Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Na wystawie widziane: Lloyd 300, 400, 600, 250

Dziś znowu coś ze stajni Borgwarda, tym razem żaden Luxus tylko z najniższej półki pod marką Lloyd.

Znaczek firmowy Lloyd

Znaczek firmowy Lloyd

Wbrew angielskiej nazwie niemiecka marka Lloyd była całkiem niemiecka. Historia jej jest dłuższa, ale niezbyt emocjonująca więc ją sobie daruję. W każdym razie w roku 1929 przejął ją za bezcen Borgward. Nie należy mylić jej z marką przedwojennych motocykli z Norymbergi, ani z angielską firmą o tej samej nazwie, funkcjonującą w latach 1936-1951.

Pod marką Lloyd Borgward wypuszczał najgorsze i najtańsze badziewie. Zaczęło się w roku 1950 od pojazdu zwanego Lloyd 300.

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

Z daleka wyglądało to prawie jak samochód, ale z bliska była to katastrofa. Egzemplarz na zdjęciu ma już normalną maskę, ale we wcześniejszych wersjach maska była zabudowane na stałe, a dostęp do silnika zapewniała znacznie mniejsza klapka w tej "masce". Większy dostęp nie był w sumie potrzebny, bo dwusuwowy, dwucylindrowy silniczek miał tylko 300 cm3 i był malutki i słabiutki (10 KM) - był nawet taki dowcip:

- Co to jest: Stoi pod górą i wyje?

Odpowiedź brzmiała Lloyd. Popularne powiedzenie głosiło Wer den Tod nicht scheut, fährt Lloyd (Kto się nie boi śmierci jeździ Lloydem). Trzy (niesynchronizowane!) biegi były przełączane "klamką", podobnie jak w DKW F8 i opartych na nim samochodach z NRD (silnik zrobili ludzie pracujący wcześniej dla DKW). Nadwozie było zrobione z elementów ze sklejki i giętej blachy na drewnianej ramie i obciągnięte skajem. Dla zamaskowania nierówności pod skaj wkładano filc, czy coś w tym rodzaju i w dotyku pojazd przypominał plaster na rany. Stąd nazywano go "Leukoplastbomber" (Bombowiec plastrowy). Dostęp do bagażnika był tylko od wewnątrz pojazdu. Od roku 1952 za dopłatą w wysokości 70 DM można było w tym samochodzie mieć taki luksus jak amortyzatory.

Minęło parę lat i wymagania klientów wzrosły nieco, stąd w roku 1953 Borgward wypuścił nowszy model - Lloyd 400 z 400 cm3 dwusuwem. Ten już wyglądał trochę lepiej, mam wrażenie że inspirowali się nim NRD-owcy robiąc Trabanta P50. W 1955 zmieniono jego silnik na czterosuw 600 cm3 nadal z "klamką". Potem dodawano jeszcze synchronizację biegów, dostęp do bagażnika od zewnątrz, szyby opuszczane na korbkę i tym podobne wypasy. Od 1957 model nazywano Alexander i był to największy sukces całego koncernu Borgwarda, sprzedało się ich ponad 170.000, ostatnie robiono z zapasów jeszcze w 1963, dwa lata po utłuczeniu koncernu.

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

 

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Po drodze Lloyd miał jeszcze model 250, całkiem podobny do 400, tyle że z mniejszym silnikiem, poniżej 250 cm3. Sens tego modelu najlepiej oddaje jego potoczna nazwa - zwano go Prüfungsangst-Lloyd (Lloyd dla bojących się egzaminu). Chodziło o to, że do roku 1953 w Niemczech wydawano prawa jazdy na "pojazdy o pojemności silnika do 250 cm3". Chodziło tu najwyżej o mikrosamochody w rodzaju Messerschmitta, ustawodawca nie przewidział pojawienia się czteroosobowych samochodów z takimi silnikami. Interpretacja że pojazd == samochód była w tym wypadku sporna, a używali jej (i Lloyda 250) głównie ludzie starsi bojący się przystąpić do egzaminu na prawo jazdy na normalny samochód.

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

 

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

 

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Tutaj porównanie z innymi samochodami.

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

5 komentarzy

Muzeum poczty w Heusenstamm

Jest tu, we Frankfurcie, nad Menem, Muzeum Komunikacji. Całkiem fajne, muszę kiedyś pójść z aparatem, zrobić trochę zdjęć i napisać o nim notkę.

Niedawno na wystawie starych samochodów (tej na której wypalcowałem obiektyw i zdjęcia mi nie wyszły) zobaczyłem nieznany mi model dostawczego VW.  Zacząłem szukać czegoś o nim w sieci i zupełnym przypadkiem znalazłem, że jest taki (a był to VW Typ 147 Fridolin) w oddziale Muzeum Komunikacji - magazynie (Depot) w Heusenstamm. Nigdy wcześniej o tym oddziale nie słyszałem. No i się okazało że magazyn dostępny jest do zwiedzania w każdy pierwszy piątek miesiąca o 14, tylko z oprowadzaniem, za jedne 5 euro.

Heusenstamm jest mi prawie po drodze z pracy, stwierdziłem więc że się tam wybiorę i zrobię temu Fridolinowi zdjęcia. Można dojechać tam zabytkowym autobusem pocztowym (rocznik 1925) spod muzeum we Frankfurcie, no ale pora dla pracującego jest trudna (start o 13), pojechałem więc sam prosto z pracy.

Autobus pocztowy z roku 1925

Autobus pocztowy z roku 1925

No i muszę powiedzieć: Mówicie, że widzieliście już fajne muzeum techniki z bogatymi zbiorami? WYDAJE WAM SIĘ! Nic nie widzieliście. Mi też się wydawało że sporo już widziałem ale tam, w Heusenstamm, wlokłem szczękę po podłodze przez bite półtorej godziny.

Depot Heusenstamm to właściwie nie jest muzeum sensu stricto tylko, jak sama nazwa wskazuje, magazyn. Nie ma tam ekspozycji z gablotami itd, tylko regały magazynowe zastawione sprzętem.

Sprzęt jest poustawiany po działach i wieku. I tak mają tam telefony, teleksy,

Muzeum poczty Heusenstamm - teleksy

Muzeum poczty Heusenstamm - teleksy

łącznice telefoniczne ręczne, kawałki automatycznych central telefonicznych, telewizory, kamery telewizyjne, sprzęt grający, komputery domowe, stoły montażowe, faksy, lampy radiowe,

Muzeum poczty Heusenstamm - duża lampa radiowa

Muzeum poczty Heusenstamm - duża lampa radiowa

komórki... No mnóstwo. Pani oprowadzająca otwiera szafkę i wyciąga z niej oryginalne telefony systemu Bella,

Muzeum poczty Heusenstamm - telefony systemu Bella

Muzeum poczty Heusenstamm - telefony systemu Bella

obok stoją oryginalne telegrafy jakie wcześniej widziałem głównie na rysunkach w przedwojennej Encyklopedii Gutenberga.

Muzeum poczty Heusenstamm - telegraf

Muzeum poczty Heusenstamm - telegraf

W sekcji Home Computer są maszyny jakie widziałem tylko na zdjęciach z okresu pionierskiego - na przykład Commodore PET czy inne Victory.

Muzeum poczty Heusenstamm - stare komputery

Muzeum poczty Heusenstamm - stare komputery

W innym miejscu pani wyciąga replikę telefonu Reisa (z pobliskiego Friedrichsdorfu) i opowiada jak próbowali go uruchomić (muszę się wybrać do Friedrichsdorfu i zrobić o tym notkę).

Muzeum poczty Heusenstamm - replika telefonu Reisa

Muzeum poczty Heusenstamm - replika telefonu Reisa

I tak można by długo. Nie mają nic przeciwko żeby sobie pochodzić między regałami, byleby nic nie dotykać (pani dotyka eksponatów tylko w rękawiczkach). Półtorej godziny to stanowczo za mało, muszę się tam wybrać jeszcze raz.

Mieli tam też trochę rzeczy z NRD, zwłaszcza telewizorów. Porobiłem zdjęcia, podmienię część obcych zdjęć w starych notkach na moje. Zrobię też z nich nowe notki. Tyle że tam było trochę ciemno, zdjęcia w większości niezbyt dobre.

Więc jeżeli interesujecie się historią techniki to przyjedźcie koniecznie! Zostawcie sobie Deutsches Museum na potem, to jest lepsze. Trzeba się tylko umówić telefonicznie, bo grupy nie są zbyt duże. Adres:

Philipp-Reis-Straße 4-8, 
63150 Heusenstamm 

Rezerwacja telefoniczna pod numerem +49 (0)6104 49 77 210 

Informacja w sieci LINK

Philipp-Reis-Straße 4
63150 Heusenstamm, Niemcy

Trafić trochę trudno, bo nawigacja doprowadzi tylko przed bramę. W bramę trzeba wjechać i objechać wielką halę magazynową po lewej stronie, wejście jest po drugiej stronie hali a oznaczone jest słabo.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Ciekawostki

3 komentarze

Rolls Royce Oberursel

Już ponad rok temu miałem notkę o Rolls Royce Oberursel, ale dopiero teraz udało mi się wybrać do ich muzeum fabrycznego.

Muzeum otwarte jest tylko w ostatnie piątki miesiąca (oprócz grudnia) w godzinach od 15 do 18 i jest mi absolutnie nie po drodze - nic więc dziwnego że nie tak łatwo się wybrać. Ale wreszcie się udało.

Muzeum założono niedawno - około 2001. Pan zajmujący się tym muzeum (emerytowany pracownik fabryki) tłumaczył, że jest to najstarsza fabryka silników lotniczych na świecie, która nadal jest w tym samym miejscu i nadal robi silniki lotnicze. I jak pewnego razu powiedzieli o tym jakimś klientom którzy przyjechali z wizytą, to klienci zapytali "A gdzie jest wasze muzeum?". No i trzeba było zrobić muzeum.

O historii zakładu już pisałem, więc od razu przejdę do eksponatów. Głównie chciałem zobaczyć dwa z nich. Jeden to oczywiście oryginalny silnik GNOM.

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Szczegół: Iskrownik w stylu epoki, z magnesami podkowiastymi:

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Drugi eksponat to (również oczywiście) silnik rotacyjny Gnome. Ten nie jest autentyczny - to stosunkowo nowa replika z powycinanymi w rożnych miejscach otworami, żeby było widać szczegóły budowy.

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Dopiero przyjrzenie się z bliska takiemu silnikowi uświadamia ile problemów technicznych musieli te 100 lat temu konstruktorzy pokonać. Przecież tu się kręci cały korpus (a wał jest nieruchomy) i do tych kręcących się cylindrów trzeba dostarczyć mieszankę, trzeba sterować zaworami

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

i dostarczać impulsy wysokiego napięcia do świec zapłonowych. Na zdjęciu, w otworze widać tarczę rozdzielacza zapłonu.

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Tu jeszcze mamy spalinowy silnik przyczepny do roweru. Proste konstrukcje były instalowane na kierownicy i przez rolkę dociśniętą do opony napędzały koło przednie. Późniejsze, bardziej wyrafinowane napędzały bezpośrednio oś koła tylnego. Kiedyś było to bardzo popularne, ale nawet niezbyt dawno parę razy widziałem coś podobnego w akcji.

Rolls-Royce Oberursel - Silnik do roweru GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik do roweru GNOM

Inne eksponaty to oczywiście różne silniki odrzutowe.

Silnik odrzutowy produkcji Rolls-Royce Oberursel

Silnik odrzutowy produkcji Rolls-Royce Oberursel

Przed muzeum stoi samolot - Fiat G.91. Był to pierwszy samolot odrzutowy produkowany w Niemczech po wojnie, silniki do niego robiono w Oberursel. Taki sam stoi w muzeum Dorniera - Dornier też miał swój udział w produkcji.

Fiat G.91

Fiat G.91

I jeszcze jest tam śmigłowiec Bell UH-1D - podobnie jak przy tych Fiatach - silniki produkowano na licencji w Oberursel a całe śmigłowce robił Dornier. I taki śmigłowiec też stoi u Dorniera we Friedrichshafen.

Bell UH1-D

Bell UH1-D

Wstęp do muzeum jest za darmo (proszą tylko o dobrowolny datek), zachęcam. Jak przyjść o 15 to można wysłuchać dłuższej opowieści o historii zakładu. Adres:

61440 Oberursel
Hohemarkstrasse 60-70.

Hohemarkstraße 60
61440 Oberursel, Niemcy

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Prąd na ulicach: Najnowsze wiadomości

Dziś najnowsze wiadomości z frontu elektryfikacji motoryzacji.

Niedawno widziałem Teslę Roadstera na autostradzie. 180 idzie lekko. Podobno ma ograniczenie na 200, ale ruch był za duży i szybciej niż 180 i tak się nie dało. (Żeby nie było że specjalnie goniłem - ja na tym odcinku zawsze jadę 180).

Tesla Roadster na A3

Tesla Roadster na A3

Pozostajemy przy Tesli: Zauważyłem na mieście salon Tesli. Koło opery. Z tym że, jak znalazłem w sieci, to tylko na miesiąc, nie na stałe.

Salon Tesli we Frankfurcie

Salon Tesli we Frankfurcie

Poza tym widziałem na ulicach parę różnych egzemplarzy Renault Twizy. Coś się powoli zaczyna dziać.

EDIT: Jak przeczytałem Tesla Roadster nie jest produkowana od stycznia - skończyła się umowa Tesla Motors z fabryką Lotusa, gdzie samochody te były robione. Teraz wyprzedają resztki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Prąd, prąd, prąd na ulicach

10 komentarzy

Pomnik Dilberta

No musi być Dilberta, poznaję po krawacie.

Pomnik Dilberta, Frankfurt

Pomnik Dilberta, Frankfurt

A zwłaszcza po jego zagiętej końcówce.

Pomnik Dilberta, Frankfurt

Pomnik Dilberta, Frankfurt

A tak bardziej poważnie, to jest to rzeźba Claesa Oldenburga. Zwracam uwagę, że zarówno kołnierzyk jak i krawat są odwrócone do góry nogami. Odwracamy...

Pomnik Dilberta, Frankfurt

Pomnik Dilberta, Frankfurt

No i kto powie że nie Dilberta? Tylko bardziej realistycznie przedstawiony. (Rysunek z Dilbertem ze strony http://www.myfreewallpapers.net, nie było tam zastrzeżeń co do praw, mam nadzieję że nikt mnie tu ścigał nie będzie. Ne wszelki wypadek: Autorem Dilberta jest Scott Adams, http://www.dilbert.com/).

Dilbert by Scott Adams

Dilbert by Scott Adams

Mainzer Landstrasse
60311 Frankfurt nad Menem, Niemcy
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj

Na wystawie widziane: Goliath GP 1100 Luxus

Znowu byłem w weekend na wystawie starych samochodów, było trochę ciekawych i rzadkich, ale się wkurzyłem. Zrobiłem zdjęcia, a w domu po wciągnięciu ich do komputera okazało się, że dotknęło mi się palcem obiektywu (a dokładnie filtra) i wszystkie mają w jednym miejscu (i to blisko środka) rozmazaną plamę. Wrrr, mój aparat ma już dobre kilka lat i jego wyświetlacz nie jest powalająco duży, słońce świeciło, w chromach, szybach i nawoskowanych nadwoziach się odbijało, no i dodatkowego odblasku nie zauważyłem.

No dobra, przyznam się, powoli trzeba by się umówić do okulisty żeby zapisał jakieś okulary do patrzenia z bliska, bo na przykład modelarstwo od pewnego czasu nie jest już dla mnie. A i żeby znaleźć na płytce punkt pomiarowy do przyłożenia sondy oscyloskopu muszę używać lupy.

No ale na szczęście te zdjęcia, zmniejszone na 600 punktów jakoś ujdą. Więc dziś o rzadko spotykanym samochodzie ze stajni Borgwarda - Goliath GP 1100 Luxus. Zdjęcia trudno by było powtórzyć, bo takiego widziałem po raz pierwszy.

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Nawet w sieci nie ma o tym samochodzie za wiele, ciekawe że w Wiki niemieckiej jest tylko krótka wzmianka pod hasłem Goliath, a w angielskiej osobne hasło (ale też niezbyt długie).

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Borgward miał swój system nazewnictwa, G jest od Goliath (w odróżnieniu od L - Lloyd) a P od Personenkraftwagen - osobówka.

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 pojawił się w sprzedaży w roku 1957 i był, jak to u Borgwarda, bardzo nowoczesny. Pontonowe nadwozie, drzwi otwierające się do przodu, kierunkowskazy świetlne... Napędzany był czterocylindrowym silnikiem w układzie boxer umieszczonym z przodu, chłodzonym cieczą. Wersja Luxus miała dodany drugi gaźnik, powiększony stopień sprężania i oczywiście była lepiej wyposażona.

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Wkrótce po rozpoczęciu produkcji, w 1958, Goliatha GP 1100 przemianowano na Hansa 1100 i pod tą nazwą produkowano z niewielkimi zmianami (głównie powiększono płetwy ogonowe) do 1961.

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliatha GP 1100 zrobiono ok 11 tysięcy sztuk + 3800 w wersji kombi, a jako Hansa 1100 21 tysięcy + 6700 kombi. Nie wiem ile z tego było wersji Luxus, ale chyba nie bardzo dużo.  Luxus kosztował w 1957 prawie dwa razy tyle co najtańszy Garbus (7165 DM vs. 3780). Isabella była wtedy tylko 300 DM droższa.

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

Goliath GP 1100 Luxus, Niemcy, 1957-1958

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

2 komentarze

Jak to się robi w Niemczech: Wychowanie seksualne w szkole

Temat wychowania seksualnego w szkole w Polsce spadł jakoś z pierwszych stron gazet na korzyść religii w szkole. O religii w szkole w Niemczech jeszcze napiszę, dziś jednak o wychowaniu seksualnym.

Dobre przekazanie dzieciom wiedzy na ten temat nie jest oczywiście proste. Pamiętam że za moich czasów odbywało się to w klasie ósmej na jednej lekcji biologii. No i to było za późno, chyba mało kto w klasie dowiedział się z tej lekcji czegoś nowego. A i sama lekcja odbywała się według schematu sparodiowanego w tamtych czasach w satyrycznym monologu Krzysztofa Jaroszyńskiego z cyklu "Apteka domowa" (niestety nie znalazłem w sieci, cytaty muszą być z pamięci) - autor przez parę minut opowiadał dlaczego to takie ważne i w ogóle, potem wygłosił standardowe zdanie że "Lepiej żebyście dowiedzieli się o tym w szkole, niż od kolegów z podwórka" i natychmiast po tym zdaniu nastąpiło "Dziękuję za uwagę" i koniec. To oczywiście parodia, w praktyce jakieś informacje podane były, ale wstępów było znacznie więcej niż konkretów. A i przez parę wcześniejszych tygodni pani poświęcała część lekcji na wkładanie nam do głowy że na tej lekcji wszyscy mają być, bo  "Lepiej żebyście dowiedzieli się o tym w szkole, niż od kolegów z podwórka".

Nie jestem na bieżąco z tym, jak to w kraju wygląda teraz. Więc od razu przejdę do tego, jak to się robi w Niemczech.

W Niemczech dzieci mają o tym w szkole po raz pierwszy w klasie czwartej (czyli 9-latki), w ramach przedmiotu Sachunterricht (to słowo nie ma bezpośredniego polskiego odpowiednika, powiedzmy Przyroda - Technika). Omawia się tę problematykę przez kilka tygodni, mowa jest o budowie organów płciowych, rozwoju człowieka, porodzie, dojrzewaniu, antykoncepcji... W sposób dopasowany do wieku odbiorców, ale tak konkretnie, bez uciekania w kwiatki i motylki. Na koniec każde dziecko otrzymuje kartonik z paroma materiałami na ten temat.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

 

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Kartonik zawiera przede wszystkim książeczkę, w której dwie dziewczynki i chłopiec zajmują się w ramach programu Jugend forscht (to dłuższy temat w sam raz na notkę, muszę sobie wpisać na listę) poszukiwaniem skąd się bierze życie.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Czytając i zadając pytania bohaterowie szybko przechodzą od powstania wszechświata i rozmnażania przez podział do rozmnażania płciowego i - po sznurku do kłębka - do płciowości człowieka. Rzecz jest napisana całkiem zgrabnie, kolejne tematy i informacje pojawiają się całkiem naturalnie, a bohaterowie traktują to wszystko jako coś normalnego. Uważam że to świetnie zrobione. W książeczce pojawia się numer telefonu do darmowej infolinii dla dzieci i młodzieży, gdzie można wyjaśnić wątpliwości związane nie tylko z płciowością - to coś w rodzaju telefonu zaufania.

Książeczkę uzupełnia słowniczek użytych pojęć

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

i broszurka z informacjami na temat ciąży i rozwoju płodu.

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

Materiały do wychowania seksualnego w szkole podstawowej w Niemczech

No i to działa. Pamiętam że parę lat wcześniej przy jakiejś okazji słuchałem wynurzeń jakiejś kościelnie zaangażowanej pani z Polski, jak to jej dzieci zostały w szkole brutalnie zaatakowane takimi świństwami, ale nawet z jej słów wynikało że przed tymi lekcjami dzieci świntuszyły dość chamsko ze swoimi rówieśnikami, a po tych lekcjach przestał być to atrakcyjny temat i się skończyło. Kiedy zwróciłem jej na to uwagę, choć niechętnie, ale musiała przyznać mi rację. To jest dobre.

Przedmiot ten został wprowadzony do szkół w roku 1969 (data nieprzypadkowa, taki był duch tamtych czasów). Na początku środowiska ewangelickie były za, a katolickim i konserwatywnym szło to za daleko, ale potem się jakoś wszyscy przyzwyczaili. Zdarzają się oczywiście rodzice, którym się to wszystko nie podoba i próbują zwolnić swoje dzieci z tych lekcji, zazwyczaj motywując to względami religijnymi. A religią tą jest najczęściej islam. Próby te nie przechodzą, zwolnienie takie nie jest możliwe. Kilka lat temu (2004) odbył się głośny proces, w którym sąd administracyjny oddalił skargę rodziców dwóch dziewczynek na odrzucenie prośby o zwolnienie z tych lekcji motywując to tym, że jest to czyste przekazywanie wiedzy przy którym specjalnie zwraca się uwagę na neutralność światopoglądową. I w związku z tym argument religijny nie działa i dzieci mają na te zajęcia chodzić.

Tak na marginesie to w Niemczech za to że dziecko nie chodzi do szkoły na rodziców może zostać nałożona kara grzywny, a przy recydywie nawet pozbawienia wolności. I uważam że słusznie, chociaż mam nie poparte researchem wrażenie że kary te stosuje się zbyt rzadko. A w dzisiejszym społeczeństwie "chroniąc" dziecko przed wiedzą o seksualności robimy mu wielką krzywdę, a już zwłaszcza dziewczynce.

Wracając do tematu wychowania seksualnego: Podobnie rzeczowo przedstawiana jest sprawa w telewizyjnych programach edukacyjnych dla dzieci. W Willi Will's Wissen Willi po prostu ze szczegółami opowiedział skąd się biorą dzieci, ilustrując opowieść schematycznymi rysunkami (również stosunku), złagodził tylko bezpośredniość opisu charakteryzując się przy tym na śmiesznego lekarza. A w innym odcinku pokazał prawdziwy poród, tak dokładnie.

Następny raz dzieci spotykają się z tym tematem w klasie szóstej (przynajmniej w gimnazjum, jak w innych typach szkół to nie wiem), na lekcjach NaWi (Naturwissenschaften - przyrody), w ramach cyklu tematów z wiedzy o człowieku. Oprócz zagadnień anatomicznych mówi się o dojrzewaniu, i wszystkim, co z tym związane - nie wyłączając tematów antykoncepcji czy masturbacji. Poruszony jest też temat obrzezania. I wszystko to jest takie normalne, również zdjęcia rodzin nago. Po prostu normalne.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: ,

Kategorie:Jak to się robi w Niemczech?

13 komentarzy

Kobieta na Księżycu

Mniejsza o to jakimi ścieżkami skojarzeniowymi, ale doszedłem właśnie do obejrzenia starego filmu niemieckiego. Jeszcze niemego, z roku 1929. W reżyserii Fritza Langa. Frau im Mond - Kobieta na Księżycu.

Parę niemych filmów niemieckich, w tym również Langa już widziałem, ale tego jeszcze nie. Zajrzałem na youtube i znalazłem tam cały film w dobrej jakości (tylko dodane napisy po włosku).

No i to się daje oglądać, mimo ponad 80 lat od nakręcenia.  Bardzo krótko plot: Chodzi oczywiście o lot na Księżyc, po złoto, wykonany przez niezbyt zgraną załogę w składzie:

  • Inżynier i przedsiębiorca Wolf Helius, główny bohater
  • Profesor Georg Manfeldt, autor ogólnie wyśmiewanej teorii o dużych pokładach złota na Księżycu
  • Inżynier Hans Windegger, bliski współpracownik Heliusa
  • Friede Velten, absolwentka astronomii, narzeczona Windeggera, ale Helius się w niej podkochuje
  • gangster Turner, czarny charakter działający na zlecenie grupy Złych Biznesmenów, jego udział zostaje wymuszony przy pomocy zamachów bombowych i innych akcji bezpośrednich.
  • Gustav, wczesnonastoletni syn kierowcy Heliusa, namiętny czytelnik pulpowych komiksów SF, jako pasażer na gapę

W trakcie lotu wychodzi że Windegger to rozlazły tchórz bez jaj, za to jaja jak smok okazuje się mieć Friede Velten - co w tamtych czasach w filmie było chyba większą fantastyką niż lot na Księżyc (bo już Georges Méliès i Podróż na Księżyc w 1902...). Scenariusz ma parę mielizn, ale o wiele słabsze rzeczy pokazuje dziś telewizja w prime time.

Ale co najciekawsze to strona techniczna. Frau im Mond jest uznawany za pierwszy film hard SF. Nic dziwnego - konsultantami naukowym filmu byli profesor Hermann Oberth, pionier techniki rakietowej, później współpracownik von Brauna, i bliski przyjaciel Langa - Willy Ley, współzałożyciel Verein für Raumschiffahrt we Wrocławiu i autor paru popularnonaukowych książek o technice rakietowej. No i oni Langowi wszystko wyjaśnili i narysowali, jak by to zrobili. Film był na tyle zbliżony do ówczesnych projektów, że Ley na premierze oznajmił że to nie fantastyka, ale jeszcze nie do końca zrealizowana rzeczywistość.

Bo: Bohaterowie lecą trójstopniową rakietą na paliwo ciekłe, prędkości i przyspieszenia są poprawnie policzone, cała sekwencja transportu pionowego na stanowisko startowe nie różni się zasadniczo od tych z projektu Apollo. Jeden tylko szczegół jest inny - Oberth miał koncepcję, żeby rakieta startowała z częściowego zanurzenia w basenie z wodą (żeby nie musiała stać o własnych siłach). Koncepcja ta była poważnie rozważana przez NASA przy paru znacznie późniejszych projektach. W czasie lotu jest nieważkość (żeby przyoszczędzić na efektach specjalnych tylko krótko, jak u Verne'a). Bohaterowie radzą sobie z nią wkładając stopy w pętle zainstalowane na podłodze, ale mają problemy z wylewaniem koniaku z butelki w zeroG. Wylana ciecz zbiera się w unoszące się w powietrzu kulki. Sekwencja wschodu Słońca zza Ziemi jest prawie jak na prawdziwych zdjęciach, brakuje tylko chmur na Ziemi, a i kontynenty od strony nocnej widać zbyt dobrze.

A najciekawsze: To Lang wymyślił countdown - odliczanie do zera miało budować napięcie w sekwencji startu.

Oczywiście nie wszystko jest tak naukowo ścisłe - na odwrotnej stronie Księżyca jest nadające się do oddychania powietrze (jak w Na srebrnym globie Żuławskiego (1903), ale była to teoria XIX-wiecznego, niemieckiego astronoma, Petera Andreasa Hansena). Profesor  Manfeldt testuje czy atmosfera nadaje się do oddychania zapalając trzy zapałki i znajduje złoto przy pomocy różdżki, a piloci rakiety przy 4g (pokazywanym w m/s2 na wskazówkowym akcelerometrze) wychylają się z pryczy żeby obsługiwać dźwignie sterowania ciągiem.

Film nie był sukcesem kasowym - w 1929 film niemy wychodził już z mody - ale mimo wszystko warto go zobaczyć. Dla niecierpliwych - przygotowanie do startu rakiety zaczyna się w części 6 od 7:00.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Ciekawostki, Telewizja

Skomentuj

Na ulicy widziane: BMW C1

W poprzedniej notce o Renault Twizy wspomniałem, że to quad z budą od BMW C1. BMW C1 to ciekawy pojazd, więc może o nim notka.

BMW C1 to była próba zrobienia jednośladowego samochodu. Koncepcje takie pojawiały się już od dawna (pamiętam jakiś materiał z Zachodu pokazany dawno temu, jeszcze w Sondzie), ale dopiero BMW w roku 2000 wypuściło coś takiego seryjnie.

BMW C1, 2000-2003

BMW C1, 2000-2003

Pojazd ten to w zasadzie skuter z nadwoziem. Nadwozie służy nie tylko do ochrony przed deszczem, ale przede wszystkim robi bezpieczeństwo - jest to sztywna klatka, z przodu jest strefa zgniotu (ten dynks nad przednim kołem), siedzenie jest wysokie z oparciem i zagłówkiem, a do tego pasy bezpieczeństwa. Opcjonalnie można było dokupić ABS. W większości krajów w których pojazd ten został dopuszczony do ruchu można nim jeździć bez kasku. Klatka bezpieczeństwa ma też łatwo wymienne zderzaki działające przy przewróceniu się na bok.

BMW C1, 2000-2003

BMW C1, 2000-2003

Koncepcja fajna - można jechać do pracy w garniturze i nie mieć problemów z parkowaniem. No ale niestety na tym lista zalet się kończy. Pojazd był drogi (zaczynał się od 10.000 DM), jednoosobowy (zasadniczo można było wstawić siedzenie dla pasażera tam, gdzie na zdjęciu jest bagażnik, ale pasażer siedział nie chroniony nawet przed deszczem i musiał mieć kask) i jeszcze do tego było z nim parę problemów technicznych (mimo super high-techowych rozwiązań). No i jakoś marketingowcy BMW nie umieli dobrze określić grupy docelowej. Wkrótce (2002) po zrobieniu około 30.000 sztuk zaprzestano jego produkcji.

BMW C1, 2000-2003

BMW C1, 2000-2003

W sumie szkoda, wydaje mi się że ta koncepcja ma potencjał. Z tym że ja bym dodał kół. W Renault Twizy dodali dwa, ale chyba ciut przesadzili. Wyszło im - parafrazując opinię o smarcie, że jest to pół samochodu za cenę całego - ćwierć samochodu za cenę całego. Ja bym zrobił to trochę inaczej - połączyłbym taką budę z którymś z systemów skutera trójkołowego. Zresztą niedawno widziałem coś podobnego na drodze, tyle że buda nie była klatką bezpieczeństwa. Ale może dałoby się to zrobić bez zbytniego powiększania ciężaru i ceny. A potem jeszcze przerobić na prąd... Heinkel potrafił ponad 50 lat temu zrobić czteroosobowy samochód (no powiedzmy na dwie + dwójka dzieci) o masie własnej 250 kg, a ci od Twizy potrzebują 400 (akumulator odliczyłem) na od biedy dwie osoby, i to nie mając skrzyni biegów ani drzwi. Mam wrażenie że coś robią nie tak.

BMW C1, 2000-2003

BMW C1, 2000-2003

Wracając do C1 - jego ocena jest bardzo mieszana. Z jednej strony spotkałem artykuły z prasy motoryzacyjnej kwalifikujące go jako największy fail wśród motocykli, z drugiej pojazd ten ma status kultowy, a używane egzemplarze robią się coraz droższe, a nie coraz tańsze. Powiedzmy że nie był to fail inżynierów tylko działu marketingu.

A zdjęcia zrobiłem koło fabryki i przed domem - w sąsiedniej klatce mieszka ktoś, kto tym jeździ.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

8 komentarzy

Las miejski: Żaby wędrują (2)

Pisałem już w zeszłym roku o wędrówce żab na rozmnażanie - ostatnio trafiłem na migrację w drugą stronę - jeszcze małe, póltoracentymetrowe żabki wędrują teraz z rodzinnego stawu do lasu.

Ropucha szara

Ropucha szara

I żeby biegli w biologii się nie czepiali że to nie są żadne żaby: O ile dobrze zidentyfikowałem gatunek, to są to ropuchy szare.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj