Gdzieś między Polską a Niemcami, a szczególnie w NRD

Żegnaj NRD (33): Zabawki, zabawki, zabawki, część 1

Dzięki dobrze rozwiniętemu przemysłowi chemicznemu i produkcji tworzyw sztucznych NRD-owcy mogli robić dobre co? Dobre zabawki oczywiście. Bo przecież one głównie z plastiku są. Jak zwykle opiszę to, co sam miałem lub widziałem, bez zarysu historycznego.

Mieli całkiem niezłe modele do sklejania. Duże i dość dokładne, jeszcze we wczesnych latach 70-tych. Lepsze od nich modele czeskie pojawiły się dopiero znacznie później. Nie pamiętam już dokładnie czy były one dostępne w Składnicy Harcerskiej, czy rodzice kupowali mi je w NRD, ale trochę ich miałem. Te, co na zdjęciach poniżej i jeszcze kilka.

Produkowały je zakłady VEB Plasticart Zschopau. Od 1989 do 1991 produkowali swoje modele nadal pod marką Mastermodell. Listę produkowanych zestawów można znaleźć TUTAJ.

Modele plastikowe produkcji zakładów VEB Plasticart, NRD

Modele plastikowe produkcji zakładów VEB Plasticart, NRD

Tu-144 (jak skończę cykl o NRD napiszę notkę o tym samolocie ze zdjęciami z muzeum w Sinsheim):

Modele plastikowe produkcji zakładów VEB Plasticart, NRD

Modele plastikowe produkcji zakładów VEB Plasticart, NRD

Szczególnie fajny był ten Wostok. Spory, dokładny model. Szkoda że już ich nie można kupić (znaczy za rozsądną cenę, widziałem ofertę za 65 euro, ale takim fanatykiem to nie jestem). UPDATE: Kupiłem!

Model plastikowy statku kosmicznego "Wostok", VEB Plasticart, NRD

Model plastikowy statku kosmicznego "Wostok", VEB Plasticart, NRD

Najfajniejsze NRD-owskie klocki to był Der kleine Großblockbaumeister (Mały budowniczy wielkopłytowy). Było tego sporo zestawów, również z elementami do skośnych dachów. Nie wiem, czy był to ich własny pomysł, czy też skopiowali go, ale ten system był super, domki wychodziły świetne, były to moje ulubione klocki. Te niebieskie elementy mają rząd otworów w rastrze, elementy ścian mają odpowiednie kołki na końcach, były jeszcze do tego elementy robiące za drzwi i bramy z kołkami tylko z jednej strony jako zawiasami. Do tego elementy dachów i do zrobienia skosów i tyle - po prostu genialne. Pamiętam, że miałem stację benzynową i rolniczy budynek gospodarczy ze stromym dachem i składanym kombajnem parkującym w środku. Gdyby ten system był gdzieś do nabycia kupiłbym go teraz swojemu dziecku.

Der kleine Großblockbaumeister Typ 2, NRD

Der kleine Großblockbaumeister Typ 2, NRD

Były też klocki trochę podobne do LEGO - PEBE Baukasten. Nie była to jednak ich prosta kopia, bo nie miały one najistotniejszego, opatentowanego elementu klocków LEGO - tej rurki od spodu. Raster był jednak zerżnięty z LEGO i dały się one od biedy wymiennie łączyć. W połowie lat 80-tych LEGO wymusiło zmianę systemu i potem wymienności już nie było. Klocki te nie były zbyt dobre - miały co prawda niezłe kolory, ale wymiarów nie trzymały i czasem ciężko było je połączyć czy rozdzielić. Niektóre nie pasowały wcale, przynajmniej w środku rzędu. No ale prawdziwych klocków LEGO nie było, a na bezrybiu...

W latach 70-tych w Polsce prawdziwe klocki LEGO były dostępne właściwie tylko dla dzieci marynarzy (nie pamiętam dokładnie od którego roku w Pewexie i Baltonie, ale i tak drogie, nawet dla dobrze zarabiających). Ja moje pierwsze prawdziwe LEGO kupiłem dopiero kilka lat temu swojemu synowi.

Klocki Pebe, NRD

Klocki Pebe, NRD

Tutaj jeszcze ten sam system tylko w mniejszym rastrze - do budowy samochodzików. Te PEBE-mini to był świetny pomysł, bo budowane samochodziki mimo że małe, mogły być zbudowane dokładniej.

Klocki Mini-Pebe, NRD

Klocki Mini-Pebe, NRD

Były również elementy do łączenia plastikowymi śrubkami (Anker Montage), jednak to na pewno była kopia znanych od dawna systemów. Tyle że w oryginale elementy (nawet śrubki i nakrętki) były drewniane.

Klocki Anker-Montage, NRD

Klocki Anker-Montage, NRD

Miałem też zestaw edukacyjny "Optik - Montage - Experiment". Była to całkiem porządna (chociaż plastikowa) ława optyczna, ileś różnych soczewek i obudowy do zrobienia z tego lunety, mikroskopu, lornetki (mono/stereo) i przeglądarki do przezroczy (też mono/stereo). Współczesne zestawy do pięt temu nie sięgają. (Cała instrukcja, chociaż w niezbyt popularnych językach TUTAJ).

Zestaw do doświadczen z optyki Optik-Montage-Experiment, NRD

Zestaw do doświadczen z optyki Optik-Montage-Experiment, NRD

Inne zabawki też były fajne, przede wszystkim z dobrego tworzywa, w ładnych kolorach, nie z szaroburego materiału odpadowego jak często w Polsce, na przykład taki Trabant (mój był zielony i miał kierunkowskazy z przezroczystego, pomarańczowego tworzywa). Kolory lepsze, niż prawdziwych Trabantów, prawdziwe były tylko mniej lub bardziej szare.

Trabant zabawka, NRD

Trabant zabawka, NRD

Zdalnie (przewodowo) sterowany model czołgu T-54 był bardzo popularny w Polsce. Sporo kolegów go miało, ja akurat nie. Mi tata kupił zdalnie sterowany T-54 do sklejania firmy Tamiya, gdy się któregoś roku w Składnicy Harcerskiej pojawiły.

Zdalnie sterowany model czołgu, NRD

Zdalnie sterowany model czołgu, NRD

Zestaw narzędzi dla dzieci - ale nie plastikowe imitacje, jak dziś. Narzędzia te, choć niezbyt mocne, nadawały się do użytku, ta wiertarka na kolumnie była jak najbardziej działająca.

Wiertarka PIKO i narzędzia dla dzieci

Wiertarka PIKO i narzędzia dla dzieci

TUTAJ można sobie pooglądać dużo innych zabawek z NRD. Jakbym wiedział, że TUTAJ to wszystko będzie osiągać takie ceny, to nic bym nie wyrzucił tylko wszystko trzymał.

A w następnym odcinku: To, co najlepsze - kolejki firmy PIKO!

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

11 komentarzy

Żegnaj NRD (31): Fotografia, część 2

Ostatnią serią aparatów Praktica były aparaty serii B (nazwa pochodzi od słowa Bajonett, czyli bagnet). Pierwszy model tej serii pokazano w 1978 roku a produkcję seryjną rozpoczęto w 1979. Aparaty serii B dzięki intensywnemu zastosowaniu elektroniki były wyraźnie mniejsze niż poprzednie serie. Skutkiem ubocznym było to, że bez baterii można było użyć tylko czasu migawki 1/90 sek., wszystkie inne były odmierzane elektronicznie. Ale dziś, w dobie cyfrówek to nikogo nie dziwi, dla dzisiejszych użytkowników bardziej zdumiewający może być aparat działający bez baterii.

Aparaty te były produkowane w trzech liniach:

  • Dla użytkowników zaawansowanych - z automatyką czasu i możliwością ręcznego nastawiania czasów.
  • Dla użytkowników początkujących - tylko z automatyką.
  • Dla konserwatystów - tylko z ręcznym ustawianiem, bez automatyki.

Obiektywy serii B były mocowane na specjalnie opracowany bagnet, niekompatybilny z bagnetami innych firm. Pomiar światła odbywał się przy otwartej przysłonie, dla kontroli głębi ostrości przysłonę można było przymknąć do ustawionej wartości ręcznym suwaczkiem. W trakcie robienia zdjęcia przysłona przymykała się automatycznie. Ustawiona wartość przysłony była widoczna w celowniku na drodze nieelektronicznej - był tam pryzmacik i okienko, przez które było widać skalę na obiektywie.

Na zdjęciu poniżej widać bagnet i trzy styki do transmisji ustawionej wartości przysłony. Na aparacie, na lewo od gniazda obiektywu obok dźwigienki samowyzwalacza suwak do zamykania przysłony. Nad napisem Praktica można zauważyć okienko, przez które w celowniku widać było ustawioną wartość przysłony.

Bagnet aparatu Praktica serii B (NRD)

Bagnet aparatu Praktica serii B (NRD)

Aparaty te miały automatykę czasu w zakresie od 1/1000 sek. do 40 sekund. Ustawiony lub wybrany przez automatykę czas naświetlania sygnalizowany był przez rządek diod świecących po prawej stronie obrazu w celowniku, niestety wartości tych czasów były nacięte na matówce i przy fotografowaniu ciemnych motywów nie dało się tych napisów przeczytać. No i wartości ustawionej przysłony po ciemku też oczywiście nie było widać. W niektórych modelach w celowniku sygnalizowana była również gotowość dedykowanej lampy błyskowej.

Celownk aparatu Praktica BX 20

Celownk aparatu Praktica BX 20 Żródło: www.praktica-collector.de

Na zdjęciu poniżej: z prawej strony kółko do ustawiania czasu naświetlania, spust i dźwigienka do naciągania, z lewej ustawianie czułości filmu z możliwością korekty naświetlania o +/- 2 stopnie przysłony. W "gorącej stopce" widoczny drugi styk do  sygnalizacji gotowości lampy błyskowej.

Praktica serii B (NRD) - widok z góry

Praktica serii B (NRD) - widok z góry

Miałem akurat taką lampę i to nie NRD-owską tylko dalekowschodnią, pod marką Achiever opisaną na obudowie jako "for Praktica", nawet już nie pamiętam gdzie ją kupiłem (Intershop?).

Lampa błyskowa Achiever DZ260 do aparatu Praktica serii B

Lampa błyskowa Achiever DZ260 do aparatu Praktica serii B

 

Lampa błyskowa Achiever DZ260 do aparatu Praktica serii B

Lampa błyskowa Achiever DZ260 do aparatu Praktica serii B

Ale widziałem na zdjęciu ten sam model opisany jako Praktica DZ260. Lampa miała jeszcze trzeci kontakt, podobno do pomiaru światła przez obiektyw w trakcie robienia zdjęcia (TTL), ale mój aparat tego nie miał i nie udało mi się ustalić czy z modelem BX-20 by to naprawdę działało. Wszystkie Praktiki B miały też możliwość podłączenia windera (styki i oś widoczne na zdjęciu poniżej).

Praktica serii B (NRD) - widok od spodu

Praktica serii B (NRD) - widok od spodu

Na zdjęciu z tyłu widać ramkę do włożenia etykietki filmu. Nawet takie drobiazgi nie były w sprzęcie krajów bloku czymś oczywistym.

Praktica serii B (NRD) - widok od tyłu

Praktica serii B (NRD) - widok od tyłu

Można było mieć do tych aparatów takie czy inne zastrzeżenia, ale trzeba im przyznać że były całkiem przyzwoite. Oczywiście nie był to Canon, Nikon ani Minolta, ale w swojej kategorii cenowej - całkiem, całkiem. Sprzedawały się też na Zachodzie - a to był w tych czasach jedyny prawdziwy miernik jakości. W jednym parametrze Praktica B przebijała większość aparatów zachodnich, nawet lepszej klasy - maksymalny czas naświetlania na automatyce wynosił 40 sekund, w aparatach innych firm rzadko było to więcej niż 1-2 sekundy. Ja w każdym razie z tego korzystałem.

Swoją BC-1 kupiłem w 1987 po powrocie z RFN. Jeżeli pamięć mnie nie myli to kosztowała ona jakieś 1350 marek, po ówczesnym kursie było to około 200 zachodnich. Naprawdę niezła cena za lustrzankę z automatyką. W komplecie był standardowy obiektyw 50 mm, wkrótce dokupiłem sobie  jeszcze krótkoogniskowy 28 mm i dłuższy 135 mm (ten miał fajną, wysuwaną osłonę przeciwsłoneczną). I ten standardowy poszedł w odstawkę, używałem tylko tych dwóch.

Praktica serii B (NRD)

Praktica serii B (NRD)

W sklepach można było dostać nawet zoomy, krótki i długi, jednak były one produkowane w Japonii, a nie w NRD. Zooma nie kupiłem - były dosyć ciemne, a jak się lubi robić zdjęcia w ciemnych miejscach i ma do dyspozycji tylko film ORWO na 100 ASA...

Widziałem również w sklepie zwierciadlany obiektyw 1000 mm, kosztował astronomicznie - ponad 13.000 marek, tyle co nowy Trabant.

Nakupiłem sobie sporo wyposażenia dodatkowego - mieszek do makrofotografii, zakładaną na celownik lupę do ustawiania ostrości, filtry (również polaryzacyjny), adapter do obiektywów na gwint itp. Co tylko było i uważałem za sensowne. Chodziłem z tym całym sprzętem na piesze wycieczki po okolicznych górach i robiłem zdjęcia. Wyćwiczyłem się tak, że mogłem w parę sekund zmienić obiektyw, a zdjęcia z czasem do 3 sekund robiłem z ręki bez podpórki. Świetnie było (dopóki praktyka inżynierska się nie skończyła i nie musiałem wziąć się jednak do roboty żeby skończyć studia).

Akcesoria do aparatu Praktica BC-1 (NRD)

Akcesoria do aparatu Praktica BC-1 (NRD)

Jak wspominałem w poprzednim odcinku notowałem parametry każdego zdjęcia, dzięki temu wkrótce odkryłem, że wszystkie zdjęcia zrobione obiektywem krótkoogniskowym są niedoświetlone. Skorygowali gwarancyjnie. Potem wyskoczył mi spust - u podstawy spustu była przekręcana blokada a nakrętka trzymająca spust nie miała kontry - i po częstym używaniu blokady się odkręciła. Też poprawili gwarancyjnie. Potem złamała mi się też korbka do zwijania filmu - ale to już było w latach 90-tych. Poza tym nic, używałem tego aparatu przez jakieś 12 lat, okresami bardzo intensywnie, był całkiem OK.

Bardzo dobrze zrobione było w tych aparatach zakładanie filmu - działało tak precyzyjnie, że za każdym włożeniem mogłem zrobić na standardowym filmie 39 zdjęć. Gdybym wkładał film w ciemni mógłbym zrobić nawet 40, ale na to nie było przygotowane żadne laboratorium. Już przy 39 czasem mi pierwsze zahaczyli.

Pierwszym wyprodukowanym modelem serii B była Praktica B-200, potem pojawił się model uproszczony (bez trybu manualnego) zwany B-100. Kolega kupił sobie używane B-200 w komisie, ten model nie różnił się wiele od mojej BC-1. A nawet w jednym punkcie był lepszy - korbka do zwijania filmu była metalowa, w mojej BC-1 plastikowa złamała się po paru latach.

Praktica B200

Praktica B200 Źródło: Wikipedia Autor: Jean-Jacques MILAN

Inny kolega, który zawsze musiał mieć wszystko lepsze od innych, kupił sobie ten najlepszy model - BX-20. (Zdjęcie: Wikipedia)

Praktica BX 20

Praktica BX 20 Żródło: Wikipedia

BX-20 w porównaniu z BC-1 miała dodane:

  • Pomiar światła przez obiektyw przy zdjęciach z lampą błyskową.
  • Parę diod świecących w celowniku więcej (sygnalizacja korekty czułości filmu)
  • Zmiany w obudowie, niekoniecznie na lepsze (twardy plastik zamiast miękkiego wyłożenia)

W sumie różnice między poszczególnymi modelami były niewielkie, nie było warto wymieniać swojej Praktiki B na nowszą. Ale mimo to były to najlepsze aparaty małoobrazkowe bloku socjalistycznego. A potem sporo się zmieniło.

ORWO nie robi już filmów i kaset tylko usługi - odbitki, albumy itp.

Pentacon nadal robi aparaty fotograficzne, ale nic rewelacyjnego a nawet nie wiem czy na miejscu, czy w Chinach.

Carl Zeis Jena połączył się z zachodnim Zeissem i dalej robi mechanikę precyzyjną z optyką, ale już nie jest w uprzywilejowanej pozycji kombinatu strategicznego.

Zainteresowani tematem aparatów Praktica mogą poczytać więcej TUTAJ.

 

W następnym odcinku: Transport w NRD - drogi i koleje.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Skomentuj

Żegnaj NRD (30): Fotografia, część 1

Jak już wspominałem, w sprzęcie fotograficznym NRD-owcy byli całkiem nieźli. W Polsce połączenie NRD i fotografia kojarzy się jednak przede wszystkim z filmami ORWO.

Filmy ORWO

Filmy ORWO

Filmy czarno-białe produkowano chyba we wszystkich krajach bloku - w końcu co to za sztuka. Gorzej było z filmami kolorowymi. NRD-owcom po wojnie przypadła dawna fabryka AGFA w Wolfen, gdzie produkowano właśnie filmy kolorowe. I kolorowe filmy ORWO oparte były właśnie o przedwojenną technologię AGFY. Na początku produkowano je nawet pod nazwą AGFA, ale potem w arbitrażu z RFN odstąpiono od tej nazwy i wybrano nową. Był to skrót od ORiginal WOlfen (Oryginał Wolfen). Oni oddali markę AGFA po dobroci, bo uważali że ich filmy są takie świetne, że nie muszą się podpierać znaną nazwą.

ORWO kojarzone jest z marnym kolorem. Trzeba zdecydowanie powiedzieć: Jain, jain i jeszcze raz jain. (Jain to połączenie ja i nein - tak i nie). Faktycznie slajdy oddawane do wywołania w sklepie fotograficznym - czyli wożone do laboratorium fabrycznego w Wolfen - zawsze miały marny kolor i większe lub mniejsze zażółcenie. Zastanawiające było, dlaczego różne, a nie zawsze takie same? Prowadziłem więc zapiski notując numery serii używanych filmów żeby znaleźć lepsze serie i kupić ich na zapas, ale to nic nie dawało, wszystkie serie były marne i w różnym stopniu zażółcone, nawet z tej samej serii, żadnej regularności. A razu pewnego kuzynka z Warszawy pokazała mi swoje slajdy zrobione na ORWO - a kolor był na nich taki że szczęka spadła mi na podłogę i potoczyła się pod kanapę. Nic nie gorszy od zachodnich filmów. Tajemnicę wyjaśnił mi dopiero kilka lat później jeden znajomy, bawiący się w wywoływanie tych filmów w domu. On twierdził, że jeżeli zestaw odczynników użyło się tylko do tylu filmów, ile było w przepisie to kolor był doskonały. Wywołanie w nich dwukrotnie większej ilości filmów dawało kolor całkiem przyzwoity. Zażółcenia powstawały jeżeli odczynniki były używane wielokrotnie dłużej, niż przewidywał przepis. Natomiast sama technologia nie była taka zła, świat przeszedł na nowocześniejszy proces nie ze względu na jakość koloru tylko na cenę wywołania i komplikację procesu.

Slajdy ORWO miały jednak swój obszar zastosowań na którym były bezkonkurencyjne - na żadnym innym materiale tak dobrze nie wychodziły zachody słońca.

No i jeszcze był jeden problem - klasyczne filmy AGFY według oryginalnego procesu wyciągały w latach 30-tych czułość tylko około 13 DIN (16 ISO/ASA), pamiętam że ojciec robił pierwsze slajdy w 1969 roku i najbardziej czuły film diapozytywowy ORWO miał wtedy 18 DIN (50 ISO/ASA), potem udało im się podkręcić to do 21 DIN (100 ISO/ASA). Ale nic więcej. A to trochę mało.

Z ciekawostek: ORWO produkowało też filmy czarno-białe czułe w zakresie bliskiej podczerwieni. Można było kupić je w normalnym sklepie fotograficznym, ale trzeba było o tym wiedzieć - filmu takiego nie było nigdy na półce bo musiały one być przechowywane w lodówce. Wiele NRD-owskich obiektywów było przystosowane do tych filmów i miało na skali odległości zaznaczony punkt do ustawiania ostrości dla filmu czułego w podczerwieni. Na zdjęciu poniżej to ten czerwony punkt pod cyfrą 4, na prawo od czerwonej, pionowej kreski.

Infrarotpunkt na obiektywie 28mm do aparatu Praktica serii B (NRD)

Infrarotpunkt na obiektywie 28mm do aparatu Praktica serii B (NRD)

Oprócz AGFY Wolfen na terenie NRD znalazła się też firma Zeiss Icon z Drezna, ceniony przed wojną producent aparatów fotograficznych. Po wojnie utworzono z niej (i paru innych zakładów) VEB Pentacon. Nazwa zwracała uwagę na fakt, że tam opracowano pryzmat pentagonalny o takim kształcie. Zakłady te produkowały sporo całkiem przyzwoitych modeli aparatów. Nie będę robił tu zarysu historycznego, ograniczę się, jak zwykle, do okresu schyłkowego NRD - czyli tego co sam widziałem.

Jednym z bardziej znanych ich modeli była średnioformatowa lustrzanka Pentacon six TL. Pomysł był dość ciekawy, inne lustrzanki w tym formacie mają raczej kształt skrzynki, a ta wygląda prawie jak małoobrazkowa. Jak na ten format to była relatywnie tania, a przy tym było do niej sporo wyposażenia dodatkowego i duży wybór obiektywów. Konstrukcja była jednak dość stara (jeszcze z lat 60-tych) i całkowicie mechaniczna. Aparat ten był powszechnie używany przez profesjonalistów, których nie było stać na sprzęt zachodni. Ja nie miałem z nim nic do czynienia, więc nie będę się dalej mądrzył. Zainteresowani mogą poczytać dalej TUTAJ.

Pentacon six TL

Pentacon six TL Źródło: Wikipedia Autor: Thuringius

Lustrzanki małoobrazkowe były produkowane pod nazwą Praktica (Znowu nie będzie rysu historycznego). W czasie gdy tam byłem była dostępna trzecia generacja aparatów Praktica (inni znowu liczą ją jako czwartą) z obiektywami na gwint M42. Aparaty te były może i nie najgorsze, ale niezbyt nowoczesne. Elektroniki było w nich niewiele, w zasadzie tyle co i w Zenitach (no, z nielicznymi wyjątkami - jak serie EE2 i EE3 z automatyką czasu).

Praktica LLC

Praktica LLC Źródło: Wikipedia Autor: Alfred

Trzecią istotną dla fotografii firmą, która znalazła się na terenie NRD była firma Carl Zeiss z Jeny. Tu historia była bardziej skomplikowana - Jena była przez krótki czas zajęta przez Amerykanów którzy wycofując się, siłą zabrali wielu fachowców i cały zarząd zakładu do swojej strefy okupacyjnej. Sytuację komplikował jeszcze fakt, że oprócz zakładów w Jenie imię Carla Zeissa nosiła jeszcze fundacja (Carl Zeiss Stiftung) założona jeszcze w XIX w. przez przyjaciela i współpracownika Zeissa - Ersta Abbe. Fundacja ta była właścicielem firmy Carl Zeiss, a znajdowała się na terenie RFN. Stąd spór o prawa do nazwy Carl Zeiss. Fundacja zapewniła sobie do niej wyłączne prawa, jednak nie mogła ich wyegzekwować na terenie RWPG. Sprzęt eksportowany na Zachód (a było tego dużo) nie mógł więc nosić nazwy Carl Zeiss i pisano nim różne rzeczy, na przykład aus Jena (z Jeny). Spór zakończyło dopiero zjednoczenie Niemiec i połączenie obu firm.

W NRD firma VEB Carl Zeiss Jena została rozbudowana do dużego kombinatu (czyli według dzisiejszej terminologii koncernu) zajmującego się mechaniką precyzyjną, optyką i mikroelektroniką. Kombinat ten zajmował się również produkcją obiektywów do aparatów produkowanych przez VEB Pentacon.

NRD-owskie aparaty dobrze się sprzedawały również w krajach zachodnich. A najlepiej sprzedawały się ich aparaty ostatniej generacji - Praktica serii B. Ponieważ taki aparat z mnóstwem wyposażenia dodatkowego mam w piwnicy do dziś, to będzie o tej serii następny odcinek.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

6 komentarzy

Żegnaj NRD (17): Od elektroniki do polityki – coś o SED

Zacznę od elektroniki. W NRD opracowano dwa modele pralek sterowane mikroprocesorowo, Nazywały się one WVA861E i WAK compact. Nie udało mi się wyguglać ich zdjęć (będziecie musieli uwierzyć mi na słowo), tylko zdjęcie sterownika:

Mikropocesorowy sterownik pralki z NRD

Mikropocesorowy sterownik pralki z NRD Źródło: www.robotrontechnik.de

Dlaczego o tym piszę? Chcę tym przykładem zilustrować, różnice między gospodarka realno-socjalistyczną a kapitalistyczną.

Na zdjęciu widać przyciski i diody świecące panelu sterowania, ale niestety nie ma opisów. A chodzi mi właśnie o te opisy. Jak sądzicie, co było napisane obok tych wszystkich diod? W końcu współczesne pralki, nawet te z mikroprocesorem, nie mają aż tyle kontrolek (pomijając bardzo drogie modele z wyświetlaczami LCD). Więc co te diody tak dokładnie pokazywały? Pranie wstępne, pranie zasadnicze, płukanie 1 do n, wirowanie...? Otóż nie - pokazywały "Stan elektrozaworu 1", "Stan elektrozaworu 2", "Stan silnika głównego"... Jakiego użytkownika to, do cholery, obchodzi? Na tym polegał problem gospodarki socjalistycznej: Konstrukcję opracowywano nie po to, żeby ją sprzedać i na niej zarobić (a do tego zadowolenie użytkowników jest niezbędne) tylko na zlecenie jakiegoś Biura Politycznego, aby osiągnąć dalsze doskonalenie na polu zaspokajania rosnących, a uzasadnionych potrzeb socjalistycznego społeczeństwa. To nie klienci mieli być zadowoleni, tylko to Biuro Polityczne. Stąd te wymyślne konstrukcje powstające w trzech egzemplarzach na krzyż, bez względu na koszty - dzięki temu Biuro Polityczne mogło brandzlować siebie i społeczeństwo że "jesteśmy w czołówce światowej". I to się liczyło. A że społeczeństwo nic z tego nie miało, że społeczeństwa to nie obchodziło? A co to znowu obchodziło Biuro Polityczne? Przecież sprzężenie zwrotne między zadowoleniem społeczeństwa a Biurem Politycznym prawie nie istniało. Że co? Jakieś wybory? I tak dostaniemy 99%.

Kierownictwo partii żyło w całkowitym oderwaniu od życia zwykłych ludzi. Trudno powiedzieć na ile to oderwanie było świadomą decyzją o niezauważaniu rzeczywistości, a na ile ścisłe kierownictwo było izolowane od życia przez niższych funkcjonariuszy partyjnych. Taki na przykład Erich Honecker poruszał się po kraju wyłącznie rządowym samochodem (Volvo 264 TE lang "Honecker Landaulet" tuningowane przez Bertone, jeździć Mercedesem przecież mu nie wypadało. Inni funkcjonariusze też jeździli Volvo, ale Honecker miał najdłuższego) ze stale zasłoniętymi zasłonkami. Widziałem ten samochód parę razy, jeździł bez dużego konwoju policji, tylko z jeszcze jednym Volvo z ochroniarzami. Samochód był bardzo długi, na pewno z miękkim zawieszeniem, jak mnie raz wyprzedzili na autostradzie jadąc jakieś 140, to Erich raczej nie czuł tych sklawiszowanych płyt. Zresztą lewy pas był zawsze w lepszym stanie.

Volvo 264 TE lang "Honecker Landaulet"

Volvo 264 TE lang "Honecker Landaulet" Źródło: www.volvobertone.com

(Dla zainteresowanych: coś o tuningowaniu Volvo dla NRDowskiego rządu TUTAJ)

Różnych wersji i modeli Volvo funkcjonariusze używali tak często, że rządowy ośrodek wypoczynkowy w Wandlitz pod Berlinem nazywano potocznie Volvogradem - od dużego ruchu tych samochodów w okolicy.

Waldsiedlung Wandlitz - dom Honeckera

Waldsiedlung Wandlitz - dom Honeckera

Drugim samochodem Honeckera był specjalnie dla niego stuningowany Citroen CX 25 Prestige, niewykluczone że ze względu na jego hydropneumatyczne zawieszenie. Tego samochodu nigdy nie widziałem.

Citroen CX 25 Prestige Honeckera

Citroen CX 25 Prestige Honeckera Źródło: www.cx-basis.de

Pewnego razu w Ilmenau wybrałem się do miasta. Po drodze było przejście dla pieszych ze światłami, przy tym przejściu stał niespotykany tłum. Na ulicy stał policjant z w białym odblaskowym płaszczu (takiego używali policjanci kierujący ruchem na skrzyżowaniu) i nie pozwalał przejść przez ulicę. Minuty mijały, ludzie zaczynali się niecierpliwić, aż wreszcie coś się stało - ulicą przemknęły rządowe Volva, oczywiście z zasłoniętymi oknami.

Innym razem Honecker odwiedził z gospodarska wizytą Erfurt. Nocował oczywiście w najlepszym hotelu w mieście - hotelu Erfurter Hof, znanym również z tego że w 1970 w jego oknie pokazał się NRD-owcom Willy Brandt. Ten zabytkowy hotel znajduje się tuż koło dworca kolejowego, uliczka przy dworcu była ładna i nawet w dobrym stanie, ale z drugiej strony znajdował się dworzec autobusowy. W zasadzie słowo "dworzec" do niego nie pasowało - był to duży, dziurawy, chyba nawet częściowo gruntowy plac, pełen dołków, kałuż, z rozwalonymi wysepkami dla pasażerów, zdaje się że nawet nie było na nim wiat. W dodatku w tle było widać sklep "Intershopu" (o Intershopie jeszcze będzie, stay tuned). I jak było pokazać taka porutę samemu Wodzowi? - Zbudowano więc wielki, śliczny, biały płot wymalowany w słuszne klasowo hasła, dokładnie zasłaniający rzeczony plac. Więc Wódz zobaczył tylko ładny hotel, niezłą uliczkę i piękny płot. I tak było zawsze i wszędzie, nie tylko w NRD - przed wizytą Wodza, na trasie jego przejazdu remontowano fasady rozwalających się domów, malowano trawę na zielono, a czego się nie dało poprawić - zasłaniano. Wódz spotykał też tylko starannie wybranych (albo i podstawionych) obywateli, żeby ktoś mu przypadkiem nie powiedział że to tylko Matrix. Sądzę że w takich warunkach nie potrzeba wiele wysiłku aby naprawdę uwierzyć, że rządzony przez siebie kraj jest wyspą szczęśliwości.

Erfurt, hotel Erfurter Hof

Erfurt, hotel Erfurter Hof

A Honecker w niedostrzeganiu rzeczywistości był mistrzem. W 1979 kazał zamknąć NRD-owski instytut badania opinii społecznej - bo im z badań nie wychodziło to, co wyjść miało. Zapytany, co sądzi o zjednoczeniu Niemiec (tak czysto teoretycznie, to było we wczesnych latach 80-tych) odpowiedział, że nie ma nic przeciwko - RFN w każdej chwili może się do nich przyłączyć. Jeszcze w styczniu 1989 stwierdzał oficjalnie: "Mur będzie istnieć i za 50,  i za 100 lat...". Chwalił żołnierzy wojsk ochrony granicy "Towarzyszy, którzy skutecznie użyli broni palnej...". 14 sierpnia 1989 ogłaszał wszem i wobec: "Socjalizmu nic nie zatrzyma".

Honecker nie był dobrym mówcą. Mówił monotonnie, słowa szybko (czasem przeciągając samogłoski), ale między słowami robił pauzy (typowa fraza: "...unsere Deutsche [pauza] Demokraatische [pauza] Republik [oklaski]"), nerwowo oblizywał usta, wtrącał "Ah" i "Hm". Jego głos był wysoki, chwilami nawet piskliwy. W "Aktuelle Kamera" (czyli NRD-owskim odpowiedniku "Dziennika Telewizyjnego") mieli na usuwanie tych potknięć nawet specjalne słowo - "Honeckerputzen" (Czyszczenie Honeckera). Jego głos i styl przemawiania jest porównywany z głosem i  stylem Josepha Goebbelsa.

Pierwszą miłością Honeckera był Związek Radziecki - sam tak powiedział w wywiadzie. Honecker już od dziecka i w zestalinizowanej organizacji młodzieżowej był wychowywany w duchu bezwzględnego posłuszeństwa i wierności linii ideologicznej jako chłopiec na posyłki. I tak mu zostało - cała jego strategia dochodzenia do władzy i utrzymywania się na stołku polegała na jak najwierniejszym służeniu towarzyszom radzieckim. Dzięki temu zdawał się być nie do ruszenia, a ludzie nie wierzyli w jakiekolwiek zmiany w sytuacji w NRD dopóki on będzie żył. Może dowcip a propos:

W roku 2050 archeolodzy odkopali hibernator, w którym zamrożeni byli trzej ludzie: Rosjanin (znaczy obywatel Związku Radzieckiego), Amerykanin i NRD-owiec. Odmrożono ich i żeby ich zapoznać z bieżącym stanem świata dano każdemu do przeczytania aktualną gazetę z ich kraju. Wkrótce wszystkich trzech znaleziono martwych - zawał serca. Cóż oni przeczytali? Rosjanin - "Na granicy polsko-chińskiej na Uralu ciągle trwają walki.". Amerykanin - "W socjalistycznym współzawodnictwie pracy w tym roku zwyciężył stan Texas". NRD-owiec - "Zjazd SED ponownie wybrał Ericha Honeckera na pierwszego sekretarza partii".

Temu, jak i dlaczego to przekonanie zaczęło się zmieniać poświęcę osobny odcinek. Stay tuned.

Volvo dygnitarzy z NRD

Volvo dygnitarzy z NRD Źródło: www.spiegel.de

W następnym odcinku: Tu pod tą gruszką sikał Kościuszko... Znaczy nie Kościuszko, tylko ktoś inny, bo z NRD.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

3 komentarze

Żegnaj NRD (16): NRD-owska elektronika w zastosowaniach – komputery domowe

W ramach zaspokajania potrzeb społecznych NRD-owskie zakłady miały narzucony uchwałą Biura Politycznego obowiązek przeznaczać przynajmniej 5% swojej produkcji na rynek artykułów konsumpcyjnych. Również kombinat Robotron musiał oprócz sprzętu przeznaczonego dla firm produkować też coś dla konsumentów indywidualnych. Stąd wzięły się ich komputery domowe. Było tego sporo wariantów, omówię trzy najistotniejsze linie. Żeby nie było, że teoretyzuję - wszystkie trzy widziałem na własne oczy i dotykałem własnymi rękoma, te dwa lepsze otrzymaliśmy nawet jako grupa polska do użytkowania, stały w "centrali".

Robotron Z1013

Komputer domowy Z1013, NRD, 1984

Komputer domowy Z1013, NRD, 1984 Źródło:www.robotrontechnik.de

Był to bardzo prosty system mikroprocesorowy, oczywiście z NRD-owskim Z80. Proszę przyjrzeć się "obudowie" - jest to wytłoczka z cienkiego plastiku wykonana w takiej samej technologii jak wkładki do szuflady kuchennej, takie na sztućce. Foliowa klawiatura w układzie alfabetycznym w zasadzie wcale nie nadawała się do użytku. Urządzenie miało modulator do podłączenia telewizora (obraz w trybie tekstowym 32x32 znaki) oraz interface do magnetofonu. Pamięci było w tym 16 KB (dla takiego urządzenia wtedy było to dość). Całość przeznaczona była dla majsterkowiczów - nawet zasilacz trzeba było skombinować sobie samemu, a bez przeróbek i rozszerzeń wiele się na tym zrobić nie dało. Zanim zaczniecie to urządzenie wyśmiewać: W latach 80-tych również na Zachodzie istniało wiele konstrukcji o podobnych parametrach, często do samodzielnego montażu. Jedynie prędkość procesora była tu zbyt niska, na Zachodzie takie systemy zaczynały się od 2,5 MHz (bo wolniejszych Z80 nie było).

Wersja z procesorem 1 MHz kosztowała w 1984 roku 650 marek, wersja 2 MHz z 1987 965 marek. Jeszcze raz przypominam - średnia płaca 800 marek.

Robotron Z9001, Robotron KC85/1, Robotron KC87

Komputer domowy Z9001, NRD, 1988

Komputer domowy Z9001, NRD, 1988

Był to już prawdziwy komputer domowy, a nie zestaw dla majsterkowiczów. Umieszczony był w solidnej, metalowej obudowie, miał prawie pełną klawiaturę (chociaż wąskie, marne przyciski nie były wygodne), Z80 na 2,5 MHz, 16 KB RAM i 4 porty do modułów z rozszerzeniami. Nie miał trybu graficznego, tylko semigrafikę z definiowalnymi znakami, 40x24 znaki (standard w trybie znakowym w tamtych czasach). Telewizor podłączony przez modulator wyświetlał tylko obraz czarno-biały, żeby mieć kolor trzeba było użyć wejścia RGB, nie spotykanego w NRD-owskich telewizorach. Jako pamięć masowa używany był magnetofon. Nawet BASIC musiał być załadowany z kasety albo z rozszerzenia ROMu. Dźwięku nie było. Większość wyprodukowanych urządzeń otrzymały szkoły, kluby komputerowe itp. Tak naprawdę to na tym urządzeniu też wiele się zrobić nie dało. Cena różnych wersji wynosiła od 1550 do ponad 3000 marek.

KC85/2, HC900

Komputer domowy KC85/2, NRD, 1985

Komputer domowy KC85/2, NRD, 1985

 

Komputer domowy KC85/2 - klawiatura, NRD, 1985

Komputer domowy KC85/2 - klawiatura, NRD, 1985

W tej konstrukcji mniej wysiłku i ceny poszło w obudowę, a więcej w technikę. W miarę normalna klawiatura, tryb graficzny (320x256 punktów), dwa porty rozszerzeń, kolor, dźwięk... Dodatkowe punkty dla programistów, którzy system operacyjny tego urządzenia nazwali CAOS (czytane jak słowo chaos, skrót od Cassette Aided Operating System).

System operacyjny CAOS komputera domowego KC85/2, NRD, 1985

System operacyjny CAOS komputera domowego KC85/2, NRD, 1985 Źródło:www.robotrontechnik.de

Oczywiście ta linia też miała swoje wady. Wyświetlanie odbywało się wyłącznie w trybie graficznym - nie było żadnego trybu tekstowego - co w połączeniu z wolnym procesorem (od 0,975 do 1,75 MHz zależnie od wersji, dla Z80 to bardzo mało) powodowało że operacje ekranowe były nieznośnie wolne. Przescrollowanie ekranu o jedną linię odbywało się takim "wężowym" ruchem i trwało około sekundy (!). Ciekawostką jest, że modulator urządzenia dawał kolor w systemie PAL, a nie w obowiązującym w NRD SECAMie (pewnie nie zrobili go sami tylko kupili na Dalekim Wschodzie). Generowany obraz był bardzo zakłócony przesłuchami z części cyfrowej, a może były to problemy timingu dostępu do pamięci ekranu. W każdym razie obraz na telewizorze był drżący i niezbyt wyraźny. Cena urządzenia w najlepszej wersji wynosiła 4600 marek, cen tych prostszych nie znalazłem. Na tym też nie dało się wiele zrobić, a cena zbijała z nóg.

Ponieważ miałem wtedy już własne Turbo AT (a Commodorka miałem wcześniej) to opisywane urządzenia tylko z inżynierskiej ciekawości obejrzałem i przetestowałem. W sumie wszystko badziew. Do tego zauważmy, że 3000 marek NRD w 1987 roku to było po czarnorynkowym kursie około 600 marek RFN. Za tyle mogła rodzina z RFN kupić powiedzmy nowego Sinclaira ZX Spectrum (z uwzględnieniem ulgi podatkowej), dziadek emeryt mógł przywieźć tego Sinclairka do NRD (sprzęt mały, lekki, dziadek się nie przedźwigał), telewizor i magnetofon i tak musiały być. Więc za tą samą cenę można było mieć o wiele lepszy komputer, w dodatku z mnóstwem łatwo dostępnego pirackiego oprogramowania. I tak faktycznie robiono - wśród studentów było znacznie więcej komputerów Spektrum i Commodore 64 niż sprzętu NRD-owskiego. A jak ktoś nie miał rodziny w RFN i/lub dziadka emeryta? To studenci dewizowi przywozili taki sprzęt bez problemu, ja tak kupiłem swojego C64.

Jeszcze jako ciekawostka: Komputery szachowe produkcji NRD, oczywiście też na ich Z-80:

Komputer szachowy SC2, NRD, ok. 1982

Komputer szachowy SC2, NRD, ok. 1982 Źródło:www.robotrontechnik.de

 

Komputer szachowy ChessMaster, NRD, 1984

Komputer szachowy ChessMaster, NRD, 1984 Źródło:www.robotrontechnik.de

 

Komputer szachowy Chess Master Diamond, NRD, 1987

Komputer szachowy Chess Master Diamond, NRD, 1987 Źródło:www.robotrontechnik.de

Dwa ostatnie modele były sprzedawane również w sklepach na Zachodzie. Do tego ostatniego można było dokupić (widoczne na zdjęciu) moduły ROM z otwarciami i końcówkami.

W następnym odcinku - Od elektroniki nawiążę do polityki.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD (15): NRD-owska elektronika w zastosowaniach – komputery dla firm

W poprzednim odcinku opisałem NRD-owskie układy i procesory, ale przecież same te części to jeszcze nic. Istotne jest, co się z nimi robi. Biuro polityczne SED nie poprzestało na zarządzeniu produkcji półprzewodników na światowym poziomie. Oni uchwalili również, że w całym kraju ilość stanowisk CAD/CAM (w oryginale "CAD/CAM Arbeitsplätze") ma przekroczyć ileśtam (nie pamiętam ile, ale dużo) tysięcy.  Przy tym "stanowisko CAD/CAM" zdefiniowano tak, że łapał się na to każdy komputer z drukarką. Sensowność zastosowania komputera czy istnienie niezbędnego oprogramowania nie były istotnym kryterium - komputer musiał być i już. Partia kazała. I od tej pory kombinat Robotron nie musiał się już martwić o zbyt swojego sprzętu (jak się potem okazało, do czasu).

Aby wyjaśnić meandry komputeryzacji NRD muszę znowu zrobić dygresję historyczną.

W krajach RWPG, całkiem zresztą sensownie, komputery były ujednolicone. Istniało parę znormalizowanych linii komputerów:

Wszystkie te linie były dokładnie zerżnięte z odpowiednich systemów producentów amerykańskich. Dzięki temu można było przerzucić większość kosztów rozwoju sprzętu na Amerykanów i zapewnić sobie darmowe źródło kradzionego oprogramowania. Nie bez znaczenia była też unifikacja sprzętu i oprogramowania w ramach całego bloku pozwalająca na znaczne zmniejszenie kosztów informatyzacji. Produkcja elementów systemów była podzielona pomiędzy poszczególne kraje bloku, na przykład pamięci magnetyczne dyskowe i taśmowe robiono w Bułgarii, jednostki centralne w NRD a perforatory i czytniki taśmy perforowanej w Polsce.

Niewiele miałem do czynienia z komputerami mainframe, poza jedną laborką z programowania przy pomocy kart perforowanych i oglądaniem ich z zewnątrz w centrum obliczeniowym, ale widziałem że używano tam kradzionego IBM-owskiego systemu OS/360. Znacznie więcej pracowałem z klonem PDP, zwanym K-1630.

Komputer klasy PDP/11 - Robotron K1630

Komputer klasy PDP/11 - Robotron K1630 Źródło: www.robotrontechnik.de

Do tych właśnie maszyn w NRD opracowano własne procesory. Maszyna w trochę mniejszej konfiguracji (trzy szafy, w nich dwie pamięci dyskowe, dwie taśmowe, jeden czytnik taśmy perforowanej i oczywiście procesor)  stała w centrum obliczeniowym, podłączone były do niej 3 terminale + konsola. Terminale były dostępne w różnych wariantach ale wszystkie w prawie identycznych obudowach.

Terminal Robotron K8915, NRD, ok. 1986

Terminal Robotron K8915, NRD, ok. 1986

Na maszynach tych również używano systemów o wątpliwym statusie prawnym: systemu MOOS (kopii RSX-11M) i MUTOS (MultiUser Timesharing Operating System) - tak naprawdę była to jakaś wersja UNIXa.

Oczywiście mainframe i mini to tylko margines, najwięcej komputerów na uczelni (przynajmniej przed 1988) były to komputery nie należące do żadnej z wymienionych wyżej linii, tylko oparte na NRD-owskiej wersji Z80 i pracujące z klonem systemu CP/M zwanym SCP. Stylistyka tych komputerów była zbliżona do tego terminala na zdjęciu, na przykład taka:

Komputer Robotron K8924

Komputer Robotron K8924 Źródło: www.robotrontechnik.de

Starsze z tych komputerów miały jeszcze stacje dyskietek 8-calowych, nowsze 5,25 cala. Zdarzały się też pamięci kasetowe i inna egzotyka. Istniały też wersje oparte o klon procesora Z8000, nie pamiętam już jakiego używały systemu operacyjnego. W zasadzie urządzenia te można było odróżnić tylko po numerach, bo z zewnątrz wszystkie mogły wyglądać tak samo.

Pamięć kasetowa

Pamięć kasetowa Źródło: www.robotrontechnik.de

Robotron produkował też kilka modeli drukarek i opartych na nich terminali dalekopisowych:

Igłowe:

Drukarka igłowa Robotron SD1157, NRD, ok. 1986

Drukarka igłowa Robotron SD1157, NRD, ok. 1986

Rozetkowe:

Drukarka rozetkowa Robotron SD1152

Drukarka rozetkowa Robotron SD1152 Żródło: www.robotrontechnik.de

Na powyższych zdjęciach brakuje skali - oba urządzenia były bardzo duże, o szerokości prawie jednego metra i ciężkie jak cholera - SD1157 ważyła 65 kg! Wbrew pozorom konstrukcje te były bardzo wyrafinowane technicznie, na przykład rozetkowa SD1152 drukowała ze średnią prędkością 35 znaków na sekundę, aby to osiągnąć trzeba było w tym tempie przesuwać skokowo o znak dwukilogramową głowicę drukującą, występujące przy tym siły były tak duże, że drukarka mimo swoich 38 kg mocno drgała i trzęsła nawet solidnymi, metalowymi stołami.

Urządzenia opisane powyżej to stara technologia, istniały też nowsze rzeczy w standardzie IBM PC. Oczywiście z kradzionym MS-DOS-em pod nazwą DCP. Odważni byli - potrafili wystawić na targach CeBiT DCP jako własny system, o kilka metrów od stoiska Microsoftu. Przy tym jedynymi zmianami, jakie wprowadzili były zmiany nazwy i copyrightu. Pamiętam, że na Targach Lipskich około 1986 rozmawiałem z kimś na stoisku Robotronu i on też upierał się że DCP to oni sami zrobili.

Pierwsze konstrukcje NRD-owskich pecetów pojawiły się w 1985 roku:

Komputer klasy XT Robotron A7100, NRD, 1985

Komputer klasy XT Robotron A7100, NRD, 1985, Źródło: www.robotrontechnik.de

Oczywiście opracowanie peceta nie jest żadną sztuką - cała dokumentacja została przecież przez IBMa opublikowana. Było tych konstrukcji znacznie więcej, również kompatybilne z IBM AT. Niestety nie mam zdjęcia takiego (EC1835), w zamian zdjęcie wcześniejszej jego wersji EC1834:

Komputer klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

Komputer klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

 

Klawiatura komputera klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

Klawiatura komputera klasy XT - Robotron EC1834, NRD, 1988

 Niektóre modele drukarek do pecetów były również sprzedawane na Zachodzie, normalnie w sklepie, na przykład ta:

Drukarka Robotron K6313, NRD, ok. 1988

Drukarka Robotron K6313, NRD, ok. 1988

Wszystko pięknie, tylko jak to sprzęt produkcji socjalistycznej, miały te urządzenia dwa problemy: Jeden to jakość wykonania / niezawodność. Drugi to cena. Niestety, mimo że praca ludzka w socjalizmie była niemalże za darmo, to ceny tych urządzeń były astronomiczne. Dopóki import z Zachodu praktycznie nie istniał, jakoś to funkcjonowało, ale gdy tak około 1988 sprzęt zachodni zaczął na większą skalę różnymi kanałami napływać do NRD okazało się, że komputery z Zachodu nawet przeliczone po cenach czarnorynkowych i z dużym przebiciem są nie dość że tańsze, to jeszcze szybsze i bardziej niezawodne. Na przykład ten EC1834 kosztował ponad 55.000 marek NRD, czyli nawet po kursie czarnorynkowym dwa-trzy razy więcej niż lepszy, zachodni. W NRD-owskich odpowiednikach Bomisu, w których ludzie mogli sprzedać komputery zakładom pracy ustawiały się po zachodnie komputery kolejki zaopatrzeniowców. Wydaje mi się że los NRD był już w tym momencie przypieczętowany.

W następnym odcinku: Komputery domowe produkcji NRD.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Komentarze: (1)

Żegnaj NRD (14): NRD-owska mikroelektronika

Biuro polityczne SED postanowiło pewnego razu, że NRD będzie przodującym krajem na świecie w branży mikroelektronicznej. Jak to w gospodarce planowej: ustalono wskaźniki do osiągnięcia i wyznaczono odpowiedzialne za ich osiągnięcie zakłady pracy. W zasadzie był to jeden - kombinat (coś podobnego do koncernu według dzisiejszej nomenklatury) VEB Robotron. Robotron wziął się za to zadanie typowymi dla gospodarki socjalistycznej metodami - kopiując nielegalnie i na potęgę rozwiązania zachodnie, tylko co nieco dodając od siebie. I tu dochodzimy do zapowiedzianej w poprzednim odcinku wpadki. Poniżej zdjęcie NRD-owskiej kopii procesora Z-80 firmy Zilog. Układ na zdjęciu pochodzi z ostatnich serii produkcyjnych, kiedy wpadkę usiłowano już naprawić. Proszę przyjrzeć się zdjęciu uważnie, zwłaszcza końcówkom układu.

NRD-owski procesor Z-80

NRD-owski procesor Z-80, Źródło: Wikipedia, Autor: Konstantin Lanzet

Dla niefachowców pomoc: Tak wygląda "normalny" układ scalony, proszę porównać końcówki, zwłaszcza te skrajne.

Procesor Z-80 produkcji firmy NEC

Procesor Z-80 produkcji firmy NEC, Źródło: Wikipedia, Autor: Konstantin Lanzet

Jak można zauważyć, w normalnym układzie wszystkie końcówki są takie same, w NRD-owskim ta cienka część końcówki jest jakaś taka w różny sposób poprzesuwana. O co tu chodzi?

Układy scalone zostały wymyślone i wymiarowo zestandaryzowane w nie uznającym systemu metrycznego USA. Stąd dla rozstawu końcówek przyjęto raster calowy, odległość między kolejnymi nóżkami wynosi 1/10 cala czyli 2,54 mm. Przyjęcie konkretnego rastra ma bardzo duże konsekwencje, bo w tym samym rastrze muszą być wykonane lub pracować wszystkie pomoce do projektowania płytek drukowanych (zarówno wspomaganego komputerem - programy jak i ręcznego - papier calowy lub milimetrowy), płytki prototypowe, cały sprzęt do wykonywania płytek (naświetlarki, automatyczne wiertarki itp.), sprzęt do montażu (od urządzeń do wyginania końcówek elementów do urządzeń do automatycznego montażu) jak i wiele innych elementów, np. podstawki do układów scalonych.

Tu zbliżamy się do wyjaśnienia zagadki dziwnych końcówek: W NRD przyjęto, za namową towarzyszy radzieckich, raster metryczny 2,5 mm. Różnica niby niewielka, ledwie cztery setne milimetra i na początku sprawdzało się nieźle. Jeszcze przy układach 24-końcówkowych różnica na całej długości układu wynosiła zaledwie 12 * 0,04 mm = 0,48 mm, o tyle końcówki jeszcze dały się naginać. Ale przy układach 40-końcówkowych, jak te Z-80 i reszta zestawu, na długości 20 końcówek różnica wynosiła 0,8 mm, czyli dokładnie całą średnicę otworu w płytce drukowanej. W związku z tym większe układy NRD-owskie były bardzo trudno zamienne z układami z całej reszty świata (oprócz radzieckich). To znaczy dało się wetknąć te układy zamiennie, ale trzeba było się nad tym sporo namęczyć, a zamiana na produkcji nie wchodziła w rachubę. Jeszcze większy problem był z pamięciami EPROM, które trzeba wkładać do specjalnej podstawki w programatorze - nawet mniejsze pamięci zagraniczne nie pasowały do podstawek NRD-owskich i odwrotnie, a większych pamięci NRD-owskich to przecież wcale nie było. Można było sobie trochę pomóc, dociskając w czasie programowania nie pasującą pamięć palcem tak, aby wszystkie końcówki pewnie kontaktowały, ale biada jeżeli się tych kilku dobrych minut silnego przyciskania bez przerwy nie wytrzymało. Wkrótce te cztery setne stały się jednym z największych problemów mikroelektroniki NRD, błąd spróbowano naprawić dopiero na samym końcu, gdzieś koło 1988. Stąd te dziwne końcówki - te grubsze części końcówek są jeszcze w rastrze metrycznym, te cieńsze są już porozsuwane zgodnie z rastrem calowym.

Cała historia wskazuje na bardzo silne uzależnienie NRD od ZSRR - o ile mi wiadomo w żadnym innym kraju bloku nie przyjęto rastra metrycznego, a już na pewno układów w rastrze metrycznym nie produkowała ani Unitra Cemi, ani czeska Tesla.

Ale wróćmy do początku. Robotron skopiował najpierw coś prostego - procesor Intel 8008, kopii nadano oznaczenie U808. Mimo że był to bardzo marny na owe czasy procesor, wymagający do zbudowania kompletnego systemu bardzo wielu innych układów, to stosowano go w NRD w wielu urządzeniach. Na przykład użyto go w automacie do sprzedaży biletów kolejowych, automat miał klawiaturę dotykową (nie działającą najlepiej, trzeba było kombinować ze ślinieniem palców albo odwrotnie - z osuszaniem ich itp.), wyświetlacz z małym kineskopem (ok. 8 cali) i drukarkę drukującą bilety. Konstrukcja może i marna, ale działała, ostatnie zdemontowano dopiero w 1995 (!), kiedy nie dało się w nie wprogramować nowego systemu taryfowego DB. W Polsce podobnych urządzeń nie było.

Automat do sprzedaży biletów kolejowych

Automat do sprzedaży biletów kolejowych Źródło: www.robotrontechnik.de

Drugim skopiowanym zestawem układów był, wspomniany wcześniej Zilog Z-80 z przyległościami, nazwany U880. Oryginalny Z-80 był w tych czasach całkiem niezły, niestety NRD-owcy mieli problemy z prędkością działania swoich kopii. O ile sobie dobrze przypominam to najszybszy NRD-owski wariant odpowiadał z grubsza zaledwie standardowemu, najwolniejszemu oryginalnemu Z-80A.

Robotronowi udało się skopiować również procesor 16-bitowy - Zilog Z8000. Procesory te były produkowane pod oznaczeniami U8001 i U8002. Działały, nie wiem jednak jak ich częstotliwość zegara wypadała w porównaniu z oryginałami.

Produkowano również kopie procesorów jednochipowych serii Z8 (jako U88x) i przygotowano serię kopii procesora 80286 - U80601.

Udało się im, już chyba nie skopiować, tylko wyprodukować klona 32-bitowego procesora MicroVAX 78032 (U80701). Było to jednak tuż przed końcem NRD, zbudowano zaledwie 10 pokazowych systemów z tymi procesorami. Celem było zastąpienie przestarzałych już klonów minikomputera PDP-11 klonami aktualniejszych komputerów VAX.

Ale nie wszystko w NRD było skopiowane. Produkowano na przykład serię kaskadowalnych procesorów U830, przeznaczonych do użytku w RWPG-owskich klonach maszyn serii PDP-11, zwanych w bloku z radziecka SM (w cyrylicy CM) a w NRD K16xx. Procesory te nie mały żadnego zachodniego odpowiednika i były całkowicie opracowane w NRD.

Produkowano również pamięci ROM, EPROM i RAM, jednak zazwyczaj o niezbyt dużej pojemności. Ponieważ Biuro Polityczne kazało osiągnąć poziom światowy opracowano jednak pamięć DRAM o pojemności jednego megabita (w tym czasie faktycznie poziom światowy), według niesprawdzalnych informacji działającą, jednak nie uruchomiono jej seryjnej produkcji. Podejrzewam, że nawet jeżeli te pamięci działały to uzysk był o rzędy wielkości zbyt niski żeby produkcja była opłacalna.

NRD-owska pamięć DRAM 1 MBit

NRD-owska pamięć DRAM 1 MBit Źródło: www.robotrontechnik.de

Mimo wszystkich tych osiągnięć, kopiowanych lub nie, NRD-owcy mieli stały problem z uzyskiem. Koledzy z sekcji półprzewodników dostawali do ćwiczeń i pomiarów całe wafery, na których nie było ani jednego sprawnego układu pamięci EPROM. Sorry, ale tak nie wygląda efektywna produkcja. Widziałem w akcji NRD-owską macierz CCD 256x256 z próbnej serii, podobno był to jeden z lepszych egzemplarzy - sporo linii obrazu było poprzesuwanych i mnóstwo pixeli martwych. A jak uzysk jest niski to cena wysoka. Cena NRD-owskiego Z-80, mimo socjalistycznych relacji kosztowych (czytaj: prawie darmowej pracy ludzkiej), mniejszej prędkości działania i gorszej niezawodności, przeliczona po kursie czarnorynkowym nie była wiele niższa od ceny prawdziwego, zachodniego. A czasem i wyższa (zależnie od aktualnego kursu czarnorynkowego i ceny zachodniego procesora w DM).

Mimo to oficjalna propaganda upajała się tekstami typu "Pociąg z napisem 'Mikroelektronika' już odjechał, ale NRD załapała się jeszcze na  bufory" (tłumaczenie dosłowne z pamięci, teksty te bywały też ilustrowane). Zdjęcie pamięci megabitowej widniało w każdej gazecie i każdym czasopiśmie, niezależnie od jego branży i grupy docelowej. Jeden egzemplarz z pompą podarowano Gorbaczowowi gdy ten odwiedził NRD. Złośliwie dodam, że zdjęcia tej pamięci przestały się potem pojawiać się w gazetach, więc pewnie był tylko ten jeden egzemplarz.

Halo wokół NRD-owskich półprzewodników było wielkie, ale na giełdach części elektronicznych, organizowanych dość często na kampusie, elementy przywożone przez nas z Polski cieszyły się bardzo dużym powodzeniem i osiągały bardzo dobre przebicia. Kupowaliśmy większość tego w sklepach Bomisu, celnicy nie czepiali się (bo nie mieli pojęcia co to jest), schodziło jak ciepłe bułeczki. Szczególnie chętnie Niemcy kupowali tranzystory mocy (całkiem zwyczajne 2N3055 albo czeskie KD502), w Polsce za pół darmo a w NRD nie produkowane i trudno dostępne. Innym hitem były licencyjne przełączniki Isostat, znacznie lepsze od produkowanych w NRD. Ponieważ NRD-owcy nie mogli jeździć na zachód (a mało którego emeryta można było obciążyć misją zakupienia elementów elektronicznych) to dało się nieźle zarobić nawet na elementach zachodnich przywiezionych już przez kogoś z zyskiem do Polski.

Jeżeli kogoś temat zainteresował, to więcej o tym jest TUTAJ, w języku Sprache i Language. świetna strona swoją drogą. Oczywiście nic o wpadce z rastrem tam nie znajdziecie - autorzy strony są młodsi ode mnie o nic jeszcze o tym nie wiedzą (właśnie im o tym piszę).

W następnym odcinku: NRD-owska mikroelektronika w zastosowaniach.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

4 komentarze

Żegnaj NRD (12): Coś w NRD jednak robili dobrze i nie była to broń

Natknąłem się kiedyś w zachodnioniemieckiej telewizji na wypowiedź jakiegoś fachowca od gospodarki, który twierdził że NRD miała dwa produkty na światowym poziomie:

  • Mini-ciężarówkę Multicar. To była bardzo udana koncepcja, a 70% produkcji modelu M25 szło na eksport. Pojazd ten był spotykany również w Polsce.
Multicar M25

Multicar M25 Żródło: Wikipedia, Autor Mattes

  • Rotkäppchen-Sekt (Wino musujące "Czerwony kapturek"). Nazwa nawiązywała do czerwonej folii aluminiowej w górnej części butelki.
Wino musujące Rotkäppchen

Wino musujące Rotkäppchen

Coś w tym jest - obie firmy przetrwały zjednoczenie i po prywatyzacji nieźle radzą sobie na rynku do dziś. A to raczej wyjątek. Większość dawnych marek NRD-owskich jeżeli jeszcze istnieje, to należy już do wielkich koncernów albo została wykupiona za bezcen przez podupadłe mniejsze firmy i występuje co najwyżej w ilościach śladowych. Większość firm NRD-owskich po prostu zbankrutowała i/lub została sprzedana firmom zachodnim po symbolicznej marce.

Ale oprócz tej pierwszej ligi produktów na poziomie światowym istniało całkiem sporo produktów drugoligowych, ale o jakości akceptowalnej na Zachodzie. A poziom "akceptowalne na Zachodzie" odpowiadał w bloku socjalistycznym poziomowi "super-ekstra".

W katalogach zachodnich firm wysyłkowych, takich jak Quelle, Neckermann czy Otto można było zobaczyć wiele NRD-owskich produktów, zwłaszcza sprzętu gospodarstwa domowego. Pod marką AKA-Electric produkowano odkurzacze, roboty kuchenne, suszarki do włosów, żelazka itp. większość z nich w całkiem przyzwoitej jakości i niezłym designie. W Polsce wtedy pokutowały jeszcze przedpotopowe, słabiutkie Zelmerowskie odkurzacze w kształcie leżącej na ziemi rury, co prawda już nie w kształcie rakiety (jak Alfa K-2), tylko w obudowie prawie skrzynkowej, ale o konstrukcji prawie nie zmienionej od wczesnych lat 60-tych. NRD-owski odkurzacz miał w porównaniu z nimi siłę ssania trąby powietrznej i wygląd miss krajów socjalistycznych. Polskie żelazka miały wtedy jeszcze uchwyty z czarnego, obleśnego bakelitu a polskie suszarki do włosów ciężkie silniki indukcyjne. Chyba wszystkie NRD-owskie elektryczne urządzenia AGD były lepsze niż polskie, stąd pociągi jadące do kraju były zawsze pełne tego sprzętu. A czego celnicy nie zabrali lądowało w Polsce.

Suszarka do włosów Diana, NRD, ok. 1985

Suszarka do włosów Diana, NRD, ok. 1985 Autorka: AgataNal

Absolutnie kultowym urządzeniem był Party-Grill. Prościutkie ale bardzo przydatne urządzenie. Ile to rożnych potraw można było przy jego pomocy sporządzić. Tosty, grillowaną kiełbasę, kotlety, szaszłyki...

Party Grill, NRD, ok. 1985

Party Grill, NRD, ok. 1985 Autorka: AgataNal

Nie tylko urządzenia elektryczne robili niezłe. Mieli też fajne garnki emaliowane w ładnych kolorach, sokowniki, sztućce (ja swoich używam od tych 20 lat, regularne zmywanie w zmywarce trochę zaszkodziło nożom ale poza tym są nadal super), różne pomoce kuchenne i fajne plastiki.

Plastikowa konewka z NRD, ok. 1980

Plastikowa konewka z NRD, ok. 1980

Plastikami nawiązujemy do jednego z przedmiotów dumy NRD - przemysłu chemicznego. Naczelne jego hasło brzmiało: Chemie schafft Reichtum, Nahrung, Schönheit - Chemia tworzy bogactwo, żywność, piękno. Chemia z tym bogactwem i pięknem to jeszcze jakoś brzmi, ale z żywnością nie za bardzo. Plastiki rzeczywiście były piękne, kolorowe, całkiem niezły design, ale były też ciemne strony tej branży. Można było je zaobserwować  jadąc pociągiem do kraju - przed Halle pociąg przejeżdżał przez sam środek wielkiego kombinatu chemicznego Leunawerke. Przez kilkanaście kilometrów można było przyjrzeć się księżycowemu krajobrazowi przemysłowemu i nawdychać szkodliwych oparów. Fabryka chemiczna składa się z mnóstwa rurociągów, na każdym z nich średnio co kilkanaście metrów jest jakiś zawór, a tam naprawdę trudno było dopatrzeć się jakiegoś zaworu z którego nie wydobywał się obłoczek (albo i spory obłok) pary, daj Boże żeby tylko wodnej. Zmysł węchu twierdził jednak niezbicie, że to nie sama para wodna. Po zjednoczeniu cały ten olbrzymi zakład został sprzedany Francuzom chyba za symboliczną jedną markę - w każdym razie była to nie wyjaśniona do końca afera. Z drugiej strony Francuzi musieli zbudować zakład praktycznie od nowa usuwając jednocześnie wszystkie skażenia terenu - a jak donosili naoczni świadkowie, na terenie zakładu gdzieniegdzie rtęć stała w kałużach. Dosłownie.

Niektóre produkty NRD-owskiego przemysłu chemicznego były całkiem udane. Na przykład seria proszków do prania sprzedawana pod marką Spee. Marka ta po zjednoczeniu została wykupiona przez koncern Henkel i jest obecna na rynku do dziś. Inne NRD-owskie proszki do prania były o wiele gorsze, widywałem w nich parocentymetrowe bryłki nie zmielonych składników. Pod koniec NRD pojawiły się w sprzedaży nawet kolorowe i pachnące płyny do płukania tkanin, jednak ich stabilność pozostawiała wiele do życzenia.

Chemia gospodarcza z NRD

Chemia gospodarcza z NRD

NRD-owskie kosmetyki nie były rewelacyjne, Pollena robiła lepsze. Wyjątkiem były oczywiście licencyjne kosmetyki z NRD, na przykład dezodoranty BAC.

Podobny "podział klasowy" istniał w branży tekstylnej i obuwniczej. Normalne wyroby były raczej siermiężne, miały w przestarzałą stylistykę i zrobione były z materiałów z dużym udziałem tworzyw sztucznych. Za to były tanie. Ale istniała również sieć sklepów "Exquisit", odpowiadających z grubsza naszej "Modzie Polskiej", ale jeszcze lepszych. Tam standard był już prawie zachodni, dobre materiały, aktualny styl, super obsługa, przy produktach licencyjnych jak buty "Salamander" te same modele co w RFN. Panie szalały szczególnie za sprzedawaną tam bielizną damską, nie znający niemieckiego polscy robotnicy budowlani kupujący w sklepach Exquisit biustonosze dla swoich żon i/lub kochanek byli wśród polskich studentów stałym tematem żartów i mniej lub bardziej autentycznych opowieści. Pod koniec NRD w sklepach Exquisit pojawiały się nawet produkty zachodnie, na przykład moda z kultowego serialu Miami Vice, pokazywanego oczywiście tylko w zachodniej telewizji. Zachodnia jakość miała swoją cenę. O ile buty w normalnym sklepie kosztowały rzędu kilkudziesięciu marek to licencyjny Salamander nie schodził poniżej stu a i dwieście nie było rzadkością (przypominam: stypendium 360M, średnia płaca 800). Ja po tym, jak kupione przeze mnie w normalnym sklepie i za normalną cenę buty okazały się być nie do chodzenia (po krótkim czasie nogi bolały mnie aż do kolan), kupowałem już tylko Salamandry. Skąd miałem na to pieniądze? Jeszcze o tym napiszę.

W NRD robili też całkiem niezłe narzędzia. Kolorowe, plastikowe uchwyty, niezła jakość - niektórych narzędzi kupionych jeszcze w latach 70-tych używam do dziś. Fajne były też plastikowe skrzynki na narzędzia, śrubki itp. Znowu polskie elektronarzędzia były lepsze. Bo licencyjne.

Sprzęt grający made in GDR nie był specjalnie dobry. Unitra robiła lepszy, między innymi dlatego że w dużym stopniu licencyjny. Telewizor Jowisz z kineskopem na licencji RCA był jakościowo lepszy od NRD-owskich, polskie radiomagnetofony na licencji Grundiga też. Również wiele krajowych konstrukcji przewyższało ich odpowiedniki z NRD, na przykład amplituner Radmor, magnetofony szpulowe serii Aria (chętnie kupowane w NRD, mimo że też badziew), mini wieże Unitry czy głośniki i zestawy głośnikowe Tonsilu. Wiele modeli krajowego sprzętu było robione na eksport na Zachód, NRD-owskiego nie.

Wieża RFT S3000 HiFi, NRD, ok.. 1985

Wieża RFT S3000 HiFi, NRD, ok.. 1985

NRD-owcy opracowali też elektroniczne mechanizmy do zegarków i budzików, wiem że teraz są takie chińskie po groszu za tuzin, ale wtedy jeszcze nie było. Robili na nich szeroki asortyment budzików oraz zegarów naściennych i stojących, wiele modeli było naprawdę ładnych.

Budziki z NRD, po lewej i prawej elektroniczne ok. 1985

Budziki z NRD, po lewej i prawej elektroniczne ok. 1985

Jeszcze dwie branże były przedmiotem szczególnej dumy NRD: Mikroelektronika oraz mechanika precyzyjna a w szczególności sprzęt fotograficzny. Obu tym tematom poświęcę osobne notki. Być może powstanie też specjalna notka o zabawkach. Mniej dumne były osiągnięcia NRD w branży motoryzacyjnej, ale notka o tym też będzie.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , ,

Kategorie:DeDeeRowo

11 komentarzy

Żegnaj NRD (1): Początek

Każdy inteligentny blogokomentator może sobie wyguglać skąd pochodzę i gdzie studiowałem. A ponieważ było tak, jak było ogłaszam się samozwańczym ekspertem od NRD i rozpoczynam cykl wykładów na temat wyższości NRD nad resztą świata lub odwrotnie. 40 lat NRD - 40 lat socjalistycznego cyrku to najlepsza charakterystyka tego dziwnego tworu. Hasło podobno autentyczne (trudno mi potwierdzić wiarygodność naocznego świadka, ale ma on tytuł profesora), tyle że lat było wtedy 20.

No dobra, jestem ze Szczecina, NRD dla mnie od zawsze było tuż za miedzą. Najpierw mimo wszystko daleko - nie dało się tam pojechać, ale później zrobiło się całkiem blisko - do wyjazdu wystarczał dowód osobisty + książeczka walutowa. Nie pamiętam już, czy rodzice kupowali marki NRD na czarnym rynku, czy wystarczało to, co można było wymienić na książeczkę walutową, ale kraj za miedzą stał otworem.

NRD widziane oczyma Polaka przyjeżdżającego na zakupy do Schwedt albo Berlina było całkiem fajne. Nowe bloki w miastach były o wiele ładniejsze od szarych, smutnych bloków w Polsce.

Bloki w Erfurcie

Post NRD-owskie bloki w Erfurcie

Była autostrada aż do Berlina i dalej, nie taki ogryzek jak pod Szczecinem. Co prawda też dziurawa, ale zawsze. Ale najfajniejsze były sklepy. W takim w sumie nie za dużym mieście jak Schwedt (jakieś 50.000) dom towarowy był taki, że w Szczecinie do dziś takiego nie ma.

Dom towarowy w Schwedt

Dom towarowy w Schwedt (NRD) Żródło: http://schnitzler-aachen.de

Wejście z kurtyną powietrzną, schody ruchome... W tamtych czasach to było coś. A co dopiero mówić o domu towarowym na Alexie w Berlinie.

Dom towarowy na Alexanderplatz w Berlinie

Dom towarowy na Alexanderplatz w Berlinie za czasów NRD. Żródło: Bundesarchiv Bild 183-K0212-0301-001

A w tych domach towarowych...

  • Ładne, kolorowe artykuły gospodarstwa domowego, zwłaszcza te z tworzyw sztucznych, jakże inne od przaśnych, szaroburych dostępnych w Polsce.
  • Piękne,  praktyczne wyroby z cienkiego szkła jenajskiego, takich w Polsce nie było.
  • Bardzo przyzwoite i niedrogie narzędzia (niektóre kupione w tamtych latach mam i używam do dziś).
  • Buty, buty, buty, dla bogatszych nawet licencyjny Salamander. Ponieważ Polacy masowo je wykupywali, celnicy NRD-owscy nie pozwalali na ich wywóz. Więc jechało się w jakichś zużytych, które się w drodze powrotnej wyrzucało. W lesie koło drogi tworzyły się całe wysypiska starych, polskich butów.
  • Ubrania i buty dla dzieci, styl ich może nie był najpiękniejszy, ale za to były dotowane przez państwo, więc za pół darmo. I w wyborze.
  • Artykuły papiernicze i szkolne - jak i plastiki - kolorowe i fajne, nie szare i smutne.
  • Żywność generalnie nie była rewelacyjna, ale czekoladę, rodzynki i migdały zawsze można było sobie przywieźć.
  • No i najfajniejsze: Zabawki. Kolejki elektryczne firmy PIKO. Plastikowe modele do sklejania. Klocki różnego rodzaju, Samochodziki. I jeszcze, jeszcze, jeszcze...

A po zakupach trzeba było tylko postarać się, żeby NRD-owski celnik nic nie zabrał i już można było się cieszyć, jak się u nas w domu mówiło, łupami.

I tak fajnie było aż do roku bodajże 1980, kiedy to w Polsce wybuchła epidemia pryszczycy. Co? Nikt takiej epidemii nie pamięta? A, prawda, w Polsce nazywało się to inaczej, strajki, czy jakoś tak, ale w NRD upierali się że to pryszczyca i już. I dla ochrony NRD-owskiego bydła granicę zamknięto.

To dopiero początek cyklu. W następnych odcinkach: agenci Stasi, członkowie SED, donosiciele, przeszukania, dzielna Armia Radziecka i piwo. Stay tuned.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dotyczy: , , , , , ,

Kategorie:DeDeeRowo

Komentarze: (1)