Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Śladami NRD: W poszukiwaniu soljanki w Weimarze

Po zwiedzeniu baraku w Apoldzie zgłodnieliśmy trochę, postanowiliśmy więc pojechać do Weimaru i zjeść sobie soljankę.

Za NRD byłem parę razy w Weimarze, ale zawsze tylko w teatrze, i to jesienią lub zimą jak już było ciemno. Szliśmy tylko z dworca kolejowego do teatru i z powrotem. Nie pamiętam więc zbyt wiele, ale teatr rozpoznałem.

Weimar - teatr

Weimar - teatr

Gdzie najlepiej zapytać o soljankę? W budce z bratwurstami oczywiście. Panie sprzedające bratwursty oznajmiły że jest niedaleko jeden imbiß z soljanką, niestety w niedzielę nieczynny. Ale w dwóch restauracjach w tamtym kierunku też mogą mieć, tyle że nie każdego dnia ją robią.

Skoro tak się zaczęło, to na wszelki wypadek zjedliśmy po bratwurście. No i dobrze zrobiliśmy - w obu wskazanych restauracjach soljanki nie było, i w żadnej innej z mijanych też. Najlepszą z NRD-owskich zup można dostać tylko w tanim barze. Do czego to doszło.

Thüringer Bratwurst

Thüringer Bratwurst

Weszliśmy jeszcze spontanicznie do jednego - waham się czy użyć tego słowa - muzeum. Nazywało się toto Weimar Haus i miało być o Goethem, Schillerze i weimarskiej klasyce.

Weimar Haus

Weimar Haus

Ekspozycja była dość efektowna - przez automatycznie otwierające się drzwi przechodziło się do kolejnych pomieszczeń, gdzie przy pomocy różnych efektów specjalnych przedstawiano sceny z historii Weimaru. Szczególnie mocny był Goethe - na styropianowej głowie manekina wyświetlano twarz poruszającą ustami i mrugającą oczami, trochę jak w musicalu War of the Worlds Jeffa Wayne'a (TUTAJ trailer, chwilami widać wielka głowę nad sceną). Ale rzutnik się odrobinę przesunął i usta Goethego były mocno skrzywione. I ogólnie to przedrożone (7 euro dla dorosłego), nie polecam. Mimo wszystko adres:

Weimar Haus
Schillerstrasse 16
99423 Weimar

[mappress mapid="5"]

Sklepiki muzealne wszędzie gdzie byliśmy były dość słabe, pamiątkowy magnes kupiliśmy w przypadkowo otwartej w niedzielę księgarni dużej sieci Thalia.

I na tym zakończyliśmy dzień trzeci wycieczki. Przed nami dzień czwarty i ostatni, będzie na dwie notki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

3 komentarze

Śladami NRD: Erfurt

Zanim zaczniemy dzień trzeci mam jeszcze polecankę. Wszystkim planującym wycieczki po Niemczech polecam noclegi w hotelach sieci Ibis należącej do koncernu Accor. Hotele są przyzwoite a przy tym prawie bezkonkurencyjnie tanie. W dodatku miewają promocje, ja na przykład skorzystałem z promocji "trzy noce w cenie dwóch" i za dwie osoby wyszło 30 euro za noc (bez śniadania). Tylko śniadania mają drogie - 10 euro za osobę, za tyle można w wielu miejscach zjeść obiad, ale i śniadanie można zjeść gdzie indziej. (Jakby ktoś z Accora to zobaczył to poproszę o prowizję, może być jako Gutschein 😉

Dzień trzeci - a była niedziela - zaczęliśmy od Erfurtu. W Erfurcie jest siedziba telewizji dla dzieci KiKa i na mieście ustawione są popularne postacie:

Myszka i słonik (Die Sendung mit der Maus), Erfurt

Myszka i słonik (Die Sendung mit der Maus), Erfurt

Kapitän Blaubär i Hein Blöd, Erfurt

Kapitän Blaubär i Hein Blöd, Erfurt

Berndt das Brot, Erfurt

Berndt das Brot, Erfurt

Sam Erfurt jest ładnie odremontowany, chociaż trafiają się jeszcze ruinki w stanie jak za NRD.

Zaniedbane budynki w Erfurcie

Zaniedbane budynki w Erfurcie

Dawniej i dziś: katedra

Erfurt - katedra w roku 1988

Erfurt - katedra w roku 1988

 

Erfurt - katedra

Erfurt - katedra

 Można przejechać się po mieście tramwajem z czasów NRD-owskich.

Stary tramwaj w Erfurcie

Stary tramwaj w Erfurcie

Tutaj, o ile dobrze pamiętam, była restauracja z Goldbroilerami.

Erfurt - tu chyba była restauracja "Goldbroiler"

Erfurt - tu chyba była restauracja "Goldbroiler"

Na hotelu Erfurter Hof upamiętniono wizytę Willy'ego Brandta w roku 1970 - "Willi Brandt ans Fenster" (Willi Brandt do okna) wołali zgromadzeni NRD-owcy.

Erfurt, hotel Erfurter Hof

Erfurt, hotel Erfurter Hof

W Erfurcie planowałem zwiedzić Elektromuseum, w którym między innymi mieli mieć spory zbiór komputerów Robotronu. Niestety muzeum zostało wysiudane z lokalu i jak dotąd nie ma nowego. Podobnie jest z muzeum NRD-owskich produktów. Coś władze miasta nie lubią swojej przeszłości.

Erfurt

Erfurt

No to tylko zrobiłem trochę zdjęć i zjedliśmy po Thüringer Bratwurście. Za NRD były one, o ile dobrze pamiętam, znacznie krótsze i jednak trochę inne - drobniej mielone i bardziej papierowe.

Thüringer Bratwurst

Thüringer Bratwurst

A potem pojechaliśmy do Apoldy. Co tak ciekawego jest w Apoldzie? O tym w następnym odcinku.

[mappress mapid="7"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Śladami NRD: Ilmenau – kampus

Po obejrzeniu miasta zajrzeliśmy na kampus uczelni.

Technische Hochschule Ilmenau miała za NRD status odpowiadający niemieckiej Fachhochschule, czyli polskiej Wyższej Szkole Inżynierskiej. Po zjednoczeniu uczelnia się rozrosła i awansowała na Technische Universität, odpowiednik polskiej politechniki.

Na kampusie trochę się zmieniło. Baraków już nie ma, bloki H i I zmieniły się nie do poznania - do zwykłych prostopadłościanów dołożono strome dachy i balkony. Blok H był tak przerobiony już w 1999, I zrobiono później.

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok H

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok H

Pozostałe budynki zostały bez większych zmian.

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok A

TU Ilmenau - kampus, akademik - blok A

Stoi nawet budyneczek dawnego kampusowego sklepu, ale sklepu w środku już nie ma.

TU Ilmenau - kampus - dawny sklep spożywczy

TU Ilmenau - kampus - dawny sklep spożywczy

Budynków uczelnianych na wzgórzu zrobiło się bardzo dużo. Nie można już podjechać pod nie samochodem - kiedyś samochodu prawie nikt ze studentów nie miał, teraz dojazd zamknęli bo miejsc do parkowania na górze jest za mało.

TU Ilmenau - budynki uczelni

TU Ilmenau - budynki uczelni

W ogóle osobom planującym studiować w Niemczech sugeruję zainteresowanie się Ilmenau. Uczelnia jest całkiem przyzwoita, a życie tam jest tanie. W dużych miastach ceny wynajęcia czegoś do mieszkania są powalające, a w Ilmenau zwolniło się bardzo dużo mieszkań w osiedlach i ceny za pokój są podobno niskie. Można też obyć się bez samochodu, a nawet bez komunikacji miejskiej. Sprawdzone - jeden mój młodszy krewny kilka lat temu zrobił rok w Ilmenau i był bardzo zadowolony.

Bardzo poprawiło się połączenie drogowe - teraz do Arnstadt, Ilmenau i Suhl jedzie się wygodną autostradą A71 od strony Erfurtu.

[mappress mapid="8"]

Na tym kończymy dzień drugi wyprawy. W następnym odcinku zaczniemy dzień trzeci.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Śladami NRD: Ilmenau – miasto

W Ilmenau poszliśmy zobaczyć co się zmieniło w mieście. Byłem już raz tam po zjednoczeniu, w 1999. No i przez ostatnie 13 lat nie zmieniło się już zbyt wiele. Już między 1989 a 1999 zburzono co większe ruiny, zbudowano centrum handlowe, odremontowano większość domów, zwłaszcza na głównych ulicach, zamieniono niektóre ulice w ciągi piesze itd. Ale wtedy nie miałem jeszcze cyfrówki, stąd zdjęcia zrobiłem dopiero teraz.

Dawniej i dziś: pierwsze zdjęcie zeskanowane z pocztówki chyba z lat 70-tych, drugie aktualne.

Pocztówka z Ilmenau (NRD) - główna ulica, ok. 1975

Pocztówka z Ilmenau (NRD) - główna ulica, ok. 1975

 

Ilmenau

Ilmenau

 Ratusz dawniej i dziś:

Pocztówka z Ilmenau (NRD) - ratusz, ok. 1975

Pocztówka z Ilmenau (NRD) - ratusz, ok. 1975

 

Ilmenau - ratusz

Ilmenau - ratusz

 Cukiernia pani Schindler została przebudowana, teraz jest tam również kawiarnia. Niestety w soboty nieczynna, nie mogłem spróbować czy ciastka nadal takie dobre jak kiedyś.

Ilmenau .- Konditorei Schindler

Ilmenau .- Konditorei Schindler

Z dwóch kin zostało tylko jedno - Linden Lichtspiele, w miejscu drugiego (tego gorszego - Volkslichtspiele) jest teraz Sparkasse.

Ilmenau - Linden Lichtspiele

Ilmenau - Linden Lichtspiele

[mappress mapid="9"]

No i oczywiście podmieniłem na swoje zdjęcia w notkach:

  • Restauracja "Zum Löwen", kiedyś najlepsza w mieście, ale okresami zamknięta bo zabytkowy budynek groził zawaleniem (notka 23).
  • Tablice poświęcone Goethemu (notka 18).
  • Dworzec kolejowy - ten się cokolwiek zmienił (notka 32).
  • Budynki uczelni w  mieście (notka 6).
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Śladami NRD: Wartburg. Ale zamek.

Nadal omawiam pierwszy dzień naszej podróży śladami NRD. Jak już byliśmy w Eisenach nie mogliśmy przecież nie zwiedzić zamku Wartburg. Lista Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO i takie tam. Byłem tam dotąd ze trzy razy, ale ostatnio za NRD. I mam swoje stare zdjęcia, stąd mimo że nie ma on za wiele wspólnego z NRD, to nada się do tego cyklu. Zdjęcia na przemian z roku 1988 i 2012.

Zamek Wartburg w roku 1988

Zamek Wartburg w roku 1988

 

Zamek Wartburg

Zamek Wartburg

Na zamku nie zmieniło się zbyt wiele przez ostatnie 25 lat, w gołębniku siedzą nawet gołębie tej samej rasy co wcześniej.

Zamek Wartburg w roku 1988

Zamek Wartburg w roku 1988

 

Zamek Wartburg

Zamek Wartburg

To może parę ciekawostek:

  • Pierwszy kawałek zamku zbudował około roku 1067 hrabia Ludwig o przydomku der Springer (Skoczek). Przydomek pochodził stąd, że kiedyś wyprawił się on na dobra innego hrabiego, zabił go, a potem został złapany i uwięziony. Skazano go na śmierć, ale przed wykonaniem wyroku uratował się skacząc z muru zamku do rzeki.
  • Hrabia miał typowy dla tamtych czasów stosunek do własności prywatnej. Spodobało mu się wzgórze, na którym dziś stoi zamek Wartburg, nie należące jednak do niego. Hrabia kazał przywieźć w workach ziemię pochodzącą z jego włości, rozsypać ją cienką warstwą na wzgórzu i zbudować na niej zamek. A potem mógł z czystym sumieniem przysięgać, że "zamek stoi na mojej własnej ziemi". Przewodnik twierdził, że znanych jest jeszcze kilka innych przypadków gdzie ktoś wykonał podobny numer.
  • Wartburg nigdy nie był zamkiem obronnym, zawsze służył głównie do szpanowania.
  • Najstarsze stojące kawałki są z wieku XII (te na zdjęciu poniżej), potem były tylko rozbudowy i remonty. Zamek nigdy się nie spalił, nigdy nie był zdobywany ani zniszczony.
Zamek Wartburg w roku 1988

Zamek Wartburg w roku 1988

 

Zamek Wartburg

Zamek Wartburg

  • Słynna jest opowieść o pojedynku śpiewaków na zamku Wartburg, około roku 1200. W tych czasach popularne były podobne konkursy, wygrywający otrzymywał sporą nagrodę. Tutaj organizator miał oświadczyć, że ostatni traci życie. Śpiewacy się postarali, wszyscy zajęli równorzędne miejsce pierwsze, impreza była super a organizator przyoszczędził na nagrodzie dla zwycięzcy. Na zdjęciach: Sala w której miała ta impreza się odbyć, odnowiona w XIX wieku w stylu romantycznym. Był tam Ludwik Bawarski i tak mu się to spodobało że kazał zrobić podobną w swoim zamku  Neuschwanstein.
Zamek Wartburg w roku 1988

Zamek Wartburg w roku 1988

 

Zamek Wartburg

Zamek Wartburg

  • Katolicy wiążą z Wartburgiem postać świętej Elżbiety z Turyngii (po angielsku zwanej Elizabeth of Hungary). Prezentowała ona wrażliwość lewicową dążąc do spłaszczenia różnic w dochodach i organizując zalążki powszechnej służby zdrowia. Potem wpadła pod wpływ sadystycznego spowiednika Konrada z Marburga, który doprowadził do jej śmierci w wieku 24 lat. Elżbiecie zaliczono 60 cudów (dziś do uznania za świętego wystarczają dwa), jednak nie ma wśród nich tego najbardziej znanego z jej przypisywanych - zamiany chleba w róże. Na zdjęciach: Mozaiki z sali poświęconej Elżbiecie, stosunkowo nowe bo XIX-wieczne.
Zamek Wartburg w roku 1988

Zamek Wartburg w roku 1988

 

Zamek Wartburg

Zamek Wartburg

  • Dla ewangelików najważniejszy na Wartburgu jest Luter. Znana jest opowieść, jak to Lutrowi pokazał się diabeł, aby odwieść go od tłumaczenia Biblii. Ale Luter się nie przestraszył, tylko rzucił w diabła kałamarzem. Plamy na ścianie już nie ma, bo zeskrobali ją po trochu na relikwie odwiedzający przez wieki jego pokój.

W notce 18 zastąpiłem zdjęcie pokoju Lutra znalezione w sieci swoim.

[mappress mapid="13"]

 

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

7 komentarzy

Śladami NRD: Kopalnia w Merkers

Korzystając z ferii jesiennych i pięknej pogody wybraliśmy się z synem w podróż śladami NRD do Turyngii. Czyli tam, gdzie studiowałem. Przyznaję, że jednym z moich motywów było porobienie zdjęć do bloga, żeby zastąpić zdjęcia znalezione w sieci własnymi. Zaczęliśmy od nadrobienia zwiedzania kopalni w Merkers, o której było w odcinku 42 cyklu "Zegnaj NRD". Może i dobrze że mi się wtedy nie udało zjechać na dół, bo byłby to tylko cień tych przeżyć co teraz.

Kopalnia Merkers

Kopalnia Merkers

W Merkers i okolicach znajdują się duże pokłady soli. Sól wydobywa się tam od stosunkowo niedawna - od 1925 - i raczej nie chodzi o sól kamienną. Podstawowym produktem kopalni były najpierw sole magnezu (do produkcji materiałów wybuchowych) a potem sole potasowe do nawozów. Sól kamienna była tu zawsze raczej produktem odpadowym. Kopalnia jest wielka, korytarzy mają tam 4600 kilometrów. Nie, nie pomyliłem ani zer ani jednostki miary. Dziś kopalnia nie jest już czynna, bo za NRD nie pilnowano standardów ochrony środowiska i po zjednoczeniu zakład trzeba było zamknąć. Teraz prowadzone są tam tylko prace zabezpieczające.

Zwiedzanie zaczyna się od założenia kasków i kitli. Potem zjeżdża się kopalnianą windą 500 metrów w dól. Tam wszyscy siadają na ciężarówki i zaczyna się jazda.

Kopalnia Merkers

Kopalnia Merkers

 W sumie przejeżdża się pod ziemią 20 kilometrów. I to nie powolutku - kierowcy kozaczą, ostro robią zakręty, zjazdy i podjazdy. Generalne ograniczenie prędkości na dole jest podobno do 35 km/h, ale oni jeżdżą szybciej (w jednym miejscu był radar ze wskaźnikiem). Szczególnym hajlajtem jest zwiedzanie kryształowej groty odkrytej w roku 1980 w najniższym punkcie kopalni, 800 metrów poniżej poziomu gruntu. Ściany groty pokryte są wielkimi, sześciennymi kryształami soli, podświetlanymi na różne kolory. Coś pięknego.

Kopalnia Merkers - komora z największymi na świecie kryształami soli

Kopalnia Merkers - komora z największymi na świecie kryształami soli

Druga rzecz to wielka komora z największą podziemną koparką na świecie. W komorze organizowane są koncerty itp., w tej chwili robią tam Hochseilgarten (jest na to polskie słowo?) Mają tam też zainstalowany jakiś system do wyświetlania efektów trójwymiarowych jako tło koncertu.

Kopalnia Merkers - największa na świecie koparka pod ziemią

Kopalnia Merkers - największa na świecie koparka pod ziemią

Trzecią atrakcją jest komora, w której hitlerowcy w samym końcu wojny zmagazynowali dzieła sztuki oraz złoto i zasoby pieniężne Reichsbanku. Akcja została jednak odkryta przez amerykańskie rozpoznanie lotnicze i oddziały amerykańskie otrzymały rozkaz zajęcia Merkers jak najszybciej i za wszelka cenę. Miasteczko zostało zajęte bez oporu, no i przecież nawet w dużej kopalni nie da się nic dużego schować tak, żeby nikt nie znalazł. Wystarczyło iść śladem poustawianych pod ścianami dziel sztuki.

Kopalnia Merkers - komora w której pod koniec wojny ukryto złoto Reichsbanku

Kopalnia Merkers - komora w której pod koniec wojny ukryto złoto Reichsbanku

A jeszcze jest kopalniane muzeum, przewodnicy ze świetnymi tekstami, i jeszcze, jeszcze, jeszcze. Podsumowując: super rzecz. Wycieczka kosztuje 20 EUR od osoby dorosłej, niby sporo, ale stosunek fun/YOUR_CURRENCY_UNIT jest rewelacyjny. Niejedno niezbyt ciekawe muzeum które zwiedza się w pół godziny chce za wstęp 10 euro, tutaj za 20 ma się bite trzy godziny niezapomnianych przeżyć. Sporo już widziałem, ale to jedna z najciekawszych rzeczy do zobaczenia w Niemczech. Teraz adres:

Erlebnis Bergwerk Merkers
Zufahrtstr. 1
36460 Merkers

[mappress mapid="15"]

Tylko radzę zarezerwować miejsca telefonicznie albo przez sieć, najlepiej z wyprzedzeniem. Bo grupy wchodzą tylko dwie dziennie, o 9:30 i 12:30, a biletów do wolnej sprzedaży nie zostaje wiele. Jeszcze jedna ważna informacja - dzieci wpuszczają minimum dziesięcioletnie. Dla bardziej sportowych amatorów mocnych wrażeń: Po kopalni można jeździć na rowerze (tylko w grupach zorganizowanych), nie jest to nawet jakieś powalająco drogie (40 EUR). Przewodnicy mówili tylko, że to dla rzeczywiście wysportowanych, bo powietrze w kopalni jest bardzo suche i to bardzo meczy.

Jedno co mają słabe to sklepik z pamiątkami. Pocztówki po prostu beznadziejne, ja swoim nieprofesjonalnym aparatem zrobiłbym lepsze, muszą nad tym jeszcze popracować.

Relację z podróży będę oczywiście kontynuował, zrobiłem ponad 1000 zdjęć (głównie na temat NRD), mam jeszcze parę polecanek, a i w starych notkach większość obcych zdjęć zastąpię swoimi. Stay tuned.

Zaktualizowałem zdjęcia w notce 42.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

6 komentarzy

W muzeum widziane: Lloyd LT600, Goggomobil TL

Dziś kontynuujemy temat samochodów dziwnych i badziewnych. Zdjęcia tych zrobiłem w magazynie muzeum poczty w Heusestamm.

Poczta zawsze potrzebuje samochodów do do transportu przesyłek i opróżniania skrzynek pocztowych. Wymagania są dość ostre - samochód nie może być zbyt duży  (więc busy normalnej wielkości nie za bardzo się nadają), dobrze by było gdyby drzwi kierowcy były odsuwane, a przede wszystkim taki samochód musi wytrzymywać częste odpalanie - bo silnik gasi się i zapala co paręset metrów. Jedną z możliwych opcji od zawsze był samochód elektryczny, ale o tym zrobię osobną notkę. Drugą opcją było w miarę normalne kombi albo mały busik (dziś zwany vanem).

I takim busikiem testowanym przez pocztę był Lloyd LT600, zbudowany na bazie osobowego Lloyda 600.

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

Wcześniejsze serie zwane LT500 miały ten sam silnik co osobowy Lloyd 400 - 400 cm3 dwusów, z trzema niesynchronizowanymi biegami i "klamką", wyciągający wszystkiego 60 km/h. Nadwozie było ze sklejki. Nawet według standardów roku 1953 był to badziew. Późniejsze LT600 miały silnik Lloyda 600, już czterosuw i były trochę lepsze.

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

I do tego samochód ten był brzydki jak nieszczęście. Chociaż to według standardów nam współczesnych, jego stylistyka była typowa dla tamtych czasów i podobna do stylistyki nieco wcześniejszego DKW Schnellaster. Poczta wypróbowała trochę Lloydów LT600, ale nie był to sukces. Jednak trzeba powiedzieć, że sporo LT600 sprzedało się w USA jako samochód campingowy.

BTW, cały czas zastanawiają mnie sukcesy niemieckich malutkich dziwadeł w USA, kraju wielkich limuzyn. Rozumiem VW Käfer, VW Transporter, niezłe samochody pasujące w lukę rynkową. Ale Messerschmitty, Isetty, Lloydy? A jednak one się tam sprzedawały, na przykład sam Elvis miał i Messerschmitta i Isettę i to jeszcze zanim pojechał do Niemiec.

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

Lloyd LT-600, Niemcy, 1956-1961

Następna próbą był Goggomobil TL.  Tu poczta zażyczyła sobie zrobienia samochodu według swoich wymagań.

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

Firma Glas przerobiła więc swój samochód osobowy - Goggomobila. Zrobili mu nowe nadwozie z odsuwanymi drzwiami. Silniki były dwusuwowe 250, 300 lub 400 cm3, ale chociaż biegi były synchronizowane. Sam pojazd wyglądał o wiele sympatyczniej od Lloyda.

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

Większą część wyprodukowanych egzemplarzy Goggomobila TL - ok. 2000 sztuk z 3660 - kupiła poczta. To już było coś - chociaż ich silniki dwusuwowe miały problem z częstym odpalaniem, a umieszczony z tyłu silnik ograniczał przestrzeń ładunkową.

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

Goggomobil TL 250, Niemcy, 1957-1965

 Mimo wszystko poczta nie była całkiem zadowolona. Wymyślono więc żeby zwrócić się do większej i poważniejszej firmy - VW. I tak dochodzimy do następnego pojazdu poczty - VW Typ147 Fridolin. Ale o tym w następnej notce.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

Skomentuj

Na wystawie widziane: Lloyd 300, 400, 600, 250

Dziś znowu coś ze stajni Borgwarda, tym razem żaden Luxus tylko z najniższej półki pod marką Lloyd.

Znaczek firmowy Lloyd

Znaczek firmowy Lloyd

Wbrew angielskiej nazwie niemiecka marka Lloyd była całkiem niemiecka. Historia jej jest dłuższa, ale niezbyt emocjonująca więc ją sobie daruję. W każdym razie w roku 1929 przejął ją za bezcen Borgward. Nie należy mylić jej z marką przedwojennych motocykli z Norymbergi, ani z angielską firmą o tej samej nazwie, funkcjonującą w latach 1936-1951.

Pod marką Lloyd Borgward wypuszczał najgorsze i najtańsze badziewie. Zaczęło się w roku 1950 od pojazdu zwanego Lloyd 300.

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

Lloyd 300 "Leukoplastbomber"

Z daleka wyglądało to prawie jak samochód, ale z bliska była to katastrofa. Egzemplarz na zdjęciu ma już normalną maskę, ale we wcześniejszych wersjach maska była zabudowane na stałe, a dostęp do silnika zapewniała znacznie mniejsza klapka w tej "masce". Większy dostęp nie był w sumie potrzebny, bo dwusuwowy, dwucylindrowy silniczek miał tylko 300 cm3 i był malutki i słabiutki (10 KM) - był nawet taki dowcip:

- Co to jest: Stoi pod górą i wyje?

Odpowiedź brzmiała Lloyd. Popularne powiedzenie głosiło Wer den Tod nicht scheut, fährt Lloyd (Kto się nie boi śmierci jeździ Lloydem). Trzy (niesynchronizowane!) biegi były przełączane "klamką", podobnie jak w DKW F8 i opartych na nim samochodach z NRD (silnik zrobili ludzie pracujący wcześniej dla DKW). Nadwozie było zrobione z elementów ze sklejki i giętej blachy na drewnianej ramie i obciągnięte skajem. Dla zamaskowania nierówności pod skaj wkładano filc, czy coś w tym rodzaju i w dotyku pojazd przypominał plaster na rany. Stąd nazywano go "Leukoplastbomber" (Bombowiec plastrowy). Dostęp do bagażnika był tylko od wewnątrz pojazdu. Od roku 1952 za dopłatą w wysokości 70 DM można było w tym samochodzie mieć taki luksus jak amortyzatory.

Minęło parę lat i wymagania klientów wzrosły nieco, stąd w roku 1953 Borgward wypuścił nowszy model - Lloyd 400 z 400 cm3 dwusuwem. Ten już wyglądał trochę lepiej, mam wrażenie że inspirowali się nim NRD-owcy robiąc Trabanta P50. W 1955 zmieniono jego silnik na czterosuw 600 cm3 nadal z "klamką". Potem dodawano jeszcze synchronizację biegów, dostęp do bagażnika od zewnątrz, szyby opuszczane na korbkę i tym podobne wypasy. Od 1957 model nazywano Alexander i był to największy sukces całego koncernu Borgwarda, sprzedało się ich ponad 170.000, ostatnie robiono z zapasów jeszcze w 1963, dwa lata po utłuczeniu koncernu.

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

 

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Lloyd LP600, Niemcy, 1955-1957

Po drodze Lloyd miał jeszcze model 250, całkiem podobny do 400, tyle że z mniejszym silnikiem, poniżej 250 cm3. Sens tego modelu najlepiej oddaje jego potoczna nazwa - zwano go Prüfungsangst-Lloyd (Lloyd dla bojących się egzaminu). Chodziło o to, że do roku 1953 w Niemczech wydawano prawa jazdy na "pojazdy o pojemności silnika do 250 cm3". Chodziło tu najwyżej o mikrosamochody w rodzaju Messerschmitta, ustawodawca nie przewidział pojawienia się czteroosobowych samochodów z takimi silnikami. Interpretacja że pojazd == samochód była w tym wypadku sporna, a używali jej (i Lloyda 250) głównie ludzie starsi bojący się przystąpić do egzaminu na prawo jazdy na normalny samochód.

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

 

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

 

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Tutaj porównanie z innymi samochodami.

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

Lloyd LS600 "Alexander", Niemcy, 1957-1961

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , , , ,

Kategorie:Na ulicy widziane

5 komentarzy

Muzeum poczty w Heusenstamm

Jest tu, we Frankfurcie, nad Menem, Muzeum Komunikacji. Całkiem fajne, muszę kiedyś pójść z aparatem, zrobić trochę zdjęć i napisać o nim notkę.

Niedawno na wystawie starych samochodów (tej na której wypalcowałem obiektyw i zdjęcia mi nie wyszły) zobaczyłem nieznany mi model dostawczego VW.  Zacząłem szukać czegoś o nim w sieci i zupełnym przypadkiem znalazłem, że jest taki (a był to VW Typ 147 Fridolin) w oddziale Muzeum Komunikacji - magazynie (Depot) w Heusenstamm. Nigdy wcześniej o tym oddziale nie słyszałem. No i się okazało że magazyn dostępny jest do zwiedzania w każdy pierwszy piątek miesiąca o 14, tylko z oprowadzaniem, za jedne 5 euro.

Heusenstamm jest mi prawie po drodze z pracy, stwierdziłem więc że się tam wybiorę i zrobię temu Fridolinowi zdjęcia. Można dojechać tam zabytkowym autobusem pocztowym (rocznik 1925) spod muzeum we Frankfurcie, no ale pora dla pracującego jest trudna (start o 13), pojechałem więc sam prosto z pracy.

Autobus pocztowy z roku 1925

Autobus pocztowy z roku 1925

No i muszę powiedzieć: Mówicie, że widzieliście już fajne muzeum techniki z bogatymi zbiorami? WYDAJE WAM SIĘ! Nic nie widzieliście. Mi też się wydawało że sporo już widziałem ale tam, w Heusenstamm, wlokłem szczękę po podłodze przez bite półtorej godziny.

Depot Heusenstamm to właściwie nie jest muzeum sensu stricto tylko, jak sama nazwa wskazuje, magazyn. Nie ma tam ekspozycji z gablotami itd, tylko regały magazynowe zastawione sprzętem.

Sprzęt jest poustawiany po działach i wieku. I tak mają tam telefony, teleksy,

Muzeum poczty Heusenstamm - teleksy

Muzeum poczty Heusenstamm - teleksy

łącznice telefoniczne ręczne, kawałki automatycznych central telefonicznych, telewizory, kamery telewizyjne, sprzęt grający, komputery domowe, stoły montażowe, faksy, lampy radiowe,

Muzeum poczty Heusenstamm - duża lampa radiowa

Muzeum poczty Heusenstamm - duża lampa radiowa

komórki... No mnóstwo. Pani oprowadzająca otwiera szafkę i wyciąga z niej oryginalne telefony systemu Bella,

Muzeum poczty Heusenstamm - telefony systemu Bella

Muzeum poczty Heusenstamm - telefony systemu Bella

obok stoją oryginalne telegrafy jakie wcześniej widziałem głównie na rysunkach w przedwojennej Encyklopedii Gutenberga.

Muzeum poczty Heusenstamm - telegraf

Muzeum poczty Heusenstamm - telegraf

W sekcji Home Computer są maszyny jakie widziałem tylko na zdjęciach z okresu pionierskiego - na przykład Commodore PET czy inne Victory.

Muzeum poczty Heusenstamm - stare komputery

Muzeum poczty Heusenstamm - stare komputery

W innym miejscu pani wyciąga replikę telefonu Reisa (z pobliskiego Friedrichsdorfu) i opowiada jak próbowali go uruchomić (muszę się wybrać do Friedrichsdorfu i zrobić o tym notkę).

Muzeum poczty Heusenstamm - replika telefonu Reisa

Muzeum poczty Heusenstamm - replika telefonu Reisa

I tak można by długo. Nie mają nic przeciwko żeby sobie pochodzić między regałami, byleby nic nie dotykać (pani dotyka eksponatów tylko w rękawiczkach). Półtorej godziny to stanowczo za mało, muszę się tam wybrać jeszcze raz.

Mieli tam też trochę rzeczy z NRD, zwłaszcza telewizorów. Porobiłem zdjęcia, podmienię część obcych zdjęć w starych notkach na moje. Zrobię też z nich nowe notki. Tyle że tam było trochę ciemno, zdjęcia w większości niezbyt dobre.

Więc jeżeli interesujecie się historią techniki to przyjedźcie koniecznie! Zostawcie sobie Deutsches Museum na potem, to jest lepsze. Trzeba się tylko umówić telefonicznie, bo grupy nie są zbyt duże. Adres:

Philipp-Reis-Straße 4-8, 
63150 Heusenstamm 

Rezerwacja telefoniczna pod numerem +49 (0)6104 49 77 210 

Informacja w sieci LINK

[mappress mapid="16"]

Trafić trochę trudno, bo nawigacja doprowadzi tylko przed bramę. W bramę trzeba wjechać i objechać wielką halę magazynową po lewej stronie, wejście jest po drugiej stronie hali a oznaczone jest słabo.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , ,

Kategorie:Ciekawostki

3 komentarze

Rolls Royce Oberursel

Już ponad rok temu miałem notkę o Rolls Royce Oberursel, ale dopiero teraz udało mi się wybrać do ich muzeum fabrycznego.

Muzeum otwarte jest tylko w ostatnie piątki miesiąca (oprócz grudnia) w godzinach od 15 do 18 i jest mi absolutnie nie po drodze - nic więc dziwnego że nie tak łatwo się wybrać. Ale wreszcie się udało.

Muzeum założono niedawno - około 2001. Pan zajmujący się tym muzeum (emerytowany pracownik fabryki) tłumaczył, że jest to najstarsza fabryka silników lotniczych na świecie, która nadal jest w tym samym miejscu i nadal robi silniki lotnicze. I jak pewnego razu powiedzieli o tym jakimś klientom którzy przyjechali z wizytą, to klienci zapytali "A gdzie jest wasze muzeum?". No i trzeba było zrobić muzeum.

O historii zakładu już pisałem, więc od razu przejdę do eksponatów. Głównie chciałem zobaczyć dwa z nich. Jeden to oczywiście oryginalny silnik GNOM.

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Szczegół: Iskrownik w stylu epoki, z magnesami podkowiastymi:

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik GNOM

Drugi eksponat to (również oczywiście) silnik rotacyjny Gnome. Ten nie jest autentyczny - to stosunkowo nowa replika z powycinanymi w rożnych miejscach otworami, żeby było widać szczegóły budowy.

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Dopiero przyjrzenie się z bliska takiemu silnikowi uświadamia ile problemów technicznych musieli te 100 lat temu konstruktorzy pokonać. Przecież tu się kręci cały korpus (a wał jest nieruchomy) i do tych kręcących się cylindrów trzeba dostarczyć mieszankę, trzeba sterować zaworami

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

i dostarczać impulsy wysokiego napięcia do świec zapłonowych. Na zdjęciu, w otworze widać tarczę rozdzielacza zapłonu.

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Silnik rotacyjny Gnome z Oberursel

Tu jeszcze mamy spalinowy silnik przyczepny do roweru. Proste konstrukcje były instalowane na kierownicy i przez rolkę dociśniętą do opony napędzały koło przednie. Późniejsze, bardziej wyrafinowane napędzały bezpośrednio oś koła tylnego. Kiedyś było to bardzo popularne, ale nawet niezbyt dawno parę razy widziałem coś podobnego w akcji.

Rolls-Royce Oberursel - Silnik do roweru GNOM

Rolls-Royce Oberursel - Silnik do roweru GNOM

Inne eksponaty to oczywiście różne silniki odrzutowe.

Silnik odrzutowy produkcji Rolls-Royce Oberursel

Silnik odrzutowy produkcji Rolls-Royce Oberursel

Przed muzeum stoi samolot - Fiat G.91. Był to pierwszy samolot odrzutowy produkowany w Niemczech po wojnie, silniki do niego robiono w Oberursel. Taki sam stoi w muzeum Dorniera - Dornier też miał swój udział w produkcji.

Fiat G.91

Fiat G.91

I jeszcze jest tam śmigłowiec Bell UH-1D - podobnie jak przy tych Fiatach - silniki produkowano na licencji w Oberursel a całe śmigłowce robił Dornier. I taki śmigłowiec też stoi u Dorniera we Friedrichshafen.

Bell UH1-D

Bell UH1-D

Wstęp do muzeum jest za darmo (proszą tylko o dobrowolny datek), zachęcam. Jak przyjść o 15 to można wysłuchać dłuższej opowieści o historii zakładu. Adres:

61440 Oberursel
Hohemarkstrasse 60-70.

[mappress mapid="17"]

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:Ciekawostki

Skomentuj