłoby mieszkać w Monachium albo okolicy, wtedy warto byłoby kupić bilet roczny, chodzić często i oglądać po trochu. Ale ja mam pod 400 kilometrów i takie rozwiązanie nie wchodzi w rachubę.

Adres:

Deutsches Museum
Museumsinsel 1
80538 München

Otwarte:

  • Codziennie 9-17

Wstęp:

  •  Dorośli 8,50 EUR
  • Dzieci 3 EUR
  • Dorosłym polecam Kombiticket na 3 oddziały za 15 EUR.

[mappress mapid="85"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć: Flugwerft Schleissheim

Dalej pojechaliśmy do Monachium. A w Monachium głównym celem jest oczywiście Deutsches Museum. Tyle że teraz ono ma jeszcze dwa specjalistyczne oddziały - jednym z nich jest Flugwerft Schleissheim.

Flugwerft (dosłownie stocznia lotniczaSchleissheim leży koło czynnego lotniska używanego przez aeroklub i jednostkę lotniczą policji. Przeniesiono tu większość samolotów, które dotąd stały w Deutsches Museum (Dornier Do31E1 jak pamiętam stał kiedyś na dziedzińcu muzeum), albo gdzieś w magazynie, bo się nie mieściły. 

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Dojazd jest trochę uciążliwy, bo trzeba objechać całe lotnisko prawie dookoła, kilka kilometrów, cały czas z ograniczeniem do 30 km/h. Na końcu drogi jest trochę miejsc do parkowania, ale niezbyt dużo, w okresach kiedy może być duży ruch radziłbym poszukać innej możliwości dotarcia tam - na przykład zaparkowania z drugiej strony lotniska i podejścia pieszo, nie powinno być daleko, a na pewno szybciej.

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Ekspozycja jest interesująca, sporo miejsca poświęcone jest badaniom nad samolotami pionowego startu. Oprócz tego oczywiście Tornado, Phantom, Starfighter i trochę innych, miejscami powycinanych żeby było widać co jest w środku. To pokazanie "co jest w środku" jest znakiem szczególnym Deutsches Museum, warto się przyglądać.

Flugwerft Schleissheim

Flugwerft Schleissheim

Aż trudno coś szczególnego wyróżnić, wszystko ciekawe. Warto zobaczyć.

Zdjęć daję mało, bo przydadzą się w notkach.

Adres:
Deutsches Museum Flugwerft Schleißheim
Ferdinand-Schulz-Allee (adres dla nawigacji) 
85764 Oberschleißheim

Otwarte:

  • codziennie 9-17

Wstęp:

  • Dorośli - 6 EUR
  • Dzieci - 3 EUR
  • Dla dorosłego polecam Kombikarte na wszystkie trzy części Deutsches Museum, 15 EUR i nie trzeba iść jednego dnia do wszystkich. Dla dzieci taki bilet się nie opłaca.

[mappress mapid="79"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

Skomentuj

Warto zobaczyć: Audi Museum Ingolstadt

Następnym punktem programu było muzeum fabryczne Audi w Ingolstadt.

Audi Museum Ingolstadt

Audi Museum Ingolstadt

Audi w Ingolstadt jest zakładem już powojennym. A było to tak, że niemal wszystkie fabryki Auto Union znalazły się w radzieckiej strefie okupacyjnej. Została im tylko fabryka w Berlinie Spandau. W ramach ratowania co się da zarząd Auto Union zaczął gromadzić co się dało w jednym z regionalnych magazynów części zamiennych akurat w Ingolstadt - bo w pozostałych nie było miejsca na uruchomienie produkcji. I stąd wzięła się akurat tu fabryka. 

Potem Auto Union zostało wykupione przez Mercedesa, później przez Volkswagena. Ale o tym wszystkim dokładniej kiedyś, w osobnej notce. Krótko mówiąc Audi jako marka pojawiła się (ponownie) dopiero po przejęciu przez VW, głównie po to żeby odciąć się od skojarzenia DKW/Auto Union => dwusuw.

Ale dzięki tej całej skomplikowanej historii w muzeum jest co pokazać - można nawiązać i do Augusta Horcha, i do marek Horch, Wanderer, DKW, Auto Union, a nawet NSU (wchłonięte w roku 1969). 

Horch 10-12PS

Horch 10-12PS

Oprócz tego Audi już jako Audi (slogan reklamowy "Vorsprung durch Techik" - "Przewaga dzięki technice") sporo rzeczy wymyśliło i jako pierwsze wprowadziło na rynek. Na przykład napęd na cztery koła w osobówce nieterenowej albo całkowicie aluminiowe, samonośne nadwozie. 

Horch 901 Typ 40

Horch 901 Typ 40

No i muzeum jest bardzo ciekawe. Szmal się nie wylewa, wszystko zrobione prosto, ale elegancko. Do tego bajecznie tanio - wstęp kosztuje 2 EUR dla dorosłego i 1 EUR dla dziecka, z oprowadzaniem zaledwie dwa razy drożej - taniej to nie ma nigdzie. Parkowanie dla zwiedzających też za darmo.

Audi Museum Ingolstadt

Audi Museum Ingolstadt

W środku trochę starych produktów Auto Union (na przykład te same luksusowe Horche co w Zwickau), dalej te powojenne - DKW F8-9, F91, 3=6, 1000, Schnelllaster, aż do F102. No i Audi, od F103, przez pierwsze 80 i 50 i te kanciaste Quatro do najnowszych (chociaż dla najnowszych nie ma co iść do muzeum).

Audi Quattro

Audi Quattro

Polecam. Polecam również sąsiednią, zakładową kantynę, zjedliśmy bardzo dobry makaron (ich własnej produkcji) z sosem bolognese.

Adres:

Audi Museum Mobile
Ettinger Strasse
85045 Ingolstadt

Czynne:

  •  Codziennie 9-18

Wstęp:

  • Dorośli 2 EUR
  • Dzieci 1 EUR
  • Z oprowadzaniem 4 i 2 EUR

 [mappress mapid="80"]

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

2 komentarze

Warto zobaczyć: Muzeum kultury przemysłowej w Norymberdze

Korzystając z najdłuższych w Niemczech, heskich ferii świątecznych wybraliśmy się z synem w trzydniowy rajd po bawarskich muzeach techniki. Ten termin był bardzo dobry, bo wszystkie inne landy ferii już nie miały i wszędzie było pusto, a obłożenie hoteli bardzo małe. 

Na początek wybraliśmy się do Norymbergi, do Museum Industriekultur. Muzeum to jest położone niedaleko głównej siedziby firmy w której wcześniej pracowałem, przechodziłem obok nie raz, ale zawsze było za późno żeby wejść.

Muzeum znajduje się na terenie dawnych zakładów metalowych Juliusa Tafela (Tafla?, w mianowniku Julius Tafel), w swoim czasie (XIX w.) była to największa wytwórnia wyrobów ze stali walcowanej w Niemczech.

W muzeum wystawione są głównie wyroby firm z Norymbergi i okolic, było tych firm trochę. Ekspozycja zaczyna się od motocykli firm Victoria-Werke, Mars-Werke , Hercules-Werke, i Zündapp. A marek motocykli z Norymbergi było jeszcze znacznie więcej. 

Motocykle z Norymbergi

Motocykle z Norymbergi

Dalej mamy dziwne i ciekawe rowery, zazwyczaj też z Norymbergi

Różne dziwne rowery

Różne dziwne rowery

W następnej część stoją samochody marek Mars, Maurer-Union i Faun, oczywiście wszystkie norymberskie.

Samochód z Norymbergi, prawdopodobnie "Mars"

Samochód z Norymbergi, prawdopodobnie "Mars"

a dalej powojenne - Zündapp Janus zestawiony z concept carem Dornier Delta - o tej parze zrobię notkę (Uwaga: podobno ten Dornier Delta czasem jest tu, czasem u Dorniera we Friedrichshafen, a czasem w muzeum Hymera w Bad Waldsee), i Victoria Spatz (też zrobię notkę). No i Porsche Typ 12 czyli Zündapp Käfer, chwilowo jako model (samochód pewnie rotacyjnie w innym muzeum) - o tym przy okazji notki o początkach Garbusa. Więc na razie bez zdjęć.

Na dokładkę mamy trochę innego sprzętu, już niekoniecznie norymberskiego. Maszyny parowe, generatory elektryczne, stara elektronika, stare komputery domowe, dawne mieszkanie robotnika, sprzęt gospodarstwa domowego... Dzieci i młodzież może postukać sobie na mechanicznych maszynach do pisania, można usiąść na motorze Zündappa i w jego wózku bocznym.

Motocykl "Hercules W 2000" z silnikiem Wankla

Motocykl "Hercules W 2000" z silnikiem Wankla

Ogólnie bardzo polecam.

Adres:

Museum Industriekultur 
Äußere Sulzbacher Straße 62
90491 Nürnberg
 

Otwarte:

  • wtorek-piątek 9-17
  • sobota i niedziela - 10-18

Wstęp:

  • dorośli - 5 EUR
  • dzieci - 3 EUR
  • bardzo tani bilet "Kleingruppe 1" - dorosły + 1-3 dzieci za 5,50 EUR
  • również tanio "Kleingruppe 2" - dwoje dorosłych + 1-3 dzieci za 10,50 EUR

[mappress mapid="78"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Warto zobaczyć

3 komentarze